Rozdział 7
Polian
Westchnął ciężko. Panujący mętlik w głowie po rozmowie z matką sprawił, że nie do końca był pewny swoich działań. Zamiast planować przeprowadzkę z swoją drugą połówką cały wolny czas poświęcał siostrze. Przeczesał włosy, aby odgarnąć je z czoła. Wyczerpanie przed południem wzięło górę. Brak snu spowodował, że zaczynał odczuwać konsekwencje.
Głupia smarkula – przeszło mu przez głowę.
W jednej kwestii rodzicielka miała rację Esmeralda powinna posiadać poczucie odpowiedzialności za swoje własne czyny. Celowo nie zareagował z matką gdy zobaczył, że jego siostra zrobiła sobie krzywdę. Choć odczuwał wtedy ogromne emocje. Miał nadzieję, że może w końcu dziewczyna przejrzy na oczy, lecz tak się nie stało. Odkąd tylko pamięta był dla niej opiekuńczy, niestety on też miał swoje własne życie, które powoli chciał układać. Czuł ogromną złość do rodzicielki, przez to, widziała niepokojące zachowania córki oraz niejednokrotnie nauczyciele z troską zgłaszali swoje obawy ta postanowiła żyć dalej jakby nic nigdy nie miało miejsca. Spowodowało to dalszy rozwój bardzo nieprzyjemnych sytuacji oraz trudności w relacjach z dziewczyną.
Usłyszał szuranie krzesła, odwrócił głowę w stronę źródła dźwięku. Zobaczył ojczyma, który siadał na krzesło Salon od razu wypełnił się nieprzyjemnym smrodem. Chłopak otworzył okno, aby przetrwać. Wiedział, że nie może wyjść z salonu, bo wywoła tym awanturę. Partner matki patrzał przyszywającym wzrokiem na Poliana.
– Dzień dobry.
– Tak lepiej– burknął przyszywany ojciec.
Chłopak usiadł sztywno na kanapie, która ledwo stała, z każdym użytkiem stawała się coraz bliżej rozpadnięcia. Czuł, że niedługo mięśnie odmówią posłuszeństwa. Dobrze, że człowiek oddychał bez głośnie, bo na pewno w przeciwnym razie również za to by oberwał.
Wzrok wbił w podłogę. Dywan w tym momencie stał się o wiele ciekawszy niż osoba siedząca obok. Serce zaczęło przyśpieszać swoją pracę, gula w gardle utrudniała w przełknięciu śliny. Zmęczenie nagle opuścił ciało Poliana.
– Będziesz siedział, jak kołek czy w końcu weźmiesz się za robotę? – zapytał podenerowanym głosem.
Brat Esmeraldy powoli podniósł głowę i popatrzył na towarzysza. Przez brak włosów, głowa delikatnie błyszczała od słońca. Brązowe oczy były zaszklone oraz lekko czerwone, śniada cera podkreślała zaniedbanie.
Ledwo zaczyna się południe, a on już napity – pomyślał smutno.
– Myślę, co mogę zrobić w sprawie siostry.
Ojczym śmiał się lekceważąco.
– Zostaw tą głupią gówniarę. Nawet lepiej, jak nie wróci.
Przyszywany ojciec włączył radio, dla Poliana był to sygnał, że rozmowa została zakończona. Z lekką ulgą wychodzi na korytarz. Skrzywił się, gdy do nosa dotarł smród, który wydobywał się z pokoju rodzeństwa. Bardzo chciał pomoc nastolatce, lecz ta nikogo do siebie nie dopuszczała.
Zajrzał do sypialni rodziców, pomieszczenie było chaotyczne oraz zaniedbane. Na podłodze leżały brudne ubrania, brązowa szafa ledwo stała miała dziurę w drzwiach przez co wysypywały się kolejne rzeczy, bielizna oraz rzekomo czyste prześcieradła i ręczniki. Zasłonięte okno granatową roletą powodował półmrok, pokój z każdą chwilą dla wzroku stawał się coraz bardziej ciężki. Matka znów spała na łóżku głębokim snem, w powietrzu wyczuwalny był gryzący, śmierdzący zapach alkoholu. Zamknął drzwi, te w proteście zaskrzeczały.
