~37: Prawie idealny plan patronki~

– Mógłbyś potem pojechać ze mną do Rissy?

Przez dość krótki moment miał nieodparte wrażenie, że Will tak naprawdę tego nie powiedział, a jedynie jego umysł teraz z nadmiaru szczęścia zaczął wymyślać takie rzeczy. Nie rozumiał dlaczego jego chłopak miałby zapytać o coś takiego. Z jakiego powodu potrzebował, aby pojechać tam z nim? Czyżby chciał powiedzieć jej o ich związku? Może właśnie to zamierzał, a to by znaczyło, że musiał myśleć o tej relacji poważnie, skoro planował powiadomić o tym kogoś z rodziny...

Zdał sobie sprawę, że chłopak rzeczywiście o to poprosił, gdy zobaczył jego wyczekujące spojrzenie wpatrzone wprost w niego. Wszystkie jego wątpliwości nagle zniknęły. Zawiesił na Willu swój zaskoczony wzrok i rozchylił odrobinę wargi, chcąc coś powiedzieć, ale zarazem nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku.

– Ja... – próbował wypowiedzieć jakiekolwiek zdanie. Troszeczkę się zestresował tym, że może Moore naprawdę planował powiedzieć swojej siostrze o ich relacji. Jeśli ona się dowie, będzie musiał spróbować jakoś zdobyć jej przychylność. – Ja...

– W porządku – stwierdził Will, wzruszając ramionami. Nie zamierzał go namawiać do niczego. – Pojadę sam.

Vasillas na te słowa otrząsnął się z szoku, żeby natychmiast się usprawiedliwić:

– Chciałem się zgodzić. Po prostu mnie zaskoczyłeś i nie wiedziałem co powiedzieć. Um... Dlaczego chcesz, żebym był z tobą?

– Chcę jej powiedzieć o nas – oznajmił z lekkim uśmieszkiem. Oparł brodę na dłoni prawej ręki i obserwował uważnie reakcję policjanta. Widział zaskoczenie wymalowane na jego twarzy. Sam nie spodziewał się, że postanowi powiadomić ją o tym tak szybko, ale wiedział, że ona i tak zauważy, więc lepiej było samemu jej powiedzieć. – I tak mam się z nią spotkać i porozmawiać. Wolę powiedzieć jej sam niż czekać aż swoimi sposobami wyciągnie ze mnie prawdę.

– Jasne. No okej. Pojadę z tobą. Tylko czy ona wie o działalności Blacka i wszystkich tych sprawach?

– Nie, więc nic o tym nie wspominaj. Niech nie myśli, że jej brat – zamilkł na chwilę i opuścił głowę – jest przestępcą.

– Nie jesteś przestępcą. – Objął dłoń Willa swoimi i zaczął pocierać jej wierzch kciukiem. – Nie mów tak i nie myśl o tym. Ona jest cudowną kobietą i na pewno zaakceptowałaby twoją mroczniejszą stronę. Nie powiem przy niej nic na ten temat, a jedynie oznajmimy jej, że aktualnie jesteś moich chłopakiem i ma mieć na ciebie oko, gdy mnie nie będzie w pobliżu, żeby ktoś przypadkiem nie zaczął cię podrywać – powiedział, próbując rozluźnić atmosferę.

Moore prychnął, a po chwili podniósł na niego wzrok. Był mu wdzięczny za te jego teksty, które z taką łatwością poprawiały mu humor. Nawet, jeśli on robił to całkiem nieświadomie.

– Zjemy, ja się przebiorę i pojedziemy, okej? – zaproponował Vasillas.

Zgodził się.

W głowie w tym momencie miał pewne nieprzyjemne myśli, które za wszelką cenę próbował zagłuszyć. Musiał tłumić te demony na dnie i nie pozwalać im dojść do głosu – jak zawsze. Jednak czasem one jakoś się wydostawały ze swojego więzienia i powodowały natłok pesymistycznych wizji.

