Rozdział 60
Kiedy Akashi wyszedł ze swojego mieszkania, Kuroko nie było już na korytarzu. Winda dopiero nadjeżdżała, cyfry nad jej drzwiami rosły od jedenastego piętra w górę, a więc jedyną drogę, jaką Tetsuya mógł obrać by uciec, były schody ewakuacyjne.
To utrudniało zadanie Seijuurou. Był tak rozkojarzony zachowaniem swojego ukochanego, że nie był w stanie wydedukować dokąd Tetsuya mógł się udać. Apartamentowiec składał się z osiemnastu pięter i podziemnego garażu, co oznaczało, że jeśli Kuroko chciałby zmylić czerwonowłosego, mógłby ukryć się na obojętnie którym, zakładając iż Seijuurou udałby się albo do Midorimy i Takao, albo od razu do wyjścia na parterze.
Akashi zaklął cicho pod nosem, wracając do swojego mieszkania i pospiesznie przechodząc do salonu. Chwycił swoją komórkę, którą wcześniej pozostawił na kanapie, natychmiast wybierając numer do zielonowłosego przyjaciela.
– O co chodzi?- usłyszał głos Shintarou po drugim sygnale.
– Wyjdź na klatkę schodową i czekaj tam na Tetsuyę – rzucił Seijuurou, ponownie opuszczając mieszkanie.- Prawdopodobnie za chwilę tam będzie, ja też już schodzę.
– Co? Jak to?- Nie rozumiał Midorima.- Dlaczego osobno? Co się...?
– Powiedziałem mu o wszystkim – westchnął Akashi.
– Co takiego?- warknął Shintarou.- Zgłupiałeś do reszty? Powiedziałem ci przecież...!
– Nie czas teraz na twoje pieprzone wywody, masz natychmiast wyjść na klatkę schodową i zatrzymać Tetsuyę, jasne?!- krzyknął Seijuurou, zdenerwowany.- Masz robić co mówię i nie dyskutować! Zaraz tam będę!
Akashi rozłączył się, po czym wcisnął komórkę do kieszeni spodni i pchnął drzwi prowadzące do wyjścia ewakuacyjnego. Światło zapaliło się od razu, gdy tylko czujnik ruchu wykrył jego obecność. Mężczyzna ruszył pospiesznie po schodach w dół, nie tracąc czasu na nasłuchiwanie czy to bliskich czy dalekich odgłosów kroków Tetsuyi. Żałował, że ta część budynku nie została skonstruowana w taki sposób, by móc wychylić się przez barierkę i spojrzeć na piętra niżej. Dzięki temu zobaczyłby chociaż zapalające się pod wpływem ruchu światła.
Lecz niestety – w rzeczywistości nie był w stanie dowiedzieć się, gdzie jest teraz Kuroko.
Drżał cały z nerwów, oddychał szybko, rozbieganym wzrokiem szukając na ścianach tabliczek z wyrytymi cyframi informującymi o tym, na którym piętrze się znajdował. Szesnaście, piętnaście... dopiero tutaj? Miał wrażenie, jakby zbiegł już co najmniej do dziesiątego.
Kiedy w końcu dobiegł do trzynastego piętra, cudem uniknął bolesnego zderzenia z Midorimą, który wyjrzał właśnie zza rogu.
– Gdzie Tetsuya?!- wydyszał Akashi.
Usta Shintarou rozchyliły się nieznacznie, jednak szybko na powrót zamknęły. Zielonowłosy westchnął cicho, poprawiając swoje okulary i kręcąc głową.
– Nie dotarł tutaj – powiedział.- Jeżeli ucieka, to musiał użyć windy, albo schować się na którymś piętrze niżej.
Akashi zacisnął usta, mijając go bez słowa i wypadając na korytarz. Spojrzał w stronę windy, uniósł wzrok na tabliczkę informującą o tym, na którym piętrze aktualnie znajduje się winda. Według nich, była na najwyższym, osiemnastym piętrze. Jednak choć Seijuurou przez kilka długich sekund wpatrywał się w milczeniu w tabliczkę, cyfry w dalszym ciągu się nie zmieniały.
