32. "Odejść stąd"

Piorun przeciął popołudniowe niebo dokładnie w chwili, w której pięć jastrzębi wylądowało na szczycie wzgórza. Już po chwili w tamtym miejscu stało dziesięć osób. Każda z nich znajdowała się tam z tysiąca różnych powodów, ale każda miała jedną, cichą nadzieję - przeżyć.
Shara zerknęła na swoich towarzyszy, którzy właśnie wpatrywali się w konie galopem oddalające się od Czarnej Bramy. Nietrudno było domyślić się, że właśnie zerwane zostały negocjacje z przeciwnikiem. Aragorn, który stał się po bitwie o Minas Tirith dowódcą wojsk Wolnych Ludów, dojrzał wreszcie przybyszy. Ścisnął wodze, a jego koń zwolnił biegu. Mężczyzna wyprostował się, mimo wszystko zaskoczony widokiem tej osobliwej dziesiątki. Czterech żołnierzy Fornostu i Generał, którego oczy błyszczały zemstą. W dłoni ściskał obnażony miecz i zdawało się, że rwał się do bitwy. Éowina stała obok, a wyglądała jak królowa. Na jej głowie korona lśniła przy każdym uderzeniu pioruna. Hobbici patrzyli ku Mordorowi, zastanawiali się, czy ich kochany Frodo wciąż walczy, jak oni zamierzają. Faramir, choć dopiero wyleczony z ran, patrzył na wojska Gondoru i wiedział, że towarzysząc im w tej ostatniej godzinie dokonał dobrej decyzji.

A Shara stała przy Éowinie, w środku rzędu. Po jej policzkach płynęły krople deszczu, włosy wilgotniały na deszczu. Niespiesznym ruchem wyciągnęła z pochwy przy pasie nóż Berena i trzymała go, a końcówka wymierzona w ziemię odbijała światło. Jej dłoń przecięta była wewnątrz podłużną szramą, pozostałą po bitwie Pięciu Armii i później ataku jej siostry. Jej malinowe usta drżały lekko, choć nikt zdawał się tego nie dostrzegać. Światło słoneczne nie przebijało się przez grube chmury burzowe, więc wokół panowała ciemność.

Czarna Brama uchyliła się i Shara usłyszała, jak Daul wciąga z sykiem powietrze przez usta, gdy wszyscy ujrzeli armię kierującą się naprzeciw Aragornowi. Kroki tysięcy stóp pobrzmiewały w powietrzu, wywołując dreszcze u żołnierzy Fornostu.

- Wiesz, Daulu - Shara pochyliła się w stronę Generała i rzekła cichym głosem: - Żałuję, że w Mordorze nigdy nie pozwolono mi zaznać prawdziwego dzieciństwa, u boku mojej siostry.

- Co masz na myśli? - spytał, zaskoczony niespodziewanymi słowami kobiety

- Słyszałam, że przed bitwą, przed tym, jak stajemy twarzą w twarz ze Śmiercią, przypominamy sobie szczęśliwe momenty. Chwile, w których jako dziecko biegaliśmy po polach, bawiliśmy się z rodzeństwem - zamilkła na moment, gdy błyskawica przecięła niebo, oświetlając jej stężałą twarz. - Ja i Kala od urodzenia byłyśmy duchami, które mają walczyć. Teraz żałuję, że nie mam tych dobrych wspomnień.

- Przypomnij sobie więc nasze królestwo, Sharo. Wspomnij naszych mieszkańców i uczty z nimi. To były chwile pełne ciepła.

Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust i skinęła głową, ale po chwili spuściła wzrok. Otworzyła usta i prawdopodobnie chciała coś odrzec, ale w końcu nie powiedziała nic. Dopiero po kilku momentach spojrzała ponownie na mężczyznę i powiedziała głosem miękkim, prawie łagodnym:

- Żegnaj, Generale.

- Żegnaj, królowo - odpowiedział. Mrugnął kilkukrotnie, a jego oczy szkliły się niemal niedostrzegalnie.

Oboje spojrzeli przed siebie, na pole bitwy. Pozostało jedynie kilka chwil do starcia armii.

Zaczęło się ostatnie, niecierpliwe odliczanie.

- Wiecie, panowie - zerknęła na hobbitów - po powrocie do Shire staniecie się bohaterami. Wasi bliscy będą o was układać pieśni.

- Naprawdę sądzisz, pani, że wrócimy do domu? - spytał cicho Pippin

- Och, tak sądzę.

Odwzajemniła niepewny uśmiech niziołka i wbiła wzrok w armię. Nadszedł czas. Otworzyła więc usta, by dać znak do ataku.

Była otoczona wrogami. Z drugiej strony,  byli nimi niemal wszyscy uczestnicy tej bitwy, więc było to dość oczywiste stwierdzenie. Wokół niej krzyki były ogłuszające, a błyskawice dogorywającej burzy - oślepiające.

Kobieta wiedziała, że nie ma wiele czasu, by zrealizować swój plan.

Rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegała żadnego z żołnierzy Fornostu.

W pewnej odległości dojrzała, jak rycerz Rohanu spada z konia, raniony orkową strzałą.

A ponieważ to była jej jedyna szansa, kobieta rzuciła się przed siebie.

Pomimo chaosu ją otaczającego, udało się jej uspokoić wierzchowca na tyle, by zdołać wskoczyć na jego grzbiet. Ścisnęła wodze jedną dłonią, drugą zacisnęła na ostrzu Berena. Spojrzała w niebo i zobaczyła, jak przez grubą warstwę chmur przebija się nieśmiało słońce. Wiedziała, gdzie musi się skierować, i ruszyła na zachód.

