Rozdział 57

Dźwięk telefonu powstrzymał Akashiego przed wbiciem igły.

Seijuurou spojrzał na milczącego wciąż Kiyoshiego, który ze łzami w oczach wpatrywał się w sufit. Westchnął cicho, odkładając strzykawkę i sięgając do kieszeni po komórkę. Ledwie zerknął na początek wyświetlonego numeru, natychmiast chwycił za kłębek materiału, który następnie wcisnął do ust Teppeia.

– Nie każ mi rozbijać ci na głowie kolejnej butelki – mruknął do niego, po czym przesunął zieloną słuchawkę na ekranie komórki, nie spuszczając Kiyoshiego z oczu.- Halo?

– Nie śpisz – usłyszał westchnienie tuż po krótkiej chwili milczenia.

– Praca mi na to nie pozwala – odparł spokojnie.- A może mnie obudziłeś? Tylko ty potrafisz dzwonić do mnie o tak późnej porze.

– Przepraszam.- Kuroko znów westchnął głośno.- Nie mogłem się powstrzymać, ciągle o tobie myślałem.

– Miło mi to słyszeć – powiedział Seijuurou, przesuwając palcem po stole z narzędziami.- Choć to dość zaskakujące, skoro wolałeś spędzić czas z Kiyoshim, a nie ze mną.

– Czyli nadal jesteś zły – mruknął Tetsuya.- Chciałem cię przeprosić za moje dzisiejsze zachowanie w restauracji. To nie tak, że wolałem spędzić czas z Kiyoshim-kun, po prostu wkrótce wyjeżdża do Hiszpanii i znów długo go nie zobaczę.

– No tak, będziesz za nim tęsknił.- Akashi oparł się biodrem o stół, na którym leżał Teppei. Spojrzał zimno w jego oczy, uśmiechając się niemal szyderczo.

– Może trochę – przyznał Kuroko.- Bardzo jesteś zły?

– To zależy.

– Od czego?- W głosie Tetsuyi wyczuć można było uśmiech.

– Od tego, co masz zamiar zaproponować mi w ramach rekompensaty.

Kuroko zaśmiał się cicho.

– Przejrzałeś mnie – powiedział.- W przyszłym tygodniu mam wolną środę. Dasz radę uciec wówczas od pracy i spędzić ze mną cały dzień? Zapraszam cię do kina, potem na kolację, wspólną kąpiel i całą noc razem, nieważne gdzie.

– Brzmi kusząco – westchnął Akashi, przymykając oczy.- Porozmawiam jutro z moją sekretarką i postaram się przełożyć wszystkie spotkania. Nie jest ich wiele – dodał pospiesznie, przeczuwając, iż jego chłopak spróbuje się grzecznie wycofać, by ten nie musiał zaniedbywać swych obowiązków wobec firmy.- Tymczasem liczę na to, że zobaczymy się jutro wieczorem. Bo chyba nie myślisz, że będę cierpliwie czekał cały tydzień.

– Zwykłem nie myśleć o rzeczach niemożliwych.

– Skromniś – zaśmiał się cicho Seijuurou.

– Kocham cię, Akashi-kun.

– Ja ciebie też, Tetsuya. I nie gniewam się. Teraz będę miał cię tylko dla siebie.

– I vice versa – powiedział Kuroko.- Wybacz, jeśli przerwałem ci w czymś ważnym. Do zobaczenia jutro. Dobranoc.

– Dobranoc, kochanie.

Seijuurou rozłączył się, odłożył komórkę na stolik, po czym uśmiechnął się przepraszająco do Kiyoshiego, jednocześnie wyjmując z jego ust kłębek materiału.

– Wybacz, proszę – powiedział.- Odkąd Tetsuya został zaatakowany, pilnuję się by odbierać każdy jego telefon.

– Potwór – westchnął ochryple Teppei, pociągając nosem.- Jego też masz zamiar zabić?

– Nonsens.- Czerwonowłosy wywrócił oczami.- Dlaczego miałbym zabijać miłość mojego życia? Tetsuya jest dla mnie najważniejszy. Gdyby tak nie było, nie zabijałbym ani ciebie, ani Genty. Nie lubię zabijać mężczyzn. Lecz, przyznam szczerze, mam paru kolejnych na swojej liście.

– Tak bardzo żal mi Tetsuyi...- wyszeptał Kiyoshi.- Związał się z mordercą i psychopatą. Biedak, nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego życie znów zamieni się w Piekło.

