~35: Róża pustyni~

Znaczenie tytułu: ogólnie róża jest symbolem miłości, ale róża pustyni (kamień) powstaje w trudnych warunkach – tak jak uczucie pomiędzy bohaterami (nie mogli po prostu się zakochać w sobie i żyć szczęśliwie). Dlatego też to, co ich łączy jest takim kwiatem pustymi, który powstaje mimo przeciwności losu.

~~🔥~~

W trakcie drogi zamienili ze sobą zaledwie kilka słów. Żaden z nich nie chciał rozpoczynać poważniejszej rozmowy w trakcie jazdy. Niezaprzeczalnie woleli usiąść gdzieś w spokojnym miejscu i patrząc sobie w oczy, wyznać wszystko, co im ciążyło. Równie dobrze mogliby dalej milczeć, trwać w ciszy, bo potrzebowali odpocząć, ale nie chcieli odwlekać nieuniknionego. Dlatego z niecierpliwością wyczekiwali chwili aż w końcu znajdą się na miejscu, usiądą, aby zdobyć się na szczerość, ale tym razem wyrazić ją słowami, nie czynami. Te wszystkie niedopowiedzenia, nieporozumienia i ukrywanie uczuć były męczące dla nich obu i chcieli jak najszybciej wszystko sobie wyjaśnić w szczerej rozmowie, gdy będą sami. Cokolwiek było do wyznania, teraz przyszedł na to czas.

Problem pojawił się w okolicy ich celu podróży, a więc byli bardzo blisko skończenia z kłamstwami, ale znów im to uniemożliwiono.

Do Willa zadzwoniła jego siostra. Wcześniej wysłał do niej wiadomość, aby poinformować ją, że wszystko u niego w porządku. Podejrzewał, że to jednak nie wystarczyło i dziewczyna nie była przekonana co do tego, dlatego dzwoniła. Albo był mało przekonywujący, albo ona trudna do przekonania.

– Jak tam? – zapytała.

– Nie jest najgorzej.

– Charles dziś rano był u mnie.

Przeniósł wzrok na policjanta, który udawał, że jest skupiony na drodze. Miał sobie za złe, że pozwolił Nathanielowi na tę grę z nimi w roli głównej. Czuł się źle, bo dał Vasillasowi powody do obaw. Że też on był w stanie mu to wybaczyć...

– Wyglądał na zmartwionego – kontynuowała. – Prosił, żebym skontaktowała się z nim, gdybyś zadzwonił albo pojawił się.

– Nie musisz tego robić – stwierdził, wciąż wpatrując się w Charlesa. Nie chciał, aby ona mieszała się w to bardziej, teraz musiał sam się tym zająć i rozwiązać w końcu tę sprawę. Jej pomoc nie była niezbędna i lepiej, żeby jego siostra zajęła się swoimi własnymi problemami i przestała martwić się o jego sytuację. On jakoś sobie z tym poradzi. – Sam dam sobie radę, okej?

– Porozmawiasz z nim w najbliższym czasie?

– Tak. Obiecuję. Nie martw się o to.

– W porządku. – Po kilkunastu sekundach ciszy dodała: – Masz teraz czas? Potrzebuję twojej pomocy.

– Przyjadę, gdy tylko znajdę trochę wolnego czasu.

– Dzięki. To do zobaczenia.

– Na razie, sis.

Spojrzał w boczną szybę od razu po zakończeniu połączenia. Zastanawiał się jak pogodzić ze sobą rozmowę z Charlesem i spotkanie z siostrą. Mieli sobie dość dużo do wyjaśnienia wraz z policjantem, a Rissa potrzebowała pomocy w czymś, więc obie sprawy mogą zająć sporo czasu. Na razie jednak o wiele ważniejsze było wyjaśnienie sobie wszystkiego z Vasillasem, a dopiero później mógł zająć się pomocą siostrze. Nie chciał odwlekać tej rozmowy w nieskończoność.

– Możesz do niej od razu jechać – stwierdził Charles, gdy chłopak wciąż milczał, myśląc nad rozwiązaniem. – Ja poczekam, jeśli to ważne.

– Nie wiem czy to jest dobry pomysł – stwierdził ani trochę nieprzekonany do tej sugestii.

– Pomożesz jej, a potem przyjedziesz do mnie. Ja i tak muszę zrobić zakupy.

Znów zamilkł, zastanawiając się nad tym. Nie chciał znów uciekać od Vasillas ani pozwalać mu myśleć, że nie jest wystarczająco ważny dla niego. Już zbyt długo zwlekał z wyznaniem, że zależy mu na nim, że chce być blisko niego i potrzebuje go w swoim życiu. Wciąż nie wiedział jak mu o tym powie, czy takie słowa będą w stanie przejść mu do gardła, ale może jakoś mu się to uda. Musi się udać, przecież wszystko teraz zmierzało na właściwe tory. Wypadałoby powiedzieć wprost, że oczekuje od niego czegoś więcej niż tylko przyjaźń. Glina już wielokrotnie przyznawał się do uczuć albo pokazywał mu je, więc teraz musiał się odwdzięczyć, dać do zrozumienia, że on to odwzajemnia.

– To na pewno w porządku? – zapytał Will, wpatrując się w niego, żeby sprawdzić jego reakcję. Wciąż miał wątpliwości, ale policjant sam to zaproponował. Nie chciał być dla niego kulą u nogi podczas zakupów.

– Jasne – odparł od razu. Nie miał żadnych wątpliwości ku temu. On też chciał odbyć z nim poważną rozmowę, ale przecież kobieta prosiła o pomoc.

– Nie mówisz tego tylko dlatego, że chcesz być miły? – dopytał podejrzliwie.

– Oczywiście, że nie. – Uśmiechnął się i zerknął w jego stronę. – Załatw sprawę z siostrą, a potem na spokojnie porozmawiamy.

