~47: W tej wojnie musi być Victoria!~
– Charles – mruknął przez sen.
Powoli odzyskiwał już świadomość, ale wciąż jedną nogą był w krainie sennych marzeń. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że powiedział coś na głos. Dość często mu się to przytrafiało. Czasem nawet policjantowi udawało się to usłyszeć i za każdym razem uśmiechał się, bo zwykle wtedy słyszał swoje imię albo nazwisko. Uważał za niezwykle urocze, że pierwsze słowo wypowiedziane przez jego chłopaka z rana było takie, a nie inne.
Głośniejsze przełknięcie śliny, a potem westchnięcie. Uchylił leniwie powieki, żeby spojrzeć za zegarek. Była już prawie 10 rano, ale dziś akurat mogli sobie poleniuchować. Tym bardziej, że wczoraj siedzieli do późna razem z Larissą. Rozmawiali, próbowali coś oglądać, potem znów skupiali się na rozmowie. Oczywiście jego siostra nie przepuściła okazji i próbowała dyskretnie robić im zdjęcia. Na szczęście było trochę za ciemno i niewiele dało się zobaczyć na fotografiach.
A po co jej to? Też chciałby to wiedzieć. Zapytana o powód, odpowiedziała, że po prostu wyglądali uroczo. Wiedział, iż ona lubiła każdą sytuację uwieczniać na zdjęciach, ale to chyba była leciutka przesada.
Gdy próbował się poruszyć, poczuł na sobie ciężar. Nie było to coś, co by mu uniemożliwiało oddychanie, ale wolał sprawdzić, jaki był tego powód. Podniósł głowę, żeby zobaczyć, że jedna z nóg Vasillasa była przerzucona przez jego biodro i to głównie ona mu ciążyła. Dodatkowo przytulony do jego pleców glina obejmował go jednym ramieniem w pasie, druga ręką natomiast znajdowała się pod głową Willa. Czuł na karku jego spokojny oddech.
Starał się chociaż trochę uwolnić spod kołdry, którą z jakiegoś powodu był opatulony, jakby właśnie znajdowali się na Antarktydzie. Właściwie to wyjaśniałoby, dlaczego Charles tak się do niego tulił. Być może zabrał mu kołdrę i ten szczeniak po prostu podążył za utraconym ciepełkiem.
Usłyszał ciche mruknięcie tuż przy swoim uchu. Nie było to nic zrozumiałego, ale Vasillas chyba zaczął się wybudzać. Odrobinę czuł się winny, bo prawdopodobnie było to spowodowane jego wierceniem się. Dlatego teraz znieruchomiał, żeby nasłuchiwać, czy jego chłopak rzeczywiście się obudził.
– Will? – odezwał się zaspanym głosem policjant.
– Możesz spać dalej – powiedział mu.
– Nie mogę, bo ty się obudziłeś i się wiercisz.
Teraz już nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie on był powodem, przez który Charles został wyrwany z więzów snu.
– Wybacz – wymamrotał ciszej.
– To nic – stwierdził glina i pocałował Willa w kark. – Coś nie tak, że się kręciłeś?
– Trochę mi za gorąco – przyznał.
– Mam zabrać nogę?
Z jednej strony dzięki temu zyskałby większą możliwość ruchu, ale jednak tak naprawdę wcale mu to nie przeszkadzało. Chciał tylko trochę ochłody, nie zamierzał odmawiać mu przytulania.
– Nie – powiedział. – Podnieś rękę.
Uczynił to, o co został poproszony, aby Moore mógł wydostać się choć trochę z kokonu utworzonego z kołdry. Potem Vasillas znów objął go i przysunął się bliżej. Zamknął oczy i oparł czoło o tył głowy młodszego chłopaka, aby móc wdychać jego zapach. Pachniał miętą, co bardzo do niego pasowało.
– Teraz lepiej? – zapytał szeptem.
– Tak.
Miał nadzieję, że Will był z nim w tym momencie całkiem szczery i nie mówił tego tylko dlatego, że nie chciał robić problemu. Raczej tak nie było, ale nie mógł mieć pewności.
– Kocham cię – oznajmił nagle. Kierowała nim wewnętrzna potrzeba powiedzenia tego.
– Ja ciebie też, Charles.
·:*¨༺ ♥︎ ༻¨*:·
Wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Sięgnął po urządzenie, ale Larissa była szybsza i zabrała je z dala od niego. Uśmiechnęła się promiennie, aby podkreślić swoje podwójne już zwycięstwo.
