~1: Pierwsza krew~

Kiedy wracając z pracy, kierował się prosto do mieszkania swojej młodszej siostry, nie spodziewał się tego, co go czekało. Miał się zaraz dowiedzieć, że ten dzień zapamięta do końca życia, bo wtedy zacznie się wszystko sypać. Właściwie początkowo wszystko było dobrze. Może trochę niepokojące było to, że ona nie odebrała od niego, a gdy już dotarł na miejsce, zastał drzwi nie zamknięte na klucz. Sądził, że może Larissa była zmęczona, zapomniała zamknąć drzwi i poszła spać. Czasem się jej to zdarzało, dlatego jeszcze się nie martwił. Sytacja odmieniła się diametralnie dopiero, gdy po przekroczeniu progu mieszkania siostry, usłyszał jej krzyk. Nie zastanawiał się co robi, po prostu ruszył biegiem, żeby ją znaleźć.

W salonie zobaczył coś, czego nie będzie w stanie już nigdy wymazać z pamięci, widok, który będzie do niego wracał w koszmarach, nawet po wielu latach od tego zdarzenia. Larissa leżała na podłodze nieprzytomna, a pod jej głową dywan barwił szkarłat krwi, która sączyła się z rany. Kolejną osobą, znajdującą się w pomieszczeniu była jakaś nieznana mu kobieta ubrana na czarno z podciągniętą do góry kominiarką, przez co jej twarz była choć trochę widoczna. Jej usta były wykrzywione w szatańskim uśmieszku, w dłoni trzymała pistolet i mierzyła lufą w jego stronę. Przez ramię miała przewieszoną torbę z rzeczami, które właśnie próbowała ukraść.

Zanim zdążył wyjąć swoją broń i strzelić do niej, kula z jej pistoletu wystrzeliła jako pierwsza i poleciała w jego kierunku, trafiając prosto w lewe ramię. Udało mu się jednak pociągnąć za spust i trafić ją w udo, zanim nachylił się, aby móc choć trochę osłonić się przed nią za kanapą. Nie miał pewności jak bardzo oberwała i czy nadal była w stanie stąd uciec, ale miał nadzieję, że szybko uda mu się ją zdjąć. Przecież to była tylko jedna kobieta, więc co w tym trudnego? Prawda?

Sytuacja byłaby o wiele łatwiejsza, gdyby sam właśnie nie krwawił. Ból jeszcze nie dawał o sobie znać w całej swojej okazałości z powodu adrenaliny, która krążyła w jego naczyniach krwionośnych, ale dodatkowym problemem było to, że nie wiedział gdzie dokładnie znajdowała się teraz ta kobieta. Nie mógł ot tak do niej podejść, bo wciąż miała pistolet i była gotowa go zabić.

Skupiając się na tym, żeby wychylić się ostrożnie i sprawdzić gdzie teraz była, nie zwrócił uwagi na to, że ktoś pojawił się za nim. Poczuł jedynie uderzenie w tył głowy i początkowo sądził, że to za jej sprawą właśnie tracił kontakt z rzeczywistością, chociaż ona tak naprawdę znajdowała się teraz w kuchni i ukrywała za ścianą. Dopiero, gdy zdołał zobaczyć kogoś o zupełnie innej budowie ciała, trzymającego właśnie dość sporych rozmiarów figurkę lamy, która należała do Larissy, uświadomił sobie, że był tu ktoś jeszcze. Miała wspólnika. Że też wcześniej nie wziął pod uwagę, że ona wcale nie była sama. Może gdyby nie był tak bardzo głupi i nieuważny, nie dałby się znokautować tak szybko.