– Charles... to nie tak, że ona jest ważniejsza niż ty.

– Wiem, ale ona potrzebuje pomocy. Ja mogę poczekać.

Podwiózł go pod budynek, w którym znajdowało się mieszkanie Larissy. Will nie chciał się z nim o to kłócić, więc nawet nie zaczynał nic na ten temat mówić. Wolał dać spokój, rozstać się z nim bez sprzeczki, a potem jak najszybciej się z nim spotkać.

Myślał, że Moore wysiądzie bez słowa, zostawiając go samego. Chłopak jednak miło go zaskoczył, gdy sięgnął po jego dłoń, żeby przez chwilę ją potrzymać. Naprawdę się zdziwił takiego zachowania w wykonaniu Willa, on zwykle nie był skory do okazywania uczuć. Przesunął wzrokiem od ich złączonych dłoni na jego twarz, którą zdobił nieśmiały uśmiech.

– Czekaj na mnie w swoim mieszkaniu – poprosił brat Larissy. – Przyjadę najszybciej jak się da.

Vasillas chciał przytaknąć i obiecać, że będzie na niego czekał, chociażby miało to trwać naprawdę długo. Moore mu na to jednak nie pozwolił, stosując do tego najlepszą z możliwych metod – zbliżył się do niego, żeby najpierw położyć dłoń na jego policzku, a dopiero potem zainicjował pocałunek. Właściwie można to było uznać tylko za zwykle cmoknięcie, które nawet nie trwało zbyt długo, ale było odwzajemnione! Pierwszy pocałunek, którego obaj chcieli, nie będąc pod wpływem alkoholu!

Charles doceniał ten gest, bo zdawał sobie sprawę, że prawdopodbnie kosztowało go to sporo odwagi i pewnie musiał wyjść ze swojej strefy komfortu. Po tak długim czasie oczekiwania na jakikolwiek postęp w ich relacji to mu w zupełności wystarczyło. Na ten moment był w stanie zadowolić się zwykłym cmoknięciem, tym bardziej, że to Will pocałował jego i to z własnej woli. Mógł już umierać spokojnie.

Zaraz po tym Moore odwrócił od niego wzrok. Prychnął, starając się nie naśmiewać się z Willa. Trochę to było trudne, bo chłopak w tym momencie wydawał mu się być taki nieporadny, ale zarazem tak przeklęcie uroczy. Kilka razy słyszał jak mówiono o nim, że jest nieprzewidywalny, pozbawiony zahamowań i całkowicie oddany Blackowi. Tymczasem Will był niezwykle uroczy.

Nie mógł się powstrzymać przed przyciągnięciem go i pocałowaniem w policzek. Zastanawiał się czy takim zachowaniem nie sprawi, że Moore całkiem się zawstydzi i ucieknie stąd z czerwoną twarzą, ale zaryzykował.

Dobrze zrobił, bo chłopak ewidentnie nie zamierzał tak łatwo dać się pokonać. Co prawda, nie patrzył na niego, ale uśmiechał się i starał się tę radość ukryć.

– Idź już, bo jak tak dalej pójdzie, nie pozwolę ci stąd wyjść – oznajmił Vasillas. Miał ochotę zabrać go ze sobą, zamknąć się razem z nim w swoim mieszkaniu, żeby przegadać długie godziny, a potem przez drugie tyle czasu migdalić się z nim.

– Nie miałbym nic przeciwko – powiedział zadziornie.

– Ona czeka na ciebie – przypomniał. Starał się utrzymać resztki opanowania, żeby nie "porwać" stąd chłopaka. – Pa, Will.

– Na razie.

No i się rozdzielili. Jeden z nich poszedł do swojej siostry, która zamówiła sobie nową półkę, ale okazało się ona być zbyt ciężka i nie mogła jej przenieść, dlatego potrzebowała pomocy brata. Drugi pojechał od razu na zakupy, bo jego lodówka niedługo będzie zawierała tylko światło, a on zdecydowanie nie był w stanie żyć z fotosyntezy.

~🔥~

Spodziewał się po Willu, że po prostu go zlekceważy i pojawi się dopiero, gdy sam tego zechce. To zachowanie byłoby w jego stylu. Może po prostu Moore był jak kot? Nie przychodzi, gdy ty tego chcesz, kiedy go wołasz, ale dopiero wtedy, gdy będzie miał na to ochotę. Zawsze chodzi swoimi drogami i jest nieposłuszny. No cóż, upór tego chłopaka od początku dawał się we znaki, ale mimo wszystko akceptował jego charakter, zachowanie, całą jego osobę. Nie do końca pojmował pewne aspekty, ale chciał je zrozumieć, lepiej poznać Willa.

Więc kiedy pojawił się pod jego drzwiami, nie posiadał się z radości. Jak to często bywało, na jego widok chwilowo odebrało mu mowę. Dlaczego Moore, mimo swojej mrocznej aury i zimnego spojrzenia, musiał być w jego oczach taki atrakcyjny? Fakt, był psem i po prostu poleciał na zimną sukę... No dobra, Will nie był aż tak okropny, ale czasem zdawał się być chamski. Taki krzew cierniowy promieniujący pesymizmem i niechęcią do prawie wszystkim ludzi, którzy znajdowali się w jego pobliżu.

Teraz jednak był pozbawiony swojej maski nieprzychylności, bez grama sakrazmu i oziębłości. Pozostało mu tylko lekkie zakłopotanie, może nawet odrobina zawstydzenia. Widocznie był w tym wszystkim zagubiony.