– Usuń to – zażądał. Pogroził jej palcem, ale na nią to nie działało.
– Chyba śnisz, mój drogi – odpowiedziała dumna z siebie.
– Charles – zwrócił się do swojego chłopaka, który siedział obok niego przy stole. Był jego ostatnią deską ratunku i miał nadzieję, że glina okaże mu swoje wsparcie. – Pomożesz mi zabrać jej telefon?
Spojrzała najpierw na swojego brata, a potem przeniosła wzrok na policjanta, obawiając się ataku z jego strony. Wiedziała, że ci dwaj byli w stanie zrobić dla siebie nawzajem praktycznie wszystko, a to nie wróżyło dla niej dobrze. Z samym braciszkiem mogłaby sobie poradzić, ale nie miała szans przeciwko im obu.
Jednak tym razem Vasillas wydawał się nie posłuchać swojego partnera. Zamiast tego kontynuował jedzenie płatków z mlekiem, które mieli na śniadanie.
– Nawet ty przeciwko mnie? – zapytał Will, mierząc go wzrokiem. Zdawał się być zawiedziony jego zachowaniem.
– W tym konflikcie jestem Szwajcarią – oznajmił Charles, unosząc dłonie w geście obronnym. Obdarzył swojego chłopaka przepraszającym spojrzeniem. – Tak właściwie to czemu złościsz się z tego powodu? To tylko zdjęcie.
Tak. To było tylko zdjęcie ich obu, gdy smacznie sobie spali przytuleni do siebie. Zdjęcie, które Larissa zrobiła im dziś rano, kiedy oni nawet nie byli tego świadomi. Podstępna żmija wpełzła im do pokoju z telefonem, zanim się obudzili.
– Bo nie lubię, gdy ktoś robi mi jakieś zdjęcia – wyjaśnił. – Szczególnie bez mojej wiedzy.
– Ale uroczo na nim wyglądacie! – zaprotestowała Larissa. Była gotowa walczyć o to, żeby zachować tę fotografię na swoim telefonie. Ich zdjęcia mogły jej się przydać w przyszłości. Brała pod uwagę fakt, że związek tej dwójki mógł doprowadzić do ślubu, a wtedy zmontowałaby im film z ich wspólnych zdjęć. Dlatego już teraz przygotowywała się na taką ewentualność. Być może trochę za bardzo ich shipowała i patrzyła na świat przez różowe okulary, ale jej gay radar podpowiadał jej, że miała rację.
Za swoją wypowiedź została przez brata obdarzona takim samym zawiedzionym spojrzeniem, jakie otrzymał chwilę wcześniej jego chłopak.
– To prawda – przyznał Vasillas.
Westchnął zrezygnowany. Ta walka chyba była już stracona dla niego. Było jeden do dwóch.
– Rissa, wyślij mi to zdjęcie – poprosił Charles, zerkając co chwilę na Willa, chcąc widzieć jego reakcję. Gdyby jego ukochany uparciuch zechciałby kogoś zamordować, chciałby chociaż spróbować go powstrzymać. – A właściwie wysyłaj mi wszystkie, jakie będziesz miała. Potrzebuję nowej tapety w telefonie.
Kolejne westchnienie, a może nawet trochę fuknięcie z irytacji. Teraz to już naprawdę przegrał. Nawet nie zamierzał tego komentować w żaden sposób. Oni i tak zrobią, co będą chcieli i jemu nie uda się ich powstrzymać. Niby posiadanie jego zdjęć przez Larissę nie było przestępstwem, a właściwie dziewczyna miała sporą ilość fotografii z nim, ale nie zmieniało to faktu, że nie lubił żadnej z nich. Tym bardziej, gdy robiono mu je z zaskoczenia, bez jego wiedzy. Dodatkowo na tym zdjęciu był z Vasillasem, a wolałby, żeby coś takiego nie dostało się w niepowołane ręce. Nie mógł nic poradzić na to, że przejmował się tym wszystkim.
– Wysłane – oznajmiła uradowana. Odłożyła telefon na stół, ale wciąż trzymała na nim dłoń w obawie, że teraz któryś z nich zechce usunąć jej to przecudowne zdjęcie. Nie zdziwiłaby się, gdyby to był tylko podstęp ze strony policjanta.
– Złościsz się o to? – zapytał Charles, odwracając się w jego stronę.