Wszyscy bowiem powinni pamiętać, że to właśnie Shara robiła od lat. Uciekała. Zabawne, ponieważ w jej głowie nie krzyczał głos mówiący o braku honoru. Nie odwróciła się nawet na moment, galopując przez pole bitwy, manewrując między ciałami jej ofiar. Krople deszczu spływały po stroju kobiety, zasłaniały wzrok, utrudniały tę desperacką gonitwę.

W pewnym momencie jedynym, co kobieta słyszała, był stukot kopyt na twardym gruncie.
Odetchnęła, drżąc lekko. I potem uśmiechnęła się, a w jej oczach zalśniły łzy, gdy zrozumiała, że za chwilę opuści pole walki, i ruszy przed siebie. I zdała sobie sprawę z tego, że nikt jej nie zatrzyma.

Ale właśnie wtedy jeden z orków w ostatniej desperackiej próbie powstrzymania kobiety stanął na drodze jej konia, wymierzył, a potem wbił włócznię między żebra wierzchowca. Ten zarżał przeraźliwie, potknął się i uderzył w ziemię. Shara, wyrzucona z siodła, upadła chwilę po nim.

Jęknęła, ale już po chwili zerwała się na równe nogi i spojrzała w stronę swojego przeciwnika.

Jej oczy były szeroko otwarte w przerażeniu i wściekłości.

I wtedy, tak, chyba wtedy, coś w niej... pękło. Wyglądała jak osaczone zwierzę, które postanowiło utorować sobie drogę ucieczki walką na śmierć i życie. To jedna z najdokładniej wyszkolonych wojowniczek Mordoru - orkowie nie mieli szans przeżycia. Wkrótce nóż Berena spłynął czarną niemal krwią, a kobieta walczyła dalej, chaotycznie, z dawno nieodczuwaną desperacją. Nie wiadomo, czy z przypadku, ale przez długi czas w pobliżu kobiety nie znalazł się żaden wojownik Wolnych Ludów. Dla niej to jednak nie miało znaczenia, była Zdrajczynią wszystkich królestw Śródziemia.

Jeden z orków wrzasnął, umierając u jej stóp, ale ona jedynie wyrwała z jego dłoni zakrzywione, wyszczerbione nieco ostrze miecza. Wyprostowała się. Z jej nosa, rozbitego podczas upadku, kapała krew, a ciemna maź, krew orków, splamiła jej strój. Kobieta zatoczyła się lekko, gdy świat przed nią zawirował. Odzyskała równowagę dokładnie w momencie, w którym wyczuła czyjąś obecność za swoimi plecami. Uniosła ramiona i z krzykiem zamachnęła się mieczem, odwracając się.

W powietrzu rozległ się ohydny dźwięk ścieranej stali, gdy miecze wojowniczki i jej przeciwnika skrzyżowały się.

I wtedy kobieta wiedziała, że już jest przegrana.

Przez moment stała bez ruchu, nagle jednak upuściła ostrze i Angrist, trzymany w drugiej dłoni. Mężczyzna również opuścił miecz i chyba nie wiedział, co powinien powiedzieć. Wydawał się tak żywy, tak realny, że Shara przez moment uwierzyła. Ale przypomniała sobie, że towarzyszą jej duchy.

- Mau, nie mogę tego zrobić - rzekła, oddychając ciężko.

A mężczyzna uśmiechnął się. Podszedł bliżej i chwycił dłoń królowej. Pogładził palcem bliznę w jej wewnętrznej części.

- Kocham cię, Sharo - odparł po prostu. - Wiesz, co musisz zrobić. Widziałaś to w snach wiele razy.

Kobieta rozluźniła się delikatnie i skuliła. Milczała, a po chwili spojrzała w kierunku pobliskiego wzgórza

- Chciałabym uciec - jej głos ledwo przebijał się ponad gwar bitwy. - Odejść stąd.

Ale Generał nic więcej nie odpowiedział. Wbił wzrok we wzgórze i gdy Shara ponownie spojrzała w jego stronę, mężczyzny już nie było. Schyliła się więc i podniosła nóż Berena z ziemi. Wytarła je skrawkiem rękawa i dopiero wtedy zauważyła, że na ostrzu była w stanie dojrzeć ciemniejsze nitki, jak gdyby pozostałości po złamaniach na legendarnym nożu. Ale kobieta nie ufała już samej sobie, więc mrugnęła kilkukrotnie. Poszła powolnym krokiem i nikt już nie zagrodził jej drogi.

Aż w końcu stanęła na szczycie wzgórza i zeszła do niewielkiego, nieckowatego obniżenia. Zeszła po zboczu wzniesienia i stanęła u jego stóp.

I wtedy właśnie wizja, która napawała ją strachem od lat, zaczęła rozjaśniać się przed jej oczami. Widziała dogorywającą burzę, krople deszczu spływające po jej twarzy. Widziała bitwę i właśnie wtedy, gdy domyśliła się kolejnego kroku, na scenę, powolnym krokiem z naprzeciwka, wkroczył Mau. Wyglądał jak najdostojniejszy z rycerzy. Jego zbroja, przeciwnie niż jeszcze kilka chwil wcześniej, była lśniąca, wyczyszczona. Jego dłoń zastygła na głowicy miecza. Generał drżał lekko z zimna.

Kobieta ruszyła ku niemu.

W takim razie... Co będzie dalej?:)

Podpowiedź - wizję pojedynku wrzuciłam do rozdziałów - 22. pierwszej części, 3.2. i 10. trzeciej. Mam nadzieję, że zobaczę Wasze ciekawe propozycje i... do napisania już wkrótce!

Moi drodzy - Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że są dla Was piękne i szczęśliwe. Życzę Wam wszystkiego, co najlepsze, ale przede wszystkim - wiele weny dla wszystkich sfrustrowanych pisarzy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top