Początkowo było trochę niezręcznie i nawet Charles nie do końca wiedział jak miał się zachowywać. Tak naprawdę to on zaproponował mu, żeby chłopak przyjechał do niego. Dodatkowo tyle razy obiecywał, że zrobi wszystko, aby mu udowodnić, że naprawdę mu na nim zależy, a teraz nie wiedział co powiedzieć. Po prostu patrzył na Willa zdejmującego kurtkę, a potem buty i nie wiedział co ze sobą począć. Chyba przygniotła go ta cała radość... Dodatkowo zauważył, że chłopak miał na sobie jego ubrania i ahh... to było przeklęcie urocze. Tak bardzo chciałby już myśleć o nim jako o swoich chłopaku, ale wciąż nie mógł, a to było katorgą!

Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby w końcu określili swoją relację i pozbyli się tych wszystkich niedopowiedzeń.

– Czemu tak milczysz? – spytał Moore, prostując się i patrząc na niego przymrużonymi oczami, marszcząc przy tym brwi. Zaczynał podejrzewać najgorsze. – Coś się stało? Mam wyjść?

– Nie! – zaprotestował, łapiąc go za nadgarstek, żeby nie pozwolić mu stąd uciec.

Moore nawet nie drgnął. Nie zamierzał już uciekać, teraz chciał tylko spokoju, chociażby miał go znaleźć u boku tego policjanta. Musiał przyznać, że dziwiło go aktualne zachowanie Charlesa, a nawet trochę martwiło. Pewne było, że jeśli w tym momencie glina nie przejmie inicjatywy, on sam raczej się na to nie odważy, więc będą dalej tkwić w tej skomplikowanej relacji.

– Proszę, zostań – powiedział cicho Vasillas.

– Nigdzie się nie wybieram – oznajmił spokojnie, mimo pojawiającego się u niego zrezygnowania. Chyba jednak na niego spadła odpowiedzialność zrobienia pierwszego kroku. – Powiesz mi w końcu o co chodzi?

– O nic – odparł, nie do końca rozumiejąc pytanie. Zrobił coś nie tak?

– Vasillas, do diabła, dziwnie się zachowujesz.

– Nieprawda.

– To nie jest twoje normalne zachowanie. – Wiercił w nim dziurę wzrokiem, jednak chyba po raz pierwszy nie z irytacji, ale z powodu zmartwienia. – Gdyby było, już dawno zacząłbyś mnie przytulać albo próbował flirtować. Pytam więc, co jest nie tak?

Charles puścił jego nadgarstek, jednak trochę obawiał się, że chłopak zaraz zmieni zdanie i wyjdzie stąd. Nie zdziwiłby się, gdyby tak było, bo aktualnie chyba sobie na to zasłużył. Tak wiele chciał mu powiedzieć, ale nie wiedział od czego zacząć. Wahał się, nie chcąc niczego popsuć, ale miał wrażenie, że swoimi milczeniem tylko pogarsza sytuację.

– Vasillas, nie wytrzymam z tobą. – Ścisnął nasadę nosa i westchnął. Odrobinę bawiło go to, jak bardzo role się odwróciły, ale zarazem wolałby, aby tak nie było.

Policjant w dalszym ciągu stał jak kołek i wpatrywał się w podłogę, jakby znalazł na niej sens swojego istnienia albo coś równie ważnego i interesującego. Skoro on nie chciał mówić, w porządku, dlatego Will weźmie sprawy w swoje ręce. Tylko czy dawanie mu wolnej ręki było dobrym pomysłem? Z jego cudownym szczęściem – na pewno coś pójdzie nie tak.

Nie zamierzał już dłużej czekać na żadną reakcje ze strony Charlesa, bo to byłoby bez sensu. Zbliżył się do niego i dwoma palcami uniósł jego podbródek, żeby zmusić go do spojrzenia mu w oczy. Skoro dano mu możliwość decydowania, postanowił pokazać na co go stać. Pierwszy etap planu się powiódł – dzieliło ich od siebie zaledwie kilka centymetrów i Moore patrzył wyczekująco w jego oczy, w których kryło się wahanie, ale zarazem wyglądało to tak, jakby Vasillas okazywał właśnie skruchę z jakiegoś powodu. Uroczy szczeniaczek...

– Martwię się o ciebie – oznajmił Will.

– Wybacz.

– Chcesz porozmawiać o tym?

– Nie wiem jak mam ci udowodnić, że mówię prawdę, że naprawdę mi zależy.

– Charles – powiedział łagodnie z lekkim uśmiechem na twarzy. – Nie myśl nad tym. Po prostu zachowuj się tak jak zwykle. Bądź tym samym irytującym karaluchem, co zawsze.

– Ale to cię irytuje – zaprotestował. Nie do końca mógł się skupić na patrzeniu mu w oczy i co jakiś czas spoglądał na jego usta.

Will widział to, ale postanowił trochę go pomęczyć i nie dawać mu na razie tego, czego chciał policjant. Nie tak prędko! Najpierw wyjaśnienia!

– Jakoś dałem ci się poderwać, więc chyba twój sposób nie jest taki zły, nie sądzisz? – Wciąż przytrzymywał jego podbródek i przy okazji delikatnie przesuwał kciukiem po jego skórze tuż pod ustami. – Nie chcę, żebyś się zmieniał. Po prostu bądź sobą.

– Will, nie chcę, żebyś czuł się niekomfortowo i...

– Dlaczego ja się w tobie zadurzyłem? – jęknął zrezygnowany, opierając głowę o ramię Vasillasa i obejmując go w pasie. Ucieszyło go, gdy w końcu ten głupi pies się ruszył i go przytulił.

– Bo nie mogłeś się oprzeć mojemu urokowi osobistemu – odpowiedział na jego pytanie, choć było ono retoryczne.

– Możliwe. – Odsunął się trochę od Charlesa, żeby spojrzeć mu znów w oczy. Musiał doprowadzić tę rozmowę do końca, wydobyć z niego prawdę. – Ale na pewno wszystko jest w porządku?

– Tak. Nie martw się.

– No dobra, już koniec przytulania.

Zanim Will zdążył się mu wyrwać, cmoknął go w usta. Moore tylko uśmiechnął się i przyciągnął go do siebie, żeby na nieco dłuższą chwilę móc się z nim całować, pokazując mu, że był całkiem poważny, gdy mówił, że mu na nim zależy.

