22. Dowódca i Wąż

- Spójrz, Sharo, dogoniły cię twoje demony - mówił we Wspólnej Mowie, książę elfów zmarszczył brwi.

- Zginiesz, jeśli pozwolisz mu mnie zabić - warknęła Shara.

- Zabić cię? - prychnął - Nie, on tego nie zrobi - machnął ręką w stronę księcia. - Nasz Pan powiedział mi bardzo dokładnie, w jaki sposób cię wykończy, jeśli nie wykonasz misji - Legolas napiął cięciwę do granic wytrzymałości. - Może powiesz elfowi, dlaczego go nie zabiłaś?

- Indis, o czym on mówi?

- Twoje imię - Bolg pochylił się i szepnął to lodowatym głosem do ucha kobiety.

- Shara - jej oczy przygasły. Zrozumiała, że nadszedł moment, w którym książę usłyszy prawdę. Wreszcie dowie się, w kim myśli, że się zakochał.

- W Czarnej Mowie to znaczy „ludzie", prawda? - kobieta skinęła głową na słowa orka, a jej twarz wykrzywiała wściekłość - Dlaczego wybrano ci to imię? - nóż na gardle kobiety przebił jej skórę, spod ostrza powoli zaczęła wypływać szkarłatna krew.

- Ponieważ Pan powiedział, że moim przeznaczeniem jest patrzeć, jak ludzkie narody klękają przed nami.

Książę elfów nie był głupi. Mógł strzelić od razu i zabić jednego z najgroźniejszych dowódców Mordoru. Ale i on tamten nie był głupi - wiedział, że Legolas zna wartość informacji i zamierza pozwolić kobiecie wyznać całą prawdę.

- Byłaś dla niego ważna, tak?

- Byłam nazywana przez wielu jego ukochaną uczennicą.

Elf stał nieruchomo, a na jego bladej twarzy widać było przerażenie. Zrozumiał, kogo wpuścił do swojego życia. Nie mógł przestać zerkać na pierścień zaręczynowy na jej palcu. Wiedział, że przyjdzie mu zapłacić za zaufanie tej kobiecie. Głosy krasnoludów, orków i elfów już dawno ucichły. Wydawało się, że tylko ich trójka stała w tym smutnym, opustoszałym lesie.

- Do doliny Rivendell przyjechałaś z misją. Na czym ona polegała?

- Zabij mnie - ochrypłym głosem krzyknęła Shara - Zabij mnie tu i teraz, ale ja nie zdradzę mu misji.

- Zabawne - wzdrygnęła się, słysząc jadowity głos tuż przy swoim uchu. - Dopiero, gdy jestem o krok od poderżnięcia ci gardła, stałaś się lojalnym żołnierzem. Szkoda, że nigdy już nie wypełnisz tego planu.

- Czemu nie zostałaś w Rivendell? - odezwał się książę - Jesteś elfką. Jeśli orkowie porwali cię i zmusili do walczenia po ich stronie, nie musiałaś kłamać. Elrond otoczyłby cię opieką.

- Książę elfów, a taki naiwny - ork zaśmiał się niskim głosem.

I wtedy pomiędzy gałęziami, wysoko ponad głową księcia, pojawił się wielki ptak. Pikował w stronę elfa, który uniósł głowę i wycofał się, unikając uderzenia jastrzębia. Na ziemi wylądował już przemieniony w mężczyznę. Wyciągnął miecz i zamachnął się nim w stronę księcia elfów. Legolas odskoczył zwinnie na bok, wycelował i strzelił w stronę niespodziewanego przeciwnika. Prawdopodobnie gdyby ten nie zdążył się odsunąć, strzała wbiłaby się między jego żebra. Zamiast tego syknął i złapał się za bok. Rozerwany skrawek koszuli zaczął nasiąkać krwią. Mau uniósł wzrok i wydawał się zaskoczony, że strzała zdołała go drasnąć. Dwaj mężczyźni przez moment patrzyli na siebie wrogo. Mau spoglądał na elfa, a w jego oczach można było dostrzec promyk rozbawienia. Poznał w końcu książątko, którego serce skradła pupilka Mordoru. Rozejrzał się dookoła, ale po dowódcy orków i kobiecie nie było śladu. Warknął, wściekły na siebie. Miał sobie za złe, że nie powstrzymał Bolga przed porwaniem Shary. Odchylił się do tyłu i zeskoczył ze stromej skały, na której stał, w locie przemieniając się z powrotem w jastrzębia i wzbijając w powietrze.

