Rozdział 9

– Czyli, mówiąc krótko, mamy przejebane, tak?- zapytał Takao Kazunari, wzdychając ciężko.

Kuroko otworzył już usta, chcąc odruchowo zaprzeczyć, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się i zacisnął wargi. Z nieukrywaną złością wcisnął przycisk na słupku, czekając aż zmieni się sygnalizacja. Przycisnął komórkę do ucha, by lepiej słyszeć swojego przyjaciela.

– To o której mniej więcej będziesz?- zapytał.

– Mam przed sobą jakieś siedem godzin jazdy zatłoczonym autokarem, w deszczu i błocie. Może zdążę na dwudziestą, ale jeśli przyniosą spluwy, daj mi znać. Nie wejdę nawet do lokalu. I nie zmieniaj tematu, draniu.

– Co mam ci powiedzieć?- mruknął błękitnowłosy, przechodząc przez pasy, gdy zapaliło się zielone światło.- Nikomu nie pasuje ta sytuacja, ale jeśli chcesz zachować pracę, to musisz przyjechać.

– Nawet jeśli to, czy rzeczywiście ją zachowam, jest cholernie niepewne?- zapytał ironicznie.

– Zawsze warto spróbować. Sam mówiłeś, że ciężko jest teraz znaleźć pracę w Tokio. Dopóki nie znajdziesz czegoś lepszego, musisz to przeboleć.

– No a co z tobą?- mruknął Kazunari, już spokojniej.- Zgadzasz się na tę podwyżkę? Wiesz, rozumiem twoją sytuację, wszyscy jesteśmy w podobnej, ale pracować dla yakuzy? Może nie jestem przesadnie inteligentny, ale coś mi się wydaje, że to jest zły pomysł. Bardzo zły.

– Sam już nie wiem co mam robić – westchnął ciężko Tetsuya, skręcając w boczną uliczkę, prowadzącą na zaplecze restauracji.- Pół nocy nie spałem, myśląc o tym... Muszę iść na te kursy, ale w tym samym czasie muszę też pracować. Na chwilę obecną innej pracy niż ta w Yokozunie nie znajdę, a jeśli po kursach załapię się na coś normalnego i powiem Haizakiemu, że odchodzę...

– To cię zabije.

– Takao-kun, specjalnie nie chciałem kończyć tego zdania...- westchnął Kuroko, wchodząc na zaplecze.

– Sorry – mruknął, wyraźnie zawstydzony. Odchrząknął głośno.- Miało być lepiej, a sypie się coraz bardziej, co?

– Naprawdę mam nadzieję, że nie będzie tak źle – powiedział Tetsuya.- Cześć – rzucił krótko, zerkając do kuchni. Kagami, zajęty smażeniem, spojrzał na niego przez ramię i skinął mu głową.

– Jesteś już w robocie?

– Tak, właśnie idę się przebrać – odparł, wchodząc do szatni. Przystanął raptownie, widząc, że przy swojej szafce stoi także jego znajomy, Mayuzumi Chihiro. Przełknął ślinę, obrzucając go złym spojrzeniem, po czym podszedł do własnej szafki i sięgnął do kieszeni kurtki po klucz.- Będę już kończył, zobaczymy się wieczorem.

– Jasne – mruknął Takao.- Daj mi znać, jeśli coś się stanie, dobra?

– Żebyś sam mógł uratować tyłek, w ogóle nie przyjeżdżając?- prychnął Kuroko.

– Dokładnie – powiedział wprost Kazunari.- Trzymaj się, na razie.

– Cześć.

Tetsuya odłożył komórkę na ławkę, następnie otworzył szafkę i zaczął w milczeniu zdejmować kurtkę.

– Witaj, Kuroko.- Mayuzumi nie spojrzał na niego, witając się, zajęty zapinaniem białej koszuli.

– Mogę wiedzieć, gdzie wczoraj byłeś?- zapytał Kuroko, ignorując go. Sięgnął do szafki po swój strój, po czym zaczął się rozbierać.- Wydzwaniałem do ciebie.

– Martwiłeś się o mnie?

– Słyszałeś, co się wczoraj działo?

– Obiło mi się o uszy – odparł.- Kagami coś wspominał, że mieliście ciekawych gości.

– Tak, bardzo ciekawych – mruknął sarkastycznie.- Przez to, że nie dawałeś znaku życia, musiałem zadzwonić po Momoi-san, żeby mi pomogła. Kiedy zjawił się ten cały Haizaki, spodobała mu się. Molestował ją moich oczach!

– Więc...- Chihiro schował swoje ubrania do szafki, a następnie zamknął ją powoli.- To oznacza, że gdybym wczoraj przyszedł, to ja byłbym molestowany.