Podniósł na niego wzrok. Przestał się już krzywić i powróciła jego typowa obojętność.
– Nie – przyznał. – Nie do końca mi się to podoba, ale nie zamierzam wam tego usuwać.
– Skarbie, to tylko zdjęcie. – Ujął jego dłoń w swoje. – Do tego bardzo urocze.
– Wiem. – Przewrócił oczami. Nie był przecież głupi, rozumiał to. Miał jednak swoje własne zdanie na ten temat. – Ale nie bierz go na tapetę.
– A jako zdjęcie kontaktu do ciebie?
Trzecie i na pewno nie ostatnie tego dnia westchnienie. Miał dość pobytu pod jednym dachem z dwójką wariatów.
– W porządku – zgodził się łaskawie. – Ale tylko, dopóki nie znajdziesz nic lepszego.
Osiągnęła swój cel. Zwycięstwo chyba było jej pisane odgórnie. Wszechświat obdarował ją tym zaszczytem. Ale to nic dziwnego, przecież na imię jej było Larissa Victoria.
Nie dość, że zachowała to zdjęcie i może będzie mogła w przyszłości zrobić z niego pożytek, to jeszcze wysłała je do Vasillasa i ten mógł sobie je ustawić jako zdjęcie przypisane do numeru jej brata. Zaraz dostanie cukrzycy, bo taka urocza z nich parka.
Nie obyło się również bez pokazania Charlesowi innych zdjęć. Na niektórych z nich była wraz z bratem, na innych Will był sam (kolejne zdjęcia z ukrycia). Oczywiście nie mogła się powstrzymać przed wysłaniem kilku ładniejszych do policjanta, żeby ten miał urocze zdjęcia swojego chłopaka.
A co na to Will? Milczał. Wzdychał. Zakrywał sobie twarz z zażenowania. Nie był zły na nich z tego powodu, ale zdecydowanie nie było to komfortowe, gdy ekscytowali się lub śmiali z powodu jego zdjęć. Oni zachowywali się jak madki na widok swoim bąbelków...
Dlatego wybawieniem było wyjście z jej mieszkania. Nie zamierzali spędzać tutaj kolejnej nocy ani nawet nie byli na to przygotowani, więc jakoś w południe opuścili budynek, w którym mieszkała. Przed powrotem do lokum policjanta musieli udać się najpierw na zakupy, bo Vasillas twierdził, że w lodówce miał właściwie tylko światło, a nie był jakąś roślinką, żeby żyć z fotosyntezy.
Zakupy z nim nie były niczym niezwykłym. Właściwie to przez większość czasu praktykowali milczenie. Will chodził po prostu za nim i zajmował się sprawdzaniem mediów albo obserwowaniem otoczenia. Jeśli Charles poprosił go o podanie czegoś albo pomoc, wtedy odkładał telefon i robił, o co go proszono. Poza tym, udawał tak naprawdę, że wcale go tu nie było. Właściwie to nie chciał przeszkadzać swojemu partnerowi podczas zakupów, więc starał się być niewidoczny.
– Jakie owoce lubisz? – zapytał Vasillas, gdy znaleźli się w alejce z warzywami i owocami.
Podniósł na niego wzrok. Wyłączył telefon i wsadził go do kieszeni. Zatrzymali się.
– A czemu pytasz? – odpowiedział. Najpierw musiał zbadać grunt i poznać powody.
– Zalecenia lekarza – przypomniał mu glina. – Miałeś się zdrowo odżywiać.
Racja. Czy zamierzał się do tego stosować? Nie do końca. Tak naprawdę nie uważał, że jego dieta do tej pory była nieodpowiednia. To, że BYĆ MOŻE jadł trochę za mało, to już inna sprawa. Ale z pewnością nie odżywiał się źle. Przecież unikał fast foodów, wszelkiego rodzaju ciężkiego jedzenia i starał się jeść zdrowo.
– Charles – skarcił go, bo tylko w ten sposób mógł wygrać. – Nie potrzebuję niańczenia.
– Nie niańczę cię – sprostował Vasillas z uśmieszkiem. To jeden z tych, które pojawiały się na jego ustach, gdy coś kombinował. – Ja tylko o ciebie dbam.
– Ale nie musisz wydawać na mnie pieniędzy.
To chyba było głównym problemem w tej sprawie. Czuł się jak pasożyt, który tylko wykorzystywał policjanta. Nie dość, że często nocował u niego, to jeszcze wyjadał mu jedzenie z lodówki i zmuszał go do wydawania większej ilości pieniędzy.
