Rozdział 2
Słońce powoli zaszło za horyzontem.
Esmeralda tego dnia nie pojawiła się w szkole z powodu braku zadania domowego z matematyki. A przynajmniej tak uważała, powód był zupełnie inny, ale nie zamierzała zmierzyć się z nim teraz.
Leżała na łóżku przykryta swoim czarnym kocem. W zasadzie spędziła tak cały dzień, celowo nic nie piła, aby uniknąć wyjścia choć na chwilę z pokoju. Spośród sterty rzeczy na biurku wygrzebała jakąś otwartą starą paczkę chipsów, które spożyła, przyciśnięta głodem. Może się rozchoruje i jeszcze dłużej zostanie w swoich brudnych czterech kątach.
Ktoś pukał do drzwi już po raz kolejny w ciągu doby, ale dziewczyna zignorowała to. Nie chciała z nikim rozmawiać.
– Stara, to ja – odezwał się męski głos za drzwiami.
Polian.
W sercu odczuła przyjemne ciepło, ale szybko je od siebie odepchnęła.
Ludzie byli otoczeni różnymi gadżetami technologicznymi a mimo to nikt nie wpadł na genialny pomysł, aby wymyślić przenośne urządzenie służące do kontaktów i pisania z innymi, kiedy tylko najdzie taka ochota.
Zawahała się parę razy, podniosła się ociężale z łóżka i otworzyła drzwi bratu.
Wszedł do pokoju, zamknął za sobą drzwi. Wiedział, że siostra nie chce, aby rodzice słyszeli czy widzieli, jak rozmawiają. Wtedy i z nimi zostałaby zmuszona wymienić parę zdań. Bez słowa wręczył dziewczynie plastikową tacę z jedzeniem. Dopiero, gdy zajrzał w głąb pokoju, dostrzegł w jakim brudzie spędza czas siostra. Kiedy ostatni raz tutaj przebywał, brak porządku był zauważalny gołym okiem, ale wyglądało to jak tygodniowy lub dwutygodniowy bałagan z powodu lenistwa czy chwilowego braku czasu. Teraz zdecydowanie wyglądało to o wiele gorzej. Czuł, że zmiany w kierunku porządku nie zajdą zbyt szybko.
Esmeralda na twarzy brata dostrzegła obrzydzenie, chociaż ten starał się bardzo je ukryć. Polian był trzy lata starszy, dwudziestoletni facet , który nadal mieszkał z rodzicami. Nie rozumiała tego, gdyby była na jego miejscu, jej już dawno mieszkałaby gdzie indziej. Brat miał uparty charakter, sądził, że musi zajmować się siostrą. Zaśmiała się, słysząc to, nigdy nie odczuła, aby brat w jakikolwiek sposób podejmował nad nią pieczę. Kosmyk brązowych włosów opadł na czoło chłopaka. Oczy mieli tego samego koloru, geny w końcu obowiązują. Dziś założył na siebie ciemnozieloną koszulkę i zwykłe, czarne jeansy.
– Może pomogę ci tutaj posprzątać? – zaoferował delikatnie.
– Nie. Idź już sobie.
uśmiechnęli się do siebie smutno na znak zrozumienia.
– Nie chodź na razie do lasu, okej? Ostatnio zaczęły się dziać tam dziwne rzeczy.
Przytaknęła twierdząco, a brat opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą białe drzwi.
Esmeralda poczuła iskierkę podniecenia. Tym bardziej zamierzała tam pójść! Kto wie, może znajdzie coś niezwykłego? Musi tylko najpierw uporać się z tą przeklętą matematyką. Nienawidziła się uczyć. Nie tylko przedmiotów ścisłych, ale i tych humanistycznych. Dla Esmeraldy szkoła i nauka były abstrakcją. Czymś, czego nie mogła pojąć. Czytanie może i było przydatne, bo czasem miała ochotę przeczytać jakąś książkę, ale pisanie? Nie pamiętała, kiedy ostatnio wykonywała tę czynność. Notatki dziewczyna uważała za formę zbędną. Placówka edukacyjna nie zadawała prac domowych do domu. Uczniowie przyswajali wiedzę tylko na terenie szkoły, chyba, że ktoś sam z własnej woli podejmował się wolną chwilę zapełnić przyswajaniem szkolnej wiedzy. Ona wręcz miała nakaz odrobienia zadań domowych i dodatkowych zdań wskazanych przez nauczycieli, bo zapracowała sobie na to. Nie wiedzieli, czy posiada odpowiednie umiejętności, które zostały zapisane w obowiązkowym programie nauczania. Głównym celem stało się zaangażowanie ucznia i sprawdzenie teorii w praktyce. Oczywiście, motoryczność, forma odpowiedzi do końcowych egzaminów była istotna, ale znajdowało się to na drugim planie. Wchodząca w dorosłe życie dziewczyna sama zapracowała sobie, aby zostać zawalonym obowiązkami do domu. W szkole stała się gościem, który przychodził, żeby udawać, że coś robi dla pozoru.
