~28: Problematyczność życia z kobietą~
28.12.2020
Pozornie dzień jak co dzień. Musiał wstać rano do pracy, co wcale nie było niczym niezwykłym. Święta dobiegły już końca, niedługo w końcu znikną wszelkie ozdoby z nimi związane, więc skończyło się również jego wolne. Chociaż czy można tak nazwać te kilka dni, gdy oficjalnie nie musiał pracować, ale gdyby Nathaniel do niego zadzwonił, to musiałby wykonać jego rozkazy? Nie przeszkadzało mu to. Praktycznie od początku wiedział, na co się pisze. Poza tym gdyby tak się stało i Will byłby zajęty, mógłby mu wyjaśnić całą sytuację i pewnie Black znalazłby sobie kogoś w zastępstwie. Fakt, jeśli to było coś ważnego, wolał wybierać spośród swojej świętej trójcy, w skład której wchodzili Harper, Matthew i Will, bo był pewien, że robota zostanie dobrze wykonana, ale przecież oni nie zawsze byli dysponowani. Tutaj należałoby też zaznaczyć, iż Riley zalicza się do tych zaufanych osób Nathaniela, ale ona ma zwykle oddzielne zadania, do których trójca się nie nadaje.
Ten dzień nie wyróżniał się kompletnie niczym, ale tak naprawdę ten stan rzeczy utrzymywał się tylko do południa. Bycie szoferem jest dość monotonną pracą, a szczególnie, gdy pracujesz tak naprawdę tylko dla jednej osoby i właściwie tylko tę jedną osobę wozisz. Zwykle nawet droga była ta sama, no chyba że Nathaniel miał potrzebę zboczyć z trasy dom-firma. Tak też się czasem zdarzało. W każdym razie, Moore nie narzekał na swoją robotę, przynajmniej przez większość czasu siedział w cieple i dodatkowo robił to, co lubił – kierował samochodem. Może nie był to szczyt marzeń, ale wynagrodzenie też dostawał niemałe. Był w stanie sam się utrzymać, a to było najważniejsze.
Po południu wymienił się z Matthew. Rzadko kiedy zamieniał się z kimkolwiek w trakcie pracy, ale dziś poprosił o to ze względu na Larissę. Nathaniel nie miał z tym problemu, bo wiedział, że siostra Willa ma dziś premierę sztuki, na którą cała grupa teatralna przygotowywała się kilka miesięcy. Zdawał sobie sprawę, że Moore z tego powodu jeszcze bardziej martwił się o siostrę i nie chciał jej zostawiać samej, więc dał mu wolne na cały dzień, ale chłopak był zbyt uparty, żeby tak po prostu zrezygnować i wcale nie przyjść. Jedną z jego motywacji była chęć rozmowy z Harper, która razem z nim odpowiadała za ochronę Szefa tego dnia. Zwykle co drugi dzień pracowali oboje, a resztę dni dostawali Matt i James albo Mark. Gdy Moore był wolny od pracowania jako ochroniarz, musiał jedynie być gdzieś w pobliżu, oczekując aż Black będzie chciał gdzieś jechać. Był głównym szoferem, a rolę jego zastępcy piastował Matthew.
Nawet po skończeniu pracy, nie dane mu było odpocząć. W ostatnim czasie jakoś trochę nie po drodze mu ze spokojem i odpoczynkiem.
Prosto z firmy Blacka przyjechał do mieszkania Larissy, aby tam się przebrać w pośpiechu, a potem zawiózł ją już do teatru na ostatnie próby i dopracowywanie strojów aktorów. Na miejscu wręcz zmusiła go do bycia przez cały czas niedaleko niej. Chciała, aby towarzyszył jej w tym ekscytującym dniu. Za każdym razem cieszyła się, gdy miała wystąpić na scenie i dzieliła się z nim tą radością. On w żaden sposób nie gasił jej entuzjazmu, a jedynie ją wspierał i cieszył się jej szczęściem. Ta zwariowana dziewczyna zasługiwała na wszystko, co najlepsze po tym, co przeszła.