Kuroko otworzył już usta, by dalej wyrzucać mu żale, jednak zamilkł raptownie, patrząc na niego w oniemieniu.

– Bawi cię to?- zapytał po chwili.

– Tak czy inaczej ci goście zjawiliby się tutaj, nieważne, czy przyszedłbym wczoraj do pracy, czy nie – powiedział spokojnie Mayuzumi, odwracając się ku niemu.- A to, że zmacałby Satsuki, to tylko kwestia czasu. Haizaki z pewnością zjawi się tutaj jeszcze nie raz.

– Znasz go?- Kuroko zmierzył go badawczym spojrzeniem.

– To, że mam na koncie... hmm... drobne przestępstwo kryminalne, nie oznacza, że zawitałem już do świata rządzonego przez yakuzę.- Chihiro uśmiechnął się oszczędnie.- Choć słyszałem o nim co nieco.

Tetsuya przypatrywał mu się przez chwilę, zapinając swoją koszulę. Kiedy wylądował w Yokozunie, dość szybko polubił Chihiro, nawet jeśli ciężko było do niego dotrzeć. Mężczyzna był raczej cichy, a do tego wyjątkowo skryty, jednak mimo to on i Kuroko zaskakująco dobrze się dogadywali.

– To gdzie wczoraj byłeś?- zapytał Tetsuya.

Mayuzumi patrzył mu prosto w oczy, nie odzywając się. Po chwili chwycił jego krawat, do tej pory przewieszony przez drzwi szafki, zarzucił mu na szyję i zaczął go powoli wiązać.

– Co robisz dziś wieczorem?- zapytał.

– Jeszcze nie wiem – odparł Kuroko.

– Może wyskoczymy na miasto?

– Sam potrafię zawiązać sobie krawat.

– Nie wątpię. Ale po co masz to robić, skoro ja już się tym zajmuję?- Na ustach Mayuzumiego zabłądził ledwie widoczny uśmieszek.- Swoją drogą, nie cieszysz się, że Genta zniknął? Masz przynajmniej spokój.

– Zrobiłeś mu coś?- Tetsuya zmarszczył lekko brwi, a Chihiro zaśmiał się mrukliwie.

– Ucieszyłbyś się, gdybym go dla ciebie zabił?- zapytał, wbijając spojrzenie szarych oczu w błękitne oczy Kuroko.

– Raczej nie bardzo – westchnął ciężko Tetsuya.- Dość się nasiedziałeś w więzieniu, nie uważasz? Poza tym wiesz, że to dzięki niemu mogłem wynajmować moje mieszkanie. W moim przypadku zniknięcie jednych problemów, oznacza pojawienie się kolejnych.

– Masz na myśli właściciela bloku, w którym mieszkasz?

– A kogo innego?- Błękitnowłosy spojrzał na niego sceptycznie.- Jeśli teraz to on zacznie się do mnie dobierać, będę skończony. Nie mogę poprosić Kiyoshiego, żeby znów przyjął mnie do siebie na jakiś czas. Jego dziewczyna miała do niego wystarczająco pretensji o to, że mieszkałem z nimi. Nie chcę, by ich związek się przeze mnie rozpadł.

– Więc wolisz dać dupy, bo twoje dobre serduszko tak ci każe?- prychnął Mayuzumi.- Nie rozśmieszaj mnie, Kuroko. Oni nie są w twojej sytuacji, wiodą sobie spokojne życie w przytulnym mieszkanku, ruchając się po nocach, podczas gdy ty musisz się sprzedawać, żeby się utrzymać na w miarę porządnym poziomie.

– Robiłem to za darmo – skrzywił się Kuroko.- Nigdy nie dostałem od niego podwyżki. Po prostu wynajął dla mnie kawałek rudery i dopilnował, żeby czynsz był taki, jak za przeciętne mieszkanie. Teraz, jak go nie ma, pewnie zdrożeje ze dwa, trzy razy.

– Aż tak źle?- Mayuzumi uniósł lekko brew.

– W moim życiu jakoś nigdy nie było szczególnie dobrze – mruknął Tetsuya.- Chyba, że w dzieciństwie, kiedy jedyne, czym się przejmowałem, to tym, że będąc zawodnikiem drużyny koszykarskiej, nie potrafię trafić piłką do kosza.

Mayuzumi parsknął, odwracając się od niego, by ukryć uśmiech.

– Przy... przyjęli cię?- zapytał.

– Nie byłem taki zły – powiedział Kuroko, udając obrażonego.- Miałem inne talenty, byłem całkiem przydatny.