Postawiła tacę z jedzeniem na parapecie, na talerzu spoczywały mięśnie i ścięgna pieczonego kurczaka, prawdopodobnie z sosem pieczarkowym, ziemniakami i jakąś mieszanką warzyw. Z posiłku unosiła się gorąca para. Powinna zjeść to, dopóki było świeże, jeśli posiadała szacunek do brata. Przecież poświęcił swój czas i energię, choć nie otrzymał rozkazu od rodziców, przynajmniej do niej nie dotarło, żeby rodzeństwo musiało przygotować pożywienie. Patrząc na smaczne jedzenie mdliło ją, przecież to zwierzę jeszcze z dobrych kilka tygodni temu żyło! Posiadało uczucia, emocje i myślało podobnie jak ludzie. Bardzo mało prawdopodobne, że kurczak posiadał umiejętność abstrakcyjnego czy logicznego myślenia oraz pojęcie sprawiedliwości były obce dla zwierzęcej świadomości.
Nadal nie zmieniało to faktu, że miał umiejętność myślenia, choć zapewne w ten sposób zwierzę tego nie odbierało.
– W dupę wsadź sobie ten obiad ze zwłokami – powiedziała do siebie.
Usiadła na jasnoszarym fotelu, stojącym przy biurku.
Westchnęła ciężko.
Ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić, było odrabianie lekcji. Pocieszającym faktem i jednocześnie motywującym stawał się brak ocen za wykonaną pracę. Liczyło się tylko zaangażowanie dziewczyny, merytoryczność działała wyłącznie w tle.
Położyła głowę na stole, piasek pod powiekami nie ułatwiał ani trochę sprawy. Gdyby była sprytniejsza, poprosiłaby Poliana o pomoc, a ten bez protestu wykonałby wszystkie potrzebne zadania za nią. Wiązało się to z wyjściem ze strefy komfortu. Doskonale wiedziała, że nie wykona takich ruchów, w ten sposób zostałaby zmuszona do okazania słabości.
Ona nie była słaba.
Miała moc, które społeczeństwo w małym miasteczku Szczęście stało poza ich zasięgiem intelektu.
Podniosła głowę z mebla i z pobliskiej szafki wyciągnęła podręcznik z niebieską okładką i białym napisem Matematyka 1. Zaczęła żałować, że nie posiadała żadnych pobocznych informacji oprócz podręcznika. Miała możliwość skorzystania z sieci internetowej, aby ściągnąć, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła korzystać z dobrodziejstw technologii. Jakiekolwiek nowinki wprowadzały Esmeraldzie chaos i zamęt w życiu. Do projektora filmów, otrzymanego w prezencie od rodzeństwa, oswajała się miesiąc czasu. Dopiero, gdy brat jednego zimowego wieczoru usiadł razem z nią i pokazał film, który zainteresował dziewczynę, była w stanie zaakceptować przedmiot. Adaptacja, którą oglądała z Polianem, do tej pory tkwiła w zwojach nerwowych. Doskonale pamiętała, jak główny bohater brutalnie, z absolutną satysfakcją, krzywdził swoich najbliższych. Obiecała sobie, że nigdy nie postąpi tak w stosunku do swojej rodziny.
Otworzyła książkę, którą przed chwilą położyła na biurku. Kilka dobrych minut minęło, zanim znalazła odpowiednią stronę. Odwlekała, jak tylko mogła, z odrobieniem powierzonych zadań od nauczycieli. Intensywnie myślała o tym, co powiedział jej brat. Bardzo chciała się przekonać na własnej skórze, czy to mogło być prawdą.
Skąd brat wiedział o tych wszystkich dziwnych rzeczach? – przeszło jej przez głowę – Może druga połówka chłopaka była tylko wymówką, aby śledzić moje poczynania?
Nie mogła wprost wypytać, a nawet, jeśli zrobiłaby to delikatnie dobrze wiedziała, że Polian umysłem prawie jej dorównywał.