Trochę czasu minęło zanim wszelkie przygotowania i ostatnie poprawki dobiegły końca, a on mógł opuścić ją na chwilę, aby udać się na salę i odnaleźć odpowiednie miejsce. Jak to często bywało, dostał pierwszy rząd, siedzenie, z którego dość dobrze widać wszystko, co dzieje się na scenie. Zwykle starała się, aby zająć mu najlepsze miejsce, z którego ona z łatwością wypatrzy go z desek teatru i w którymś momencie pomacha do niego dyskretnie. Tym razem też pewnie tak będzie.
Po dotarciu do pierwszego rzędu i odnalezieniu odpowiedniego miejsca, spostrzegł, że obok niego siedziała osoba, której mimo wszystko się tu nie spodziewał. Niby wiedział, że ten policjant dostał zaproszenie, ale nie było pewne, że tu przyjdzie.
Zaczęło go zastanawiać jakim cudem Vasillas dostał miejsce obok niego, podczas gdy Kate udało mu się wypatrzyć kilka siedzeń dalej. Był prawie pewien, że Larissa za tym stała... Przecież to ona miała kontrolę nad tym komu które zaproszenie da. To na pewno nie był przypadek, że oni obaj siedzieli obok siebie.
Miał coraz więcej podejrzeń, że wszechświat i jego własna siostra założyli spółkę, której zadaniem było terroryzowanie go i zsyłanie mu Charlesa...
– Cześć – Vasillas pochylił się w jego kierunku, żeby wyszeptać mu to praktycznie do ucha.
– Hej – rzucił podirytowany Will, zerkając w prawą stronę na policjanta w szarym garniturze.
– Dawno się nie widzieliśmy.
– To tylko kilka dni.
Mówił prawdę – ostatni raz mieli okazję się widzieć 25 grudnia, gdy Vasillas został zaproszony przez Larissę do wspólnego spędzenia czasu. Właśnie tego dnia, gdy upokorzył się przed tym głupim policjantem, a potem uciekł do łazienki. Na to wspomnienie natychmiast odwrócił wzrok jak najdalej od Charlesa, bo czuł, że w tej chwili nie dałby rady na niego patrzeć. Wróciło do niego poczucie, że jest żałosny, szczególnie w porównaniu z nim. Ostatnio, po tamtym zdarzeniu zmusił się do wyjścia z łazienki i ze wszystkich sił udawał, że wszystko było w porządku, a on wcale się nie zhańbił. Tak naprawdę czuł się wtedy jak chodząca porażka, która nawet przez chwilę nie potrafi nie robić z siebie pośmiewiska. W tamtym momencie pomyślał, że może jego matka miała rację – nie nadawał się do niczego, był bezużytecznym nieudacznikiem...
Nawet po wyjściu Vasillasa, nie mógł się skupić na niczym. Zamiast spać, siedział nezczynnie i w głowie raz za razem przeżywał tę sytuację na nowo, dobijając się jeszcze bardziej. Sen nie chciał do niego przyjść, aby uwolnić go od rzeczywistości chociaż na kilka marnych godzin. Zbyt dużo działo się w jego umyśle. Przez chwilę chciał nawet zadzwonić do Nathaniela i powiadomić go, że rezygnuje ze swojej misji. Miał ochotę powiedzieć mu, że on się po prostu do tego nie nadaje i chce to skończyć w tym momencie, zanim coś schrzani. W głowie nawet ułożył sobie wszystko, co chciał mu powiedzieć, kilkakrotnie powtórzył wymyślone zdania, ale ostatecznie powstrzymał go fakt, że był środek nocy. Musiał zwalczyć w sobie potrzebę rezygnacji i poczekać do rana... a po przebudzeniu wziął się w garść, czego dowodem było całkowite porzucenie tego planu. Dlatego w dalszym ciągu i to w bardzo nieudolny sposób kontynuował tę misję, która dla niego wydawała się być trochę bez sensu, a wręcz nawet odrobinę samobójcza z pewnych przyczyn...
Po co tak naprawdę miał próbować się do niego zbliżyć? Z jakiego powodu to wszystko? I co wiedział Vasillas? Czego dokładnie dotyczyła ta cała sprawa? Może gdyby tylko poznał odpowiedzi na te pytania, byłoby mu znacznie łatwiej.