– Zapewniam cię, że ze mną jego życie będzie Niebem – wycedził Seijuurou.- Poza tym, jestem dżentelmenem, a nie psychopatą. Nasz światopogląd się różni, ale to wcale nie czyni mnie „nienormalnym". Nienormalni są tylko ci, którzy na siłę próbują być tymi, którymi nie są. Ukrywają swoje żądze i pragnienia tylko dlatego, że inni uważają to za coś niemoralnego. Powstrzymują się od bycia sobą, by mieć tak zwanych przyjaciół, by czuć się akceptowanymi. Tworzą fałszywy świat, który na każdym kroku wyniszcza ich od środka. To dlatego ludzie są tacy słabi. To dlatego nie potrafią się odpowiednio bronić.

– Próbujesz się usprawiedliwić?- zapytał szeptem Kiyoshi.- Wytłumaczyć się z tego, jakim jesteś potworem?

– Potworem?- Seijuurou uniósł lekko brew, sięgając po nóż. Zważył go w dłoni, przyglądając się ostrzu.- Powiedz mi, Kiyoshi, jak wiele zrobiłeś dla Tetsuyi, odkąd się poznaliście? Czyli od dziecka, jak mi wiadomo. Bo ja, gdy go poznałem, zacząłem robić dla niego naprawdę wiele.- Akashi machnął nożem, odcinając nim trzy palce lewej ręki Kiyoshiego. Mężczyzna wrzasnął głośno, szarpiąc się na stole.- Zabiłem Gentę, aby Tetsuya nie musiał się więcej puszczać!- krzyknął Seijuurou, by przebić się przez ogłuszające krzyki Kiyoshiego.- Załatwiłem mu kurs baristy, żeby mógł stać się kimś więcej, niż drugorzędnym kelnerem! Ocaliłem mu życie, kiedy go napadnięto, dałem niemal pół miliona jenów na wynajęcie kawalerki i zabrałem na urlop, żeby mógł zapomnieć o wszystkich okropnościach, jakie go spotkały! Odkąd tylko go poznałem, robię wszystko, by go uszczęśliwić! Gdzie byłeś, kiedy Genta go gwałcił? Gdzie byłeś, kiedy Tetsuya został dźgnięty w brzuch? Gdzie byłeś ty, jego rzekomo najlepszy przyjaciel, kiedy Tetsuya tak bardzo cię potrzebował?- Akashi nachylił się nad jego uchem, jednocześnie dłonią zatykając mu usta.- Pamiętasz?- syknął.- W Hiszpanii. Pieprzyłeś się ze swoim chłopakiem, kiedy Tetsuya cierpiał. Ja zaś robiłem wszystko, co potrafiłem, by nigdy więcej nie zobaczyć jego nieszczęśliwej miny. Więc nie mów mi o byciu potworem, bo jeżeli w tym magazynie jest jakiś potwór, to możesz nim być tylko ty.

Seijuurou wyprostował się, patrząc z wyższością na Kiyoshiego. Kłębkiem materiałów otarł krew z noża, by następnie odłożyć go i chwycić za strzykawkę.

– Więc obwiniasz mnie za to, że nie zawsze byłem przy jego boku – wychrypiał Teppei.- Rozumiem. W twoim mniemaniu zapewne zasługuję na śmierć. Ale co z innymi? Bo nie uwierzę w to, że jestem pierwszą osobą, którą chcesz pokroić na tym stole.

– Och, zdecydowanie nie – odparł Seijuurou, kręcąc głową.- Przestałem już liczyć, ale na tym stole przewinęło się wiele osób. Nie tylko na stole, zresztą, to nie jest moja jedyna kryjówka.

– Więc jesteś seryjnym mordercą – wyszeptał Kiyoshi.- Och, bogowie, biedny Tetsuya... Jeszcze nigdy nie miał takiego pecha...- Teppei nagle sapnął głośno, jakby z niedowierzaniem.- W samochodzie, kiedy mówiłem ci, że Tetsu ma bolesną przeszłość, zapytałeś mnie, czy „lubi torturować i mordować ludzi"... Teraz rozumiem, że mówiłeś o sobie... Prawda?