Długo te czułości nie trwały, bo musieli jeszcze wyjaśnić sobie pewne kwestie. W tym celu usiedli przy stole, żeby tam porozmawiać.

– Powiesz mi co się stało dziś rano? – zapytał Vasillas. To chyba w tym momencie nurtowało go najbardziej.

Na wspomnienie tych zdarzeń Will zaczął błądzić wzrokiem po stole, a potem zawiesił go na oknie.

– Tak... – przemówił w końcu. – Szef powiadomił mnie, że przyjedzie po mnie. Nie miałem wyjścia.

– Podobno sądziłeś, że on może chcieć ci coś zrobić.

Przeniósł na policjanta zaskoczone spojrzenie. Zastanawiało go skąd o tym wiedział. Podejrzewał, że pewnie dowiedział się tego podczas rozmowy z Nathanielem. To była jedyna opcja, bo nikt inny przecież nie był o tym powiadomiony.

– Dlaczego mnie nie obudziłeś? – spytał Charles. Nie miał do niego pretensji o to, po prostu chciał wiedzieć. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Bo nie pozwoliłbyś mi stąd wyjść – przyznał. Starał się patrzeć na niego, ale co jakiś czas przenosił wzrok gdzieś indziej. Gdyby miał ze sobą chociaż jeden pierścionek, teraz na pewno by się nim bawił ze stresu. Mógł tylko stukać paznokciami o blat. – Nie chciałem, żeby coś ci się stało.

Jego usta mimowolnie wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Nie miał wątpliwości, że Willowi na nim zależało, przecież chłopak tak bardzo próbował go chronić.

Sięgnął do kieszeni spodni, żeby wyjąć z niej niewielki przedmiot. Zauważył, że Moore odruchowo szukał pierścionka na środkowym palcu lewej dłoni i dlatego przypomniał sobie o czymś. On miał jego zgubę ze sobą i przyszła pora mu ją zwrócić.

Wyciągnął rękę w jego stronę, żeby przysunąć lewą dłoń chłopaka do siebie. Will obserwował go uważnie, zaciekawiony tym, co policjant kombinował. Tymczasem on wsunął pierścionek na jego środkowy palec.

– Nie musiałeś mi go oddawać – odezwał się zmieszany Moore.

– Nie jest mi potrzebny. – Po chwili milczenia dodał: – Dlaczego Black cię stąd zabrał?

– Chciał porozmawiać. Pytał o to, co zamierzam, czy chcę odejść od nich. Chciał wiedzieć czy planuję utrzymywać z tobą kontakt.

– Tylko tyle?

Podejrzewał, że kryło się za tym coś więcej. Przecież Nathaniel na pewno miał poważniejszy powód, żeby aż tak nastraszyć swojego podwładnego.

Will kiwnął głową, a potem dodał:

– Powiedziałem mu, że wolę zostać z nimi, jeśli jest taka możliwość.

– Czy to oznacza, że nie możemy się spotykać? – zapytał zlękniony, że dostanie odpowiedź twierdzącą.

– Nie. On uważa, że to nie koliduje ze sobą. Jesteś po naszej stronie, prawda?

– Jestem po twojej stronie – poprawił go. Nie zamierzał przyznawać się, że ma cokolwiek wspólnego z Blackiem, po tym co ten zrobił Willowi.

Chciał zapytać jeszcze o ich relację, dowiedzieć się co Moore zamierza w związku z tym. Musiał wiedzieć czy miał szansę na coś więcej. Podejrzewał, że tak, skoro chłopaka był teraz z nim, skoro odważył się go pocałować. Potrzebował się jednak upewnić, ale uniemożliwiono mu to.

Willowi zaczęło burczeć w brzuchu. Nie było to dziwne, biorąc pod uwagę, że nie jadł nic od rana. Znów się zmieszał i zakrył dłonią twarz z zażenowania. Dlaczego akurat teraz?! Czy jego organizm nie mógł poczekać jeszcze trochę?

W odpowiedzi na to Charles zaśmiał się, a potem powiedział, że zrobi mu coś do jedzenia. Poprosił, aby chłopak zajrzał do lodówki i coś sobie wybrał.

Obaj poszli do kuchni. Nie było to zbyt komfortowe, żeby szperać w czyjejś lodówce, ale Will nie miał wyjścia, jeśli chciał jeść. Charles nie wiedział co miałby mu dać, więc wolał, aby on sam sobie coś wybrał. Nie miał żadnych informacji na temat alergii chłopaka ani jego preferencji jedzeniowych, więc lepiej było nie ryzykować.

– Możesz usiąść na kanapie – zaproponował Vasillas, gdy Will zdecydował się na kanapki. Wybrał nawet dżem truskawkowy, który policjant dostał od swojej rodzicielki.

Nie był chętny pójść do salonu i zdecydowanie bardziej podobałoby mu się, gdyby mógł sam zrobić sobie coś do jedzenia. Nie był przecież dzieckiem i potrafił o siebie zadbać, a Charles już i tak zbyt bardzo go niańczył. Nie chciał być pasożytem, który pojawił się nagle i wtargnął do życia policjanta, wywracając wszystko do góry nogami.

Skończyło się na wspólnym posiłku na kanapie, przy jakimś filmie. Milczeli, udając, że skupiają się na tym, co działo się na ekranie telewizora. Tak naprawdę nie wiedzieli co innego mieliby teraz zrobić.

Jako pierwszy swoje kanapki skonsumował Vasillas, a potem po prostu obserwował Willa. Nie mógł uwierzyć, że chłopak jest tu z nim. Może i nie był jeszcze jego chłopakiem, ale chyba wszystko było na dobrej drodze. Na razie mógł go niestety nazwać tylko przyjacielem, którego lubił bardziej niż powinien. To było trudne. Nie wiedział na jak wiele może sobie pozwalać w stosunku do niego. Niby chłopak nie miał nic przeciwko pocałunkom czy przytulaniu, ale niełatwo było stwierdzić co działo się w jego głowie. Może robił to tylko dlatego, żeby nie ranić Charlesa? Może udawał?