Przed oczami zrobiło mu się ciemno, a w uszach zaczął słyszeć jedynie szum. Jak przez mgłę zdołał jeszcze zobaczyć tego, który go zaszedł od tyłu, biegnącego w stronę kuchni, skąd dochodził kobiecy głos. Moment później widział jak idą do wyjścia, a on podtrzymuje ją, żeby móc szybciej stąd uciec. Zabrali ze sobą torbę, którą miała kobieta. Nie martwili się o to czy któryś ze świadków przeżyje, czy też nie. Zostawili dwójkę młodych ludzi, rodzeństwo na pastwę losu. Ona z urazem głowy, tracąca z każdą chwilą coraz więcej krwi, która swoim szkarlatem plamiła szary dywan i on z raną postrzałową, bliski utraty przytomności.

Zanim jednak ogarnęło go całkowita ciemność, a on znalazł się w objęciach błogiego zapomnienia, resztkami sił zdołał wygrzebać swój telefon i wybrać numer alarmowy, żeby wezwać jakąkolwiek pomoc. Udało mu się tylko i wyłącznie podać adres, chociaż nawet to było dość trudne, a on zawieszał się podczas mówienia, słabł. Potem urządzenie wypadło mu z ręki i przytuliła go ciemność.

~🔥~

Przebudził się dopiero następnego dnia rano. Po kilku minutach walki ze swoim własnym organizmem, który chciał go zmusić do ponownego zamknięcia oczu i prawdopodobnie do odpłynięcia, zaczął być bardziej świadomy wszystkiego. Rozejrzał się, żeby stwierdzić, że znajdował się właśnie w szpitalu. Ta przerażająca biel i sterylność, które go otaczały były na to niezbitym dowodem. Początkowo nie do końca rozumiał dlaczego tu był i co się stało, choć próbował sobie cokolwiek przypomnieć.

Jako pierwszego zauważył dobrze mu znanego faceta, którego niebiesko-szare tęczówki były w niego wpatrzone. Na jego twarzy było widać zmartwienie, a może nawet zdenerwowanie. Sądząc po jego włosach, które teraz były w nieładzie, a czarne kosmyki sterczały na wszystkie strony, pewnie został nagle wezwany i przyjechał od razu, nie zwracając uwagi na nic i pewnie był tu już od dłuższego czasu.

Nadal nie rozumiał zbyt wiele, a jedyne, co do niego docierało, to ból głowy. Co musiało się stać, że sam Nathaniel Black fatygował się tutaj?

– Leż – kazał mu brunet, gdy tylko spróbował się podnieść.

Właściwie się mu nie sprzeciwił, gdy podparł się na łokciach. W gruncie rzeczy wciąż leżał. Okazało się, że jednak dobrze byłoby posłuchać i nie próbować się podnosić, bo to tylko sprawiło, że poczuł ból lewego ramienia. Wtedy w końcu wszystkie wspomnienia uderzyły go z pełną mocą jak wzburzona fala o brzeg. Uświadomił sobie, co tak naprawdę się wydarzyło i znów na chwilę przed oczami pojawiła mu się całkowita ciemność połączona z zawrotami głowy. Zamknął na chwilę oczy i opadł z powrotem na łóżko.

– Co z nią? – zapytał, obawiając się odpowiedzi. Podejrzewał już najgorsze. Szczególnie, że Nathaniel się tutaj zjawił...

– Jest nieprzytomna.

Starał się choć trochę uspokoić swoje serce bijące w zabójczym tempie. Teraz już wiedział, że Larissa żyła, więc nie było wcale tak źle. Obawiał się tylko, że to mogłoby się zmienić, że jej stan się pogorszy albo coś się stanie... Gdyby tylko dało się jakoś zagłuszyć myśli, sprawić, żeby najgorsze scenariusze nie obijały się o jego czaszkę, zrobiłby to, aby ograniczyć ból głowy.

– Gdzie ona jest? – zapytał, otwierając oczy i wpatrując się w niego.

– W sali obok – widząc, że chłopak najchętniej już by do niej pobiegł, dodał, aby go uspokoić: – Will, jej stan jest stabilny. Nic nie możemy zrobić. Musisz też myśleć o sobie.

