~29: Odrobina szczerości~
"Ja wciąż szukam siebie, wciąż jestem na dnie
I z czasem się wcale nie robi łatwiej
Te same błędy rwą na strzępy
Wciąż pomiędzy tym, co muszę, a tym czego chcę" ~ Seni, "Tokyo Ghoul"
~🔥~
02.01.2021
Niech wydarzenia z nocy sylwestrowej zostaną na razie w zapomnieniu. Aktualnie można to uznać za temat nieco zakazany i zdecydowanie drażliwy, a skoro tak się ma sytuacja, musi być ku temu powód. Później przyjdzie czas na wspominanie tych zdarzeń i wyjaśnianie co dokładnie się stało, a tymczasem w kolejce czekają ważniejsze sprawy.
- Wiemy cokolwiek? - zapytał zniecierpliwiony Will.
Niedawno zjawił się w Bazie, a wraz z nim na miejsce przyjechał Nathaniel. Skoro mieli kolejne spotkanie, musieli dowiedzieć się czegoś nowego albo zdarzyło się coś, co trzeba było jak najszybciej omówić. Dlatego teraz zebrali się w pomieszczeniu do narad, które znajdowało się pod ziemią. Oprócz wspomnianej dwójki, siedziała tutaj też Harper, umilając sobie czas poprzez kręcenie się na fotelu obrotowym; Chris, który jak zwykle był zajęty wystukiwaniem czegoś na klawiaturze komputera i Matthew, który jedynie siedział odrobinę dalej niż reszta i w milczeniu czekał na rozwój zdarzeń.
- Wciąż śledzimy Waley'a - odezwał się Black. Sądząc po jego minie, raczej nie miał dobrych wieści. - Koleś na razie się nie wychyla. Nie wygląda na to, żeby cokolwiek o nas wiedział.
Właśnie ten moment wybrała sobie Riley, aby dołączyć do spotkania w towarzystwie Jamesa, który udając dżentelmena, otwierał jej drzwi i zamykał je za nią. Afrodyta nie próżnowała i nawet swoich ludzi owijała sobie wokół palca... Teraz usiadła obok swojej siostry, a na stół położyła plik dokumentów. Jej towarzysz stanął przy ścianie niedaleko niej.
Nikt się nie witał, a atmosfera od samego początku była dość napięta, bo każdy spodziewał się już najgorszego.
- Dostaliśmy akta sprawy morderstwa rodziców Szefa - oznajmiła Riley, a wszyscy przenieśli na nią spojrzenia. - Nie było łatwo, ale aktualnie mamy kopię. Ktoś ewidentnie nie chciał, aby zostały one odnalezione, skoro przez tyle lat były ukrywane.
Niedługo po zamknięciu sprawy z powodu braku podejrzanych i dowodów, które mogłyby jakoś doprowadzić do zabójców, dalsza rodzina Nathaniela, próbowała prowadzić śledztwo na własną rękę, ale nie udało im się zdobyć akt sprawy. Potem sam Black ponowił próbę, ale zakończyła się ona fiaskiem. Przejrzeli archiwa, ale nic nie znaleźli. Dopiero Vasillas naprowadził ich na trop i dzięki niemu udało im się zdobyć dokumenty. Ktoś postarał się, żeby je przenieść i dobrze ukryć, ale nie zdecydował się na spalenie ich. Może celowo nie zostały zniszczone, aby wiedzieć, gdy ktoś je weźmie i zacznie rozgrzebywać przeszłość? W każdym razie Vasillas już wsadził kij w mrowisko, a oni tylko próbowali dowiedzieć się na czym stoją.
- Pewne osoby podejrzewają - ciągnęła Riley - że w psiarni pracuje ktoś blisko związany z grupą przestępczą i to właśnie ta osoba sabotowała przy sprawie zabójstwa, fabrykowała dowody. Przejrzeliśmy wszystkich, którzy byli związani ze sprawą.
