Rozdział 58


Kuroko nie potrafił powstrzymać uśmiechu, kiedy zakończył już rozmowę z Akashim. Odłożył komórkę na stolik w salonie i wspiął się po schodach na górę, do sypialni, by pościelić sobie łóżko. Zdążył się już wykąpać i miał zamiar położyć się spać, kiedy w jego mieszkaniu nieoczekiwanie rozbrzmiał dźwięk dzwonka.

Kiyoshi wyszedł jakieś dwadzieścia minut wcześniej, Tetsuya wątpił więc, by to on zawrócił się do niego. Chyba, że ten wielki niezdara się zgubił...

Błękitnowłosy uśmiechnął się ponownie, tym razem do swoich myśli. Do Teppeia byłoby to podobne, nawet jeśli dokładnie wytłumaczył mu jak dostać się na autobus, który zawiezie go do centrum Tokio, gdzie mieścił się hotel, w którym Kiyoshi oraz jego chłopak zatrzymali się na kilka dni.

Zbiegł lekko po schodach, wzdychając cicho, zapalił światło w kuchni i, przecierając dłonią twarz, otworzył drzwi.

Widok stojącego za progiem mężczyzny przeraził go.

– Oh, Boże!- jęknął Kuroko, zasłaniając usta dłonią i cofając się pospiesznie kilka kroków, dopóki nie uderzył plecami o kuchenne szafki.- Nie... Błagam, tylko nie ty... Co tu robisz? Jak mnie znalazłeś?!

– Cześć, Tetsu.- Wysoki, ciemnoskóry mężczyzna przekroczył próg mieszkania i zamknął za sobą drzwi.- Strasznie się za tobą stęskniłem, skarbie! Chodź, przytul mnie...

– Nie... nie zbliżaj się do mnie!- wyjąkał Tetsuya, mijając go i cofając się do salonu.- Wyjdź stąd! Proszę cię, Aomine-kun, wyjdź stąd i daj mi święty spokój...!

– Spokojnie, nie denerwuj się.- Mężczyzna zdjął z siebie kurtkę oraz czapkę, wszedł za Kuroko do salonu i odłożył je na kanapę. Westchnął cicho, z ciekawością rozglądając się wokół.- Ładnie się urządziłeś, maleństwo.

– Co ty tutaj robisz, Aomine-kun?- zapytał cicho Kuroko. Musiał opierać się plecami o ścianę, by nie upaść. Jego ciało dygotało nieznacznie, czuł się słabo, miał wrażenie, że lada moment zemdleje z nerwów.

Aomine nic się nie zmienił. Patrząc na niego, Tetsuya widział dokładnie tego samego mężczyznę, przed którym uciekł niecały rok wcześniej. Wysoki, przystojny, wysportowany, o skórze kolorem przypominającej mleczną czekoladę. Krótkie, granatowe włosy oraz równie niebieskie oczy, w które kiedyś spoglądał z miłością i oddaniem.

Kiedyś...

– Dowiedziałem się, że jesteś w Tokio – powiedział Daiki.- Natychmiast przyjechałem. Niestety nie mogłem od razu się pojawić, czego cholernie żałuję, ale wierz mi, maleństwo, cały czas byłem przy tobie, byłem twoim Aniołem Stróżem.

– O czym ty mówisz...?- wyszeptał Kuroko, ledwie powstrzymując łzy.

Aomine spojrzał na niego łagodnie, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Przez długą chwilę po prostu na niego patrzył w milczeniu, aż w końcu uśmiechnął się do niego niemal czule i zapytał:

– Zrobisz mi kawy, kotuś? W końcu jesteś już baristą, masz na to papierek, a ja jeszcze nie spróbowałem twojego dzieła! Dasz radę zrobić rysunek w piance? Chcę serduszko, albo ciebie.

– Od jak dawna jesteś w Tokio?- zapytał słabo Tetsuya.

Kiedy spojrzenie Daikiego stało się chłodniejsze, Kuroko przycisnął się do ściany.

– Dwie łyżeczki cukru, maleństwo – powiedział Aomine.- Nie zapomniałeś, prawda?

Usta Tetsuyi drżały nieznacznie, gdy błękitnowłosy bez słowa pokręcił przecząco głową. Zmusił się do tego, by oderwać się od ściany i przejść do kuchni możliwie jak najszybciej. Przelotnie zerknął na drzwi prowadzące na klatkę schodową, jednak okazało się, że Aomine zdążył zaryglować je łańcuchem.