– Idę do niej – oznajmił stanowczo i tym razem już nie słuchając się nikogo, podniósł się do siadu. Zauważył stojącą obok pielęgniarkę, która weszła tu chwilę temu. Stała teraz po drugiej stronie łóżka niż Nathaniel, sprawdzała coś na wyświetlaczu urządzania, do którego był podłączony.

– Proszę leżeć – poprosiła go łagodnym tonem, starając się go zatrzymać.

– Jak mam spokojnie leżeć? – zapytał zirytowany, piorunując ją wzrokiem na tyle, na ile był w stanie. – Ja muszę zobaczyć mają siostrę.

– Rozumiem – powiedziała, nieporuszona niczym. Często widywała takie zachowanie jak jego. – Odłączę pana, żeby mógł pan pójść na chwilę do siostry, a potem grzecznie pan tu wróci, zrobimy niezbędne badania i jeśli wszystko będzie dobrze, będzie mógł pan nawet wyjść ze szpitala.

Zgodził się na to, bo tak naprawdę nie miał innego wyjścia. Został odłączony od tych wszystkich urządzeń, pozbawiony tych kabli łączących go z nimi i mógł w końcu iść do niej. Nathaniel pomógł mu wstać na nogi i dotrzeć do sali obok. Pielęgniarka szła za nimi, pilnując ich, a w szczególności Willa, na wszelki wypadek, gdyby znów stracił przytomność albo coś. Pewnie sądziła, że chłopak sam zda sobie sprawę, że nie powinien na razie wstawać i wróci zaraz, ale on ewidentnie był albo zbyt uparty, albo nie czuł się wcale tak źle.

Na widok nieprzytomnej siostry właściwie załamał się i upadł na kolana przy jej łóżku, ściskając dłoń dziewczyny. Na głowie miała bandaż, który przytrzymywał opatrunek, znajdujący się z tyłu jej głowy. Prawy policzek szpecił czerwony ślad po uderzeniu, a dolna warga była rozcięta w jednym miejscu. Może i był silnym, wytrzymałym na wiele facetem, który miał styczność z szemranymi ludźmi, ale za bardzo kochał Larissę i nie chciał jej stracić. Ona była jego najcenniejszym skarbem, którego mimo wszystko nie zdołał ochronić. Miał sobie za złe, że zostawił ją samą, że nie załatwił jej kogoś do ochrony. Ale przecież nie mógł przewidzieć, że ktoś ją zaatakuje. Może i była aktorką teatralną, ale nie światowej sławy, występowała tylko w tym jednym mieście, nie miała nawet za bardzo wrogów. Dodatkowo uważała, że nie potrzebuje nikogo do ochrony i udało jej się przekonać go, że rzeczywiście tak jest. Mieszkała w spokojnej dzielnicy, gdzie było sporo kamer, więc nie rozumiał jak dwójka obcych ludzi nagle znalazła się w jej mieszkaniu. Żałował, że nie przyjechał chwilę wcześniej, bo może wtedy nic by jej się nie stało. Czuł się źle z tym wszystkim. Do diabła, powinien lepiej dbać o siostrę, która była jego jedyną rodziną.

Już teraz przysięgał zemstę na tych, którzy ją skrzywdzili, doprowadzając do jej aktualnego stanu. Nie liczył nawet na pomoc policji. Ci bezwartościowi śmiecie tylko siedzą na dupach, nic nie robiąc całe dnie, wciąż węszą tam, gdzie nie powinni, a jedyne co potrafią, to wystawiać mandaty za złe parkowanie. Jak prawdziwe psy siedzą w swojej budzie, którą jest komenda i jedynie szczekają, udając, że coś robią. Chociaż, nawet te prawdziwe psy robią więcej niż oni...