Polian nie miał w domu własnego miejsca, jakie mogłoby pozwolić na chwilę samotności oraz wytchnienia. Najczęściej przebywał w salonie, do odpoczynku wykorzystywał starą kanapę, która nie miała możliwości rozłożenia. Gdy na świat zawitała siostra po powrocie ze szkoły wszystkie jego rzeczy osobiste oraz ulubione drewniane figurki przedstawiające demony słowiańskie leżały rozrzucone w całym mieszkaniu. Rodzice uznali, że ich kochana jedyna córeczka musiała za wszelką cenę posiadać własny kąt, ponieważ dla nich dzielnie czegokolwiek z rodzeństwem zostało odbierane, za coś niedorzecznego. Pokładali nadzieję w Esmeraldzie, że jako córka przejmie stereotypowe życie. Bardzo im zależało, żeby dalsza tradycja rodzinna była przekazywana przez płeć piękną, bo nikt nie zrobił tego lepiej, jak tylko kobieta. W ciągu kilku godzin, jego mały światek został zdruzgotany. Wszystko obowiązkowo zostało podporządkowane małemu bachorowi. Siostra wyrosła i postanowiła sprawić sporego psikusa, który powinien przewróć życie domowników do góry nogami. Niestety rodzice postanowili zignorować sprawę z wyjątkiem jednej osoby, która odeszła z tego świata zbyt szybko. Gdyby nie to losy rodzeństwa potoczyłyby się zupełnie inaczej.
Przeszedł szybko korytarzem do kuchni, która ze wszystkich była najbardziej utrzymana pod względem czystości. Nie wyobrażał sobie przygotowywać posiłków na brudnych naczyniach tak jak zdarzało się robić to jego matce. Szukał drewnianego stołka, lecz przypomina sobie, że Esmeralda wzięła go gdy przyszli do mnie porozmawiać policjanci. Postanowił zrezygnować z siedzenia. Wejście do pomieszczenia bez obecności dziewczyny mogłoby zakończyć się bardzo źle, a nie miał w intencji powodowania kolejnych ataków. Niestety rodzina bardzo oszczędnie podchodziła jeśli chodziło o wydatki do ich wspólnego siedliska.
Okno na pół ściany przyjemnie rozświetlało pomieszczenie. Mimo że nie za bardzo dało się tutaj siedzieć, bo ostatnio jedno krzesło odmówiło pracy ze starości, a drugie przebywało w pokoju młodszego rodzeństwa. A nie chciał tłumaczyć się przed ojczymem, który wszystko kontrolował do czego mu potrzebny stołek z salonu. To pomieszczenie dla chłopaka było najprzyjemniejsze. Spędzał tutaj najwięcej wolnego czasu, gdy nie naprawiał mebli oraz innych sprzętów. Przeważnie tak mijał dzień Poliana, gdy od pracy miał odpoczynek. Czasem, gdy miał dość siedzenia w domu pomagał sąsiadowi w opiece nad końmi. Ten w podzięce pozwalał od czasu do czasu je dosiąść.