Elf odetchnął głęboko i bezsilnie opadł na trawę. Spuścił głowę i wsłuchał się w szum wody daleko pod nim. W swoim królestwie na zawsze pozostanie księciem, który dał się omamić elfce na usługach Mordoru. Spojrzał w górę, na gwiazdy.

W jego oczach błysnęła zemsta.

Dopadnie tę oszustkę, choćby miał za nią gonić przez stulecia.

---

Tymczasem oszustka, posiniaczona i zakrwawiona, została przez orków wrzucona do zapyziałej celi. Nie miała pojęcia, gdzie trafiła. Prawdopodobnie nawet i bogowie nie wiedzieli. Nie mając siły, by utrzymać się stabilnie na nogach, nie próbowała nawet wydostać się na wolność. Opadła na zimną, przesiąkniętą smrodem rozkładu ziemię i oparła się o ścianę. Uniosła dłoń, obolałą od uścisku orka, ku szyi. Gdy jej dotknęła, momentalnie cofnęła rękę, gdy kark i głowę przeszył jej promieniujący ból. W pomieszczeniu było całkowicie ciemno, więc musiała się domyślać, że to krew oblepiła jej palce. Żeby zatrzymać powolne krwawienie, sięgnęła do rękawa swojego stroju ze smoczych łusek. Zdołała urwać fragment tkaniny, tworzącej do niego podszewkę. Docisnęła go do rany na szyi. Zadrżała i zacisnęła powieki. Modliła się, żeby to wszystko okazało się jedynie wielką pomyłką, koszmarem sennym.

Otworzyła oczy dopiero po kilku minutach, gdy usłyszała cichy głos dobiegający zza drzwi. Od razu rozpoznała, do kogo należał. I ze wszystkich osób tej spodziewała się prawdopodobnie najmniej.

Drzwi uchyliły się delikatnie. Shara musiała zmrużyć powieki, oślepiona jaskrawym światłem. W końcu jednak wyraźnie widziała kobietę stojącą przed sobą, oświetloną płomieniami pochodni.

- Powiedz mi, co chciałaś osiągnąć?

Głos Kali przyprawił jej siostrę o ciarki na plecach. I mimo tego, jak rozwścieczona była w tamtym momencie, naprawdę zastanowiła się nad odpowiedzią na to pytanie. W tamtym momencie, pokonana i obolała, po raz pierwszy zaczynała wątpić w geniusz planu, który uważała za swoją największą szansę.

- Po prostu nie chciałam go niepotrzebnie krzywdzić - każde słowo wypowiadane zachrypniętym głosem sprawiało kobiecie ból.

- Urocza jesteś - roześmiała się Kala. Jej śnieżnobiała suknia wydawała się lśnić własnym blaskiem, nie było na niej widać ani plamy mimo brudnej ziemi, na której stała. - A czemu wypuściłaś Thorina? Uwierzyłaś w jego opowieść o straconym dziedzictwie? - jej siostra uparcie milczała - Ale skoro nie chcesz mi niczego mówić, w porządku. Przyszłam tu, żeby ci coś pokazać.

Podeszła do Shary i delikatnie ujęła jej dłoń.

A wojowniczka zobaczyła pole bitwy. Dziesiątki tysięcy żołnierzy odpierających przytłaczający atak armii Mordoru. Nad nimi dogorywała burza z piorunami. Horyzont wyglądał, jakby stał w ogniu. Słońce zachodziło krwawo. Shara widziała to z perspektywy ptaka szybującego wysoko nad ścierającymi się armiami. Po kilku chwilach dojrzała kilka postaci ukrytych za wysokim wzgórzem.

Z jednej strony stał Mau, o nieruchomej twarzy podobnej do kamiennej rzeźby. Wpatrzony był w scenę przed nim. Jego dłoń zastygła na głowicy miecza. Drżał lekko z zimna. Naprzeciwko niego Shara dostrzegła swoją siostrę. Ubrana w srebrzystą zbroję, zerknęła w dal, na słońce. Zmrużyła oczy, a widok zaparł jej dech w piersiach. Powolne łzy spływały po jej policzkach.