- I tutaj pojawia się problem - kontynuował za nią Nathaniel. - Osoby, które zajmowały się tą sprawą, zginęły nagle i w nie do końca jasnych okolicznościach. Wypadek samochodowym, podejrzenie zamachu, ale brak jakichkolwiek dowodów. Kolejna osoba zginęła w pożarze kilka dni później, jednak przedtem w testamencie uwzględniła, że niedługo umrze, bo jest wplątana w porachunki Rivery. Nie było do końca jasne kim była ta osoba, ale aktualnie wszystko wskazuje na to, że to ktoś związany z nami. Próbujemy to jeszcze ustalić. Reszta związanych ze sprawą wydaje się być czysta. Tylko jedna osoba, a tak właściwie młoda kobieta, zniknęła nagle i nic o niej nie wiadomo. To też będziemy próbowali rozwiązać.
- Jakie rozkazy? - zapytała Harper.
- Kontynuować swoje dotychczasowe zadania. Na razie nie mamy nic konkretnego.
- A ten pies, który niby nam pomaga? - tym razem pytanie padło z ust Jamesa. Pytanie, od którego biła nienawiść do osoby, o której mówił.
Moore obdarzył go krótkim, aczkolwiek mało przychylnym spojrzeniem. Liczył na to, że nie usłyszy na razie o Vasillasie, ale widocznie nie było nawet takiej opcji. Za co los go tak bardzo nienawidził? Dlaczego go karał? Czy wszyscy się sprzymierzyli przeciwko niemu?
Pytanie to wzbudziło w nim wiele różnych emocji, choć głównie tych negatywnych. Organizm zareagował od razu, przyprawiając go o zdenerwowanie i ciut szybsze bicie serca. Przeniósł spojrzenie na Nathaniela, wyczekując jego reakcji i wypowiedzi na ten temat. Miał nadzieję, że zostawią w spokoju tego policjanta, a on nie wpakuje się w coś gorszego, dając im powód do pozbycia się go.
- Jak sam powiedziałeś - odezwał się Black, zerkając na moment w stronę Riley, a potem przesunął wzrokiem po Willu i ostatecznie zawiesił go na aktach, które miała Afrodyta - Vasillas nam pomaga.
- Co już wiemy z akt? - wtrącił Chris, który zdawał się nie słuchać reszty rozmowy i chyba włączył się dopiero teraz. Przestał wpatrywać się w ekran komputera, żeby teraz zacząć patrzeć na wspomniane dokumenty.
- Właściwie niewiele więcej niż już wiedzieliśmy.
A co wiedzieli? Rodzice Nathaniela wraz z kilkoma innymi osobami zostali zastrzeleni i bez wątpienia była to wina ludzi z Rivery. Na tym się jednak nie skończyło, bo zabójcy podpalili budynek, żeby zatuszować chociaż część dowodów. Jedyną dobrą wiadomością było to, że pożar dość szybko został ugaszony i ciała udało się wydobyć w dość dobrym stanie (nie licząc oczywiście wszelkich ran, które przyczyniły się do zgonów). Sprawcy nigdy nie zostali znalezieni. Nic się nie zmieniło nawet, gdy jakiś czas później zostały zamordowane kolejne osoby związane z rodziną Black wraz z ciotką Nathaniela. Kolejnym tragicznym wydarzeniem była śmierć jego młodszej siostry, której ciała nawet nigdy nie udało się odnaleźć, a jej grób nadal był pusty. Sprawa wciąż stała w miejscu, każdy trop prowadził do nikąd, a wszelkie przełomy kończyły się niepowodzeniem. Sprawcy byli całkowicie bezkarni, a sprawę zamknięto z powodu niewystarczającej ilości dowodów.
Nathaniel podzielił się z nimi tymi ''dodatkowymi'' informacjami z akt. Wskazano tam trzy podejrzane osoby, ale po raz kolejny okazały się one wąchać już od dawna kwiatki od spodu. Nikogo to tak naprawdę nie zdziwiło. Ktoś pozbył się z ogromną dokładnością wszystkich świadków i osób, które mogły coś wiedzieć lub w jakiś sposób odkryć prawdę.
- Może lepiej zostawić tę sprawę w spokoju? - zapytał Matt.
- Też tak myślę - poparł go Black, chociaż było widać, że nie robił tego chętnie i pewnie wolałby się zemścić za to wszystko, co go spotkało. - Przez to możemy jedynie ściągnąć na siebie większe zagrożenie, a nie chcę, żeby ktoś jeszcze przez to zginął. Dobrze byłoby wiedzieć kto za tym stoi, ale wszystko ma swoje granice. Najważniejsze jest teraz utrzymać dotychczasowy porządek i zadbać o bezpieczeństwo naszych ludzi. - Przerwał na moment, a Will poczuł na sobie jego wzrok. Moore starał się to ignorować. - Vasillas może dalej szukać coś na ten temat, ale my się zbytnio nie będziemy w to mieszać. Jeśli będzie trzeba, zostanie kozłem ofiarnym...