Winda stała w miejscu.
– Kiedy tu przyszedłeś?- wyszeptał Akashi, odwracając się do swojego przyjaciela, który stanął dwa kroki za nim.
– Zaraz po twoim telefonie – odparł cicho Shintarou.- Seijuurou... wiem, że nie masz ochoty na moje wywody, ale najprawdopodobniej wpakowałeś nas właśnie w potwornie śmierdzące gówno. Jeżeli szybko nie znajdziemy Kuroko i go nie uciszymy, będzie po nas.
– Jeśli... czego nie zrobimy?- Czerwonowłosy wbił w niego niemal lodowate spojrzenie.- Posłuchaj, Shintarou. Tetsuya jest mężczyzną mojego życia, i choćby zdradził mnie w najgorszy możliwy sposób, tylko ja mam prawo do ukarania go tak, jak życzę sobie tego ja, zrozumiano? A bynajmniej nie mam zamiaru go zabijać. Shintarou.- Akashi westchnął ciężko, widząc nieugiętą minę przyjaciela.- Jeszcze nie wszystko stracone! Mogę znaleźć Tetsuyę, porozmawiać z nim raz jeszcze, na spokojnie... On był wtedy zdenerwowany, na pewno tylko i wyłącznie dlatego zareagował tak ostro! On mnie kocha.- Seijuurou uśmiechnął się do niego lekko, kiwając również głową.- Wiem o tym. Widzę to w jego oczach, czuję to przez jego dotyk. On mnie naprawdę szczerze kocha. I chce ze mną być, tylko w tym momencie ma na głowie zbyt wiele, rozumiesz? Jego myśli ciągle zaprząta Aomine, Haizaki, Kagami, Takao i Mayuzumi, muszę się ich po prostu pozbyć i wszystko będzie dobrze! Wówczas Tetsuya doceni to, co dla niego robię i zrozumie mnie! A także ciebie, Shintarou! Nic nam nie grozi z jego strony!
Midorima, który spiął się odrobinę, usłyszawszy nazwisko swojego obecnego kochanka, spojrzał bacznie na czerwonowłosego przyjaciela. Przełknął ciężko ślinę, zaciskając wargi i nerwowo zerkając za siebie, w kierunki drzwi prowadzących do jego apartamentu.
– Słuchaj, Seijuurou... - zaczął z westchnieniem.
– Nie – przerwał mu stanowczo Akashi.- Nie teraz. Później porozmawiamy, muszę jak najszybciej znaleźć Tetsuyę. Chodźmy do ciebie i sprawdźmy wszystkie rejestry kamer, tylko w ten sposób dowiem się, gdzie jest teraz Tetsuya.
Shintarou nie wydawał się być zadowolony z jego propozycji, czy też raczej rozkazu, jednak w obecnej sytuacji wolał nie oponować. Odwrócił się na pięcie i ruszył do swojego mieszkania, prowadząc za sobą przyjaciela.
Gdy tylko weszli do środka, powitało ich zaniepokojone spojrzenie Takao. Mężczyzna nasuwał właśnie na siebie koszulkę, kierując się do drzwi.
– I co? Co się stało?- zapytał natychmiast, wbijając wzrok w Akashiego.- O co się pokłóciliście?
– Przygotuj sobie herbatę, Takao – powiedział Shintarou, stając między nim a Seijuurou, i delikatnie popychając czarnowłosego w kierunku kuchni.- Zaraz do ciebie przyjdę, musimy tylko zerknąć na chwilę na kamery...
– No ale weź mnie nie zbywaj, chcę wiedzieć, co się stało!- buntował się Takao, mierząc go rozgniewanym spojrzeniem.- Mówiłeś, że Tetsuya zbiegnie na to piętro, więc gdzie jest?