Tymczasem światła na sali zgasły, a spektakl się rozpoczął. Larissa zaraz po wkroczeniu na scenę wraz z kilkoma innymi aktorami, odnalazła swojego brata i siedzącego obok niego Vasillasa, żeby uśmiechnąć się do nich. Pozornie można stwierdzić, że to zwykły dowód sympatii, ale Will znał ten uśmieszek, mający mówić, że ona nic nie zrobiła. Taaak, teraz miał już pewność, że umiejscowienie go zaraz obok Charlesa nie wynikało z wali opatrzności ani żadnego zrządzenia losu. Przeznaczenie wcale nie miało z tym nic wspólnego, a jedynie stała za tym pewna dobrze mu znana osoba, która uknuła to wszystko i teraz udawała niewiniątko.
Dodatkowo tematyka spektaklu – miłość, choć w tym przypadku nie była szczęśliwa, to przecież nadal miłość. Sztuką była współczesna wersja Romea i Julii. Historia stara jak świat, a jednak tym razem mająca miejsce w aktualnych czasach. Zakazana miłość, rodzącą się między osobami, które powinny być dla siebie jedynie wrogami. Uczucie, które prowadzi do destrukcji i skutki są już nieodwracalne. Larissa jako piękna Julia, zaślepiona miłością była w stanie zrobić wszystko, żeby połączyć się z ukochanym, nawet jeśli to oznaczało odebranie sobie życia.
Siostra opowiadała mu trochę o tematyce tego występu, ale wcześniej nie zwracał na to za bardzo uwagi. Jakoś średnio go poruszały tematy miłości, a wręcz były nieco odrzucające. Za bardzo zakotwiczył się w przekonaniu, że nigdy nie może sobie pozwolić na takie uczucia, więc unikał tego tematu.
Jakoś dziwnie mu się to oglądało, mając zaraz obok siebie Vasillasa, który tak naprawdę należał do grona jego wrogów, a do którego miał przecież za zadanie się zbliżyć... Na szczęście, policjant nie skomentował w żaden sposób tego, co właśnie oglądali. Wciąż milczał, obserwując uważnie, co działo się na scenie.
Gdy występ dobiegł już końca i Larissa przyszła do nich z bukietem kwiatów, które otrzymała od kogoś (nie chciała powiedzieć kto jej je podarował), obaj zaczęli jej gratulować, a wkrótce dołączyła do nich również Kate. Rissa zaproponowała, żeby cała czwórka przeniosła się do jej mieszkania, aby tam uczcić premierę tej sztuki. Tak też zrobili.
Na miejscu otworzyli wino, które Vasillas przyniósł im w święta i popijając je, rozmawiali o występie. O dziwo, Larissa też troszkę wypiła, choć ona miała wstręt do alkoholu pod każdą postacią. Tym razem wyjątkowo jednak się napiła, żeby świętować swoje zwycięstwo nie tylko w kwestii występu, ale również dlatego, że Charles chyba miał problem z niepatrzeniem na jej brata przez dłuższy czas. Czy mogła uznać, że jej misja zakończyła się sukcesem? Czy można to podciągnąć pod "nie może oderwać wzroku od Willa"?
Z czasem tematy ich rozmów stały się nieco bardziej błahe. Kate nawet przez kilka minut próbowała podrywać Vasillasa, jednak ten za wszelką cenę starał się udawać, że tego nie zauważa. Sytuację ratowała Larissa, która bardzo szybko zmieniała temat, wyskakiwała z jakimś pytaniem do kogoś z tej dwójki, aby nie pozwolić drugiej kobiecie na zarywanie do policjanta. Starała się również dać przyjaciółce do zrozumienia, że powinna przestać, dlatego zdarzyło się jej kopnąć ją kilka razy pod stołem. Kate domyśliła się, że coś jest na rzeczy i postanowiła później z nią o tym pomówić.