Tak właściwie jego starania spełzły na niczym, próby wymazania z pamięci pewnych zdarzeń, szlag trafił przez to, że osoba, której to dotyczyło została kilka razy wspomniana podczas spotkania ich grupy. W jego głowie znów zaczął panować chaos i odżyły wspomnienia tego, co się stało tamtej nocy między nim a Charlesem. Wyraźnie widział jak...
Ale wszystko po kolei!
Należałoby zacząć od samego początku, a właściwie od tego, że przez pierwsze kilkanaście minut po jego przyjściu do mieszkania Vasillasa było dość niezręcznie i nic ciekawego nie miało miejsca. Zwyczajnie siedzieli razem w salonie i starali się znaleźć coś ciekawego do obejrzenia, przy okazji popijając drinki, które chwilę wcześniej sporządził policjant. Oczywiście, Will patrzył mu na ręce, gdy tamten je przygotowywał, aby upewnić się, że nic nie zostanie tam dosypane. Może i Charles był z policji, ale to nie pomagało w zmniejszeniu jego obaw.
W trakcie poszukiwań czegoś do obejrzenia, aby nie nudzić się, nie skąpili od przekąsek, których zapasy znajdowały się na stoliku kawowym. Trzeba było przyznać, że glina nieźle się przygotował. Prawdopodobnie nawet zaplanował to wszystko dla więcej niż dwóch osób.
Jedyne ich rozmowy, jakie prowadzili dotyczyły dość neutralnych tematów. Chyba obaj obawiali się, że mogliby powiedzieć odrobinę za dużo, więc uważali na każde wypowiedziane słowo i dokładnie je dobierali. Jednym z pierwszych tematów był gust odnośnie filmów czy seriali, żeby łatwiej było znaleźć coś, co będą mogli obejrzeć. Tutaj teoretycznie zaczynały się schody, gdyż jeden z nich wolał oglądać o rzeczach zdecydowanie nadprzyrodzonych, nierealnych, a drugi - coś bardziej rzeczywistego. Kompromisem okazał się być film psychologiczny, który właściwe można było podciągnąć pod lekki horror. Vasillasowi pasowało racjonalne podejście i tematy psychiki ludzkiej, do tego sprawy kryminalne, a Willowi odpowiadał sam fakt, że jest to coś straszniejszego, więc trochę będzie się działo.
- To pomysł mojej siostry, prawda? - zapytał Moore w pewnym momencie, nie mogąc dłużej milczeć w tej sprawie. Miał wewnętrzną potrzebę ustalenia prawdy.
- O czym mówisz? - zdziwił się Charles, odrywając się od oglądania. Przeniósł wzrok na Willa.
- Zmusiła cię jakoś do tego, żebyś mnie zaprosił.
- Nie musiała mnie zmuszać. - Uśmiechnął się. - Sam chciałem was zaprosić, ale ona powiedziała, że ma już plany. Nie chciała, żebyś był sam, więc poprosiła, żebym zaproponował to bezpośrednio tobie.
- A ty jak na dżentelmena przystało, zgodziłeś się na propozycję pięknej damy, która wpadła ci w oko - zakpił Will. Nie mógł się powstrzymać przed tym komentarzem, ale nie robił tego tylko z czystej złośliwości. Chodziło o coś więcej.
- Zgodziłem się, bo sam tego chciałem - powiedział powoli, jakby chciał, aby Will dobrze go zrozumiał. - Larissa może i jest piękna, ale moje serce bije dla kogoś innego.
Korciło go o wypytanie o wszystko, bo to ułatwiłoby mu jego misję, ale trochę się tego obawiał. Nie dość, że to było niekomfortowe dopytywać o czyjeś życie prywatne, to dodatkowo nie był pewny, czy chce znać odpowiedzi na swoje pytania. Czasem chyba po prostu lepiej jest żyć w niewiedzy.
Najważniejsze jednak było, że jego siostra nie została w to wszystko wmieszana i mogła pozostać z boku. Przynajmniej jeden problem z głowy. Nie chciał, aby między nią i Charlesem było coś więcej.