– Nie wątpię – mruknął Chihiro, po czym ruszył w stronę korytarza.- Lepiej wezmę się do pracy. Muszę sobie przypomnieć to i owo, bo w pudle przynosiłem talerz z posiłkiem tylko sobie.

– Jasne.- Kuroko zamknął swoją szafkę i schował kluczyk do kieszeni. Zabrał komórkę, którą wcześniej odłożył na ławkę, sprawdzając przy okazji, czy nie przyszła do niego żadna wiadomość. Następnie przejrzał się w wiszącym przy drzwiach lustrze i, uznając, że jest gotowy do pracy, wyszedł z szatni.

W sali restauracyjnej nie było wiele osób. Zwykle o poranku zjawiało się góra sześciu, siedmiu klientów, którzy szybko zjadali śniadanie i wracali do swoich obowiązków. Mimo to jednak, Kuroko nieco zaskoczył fakt, że stały bywalec Yokozuny jeszcze się nie pojawił.

Tetsuya rozejrzał się po sali, przez chwilę przyglądając się Chihiro, który obsługiwał gości z nieco chłodną postawą. Ponieważ w jego części nie usiadł jeszcze żaden klient, zajął się sprawdzaniem stanu kasy. Wydawało mu się, że choć z rana będą mieli chwilę wytchnienia, oczekując przybycia Haizakiego, lub jednego z jego ludzi. Niestety, stanowczo zbyt szybko przekonał się, że była to złudna nadzieja.

Niecałą godzinę później, do restauracji wszedł średniego wzrostu mężczyzna o przydługich, ciemnych włosach. Miał na sobie eleganckie dżinsy i czarną, wyglądającą na zdecydowanie zbyt drogą kurtkę. Zamykając powoli drzwi, przesunął wokół spojrzeniem brązowoszarych oczu, kontemplując nawet sufit.

Kuroko od razu domyślił się, że nie jest tu z byle powodu. Jedynym typowo bogato wyglądającym klientem, który przychodził do ich restauracji, był biznesmen Akashi Seijuurou. Żadna inna osoba z „wyższego szczebla" nie zaglądała do Yokozuny.

Mężczyzna uniósł nieznacznie brwi, odrobinę grubsze przy nasadzie nosa. Rozpiął kurtkę, po czym, dostrzegłszy przy barze Kuroko, ruszył w jego kierunku. Tetsuya spiął się nieco, szykując na poznanie – najprawdopodobniej – swojego nowego szefa.

– Dzień dobry – powiedział, siląc się na spokojny ton.

– Ty jesteś Kuro Tasuya, czy jakoś tak?- zapytał, ignorując jego powitanie.

– Kuroko Tetsuya – mruknął błękitnowłosy.- Jest pan od Haizakiego-san, jak mniemam?

– Ta. Zaprowadź mnie do biura tej świńskiej mordy, Genty.

Kuroko zerknął pospiesznie w stronę Mayuzumiego, ten jednak w dalszym ciągu zajęty był rozmową z gośćmi. Z niemałym zrezygnowaniem, Tetsuya odłożył puszkę kawy, którą chciał sobie właśnie przygotować, po czym gestem zaprosił nowo przybyłego do przejścia dla personelu.

– Drzwi na końcu korytarza – powiedział, wskazując je dłonią.

– Chodź ze mną – rzucił mężczyzna.

– Uhm... a klienci?

– Twój przyjaciel poradzi sobie sam przez te dziesięć minut.

Kuroko wolał nie protestować. Ruszył posłusznie za nim, patrząc, jak mężczyzna wyciąga z kieszeni spodni klucz, a następnie otwiera drzwi biura. Oboje weszli do środka, a nieznajomy natychmiast zmarszczył nos, krzywiąc się.

– Rany, jak tu cuchnie – warknął, podchodząc do okien i otwierając je na oścież.- Zamknij drzwi.- Tetsuya spełnił polecenie.- I siadaj.

Usłuchał. Zajął miejsce naprzeciwko biurka, nadal spięty. Przyglądał się mężczyźnie, kiedy ten zdejmował z siebie kurtkę i zawahał się, rozglądając wokół, jakby nie wiedział, gdzie powinien ją położyć. Ostatecznie, zacisnąwszy usta, przewiesił ją przez oparcie krzesła, na którym następnie usiadł.

– Jak długo pracujesz w tej spelunie?- zapytał.

– Trochę ponad cztery miesiące – odpowiedział.

– Serio?- Mężczyzna uniósł brwi.- Dlaczego to właśnie ty zajmowałeś się interesami pod nieobecność szefa?