Zaczął się zastanawiać jak długo potrwa ten spokój i szczęście, które pojawiły się wczoraj i jakimś cudem pozwoliły im na wyznanie sobie uczuć. Jak długo Charles będzie taki cudowny i wyrozumiały dla niego? Na początku związku zawsze tak było – pokazujesz się drugiej osobie w najlepszym wydaniu, a potem bywa różnie. Obawiał się, że tak właśnie będzie. Nie uważał Vasillasa za kogoś, kto może okazać się toksyczny, ale wciąż pozostawała niepewność. Gdzieś z tyłu głowy przedzierały się słowa, które wmawiali mu rodzice. Pojawiał się głęboko skrywany, ale na stałe zakorzeniony w nim lęk.

To wszystko, co "siedziało" w jego głowie, będzie się za nim ciągnąć do samego końca i nie zostawi go w spokoju na dłuższą chwilę. Te demony nigdy nie odpuszczą i będą go nawiedzać aż po kres jego życia. Może i przyzwyczaił się do towarzyszącego mu wszędzie lęku, tych wszelkich pesymistycznych myśli, ale to wciąż było uciążliwe. Najgorsza jednak wydawała się być niepewność w kwestii tego, czy po śmierci będzie lepiej. Równie dobrze po drugiej stronie może być jeszcze gorzej. Tego też się obawiał – że nigdy nie zazna spokoju. Mógł tylko marzyć, że pewnego dnia jakimś cudownym trafem coś się zmieni i może uda mu się żyć szczęśliwie. Tylko czy wszechświat mu na to pozwoli?

~🔥~

Zatrzymali się na parkingu tuż przy osiedlu, na którym znajdowało się mieszkanie Larissy. Zadecydowali, że pójdą do niej razem i wspólnie powiedzą jej o swoje aktualnej relacji, żeby nie martwić dziewczyny ani nie pozwalać jej myśleć, że powinna coś zrobić, aby ich zeswatać.

Przez całą drogę Vasillas kątem oka obserwował Willa i zwracał uwagę na jego zachowanie. Rozumiał zdenerwowanie młodszego, ale nie do końca pojmował jaki był tego powód. Czy chłopak martwił się, że jego siostra nie zaakceptuje ich związku? Albo obawiał się jak na to zareaguje? A może po prostu stresował się samym faktem, że zamierzali jej powiedzieć? Znając go – chodziło o to ostatnie. Moore nie był dobry w wyznaniach, a rozmowa zdawała się nie być dla niego dobrym rozwiązaniem czegokolwiek, raczej preferował czyny. Zdecydowanie był introwertykiem, więc Charles miał za zadanie wspierać go i ewentualnie mówić za niego.

Przekręcił kluczyk w stacyjce i odwrócił się w jego stronę z zamiarem porozmawiania o tym. Musiał mieć pewność co do pewnych kwestii. Przydałoby się poznać powód, żeby móc jakoś polepszyć tę sytuację.

Kolano Willa wciąż nerwowo poruszało się w górę i w dół, a on sam nie zwracał większej uwagi na swojego towarzysza. Gdyby nie zajmował się teraz odpinaniem pasów, pewnie bawiłby się swoim pierścionkiem. Spieszył się jednak na tyle, że wolał już wyjść i natychmiast załatwić sprawę.

Zatrzymało go położenie przez Charlesa dłoni na kolanie nogi, która ewidentnie z nerwów chciała uciec stąd jak najdalej. Uspokoił się, a może raczej strach go sparaliżował i przeniósł wzrok na Vasillasa, który obserwował go uważnie z lekkim uśmiechem.

– Spokojnie – powiedział glina. – Nie musimy tego robić. Nie musisz jej mówić. Możemy jeszcze trochę poczekać, skoro tak cię to stresuje.

– Ja... – próbował wyjaśnić.

– Czego się teraz boisz?

– Nie wiem – stwierdził smutno, spuszczając wzrok. Sam siebie nie rozumiał, więc jak mógł oczekiwać, że Charles zaakceptuje jego przywary?

– To nic złego, że się martwisz. W końcu ona jest dla ciebie ważna. Chcę tylko mieć pewność, że chcesz to teraz zrobić?

– Tak.

– Postaraj się troszkę uspokoić. Ona na pewno będzie się cieszyć twoim szczęściem.

– Naszym szczęściem – poprawił go.

– Tak. Naszym.