- Czyli masz kogoś? - zaryzykował. Czuł jak jego wnętrzności skręcają się ze stresu, ale chciał wiedzieć i mieć już to za sobą.
[Ciekawostka: w pierwszej wersji o to nie zapytał]
Vasillas zaśmiał się, bawiąc się szklanką z alkoholem. Patrzył na nią, jakby ta była w stanie zmienić jego aktualną sytuację.
- Interesuje cię moje życie? - zapytał zaskoczony policjant.
- Wolisz siedzieć w milczeniu?
- No dobra. Po prostu nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Mogę tylko powiedzieć, że aktualnie nie jestem z nikim w związku, ale niedługo może się to zmieni.
W porządku. To trochę zaspokoiło jego ciekawość, ale wciąż nie miał pewności co do jego orientacji. O to jednak nie chciał już pytać, bo mogłoby to zabrzmieć dziwnie. Nie chciał, aby Vasillas pomyślał, że on próbuje go podrywać albo coś. Na tym więc skończyło tę rozmowę.
Jeszcze zanim nastała północ oni tak właściwie nie byli już trzeźwi. O dziwo, jeszcze dość dobrze trzymali się na nogach, ale potrafili się śmiać z rzeczy, które normalnie nie byłyby śmieszne, więc ewidentnie ich głowy nie działały jak należy. Gdy zaczęły się wystrzały, zdołali jeszcze wyjść na balkon, aby móc obserwować fajerwerki. Alkohol krążący w ich żyłach z jednej strony niwelował strach i rozsądek, ale zarazem w pewnym stopniu zwiększał wrażliwość na bodźce, doświadczenia stały się bardziej intensywne. Wszystko wydawało się bardziej głośne i o wiele piękniejsze niż zazwyczaj.
Dla nich na moment wszystko przestało się liczyć. Stali gdzieś pomiędzy jawą a snem, obserwując to wszystko i dzielili się jedną butelką piwa. Tonęli właśnie poza czasem i przestrzenią, gdzieś, gdzie byli tylko we dwaj. Nic poza nimi nie miało znaczenia.
W tamtej chwili Vasillas postanowił po raz kolejny zaryzykować i pójść o krok dalej z tym wszystkim. Być może to nie doprowadzi go do niczego albo wręcz pogorszy sytuację, wpychając go w bezdenną otchłań beznadziei. Resztki rozsądku, dryfujące leniwie w jego mózgu, podpowiedziały mu, że lepiej będzie wejść już do środka i nie wystawiać się na zimno, a tym bardziej na widok sąsiadów. Nie bał się stracić swojej reputacji albo przez następne dni być na językach osób wokół, ale bardziej chodziło mu o chłopaka, który stał obok. Widział fajerwerki odbijające się w jego oczach i zaczynał tonąć w tym widoku, myśląc tylko o jednym...
Złapał dłoń Willa i zaprowadził chłopaka do mieszkania. On nawet nie wyrażał żadnego protestu, gdy szli w stronę kanapy. Nie było pewne jak długo dadzą radę ustać na nogach, więc w tym momencie lepiej było usiąść.
Byli tylko oni dwaj. Światłość przestała ich obejmować i w końcu mogli pogrążyć się w cieniu, aby ostatecznie pozwolić sobie na zatonięcie w zapomnieniu. Uwolnili się z łańcuchów, które do tej pory ich powstrzymywały. Zapomnieli o przeszłości, mając świadomość, że dla nich nie ma przyszłości i mogą cieszyć się jedynie obecną chwilą, która nie potrwa długo. Przestali zważać na konsekwencje, bo w końcu mogli zdobyć się na odrobinę szczerości wobec siebie nawzajem, ujawnić ją bez zbędnych kłamstw, które były złem koniecznym.
Skorzystali z tej okazji, krótkiej chwili, która była darem (albo przekleństwem) od losu. Udało im się odnaleźć w tym mroku po tak długim czasie poszukiwań i błądzenia pośród cieni. Całując się, jakby dla nich jutro miało nigdy nie nadejść, wyznawali sobie choć część prawdy, tej najbardziej szczerej, bez żadnych dodatków.