Gdyby Kuroko próbował uciec, bez problemu by go dopadł.

– Ładna ta kawalerka – powiedział Daiki, przechadzając się po salonie i rozglądając wokół. Podszedł do biurka i przesunął palcem po grzbietach stojących na regale książek.- A gdzie jest łóżko?

– Na górze – odparł cicho Kuroko, drżącą dłonią sięgając po filiżankę i nasypując do niej odmierzoną ilość kawy.

– Przyda nam się – zaśmiał się Aomine, podchodząc do niego. Otworzył lodówkę i przejrzał jej zawartość, po chwili wyciągając z niej salaterkę z sałatką.- Mmm! To ta z kukurydzą?

– Tak...

– Super! Mogę ją zjeść, maleństwo?

Tetsuya bez słowa otworzył szufladkę, w której trzymał pałeczki oraz sztućce. Aomine wyjął z niej jedną parę po czym, oparłszy się o blat szafki, zaczął ze smakiem zjadać przysmak.

– Moja ulubiona – westchnął z rozkoszą.- W twoim wykonaniu to prawdziwa bomba. Kurwa, od miesięcy jej nie jadłem...

Kuroko przełknął ciężko ślinę, zalewając kawę wrzątkiem. Wyjął z lodówki mleko, dodał go odrobinę do napoju, po czym wrzucił do niego dwie kostki cukru.

– A pianka?- Daiki zdążył już opróżnić salaterkę. Wytarł wargi wierzchem dłoni.

– Nie mam odpowiedniego sprzętu – wymamrotał Kuroko.

– Nic nie szkodzi.- Aomine uniósł filiżankę do ust, podmuchał chwilę na gorącą kawę, a następnie upił jej łyk.- Och... pyszna – stwierdził z zachwytem, patrząc na Tetsuyę. Nachylił się nad nim, cmokając go lekko w policzek.- Mimo wszystko ten Kise wykonał kawał dobrej roboty, skoro cię tak wyszkolił! Choć ja tam od początku uważałem cię za mistrza.

Kuroko pospiesznie zakrył usta, by stłumić jęk, który wyrwał mu się z gardła. Zacisnął mocno powieki, próbując nie dopuścić do siebie nawracających wspomnień, próbując nie przypominać sobie o tym, w jaki sposób zginął jego mentor.

Nie chciał wiedzieć. Nie chciał pytać.

Ale czuł, że musi to zrobić.

– Czy ty...?- wyszeptał.

– Strasznie za tobą tęskniłem – westchnął Aomine, odkładając filiżankę i przesuwając się do Kuroko. Ujął jego dłonie w swoje, ścisnął je delikatnie, a potem uniósł do ust i pocałował czule. Jedną z nich potarł swój policzek, wciąż jeszcze zimny od panującego na zewnątrz mrozu.- Nie masz pojęcia, jakie to było dla mnie bolesne, gdy musiałem się ukrywać, bez możliwości spotkania się z tobą.

– Aomine-kun...

– Och, wiesz co ci powiem?- zapytał Daiki, obejmując błękitnowłosego w talii.- Właściciel tego bloku to straszny skąpiec. Jak mu tam? Nijimura? Na początku za wynajem mieszkania chciał całkiem przyzwoitą sumkę. Ale gdy dowiedziałem się, że zainteresowałeś się tutaj kawalerką i powiedziałem mu, że chcę tu szybko zamieszkać, podbił czynsz o prawie trzydzieści tysięcy jenów!

– Co?- Kuroko spojrzał na niego, nie rozumiejąc.- Ty... mieszkasz tu?

– Tak, wczoraj się wprowadziłem.- Aomine przeczesał dłonią jego włosy.- To dla mnie remontował to mieszkanie na ostatnim piętrze. Są tam ładne widoki, spodoba ci się, kiedy już się tam przeniesiesz.

– O czym ty...? Ja nie chcę...

– A tak w ogóle, o co chodzi temu Akashiemu, co?- Daiki pogłaskał policzek Kuroko.

– Zostaw go w spokoju!- powiedział natychmiast Tetsuya, wbijając w niego przerażone spojrzenie.- Proszę cię, Aomine-kun, zostaw Akashiego-kun w spokoju!

– Wie, że jesteśmy razem?- wymruczał Daiki, nachylając się nad błękitnowłosym i całując najpierw jego czoło, a następnie policzek.