Miał potrzebę przyciągnięcia go do siebie i zamknięcia w swoich ramionach, żeby pokazać mu, że wszystko było w porządku i nie powinien się wcale niczym niepokoić. Chciał zacząć składać delikatne pocałunki na jego twarzy, żeby odwrócić jego uwagę od zmartwień, ale... przerwano mu, zanim cokolwiek zrobił, gdy ktoś zaczął dzwonić na jego numer.

Aktualnie miał wielką ochotę wyrzucić telefon przez szybę, ale to mogło być coś ważnego, więc wolał najpierw sprawdzić kto to.

– Larissa? – zapytał, gdy jej imię pojawiło się na ekranie telefonu, który właśnie wygrzebał z kieszeni.

Ta kobieta chyba za cel wzięła sobie przerywanie im rozmów w najmniej odpowiednim momencie. Ewidentnie była im zsyłana jako swego rodzaju przyzwoitka albo bardziej w roli osoby, która ma im utrudniać porozumienie się. Najpierw ten przeklęty Black, teraz ona...

Wymienili się krótkimi spojrzeniami, po czym odebrał od niej. Will jedynie słuchał z zaciekawieniem.

– Tak? – odezwał się Vasillas, przykładając urządzenie do ucha.

– Heeej – odpowiedział jej podekscytowany głos Larissy.

– No cześć. Coś się stało?

– Nie, ale mam do ciebie prośbę. Czy dałbyś radę w przeciągu najbliższych kilkunastu lub kilkudziesięciu minut przyjechać do mnie?

– No cóż... – Zerknął na Willa, powstrzymującego śmiech. Chłopak już chyba domyślał się, o co chodziło w tym wszystkim. On również miał swoje podejrzenia. – Jestem bardzo blisko, więc za moment będę na miejscu.

– To wspaniale! – ucieszyła się.

– Możesz mi powiedzieć jaki jest powód?

– Wyjaśnię ci wszystko na miejscu. Do zobaczenie.

– Na razie.

Rozłączyła się, a Moore w końcu mógł zacząć się śmiać na głos. W celu zduszenia kolejnego tego dnia ataku głupawki, oparł czoło o ramię policjanta. Przy okazji mógł sobie pozwolić na trzymanie jego ręki. Niewiele mu to pomogło w uspokojeniu się, ale miał pretekst do przytulenia się. Zero minusów.

Również Vasillasa zaczęła bawić ta sytuacja. Rissa ewidentnie próbowała doprowadzić do ich spotkania, ale była wciąż nieświadoma tego, że oni już zdążyli zostać parą i na razie dobrze się dogadywali.

– Ona nadal próbuje nas zeswatać ze sobą – stwierdził Will. – Chodźmy już, żeby powiedzieć jej prawdę.

Mimo że Charlesa korciło, żeby po drodze trzymać dłoń Willa, nie posunął się do tego.
Bardzo chciał dać mu zapewnienie, że on jest obok cokolwiek by się nie działo i jest gotów go wspierać, ale musiał zrezygnować z takiego sposobu okazywania tego. Naprawdę pragnął potrzymać jego rękę, ale obawiał się, że dla chłopaka mogłoby to nie być komfortowe, więc zrezygnował z tego pomysłu. Nie chciał go do niczego zmuszać i dawał mu przestrzeń wraz z możliwością decyzji w praktycznie każdej kwestii. Nie do końca wiedział jak ma się obchodzić z Willem, na co może sobie przy nim pozwolić, dlatego najpierw chciał go powoli poznać i starał nie robić nic, co chłopakowi mogłoby się nie spodobać. Może był przy nim odrobinę za bardzo ostrożny i delikatny, ale naprawdę mu na nim zależało. Nie wiedział również czy Moore chciałby obnosić się z ich bliską relacją i pokazywać to w miejscach publicznych. Brał pod uwagę to, że chłopak mógł preferować okazywanie sobie czułości, gdy byli tylko we dwaj, a nie na czyichś oczach. Była też możliwość strachu przed nienawiścią ze strony innych.

Po drodze Will wysłał do swojej siostry wiadomość, aby przekazać jej, że jest już na miejscu i za moment będą mogli się spotkać. Nie wspomniał nic o tym, że nie był sam...

Zapukali do drzwi, a ze środka prawie od razu usłyszeli pozwolenie na wejście. Dziewczyna nie przyszła, aby wpuścić ich do środka. Widocznie była czymś bardzo zajęta, więc sami otworzyli sobie drzwi i weszli.