Chaos buszujący w głowie utrudniał podjęcia jakichkolwiek działań. Poniekąd żałował, że matka miała na niego tak ogromny wpływ. W przeciwnym razie z samego rana poprosiłby kogoś, aby pomógł w odnalezieniu siostry. Zawsze wracała na noc do domu nawet, gdy była z nim bardzo pokłócona. Przeszywające przeczucie, że stało się coś złego ogarnęło GO całkowicie, a on siedzi z rozbitymi myślami jak szkło, bo może jego matka miała jednak rację i zaraz w drzwiach stanie Esmeralda. Ból w stopach delikatnie orzeźwił chłopaka. Chodził w kółko, żeby rozruszyć zesztywniałe mięśnie. W nocy trwała okropna burza. Znał swoją młodszą siostrę wiedział, że odbierze to jako emocje przyrody, które musiały się uspokoić i z pewnością nie zrobiłyby jej nic złego. Poniekąd rozumiał ją czemu miała takie podejście do roślinności, żywiołów oraz zwierząt. Jemu również było ono bliskie, ale Esmeralda przegięła trochę na niewłaściwą stronę. Oboje posiadali jakieś swoje dziwactwa, lecz Polian znał granice na jakie może sobie pozwolić.
Każdy miał jakieś dziwactwa w sobie, lecz niektórzy posiadali odwagę, by o nich mówić.
Gdyby nie radio w tle, które roznosiło dźwięk na cały dom mógłby przysiąc, że tykanie zegara w kuchni było jego jedyną atrakcją. Prezenter mówił o kolejnej osobie zaginionej w tajemniczych okolicznościach. Jeszcze trochę i w miasteczku Szczęście będzie obowiązywała godzina policyjna. Kolejne zabójstwa oraz zaginięcia z każdym dniem coraz bardziej powodowały w chłopaku strach, jaki dawno nie gościł w sercu. Świadomość tego, że rodzeństwo łatwo pakuje się w kłopoty ułatwiało zadanie tajemniczemu sprawcy.
– Kolejna ofiara pozbawiona krwi oraz jelit. Brak na ciele denata pozostawionych śladów DNA sprawcy. Policja apeluje o ostrożność i nie wychodzenie z domu wieczorami, gdy nie ma takiej konieczności. – głos prezentera brzmiał profesjonalnie, choć Duleba wyczuł w nim lekką nutę przerażenia.
Przestał słuchać jazgotu, który wydobywał się ze sprzętu. Nie chciał, aby emocje dały górę. Prowadzący wiadomości chyba celowo zapomniał podać płci poszkodowanego, ponieważ pewnie uniknęło to paniki i różnych teorii jaka grupa dla zabójcy była bardziej atrakcyjna.
Polian wyszedł z kuchni nagle jakby coś poparzyło ciało prądem. Pokierował się w stronę wyjścia, a gdy już tam dotarł energicznie wciągnął czarne stare ciężkie glany. Szukając kurtki w szafie w kątem oka zobaczył tapetę w ptaki.
Naprawdę jej nienawidził.
Za każdym razem złe wspomnienia powracały niczym najgorsza trauma z dzieciństwa. Zamknął oczy. Kilka małych słonych diamencików rozpoczęło swoją drogę po policzku by w wkrótce zniknąć na zawsze.
Czuł wzrok matki na sobie.
Wstała, żeby kolejny dzień przeżyć tak samo od siedemnastu lat.
Wiedział, że stoi za nim jednocześnie czekała na reakcję. Matka nigdy pierwsza nie wyciągnęła ręki po kłótni. Stał odwrócony plecami. Napięcie w pomieszczeniu z każdą chwilą coraz bardziej ciążyło w sercach domowników. Był przekonany o tym, że jeśli odwróci się do rodzicielki po raz kolejny ulegnie.
Siostra mogła być w niebezpieczeństwie. Musiał ją znaleźć zanim nastąpi to czego od dawna obawiał się. Im dłużej był posłuszny rodzicom tym większą krzywdę robił nie tylko sobie.
Mroczny cień coraz bardziej pochłaniał małe miasteczko.
Serce łomotało w klatce, jak po wielkim wysiłku fizycznym. Ręce drżały na skórze czuł delikatną lepkość od potu. Przyśpieszony oddech nakręcał całą spiralę adrenaliny, która krążyła w ciele. Świadomość tego, co miał w planie wykonać i konsekwencji, które pociągnął za sobą jak lawinę zapętlały się w jego ciele coraz bardziej każdego dnia.