Tej nocy nie doszło między nimi do niczego więcej, oprócz pocałunków i dotyku, na który normalnie by sobie nie pozwolili. Moore nawet w takim stanie nie dopuściłby do tego, żeby wylądować z kimś w łóżku, a Vasillas o dziwo nie próbował niczego takiego. Widocznie nie zamierzał wykorzystywać sytuacji w jakiej się znaleźli i stanu Willa.
Wszystko, co się wtedy działo wydawało się być jedynie snem, a oni po prostu tulili się do siebie, dzieląc pocałunkami w ciemności i nie chcąc tego stracić. Może gdyby mniej wypili, odważyliby się na rozmowę, szczere słowa, ale wtedy pewnie nie doszłoby nawet do pocałunku.
Tej nocy przekroczyli granicę, a skutki tego mieli poznać już niedługo.
Will obudził się rano nie tak bardzo skacowany jak sądził, że będzie. Co prawda dokuczał mu ból głowy, który nasilił się wraz ze wszystkimi wspomnieniami, które zaczęły do niego wracać, wdzierając się siłą do umysłu i powodując odrobinę stresu, ale naprawdę bywało gorzej.
Pierwszą osobą, jaką dane mu było ujrzeć w nowym roku był oczywiście Vasillas. Policjant spał na kanapie w pozycji siedzącej z nogami opartymi o stolik kawowy. Prawie na pewno obudzi się obolały, ale aktualnie widocznie mu to nie przeszkadzało. Sam Will znajdował się wraz z nim na tej samej kanapie, ale do niego los się uśmiechnął i nie zostanie pokarany bolącymi mięśniami. Głowę miał położoną na miękkiej poduszce, natomiast nogi przerzucone przez uda policjanta. Jedna z rąk Charlesa spoczywała na jego kolanie.
Zadziwiające było, że w tamtej chwili nie spanikował, a zamiast tego podszedł do sprawy ze stoickim spokojem. Fajnie, że chociaż na początku udało mu się to osiągnąć. Chyba wtedy jeszcze był nadal nie do końca obudzony albo za mało trzeźwy, żeby się czymkolwiek przejmować. Starał się odganiać z umysłu wspomnienia z nocy.
Ostrożnie zszedł z kanapy, żeby udać się do kuchni i nalać sobie czegoś do picia (tym razem już bez żadnych procentów). Jakoś nie za bardzo przejmował się tym, że Vasillas może się obudzić w każdej chwili i dojdzie do konfrontacji, której jednak wolałby uniknąć. Zamiast martwić się o to, podreptał do łazienki opróżnić pęcherz i przemyć twarz, próbując się bardziej rozbudzić. Pomogło. Gdy patrzył na swoje odbicie w lustrze, znów uderzyły go wspomnienia z nocy i tym razem wywołały nieco żywszą reakcję. Pojawił się stres i lekka panika z powodu tego, co zrobili. Nie mógł uwierzyć, że z powodu alkoholu stał się taki głupi i pozwolił na to. Nie powinien przecież do tego dopuścić.
A może wcale nie trzeba się tym przejmować? Czy to naprawę było coś złego?
Gdy wychodził z jego mieszkania, Vasillas wciąż był pogrążany we śnie i nic nie wskazywało na to, że zamierzał obudzić się chociaż na chwilę. Miał pewne wątpliwości co do zostawienia za sobą drzwi niezamkniętych na klucz, ale co miał zrobić? Nie miał kluczy do jego mieszkania, a nie chciał go budzić albo zostawać na dłużej. Większość ludzi o tej godzinie tego dnia jeszcze spała, więc miał nadzieję, że nic się nie stanie, dlatego też wyszedł i wrócił do mieszkania Larissy. Z przyzwyczajenia od razu jechał do niej, zapominając że ma też swoje własne lokum, gdzie miałby więcej spokoju.
W jego czaszce tłukły się wszystkie wspomnienia, a on coraz bardziej uświadamiał sobie co zrobili. Nadal nie do końca chciał w to wszystko wierzyć, ale na pewno sobie tego nie wymyślił. Cieszyło go tylko to, że udało mu się stamtąd odejść bez konfrontacji z Charlesem, bo nie dałby rady spojrzeć mu w oczy.
Larissa wróciła dopiero po południu i wtedy też zaczęła go przesłuchiwać w sprawie tego, co robił pod jej nieobecność. Nawet przez chwilę nie rozważała odpuszczenia mu i okazania litości. Musiała wiedzieć jak wszystko się skończyło i czy jej plan zadziałał. Miała cichą nadzieję, że ci dwaj miło spędzili czas i może zdecydowali się szczerze porozmawiać o swojej relacji.