Kurtki zostawili na wieszakach, a buty odstawili w pobliże półki na obuwie. Szykowała się raczej trochę dłuższa rozmowa, więc trzeba było pozbyć się zbędnych ubrań.

Will szedł jako pierwszy, a zaraz za nim podążał Vasillas pozbawiony części swojej pewności siebie. Nie spodziewał się, że to stanie się tak szybko, więc naprawdę odrobinę się tym stresował. Nie był na to mentalnie gotowy, nie miał czasu na pogodzenie się z tym faktem. Starał się jednak zachować spokój, przecież nie szedł właśnie prosić swojego partnera o rękę, a jedynie porozmawiać z jego siostrą! Już wielokrotnie się z nią widział i prowadził konwersację, więc to nie powinno być takie trudne.

Rissa krzątała się właśnie po kuchni, a gdy weszli do salonu, wyjrzała do nich. Jej początkowy entuzjazm został przez nich zgaszony. Nie wyglądała na zadowoloną, że zjawili się tu razem. Ale czy nie tego właśnie chciała? Czy nie chciała, żeby byli razem?

Spojrzeli po sobie nieco zagubieni w tej sytuacji i zaskoczeni jej reakcją. Bardziej spodziewali się, że dziewczyna szybko domyśli się, iż coś między nimi zaszło i zacznie się cieszyć.

Przyszła do nich z kuchni i oparła swoje dłonie na biodrach.

– Vasillas, miałeś być nieco później – wytknęła mu. Żeby wyrazić swoje niezadowolenie, patrzyła na niego zmrużonymi oczami.

– No co ja poradzę? – odezwał się, chcąc się jakoś usprawiedliwić przed siostrą swojego chłopaka. Miał zdobyć jej przychylność, a nie podpaść od razu na starcie! – Mówiłem, że jestem w pobliżu.

– Mój plan poszedł się walić! – przyjęła teatralny ton i udawała pociąganie nosem. Dla wzmocnienia efektu przyłożyła dłoń do czoła. – Chciałam najpierw porozmawiać z nim sama. Jak mam ci pomóc, gdy mi to utrudniasz?

– Mogę wyjść – zaproponował Charles, wskazując kciukiem za siebie.

– Nie! – zaprotestowała. Starała się wymyślić coś na szybko. – Skoro już tutaj jesteś, możesz zostać.

– Więc po co nas tu ściągnęłaś? – zapytał Will. Nie chciał od razu przekazywać jej dobrej nowiny. Skoro ona mogła bawić się w swoje gierki, on nie chciał być gorszy.

– Siadajcie – poprosiła.

Ona jako pierwsza zasiadła za stołem, a oni idąc za jej przykładem, dosiedli się po drugiej stronie. Teraz Charles czuł się jak nastolatek, który właśnie przyszedł przedstawić swojego partnera matce i jeszcze bardziej zaczął się tym stresować. Szybkie zerknięcie na Willa pozwoliło mu sądzić, że również i on trochę się tym martwił.

– Nie mogę patrzeć na to, co się dzieje – zaczęła wyjaśnienia. – Szczególnie na to, co dzieje się między wami. Wiem, że coś się dzieje, bo nie jestem ślepa i nawet nie próbuj zaprzeczać – zwróciła się do brata, bo widziała jego uniesioną brew. Trzeba było mu przemówić do rozsądku. Ktoś w końcu musiał to zrobić i padło akurat na nią. – Uciekłeś i wiem, że to ma związek z waszą relacją.

– Ale już wróciłem – wtrącił z półuśmieszkiem – i na razie zostaję.

– O! To dobrze! – ucieszyła się, a potem wróciła do poprzedniego wątku. Nie chciała pozwolić mu na zmianę tematu i ucieczkę od tej sprawy. – Ja wiem, że coś między wami jest. Charles się stara, więc może daj mu szansę?

– Rissa, ale...

– Nie, Will – nie dała mu dokończyć. Podejrzewała, że jej brat zamierzał wyrazić swój sprzeciw i dać argumenty na to, a ona nie chciała pozwolić na coś takiego. – Nie mów tylko, że nie nadajesz się do związku i nie chcesz się w to pakować. Ja już to słyszałam.

– Nie dziwi cię dlaczego przyszliśmy razem?