Był jedyną jednostką ludzką, którą Esmeralda stawiała na równym poziomie z sobą samą.
Ale przecież w lesie nie robiła nic złego! Tylko przechadzała się między drzewami, chłonąc całą sobą otaczającą ją naturę.
Esmeralada ucieszyła się, gdy zobaczyła, że większość zadań miało formę zamkniętą. Zamierzała zaznaczyć byle jakie odpowiedzi. Błędy i tak przecież w tych czasach szkolnych nie miały dużego znaczenia.
Idiotyzm.
Jęknęła, zmęczona. Tajemniczy głosik cały dzień siedział cicho w jej głowie.
Dlaczego odezwał się akurat teraz? – pomyślała.
Choć z drugiej strony ciężkość spadła jej z serca, przynajmniej nie musiała siedzieć w tych torturach sama.
Rozkojarzenie utrudniało zadanie tak, że zaznaczała pierwszą lepszą literkę zawierającą wynik obliczeń, nadal zmuszona była być rozsądna. Sumienie bez przerwy działało w podświadomości.
Musiała strzelać inteligentnie.
Miała nadzieję, że mimo wszystko parę błędów w jedną lub drugą stronie nie zrobi dużego znaczenia.
Patrzyła na przykłady, dokładnie starała analizować, która odpowiedź najbardziej może pasować do określonego obliczenia. Po kilku przekleństwach pod nosem i wmówieniu sobie, że jest beznadziejna, skończyła z sukcesem. Przynajmniej uważała to za ogromny sukces, bo poświęciła swój cenny czas, zwykłemu szaremu, nic nie znaczącemu człowiekowi. Ten czas już nigdy do niej nie wróci. Nauczyciel dla młodej dziewczyny był jednym z zawodów bez szacunku. Po co miała poświęcać energię na naukę, skoro i tak umrze. A w drugim świecie zupełnie jej się to nie przyda. Nigdzie nie znalazła takich przesłanek. Jeśli nawet po śmierci miała przeznaczenie wcielić się w inne ciało, z obecnego nic nie zostanie w jej mózgu.
Zerknęła przez okno i westchnęła smutno.
Tak to jest, gdy zajmowałam się głupimi rzeczami – pomyślała.
Słońce już dawno pożegnało się z miasteczkiem. Zwierzęta nocne już dawno harcowały po lesie, szukając pożywienia. Szczególnie latające szczury. W Szczęściu było ich pełno, Esmeralda nie chciała ryzykować zetknięcia z nietoperzem. Mógłby ją podrapać, zmuszona by została do powiedzenia rodzicom, że chodziła po lesie, a nie zamierzała umierać na wściekliznę.
Jeszcze nie teraz.
Miała plan, konsekwentnie trzymała się go.
Głosik w głowie był dzisiaj wyjątkowo irytujący.
Nie mogła się na niczym skupić, niby pojawiał się w ciągu dnia bardzo mało, ale nadal nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Chodziła po pokoju w tę i z powrotem, leżąc na przemian w łóżku bez największego sensu.
Z rozmyślań wyrwało ją głośne walenie do drzwi. Z pewnością osobnik po drugiej stronie nie miał przyjaznego nastawienia.
– Esmeraldo! Natychmiast otwórz drzwi! – Usłyszała wściekłą rodzicielkę.
Dziewczyna była mocno zdezorientowana. Obawiała się, że Polian w momencie, kiedy przebywał tutaj przez bardzo króciutką chwilę, dostrzegł o wiele więcej niż bałagan. Panował taki syf, że ślepiec nawet by zauważył.
Nigdy nikt tu nie wejdzie.
Serce w klatce piersiowej znacznie przyśpieszyło swoją pracę. Od dawna nie czuła takiego strachu tym bardziej, że panowała pustka w głowie o tym, czego się spodziewać od matki.
Podniosła się z krzesła i powolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi, jakby obawiała się ataku groźnego, dzikiego zwierzęcia, którego oddzielała tylko krata między ofiarą. Czyhał w gotowości do ataku. Drżącymi rękoma pociągnęła za białą klamkę, lewą rękę miała wysuniętą lekko do przodu, aby w razie czego bronić się przed atakiem intruza.