Po skończeniu swojej porcji, Will odłożył talerz na stolik kawowy. Zostawił ostatnią kanapkę, bo Vasillas ewidentnie zrobił mu ich za dużo. Nie był żarłokiem i zwykle jadł dość mało.

Zaczął obracać pierścionek na palcu, nie wiedząc co dalej. Miał dość niepewności, ale bał się przełamać i zacząć o tym mówić.

Na szczęście Charles wziął na siebie odpowiedzialność pierwszego kroku. Wyciągnął rękę w jego stronę i złapał za dłoń Willa, uśmiechając się przy tym. Cieszyło go, że mógł spokojnie to zrobić, a chłopak nie odtrącił go.

Moore spojrzał na ich złączone dłonie.

– Charles... – wyszeptał, podnosząc na niego wzrok.

– Coś nie tak? – zapytał glina, obawiając się, że zrobił coś, co mu nie odpowiadało.

– Właśnie chyba w końcu jest dobrze, tylko...

Zawahał się. Nie był pewien czy powinien poruszać tę kwestię, czy może lepiej byłoby jeszcze trochę z tym poczekać. W końcu ostatnie dni nie były dla nich zbyt dobre, więc może najpierw należał się im obu odpoczynek. Ale z drugiej strony, nie miał siły tego dłużej ciągnąć...

– Możesz powiedzieć – zachęcił go Vasillas. Kciukiem delikatnie pocierał wierzch jego dłoni.

– Chcę być z tobą w prawdziwym, normalnym związku – wyznał, nie spuszczając z niego wzroku. – Może to nie będzie takie łatwe, ale chcę spróbować. Chcę spotykać się z tobą.

– Więc chcesz być moim chłopakiem, tak? – dopytał. Cieszył się, ale zarazem miał potężny gay panic.

– Tak – potwierdził bez zawahania. Wspiął się na wyżyny swojej szczerości i odwagi. Nie było łatwo, ale skoro już zaczął, musiał skończyć.  – Nie zamierzam dłużej czekać i zastanawiać się czy to dobry pomysł.

– Jeśli chcesz oficjalnego potwierdzenia, w porządku. – Położył jedną dłoń na jego policzku, a Will się w nią wtulił. Miał coraz mniej wątpliwości, że brat Larissy tak naprawdę był słodkim kociakiem, który potrzebował trochę miłości. – Więc mówię ci, że też chcę być twoim chłopakiem. Niczego bardziej nie pragnę. Chciałem to zrobić już wcześniej, ale... nie wiedziałem czy też tego chcesz.

Teraz już w większości było idealnie. Wciąż coś mogło się zepsuć, ale przynajmniej byli razem, nie musieli dalej żyć w niepewności co do uczuć i intencji drugiego. Nie było żadnych wątpliwości, że obaj pragnęli siebie nawzajem.

Aktualnie spędzali czas wspólnie, nie martwiąc się niczym i nie widząc świata poza sobą. Rozpoczynała się nowa era w ich życiu. Być może będzie ona trochę burzliwa i obfitująca w różne nieprzewidywane sytuacje, ale razem będą w stanie z tym walczyć.

– Charles. – Przybliżył się do niego, mając na twarzy cwany uśmieszek.

Policjant objął go w pasie i przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Teraz już nikt ani nic nie powstrzyma go przed składaniem pocałunków na ustach, o całowaniu których śnił przez długi czas. Czekał dwa miesiące na dzień, a którym będzie mógł bez zawahania spotykać się z Willem. Gdy pierwszy raz go zobaczył, był nim po prostu zainteresowany, Moore mu się spodobał, ale Vasillas nie liczył na nic więcej. Starał się zapomnieć, zająć się sprawą związaną z Blackiem. Próbował nawet spotykać się z kimś innym, ale będąc z tamtym, wciąż myślał o Willu. Aż uświadomił sobie, że jednak pragnie czegoś więcej od niego, potrzebuje mieć go obok, nawet jeśli brat Larissy nie jest nim zainteresowany. Zwykłe "podoba mi się" przerodziło się w poważniejsze uczucia.

Will położył dłoń na jego policzku. Najpierw spojrzał mu w oczy, niewinnie się uśmiechając, żeby zaraz potem zmniejszyć odległość między nimi. Pozwolił Charlesowi poczuć jego usta na swoich. Całował się z nim powoli, wyrażając sympatię, jaką darzył policjanta, pokazując mu, że jego uczucia są odwzajemnione, choć do tej pory były skrywane za wszelką cenę. Nie był zachłanny, wolał cieszyć się chwilą, przedłużając ją. Vasillas dostosowywał się, błądząc dłońmi po jego plecach i czując palce chłopaka na swoim karku. Will siedział mu już okrakiem na udach, nie chcąc ani na chwilę się od niego oderwać. Na chwilę zapomniał o swoim zażenowaniu, pozbył się wahania i pozwolił sobie na coś o wiele przyjemniejszego. Dostał odrobinę władzy nad sytuacją, więc postanowił ją dobrze wykorzystać.

Tym razem pieszczoty trwały o wiele dłużej niż wcześniej i nie były tylko jednym, długim pocałunkiem, a kilkoma krótszymi,  przerywanymi na chwilę, żeby mogli spojrzeć sobie w oczy i uśmiechnął się. Pozwolili sobie również na składanie pocałunków na policzkach, czole albo nawet szyi. Wszystko bez najmniejszego pośpiechu, chcieli się nacieszyć sobą i wydłużyć ten moment jak najbardziej. Cieszyli się tymi drobnymi gestami, wspólnie spędzanym czasem, skoro w końcu mogli sobie na to pozwolić.