Miał świadomość, że musiał to zrobić. W przeciwnym razie wolność już nigdy nie zapuka do jego drzwi. Gęste powietrze coraz mocniej zalegało w płucach. Podniósł rękę i położył dłoń na zimnej srebrnej klamce.
Nie wiem, co ja robięprzeszło mu przez głowę.
Z zawahaniem pociągnął za uchwyt. Świeże powietrze przywitało Poliana z nową energią. Dodało mu to otuchy i pewnym krokiem przekroczył próg zamykając za sobą drzwi.
Teraz nie ma już odwrotu – powiedział sam do siebie.
Jednocześnie skarcił się w myślach.
Nienawidził tego, że rozmawia sam ze sobą. Niejednokrotnie miał już z tego tytułu problemy, szczególnie w szkole, gdy był młodszy.
Wypełniając obowiązek obowiązkowej edukacji niejednokrotnie bez przemyślenia mówił od razu to, co czuł lub myślał nie zważał na to czy obraził swojego towarzysza, w rozmowie. Uczciwość oraz szczerość dla Poliana to najważniejsze w życiu wartości nawet jeśli zostałby zmuszony do strasznych konsekwencji. Gdy nie miał odrobionego zadania domowego otwarcie zaznaczał, że nie chciało mu się lub musiał zajmować się młodszą siostrą. Nauczyciele bardzo to sobie cenili. Uczniowie nie lubili go za to, choć jako koledzy trudno było zaprzeczyć, że świetny kompan do zabawy oraz zawsze chętny do pomocy.
Świeże powietrze trochę ułatwiło poukładać skłębione myśli. W pierwszej chwili chciał udać się na posterunek policji. Zgłosiłby zaginięcie Esmeraldy, a ta na pewno szybko wróciła do domu. Choć z drugiej strony mundurowi byli daleko oddaleni, a sama druga pieszo zajęłaby poł dnia.
– Kto wie, może kreci się tu gdzieś niedaleko. – powiedział z zdenerwowaniem. Próbował tym samym przekonać samego siebie, że decyzja którą podejmuje to najlepsza opcja na te sytuacje.
Piasek oraz małe kamyczki charakterystycznie wydawały odgłosy podawając się pod ciężarem stóp Poliana. Odruchowo schował dłonie do kieszeni i spuścił głowę. Skupił wzrok na ziemi. Po chwili westchnął bez radnie.
Nie znajdziesz smarkuli z wiszącą głowąpomyślał.
Zrezygnowany podniósł głowę i uważnie rozglądał się, jakby miało ułatwić poszukiwania.
Ogród rodziny Duleba był najbardziej zaniedbany ze wszystkich w całym miasteczku Szczęście. Trawa sięgała prawie do kolan, niemal uschnięta wręcz błagała o odrobinę wody. Szczególnie, że opady deszczu rzadko odwiedzały to miejsce. Długie dziłba uginały się pod własnym ciężarem, jakby chciały przekazać swój smutek oraz bezradność człowiekowi, który je mijał. Drzewo jabłoni w tym roku nie zrodziło nawet jednego małego jabłuszka. Czuło, że jego koniec z każdym dniem stawał się coraz bliższy. Gdy Polian zawiesił wzrok na drzewie te strąciło z gałęzi kilka liści na znak, że potrzebuje pomocy. Niestety chłopak bez emocji minął wielką roślinę ignorując błaganie.
Wielka znawczyni ochrony środowiska, a nie potrafi zadbać o najbliższe otoczenie.
Próbował wyżyć całą swoją złość mówiąc do siebie oraz udając, że sprawia przykrość siostrze.
Co jakiś czas odwracał się za siebie z lęku, że ojczym postanowił iść za nim i dać mu nauczkę za nieszanowanie cudzego zdania oraz przekraczania granic. Pierwszy raz od bardzo dawna postawił się rodzicielce. Ostatnim razem zrobił to w wieku piętnastu lat, gdy matka trzy miesiące po śmierci ojca przyprowadziła do domu sobie nowego partnera.