Tym razem, na szczęście, obyło się bez żadnej żenującej sytuacji z udziałem Willa. Może jednak ten jeden raz czuwała nad nim jakaś siła wyższa, która nie pozwoliła mu po raz kolejny się zbłaźnić. Jedynym momentem, który mógł uznać za nieco niedogodny, był ten, w którym to Larissa stwierdziła, że muszą wypić również za to, że jej brat "w końcu ubrał się jak człowiek". Bo ona przecież nawet w takim momencie nie mogła go zostawić w spokoju. Ale tak naprawdę nie to było najgorsze, gdyż to dopiero był początek tej sytuacji. Kate szybko dorzuciła, że pierwszy raz widzi go tak przystojnego. To samo w sobie było nieco niezręczne, bo nagle znalazł się w centrum uwagi, a on chciał zapaść się pod ziemię i już nigdy więcej nie wrócić. Starał się jednak nie przejmować tym za bardzo i trwał w tym postanowieniu... dopóki Charles nie dorzucił czegoś od siebie. Intensywnie się w niego wpatrując, stwierdził, że może Will robił to celowo – rzadko ubierał się elegancko, żeby wywoływać potem nagły szok takim ubiorem, bo wtedy nikt nie będzie mógł oderwać od niego wzroku. Obie kobiety przyznały, że to dobra teoria.
Tymczasem Moore po prostu nie lubił przyciągać niczyjej uwagi i wolał pozostać w cieniu. Dziś ubrał się ładniej ze względu na siostrę, ale nie sądził, że ten fakt będzie przyciągał aż takie zainteresowanie. Przecież on tylko założył czarne, eleganckie spodnie, a do tego ciemną, czerwoną koszulę, na którą narzucił czarną kamizelkę i do tego czarny płaszcz. Czy to było aż tak niezwykłe?
Nawet, gdy butelka była już pusta, oni rozmawiali dalej. Potwierdziło się, że odpowiednie towarzystwo miało większe znaczenie niż okoliczności czy miejsce. Faktycznie, bawili się dobrze, bez względu na wszystko. Jednak nawet tak miło spędzony czas musiał się kiedyś skończyć.
Jako pierwszy opuścił ich Vasillas usprawiedliwiając się tym, że musi jutro dość wcześnie wstać do pracy, więc wypadałoby odpocząć przed robotą. Kate odeszła jakieś kilkanaście minut po nim, również mówiąc, że potrzebuje się wyspać przed następnym dniem.
Wszystko wróciło do normy, a oni znów byli tylko we dwoje. Jeszcze przez jakiś czas po odejściu gości, dyskutowali na różne tematy. Początkowo głównie rozmawiali o występie i wszystkim, co z tym związane, ale w pewnym momencie Rissa zaczęła kierować ich rozmowę w nieco inną stronę. Z uśmieszkiem zdobiącym jej twarz zapytała go jak mu się siedziało obok Vasillasa. W tym momencie nie miał już żadnych wątpliwości, że to za jej sprawą siedzieli obok siebie. W odpowiedzi na pytanie siostry rzucił tylko jedno "normalnie". Co on miał jej niby powiedzieć?
Gdy już byli przy tej kwestii, zapytał ją o to, czy celowo usadziła ich obok siebie. Bez żadnego wahania przyznała, że chciała, aby tak było, skoro oni obaj się przyjaźnią. Nic nie powiedział, nie mógł przecież wciąż powtarzać, że nic nie ma między nimi, bo to była nieprawda. Ona nie była ślepa, więc ciągłe wmawianie jej tego nic nie da.
Milczał, nie chcąc kłamać, a ona potraktowała to jako potwierdzenie. Wiedziała, że jej brat i tak uparcie będzie utrzymywał, że nie polubił tego policjanta, a między nimi nie ma kompletnie nic, nawet przyjaźni. Prawda była jednak taka, iż Will go lubił i ona to widziała.
~🔥~
– Nigdzie nie idę! – oznajmiła Larissa, głosem, w którym słychać było lekkie załamanie.
Obserwował ze spokojem jak jego siostra chodziła po swoim pokoju i już chyba po raz setny powtarzała to zdanie. Stał oparty o framugę drzwi ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, nie mając już siły na dyskusję z nią. Na jej łóżku leżała sukienka, którą miała zamiar założył na imprezę sylwestrową. Obok znajdowały się też buty. Tymczasem sama zaproszona, będąca właśnie w nieładzie, chodziła po pokoju i znów histeryzowała.
– Dlaczego? – zapytał spokojnie.
Zastanawiało go jaki teraz powód mu poda. Wcześniej twierdziła, że nie chce jej się nigdzie iść i woli zostać w domu. Później decyzję o zostaniu argumentowała tym, że nie będzie tam nikogo z jej bliższych przyjaciół i będzie się źle czuła pośród tych ludzi. Co tym razem?
