Prolog


Ludzie błądzą, szukając wizji Piekła, gdyż Piekło nie jest miejscem, lecz stanem umysłu, który znajduje nas, gdy zostaną spełnione określone warunki. Nie popełnij mojego błędu i nie daj się wpędzić w tę pułapkę. Czasem życie wydaje się być niekończącym pasmem udręk i wtedy – niczym światełko w tunelu – pojawia się ta myśl. Najpierw sporadycznie, potem coraz częściej, aż w końcu zapominasz, że rozwiązanie, które ze sobą niesie, jest najgorszą zbrodnią przeciw naturze.

Jad rozpaczy powoli zatruwa całe twoje ciało, sprawiając, że serce powoli zapomina, przy jakich czynnościach biło radośnie szybciej. Wszystkie szczęśliwe wspomnienia bledną albo zupełnie tracą na wartości – wydają się być tak trywialne! Tylko cierpienie uszlachetnia, ale gdyby tak było naprawdę, byłbyś prawdopodobnie najszlachetniejszym człowiekiem na ziemi. Rozum milknie, nadzieja umiera. Wnętrzności kurczą się nieprzyjemnie, gdy tylko zdajesz sobie sprawę, że jutro znów będziesz musiał otworzyć oczy, by przeżyć kolejny dzień. Nawet płuca się buntują i boli cię sama świadomość, że napełniają się powietrzem nie dlatego, że tego chcesz, lecz dlatego, że muszą.

Powoli stajesz się egoistą. Żyjesz tylko dla siebie, a skoro nic nikomu nie zawdzięczasz i niczego nikomu nie jesteś winien – to po co właściwie to robisz? Umieranie nie wymaga wysiłku, więc czemu nie miałbyś stawić czoła śmierci już teraz? Życie to tylko piekielna poczekalnia, wypełniona mnóstwem bodźców, których nie chcesz odczuwać, zdarzeń, których nie chcesz przeżywać i ludzi, których nie chcesz spotykać. Myślisz sobie, że będziesz od nich mądrzejszy i uciekniesz przed cierpieniami, które są ci pisane. Nic dobrego i tak cię w życiu nie spotka, jeśli to teraz skończysz, nic poza cierpieniem cię nie ominie.

Swobodne wybieranie momentu, w którym miałbyś rozstać się z życiem, jest niczym zakazany owoc – społecznie nieakceptowalne, złe i grzeszne. Kiedyś wiedziałeś dlaczego, dzisiaj już za cholerę nie możesz sobie tego przypomnieć.

Nie popełnij proszę mojego błędu. Myślałem, że nie będę żałował mojej decyzji, a śmierć jawiła mi się jako aksamitny niebyt, w którym moja umęczona życiem dusza miała kołysać się przez całą wieczność. Tymczasem znalazłem się za grubą warstwą szkła, a po drugiej stronie są ludzie, których kiedyś kochałem, a którzy teraz tak mocno przeze mnie cierpią. Widzę ich każdego dnia, każdej minuty, w absurdalnie wysokiej rozdzielczości, jak starają się wcielić w życie powiedzenie, że czas leczy rany.

Gdybym wtedy pomyślał o moich rodzicach i siostrze, pewnie nigdy nie pociągnąłbym za spust. Pomyśl o ludziach, których kochasz. Jeśli nikogo nie kochasz (a uwierz mi, tak ci się tylko wydaje!), wspomnij tych, którzy ciebie kochają. Gdybym ja to zrobił, teraz byłbym pewnie osiemnastolatkiem zastanawiającym się, jak przy najmniejszym nakładzie pracy dostać promocję do klasy maturalnej. Może nie byłbym szczęśliwy, ale na pewno byłbym żywy.

Nazywam się Wiktor Kossowski, a dokładnie za trzy miesiące i trzynaście dni przypada pierwsza rocznica mojej śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top