– Wie – załkał Kuroko, pospiesznie zakrywając usta dłonią.

– Oj, skarbie – westchnął Daiki, przytulając go do siebie.- Nie płacz, maleństwo. Co się stało?

– Ty zrobiłeś te straszne rzeczy Kise-kun?- wyszeptał Tetsuya.

– Drań dostał to, na co zasłużył.- Aomine odsunął się nieznacznie, ocierając kciukiem łzy Kuroko.- Nikt nie będzie dotykał mojego maleństwa.

– Jak mogłeś... on nie zrobił nic złego!- Kuroko ukrył twarz w dłoniach, czując, że opuszczają go wszelkie siły.- To ja... go uwiodłem!

– Kotku, on cię zgwałcił – mruknął Daiki, odsuwając jego dłonie i kładąc na ich miejsce swoje własne. Zmusił Tetsuyę, by ten spojrzał mu w oczy.- Ale więcej tego nie zrobi, zadbałem o to. Niestety, za późno dowiedziałem się o Gencie, ale zapewniam cię, że gdybym przybył do Tokio wcześniej, sprzątnąłbym go jako pierwszy.

– Skąd wiesz o Gencie?- Kuroko zamrugał, patrząc na niego czujnie.- I kto ci powiedział, że jestem w Tokio?

– Tak swoją drogą, to nawet sprytnie to przemyślałeś – powiedział z uśmiechem Daiki.- Że też sam nie wpadłem na to, żeby szukać moje maleństwo w samej stolicy.

– Kto ci powiedział, Aomine-kun?- wyszeptał Tetsuya ze łzami w oczach.- W jaki sposób mnie znalazłeś...? Co jeszcze złego zro...- Kuroko urwał, nagle zdając sobie z czegoś sprawę. Przełknął nerwowo ślinę, przyglądając się twarzy Daikiego.- To ty... Ty byłeś z nami w górach... to ty obserwowałeś nas w lesie...

– Tak, kotku, byłem wtedy przy tobie – odparł Aomine, przytulając go i całując jego drżące usta.- Już wtedy chciałem się ujawnić, ale nie mogłem. Przepraszam...

– Więc to ty mnie cały czas obserwowałeś...- wyszeptał Tetsuya, czując, że kawałki tej chorej układanki w końcu powoli składają się w całość.- Byłeś ze mną w górach... i na pogrzebie Himuro-san... To ty donosiłeś na mnie Mayuzumiemu-kun...

– Czekaj, Tetsu – warknął Aomine, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami.- Co niby miałbym donosić temu dupkowi? Bo rozumiem, że masz na myśli tego, którego zabiłem w uliczce, gdy próbował cię zgwałcić?

– On ży...- Kuroko urwał pospiesznie, jednak było za późno. Do Daikiego dotarła wiadomość, jego twarz stężała momentalnie, a usta zacisnęły się w cienką linię.

– Ten skurwiel żyje – wycedził.- Sądziłem, że trafiłem w serce. Kurwa!- Daiki odsunął się od Tetsuyi, przeczesując dłońmi włosy.- Wyszedłem z wprawy, jeśli chodzi o strzelanie... Co prawda stał bokiem, więc miałem chujową pozycję, ale wydawało mi się, że dobrze wycelowałem... Kurwa!- powtórzył ze złością.- W którym leży szpitalu?

Tetsuya sapnął cicho, zasłonił usta dłonią i pokręcił tylko głową. Aomine patrzył na niego gniewnie, wyraźnie zniecierpliwiony, czekając na odpowiedź. Wydawało się, jakby miał zamiar podejść do Kuroko i uderzyć go, jednak mężczyzna nieoczekiwanie westchnął, łagodniejąc. Zbliżył się do błękitnowłosego i znów przytulił go do siebie, cmokając delikatnie w skroń.

– Później się tym zajmę – mruknął.- Obiecuję ci, maleństwo. Ten sukinsyn skończy gorzej niż Kise.

– Proszę, nie...- jęknął Kuroko.- Nie rób tego... Nie rób już nikomu krzywdy... Aomine-kun, błagam...

– Hej, maleństwo...- Daiki spojrzał na niego czule, znów całując jego usta.- Nie płacz, kochanie. Teraz jestem przy tobie, już nic ci nie grozi. Dla ciebie zabiję każdego, kto spróbuje cię skrzywdzić, tak? Spójrz na mnie, kotku.- Aomine znów go pocałował, wsuwając język między jego drżące wargi.- Chodź do łóżka. Nie masz pojęcia jak długo czekałem na ten moment.