– Nie chcę cię zostawiać samego – powiedziała. Zatrzymała się, aby spojrzeć na niego, opierając ręce na biodrach.
Westchnął, a potem zamknął oczy i pokręcił głową.
Chwila milczenia. Ona oczekiwała na jego kontrargumenty, mając nadzieję, że chłopak już nic nie wymyśli, a on po prostu starał się znaleźć sposób, żeby przemówić jej do rozsądku.
– Nie jestem dzieckiem – stwierdził. – Idź i baw się dobrze. Ja sobie poradzę.
O co cała ta afera? Otóż tego dnia grupa teatralna organizowała sylwestrową imprezę, jednak było to wydarzenie zamknięte, na które zostali zaproszeni jedynie aktorzy i osoby w inny sposób powiązane z ostatnim występem, biorące czynny udział w całym przedsięwzięcie. Przy okazji połączyli to ze świętowaniem ostatniej premiery ich spektaklu. Początkowo Larissa ekscytowała się tym przyjęciem, bo uważała je za wspaniałe zwieńczenie ich ciężkiej pracy, ale im bliżej dnia, w którym miała się owa impreza odbyć, tym bardziej nie chciała na nią iść. Dziś zaczęła histeryzować i wymyślać kolejne powody, żeby tylko zostać w mieszkaniu.
– Ale... – próbowała dalej. – Nie mogę cię tak po prostu zostawić. Będziesz tu siedział całkiem sam?
– Mi to nie przeszkadza. – Wzruszył ramionami. Dla niego to nawet lepiej, że zostanie całkiem sam. Jego introwertyczna dusza cieszyła się na samą myśl o tym.
– Wolę zostać z tobą... – Przechyliła głowę lekko w bok, aby wypróbować na nim swój urok. Może jak ładnie poprosi i zrobi minę szczenaiczka, to braciszek odpuści?
– Rissa, skarbie, nie możesz przegapić takiej okazji, żeby pokazać tym wszystkim pustym laluniom, że to ty jesteś największym i najpiękniejszym diamentem wśród tych aktorów.
Skoro nie chciała słuchać innych argumentów, postanowił zadziałać lepszą bronią – przemówić jej do rozsądku, powołując się na zrobienie na złość osobom, których nie lubiła. Jeśli było coś, co potrafiło ją zmotywować w kilka sekund, to bez wątpienia była to chęć pokazania innym, że wcale nie jest od nich gorsza. Uderzenie w jej dumę było dobrą metodą.
Zamilkła, myśląc nad sensem jego argumentu i zarazem planując jakąś odpowiedź. Już wiedział, że łatwo nie będzie.
– Ale ja wcale nie jestem piękna – stwierdziła smutno.
Zakrył sobie twarz dłonią. Życie z kobietą to codziennie jakieś nowe wyzwanie i pomoc w rozwiązywaniu jej problemów, wysłuchiwanie jej użalania się nad sobą i znoszenie jej nastrojów, zmieniających się co chwilę jak pogoda na początku wiosny.
Wszystko był w stanie znieść, ale wykańczał go argument, że Larissa jest brzydka. Czy ona posiadała jakiekolwiek lusterko i chociaż raz widziała w nim swoje odbicie? Chyba nie, bo prawdopodobnie wszystkie od razu pękały, nie mogąc znieść takiego piękna. On widział doskonale jaka była i nie wierzył, że ona sama o sobie mówi, że nie jest ładna.
– Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie, Rissa – powiedział, patrząc na nią znów. – Przy tobie nawet gwiazdy się chowają, bo są zażenowane tym, że nie są wystarczająco piękne.
Rzuciła się mu na szyję i ukryła się w jego ramionach. Widział w kącikach jej oczu przezroczyste kryształki, które były gotowe utworzyć szlaki na policzkach dziewczyny.
– A ty najlepszym bratem pod słońcem – wymamrotała z brodą opartą na jego ramieniu. – I jak ja mam cię teraz zostawić samego, co?
– Normalnie. Zawiozę cię na miejsce, a ty będziesz się dobrze bawiła. Przy okazji wszystkim zazdrosnym wypadną oczy na twój widok.
– A założysz ten swój czarny garnitur i czerwoną koszulę, tak jak na premierze? Zaprowadzisz mnie do sali, żeby te wariatki znów pożerały cię wzrokiem i zgrzytały zębami z zazdrości? – zapytała z odrobiną ekscytacji w głosie.