Gdy drzwi się rozchyliły, naprzeciwko siebie zobaczyła mamę, której zielone oczy aż kipiały złością. Brązowe włosy zmieszane z siwizną zostały upięte w lekki starczy kok, a zmarszczki z każdym dniem były coraz bardziej dostrzegalne. Zauważyła, że jej matka schudła, stała się bardziej wątła. Na pierwszy rzut oka było widoczne, że niezbyt ostatnio o siebie dbała.
Po chwili dostrzegła dwóch policjantów, stojących za powoli starzejącą się kobietą. Próbowała przypomnieć sobie, co ostatnio mogła takiego wywinąć, że psy pofatygowały się zajrzeć do rodzinnego domostwa Duleba.
– Coś ty znowu nawywijała?! Obiecuję ci, że na całe wakacje będziesz...
– Esmeraldo, chcielibyśmy porozmawiać o tym, co robiłaś wczorajszego dnia – przerwał młody policjant Bognie.
Jeden z policjantów był podobny do wieku Bogny. Starzejący się, czarne włosy lekko przeplatane z siwizną, o jasnej karnacji i zadartym nosem. Drugi zaś bardzo bawił nastolatkę, wyglądał, jakby wyszedł przed chwilą z placówki edukacyjnej i przebrał się w strój policjanta w celu zabawy na podwórku z kolegami po ciężkim dniu.
Minęło zaledwie kilka sekund, a Esmeralda nie była już ani trochę przerażona. Wiedziała, że matka mocno hamuje się przy mundurowych.
– Byłam w szkole – skłamała.
Starszy policjant wyjął z kieszeni przeźroczysty woreczek strunowy. Dziewczyna od razu rozpoznała zawartość i odruchowo dotknęła szyi. Nie było na nim drobnego złotego łańcuszka ze skrzydłem.
Policjant miał go w swojej dłoni.
Obca jednostka trzymała w dłoni osobisty przedmiot dziewczyny.
Między łańcuszkiem a dłonią policjanta był przeźroczysty materiał z plastiku, co sprawiało, że nie miał ze skarbem bezpośredniego kontaktu.
Esmeralda zacisnęła dłonie w pięści.
Załatw ich.
Zgrzytała zębami, próbowała jak najlepiej ukryć swoje emocje, choć miała jednocześnie gdzieś, że ktokolwiek zobaczy, w jakim była stanie.
Wszyscy musieli wiedzieć, że JEJ rzeczy były nietykalne.
W szczególności biżuteria w dłoni policjanta.
Wiedziała, że jeżeli w tym momencie odmówi dalszej rozmowy z intruzami, nasunie się więcej podejrzeń. Bez słowa odsunęła się dwa kroki w tył, dając tym samym znak policjantom, że zaprasza ich do dalszej konwersacji.
– Czy możemy zrobić to w bardziej komfortowym miejscu? – odezwał się starszy policjant z chrypką w głosie.
– Albo rozmawiam w tym pokoju, albo wcale. – Dokładała wszelkich starań, aby głos był naturalny i spokojny.
Policjanci weszli ostrożnie do pomieszczenia, jakby spodziewali się, że brud, który coraz bardziej ich otaczał, spadnie na nich, atakując i miażdżąc jednocześnie. Esmeralda minęła funkcjonariuszy i wyszła z pokoju. Patrzyła na swoje stopy, zanieczyszczone kurzem skarpetki już dawno błagały o pranie. Wlokła po brązowych panelach jedną nogę za drugą, aż w końcu dotarła do kuchni.
Chciała w ten sposób zyskać choć na chwilę trochę przestrzeni od mężczyzn.
Cennych kilka sekundek, które pozwolą zyskać na czasie, aby zastanowić się, co powiedzieć dwóm intruzom siedzącym w jej królestwie.
Głosik w głowie zakazał wpuszczać do prywatnego terytorium kogokolwiek z wyjątkiem rodzeństwa, a Ona złamała zasadę.
Oszukałaś mnie...
Esmeraldzie zaczęła drzeć dolna warga, miała ochotę krzyknąć na całe gardło, aby tylko Głosik przyznał jej rację i wrócili do starej relacji.
Nie wiem, czy nadal...
– Esmeraldo, wszystko w porządku? – zapytał młody policjant, dotykając jej ramienia.
Leżała skulona na zimnych ciemnoszarych kaflach w kuchni, a obok stał drewniany taboret, który miała zanieść dla jednego ze stróżów prawa. Nie wyobrażała sobie, aby jeszcze jeden z nich usiadł na pościeli, dopiero co wymienionej.
– Tak. Przepraszam, przewróciłam się, podnosząc krzesło.