– Kocham cię, Charles – oznajmił nagle Will, patrząc mu w oczy i gładząc opuszkami jego policzek pokryty lekkim zarostem. Zaczął się zastanawiać jak policjant wyglądałby z brodą, ale zdecydowanie wolałby, żeby do tego nie doszło.

Jego słowa wywołały kompletny chaos w umyśle policjanta, bo jakiekolwiek wyznania z ust Willa były rzadkością, a szczególnie tak szczere i wypowiedziane z taką łatwością, bez żadnego zawahania, obawy czy powinien to mówić. Czy Moore naprawdę zaczynał się przy nim czuć swobodniej, zaczynał mu ufać? Bo on w nim chyba zakochiwał się coraz bardziej i zaczynał ubóstwiać tę bardziej pewną siebie, stanowczą wersję młodszego chłopaka.

– Zaraz mnie zabijesz – stwierdził poważnie Vasillas, sprawiając że z twarzy Willa na moment zniknął uśmiech. – Moje serce nie wytrzyma takiej dawki twojej miłości na raz.

– Fakt. – Zaśmiał się, odpychając od siebie negatywne myśli, które już zaczęły kłębić się w jego głowie. – Trochę musiałeś czekać na te słowa, więc teraz nie umieraj.

– Ja też cię kocham. Nawet nie wiesz jak bardzo.

– Już miałem kilka okazji, żeby się przekonać o tym.

Zszedł z jego kolan, żeby nie ocierać się o niego przy każdym ruchu i nie prowokować go. Nie miał zamiaru dokładać mu problemów, a szczególnie tego typu. Dlatego usiadł przy nim i po prostu wtulił się w jego bok, a Vasillas objął go jednym ramieniem i ucałował w czubek głowy. Moore ponownie odnalazł dłoń policjanta, żeby spleść ze sobą ich palce. Nie potrzeba mu było teraz nic więcej, wystarczył mu on, siedzący tu z nim.

– Wygodnie ci? – spytał Charles. Położył dłoń na głowie chłopaka i zaczął głaskać jego miękkie włosy.

– Mhm – mruknął.

Zadziwiający był fakt, jak długo tego dnia Will uśmiechał się, a było dopiero trochę po południu. Był prawie nie do poznania. Zwykle przecież zachowywał się jak chmura burzowa – zawsze zirytowany, ciskający piorunami z oczu i rzucający chamskie komentarze. A teraz był po prostu słodkim kociakiem, który tulił się do swojego partnera.

– Zostań na noc – poprosił nieoczekiwanie Vasillas.

– Już chcesz mnie przelecieć? – zapytał zmienionym, bardziej chłodnym tonem.

– To nie tak – usprawiedliwił się. Nie chciał, żeby to zabrzmiało w ten sposób, ale nie zastanawiał się zbyt długo nad swoją prośbą. Teraz miał ochotę uderzyć się w twarz z otwartej dłoni. – Chcę cię mieć przy sobie przez całą noc, żeby dłużej móc cieszyć się twoją obecnością. Mogę choć raz obudzić się obok ciebie?

– Możesz – zgodził się. Tym razem mówił już łagodniej. Nie sądził, żeby Charles chciał mieć go tutaj na noc, aby tylko się z nim przespać, ale trochę zbiły go z tropu jego słowa.

Przez jakiś jeszcze czas po prostu zajmowali kanapę, udając że coś oglądają, a tak naprawdę rozmawiali ze sobą. Nie były to zbytnio istotne tematy, jedynie zwykła pogawędka o pierdołach. Vasillas spytał o jego pracę, chcąc się upewnić czy Will będzie musiał jutro jechać do Nathaniela albo do jego firmy. Zdecydowanie wolał, aby choć w niewielkim stopniu spędzili razem poranek, skoro w końcu było im dane oficjalnie zostać parą. On i tak miał wolne przez kolejne dwa dni, bo go do tego zmusili, sądząc, że z powodu problemów osobistych nie potrafił się skupić na robocie. Nonsens! Jakoś sobie radził, a teraz już było całkowicie dobrze i pewnie wróci do pracy wcześniej. Nie mniej jednak jego partner również pracował, więc wolał o to zapytać.

Na szczęście Moore zapewnił go, że nie będzie musiał nigdzie jechać, bo Black kazał mu odpocząć przez kilka dni. On również został zmuszony do wzięcia wolnego, bo Nathaniel wolał, aby miał czas na przemyślenie tego wszystkiego i okazję do szczerej rozmowy z Charlesem.

Tak więc mógł zostać jutro z policjantem, no chyba że wydarzy się coś poważnego, co zmusi go do opuszczenia jego boku. Miał jednak nadzieję, że tak się nie stanie.

Następnym etapem była kolacja w dość okrojonej wersji, bo niedawno przecież jedli. Zwykła jajecznica, żeby nie tracić zbyt wiele cennych minut, które mogli przeznaczyć na czułości.

A potem znów trochę siedzenia na kanapie, czemu towarzyszyły śmiechu, kilka pocałunków i przytulanko.

W końcu nadszedł czas na mycie. Vasillas dał mu ubrania, które miały przynajmniej imitować piżamę. Nie zamierzał po raz kolejny pozwolić mu spać w tym, w czym chłopak chodził w dzień. Tym razem lepiej zadba o jego komfort!

Will przyjął otrzymany zestaw i udał się na dół do łazienki dla gości, zanim jego chłopak zaczął protestować, że może pójść do tej drugiej.

Po powrocie stamtąd zastał Charlesa leżącego na łóżku. W momencie, kiedy wszedł do pokoju, ten podniósł się do siadu i zaczął wpatrywać w niego jak w coś niezwykle pięknego.