– Jak możesz! – krzyczał przez łzy – Tata nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
Polian!
Próby matki, aby choć trochę złagodzić atmosferę jeszcze bardziej nakręcały całą sytuację. Gdy starała się przytulić syna ten ją odpychał od siebie oraz kopał. Również nie słuchał o tym, że przygotuje jego ulubioną potrawę. Esmeralda stała w progu swojego pokoju trzymając pluszowego misia w dłoniach. Również zaczęła krzyczeć na brata, aby uspokoił się. Polian zawiesił wzrok na siostrze. Energicznym krokiem podszedł do niej wyrwał czarną przytulankę z dłoni i rozerwał ją na pół.
Zostaw to! Nie wolno ci dotykać moich rzeczy!
Esmeralda zaczęła szarpać się z bratem o szczątki ulubionej zabawki.
Puść to głupia smarkulo!
Matka stała sparaliżowana.
Nie wiedziała, co może zrobić w takiej chwili. Przytulanie dziecka zawsze kończyło się dobrze, po chwili uspokajało się i wszystko wracało do normy. Niestety syn nie był już trzylatkiem.
Polian poczuł, jak mocna siła odciąga GO od siostry. Zrobił to jednym zdecydowanym ruchem. Miał nadzieję, że na tym zakończy się sprawa. Nie chciał mieć za przeciwnika kogoś obcego, a szczególnie silniejszego.
Nieznajomy wyszarpnął nastolatka na dwór. Po jednym kopnięciu w brzuch chłopak zajęczał z bólu i padł. Mężczyzna zignorował sygnał i nadal używał niemal całej siły bijąc dziecko. Polian miał świadomość, że nie ma z tym człowiekiem żadnych szans, każda próba walki mogła zakończyć się tragicznie. Między uderzeniami błagał, żeby przestał. Obiecał, że to nigdy więcej się nie powtórzy, lecz za każdym razem zostało to odbierane, jako atak.
Kilka sekund przerodziło się w godziny.
Tak bardzo był skupiony na tym, aby nie dawać kolejnych powodów do kolejnych uderzeń, że nie zauważył kiedy został na podwórku sam.
Czuł się obserwowany, bał się poruszyć.
Ból przeszywające całe ciało to nic w porównaniu z tym, co odczuwał psychicznie.
Przynajmniej Perun był po jego stronie i lodowatym wiatrem przynosił ulgę rozgrzanemu ciału.
Gdy w końcu odważył się podnieść głowę zobaczył rozmazanym wzrokiem, jak przez mgłę matkę stała w oknie, przytulając się do potwora.
Przyśpieszył kroku, aby w końcu zniknąć z pola widzenia reszty domownikom. Poszedł w kierunku sąsiada. Chciał mieć wymówkę u policjantów w razie gdyby został oskarżony o wzlekanie. Służby mundurowe doskonale znały sytuację rodziną Duleba. Polian w perfidny sposób miał zamiar to wykorzystać, choć nie za bardzo wiedział w jaki sposób. Szybki marsz pomógł okiełznać nagromadzaną złość. Dopiero po chwili zwrócił uwagę, że szedł z zaciśniętymi dłońmi. Ogromna ochota, żeby w coś uderzyć spadła. Był z siebie dumy, bo nikomu nie zrobił krzywdy.
Byłeś kompletnie sam ciołku.
Słońce wstydziło się wyjść za chmur. Pojedyncze promienie co jakiś czas przebijały puchatą warstwę obłoków. Liście tańczyły ulegając wpływowi wiatru, który z każdą godziną zdawał być coraz silniejszy. Wczorajsza burza niewiele dała uschniętej roślinności, uschnięta ziemia niezbyt wiele mogła przyjąć po długiej suszy.