– Umowa stoi.
W ten sposób rodzeństwo o diabelskiej naturze zawarło ze sobą pakt. W głowie Rissy zrodził się nawet pewien plan, podczas gdy jej brat, nie spodziewając się niczego, cieszył się, że dziewczyna spędzi miło noc i będzie się dobrze bawiła.
Zostawił ją samą, aby mogła się przygotować do wyjścia. Wiedział, że potrwa to dość długo, więc na czas oczekiwania usiadł spokojnie w salonie i bez większego zainteresowania zaczął oglądać jakiś film.
Podniósł się z miejsca dopiero, gdy usłyszał głos swojej siostry. Myśląc, że pewnie potrzebuje jego pomocy i wolał go, poszedł pod drzwi do jej pokoju.
– Mógłbyś to zrobić? – usłyszał.
Zawahał się przed zapukaniem. Zastanawiało go z kim rozmawia. Z pewnością nikt nie wchodził do mieszkania, bo nie słyszał, aby drzwi wyjściowe były otwierane, więc prawie na pewno rozmawiała z kimś przez telefon. Nie usłyszał również żadnej odpowiedzi, więc to utwierdziło go w tym przekonaniu.
– Dzięki wielkie! – ucieszyła się. – Więc życzę powodzenia. Tak... Zaufaj mi, nie ma żadnych planów. No to bayooo.
Podejrzewając, że już skończyła rozmowę, zapukał do drzwi. Wciąż nie dawało mu spokoju do kogo dzwoniła i po co...
– Możesz wejść – powiedziała.
Bez żadnych skrupułów otworzył drzwi i wszedł do środka. Spodziewał się, że jest już pewnie gotowa i prezentuje się teraz o wiele lepiej niż zwykle, ale nie podejrzewał, że właśnie przesunęła granicę piękna i równie dobrze mogłaby konkurować z Riley o tytuł Afrodyty...
Stała właśnie przed nim w srebrnej, brokatowej sukience sięgającej prawie do ziemi i błyszczącej coraz bardziej z każdym ruchem. Rozcięcie z lewej strony, które sięgało trochę powyżej kolana odsłaniało długą nogę dziewczyny. Stopy kryły się w srebrnych, również brokatowych butach na szpilkach, które sprawiały, że była kilka centymetrów wyższa niż zazwyczaj, choć wciąż pozostawała trochę niższa od brata. Proste dotychczas włosy zostały zmienione w loki i upięte za pomocą spinki i ozdobione dodatkowo dzięki opasce z kryształkami. Ponadto miała w uszach srebrne kolczyki, sięgające prawie do ramion, a jej szyję zdobił naszyjnik, będący prezentem urodzinowym od brata. Na nadgarstkach błyszczały srebrne bransolety z dodatkiem czerwonym kryształków. Oto prawdziwa bogini piękna pod ludzką postacią!
– Wow – to było jedyne słowo, które zdołał z siebie wydobyć w tamtym momencie. Był naprawdę pod wrażeniem.
– Coś się stało? – zapytała, uśmiechając się do niego.
– Nie. Czemu?
– Przyszedłeś tak nagle.
– Słyszałem twój głos i myślałem, że mnie wołasz.
– Nie – zaprzeczyła. Usiadła na łóżku i zdjęła buty. Nie wiedział jakim cudem kobiety są w stanie wytrzymać chociaż chwilę w takich butach. Po co aż tak się torturowały? Nawet bez tego były wystarczająco piękne. – Moja znajoma dzwoniła. Upewniała się czy przyjadę.
– W porządku.
Nie uwierzył jej. Wyraźnie słyszał, że do swojego rozmówcy zwróciła się w formie męskiej, ale widocznie miała powód do ukrywania prawda. A może spotykała się z kimś i to do niego dzwoniła, ale nie chciała o tym mówić? Chyba trzeba będzie zacząć bardziej na nią uważać i spróbować dowiedzieć się czy nie jest z kimś w związku.
– Jeszcze tylko makijaż i będę gotowa do wyjścia – oznajmiła, wstając z łóżka i idąc do toaletki. – Ty też idź się szykować.