A między nimi potężny Pan Mordoru zastygł w bezruchu. Pod postacią wysokiego, bladego rycerza chwytał kobietę w talii. Wyglądał jak duch. W jego dłoni błysnęło ostrze Berena i szybkim niczym myśl ruchem wbił go w bok kobiety. Ta zachłystnęła się powietrzem i otworzyła szeroko oczy. Jej odchylone do tyłu ciało naprężyło się. Ona i Sauron przypominali parę zatrzymaną w tańcu. Aż do momentu, w którym Czarny Pan rozluźnił uścisk i pozwolił kobiecie upaść na ziemię. Uderzyła w nią z jękiem.

I wtedy Shara rozpoznała w twarzy kobiety samą siebie. I przeraziła się widząc, jak leżąca na ziemi postać powoli wypuszcza ostatni oddech z płuc, bez życia.

W jej pustych oczach zgasło odbicie słońca.

- Co to jest? - szepnęła z przestrachem Shara

- Gdy odeszłaś, orkowie zaczęli badać moje umiejętności. Dosyć szybko okazało się, że potrafię ukazywać ludziom wizje. Czy ta wizja, wizja twojej przyszłości, okaże się prawdziwa, nie wiem - wzruszyła ramionami. - Ale wydawało mi się, że powinnaś ją zobaczyć.

Spuściła wzrok i westchnęła cicho. Nie chciała spojrzeć na swoją siostrę. Nie mogła na nią spojrzeć.

Czasem zastanawiam się, czy kobieta brzydziła się Sharą, od kiedy zostały rozdzielone. A może wiedziała dokładnie, jaką przyszłość przewidzieli dla nich orkowie?

Pokręciła głową i odeszła. Zamknęła za sobą drzwi, pogrążając pomieszczenie w ciemności.

A uwięziona w celi kobieta do końca życia nie dowiedziała się, czy wizyta jej siostry była jedynie przywidzeniem, halucynacją, czy może naprawdę miała miejsce.

---

Shara szacowała, że była przetrzymywana w celi przez cały następny dzień i noc. Przynajmniej tak oceniła, widząc jasny, blady pasek światła odznaczający się pod drzwiami do pomieszczenia. Przez ten czas rana na szyi zdążyła się zasklepić, choć głos wydobywający się z gardła kobiety dalej był skrzekliwy i zachrypnięty.

Tuż przed wyjściem z celi wojowniczka chodziła po niej od ściany do ściany. Zacisnęła zęby i starała się nie wyładować swojej wściekłości na czymkolwiek poza twarzą Bolga, którego musiała przecież w końcu zobaczyć.

Jej przewidywania sprawdziły się być może godzinę po wschodzie słońca, kiedy to drzwi do jej celi ponownie stanęły otworem. Musiała zmrużyć oczy, by przyzwyczaić się do nagłego światła. W tym czasie została pochwycona przez dwóch orków i pociągnięta w jakimś bliżej nieokreślonym kierunku. W końcu, gdy odzyskała ostrość widzenia, dostrzegła, że jest prowadzona przez ciasne, wąskie korytarze w jakiejś niewielkiej twierdzy, o której istnieniu wcześniej nawet nie wiedziała.

Kluczyli przez kilka dobrych minut, ale w końcu orkowie zatrzymali się i wepchnęli kobietę do zaskakująco dużej i przestronnej sali. Shara odzyskała równowagę i się wyprostowała. Rozpoznała osoby stojące naprzeciwko niej i od razu ruszyła prosto w ich stronę.

Przed nią stał dowódca orków, który zmusił ją do sabotażu własnej misji. Towarzyszył mu wysoki, chuderlawy mężczyzna, o niezdrowo wyglądającej zielonkawej skórze. Od razu poznała w nim Węża, z którym ona i książę elfów walczyli w sali tronowej Morgotha.

Shara pod wpływem impulsu miała ochotę rzucić się na Bolga. Szybko jednak zrozumiała, że nie ma w starciu z nim żadnych szans. Nie bez broni. Zatrzymała się tuż przed jego postacią i warknęła cicho.

- Miło cię widzieć taką poobijaną i zakrwawioną, zdrajczyni - Wąż zaśmiał się, smakując nowy tytuł kobiety. - Zwłaszcza po tym, jak twój kochaś próbował mnie zabić. Ty zresztą też.

- Nigdy nie zdradziłam Pana - prychnęła, spoglądając w bok, na swojego rozmówcę.

- Pozwoliłaś uciec krasnoludom. Pozwoliłaś przeżyć synowi króla.

