ROZDZIAŁ XII

Dla Pisiaxon za chęć czytania tego  mimo wszystko XD. 

Dla wikaczika11 , która wysłuchiwała moich narzekań

 na brak weny ( szczególnie na polskim) XDDDDDD. 

<3 <3 <3

************************************************************************

The day we met frozen

I held my breath.

Right from the start.
I knew that i found a home.
For my heartbeat fast.
Colors and promises.
How to be brave?
How can I love
When I'm afraid to fall.
But watching you stand alone.
All of my doubt suddenly
Goes away somehow.
One Step Closer.

Światopogląd zmienia się. Nie jest tak, że dziecko dorastając, odkłada na bok swoje dziecięce sprawy. Kształtuje się nasza świadomość i dojrzałość społeczna, kulturowa i emocjonalna. Nie ma osoby na tym świecie, która się nie zmieniła. Świat zmienia nas często wbrew naszej woli. Tak jak w moim przypadku.
Byłam zwykłą dziewczyną, niczym nie wyróżniającą się z otoczenia, może poza brakiem odpowiedniej koordynacji ruchowej. Miałam dużo kompleksów. Uważałam się za słabą, brzydką, głupią, miałam zaniżone poczucie wartości, nie wierzyłam w żadne komplementy pod moim adresem.

Teraz , gdy mam czasu aż w nadmiarze, mogę przeanalizować całe swoje życie. Musiałam dorosnąć zbyt szybko. Mama , odkąd pamiętam, chodziła z głową w chmurach, bagatelizując nawet najważniejsze sprawy, jak opłacenie rachunków, gotowanie, robienie zakupów, sprzątanie. Cały dom był na mojej głowie, musiałam dbać o siebie, o Reneé i o całą resztę. Odebrać pranie z pralni, obudzić mamę na czas do pracy, ostudzać jej dzikie zapędy. Na szczęście gdy poznała Phila, sytuacja poprawiała się z dnia na dzień. Nowy chłopak mamy przejął część moich obowiązków, jak opłacanie rachunków czy załatwianie spraw urzędowych. Mogłam więcej czasu poświęcić sobie. Poczytać , pooglądać głupi talk-show w telewizji czy wyjść na spacer po dzielnicy . Od zawsze moim sprawdzonym sposobem na wyciszenie się był obchód parku naprzeciw szkoły tańca oddalonej trzy przecznice od naszego domu.

Przyzwyczajona byłam też do tego, że w szkole w Phoenix stapiałam się z tłumem innych, jakże podobnych do siebie nastolatków. Przecież w liceum tylko mój jeden rocznik liczył sobie koło siedmiuset osób ! W takich warunkach naprawdę ciężko było by się wybić , jednakże mi odpowiadało bycie szarą myszką. Jak mówi złota zasada - im mniej o tobie wiedzą , tym lepiej dla ciebie.

Jakże inaczej było w szkole w Forks! Liczba wszystkich uczniów nie przekroczyła nawet pięćsetki, a warto wspomnieć, że było to trzyletnie gimnazjum i czteroletnie liceum w jednym!  Skoro doszłam w połowie semestru, nic dziwnego, że stałam się obiektem zaciekawienia prawie wszystkich. W końcu jedyna córeczka Komendanta Swana, prosto z gorącej Arizony, zaczyna naukę w wiecznie deszczowym i zimnym biegunie niepogody stanu Waszyngton. Na pewno spodziewali się wysportowanej , opalonej blondynki z błękitnymi oczami, może jeszcze zielonookiego rudzielca . Jakie zatem było ich zdziwienie, gdy zobaczyli bladą brunetkę o czekoladowych oczach, chudej i wątłej postury.

Jednak nie byłam jedyną, która rzucała się aż nazbyt w oczy. Piątka nastolatków , niespokrewnionych, jednak bardzo do siebie podobnych. Blada skóra, niespotykana gracja, nadludzkie piękno. I złote oczy. Nie byli normalni. Zbyt idealni na ludzi.

I teraz , po tym przez co przeszłam, znowu się spotkaliśmy. Teraz nie czuję się gorsza od nich . Nie brak mi pewności siebie. Jestem świadoma swojej urody. Potwierdza to wzrok obecnych tu przedstawicieli płci brzydkiej. Przestępuję z nogi na nogę, przez co eksponuję ich długość do samego nieba.

Patrzą na mnie niepewnie i mierzymy się wzrokiem, do czasu gdy oczy Alice zachodzą mgłą. Patrzy w przestrzeń nieobecnym wzorkiem. Chwilę później mruga kilkukrotnie i uśmiech wpełza na jej twarz.

- Szykuje się naprawdę niezła burza. Potrwa przynajmniej z dwie godziny.
Co wy na to, żeby zagrać w mecz baseballu?

- Ooooo taaaak, chciałbym zobaczyć jak Bella wywraca się biegnąc przez bazy - mówi ze złośliwym uśmiechem Emmett.

Esme patrzy na niego z przyganą w oczach, ale ledwie powstrzymuje uśmiech. Pozostali nie kryją swojego rozbawienia, i śmieją się cicho. Jedynie Edward patrzy na nas że smutkiem w oczach.

- Chcesz się przekonać? - Pytam z cwanym uśmiechem na twarzy pewna tego, co się stanie.

- Jeszcze się pytasz? Czas udowodnić, że żucie gumy i chodzenie idzie ze sobą w parze - odpowiada podekscytowany.

-Tylko nie mów, że nie ostrzegałam.

Nagle ciszę przerywa śmiech Alice , która kręci głową. Na pewno zobaczyła rezultat - pomyślałam.

- To będzie z pewnością najbardziej zaciekłe starcie w naszej rodzinie w historii! Nie wiem jak wy, ale ja gram z Bellą! Esme? Rose? Dołączycie do babskiego teamu?

- Z chęcią skopię tyłek mojego zbyt pewnego męża - odpowiada Rosalie z przekąsem.

- No cóż dziewczyny, solidarność jajników !

- Dobra, to skoro składy ustalone, ruszamyyyyy!!!! - Radość Emmetta nie znała granic, więc nieśmiały uśmiech wpełzł na moją twarz. W tym samym momencie spojrzenie moje i Edwarda spotkało się i zobaczyłam jego zamyślone oczy wpatrujące się we mnie. Poczułam, że robi mi się gorąco.
I to nie z powodu tego, że byłam zawstydzona, ale ze złości.

- Możesz łaskawie nie patrzeć na mnie tym dziwnym wzrokiem jak na kawał mięsa? Nie jestem eksponatem w Luwrze i nie życzę sobie takiego traktowania. - Mimo, że zaczęłam spokojnie, ostatnie słowa prawie że wykrzyczałam.

Każdy  spojrzał na mnie zdziwiony, a sam adresat mojej wypowiedzi spuścił zawstydzony i chyba zasmucony głowę. Dobrze mu tak. Skończyły się czasy grzecznej i potulnej Belli , bojącej się odezwać, aby nie została rozgnieciona.

  ~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top