– Trochę tak – stwierdziła, nie rozumiejąc jeszcze celu jego wypowiedzi. – Dodatkowo nie mordujesz go wzrokiem...

– Rissa, przyjechaliśmy tutaj razem.

Zmarszczyła brwi, a na jej czole pojawiła się bruzda. W jej mózgu właśnie rozpoczęły się intensywne procesy myślowe i łączenie faktów. Nie była tylko pewna czy doszła do prawidłowych wniosków, więc czekała na rozwój sytuacji.

– Mieliśmy okazję porozmawiać ze sobą szczerze – dodał. Wziął na siebie rolę wyjaśnienia, bo w końcu to była jego siostra. – I to nie były krótkie rozmowy.

A właściwie to nie tylko rozmawialiśmy...

– Czyli...? – zawahała się. Pokazała palcem najpierw na brata, a potem na policjanta. – Wy dwaj...

– Tak, jesteśmy aktualnie razem – potwierdził ze spokojem.

W pierwszej chwili miała dziwne wrażenie, że to tylko piękny sen, z którego przyjdzie jej się zaraz obudzić, ale potem dotarło do niej, że to działo się naprawdę. Rozchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, choć nie wiedziała co. Potem zakryła dłońmi twarz, próbując chociaż trochę zagłuszyć swoje piski radości.

Znów wymienili się spojrzeniami. Dla Vasillasa takie zachowanie w wykonaniu Larissy było czymś zupełnie nowym i kompletnie nie był pewny jak miał na to zareagować, dlatego spojrzał zdezorientowany na swojego chłopaka. Za to dla Willa to była norma i wcale się tym nie przejął. Odwrócił się do Charlesa, bo chciał się upewnić, że po takim przedstawieniu glina nie ucieknie stąd...

Na szczęście nie uciekł.

– No już! – podniósł nieco głos, żeby do niej dotrzeć. Przywrócił oczami. – Uspokój się!

Jak na zawołanie została przywrócona do porządku, wyprostowała się i z opartymi o stół łokciami, przypatrywała się im. Na jego twarzy malował się lekki uśmiech. Coś urodziło się w jej głowie i pewnie zaraz się tym z nimi podzieli...

– Czyli mój braciszek jednak jest gejem?

– A co to ma do rzeczy? – zapytał Moore.

– To chyba teraz nie jest istotne – skomentował Vasillas. (To wcale nie tak, że wcześniej sam pytał go o jego orientację.) – Ważne, że ten uparciuch w końcu do nas wrócił.

Policjant sięgnął po dłoń Willa, która spoczywała do tej pory na kolanie chłopaka. Uśmiechnął się do niego, gdy ten na niego spojrzał. Obaj mogli odetchnąć z ulgą i przestać się stresować.

– Uroczo w ciul – stwierdziła dziewczyna, obserwując ich z bananem na twarzy. – A ja was tu ściągnęłam, żebyście się w końcu zeszli...

– Jakoś sobie poradziliśmy – powiedział Charles. – Nie było łatwo, ale to już przeszłość.

– Nie dziwię się. W końcu mój brat jest trudny w obyciu. Aż się zastanawiam jak on ci się dał poderwać i jakim cudem udało ci się przebić przez tę jego skorupę wredoty.

– To akurat tajemnica. Nikt nie musi o tym wiedzieć. A Will wcale nie jest taki wredny.

– Wiem. Wiem. – Machnęła dłonią. Kto jak kto, ale ona akurat znała go doskonale.

Dla brata Larissy było już odrobinę za dużo emocji przez ostatnie dni i powoli zaczynał mieć dość. Czuł się zmęczony nie tylko fizycznie, ale przede wszystkich psychicznie. Aktualnie z wielką chęcią i z szerokim uśmiechem na twarzy wróciłby do swojego mieszkania, żeby zamknąć się w pokoju, opatulić kołdrą i móc w spokoju przeżyć to wszystko samotnie. Cieszył się z powodu związku z Vasillasem, ale chyba potrzebował pobyć chwilę sam ze sobą. Nie przestał nagle być sobą, nie zmienił się i wciąż pozostawał osobą zamkniętą w sobie. Miał wrażenie, że zaczynał czuć zbyt wiele na raz, a starając się chociaż trochę tłumić te uczucia, jedynie pogarszał sytuację.