- Syn króla uczestniczył wieczorem w dniu ucieczki w wielkim balu zorganizowanym przez Thranduila. Nie było sposobu, w jaki mogłam go zabić i uciec, nie rzucając na szalę powodzenia misji - odparła szybko, uśmiechając się jadowicie.

- Krasnolud? - warknął ork, podchodząc do niewielkiego okna i wyglądając przez nie

- Przeżył, ponieważ tylko on wie, w jaki sposób można dostać się do Góry - zgrabnie skłamała. - Naprawdę się zastanówcie, czy wolicie, żeby zginął z mojej ręki w jakiejś zapchlonej celi Leśnego Królestwa, czy może leżąc na górze złota swoich przodków.

Mężczyźni wymienili spojrzenia. Wąż powolnym krokiem okrążył kobietę, przyprawiając ją o gęsią skórkę. Skrzywiła się nieznacznie.

- Przejrzeliśmy torbę, którą miałaś ze sobą podczas ucieczki. Znaleźliśmy tam setki stron notatek. Co jest w nich napisane?

- Widzę, że nie było błędem zapisywanie ich po elficku - zachichotała. - Możecie być pewni, że ich wam nie przetłumaczę.

Ork odwrócił się w jej stronę i ruszył gwałtownie z miejsca. Uniósł dłoń i zamachnął się w jej stronę.

- Dotknij mnie tylko - powiedziała cicho kobieta, skutecznie powstrzymując orka przed uderzeniem jej. - A dopilnuję, żeby zapewniono ci tortury, po których będziesz się modlić o śmierć. Zabawne - prychnęła. - To znaczy dokładnie takie, jakie ty stosowałeś na setkach niewinnych, prawda?

- Gdzie jest zeszyt?

- Nie mam go przy sobie - wzruszyła ramionami.

- Najwyższe kręgi Mordoru zadecydowały o twojej śmierci dzisiaj wieczorem. Ocalisz się tylko, jeśli przekażesz nam ten zeszyt. Podejmij więc mądrą decyzję, Sharo - Wąż dotknął jej ramienia. Kobieta wzdrygnęła się.

- Powinniście byli lepiej ustalić waszą wersję wydarzeń przed rozmową ze mną - mruknęła. - Kim są te „najwyższe kręgi"? Wy i Azog Plugawy? Czarny Pan i Czarodziej zamierzają utrzymać mnie przy życiu za wszelką cenę ze względu na przepowiednię. Na pewno nie pozwoliliby poderżnąć mi gardła przez kogokolwiek innego niż... - urwała i zmarszczyła brwi. - Ale to nieważne. Doskonale wiem, że porwanie mnie i umieszczenie w tej podłej celi było rozkazem twojego ojca - skinęła w stronę orka, po czym zaczęła się powoli do niego zbliżać. - Zastanawiam się tylko, co powie Czarodziej, gdy usłyszy, że zagroziliście powodzeniu jedynej misji, która w tej chwili go obchodzi - syknęła, stojąc z nim twarzą w twarz. Zabawne, że przy tej niepozornej kobiecie dowódca orków wydawał się w tamtym momencie tak absurdalnie malutki. - I zapewniam, że jeśli mnie nie wypuścicie, wy dwoje znajdziecie się na mojej bardzo krótkiej liście. Naprawdę chcecie wojny?

Bolg przez dłuższą chwilę wpatrywał się z furią w oczach w wojowniczkę. Wąż myślał przez moment, ale w końcu rozwścieczony wyszedł z sali i wrócił w towarzystwie dwóch orków, trzymających torbę kobiety i nóż Berena. Shara odwróciła się do niego, przejrzała pośpiesznie zawartość torby, zarzuciła ją sobie na ramię i przypięła Angrist do pasa. Bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia.

- Myślisz, że wygrałaś, dziewczyno?

Wojowniczka zatrzymała się w miejscu i obejrzała przez ramię na dowódcę orków. Uśmiechnęła się delikatnie.

- Nie wiem, prawdopodobnie nie. Ach, powiedz swojemu ojcu... Powiedz mu, że pewnego dnia zginie za to, co zrobił mojej siostrze.

Nikt nie powstrzymał jej przed wyjściem na wolność.

---

Hej! Komentujcie, wpisując swoje przemyślenia dotyczące fabuły:)

Do napisania!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top