– W tym właśnie problem, że nie wiemy – westchnął z irytacją Shintarou.- Prawdopodobnie jest na którymś wyżej, ale się chowa, czy coś...
– O co poszło?- Kazunari spojrzał na Akashiego.- Czemu Tetsuya zareagował tak ostro? Dlaczego uciekł? Jeśli coś mu zrobiłeś, to ci nie...!
– Takao, proszę!- przerwał mu krzykiem Midorima, patrząc na niego równie zdenerwowany.- To jest ich sprawa i to Seijuurou ma to naprawić, nie wtrącajmy się, jasne?!
– Ale Tetsuya to jest mój przyjaciel!
Zielonowłosy cmoknął jedynie z irytacją, pozostawiając Takao u progu kuchni i kierując się do pokoju, w którym prowadził monitoring. Akashi bez słowa udał się za nim, w myślach decydując, że później zajmie się Kazunarim.
Pomieszczenie było niewielkie, przypominało zwykłą komórkę, na tyle jednak dużą, by pomieścić szerokie biurko oraz trzy czterdziestocalowe ekrany, które przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nadawały obraz z rozmieszczonych w apartamentowcu kamer. Midorima usiadł pospiesznie na krześle obrotowym, rytmicznie stukając w klawiaturę i powiększając kolejne miniatury. Akashi, który stanął tuż za nim i uważnym wzrokiem przyglądał się każdej z nich, w napięciu oczekiwał ujrzenia znajomych, błękitnych włosów.
– Korytarze puste – mruknął Midorima, kiedy powiększył kolejną miniaturę, przedstawiającą obraz z kamery na parterze. Kilka kolejnych pokazały widok z podziemnego garażu.- Nic...
– Sprawdź na zewnątrz, może jest przed budynkiem – rzucił szybko Akashi.
Shintarou spełnił polecenie, jednak nie przyniosło ono zadowolenia czerwonowłosemu – po Kuroko nie było ani śladu.
– Przecież nie mógł tak po prostu wyparować!- warknął ze złością.
Midorima zacisnął lekko usta, zerkając niepewnie na swojego przyjaciela. Przez chwilę stukał nerwowo palcami w blat biurka, aż w końcu westchnął i odważył się zadać kłopotliwe pytanie:
– Seijuurou... ile czasu minęło od momentu, kiedy Kuroko... zniknął ci z oczu?
– Co?- Akashi zmarszczył brwi w oznace niezrozumienia, wciąż przesuwając spojrzenie po miniaturach kamer.- Co masz na myśli?
– Kiedy...- Midorima dostrzegł kątem oka, że Takao stanął u progu drzwi, skrzyżowawszy ręce na klatce piersiowej i przysłuchując się ich rozmowie.- Kiedy się pokłóciliście... i Kuroko wyszedł z twojego mieszkania... Ile czasu minęło, zanim poszedłeś za nim?
– Do czego zmierzasz? Jakie to ma znaczenie?- warknął z irytacją Seijuurou.
– Jeżeli z jakiegoś powodu...- zaczął Shintarou możliwie jak najłagodniej.- Straciłeś nad sobą panowanie i, w pewnym sensie, również poczucie czasu... Kuroko mógł zdążyć już wyjść z apartamentowca.
– Przecież nie zasnąłem, do cholery!
– Ale mogłeś na chwilę się... wyłączyć!- Midorima uderzył dłonią w biurko, zezłoszczony.- Jeżeli tak się stało, to Kuroko równie dobrze od piętnastu minut może biegać boso po mieście!
Akashi westchnął ostentacyjnie, wywracając oczami i wychodząc do salonu, by spojrzeć na stojący zegar z kukułką ustawiony pod ścianą. Wskazówki na jego tarczy układały się odpowiednio w kierunku jedynki oraz szóstki.
Wpół do drugiej w nocy.
Midorima i Takao dołączyli do nieco oszołomionego Seijuurou. Zielonowłosy westchnął cicho, kładąc mu dłoń na ramieniu i obracając go ku sobie.