Zostawił ją po raz kolejny samą, aby mogła w spokoju pomalować się i jeszcze bardziej podnieść poprzeczkę piękna, a sam poszedł do swojego pokoju, żeby znaleźć garnitur i wspomnianą przez nią koszulę. Nie rozumiał czym te kobiety aż tak się ekscytowały, gdy widziały go w takim stroju, ale wierzył, że musiały mieć jakiś powód. Nawet jeśli on go nie widział, nie zamierzał tego kwestionować.
A potem wszystko poszło zgodnie z planem. On z narzuconym na siebie, ale rozpiętym płaszczem ubrany we wskazany przez siostrę zestaw, ale zamiast krawatu postanowił rozpiąć dwa guziki koszuli, wprowadził ją do sali, w której miała odbyć się impreza. W środku spotkali się ze spojrzeniami kilkudziesięciu osób, które śledziły ich poczynania. Oni ostentacyjnie weszli do środka, po czym pomógł jej zdjąć płaszcz, odwiesił go na wieszaku i na koniec ucałował ją delikatnie w czoło, żeby zaraz potem wyjść z budynku i wrócić do samochodu.
Misja ''wywołać zazdrość u wszystkich osób, które miały jakiś problem do Larissy'' została wykonana i to chyba nawet o wiele lepiej niż zakładał plan.
Gdy już siedział w samochodzie i zamierzał wracać do domu, żeby znów zacząć oglądać jakiś przypadkowy film, a potem pewnie pójść spać, mając w dupie to głupie witanie nowego roku, zadzwonił jego telefon. Pierwszą myślą było, że to Nathaniel go potrzebował albo chciał go o czymś poinformować, potem dopiero pomyślał, że Rissa o czymś zapomniała. Tak naprawdę nie sądził, że to mogła być ona. Kilkanaście razy upewniała się, że wszystko ze sobą wzięła i powiedziała mu, żeby się o nią nie martwił, bo ona będzie nocowała u koleżanki, która mieszka bardzo blisko sali, na której mają imprezę.
Udało mu się wygrzebać telefon z kieszeni, a na jego wyświetlaczu zobaczył, że numer, z którego do niego dzwoniono zapisany był jako "Kretyn". Przez chwilę wpatrywał się w ekran, ale nawet wiercenie w nim dziury spojrzeniem nie było w stanie zmienić rzeczywistości. Czuł lęk, ale zarazem chciał wiedzieć po co ten glina do niego dzwonił.
Ostatecznie uległ. Przyłożył urządzenie do ucha.
– Słucham? – odezwał się zestresowany. Odchrząknął, aby pozbyć się chrypki.
– Will, masz może czas? – zapytał od razu Vasillas.
Poczuł ulgę po usłyszeniu jego spokojnego głosu. Mógł mieć przynajmniej pewność, że nic się nie stało. Tylko dlaczego policjant pytał o coś takiego?
– Masz jakieś plany na dziś? – dopytał Charles, gdy Will milczał.
– Nie. Czemu pytasz?
– A może... – Zawahał się. Nie był pewny, czy powinien to robić. – Miałbyś ochotę do mnie wpaść?
– Mogę zmienić zdanie i powiedzieć, że jednak mam plany? – zapytał bez cienia rozbawienia w głosie.
– Jakie? – zaciekawił się policjant.
– Wrócić do domu i oddać się w objęcia łóżka.
Miał nadzieję, że Vasillas szybko odpuści i nie będzie musiał się przed nim tłumaczyć, jedak on powiedział:
– Też posiadam łóżko i od razu w ofercie mam przytulanie.
– Wolę, gdy łóżko i ja jesteśmy sami.
– A teraz tak na poważnie...
– To ty zdajesz się mieć problem z utrzymaniem powagi – przerwał mu.
Milczenie ze strony Vasillasa dało mu nadzieję na szybkie zakończenie rozmowy, jednak było ono krótkotrwałe, a policjant nie chciał tak łatwo odpuścić.
– Nieważne. Po prostu odpowiedz czy chciałbyś ze mną spędzić sylwestrową noc i przywitać nowy rok.
– A czy masz zamiar bawić się fajerwerkami i straszyć biedne zwierzęta?
– Nie, ale mam alkohol i do północy możemy już nie być przytomni.
– Czy ty myślisz, że ja jestem alkoholikiem? – zapytał, udając oburzenie.