Zgodnie z prawdą powiedział jej, że był u Vasillasa i wrócił dopiero rano. Po usłyszeniu tego zaczęła jeszcze bardziej drążyć temat, chcąc dowiedzieć się wszystkiego, ale on zbył ją mówiąc, że po prostu spędzili razem czas i tyle. Wtedy zostawiła go w spokoju, ale czekała na odpowiedni moment, żeby znów zaatakować.
~🔥~
Niedziela, 03.01.2021r.
Nastał w końcu ten znienawidzony przez niego dzień... Dziś minęły dokładnie 23 lata odkąd został wydany na ten świat, a on miał już dość życia, szczególnie w ostatnim czasie. Nie opuszczało go wrażenie, że wszystko się sprzymierzyło przeciwko niemu i chciało mu zaszkodzić. Los wydawał się mieć wobec niego same złowieszcze plany.
Dla Larissy nie było nowością, że jej brat nie przepadał za dniem swoich urodzin, dlatego nie namawiała go na żadne wspólne wyjście. Nie umknęło również jej uwadze, że chłopak w ostatnich dniach zachowywał się trochę inaczej niż zwykle. Kilka razy słyszała jak wychodził w nocy do łazienki albo do kuchni, bo nie mógł spać. Częściej chodził też zamyślony, czasem w trakcie rozmowy potrafił się wyłączyć i kompletnie przestawał słuchać, gdy pochłaniały go jego własne myśli. Stał się nieco bardziej przygnębiony, a czarne chmury wydawały się nad nim wisieć nieustannie. Pytała go o to kilka razy, ale zapewniał, że nic mu nie jest. Nie wierzyła, ale czekała aż w końcu się otworzy i sam jej powie. Wiedziała, że chłopka tonął we własnych zmartwieniach, ale był zbyt uparty, żeby komuś o nich powiedzieć i poprosić o pomoc. Rozumiała, że nie chciał jej martwić, ale w ten sposób jej obawy rosły jeszcze bardziej, a on tłumił wszystko w sobie kosztem swojego zdrowia.
Widząc, że w towarzystwie Vasillasa nieco się ożywiał, zaczęła podejrzewać, że między nimi coś jest, ale żaden z nich nie potrafi zrobić kroku i dlatego snują się jak dwa cienie. Zdawało jej się, że ci dwaj mają się ku sobie, tylko po prostu nie wiedzą jak to wyznać. Może nawet obawiali się odrzucenia albo braku akceptacji otoczenia. Dlatego zaaranżowała spotkanie w święta, potem zaprosiła Charlesa na swój występ, a nawet poprosiła go, aby ten zaprosił Willa na sylwestra. Wtedy usłyszała od niego, że i tak planował zaproponować im spędzenie tej nocy u niego.
W jej głowie pojawiły się również podejrzenia, że może coś już między nimi się stało i przez to zaczęli się unikać, bo nie wiedzą jak o tym pogadać. Nie pytała o to, nie chcąc wtrącać się za bardzo, ale jeśli ta sytuacja potrwa dłużej, nie zawaha się poprowadzić ich na właściwe tory.
Mając świadomość jak bardzo jej brat jest niechętny do obchodzenia swoich własnych urodzin, postanowiła kupić mu jedynie drobny prezent i wybrała dwie pary kolczyków. Jedne srebrne z wiszącymi krzyżami, a drugie czarne imitujące kolec przebijający uchu. Wszystko co było gotyckie lub punkowe kojarzyło mu się zawsze z nim, więc łatwiej było coś wybrać. Nie do końca była fanką takiego stylu, ale zdarzało jej się pożyczać od niego biżuterię...