– Ile czasu minęło, odkąd Kuroko wyszedł?- zapytał.
– Ja...- Akashi pokręcił z westchnieniem głową.- Przysiągłbym, że nie minęła nawet minuta, kiedy za nim wyszedłem... Ale wygląda na to, że minęło około dziesięciu.- Seijuurou sapnął głośno, chwytając się za czoło.- Tetsuya wyszedł dziesięć minut temu...
– W porządku, nie denerwuj się, weź głęboki oddech – poinstruował go Midorima łagodnym tonem.- Niczym się nie martw, znajdziemy go. Nawet jeśli to dziesięć minut, to przecież nie mógł zajść zbyt daleko. Nie ma kurtki i butów, tylko moje kapcie. Zakładam, że wrócił do swojego mieszkania.
– Nie, nie, nie...- Seijuurou pokręcił pospiesznie głową.- Tam jest Aomine, on nie mógł tam wrócić!
– Aomine?- powtórzył Midorima.
– To jego były, rozstali się, ale on go znalazł i chce mu zrobić krzywdę – wymamrotał Akashi.- Muszę go szybko znaleźć, Shintarou...
– I znajdziesz, pomogę ci.
– Ja też idę – odezwał się Takao.
– Zostań tutaj, Kazunari, zaczekaj na mnie i bądź w pogotowiu na wypadek, gdyby...
– Nie pouczaj mnie, Shin-chan.- Takao zmierzył spojrzeniem swojego kochanka.- Nie jestem dzieckiem i nie potrzebuję niańki. Wiem, że Tetsuya sporo przeżył, widziałem już dzisiaj, jaki był roztrzęsiony, a skoro na dodatek teraz pokłócił się z Akashim, chcę przy nim być, na wypadek, gdyby okazało się, że nie chce już znać Akashiego.
– Masz jakiś pomysł, gdzie on...
Słowa Midorimy przerwał cichy dźwięk wiadomości. Mężczyźni spojrzeli po sobie poniekąd z zaskoczeniem. Dźwięk ów nie był podobny do tego, jaki zwykle ustawia się jako powiadomienie, przypominał raczej popularny w starych filmach science fiction odgłos strzelania z kosmicznej broni.
– To nie mój – odezwał się Kazunari.
– Mój jest w sypialni...- Midorima spojrzał pytająco na Akashiego.- W takim razie...
– Naprawdę sądzisz, że ustawiłbym tak durny dzwonek jako dźwięk powiadomienia?- warknął Seijuurou, jednak coś w środku niego kazało mu wyjąć komórkę z kieszeni spodni. Zaniemówił, dostrzegając na jej ekranie ikonkę otrzymanej wiadomości.- To... to niemożliwe...
– Co się stało?- zapytał Takao, wbijając w niego zaniepokojony wzrok.- To jednak twój?
– Ale ja nie ustawiałem sobie...- Akashi umilkł nagle, wpatrując się w swoją komórkę.
– Seijuurou?- Midorima przełknął ciężko ślinę, obawiając się już najgorszego. Wciąż przecież nie rozwiązali sprawy tajemniczego „fana" Akashiego, który podesłał im czyjś palec oraz głowę wspólnika Seijuurou. Mina czerwonowłosego, pełna powagi i zaskoczenia, zdecydowanie nie wróżyła niczego dobrego.
– To wiadomość...- wyszeptał.- Tetsuya...
– Od Tetsuyi?- podchwycił Kazunari.- Pewnie on ci ustawił ten głupi dzwonek...
– Och, nie...- jęknął nagle Akashi.- Jak mogłem być taki głupi... Jak mogłem być tak nieostrożny, jak mogłem pozwolić, żeby...!
– Pokaż mi to!- Shintarou niemal wyszarpnął komórkę z jego dłoni i spojrzał na ekranik, odczytując wiadomość nadesłaną przez nieznany numer. Takao stanął pospiesznie za nim, zaglądając mu przez ramię.