– Aktualnie mam kilka dni wolnego – Charles odpowiedział na pytanie Rissy, które ta przed chwilą mu zadała.

Nie był w stanie sobie przypomnieć o czym ci dwoje rozmawiali chwilę wcześniej, ale teraz ewidentnie zeszli na tematy pracy.

– Idę do łazienki – oznajmił Will, podnosząc się z krzesła.

Spojrzeli na niego zaciekawieni, a zarazem lekko zaniepokojeni jego milczeniem i nagłym wyjściem. Odprowadzili go wzrokiem, a potem ich spojrzenia się skrzyżowały. Larissa wzruszyła ramionami.

– Powiedziałem coś nie tak? – zapytał Vasillas.

– Nie sądzę – odparła, w głowie analizując ich rozmowę. – On chyba za bardzo to wszystko przeżywa.

Oparł się łokciami o stół, a palce wplótł we włosy, pochylając przy tym głowę. Nie miał Willowi za złe tego, że nie powiedział co się działo w tej chwili w jego umyśle. Rozumiał, że chłopak nie do końca chciał się dzielić swoim życiem, bo to nie było wcale takie łatwe. Jednak jakaś jego część odczuwała smutek, bo miał wrażenie, że wciąż nie zdobył jego zaufania.

– To nie jest twoja wina – podkreśliła Larissa. – My... ja i on... sporo przeszliśmy. Zawsze, gdy dużo się dzieje, on zaczyna się izolować. Nie wiń się za to.

Miał świadomość tego, że ona i Will musieli mieć trudną przeszłość. Część faktów była mu znana. Wiedział o ich ucieczce z domu, odcięciu się od rodziców. Zdawał sobie sprawę, że tam musiało się coś wydarzyć. Być może jako dzieci przechodzili przez piekło – tego właśnie obawiał się najbardziej. Nie tak trudno jest zniszczyć psychikę dziecka, ale to zawsze ma straszne konsekwencje. Nie wiedział, co takiego oni przeżywali przed ucieczką, ale zauważył zachowanie Willa i był prawie pewny, że tego chłopaka dość łatwo było zranić.

– Charles – podjęła znów. – Mogę mieć do ciebie prośbę?

Podniósł na nią wzrok. Brzmiała bardzo poważnie, więc wyprostował się i zaczął uważnie słuchać tego, co miała mu do przekazania.

– Bądź ostrożny – powiedziała. – Wydajesz się być spoko facetem, ale obawiam się, że to może nie wystarczyć.

– Co masz na myśli?

– Mówiłam już, że Will jest trudny w obyciu.

– Zdążyłem zauważyć. Powiedz mi co mam robić.

Zamilkła na chwilę, żeby zebrać myśli. Nie była w stanie ot tak dać mu jednej rady, która pomogłaby mu we wszystkim. Tak się nie dało. To nie było takie proste i nie istniał jeden sposób, żeby pomóc jej bratu. Ona sama czasem miała problemy, żeby go zrozumieć i nie zawsze wiedziała co robić, aby polepszyć jego sytuację.

– Bądź przy nim – przemówiła w końcu. – Jeśli naprawdę ci na nim zależy, wspieraj go. Być może on sam tego nie powie, ale ja wiem, że jesteś dla niego ważny. Widzę jak na ciebie patrzy. Ale jeśli go skrzywdzisz, zrobię wszystko, żebyś już nigdy nie zaznał spokoju. – Ostatnie zdanie powiedziała ostrzejszym tonem. Ona naprawdę była podobna z charakteru do brata i już nie było ku temu wątpliwości. Mieli nawet podobny wyraz twarzy, gdy się złościli i identyczne spojrzenie. Do tego ta złośliwość i próba chronienia najbliższych.

– Jasne. – Kiwnął głową. – Postaram się wam jakoś pomóc. Spróbuję o niego zadbać. A gdybyś ty czegoś potrzebowała, nie wahaj się do mnie zadzwonić.

– W porządku.

Między nich wkradła się cisza, ale trwała zbyt krótko, żeby stała się niezręczna. Vasillas patrzył na swoje dłonie, zastanawiając się czy powinien iść sprawdzić co u Willa, czy może lepiej dać mu trochę czasu i spokoju. W końcu był dorosły i sam potrafił o siebie zadbać, więc nie potrzebował nieustannej opieki. Charlesa korciło jednak, żeby iść do niego i upewnić się, że wszystko dobrze.