Tetsuya pokręcił bezsilnie głową. Nogi trzęsły mu się bardziej niż reszta ciała, nie był w stanie postąpić choćby kroku – trzymał się w pionie tylko dzięki Aomine. Ciemnoskóry zaś najwyraźniej zrozumiał, że Kuroko nie może się ruszyć, dlatego też chwycił go ostrożnie w pasie i uniósł na rękach.

– Wszystko będzie dobrze – wyszeptał, idąc z nim na górę, do części sypialnej.- Już tu jestem, Tetsu. Nigdzie nie idę, już nigdy cię nie zostawię, nie pozwolę ci odejść. Obiecałem ci, że zawsze będziemy razem, pamiętasz?- Aomine ułożył go ostrożnie na łóżku. Kiedy Kuroko wcisnął twarz w poduszkę, łkając, Daiki ściągnął z siebie koszulkę, po czym położył się tuż obok niego, obejmując go czule rumieniem.- Jestem tu, maleństwo. Bardzo cię kocham, słyszysz? Jesteś już bezpieczny. Nie pozwolę, by Akashi cię skrzywdził. Nigdy.

***

Kuroko miał wrażenie, iż cała wieczność upłynęła do momentu, kiedy Aomine, sądząc, że Tetsuya zasnął, odsunął się od niego powoli i wstał ostrożnie z łóżka. Błękitnowłosy, starając się oddychać spokojnie i miarowo, uważnie nasłuchiwał kroków Daikiego, kiedy ten schodził na dół. Słyszał cichy brzęk naczyń, a potem odgłos otwieranych drzwi oraz napuszczanej do wanny wody.

Tetsuya otworzył oczy. Bardzo powoli przysunął się na skraj łóżka, by następnie zsunąć się z niego i niemal na czworakach zakraść się do schodów. Przycupnął na najwyższym stopniu, z bijącym mocno sercem czekając, aż jego były chłopak rozbierze się i wejdzie do wanny.

To będzie jego jedyna szansa.

Kiedy do jego uszu dotarł odgłos rozsuwanego rozporka, Kuroko począł powoli schodzić na dół. Zasłonił usta dłonią w obawie, że Aomine usłyszy jego oddech, ostrożnie wyglądał zza balustrady, dopóki nie zobaczył uchylonych na centymetr drzwi od łazienki. Sądząc po brzmieniu wody, Daiki musiał wejść do wanny.

Kuroko pospiesznie przetarł oczy dłońmi, by pozbyć się łez. Nie mógł pociągnąć nawet nosem w obawie, że zostanie odkryty. Nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Aomine będzie gotowy wybiec za nim nawet zupełnie nago.

Dotarł do najniższego stopnia, wyprostował się powoli. Postąpił ostrożny krok w stronę kuchni, starając się trzymać cienistych miejsc. Światło docierało jedynie z kuchni oraz łazienki, ale kiedy dotrze do drzwi wyjściowych, będzie na widoku. W zależności od tego z której strony Aomine położył się w wannie, może albo w ogóle nie zauważyć Kuroko, albo natychmiast dostrzec go przez uchylone drzwi łazienki.

Tetsuya nie miał czasu na zabranie kurki czy choćby telefonu. Wszedł już do kuchni, stał niemal naprzeciwko wyjścia z mieszkania. To była właśnie najgorsza część.

Powoli zbliżył się do drzwi, patrząc jednak na te od łazienki. Przez szparę między nimi a framugą mógł dostrzec wannę, jednak wciąż nie widział znajomej ciemnej skóry Aomine. Zanurzył się cały? Czy może tak naprawdę jeszcze nie wszedł do wanny?

Kuroko wstrzymał powietrze, kiedy dotarł do drzwi i wciąż nie widział głowy Daikiego. Uniósł drżącą dłoń do łańcucha i zaczął powoli wysuwać go z niewielkiego haka w ścianie. Równie powolnym gestem opuścił go na dół, by nie zadźwięczał, a następnie zamknął oczy i ostrożnie nacisnął klamkę.

Jego przypuszczenia się sprawdziły. Daiki zasunął jedynie łańcuch, nie zamknął drzwi na klucz.

Tetsuya mógł wyjść.