– Uważał, że jestem odpowiedzialny i godny zaufania – mruknął błękitnowłosy.

I ciasny, pomyślał z goryczą.

– Kto ma tutaj najdłuższy staż?

– Kucharz, Kagami Taiga.

– Potem z nim pogadam.- Mężczyzna zmarszczył brwi, wysuwając jedną z szuflad biurka i biorąc do ręki gruby kalendarz. Zaczął go przeglądać jakby od niechcenia, ze znudzoną miną.- Ilu tu pracuje ludzi?

– Kucharz, jego pomocnik i pięciu kelnerów. Jeden z nich był akurat na urlopie, teraz jest w drodze...

– Wiem, że Shougo kazał ci sprowadzić personel na zebranie, ale na chuj się nam ono przyda. Łatwiej po prostu porozmawiać z jedną osobą, nie uważasz?

– Skoro pan tak sądzi...

– Ale i tak będę musiał wszystkich poznać. Jesteście szczurami z ulicy, czy macie za sobą chociaż jakieś trzeciorzędne kursy kelnerskie?

– Nie licząc mnie i Mayuzumiego-kun, tego, który jest teraz w sali.

– Zdajesz sobie sprawę z tego, że tę zapchloną, śmierdzącą dziurę czeka remont?- Mężczyzna zerknął na niego znad kalendarza.- Nie mam zamiaru pracować w takich warunkach. Twój były szef miał fatalny gust, te wszystkie kolory w ogóle mi się nie podobają.- Machnął ręką w kierunku ścian.- Nazwa też brzmi jak imię dla świni, nie wspominając o tym, że cały budynek przypomina chlew. Na szczęście od teraz będziecie mieli nowego szefa. Choć nadal wkurwia mnie fakt, że Shougo przypisał mi taką ruderą... Jeden pierdolony błąd w moim życiu, a ten od razu podarował mi gówno w prezencie... Przypomnij mi, jak się nazywasz?

– Kuroko Tetsuya.

– Kuroko...- powtórzył cicho mężczyzna.- Kuroko... Kuroko... Kuroko...- powtarzając jego nazwisko, jednocześnie przewracał kolejne kartki kalendarza.- O, tu też Kuroko. Co to za wpisy?- rzucił mu kalendarz.

Tetsuya spojrzał na pochyłe i eleganckie pismo Genty, zupełnie do niego nie pasujące. Co kilka dni, czasem z rzędu, czasem w odstępach, zapisana była notka w postaci jednego tylko słowa - „Kuroko".

– Nie wiem – powiedział cicho błękitnowłosy.

– Jest tu takich więcej. Momoi, Kuroko, Kuroko, Kuroko, Sakurai, Sakurai, znowu Kuroko... upodobał sobie twoją dupę?

Kuroko przełknął ciężko ślinę, milcząc uparcie. Jak niby miałby tak po prostu przyznać się do tego, że był wykorzystywany seksualnie? On, mężczyzna, który powinien postawić się temu oślizgłemu grubasowi, który powinien pokazać, że jest cennym pracownikiem nie przez jego nadstawianie tyłka, ale przez pracę...

– No i czego się nie odzywasz?- Mężczyzna znów zabrał kalendarz.- Posłuchaj, gówniarzu, nie jestem pedałem i nie będę się do ciebie dobierał. Jestem teraz twoim szefem, a ty jesteś w bardzo kiepskim położeniu, robiąc ze mnie debila. Ciesz się, że okazuje ci dobre serce, i zamiast kazać ci wylizać mi buty, każę ci tylko odpowiedzieć na proste pytanie: czy byłeś dupą Genty?

– Tak – odpowiedział przez zaciśnięte gardło.

– Oj, biedaczku...- Mężczyzna pokręcił głową z udawanym politowaniem.- Ciężkie masz życie, naprawdę. Mnie matka sprzedała swoim kumplom za dwie butelki wódki, kiedy miałem osiem lat, a potem oni porzucili mnie na śmietniku. Ale zobacz teraz, jaki jestem i na kogo wyrosłem.- Uniósł ręce, uśmiechając się drwiąco.- Mam kurtkę za prawie dwieście tysięcy jenów*.

Tetsuya nie odpowiedział, starając się również nie westchnąć z poirytowania. Rozumiał, że nie każdy miał kolorowe życie, i każdy mógł przechodzić przez gorsze bagna niż on, ale to nie znaczyło, że miał ochotę słuchać komentarzy na temat jego.

– Dlaczego byłeś zależny od Genty?

– Wynajmował mi mieszkanie po dość przystępnej cenie. Do tej pory zamierzałem odłożyć trochę pieniędzy i odejść, ale...