Żeby wymierzyć sprawiedliwość, trzeba samemu się wszystkim zająć i on właśnie to zamierzał zrobić. Takich ludzi z reguły uważa się za przestępców, ale w tak zepsutym świecie nie można jedynie siedzieć i czekać aż ktoś ci pomoże i wyda sprawiedliwy wyrok dla tych, którzy cię skrzywdzili. Nawet jeśli trafi za to za kratki, będzie wiedział, że postępował zgodnie ze sobą, podejmując taką decyzję. Gdyby jednak naprawdę go zatrzymali, postarałby się, aby Larissa dostała ochronę i pomoc od Nathaniela. Cokolwiek by o nim nie mówiono, Black mógłby to zrobić.

– Dowiem się wszystkiego – szepnął mu wtedy brunet, nachylając się nad nim. Wolał na razie nie mówić tego głośno. – Pomogę ci się pozbyć winowajcy. Tylko teraz musimy uważać. Psy ciągle nas obserwują.

Will podniósł wzrok i rozejrzał, starając się robić to dyskretnie. Oprócz wciąż nieprzytomnej Larissy, jego samego, Nathaniela i pielęgniarki, która stała przy nich jak sęp, czekający na odpowiedni moment, nie było tu nikogo. Zawiesił wzrok na tej starszej już kobiecie, która przyszła tutaj razem z nimi.

– Czy mogłaby pani przynieść mi wodę? – zapytał. Właściwie nie potrzebował picia, chciał się jej jedynie pozbyć.

– Wróćmy – poprosiła go – tam dostanie pan coś do picia.

Niechętnie, ale zgodził się na to. Skoro mówiła, że zrobią tylko badania i może nawet uda mu się po tym wyjść ze szpitala, chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Z pomocą Nathaniel dźwignął się znów na nogi i u jego boku chwiejnym krokiem zaczął iść w stronę wyjścia. Nie chciał zostawiać siostry, ale motywował się tym, że zaraz i tak do niej wróci. Pielęgniarka podążała ich śladem, zamykając drzwi za nimi.

Żadne z nich nie spodziewało się, że na ich drodze stanie pewien natrętny policjant, którego oni obaj już zdążyli poznać jakiś czas wcześniej. Nie ukrywali, że nawet w najmniejszym stopniu nie podoba im się to spotkanie.

– Czy jest możliwość przesłuchania poszkodowanego? – zwrócił się do pielęgniarki.

– Na razie nie – odparła mu krótko i oschle. Nie lubiła, gdy kręciła się tutaj policja, bo oni zawsze oznaczali zamieszanie. – Idziemy dalej – powiedziała, patrząc na Nathaniela, który bez sprzeciwu poprowadził Willa do jego sali.

Nie trzeba raczej mówić, że obaj zdecydowanie cieszyli się z takiego obrotu spraw. Na razie pozbyli się jednego problemu.

Szczęśliwie te badania przeszły pomyślnie. Nie miał żadnych niepokojących objawów, a jedynym problemem był wciąż towarzyszący mu ból głowy. Rana po postrzale była tylko mało niebezpiecznym draśnięciem. Fakt, bolało, ale jakoś dało się przeżyć. Dlatego też  dostał leki przeciwbólowe, żeby móc normalnie funkcjonować. Oczywistością było, że po tym od razu poszedł do siostry i usiadł przy jej łóżku na krześle, które podstawił mu Nathaniel. Pielęgniarka przestała ich pilnować na każdym kroku, a gdyby coś się działo, kazała kogoś natychmiast wzywać. Kolejna z nich przyszła niedługo potem do Larissy, ale szybko wyszła. On i Nathaniel rozmawiali o przebiegu zdarzeń z poprzedniej nocy. Black wykonał kilka telefonów i kazał sprawdzić wszystkie kamery znajdujące się w pobliżu mieszkania siostry Willa, dodatkowo kazał rozpocząć poszukiwania rannej kobiety zgodnej z rysopisem podanym przez Moore'a, chociaż szansa na znalezienie kogoś takiego była niewielka. Potem zostawił go na trochę samego, żeby mógł pobyć z Larissą w spokoju. Rozumiał jego miłość do siostry, choć sam swoją stracił wiele lat temu.