Właśnie złapałem twoją kruszynkę, Sei-chan! ♥ Wpadnij do nas, jesteśmy w starej fabryce czekolady na przedmieściach – jakżeby inaczej, w końcu Tetsu-chan jest taaaaki słodziutki! ♥
– Ja pierdole!- sapnął Takao, zasłaniając usta dłonią i z przerażeniem spoglądając to na Akashiego, to na Midorimę.- Co tu się, kurwa, dzieje? Tetsuya został porwany?! To ma być jakiś chory żart?!
– Muszę tam jechać – powiedział Seijuurou, ignorując czarnowłosego.- Shintarou, daj mi swoją broń, nie mam czasu wracać do siebie.
– Broń?- bąknął Kazunari.- Ma... macie na nią pozwolenie?
– Nie puszczę cię tam samego – wymamrotał Midorima, podchodząc pospiesznie do regału i z najniższej szuflady wyjmując CSCC*.- Takao, zostań tutaj...
– W dupę sobie wsadź to „zostań tutaj", jadę z wami!- wykrzyknął Takao.- Powiedziałem ci już, żebyś nie traktował mnie jak dzieciaka! Tu chodzi o mojego przyjaciela, Tetsuya jest w niebezpieczeństwie! Nie wiem czy to Akashi wpakował go w to gówno, czy obaj to zrobiliście, ale nie mam zamiaru grzecznie siedzieć na dupie i czekać na wasz powrót. Jeśli macie zginąć, to wolę z wami!
– Przestań zgrywać bohatera!- wrzasnął Midorima, patrząc na niego ze złością.- Do niczego nam się nie przydasz, będziesz tylko zawadzał! Potrafimy obronić siebie, ale ty będziesz tam zbędny, rozumiesz?!
– Jeśli myślisz, że tą gadką mnie zniechęcisz, to się grubo mylisz – wycedził Kazunari.
– Takao, proszę!- krzyknął z irytacją Shintarou.- Nie chcę cię wplątywać w to całe bagno, rozumiesz?! Tutaj będziesz bezpieczny, musisz zająć się swoją siostrą i...
– Mówisz, jakbyś naprawdę miał tam zginąć – przerwał mu Takao.- Zapomnij, nie pozwolę na to. Szkoda takiego fajnego tsundere...
– Nie żartuj sobie teraz...
– Zabij go – powiedział nagle Akashi.- Jeżeli zawadza, to go po prostu zastrzel. Później damy jego zwłoki Seto, spodoba mu się.
– Takao zostaje tutaj, ŻYWY – wycedził Midorima, odwracając się w kierunku drzwi.- Chodźmy. Pojedziemy moim autem.
– Dupek – stwierdził Kazunari, idąc za nimi. Shintarou zatrzymał się, patrząc na niego morderczo, jednak gdy ten wciąż odwzajemniał spojrzenie z nieugiętą miną, westchnął ciężko i ostatecznie postanowił się poddać.
Żaden nawet nie pomyślał o ubraniu kurtek. Midorima i Takao pospiesznie wsunęli na stopy buty, po czym we trójkę opuścili mieszkanie, zamykając je za sobą na klucz. Seijuurou, który jako pierwszy wyszedł na korytarz, przycisnął już guzik wzywający windę, toteż po chwili już w niej stali, zjeżdżając w dół, do podziemnego parkingu.
Każdy z nich czuł ogromny niepokój i nerwy. Żaden nie potrafił skupić myśli na niczym konkretnym, w głowach krążyły im setki pytań i niewiadomych, strach ściskał gardła, serca i żołądki. Przemierzali miasto w zupełnym milczeniu, Midorima prowadząc, Akashi wbijając wzrok w wiadomość w swojej komórce. Takao zaś, zagryzając wargę, wyglądał przez okno jakby w nadziei, że to naprawdę był tylko głupi żart i zaraz przypadkiem ujrzy Kuroko na ulicy.