Mężczyzna popatrzył znacząco na młodą dziewczynę, a następnie podał jej rękę, aby wstała.
Zawahała się.
W ostateczności dotknęła ciepłej skóry funkcjonariusza, korzystając z pomocy. Wystarczająco zrobiła już z siebie dziwadło.
Zacisnęła swoją dłóń na dłoni policjanta przyciągnęła nogi do siebie i wstała.
Była bardzo blisko jego ciała, nawet bliżej niż z własnym bratem. Nie pamiętała, kiedy ostatnio się przytulali, czy chociaż siedzieli obok siebie. Czuła zapach papierosów na niebieskim mundurze, zmieszany z najtańszymi męskimi perfumami. Mogła niemal przysiąc, że słyszy, jak jego serce bije niczym mały koliberek, ze strachu.
Z pewnością był nowy w tym fachu, kto wie, może nawet dopiero co odbywał praktyki uniwersyteckie.
Przekonana faktem, że mężczyzna się jej boi, nabrała większej pewności siebie.
– Pomogę ci – powiedział, opanowany.
Wziął do rąk taboret i ruszył za dziewczyną, która szła przez korytarz do pokoju.
Przez te kilka sekund uważnie się jej przyglądał.
Starszy policjant siedział na krześle, które zajmowała przed chwilą właścicielka. Delikatnie bujał meblem na boki. Chciał w ten sposób pokazać Esmeraldzie, że jest rozluźniony i przyjaźnie nastawiony. Zawsze robił ten trik na swoich synach. Nigdy nie zawiodło.
Nim Esmeralda zajęła swoje miejsce na łóżku, dostrzegła otwarte okno. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio wietrzyła pomieszczenie.
Fala ciepła przeszła przez ciało dziewczyny.
Mundurowy robił, co tylko sobie chciał!
I to jeszcze w jej pokoju!
Wzięła głęboki oddech i powoli wypuszczała powietrze. Podeszła do okna, które policjant miał z lewej strony, i zamknęła je, ignorując przyjemne, chłodne wieczorne powietrze.
Popatrzyła znacząco na starucha, jednocześnie z udawaną serdecznością uśmiechnęła się.
Zaraz ich tutaj nie będzie – pomyślała.
Usiadła na łóżku. Milczała, nie miała zamiaru zaczynać rozmowy. To oni do niej wtargnęli.
– Jesteś pewna, że byłaś wczoraj w szkole? – zapytał w celu upewnienia.
– Tak.
Kurwa.
Wiedziała.
Wiedziała, że nie wierzą w żadne słowo.
– Odzyskam łańcuszek? – próbowała zmienić temat.
– Może. Jak będziesz współpracować – odezwał się, uśmiechając, starszy policjant.
Westchnęła.
Miała świadomość, że nic nie ugra.
Niepewność przeplatała się ze zmęczeniem. Chciała, aby sobie poszli. Marzyła, aby zakopać się w swoich czterechścianach bez wychodzenia chociażby na kawałek przedpokoju. Jednocześnie odczuwała strach. Przez cały ten czas szukała w zwojach nerwowych odpowiedzi, co takiego wczoraj mogło się wydarzyć, że policja doszła aż tutaj. W samo centrum miasteczka Szczęście.
Pustka.
– Nie byłam w szkole.
- Gdzie zatem byłaś?
- W lesie – odparła zgodnie z prawdą.
Zauważyła zmęczenie na twarzach mężczyzn.
Na pewno mieli gorszy dzień niż ona sama. Zamierzała to wykorzystać.
Złamie ich.
Rozejdą się, a ona będzie mogła próbować dogadać się z głosikiem, który zamierzał siedzieć dziwnie cicho.
– Co tam robiłaś?
– Spacerowałam.
Policjanci popatrzyli na siebie, aby upewnić się, czy informację, którą dostali, zrozumieli podobnie.
Esmeralda nie ruszała się, oddychała uważnie, jakby każdy najmniejszy ruch był śledzony.
– Niedaleko miejsca, w którym znaleźliśmy twój łańcuszek, zostało znalezione zmasakrowane ciało. Czytałaś zapewnie w miejskim telegramie apel , aby nie poruszać się na terenie lasu i jego okolic? Policja z miasta Dolne Góry dokłada wszelkich starań, żeby zadbać o bezpieczeństwo obywateli.
Więc stąd brat wiedział o tym wszystkim! – pomyślała.
Została jeszcze jedna ważna kwestia dla dziewczyny.
