Rozdział 6 część 2
Ptaki radośnie ćwierkały, od świtu witając nowy słoneczny dzień. Słońce pierwszymi promieniami przebijało się przez drzewa. Go siedział oparty o drzewo, które wybrał nocą. Spał, lecz wszystko słyszał co dzieje się koło niego. Cały czas kontrolował sytuację, nie mógł pozwolić sobie, aby całkowicie wyłączyć wszystkie zmysły w obcym miejscu. Podniósł głowę do góry, jasne niebo na moment osłabiło wzrok. Świeże, rześkie powietrze trochę pomogło wrócić do pierwotnego stanu.
Ubrania były mokre, ziemia wilgotna od ulewy powodowały wspólnie naprawdę dziwną mieszankę. Nie przejmował się brudnymi ciuchami w tej chwili była to ostania rzecz, jaka chodziła mu po głowie.
Las zachowywał się spokojnie, istniała szansa, że tym razem znajdzie posiłek. Wstał i rozejrzał się, dookoła z tyłu za plecami zauważył dziewczynę, która leżała pod drzewem twarzą zwrócona w jego stronę. Spała. Mimo to Go szybko uciekł, chowając się w pobliskich krzakach, tak, aby człowiek w razie pobudki nie dostrzegł tajemniczej istoty.
Spuścił głowę w dół, czuł dziwny dyskomfort w lewej nodze. Podciągnął nogawkę od czarnych spodni, zobaczył jak, złota krew wypływa z nogi.
Przez kilka sekund w głowie panowała pustka.
To ja mogę krwawić? – pomyślał.
Teraz to była najmniej istotna rzecz. Musiał się skupić.
Popełnił błąd.
Ogromny błąd, który zaważył być może o jego istnieniu.
Miał misje do wypełnienia! Nie potrafił o tak sobie zniknąć.
Zmysły zawiodły.
Zastanawiał się, czy nastolatka, chociaż go dostrzegła. Panowała paskudna burza, możliwe, że wzięła go za jakieś zwidy związane z pogodą. Bardzo wątpił, że podczas takiej sytuacji spokojnie siedziała sobie pod jednym z drzew i czekała na poprawę pogody.
Ludzi zawsze uczono, że podczas wyładowywań elektrycznych przez chmury panował absolutny zakaz przebywania w naturze. A ona nie posłuchała, wyszła na spacerek z kaprysku!
Człowiek jest naprawdę głupi – pomyślał.
Obserwował dziewczynę z ogromną uwagą. Czarne włosy były rozwiane w każdym kierunku, gdzieniegdzie zaplątały się drobne liście oraz ściółka. Blada karnacja przebijała momentami przez brud. Ubrania z pewnością zostaną, wyrzucone już dawno powinny. Wyblakła czarna bluza ledwo co wytchnęła ducha. Wykrzywiony suwak dawno nie był w użytku. Przez dziurę w lewym rękawie bez trudu dostrzegł charakterystyczne blizny. Spodnie w tym samym kolorze co górna część ubioru wyglądała podobnie. Materiał ostatkami sił dawał radę wykonywać swoje zadanie, przez dziury na kolanach zauważył drobne rozcięcie na lewej nodze. Prawdopodobnie przez niewielką gałąź, która ułamała się od drzewa.
Z każdą mijającą minutą im bardziej przyglądał się, niemal dorosłemu człowiekowi zaczynał zauważać, że coś Go przyciąga do niej. Była idealną kolejną ofiarą. Wystarczyło ostrymi pazurami zrobić głębokie nacięcie na chudej bladej delikatnej szyjce. Dziewczyna wyrwana z głębokiego odpoczynku nim zorientowała by się co zaszło leżałaby martwa.
To tylko kilka sekund.
Ostrożnie ruszył dwa kroki do przodu. Bardzo chciał rozpuścić jej wszystkie wnętrzności i kilkoma szybkimi chełstami w końcu spożyć porządny posiłek. Lecz cały czas miał wrażenie dziwnego przyciągania. Gdyby nie to już dawno rzuciłby się na leżące bezbronne ciało.
Przestań myśleć i działaj.
Nigdy wcześniej nie miał takiego wrażenia przyciągania jak to dzisiaj.
Pierwszy raz w życiu odczuł dziwną pustkę.
Uciekł najszybciej jak, potrafił do swojej kryjówki nim zrobiłby coś czego nie był w stanie cofnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top