14

Patrzyłam na Szweda, którego skóra przybrała szaro - zielony odcień i zwisała po bokach, pomarszczona, na jego chorobliwie chudym ciele. W Peterze nie pozostało nic z człowieka, miałam pewność, że jest raczej „czymś" - nie „kimś". Nawet oczy mężczyzny, błyszczące i wyłupiaste, jak u żaby, wyglądały obrzydliwie i ohydnie. Miałam ochotę puścić pawia, obserwując „to coś", czym się stawał na moich oczach.

Peter z kolei wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem. Pewnie wytypował mnie na swoją kolejną ofiarę, lecz nie zamierzałam się nią stać. Ani pozwolić na to, by szukał swego szczęścia gdzie indziej.

W starciu z Peterem - Szwedem - Cieniem, który powoli człapał w moją stronę, miałam niewielkie szanse, jeśli Nick i Rafael zawiodą.

Stałam i czekałam na nieuchronne, nie ruszając się z miejsca. Stwór zatrzymał się w połowie drogi, między nim a mną i syknął w moją stronę:

– Ceną za przerzucenie trójki Castelmare' ów i kochanki tego starego pryka, Lloyda, było życie staruszka, moja kochana...

– Wiem o tym – odparłam mu, zresztą, zgodnie z prawdą. – Kilka lat bez cierpienia, rozrywającego ciało i umysł, na kawałki... Lloyd nie chciał zostawić synów samych bez opieki chociaż byli już dorośli. Mimo wszystko, mimo popełnionych przez siebie błędów, kochał ich obydwóch.

Oczy Petera, gdy słuchał moich słów, stały się jeszcze bardziej mroczne i bezdenne. Bałam się go, ale nie zamierzałam pozwolić, by strach mnie obezwładnił. To, co było w nim ludzkiego, ostatecznie zniknęło, gdy obnażył kły - długie i ostre, jak u lwa albo tygrysa, tylko takie porównanie przyszło mi do głowy.

Wykonał długi skok w moją stronę, chcąc je zatopić w moim ciele, gdy tymczasem ja zaserwowałam mu „niespodziankę" w postaci soli, którą sypnęłam mu prosto w jego ślepia - pamiętam, jak babcia opowiadała mi, gdy byłam mała, że różne stwory, które pragną zguby człowieka, można „obezwładnić" solą.

„Bo one jej nie lubią"– przypomniałam sobie słowa staruszki.

Powietrze przeszyło ostre i potępieńcze wycie, wokół rozszedł się swąd przypalonego mięsa i... nastała cisza. Uchyliłam powieki, które - odruchowo - zacisnęłam tuż po poczęstowaniu Szweda solą. Niemalże u moich stóp, fajczyły się zwęglone szczątki Petera - potwora. Zatem, to już koniec, a przynajmniej prawie, bo jeszcze Castelmare' owie muszą rozważyć, co z nimi dalej będzie i co zamierzają przedsięwziąć dalej.

Uzgodniliśmy wspólną wersję wydarzeń, Rafael, Nick oraz ja - według której Peter, targany poczuciem winy z powodu popełnionych przez siebie morderstw, dokonał samospalenia, by nie trafić na resztę swego życia za kratki. Wcześniej zaś próbował wrobić w nie swojego szefa - Williamsa, a potem wyautować nas troje z gry, bo odkryliśmy jego motywację w działaniu.

Wyciągnęłam z kieszeni smartfon, by wybrać właściwy numer. Musiałam powiadomić odpowiednie służby, żeby „wszystko wyglądało konkretnie, miało ręce i nogi". Nie zważałam na w połowie pełną solniczkę, poniewierającą się u stóp Rafaela.    

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top