– Nie zauważyłem żadnych dowód na to, oprócz twojego sposobu patrzenia na alkohol w barze.
Westchnął, przewracając przy tym oczami. On chyba już nigdy mu tego nie odpuści...
– Znów masz mi coś do powiedzenia? – kontynuował swoje pytania, zbywając komentarz policjanta i przechodząc do spraw ważniejszych niż jego głupie teksty. – Czy po prostu chcesz się spotkać, bo się stęskniłeś?
– Jeśli powiem, że tęsknię, to przyjedziesz szybciej? – spytał z rozbawieniem w głosie. Ewidentnie on się dobrze bawił podczas tej rozmowy.
– Prawdopodobnie nie przyjadę wcale.
– Więc chcę ci coś powiedzieć.
– Za kilkanaście minut powinienem być.
Rozłączył się, nie widząc sensu w dalszej rozmowie. Ich konwersacja tak naprawdę do niczego nie prowadziła, więc ciągnięcie jej w nieskończoność, mogłoby tylko pogorszyć całą sprawę.
Po drodze doszedł do wniosku, że to nie mógł być przypadek. Najpierw Larissa nie chciała go zostawić samego, potem zmieniła zdanie i rozmawiała z jakimś typem, a ostatecznie nawet miała nocować u kogoś, a Vasillas zadzwonił nagle do niego. Wtedy to pewnie z nim rozmawiała i uknuła, aby spędzili ten czas we dwaj, żeby Will nie był sam. Raczej mało prawdopodobne było, żeby Charles akurat w tym momencie się z nim skontaktował i zaproponował mu spotkanie. Dodatkowo zaprosił tylko jego, a o Larissie nawet nie wspomniał.
Szkoda, że cała pewność siebie i stanowczość uciekły mu zanim stanął pod drzwiami do mieszkania Vasillasa. Gdzieś je musiał zgubił w trakcie drogi, ale miał nadzieję, że jakoś go znajdą i jak najszybciej wrócą, bo inaczej nie wróżył sobie przyjemnie spędzonego czasu.
Ale raz kozie śmierć, prawda? Mógł albo zadzwonić do drzwi, a potem zostać z policjantem, albo wrócić do siebie i spędzać ten czas samotnie. Wybrał to pierwsze, choć sam nie do końca wiedział co go podkusiło, żeby to zrobić. Chyba po prostu nie chciał, aby Rissa się martwiła i obwiniała o to, że on był sam tej nocy, podczas gdy ona dobrze się bawiła.
Na twarzy Vasillasa pojawiło się zdziwienie, gdy po otworzeniu drzwi zobaczył Willa, choć tak naprawdę przecież się go spodziewał. Początkowo Moore tego nie rozumiał, ale gdy już wszedł do środka i zaczął zdejmować płaszcz, przypomniał sobie jak był właśnie ubrany... Wtedy wszystko nabrało sensu. Ten kretyn prawdopodobnie był w szoku, że Will znów ubrał się w ten sposób. Szczególnie po tym, co ostatnio Charles powiedział na ten temat.
Vasillas zaprosił go do salonu, gdy chłopak zdjął już swój płaszcz i buty. Na stoliku kawowym znajdowały się jakieś przekąski i butelka wina wraz z kieliszkami. W tle było słychać muzykę, która grała z radia ustawionego w kuchni.
– Powiedziałeś, że chcesz mi coś powiedzieć – podjął Will, choć tak naprawdę wiedział, że Charles kłamał, żeby tylko go tu ściągnąć.
– Tak – potwierdził Vasillas, a ich spojrzenia spotkały się wtedy. Policjant uśmiechnął się. – Chciałem ci powiedzieć, że tęskniłem, ale powiedziałeś, że nie przyjedziesz, jeśli ci to powiem.
Zaczął się śmiać, nie do końca wiedząc jak inaczej na to zareagować. Uznał to po prostu za żart, a dodatkowym dowodem na to był fakt, że Charles też zaczął się z tego śmiać. Bo nie mówił poważnie, prawda?
~🔥~
Powoli zbliżają się czarne (dosłownie CZARNE) chmury hehe... (ja tylko ostrzegam!)
Memy do poprzedniego rozdziału, bo ostatnio zapomniałam lol
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top