Po około dwudziestu minutach dotarł do jedynego sąsiada. Na podwórku dostrzegł brak traktora, co oznaczało, że ciężko pracował w polu.
– Szczęcie mi dziś dopisuje – Uśmiechnął się.
W razie potrzeby gadka dla psów sama się załatwiła.
Zostawił w spokoju skubiące trawę konie na pastwisku i ruszył w dalszą drogę.
Jedyne miejsce, jakie przychodziło mu do głowy, aby szukać siostrę był las, w którym przebywała niemal codziennie. Jednakże został zabezpieczony przez odpowiednie służby, gdy tam wejdzie złamie przepisy, a raczej historia o szukaniu rodziny nie zdawała się być dobrą wymówką.
Zmęczenie coraz częściej dawało o sobie znać. Bolące stopy oraz drżenie mięśni spowalniały poszukiwania. Czuł, jak serce nieprzyjemnie przyśpieszało swoją pracę, żeby wspomóc resztę organów.
W głowie cały czas trwała zażarta bitwa.
Strach o młodszą siostrę był tak paraliżujący, że w nocy nawet na chwilę nie zmrużył oka. Choć z drugiej strony wycieńczony napiętą sytuacją miał ochotę rzucić wszystko w diabły wyjechać z miasteczka.
Polian przeklinał w myślach na samego siebie przez wybór dłuższej drogi. Od rodzinnego domu miał zdecydowanie bliżej lasu, a przynajmniej jego obrzeży łudził się, że Esmeralda być może nie zaszła aż tak daleko. Niestety po jej podejściu oraz dziwacznych zapędów musiał nastawić się na najgorszy scenariusz.
Mieszkanie w małym miasteczku samo w sobie było już dziwaczne. Gdyby nie pobliski sąsiad rodzina Duleba stałaby się już totalnymi odlutkami. Polian odkąd sięgał pamięcią rodzina od pokoleń była piętnowana, choć sam nie miał świadomości dlaczego. Rodzice również unikali tego tematu, jak ognia. Gdy tylko Go poruszano zostawał ukarany gorzej niż podczas sprzeczek z siostrą za dzieciaka. Z centrum rzadko ktokolwiek zapuszczał się w ich rejony. Przeważnie byli to najmłodsi uczniowie z pobliskiej szkoły, podczas wakacji, mogły pobawić się w podchody szczególnie, że teren do tego miały idealny. Pełno kryjówek oraz możliwości do gier, a w razie co miły sąsiad nie potrafił odmówić im pomocy.
Gdy w końcu dotarł na obrzeża lasu było późne popołudnie. Mięśnie drżały nieprzyjemnie z nadmiernego wysiłku, słona wydzielina ze skóry ogarnęła całe ciało. Każdy skrawek walczył o jak największą ilość tlenu. Brązowe włosy sklejone od potu nieprzyjemnie opadały na rozgrzane czoło. Każda próba poprawy kończyła się ogromną flustracją.
– Jak tylko ją znajdę zaciągnę ją do domu i dostanie srogą nauczę powiedział do siebie zmęczonym głosem zmieszanym ze złością.
Zaczął rozglądać się uważnie w poszukiwaniu siostry. Brak chociażby małej poszlaki generował kolejne negatywne emocje. Wykrzykiwanie imię siostry również odniosło słaby rezultat. Wypłoszył tym ptaki, które przesiadywały w gniazdach na pobliskich gałęziach, Uciekały w popłochu przed potencjalnym drapieżnikiem. Wszedł do lasu pod taśmą, którą służby mundurowe przykleiły do drzew. Przystanął na chwilę i ponownie zaczął rozglądać się, jednocześnie rozmyślał, gdzie najczęściej chodziła młodsza siostra.
Może miała jakieś konkretne ścieżki – przeszło mu przez głowę.
Z liści skapywały resztki nocnego deszczu. Ściółka była przemoknięta, susza również tutaj nie oszczędziła roślinności. Niepokój nagle ogarnęło jego umysł, co chwila odwracał się z poczuciem, że ktoś śledzi każdy najmniejszy ruch.