– Wiesz, Teppei – zaczął spokojnie Akashi, przygotowując strzykawkę.- Dwanaście lat temu, w prywatnym mieszkaniu w Kioto, pewien młody, trzynastoletni chłopak znalazł w salonie zwłoki kobiety. Z początku jej nie rozpoznał, nie tylko dlatego, że podziurawiono jej twarz, ale też dlatego, że był zbyt oszołomiony makabrycznym odkryciem.- Seijuurou sięgnął po wacik i wytarł nim zgięcie w łokciu Kiyoshiego.- Dopiero, kiedy chłopak przyjrzał się jej włosom, zrozumiał, kogo tak naprawdę widzi. Można by stwierdzić, że jej włosy były skąpane we krwi, ale nie... To był jej naturalny kolor.- Akashi uniósł wzrok, patrząc prosto w oczy Teppeia. Uśmiechnął się do niego lekko.- Koroner, który przyjechał jakiś czas później, stwierdził, że ów kobietę zadźgano, wbijając w nią nożyczki sześćdziesiąt cztery razy. To mnie trochę zdziwiło...- mruknął Akashi, marszcząc lekko brwi.- Bo przecież wbiłem je dziewięćdziesiąt pięć razy.

– Uuugh!- Kiyoshi jęknął przeciągle, zamykając oczy.- „Zabił własną matkę"...

– Szybko kojarzysz fakty.- Seijuurou uśmiechnął się, patrząc na niego z uznaniem.- Tak, zabiłem tę dziwkę. Znalezienie jej było nie lada kłopotem, bo byłem bardzo młody i miałem wiele ograniczeń. Widzisz, moja matka mnie zostawiła. Kiedy ojciec popadł w pracoholizm i przestał pojawiać się regularnie w domu, zaczęła czuć się bardzo samotna. Nie miał jej kto zapchać dziury, jak to niesmacznie mawiała mojej świętej pamięci babka, którą, nawiasem mówiąc, też zabiłem. W każdym razie, gdy skończyłem sześć lat, matka zostawiła mnie i ojca. W liście, który pozostawiła na łóżku w ich sypialni napisała, że bardzo nas kocha, ale nie może tak dłużej żyć.- Akashi wbił strzykawkę w żyłę, po czym nacisnął tłok, patrząc jak jego koniec powoli zbliża się do ujścia.- Ojciec nigdy nie widział tego listu. Spaliłem go zaraz po przeczytaniu. Ten stary dureń dopiero po kilku dniach zorientował się, że matka zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się z domu.

– Co mi wstrzyknąłeś?- wychrypiał Kiyoshi.

– Znalazłem ją po siedmiu latach – ciągnął dalej Seijuurou.- Ponownie wyszła za mąż, dawała dupy jakiemuś rudzielcowi i urodziła mu córkę. Moją siostrę. On miał jeszcze syna w moim wieku, z poprzedniego związku. To właśnie on przyłapał mnie na zabiciu matki. Na szczęście był tak zszokowany, że zdążyłem go dopaść. Zakopałem go w ich ogródku. Wtedy jeszcze żył – dodał Akashi z uśmiechem. Westchnął cicho, niemal melancholijnie.- To były czasy. Do dziś pamiętam to wspaniałe uczucie, kiedy raz po raz wbijałem w tę dziwkę nożyczki, kiedy patrzyłem w jej pełne przerażenia oczy i słuchałem charkotu wydobywającego się z jej gardła. Krew była wszędzie, dosłownie. Dokładnie tak, jak byłoby to pokazane na filmie... Dywan przesączony jej krwią, plamy na kanapie, stoliku, nawet na lampie i ścianie...- Seijuurou parsknął głośno śmiechem.- Policja nigdy się nie dowiedziała, co się wydarzyło tamtego dnia! Sądzili, że to ten rudzielec ją zakatował bo, jak się okazało, miał kochankę, do której chciał odejść. Teraz gnije w więzieniu, dostał dożywocie.

– Potwór...