– Ale Takeuchi odszedł pierwszy – dokończył za niego mężczyzna.- I, wierz mi, już tutaj nie wróci. Nawet jeśli się znajdzie, to czeka go spotkanie z Shougo, które raczej nie zakończy się tylko na odcięciu paru palców. Lepiej będzie, jeśli znajdziesz sobie jakąś kawalerkę.

– Przy obecnych zarobkach nie utrzymam się długo – powiedział cicho Kuroko.- Muszę najpierw iść na te kursy baristy, a dopiero po... nie wiem, może dwóch wypłatach, będę mógł myśleć o przeprowadzeniu się.

– Zrobisz jak chcesz, ostrzegam cię tylko, że Genta w niczym ci już nie pomoże. Twój tyłek też nieźle sobie odpocznie, bo ja nie mam zamiaru go ruszać.

– Miło mi to słyszeć – burknął, nim zdołał się powstrzymać.

Mężczyzna zmierzył go dość beznamiętnym spojrzeniem, następnie zaś powoli odłożył kalendarz do szuflady biurka.

– Zdaje się, że jeszcze się nie przedstawiłem – mruknął.- Nazywam się Hanamiya Makoto, będę tutaj szefował, choć właścicielem w dalszym ciągu jest Haizaki. Jak się jednak, za pewne, domyślasz, ma zbyt wiele na głowie, żeby przesiadywać tu codziennie, dlatego przysłał mnie. Na twoje szczęście, bo to oznacza, że jesteś zwolniony z obowiązku pilnowania takich spraw jak budżet restauracji, czy dostawa żywności do kuchni. Będę waszym szefem, pełniącym jednocześnie rolę menadżera. Ponieważ ta speluna przejdzie solidny remont, wszyscy macie dwa dni wolnego. W tym czasie radzę tobie i twojemu koledze przejść błyskawiczne kursy na kelnera, bo byle szczurom płacić nie będę.

– Jesteśmy dobrymi kelnerami – bronił się Kuroko.- Do tej pory ani jeden klient się na nas nie skarżył.

– Bo do tej pory waszymi klientami były trzeciorzędne urzędasy i rodziny, których nie stać na fastfoody. Za dwa dni ta restauracja będzie przyjmować bardziej normalnych ludzi, na odpowiednim poziomie. Ale skoro jesteś pewien, że będziecie potrafili utrzymać przyjemną atmosferę i zadowolić klientów, to liczę na to, że szybko zobaczę efekty waszej pracy.- Hanamiya westchnął, jakby zmęczony.- Wracaj do pracy i przyślij mi tego gościa, co najdłużej pracował w tym szambie.

Kuroko skinął głową, przełykając ślinę. Z radością opuścił biuro, a gdy tylko zamknął za sobą drzwi, wzniósł oczu ku górze. Czuł się bardziej wykończony niż po dziesięciogodzinnej harówce w sali restauracyjnej.

– Kagami-kun?

– No, co tam?- Taiga, który właśnie stał nad swoim pomocnikiem, doglądając jego nerwowego przyprawiania mięsa, spojrzał na błękitnowłosego.

– Zjawił się facet od Haizakiego – westchnął Kuroko, podchodząc do nich.- Nazywa się Hanamiya Makoto, chce teraz z tobą gadać.

– Ze mną?- bąknął Kagami, mrugając, zdezorientowany.- Na cholerę? To ty rządzisz, jak nie ma Genty.

– Nie wiem, po co.- Tetsuya wzruszył ramionami.- Powiedział, że chce gadać z tym, kto najdłużej tu pracuje.

– Super, jak mnie zwolni, to mam przejebane.

– Haizaki zapewnił ci tu pracę...- mruknął Kuroko, choć sam przez chwilę zwątpił.

– A ty gadałeś z tym Hana coś tam?- zapytał Kagami, zdejmując fartuch.- Jaki to typ?

– Uhm...- Błękitnowłosy zmarszczył brwi, zastanawiając się przez chwilę.- Sarkastyczny?

– No świetnie – warknął Kagami, człapiąc ze zrezygnowaniem na korytarz.- Bo ja się, kurwa, znam na sarkazmach...

Kuroko wywrócił oczami, wzdychając ciężko. Nie miał nawet siły uśmiechnąć się pocieszająco do Sakuraia, który popatrzył na niego wręcz z paniką, trzęsąc się delikatnie. Chcąc uniknąć kłopotliwej rozmowy, wyszedł z kuchni i udał się prosto do sali, z ogromną nadzieją w sercu, że dzięki pracy będzie w stanie przestać myśleć, że jego życie zaczęło się sypać.

Ponownie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top