Jak Esmeralda może tutaj przebywać całymi dniami?
Miał ochotę zwiać ztąd jak najszybciej. Tym bardziej, że sumienie było czyste, szukał siostry, próbował zadziałać w miarę swoich możliwości. Odwrócił się napięcie i wyszedł z lasu ogarnięty ulgą. Szedł w stronę centrum, przeważnie ludzie tutaj tętnili życiem. Plotkowali, spędzali razem czas, aż do czasu, gdy w miasteczku Szczęście zadziały się dziwne oraz niezrozumiałe rzeczy. Społeczeństwo nagle z dnia na dzień stało się zawistne, srogie. Każda okazja była dobra, aby wbić szpilę drugiej osobie. Do dziwnego miejsca wdarł cień, który niszczył małą miejscowość niczym drapieżnik truł małe żyjące insekty w swoim własnym przytulnym gniazdku.
Centrum dla Poliana było miejscem, gdzie czuł się sobą. Lubił przebywać z drugim człowiekiem, rozmawiać pomagać czy po prostu wspólnie zabić wolny czas chociażby na siedzeniu i nic nie robieniu. Bardzo mu tego brakowało, ostatnim razem spędzał tak wolną chwilę kończąc szkołę. Po powrocie do domu dostał karę za późne wracanie do domu oraz zawalenie obowiązków, bo siostra nie dostała na wyznaczoną godzinę obiadu. Jednak mimo wszystko nigdy tego nie żałował. W trudnych chwilach miał co wspominać z nadzieją, że kiedyś znów będzie mógł kierować własnym życiem.
Drewniane drzwi od starego blokowiska skrzypiały poruszając się pod przymusem wiatru. Chodnik również popękał ze starości, najbardziej zadbanym budynkiem był posterunek policji finansowany przez gminę. Z początku większość z oburzeniem podeszła do informacji na co pójdą uzbierane fundusze.
Mieszkańcy czuli się tu bezpiecznie, do pewnego czasu.
Gdyby pieniądze zostały wydane, na coś innego teraz wszyscy padli by trupem jednej nocy przy tempie, zabójstw, które z każdym dniem coraz bardziej nabierał tempa. Polian minął policję i udał się w kierunku pobliskiego Pabu Roztrzepanych liści nazwa dziwna, aczkolwiek działała. Bez przerwy ktoś tu przesiadywał i marnował chwilę wolną od obowiązków. Z lekkim wahaniem otworzył ciężkie metalowe srebrne drzwi. W środku przywitało go ciepło, zapach trunków oraz innych używek sprawił, że wyrzuty sumienia znikły szybciej niż pojawiły się. Pub nie był urządzony w określonym stylu. Od razu rzucał się zlepek mebli z różnych plich targów za połowę ceny. Beżowa płyta na podłodze drgała pod napływem nacisku, słabe świetlenie sprawiał trudny klimat, małe okna zostały zasłonięte ciężkimi czerwonymi firanami. Na łososiowych ścianach popękanych ze starości wisiały obrazy przedstawiające różne rośliny oraz zwierzęta. Grupa starszych mężczyzn siedziała przy stoliku grając w karty i zakładając się o to kto z nich stawia następną kolejkę. W rogu siedziała samotnie kobieta, spisywała coś w notesie płacząc.
Podszedł do zużytego dębowego kontuaru.
– Najtańszy alkohol, jaki masz – powiedział i wyjął z kieszeni jasnych jeansów ostatnie pieniądze.
Barman w średnim wieku, z lekkim czarnym zarostem ubrany w służbowe zielono-białe ubranie z logiem trzech jesiennych liści uśmiechnął się smutno do Poliana, bez zbędnych pytań podał chłopakowi trunek.
Brat Esmeraldy zanurzył się we własnym świecie, zapominając o wszystkich troskach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top