– Robię to, bo chcę – oznajmił glina z powagą. Patrzył Willowi prosto w oczy, żeby ten miał pewność, że był z nim szczery. – To nie jest dla mnie problem.
– A jeśli dla mnie jest? – Nie za bardzo chciał prowadzić poważną rozmowę w sklepie, wśród innych ludzi, ale chyba nie miał wyjścia. Musiał zdobyć się na odrobinę szczerości.
– Możemy to jakoś rozwiązać.
Tak. Oczywiście, że mogli. Problem w tym, czy ten uparty glina zgodzi się na jego warunki?
– Coś wymyślimy – dodał. Bił od niego optymizm. Wierzył, że uda im się pokojowo dojść do porozumienia.
– Pozwolisz mi dołożyć się do zakupów? – zapytał, wpatrując się w niego. W oczach odbijała mu się nadzieja na to, że uda mu się coś osiągnąć.
– W porządku – powiedział policjant.
No dobra... Nie spodziewał się, że Charles tak szybko zgodzi się na to. Może po prostu nie chciał się kłócić na środku alejki? Albo jemu też przeszkadzał pasożytniczy tryb życia Moore'a?
– Nektarynki i banany – odpowiedział na jego wcześniejsze pytanie, a zaraz potem ruszył dalej.
Vasillas początkowo nie zrozumiał, o co mu chodziło i chciał pytać go o to, ale szybko zdał sobie sprawę, że wcześniej przecież zapytał go o ulubione owoce. Dlatego grzecznie poszedł za nim i pomógł mu w znalezieniu wymienionych przez niego nektarynek i bananów.
Zgodnie z obietnicą, pozwolił Willowi dołożyć się do zakupów i pokryć część kosztów. Nie tylko dlatego, żeby nie narażać się na jego gniew, ale też po prostu nie chciał, aby jego chłopak czuł się niańczony. Vasillasowi właściwie nie przeszkadzało traktowanie go jak księcia, ale skoro on źle się z tym czuł, był w stanie odpuścić choć trochę. Nie oznaczało to jednak, że Cień nagle przestanie być w jego oczach uroczą istotą, którą należy ubóstwiać. To nigdy się nie zdarzy!
·:*¨༺ ♥︎ ༻¨*:·
Niedziela, 14.02.2021
– Co robimy na kolację? – zapytał.
On i Will stali oparci o wyspę kuchenną, obserwując piekące się w piekarniku ciasteczka, które dopiero co skończyli robić. Wspólnymi siłami udało im się jakoś podołać temu zadaniu, choć żaden z nich nie znał się zbytnio na pieczeniu czegoś takiego. Przepis wysłała im matka policjanta, więc mieli pewność, że był on dobry i powinno im smakować. Oczywiście były to ciastka czekoladowe ze względu na uwielbienie Willa do słodkiego (szczególnie czekolady). Nie bawili się w dekorowanie ich, bo już samo przygotowanie ciasta pierwszy raz było skomplikowane i stresujące. Rzecz jasna, oni mieli przy tym świetną zabawę, obsypywali się nawet mąką i urządzali sobie konkurs na najdziwniejszy kształt ciastka.
Wszystko to dlatego, że dziś było bardzo popularne święto zwane Walentynkami. Charles zaproponował randkę, być może jakieś wyjście gdzieś na miasto, ale Moore szybko podzielił się pomysłem z pozostaniem w ciepłym mieszkaniu i wspólnym pieczeniem, a potem kolacją i migdaleniem się. Glina nie miał problemu z tym, że jego chłopak był introwertykiem i wolał nie wychodzić z mieszkania bez potrzeby. Właściwie to doszedł do wniosku, że ten pomysł był lepszy. Ten mały diabeł był bardziej śmiały, gdy byli tylko we dwaj...
– Mogę ja zrobić? – spytał Will, odwracając głowę w jego stronę.
– Dlaczego? – zdziwił się Vasillas. Przeniósł wzrok na swojego chłopaka, żeby obserwować niepewność i zmieszanie pojawiające się na jego twarzy.
– To żałosne... – Uciekł wzrokiem, żeby nie musieć dłużej patrzyć na policjanta. Chciał przez chwilę przemyśleć ten głupi pomysł.
– Nieprawda. To urocze.