Larissa natomiast obserwowała go w oczekiwaniu na jego ruch.

– Na mnie chyba już czas – oświadczył, odrywając spojrzenie od własnych dłoni i przenosząc je na dziewczynę. – Chyba Will zostanie z tobą.

Nie zatrzymywała go. Pozwoliła mu wstać i odejść, gdy już wymienili się krótkimi zdaniami pożegnalnymi. Ciekawiło ją, co teraz zrobi ten facet, jak się zachowa. Podejrzewała, że mógłby uciec, skoro jakimś cudem uznał, iż Will wolałby tu zostać. Może w jakiś sposób ta sytuacja go zabolała? Nie zdziwiłaby się, gdyby rzeczywiście tak było. W relacji z jej bratem trzeba było mieć dużo cierpliwości i wytrzymałości.

Tymczasem on stanął na korytarzu i przez krótki moment nasłuchiwał. Słyszał jedynie dźwięk wody przepływającej przez rury, wylatującej z kranu i wpływającej do odpływu. Gdy to ucichło, zapukał lekko w drzwi.

– Will? – odezwał się, bo chłopak nie zareagował na pukanie.

– Już wychodzę – odpowiedział mu głos ze środka.

Postanowił zaczekać na niego, aby sprawdzić czy wszystko z nim w porządku, a następnie pożegnać się. Nie chciał go zostawiać bez słowa. Gdyby to zrobił, zachowałby się jak zwykły tchórz, skończony dupek, a on taki nie był.

Chłopak wyszedł bez ociągania, żeby nie martwić ani Charlesa, ani Rissy. Skoro policjant przyszedł pod drzwi do łazienki, na pewno musieli się zacząć niepokoić o niego.

– W porządku? – zapytał Vasillas, sięgając po jego dłoń i zatrzymując ją w swojej.

– Tak – odparł, a kącik jego ust uniósł się odrobinę.

– Wracam do siebie. A ty jedziesz ze mną czy wolisz zostać z siostrą?

– Właściwie to... – urwał, odwracając wzrok. – Mógłbyś po drodze wysadzić mnie na jakimś przystanku albo coś?

– Po co?

– Muszę dostać się do Szefa, żeby odebrać samochód i zabrać kilka swoich rzeczy.

Nie wiedział czy dobrze zrobił, mówiąc mu o prawdziwym celu swojej podróży. Zdawał sobie sprawę, że Vasillas tak naprawdę był na ścieżce wojennej z Nathanielem i pewnie będzie próbował wybić mu ten pomysł z głowy. Prawdopodobnie chciałby mieć jak najmniej wspólnego z Blackiem i najlepiej nie musieć o nim słuchać.

– Podwiozę cię na miejsce – oświadczył glina bez zawahania.

Puścił dłoń Willa, aby zdjąć z wieszaka jego kurtkę i podać mu ją, dopiero potem sięgnął po swój płaszcz i zaczął się ubierać.

Moore na razie się nie odzywał w kwestii tej propozycji, aby zawieść go na miejsce. Postanowił z tym poczekać do momentu, gdy znajdą się tylko we dwaj w samochodzie. Wolał, aby Larissa nie usłyszała nic na ten temat.

Krzyknął tylko do siostry krótkie ''na razie, sis'', a otrzymawszy odpowiedź, wraz ze swoim chłopakiem opuścił jej mieszkanie. Milczeli w trakcie drogi, dodając tym samym trochę grozy do sytuacji. To wyglądało trochę tak, jakby się pokłócili i teraz nie chcieli się do siebie odzywać, jednak wciąż wiernie trwali u swojego boku. Cisza między nimi zaczynała się robić coraz bardziej niekomfortowa, a oni mieli wrażenie, że zaraz usłyszą jakąś złą wiadomość.

– Wiesz, że nie musisz mnie do niego zawozić? – podjął Will, gdy tylko znaleźli się w samochodzie.

Wzrokiem odnaleźli drogę do siebie.

– Wiem – przytaknął Vasillas.

– Nic mi się nie stanie. Poradzę sobie.