– Coś nie tak? – zapytał Moore, nie rozumiejąc nagłej atencji w tak dużej ilości. Nie czuł się z tym do końca komfortowo, bo nie lubił, gdy poświęcało mu się zbyt dużo uwagi. Wystarczało mu minimum.

– Nie – odparł mu policjant, jednak wciąż się w niego wpatrywał. – Po prostu uświadomiłem sobie, że mój chłopak jest najseksowniejszym facetem na tej ziemi.

Brat Larissy na to stwierdzenie zrobił minę typu ''serio?''. Jakoś sam miał całkiem inne zdanie na ten temat. Przecież jego uroda nie była jakaś niezwykła, a wręcz powiedziałby, że była przeciętna, więc jakim cudem padły takie słowa w jego kierunku? Dodatkowo teraz nie prezentował się ani trochę dobrze, a jedynie miał odsłonięte trochę więcej ciała niż zazwyczaj. Więc o to chodziło? Że zamiast typowych luźnych ubrań czy garnituru, miał teraz na sobie krótkie spodenki i do tego bluzę (bo się uparł, że nic innego nie założy, więc policjant musiał przystać na jego warunki).

– Chyba jednak będę spał na kanapie – dodał po chwili Vasillas, drapiąc się po karku. – Ty naprawdę mnie dziś zabijesz.

– Ale ja nic nie robię – usprawiedliwił się.

– Samo twoje istnienie wystarczy, żebym stracił rozum.

– Zachowujesz się jak nastolatek, który zobaczył kawałek skóry dziewczyny i przez to zaczął zachowywać się jak dzikie zwierzę. – Nieoceniona szczerość Willa aż do bólu. Tak naprawdę nie myślał o nim w tej sposób, ale chyba troszeczkę za bardzo glina ekscytował się na jego widok.

– To ty mnie kusisz – wytknął mu.

– Więc trzeba cię oślepić, żebym już więcej cię nie kusił – oznajmił, jakby to była najnormalniejsza rzecz. Szczególnie z tym jego niewinnym uśmieszkiem było to odrobinkę przerażające. Nie zamierzał tego zrobić, ale nikt mu nie zabroni sobie żartować.

Vasillas nie skomentował jego propozycji, choć cisnęło mu się na usta, że nawet to by nie pomogło. Zamiast mówić, po prostu wstał i zaczął iść w stronę wyjścia. Nie zdziwił się wcale, gdy jego nadgarstek został opleciony palcami Willa, a potem chłopak przyciągnął go do siebie i patrzył mu w oczy tym swoim spojrzeniem, od którego biło chłodem. Role naprawdę się odwróciły.

– Zostajesz ze mną. – On nie prosił, a wręcz nakazał mu to.

– Will, naprawdę chcesz mnie pozbawić życia?

Zamknął na chwilę oczy i westchnął. Zauważył, że Moore nie pozwalał mu na zbyt wiele, wciąż trochę unikając nadmiernego kontaktu fizycznego. Nie bał się pocałunków ani przytulania, ale nie podobał mu się bardziej sugestywny dotyk. Wcześniej, podczas jednego z pocałunków na kanapie, troszeczkę się zapędził i położył dłonie na jego tyłku, ściskając lekko jego pośladki. Will wtedy na moment znieruchomiał, a potem odsunął się od niego.

Podejrzewał, że może to było dla niego zbyt wcześnie. Moore nie wydawał się mu być kimś, kto pójdzie do łóżka z osobą, której nie znał zbyt dobrze. On był bardzo nieufny i nie pozwalał ludziom zbytnio się do niego zbliżyć. Może nawet za jego niechęcią kryło się coś więcej. Przecież nawet, gdy Vasillas zaproponował mu zostanie na noc, on początkowo nie był z tego zadowolony.

– Obiecałem, że udowodnię ci, że mi zależy na tobie i to zrobię – oznajmił całkiem poważnie, patrząc prosto w oczy Willa. Dłońmi objął jego policzki. – Nie chcę cię skrzywdzić. Chcę, żebyś wiedział, że nie jestem z tobą dla seksu ani żadnych innych korzyści. Chcę, żebyś miał co do tego pewność. Szanuję granice, które wytyczasz i staram się ich trzymać, ale aktualnie to nie jest łatwe. Nie jestem w stanie zapanować nad każdą reakcją swojego organizmu. Działasz na mnie jak narkotyk i za każdym razem chcę więcej, ale wiem, że to egoistyczne.

– Rozumiem – przytaknął. Serce zaczęło mu bić szybciej ze strachu. Bał się braku akceptacji, a wiedział, że to była bardzo prawdopodobna reakcja na to, co zamierzał wyznać. – Właściwie to... Problem polega na tym... że niezbyt często odczuwam podniecenie. Seks nie jest mi niezbędny.

Przez chwilę milczał, zastanawiając się czy na pewno dobrze zrozumiał jego słowa. W tym czasie w głowie Willa rosła obawa, że mógłby przez to zostać odrzucony...

– Cieszę się, że mi o tym mówisz – oznajmił. Uśmiechał się lekko, żeby nie niepokoić Willa. Chłopak już i tak był zbyt bardzo zestresowany i przestraszony tym, że mógłby spotkać się z brakiem zrozumienia.

Może nie była to wiadomość, z której się cieszył, ale naprawdę doceniał, że Moore mu o tym powiedział. Na ten moment nie przeszkadzało mu to zbyt bardzo. Obawa przed skrzywdzeniem Willa trochę go hamowała. Nie wiedział tylko czy na dłuższą metę będzie tak samo. Mógłby sam się zaspakajać, ale nie miał pewności, że to mu wystarczy.

– Jakoś damy radę – zapewnił go, nie wiedząc czy rzeczywiście tak będzie. Był jednak dobrej myśli. Przytulił młodszego chłopaka, żeby go pocieszyć. – Obawiam się tylko, że w pewnym momencie przestanę się kontrolować i cię skrzywdzę.