– Chcę spróbować zrobić carbonarę – przyznał. Wciąż nie był pewny, czy to dobry pomysł, jeśli nie znał przepisu ani nawet nie wiedział, czy mu to wyjdzie. Chciał jednak spróbować, skoro miał okazję robić to pod czujnym okiem Charlesa.
To nie było coś, czego glina się spodziewał. Odkopał we wspomnieniach rozmowę o nauce gotowania, ale nie przypuszczał, że jego uparciuch serio będzie chciał spróbować to zrobić. W końcu ten chłopak wolał zawsze robić wszystko sam, omijając szerokim łukiem jakąkolwiek pomoc.
– Okej – powiedział, zbliżając się do niego, żeby go objąć. – Będę ci mówił, co masz robić. Czy taki układ ci pasuje?
– Tak jest, mistrzu carbonary.
Zgodnie z umową – Vasillas oddał swoją kuchnie w ręce Willa. Nie obawiał się, że mieszkanie mogło mu spłonąć. Przecież jego chłopak nie miał z gotowaniem styczności po raz pierwszy, a dodatkowo będzie przez niego instruowany. Wszystko powinno pójść dobrze, prawda?
W teorii nie powinno być źle, ale wszystko zostało zweryfikowane przez wszechświat, który jednak nie pozwolił, aby było zbyt wspaniale.
Pierwszym problemem był już sam fakt, że Will przed zrobieniem czegokolwiek związał swoje włosy. Prawie zawsze miał ze sobą gumkę i nosił ją nawet na lewym nadgarstku razem z kilkoma bransoletkami. Ale co było takie problematyczne w tym? Otóż Charles uważał go za jeszcze bardziej uroczego i zarazem przystojnego w takim wydaniu. Do tej pory Moore chodził w rozpuszczonych, nie wiążąc ich w żaden sposób. Okazało się jednak, że były one już na tyle długie, że dały się zebrać w kitkę. Przynajmniej w większości. Niektóre kosmyki z przodu musiał założyć za uszy, żeby mu nie przeszkadzały. Większość jednak tworzyła kucyk, a te krótsze z dołu pozostały na wolności.
To nie tak, że nigdy wcześniej nie widział go w takim wydaniu. Taka sytuacja już się zdarzyła raz, ale wtedy widział go tylko przez chwilę. Teraz jednak był cały czas z nim, a poziom słodkości wywaliło poza skalę. Niech go wszystkie bóstwa tego świata strzegą od tego małego kusiciela!
Kolejnym problemem było to, że zobaczenie Willa w roli kucharza, a także ucznia bardzo mu się podobało. Przecież nieczęsto taki widok był mu dany. Łapał się nawet na tym, że zamiast mówić mu, co dalej i pomagać w przygotowaniu kolacji, odlatywał myślami. Zaczynał wtedy w swojej głowie ekscytować się z powodu chłopaka, jego wyglądu i całej tej sytuacji.
Poza tym kojarzyło mu się to trochę z momentami, gdy gotował coś razem z matką. Teraz odczuwał namiastkę rodzinnego ciepła i zastanawiał się, jakby to było spędzić z Moore'em resztę życia. Myślał o nim poważnie i naprawdę miał nadzieję, że uda im się stworzyć szczęśliwy, ale przede wszystkim, trwały związek. Przecież nie wyobrażał już sobie życia bez tego uparciucha o ciętym języku.
Mimo przeciwności losu, udało im się zrobić zaplanowaną kolację, którą później zjedli wspólnie. Może nie było to nic romantycznego, bo zabrakło świec, kwiatów i drogiego wina, ale oni rządzili się innymi prawami. Dla nich taki sposób był wystarczający, żeby mieć udaną randkę. Nie potrzebowali nawet słów, żeby wyrazić swoje uczucia, wystarczyły gesty. Sam fakt, że wspólnie upiekli ciasteczka, zrobili kolację, był wystarczającym dowodem ich miłości. Najważniejsze było, że spędzali ten czas razem i świetnie się przy tym bawili. Czego więcej mogli chcieć?
·:*¨༺ ✮ ༻¨*:·
Piątek, 19.02.2021
Larissa była jedyna w swoim rodzaju i miała jakiś niezwykły dar przekonywania. Albo po prostu była jakąś wiedźmą. Ewentualnie nauczyła się jakichś magicznych sztuczek podczas oglądania anime albo czytania mang. Co do pochodzenia jej umiejętności, nie było pewności. Z nią wszystko było możliwe. Równie dobrze to po prostu Will był zbyt wielkim pantoflarzem i był za bardzo podatny na jej wpływ. Na swoją obronę mógł tylko powiedzieć, że jego miłość do siostry była bezgraniczna i wiele był w stanie dla niej zrobić. W każdym razie, ona naprawdę była w stanie przekonać go prawie do wszystkiego.