Stara fabryka czekolady na przedmieściach Tokio została zamknięta niemal trzy dekady wcześniej. Teren niegdyś został ogrodzony wysokim płotem, teraz jednak w wielu miejscach zionęły w nim dziury, będące dziełami zdemoralizowanych nastolatków, które często obierały sobie ogromny budynek jako miejsce schadzek oraz imprez.
Kiedy Midorima przejechał przez na wpół wyrwaną z zawiasów bramę, kierując światła reflektorów na drzwi wejściowe fabryki, Akashi poczuł przemożny strach w piersi. Zacisnął wargi, z trudem przełykając ślinę. Nie dbał o to, jak wiele może stracić, nie obchodziło go nawet kim jest ten, który próbował zniszczyć jego życie – teraz liczyło się dla niego tylko to, by ocalić Tetsuyę. Musiał to zrobić, nawet jeżeli mogło oznaczać to wysadzenie całej fabryki z Takao i Midorimą w środku – był gotów zrobić wszystko, byle tylko on i Kuroko wyszli z tego cało.
A jeśli tak się nie stanie, będzie miał tylko jedną opcję.
Zginąć wraz z nim.
– W schowku mam latarki i drugą broń – powiedział cicho Midorima.- Weź ją, Seijuurou. Kazunari...
– Nie zostanę w samochodzie – przerwał mu czarnowłosy.
– ... będę cię ochraniał – mruknął z rezygnacją Shintarou.- Trzymaj się mnie, nie odchodź ode mnie na krok, zrozumiano? Nie chcę, żeby coś ci się stało.
Takao spojrzał na niego z tylego siedzenia, uśmiechając się słabo. W jego oczach widać było przerażenie, ale i determinację.
– Dzięki, Shin-chan – powiedział.- Kiedy będzie po wszystkim, poproszę cię o rękę.
Midorima uśmiechnął się nieznacznie, odwracając i poprawiając swoje okulary. Spojrzał na Akashiego, napotykając jego wzrok, a potem skinął lekko głową. Mężczyźni wysiedli z samochodu, stając na żwirowanej drodze przed wejściem.
Kazunari, dostosowując się do polecenia swojego kochanka, stanął za jego plecami, rozglądając się nerwowo i szukając w ciemnościach podejrzanych cieni.
– Tu może być cała banda yakuzy, prawda?- wyszeptał.
– Nie – odparł pewnie Seijuurou.- Ktokolwiek przetrzymuje Tetsuyę w tym budynku, nie ma przy sobie licznego towarzystwa.
– Skąd wiesz?- zapytał cicho Takao.
– Ślady – mruknął Akashi, obdarzając go niechętnym spojrzeniem.- Jedne są po oponach samochodu, inne po kilku parach butów. Trzech, czterech... maksymalnie pięciu osób. Te są najświeższe, reszta sprzed wielu dni.
– Skąd...- zaczął Kazunari, jednak zrezygnował z zadania kolejnego pytania. Z tego co wiedział, Midorima i Akashi myli myśliwymi, nic więc dziwnego, że znali się na tropieniu.
– Wchodzimy?- Shintarou poprawił swoje okulary i skierował snop światła latarki, którą zapalił, na drzwi do fabryki.
Seijuurou skinął bez słowa głową, włączając drugą latarkę. Śmiałym krokiem ruszył ku drzwiom, bacznie przyglądając się otoczeniu. Nawet jeżeli było ciemno, to wciąż był w stanie dostrzec co znajduje się za oknami – szukał głównie poruszenia, podejrzanego cienia lub chwilowego błysku.
Nie dostrzegł jednak nic. A więc prawdopodobnie nie byli nawet obserwowani.
Jeszcze.
Drzwi zazgrzytały głośno i jęknęły przeciągle, kiedy Midorima otworzył je i wraz z pozostałą dwójką mężczyzn wszedł do środka. Przesuwali snopy światła swoich latarek po ogromnej hali produkcyjnej, wypełnionej w większości rozebranymi już maszynami.