– Skoro nic ci nie grozi, czemu nie chcesz, żebym jechał z tobą?

Przez bardzo krótki moment coś mu podpowiadało, że glina po prostu mu nie ufał i chciał z nim jechać tylko po to, żeby go pilnować. Starał się jednak wierzyć, że było inaczej. Nie zbudują przecież związku na podejrzeniach względem siebie. Poza tym mógł to być tylko wyraz jego opiekuńczości i troski.

– Masz też swoje życie, nie musisz mnie niańczyć – oznajmił spokojnie.

Dało się usłyszeć westchnienie Vasillasa, a po nim:

– Twój upór to coś, co kocham i zarazem nienawidzę. Will, ja cię nie niańczę. Chcę tylko mieć pewność, że dotrzesz tam bezpiecznie.

– A ja ci mówię, że nic mi się nie stanie – próbował dalej przekonać go. – Umiem sobie radzić.

– Ku temu nie mam wątpliwości, ale aktualnie chcę przedłużyć czas, gdy mogę mieć cię obok.

– Charles, pojadę tam, załatwię co trzeba i możemy się spotkać później.

– No wiem – jęknął zrezygnowany. Chyba wszystko zmierzało ku klęsce. – Skoro tak bardzo nie chcesz, wysadzę cię gdzieś po drodze.

– No dobra, marudo. – Okazał choć odrobinę litości, kręcąc przy tym z niedowierzaniem głową. – Zawieź mnie pod samą bramę i tam się rozstaniemy.

– Poważnie? – dopytał, żeby się upewnić. W gruncie rzeczy, Will mógł używać tej swojej ironii...

– Tak.

– Więc jedziemy – oznajmił uradowany.

Rzeczywiście zawiózł go aż pod bramę prowadzącą do domu Blacka. Tam się rozstali, a Vasillas wrócił prosto do siebie. Will w tym czasie spotkał się ze swoim szefem, który nie powstrzymał się przed powiedzeniem: "Śmiem sądzić, że wszystko poszło dobrze, skoro to on cię przywiózł. Dziwię mu się, że tyle czasu się za tobą uganiał. Uwieść ciebie wcale nie było tak łatwo i mam nadzieję, że wynagrodzisz go odpowiednio.".

Oczywiście zbył ten komentarz, nie zamierzając wdawać się w szczegóły swojej relacji z Charlesem. Najzwyczajniej w świecie odszedł od niego, żeby wziąć stąd swoje rzeczy i jak najszybciej opuścić to miejsce.

Nathaniel na taką reakcję tylko uśmiechnął się cwanie. Tak naprawdę nie dziwił się temu policjantowi, chociaż on sam raczej nie dałby rady na nikogo czekać tyle czasu i starać się tak długo o czyjeś uczucia. Bez względu na to, jak bardzo byłby tą osobą zainteresowany i jak bardzo by ona mu się podobała. Nie mniej jednak rozumiał zainteresowanie Vasillasa Willem... Musiał przyznać, że brązowe oczy o tak ciemnym odcieniu to zdecydowanie był jego typ.

Moore po zabraniu wszystkich swoich rzeczy, wsiadł w swój samochód i bez zwłoki wrócił do miasta. Początkowo miał zamiar od razu pojechać do swojego mieszkania i pośród własnych czterech ścian na spokojnie poukładać sobie wszystko w głowie. Ostatecznie jednak zdecydował udać się najpierw na chwilę do swojego chłopaka. Chciał go zapewnić, że wszystko było dobrze, dlatego spotkał się z nim na kilka minut u niego w mieszkaniu. Nie wahał się przed przylgnięciem do niego ani pocałunkiem.

Dopiero potem mógł spokojnie wrócić do siebie.

~~🔥~~

Nie wiem jeszcze jak będzie z rozdziałami od następnego tygodnia, ale możliwe, że będą się pojawiać w inne dni niż w piątek i sobotę. Jeszcze nie jestem pewna, ale chciałam wcześniej dać znać o możliwej zmianie. Ich ilość na tydzień raczej nie powinna się zmienić, postaram się znaleźć czas na poprawianie po 2 tygodniowo, jak do tej pory, ale mogę się czasem nie wyrabiać (mam nadzieję, że nikt mnie za to nie zamorduje lol).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top