Tak samo było tym razem. Po kilkuminutowej rozmowie z nią, wysłuchaniu jej próśb i wszelkich argumentów, jakie miała, zgodził się. Sam nie wiedział, dlaczego tak szybko to zrobił, ale to nie było teraz istotne. O wiele ważniejsze było to, co wiązało się z jego zgodą. W końcu obiecał, że poprosi Charlesa, aby razem z nimi udał się w pewne miejsce. Nie wiedział, czy glina będzie chętny na coś takiego i właśnie odmowy, a być może nawet wyśmiania tego pomysłu się obawiał najbardziej.
Przecież nie codziennie ktoś proponował ci wyjście do schroniska, żeby pomóc przy opiece nad zwierzętami, a także przez chwilę się z nimi pobawić. Nie wiedział nawet, czy Vasillas lubił jakikolwiek zwierzęta i czy nie miał alergii na ich sierść, mimo że był z nim w związku już ponad miesiąc. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad takimi aspektami, nie pytał o to, bo jakoś nie było mu to potrzebne do życia. Żaden z nich nie posiadał zwierzęcia w mieszkaniu ani nawet nie zamierzał, więc nie mieli do tej pory powodu, aby rozmawiać o takich sprawach.
Stresował się i to nawet bardzo, gdy dzwonił do niego, aby zapytać, czy Charles chciał do nich dołączyć. Właściwie to nic się nie stanie, jeśli policjant mu odmówi, ale jednak będzie czuł się głupio, gdy dopiero teraz dowie się o jego możliwej niechęci do zwierząt albo alergii. Poza tym sama odmowa będzie dla niego odrobinę bolesna i bez wątpienia będzie czuł zawód.
No trudno. Raz kozie śmierć, prawda?
Okazało się, że jego obawy były całkowicie bezpodstawne i szybko zostały rozwiane. Glina zgodził się z nimi pójść, mimo zmęczenia. On dosłownie niedawno wrócił z komendy i aktualnie był w trakcie jedzenia. Przyznał, że i tak planował skontaktować się z Willem, aby zaproponować mu spotkanie. Nie miał żadnych przeciwwskazań co do wypadu do schroniska dla zwierząt wraz ze swoich chłopakiem i jego siostrą. Liczyło się to, że spędzi trochę czasu z ukochanym, a przy okazji w jakiś sposób pomoże tym biednym stworzeniom. Odrobinkę tylko czuł się nie do końca kompetentną osobą do takiego zadania, ale Moore obiecał go przypilnować i pomagać.
Tak oto we troje wylądowali na miejscu. Przywieźli ze sobą kilka paczek karmy, żeby wspomóc schronisko. Z inicjatywy samego Vasillasa, kupili kilka zabawek, aby zwierzątka miały jakąś rozrywkę. Tak wyposażeni zostali przyjęci tam z otwartymi ramionami, a znajoma Willa i Rissy skwitowała to słowami ''Mikołaj chyba się pomylił i nie dość, że przyszedł drugi raz, to jeszcze w złym terminie''. Kobieta cieszyła się, że ci dwoje znów tutaj zawitali, a nawet przyprowadzili kogoś nowego. Oczywiście miała niewielkie obawy związane z tym, że Charles mógł nie poradzić sobie z pracą taką jak ta, ale uspokoiła się, gdy jego partner zobowiązał się do pokazania mu wszystkiego.
Obyło się bez żadnych nieprzyjemnych niespodzianek. Poradzili sobie świetnie ze wszystkim, a do tego dobrze się bawili, bo spędzali ten czas wspólnie. Przy okazji Larissa zrobiła im kilka zdjęć, które od razu od nich wysłała. Takim sposobem mieli fotografie przedstawiające całą ich trójkę, ale także te jedynie z Willem i Charlesem. Oczywiście na każdym z nich coś robili, opiekowali się zwierzętami, co było jeszcze bardziej rozczulające.
Vasillas zyskał nową tapetę na telefon – wybrał zdjęcie swojego chłopaka z czarnym kotem.
·:*¨༺ ✮ ༻¨*:·
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top