Postąpili kilka kroków naprzód, kiedy nagle usłyszeli stłumione jęknięcie.
– Tetsuya?- rzucił Akashi. Jego głos poniósł się cichym, ledwie słyszalnym echem po pomieszczeniu.
W odpowiedzi do ich uszu dotarł kolejny przytłumiony jęk. Seijuurou zacisnął usta, ruszając pospiesznie przed siebie, przeczesując teren. Midorima chwycił Takao za dłoń, a następnie ruszył czerwonowłosym przyjacielem.
Kiedy Akashi skręcił za róg, dostrzegł w świetle księżycowej łuny wpadającej do pomieszczenia przez okna, klęczącego pośrodku Kuroko. Na jego widok, związanego sznurem i zakneblowanego, Seijuurou puścił się biegiem w jego stronę. Upadł przed nim na kolana, wpatrując się w niego z niepokojem i gorączkowymi ruchami pozbywając się liny z jego nadgarstków i kostek u nóg.
– Kochanie, tak bardzo cię przepraszam – wyszeptał drżąco.- Tak mi przykro za to, co cię spotkało. Przysięgam, że wszystkich ich pozabijam...
– Uciekaj – szepnął Tetsuya ze łzami w oczach, kiedy tylko Seijuurou delikatnym ruchem oderwał taśmę z jego ust.- Proszę, Akashi-kun, uciekaj...
– Tylko z tobą, Tetsuya – odparł Seijuurou, całując jego usta.- Już jesteś bezpieczny, kochanie, już jestem przy tobie, zaraz wrócimy do domu i...
– Zostaw go – rozległ się nagle niski, groźny pomruk.
Twarz Akashiego natychmiast się zmieniła, jego oczy zabłysły wściekłością, kiedy uniósł wzrok i, zaciskając usta, wbił lodowate spojrzenie w mężczyznę, który wyszedł zza maszyny kilka kroków przed nimi, celując w nich swoją bronią. Midorima, który dołączył chwilę później, pospiesznie uniósł własny pistolet, skupiając się na ich wrogu.
– Nawet nie próbuj – wycedził mężczyzna naprzeciwko, zwracając się do zielonowłosego.- Zanim oddasz strzał, ja zabiję twojego ukochanego Akashiego. A wierz mi, zrobię to z pierdoloną przyjemnością.
– Aomine-kun, nie rób tego!- krzyknął słabo Kuroko, próbując zasłonić Seijuurou własnym ciałem.
– Ty to zrobiłeś?- wycedził Akashi, patrząc na ciemnoskórego z czystą nienawiścią.- Ty przywiozłeś tutaj i związałeś Tetsuyę?
– Nie chciałem!- wykrzyknął ze złością Daiki.- To on kazał mi to zrobić! Posłuchałem go tylko dlatego, że obiecał nie robić Tetsu krzywdy!
– O kim mówisz?- warknął Akashi.- Gdzie on jest? Niech przyjdzie tutaj i pokaże swoją plugawą mordę!
Gdy tylko Seijuurou skończył wypowiadać te słowa, po całej hali rozległ się głośny, wesoły śmiech. Takao rozejrzał się z niepokojem wokół, próbując znaleźć źródło tego dźwięku. Nie trwał on długo, zaledwie kilka sekund, jednak wzbudził niepokój we wszystkich.
Kiedy śmiech ustał, jego miejsce zastąpił odgłos kroków. Ciche stukanie po betonowej podłodze, rozchodzące się po pomieszczeniu, sprawiało wrażenie lekkiego, powolnego i jakby obojętnego, nieustraszonego. Jakby ten, który chwilę później stanął w świetle księżycowej łuny, był już pewien własnego zwycięstwa.
– To chyba o mnie chodzi – powiedział, uśmiechając się do Akashiego sympatycznie.- Dawno się nie widzieliśmy, Sei-chan!
___________
* CSCC – Colt Special Combat Classic *-* Taki fajny pistolecik *-* xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top