– Charles... – odezwał się cicho. – Wiedz, że ci ufam i wiem, że ci zależy, więc już nie staraj się tak bardzo, żeby mi to udowodnić. Nie musisz mnie traktować, jakbym był z porcelany. Ja też jestem facetem.

– W porządku. Um... czyli zero seksu?

– Nie wiem. To nie jest tak, że ja wcale nie czuję podniecenia. Po prostu moje potrzeby w tej kwestii są zaniżone. Poza tym... mogę ci sprawiać przyjemność w inny sposób.

– Wiesz, że nie musisz?

– Wiem, ale to raczej nie będzie dla mnie większy problem. Może i nie będę się z tobą kochał, ale... na pewno nie zostawię cię samego, jeśli będziesz mnie potrzebował.

Mając Willa tak blisko siebie, nie mógł się powstrzymać przed zaznaczeniem jego szyi swoimi mokrymi pocałunkami. Robił to jednak na tyle delikatnie, żeby nie zostawić tam żadnych śladów. W innym wypadku Moore mógłby spełnić wszystkie swoje groźby, które do niego kierował od początku ich znajomości.

– Wybacz – oznajmił, przerywając pieszczotę po dłuższej chwili. – Muszę trochę ochłonąć. Idź spać, ja niedługo wrócę.

– Wszystko w porządku? – zaniepokoił się.

– Jasne. Potrzebuję się tylko czegoś napić. Przyda się też trochę świeżego powietrza.

Przed wyjściem cmoknął go jeszcze w czoło. Nie chciał dawać mu powodów do niepokoju, ale naprawdę potrzebował na trochę odejść od niego. Pragnął mieć go możliwie jak najbliżej siebie, ale wtedy mógłby trochę się zapomnieć i przekroczyć granicę. Obawiał się, że to zrobi, że nieumyślnie skrzywdzi go swoim zachowaniem, gdy da się ponieść swoim emocjom. Nigdy wcześniej nie był w związku z kimś takim, jak Will, więc nie wiedział co robić. Był odrobinę zagubiony, nie miał pewności na co mógł sobie pozwalać. Zdecydowanie musiał spróbować dowiedzieć się więcej, podpytać chłopaka o wszystko i poznać go lepiej.

Tym razem Will nie próbował go zatrzymywać. Rozumiał problem Vasillasa i dlatego pozwolił mu odejść. Dał mu chwilę samotności i spokoju, żeby mógł ułożyć sobie to w głowie. Nie spodziewał się, że glina będzie szczęśliwy z powodu tego, co mu powiedział. Zdziwił się, że ten nie zerwał z nim od razu, a zamiast tego starał się to zaakceptować.

Gdy Charles zostawił go samego w sypialni, grzecznie położył się do łóżka. Nie był w stanie zasnąć, więc czekał na jego powrót. Domyślał się, że policjant może jednak pójść spać na kanapę i nie miałby mu tego za złe. Planował zejść na dół i upewnić się, czy wszystko było dobrze, gdyby on nie wrócił po dłuższym czasie.

Na szczęście nie musiał nigdzie iść. Był odrobinę zaskoczony, ale zarazem szczęśliwy, gdy po kilkunastu minutach zobaczył go z powrotem w wejściu, wahającego się i niepewnego. Żeby dać mu do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko wspólnemu spaniu, podniósł część kołdry i zatrzymał ją w górze, zapraszając go do siebie.

Vasillas nic nie powiedział. Uśmiechnął się jedynie, a potem zamknął drzwi i położył się obok niego. Will go przykrył.

– W porządku? – zapytał, gdy policjant gasił lampkę.

– Tak.

Nastała chwila ciszy. Charles nie wiedział czy Moore chciał być teraz blisko niego, czy może jednak potrzebował trochę miejsca tylko dla siebie.

Po kilkudziesięciu pozornie bardzo długich sekundach, zdecydował się odezwać:

– Mogę się przytulić?

– Chodź bliżej – zachęcił go chłopak, śmiejąc się przy tym. Charles naprawdę był jak szczeniak, który potrzebował przytulania i był taki rozbrajający, gdy o to prosił.

Przysunął się do Willa, wkraczając tym samym w jego przestrzeń osobistą po raz kolejny tego dnia. Musiał przyznać, że o wiele łatwiej mu było, gdy nie wiedział o zaniżonych potrzebach cielesnych chłopaka. Wcześniej mniej obawiał się przed dotknięciem go, ale teraz nie mógł przecież trzymać go z dala od siebie. Nie chciał, aby Will pomyślał sobie, że on go nie chce albo nie akceptuje. Starał się być ostrożny wobec niego, ale nie powstrzymało go to przed objęciem brata Larissy.

Moore w ciemności odnalazł twarz policjanta. Dotknął opuszkami jego policzek, potem przesunął je na usta Charlesa. Przez chwilę badał je palcami, ale potem przeniósł dłoń niżej i podtrzymał jego brodę, żeby po chwili móc zmniejszyć odległość między sobą a nim i go pocałować. Był naprawdę wdzięczny, że Vasillas nie zostawił go, nie odrzucił.

Wymiana śliny zakończyła się na kilku krótkich pocałunkach. Po tym glina schował głowę w zagłębieniu szyi Willa, bo uznał to za idealne miejsce. Moore się nie przeciwiał, jedynie go objął i jedną dłoń położył na głowie policjanta, żeby móc go głaskać.

~~🔥~~

Chcę powiadomić, że tym rozdziałem tak naprawdę zaczynamy drugi etap tej historii (już nie "poderwać Willa" a "lepiej go poznać i odkryć jego tajemnice"). Teraz będzie trochę bardziej uroczo, ale zarazem... no cóż...

Skończyły się na razie problemy z Nathanielem, to teraz zaczną się inne 😁 Trochę tego się pojawi i nie zawsze będzie kolorowo (od razu ostrzegam!).

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top