Dlaczego nie usłyszała dzwonka do wejściowych drzwi domu? Przecież nie mogła aż tak bardzo być pochłonięta sama sobą!
– Nie czytałam.
Funkcjonariusze westchnęli jednocześnie jak na pstryknięcie palca. Niewątpliwe bardzo dużo czasu spędzali razem.
– Czy w tracie spaceru zauważyłaś coś tam nietypowego? Coś się wydarzyło? – zapytał tym razem młodszy.
– Tak. – Gdy tylko policjanci usłyszeli potwierdzenie, znacznie się ożywili. Esmeralda zadowolona, że jest na wyższej pozycji ciągnęła dalej. – Potknęłam się o duży wystający korzeń. Wybrudziłam swoją ulubioną bluzę. – Wskazała na krzesło biurowe, na którym siedział jeden z psów.
Bluza wisiała na oparciu mebla.
Podirytowany funkcjonariusz rozchylił usta, zapewne w celu dania reprymendy, lecz nastolatka nie dała mu nawet pisnąć słówka.
– Kiedy upadłam, łańcuszek musiał się odpiąć. Nic nie wiedziałam, że do lasu został nałożony zakaz spacerowania.
Młodszy policjant podniósł się, zesztywniały, z taboretu. Uważał rozmowę za zakończoną. Starszy policjant postanowił pójść jego śladem. Podszedł do dziewczyny i obok niej położył strunowy woreczek z biżuterią. Gdy wykonywał ten ruch Esmeralda dzielnie patrzała się w oczy mężczyźnie, dawała tym samym znak, że mówiła prawdę.
Esmeralda w końcu została sama z swoją samotnością.
Słyszała jeszcze, jak intruzi wymieniają parę zdań z Bogną, aż nastała upragniona cisza.
Zamknęła oczy, bez ruchu siedziała na łóżku i czekała na wtargnięcie matki.
Mijały sekundy.
Minuty.
Ale nadal nikt nie nadchodził.
Odetchnęła z ulgą.
Położyła się na łóżku tak, że stopy nadal dotykały twardo podłogi.
Po upływie kilka chwil zerwała się dziko, Podeszła do biurka i zaczęła wszystkie rzeczy zrzucać na dywan. Przedmioty obijały się od ściany, jedna po drugiej. Podręcznik od matematyki, kartki, na których wcześniej zapisała zadanie domowe dla nauczycieli, leki wspomagające trawienie, zakreślacze. Gdyby nie plamy po napojach na meblu, mogłaby śmiało rzec, że od bardzo dawna w końcu zdecydowała się posprzątać biurko. Następnie zaczęła od półek, na których spoczywały książki. Również obijały się o kąta pokoju, niektóre z nich upadały otwarte na jakichś stronach, inne zamknięte lub z delikatnie wygiętymi okładkami. Na sam koniec zostawiła parapet. Kiedy w ręce wpadła jej szklanka, z całej siły rzuciła nią o ścianę. Naczynie rozbryzgało się z hukiem na różnej wielkości kawałki. Nie oszczędziła również kwiatów w wazonie z wodą. Ostatnią rzeczą, która została do rzucenia był chłodny już obiad od brata.
I tego nie oszczędziła.
Odwróciła się i z dumą popatrzała na dzieło jakie dokonała.
Oddychała nierównomiernie i szybko, jak dzikie zwierzę, które broniło się przed ofiarą.
Przechodząc przez stertę rzeczy na podłodze, wdepnęła w ziemniaki, wgniatając je w książki i dywan.
Schyliła się po odłamek szklanki, którą przed chwilą rzuciła.
Nie myśląc nad swoimi poczynianiami zrobiła kilka nacięć na lewym nadgarstku. Krew powoli wypływała z ciała. Strużki czerwonej cieczy skapywały dla Esmeraldy niczym trofeum i kara za wykonanie zadania.
Popełniła błędy, które jeszcze kilka dni temu nie miały racji bytu w jej świecie.
Klęknęła na czworaka i przeszła do sterty leżących rzeczy.
Położyła się na nich.
Polian z matką stali w drzwiach patrząc z przerażeniem zmieszanym z troską na poczynania najbliższej im osoby. Bali się zareagować w jakikolwiek sposób, aby i oni nie ucierpieli w trakcie szału.
Esmeraldzie spłynęła łza po policzku, ale oczywiście nie zamierzała się do tego przyznać.
Duma.
Duma.
Duma.
Duma.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top