Ten dzień nie wyróżniał się spośród innych, dlatego szybko zapomniał, że to dziś miał urodziny i skupił się na swoich obowiązkach, na pracy. Pomimo, że była niedziela, Black musiał pilnie załatwić coś związanego z firmą, a potem zwołał kolejne zebranie w sprawie jego nadchodzącej imprezy urodzinowej. Zostały jeszcze prawie dwa tygodnie do tego wydarzenia, ale Nathaniel musiał już teraz mieć wszystko dokładnie zaplanowane. Dodatkowo Szef uzupełnił informacje przedstawione im podczas poprzedniego spotkania. Potwierdziło się, że osoba, która w testamencie wspomniała o Riverze, była związana z rodziną Blacków. Z kolei kobieta, która była uznana za zaginioną, podobno miała nieszczęśliwy wypadek i zginęła na miejscu. Wciąż nie wiedzieli o niej zbyt wiele i Nat miał zamiar sprawdzić czy ona również nie miała jakichś powiązań z jego rodziną.
Wszystko może byłoby dobrze, a Will dałby radę udawać, że jest w porządku, gdyby jego umysł nie był nękany przez natrętne myśli i wspomnienia, które nie dawały mu się skupić na niczym.
Gdy wyszedł z budynku, przeniknął go chłód. Ilość śniegu zalegającego na ziemi była znikoma, ale patrząc na to, że nadal padało, do rana mogło być go znacznie więcej. Oby tylko drogi były przejezdne, to będzie całkiem dobrze.
Siostrze powiedział, że potrzebuje się przejść trochę po parku, przewietrzyć i pobyć przez chwilę sam na sam ze swoimi myślami. To nie było dla niego normalne, żeby chodzić na spacery w zimę, a szczególnie gdy były już ciemno. Spytała go czy wszystko w porządku, a on zapewnił, że nic mu nie jest, potem dodał, że nie wie kiedy wróci. Przytuliła go wtedy, ale nic nie powiedziała. Czuła się tak, jakby nie do końca jej ufał, a mimo wszystko pozwoliła mu odejść i nawet nie próbowała zatrzymywać. Wiedziała, że on czasem po prostu potrzebuje samotności, żeby poradzić sobie ze wszystkim na swój sposób. Nie do końca rozumiała dlaczego zwykle w takich chwilach odcinał się od wszystkich i dosłownie potrafił zamykać się w swoim mieszkaniu na kilka dni, ale nie komentowała tego. Skoro właśnie tego potrzebował, nie była w stanie mu zabronić. Bolało, że nie mogła nic zrobić, ale on przecież nie chciał przyjąć pomocy, nie zamierzał się nawet przyznać, że jej potrzebuje.
Szedł powoli ścieżką, patrząc przed siebie, a zarazem nie zwracając na nic uwagi. Teraz był idealny moment, jeśli ktoś chciał go porwać albo zaatakować, ale nikt jakoś nie próbował tego robić, więc mógł być o to spokojny, choć tak naprawdę nie przejmował się tym ani trochę. Zajmowało go coś innego, a wszystko inne go nie obchodziło.
Zwrócił uwagę na miejsce, w którym to Vasillas jakimś czas temu poślizgnął się na lodzie, gdy próbował go dogonić po sytuacji z tym facetem, który zaatakował policjanta. Mimowolnie kącik jego ust uniósł się do góry na to wspomnienie.
Charles...
Westchnął i poszedł dalej, odwracając wzrok. Pierwszego dnia stycznia glina nie próbował się nawet z nim skontaktować, uważając to za bezsensowne, choć w głębi duszy potrzebował do niego zadzwonić, porozmawiać i wyjaśnić z nim pewne kwestie. Sądził, że Will pewnie prześpi większość dnia, podobnie jak on, a gdy już się obudzi, nie będzie miał głowy do poważnej rozmowy, dlatego dał mu spokój. Następnego dnia dzwonił do niego dwa razy, pisał wiadomości, w których prosił go o przyjechanie do jego mieszkania albo chociaż odebranie telefonu. Dziś też dzwonił raz, ale na tym się skończyło. Moore uznał, że ten w końcu stracił nadzieję i najzwyczajniej w świecie się poddał. Nie dziwił się mu, on sam ze sobą czasem ledwo wytrzymywał.