~🔥~

Ciężko było uwierzyć w to, co się stało. Wciąż się zastanawiał dlaczego akurat ich to spotkało. Domyślał się, że może to mieć związek z pewną decyzją, którą podjął spory czas temu, ale nie spodziewał się konsekwencji tak szybko. Już wtedy, gdy zgodził się, wiedział, że to będzie się za nim ciągnąć, ale do tej pory całkiem zręcznie udawało mu się jakoś ignorować ten fakt. Przecież do tego momentu wszystko było dobrze.

Może i wszystko było wspaniale do tej pory, ale oczywiście w pewnym momencie coś musiało się zwalić i właśnie nadeszła ta chwila, która wszystko zapoczątkowała. Spodziewał się, że tak będzie od momentu, w którym to zgodził się na pracę dla Nathaniela. Miał świadomość, że wpakował się w coś, w co nie powinien, a teraz mogło to mieć nieprzyjemne skutki, ale wtedy uważał, że warto zaryzykować.

Nie, nie został szefem mafii ani nic takiego. Był tylko szoferem i ochroniarzem biznesmena, o którym mówiono, że ma styczność z działalnością przestępczą. On jednak miał jedynie dbać o to, aby Black całkowicie bezpiecznie i na czas dotarł w wyznaczone miejsce. Nie mniej jednak, czasem zdarzały się odrobinę niebezpieczne sytuacje, ale tak naprawdę były one rzadkością. Raz tylko zostali zaatakowani na ulicy w środku walonego miasta i to w biały dzień. Mieli iść właśnie na spotkanie z jakimś innym bogaczem, gdy ktoś zaczął do nich strzelać. Wszystko zakończyło się właściwie dobrze, szczególnie dlatego, że zamachowiec był jeden i chyba niezbyt doświadczony, więc Willowi udało się go szybko obezwładnić. Co prawda, Nathaniel został lekko draśnięty przez kulę, ale nie było to nic poważnego.

Właśnie tego dnia po raz pierwszy jego droga skrzyżowała się ze ścieżką pewnego policjanta. Został przesłuchany tak samo jak reszta osób obecnych podczas zamachu, ale samego Willa przymknęli na trochę dłużej ze względu na fakt, iż to przecież on postrzelił zamachowca w nogę i go obezwładnił. Wypuścili go, gdyż po prostu nic na niego nie mieli. Posiadał wszystkie potrzebne papiery, nawet pozwolenie na broń, pracował jako ochroniarz, był w posiadaniu dokumentów, że przeszedł wszelkie odpowiednie szkolenia i tak naprawdę wykonał swoją robotę, broniąc bogatego biznesmena, który właśnie za to mu płacił.

Psiarnia, mimo swoich domysłów i prób znalezienia czegokolwiek, co pozwoliłoby im zatrzymać Blacka, nie miała na nich tak naprawdę nic. Nathanielowi do tej pory, jakimś cudem, udawało się wychodzić ze wszystkiego bez szwanku i całkiem nieźle się trzymał.

A Moore pracował dla niego, więc miał szczerą nadzieję, że sytuacja nie ulegnie zmianie w nieodpowiednim kierunku i wszystko będzie po staremu. Może i to wszystko potrwałoby o wiele dłużej i nikt z policji by się nie dowiedział o żadnym szczególnym fakcie, dotyczącym Nathaniel, gdyby nie pewien rzecz, której nikt nie przewidział i nawet nikt nie spodziewał się, że taka sytuacja w ogóle mogłaby mieć miejsce.

Atak na Larissę był jak powoli tląca się iskierka, która miała doprowadzić do wybuchu, pociągając za sobą lawinę, spod której wszyscy będą musieli się potem wygrzebywać resztkami sił.

~~🔥~~

Gdyby pojawiły się jakiekolwiek błędy, proszę mnie powiadomić!
A gwiazdki i komentarze mile widziane!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top