Spoglądając nerwowo na łazienkę, uchylił drzwi wyjściowe i powoli, z szalejącym w piersi sercem, wysunął się na klatkę schodową. Zamknął za sobą drzwi, cicho, spokojnie, a potem chwycił się poręczy i, nie zapaliwszy światła, zaczął schodzić na dół.

Powoli, spokojnie.

A kiedy był zszedł dwa piętra niżej, ruszył dalej niemal biegiem.

Wypadł jak oszalały z bloku, dysząc ciężko i nerwowo spoglądając na okno swojej kawalerki. Nie widział przez nie żadnego poruszenia ani migotania światła, więc Aomine prawdopodobnie nie zorientował się jeszcze o jego ucieczce. Tetsuya jednak nie miał zamiaru czekać, aż to się stanie – ruszył biegiem w kierunku pasów, by przebiec na drugą stronę ulicy.

Zamierzał pobiec do apartamentu Akashiego, ponieważ to właśnie do niego miał najbliżej. Nawet jeśli Daiki poznał już adres czerwonowłosego, to i tak nie miał możliwości się tam dostać. Dla Tetsuyi była to jedyna bezpieczna kryjówka.

Dotarcie na miejsce zajęło mu niecałe piętnaście minut. Był spocony, zmęczony i przerażony, a jedyne, za co dziękował teraz bogom to to, że nie było śniegu. Noc była mroźna, ale przynajmniej nie spowalniały go puchowe zaspy śniegu oraz śliski lód na chodniku.

Dopadł bramy apartamentowca, wpisał pospiesznie kod i pchnął uliczkę, kiedy ta zabrzęczała. Zatrzasnął ją za sobą i ruszył do budynku, gdzie wpisał kolejny szyfr. Nigdy wcześniej nie był tak bardzo wdzięczny swojemu chłopakowi za to, że ten zmusił go do zapamiętania ich obu.

Uspokoił się dopiero w windzie. Nieznacznie, bo wciąż był roztrzęsiony i przerażony powrotem byłego chłopaka, od którego uciekł niecały rok wcześniej. Kuroko oparł się ciężko o ścianę windy, zsunął się na podłogę i, starając się uspokoić świszczący od zimna oddech, wpatrywał się w przesuwające się w okienku cyfry, dopóki te nie wskazały osiemnastki.

Wysiadł na piętrze i zapalił światło. Poczłapał do drzwi mieszkania Seijuurou, po czym nacisnął dzwonek. Raz. Drugi. Trzeci.

Było późno i Akashi mógł już spać, ale mimo wszystko powinien słyszeć dzwonek. Dlaczego nie otwierał? Czyżby go nie było? W takim razie gdzie przebywał o tej porze?

Kuroko z westchnieniem sięgnął do kieszeni spodni, by wyjąć z nich komórkę, dopiero wówczas przypominając sobie, że nie zabrał jej z kawalerki. Zaklął cicho pod nosem, ponownie przyciskając dzwonek do drzwi.

Nadal nic.

Zacisnął usta, rozglądając się wokół. Nie miał pojęcia co zrobić. Skoro Akashiego nie było, pozostawał zupełnie bezradny. Nie miał dokąd pójść. Nie mógł poprosić o pomoc Ogiwary, Kiyoshi był przecież w hotelu, a prócz nich jedynym w miarę bliskim przyjacielem Kuroko był Takao, którego z całą pewnością nie będzie w domu, ponieważ...

Będzie u Midorimy.

Kiedy Tetsuya przypomniał sobie, że przecież zielonowłosy tego wieczora przyjechał do Yokozuny, by odebrać Kazunariego, w jego sercu zakiełkowała niewielka nadzieja. Oczywiście, nie miał gwarancji, że są w mieszkaniu Shintarou, zresztą, nawet jeśli, to na pewno nie zajmowali się spaniem i zapewne przerwie im w bardzo intymnym momencie...

Ale nie miał innego wyjścia. Musiał skontaktować się z Akashim, ostrzec go przed niebezpieczeństwem i...

Po prostu go zobaczyć.

Kuroko zagryzł mocno wargi, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. Chciał zobaczyć Seijuurou, jego łagodną twarz, jego dwukolorowe oczy i czerwone włosy. Pragnął dotknąć ich, przeczesać dłonią, przytulić się w znane mu, ciepłe ciało, które tak wiele razy zapewniało mu bezpieczeństwo i przynosiło ukojenie po nieprzespanych nocach.

Po prostu pragnął bliskości tego, którego kochał.

Potrzebował go.

Jak jeszcze nigdy wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top