Gdyby tylko Vasillas nie był tym, kim właśnie był, gdyby nie wplątał się w to wszystko, byłoby o wiele lepiej. Tu już nawet nie chodziło tylko o sam fakt, że pracował w policji. To nie przeszkadzało Willowi aż tak bardzo, a wręcz przyzwyczaił się do tego i już nie zwracał na to zbytnio uwagi. Stało się to po prostu normalne i nie było przeszkodzą w ich relacji. O wiele większy problem stanowiło jednak to, że przez większą część osób związanych z Nathanielem Charles był uważany za jednego z wrogów i przez jakiś czas nawet znajdował się na podium czarnej listy. Obserwowali go, wiedzieli o nim prawie wszystko i chcieli się go pozbyć... on sam również chciał to zrobić! Teraz Charles wciąż był osobą, wobec której mieli wiele podejrzeń i starali się trzymać od niego z daleka, o ile było to możliwe. Jedynie Will miał kontynuować swoją misję, ale dziś dostał rozkaz, żeby powoli zacząć się od niego odcinać. Z tego, co było mu wiadomo, Nathaniel nie planował nic, jeśli chodzi o Vasillasa. Po prostu chciał mieć z nim jak najmniej wspólnego, gdyby Rivera go dopadła. Black poważnie traktował decyzję o próbie ochrony swoich ludzi, nawet jeśli miało to znaczyć zaniechanie zemsty na zabójcach jego rodziny.
Zatrzymał się na moście i spojrzał w czarniejącą toń rzeki. Na powietrzni odbijały się światła - te prawdziwe, pochodzące z gwiazd na niebie i te sztuczne, będące światłami tętniącego miasta, lampami. Miał ochotę skoczyć z tego mostu, żeby całkowicie oddać się w objęcia mroku i zimna. Chciał, aby one go pochłonęły, przeszyły jego ciało i dały ukojenie w jego bólu. Wiedział, że nie miałby najmniejszych szans na przeżycie. Nie umiał pływać, a dodatkowo odczuwał lęk z powodu zbiorników wodnych i nie był w stanie wejść do wody głębiej niż do pasa, więc to ułatwiłoby mu próbę.
Gdyby teraz naprawdę ze sobą skończyć? To wszystko i tak nie miało dla niego już sensu. Po co się starać, skoro nic mu nie wychodzi, a wręcz jego sytuacja tylko się pogarsza? Ile można ciągnąć ten cyrk i udawać, że wszystko było dobrze, choć on tak naprawdę umierał w środku?
Ostatnio może i spotkało go coś lepszego, ale to nie mogło trwać dłużej. Odnalazł prawdziwe światło tego świata, ogrzał się w jego promieniach, od początku mając świadomości, że nie powinien tego robić i teraz musiał za to płacić. Zbyt długo żył w mroku i nie było mu dane dłużej kąpać się w blasku światłości. Mógł obserwować jak zostaje mu ono powoli odbierane albo... skrócić to wszystko, skończyć tę historię właśnie w tym momencie. Tylko jak? Jeśli skoczy do wody, mogą nie odnaleźć jego ciała i nawet nie będą wiedzieli co się z nim stało.
Narastał w nim żal, przez który nie widział dla siebie innego rozwiązania, wyjścia z tej sytuacji niż poprzez śmierć. Gorycz przysłaniała wszystko inne i podpowiadała, że tak będzie najlepiej.
Sięgnął do kieszeni w kurtce, żeby wyjąć z niej niewielką plastikową fiolkę z przezroczystymi kryształkami, które mogły mu umożliwić dość szybkie zakończenie. Strychnina. Nosił ją ze sobą od jakiegoś czasu, na wszelki wypadek i teraz chyba właśnie nastał moment, w którym może się mu ona przydać.
~🔥~
Perfekcjonizm się we mnie odzywa, więc sobie trochę ponarzekam. (Można sobie to pominąć, bo to nie jest nic ciekawego.)
Mam wrażenie, że ta historia jest taka denna i kompletnie bez sensu. Dlaczego ja sobie to robię i biorę się za pisanie czegoś, czego nie powinnam? Przecież nie powinnam się nigdy w życiu brać za wątek romantyczny, nie wspominając już o temacie policji i spraw kryminalnych. Niech mnie ktoś zabije. 😭
Dodatkowo dziś rano, gdy miałam zamiar sprawdzić i poprawić ten rozdział, pojawiły się lekkie problemy zdrowotne.
Tymczasem moja siostra: Jaką chcesz trumnę? Czarną? Brązową?
Oczywiście odpowiedziałam, że tęczową lol
Mam wrażenie, że jakaś siła wyższa nie chce mi pozwolić kontynuować tej historii, ale na razie jestem zbyt uparta, żeby przestać.
No i memik na zakończenie
Mogę tylko obiecać, że kiedyś będzie lepiej...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top