– Pytałeś mnie, co ci wstrzyknąłem – powiedział spokojnie Akashi, poprawiając na sobie sweter.- Słyszałeś kiedyś o talu?- Nie doczekawszy się odpowiedzi, Seijuurou uśmiechnął się pobłażliwie.- No tak, nic dziwnego, że taki mięśniak jak ty ma taki zamknięty umysł. Tal to wyjątkowo mordercza trucizna. Jest bardzo szybko absorbowany przez skórę, płuca i błony śluzowe, dawka śmiertelna wynosi jedynie jeden maleńki gram. Ale ja ci tyle nie wstrzyknąłem, rzecz jasna.- Seijuurou uśmiechnął się do niego sympatycznie.- Rozcieńczyłem go. No, właściwie to nie ja, tylko Shintarou. On się zajmuje truciznami, jest lekarzem. Wszyscy nasi znajomi sądzą, że na lewo zajmuje się jedynie handlem żywymi organami, ale prawda jest taka, że lubi od czasu do czasu posiedzieć w laboratorium i popracować nad truciznami. Wynalazł już kilka takich, których żaden człowiek, ani żadna maszyna nie jest w stanie wykryć. Nad tą z talem pracowałem razem z nim, kiedy przyjechałem do jego laboratorium. Pieprzyliśmy się wtedy na stole, a ponieważ nudziłem się i nie miałem ochoty wracać do domu, zostałem, żeby pomóc mu nad tą trucizną. Lada moment dotrze ona do twoich nerek, żołądka, wątroby, płuc i mózgu. Dotrze praktycznie wszędzie, a to przyniesie za sobą ciekawe zmiany w twoim organizmie. Zaczniesz się trząść, wymiotować krwią, będziesz miał zwidy, ślinotok, gorączkę, biegunkę... ale nie umrzesz. Umrzesz od czegoś zupełnie innego, a mianowicie od... azotu.

Akashi niemal pieszczotliwym gestem położył dłoń na niewielkiej butli stojącej na stole obok. Zagryzł lekko wargę, jakby próbował powstrzymać uśmiech.

– Kiedy zaaplikuje się azot do krwi, przyjmuje on ciśnienie otoczenia, przez co rozpręża się i zaczyna wytwarzać pęcherzyki. Następuje to tak szybko, że nawet sam azot nie nadąża za tym procesem i spienia krew, ta zaś z kolei rozsadza żyły od wewnątrz.- Seijuurou spojrzał na Kiyoshiego z błyskiem w oczach.- Jedno ciche „bum", a twoje żyły eksplodują, wyobrażasz to sobie?

Dziwny ruch Teppeia natychmiast przykuł uwagę Akashiego. Ruch jego gałek ocznych był niemal niezauważalny, jednak Seijuurou zdążył go dostrzec i tylko dzięki temu zdołał uniknąć śmiertelnego ciosu w głowę. Błyskawicznie odwrócił się na pięcie, jednocześnie pospiesznie cofając się kilka kroków.

– Aaagh!- wrzasnął mężczyzna za nim, prostując się szybko i gotując do kolejnego zamachnięcia się siekierą, którą trzymał w dłoniach.

– Ogiwara – wycedził gniewnie Akashi.

– Ty chory, popieprzony dupku!- krzyknął Shigehiro, trzęsącą się dłonią chwytając nóż ze stołu i zaczynając przecinać grube skórzane pasy przytrzymujące Kiyoshiego.- Zabiję cię! Zabiję cię, kurwa! Ty chory sukinsynie!

– Uciekaj, Ogiwara...- wychrypiał Kiyoshi, sam uwalniając się z pozostałych pasów.- Zawiadom policję...i Tetsuyę... ja go zatrzymam...- Nagle Teppei jęknął głośno, wymiotując krwią na stół, na którym chwilę wcześniej leżał.

– Hoo...- Akashi uśmiechnął się drwiąco.- Długo nie pociągniesz w tym stanie. Jak mówiłem, dawka talu cię nie zabije, ale wywoła nieprzyjemne, bolesne zmiany w organizmie. Nie będziesz miał sił nawet podnieść siekiery. Ten bezużyteczny idiota obok ciebie ma obecnie więcej szans na ustanie na nogach. Bo na zabicie mnie z pewnością nie.

– Zabiłeś Chiyo!- wrzasnął Ogiwara, patrząc na niego wielkimi, rozbieganymi oczami.- Zabiłeś moją ukochaną!

– Wierz mi lub nie, ale zrobiłem to zupełnie przypadkowo – mruknął Seijuurou.- Nie wiedziałem, kim jest. Znalazłem ją samą w lesie, więc wykorzystałem okazję i ją tutaj zaciągnąłem. Jej głowa była piękną gwiazdą na bożonarodzeniowej choince.

– Nieee... - jęknął z płaczem Shigehiro, zginając się w pół.- Nieee, nie moja Chiyo! Ty... ty pierdolony... Jak mogłeś...

– A jak ty mogłeś okraść Tetsuyę dla jakiejś głupiej dziwki?- odparował Akashi.

– Tetsuya...- wymamrotał Ogiwara, rozglądając się, jakby w poszukiwaniu błękitnowłosego.- Muszę mu powiedzieć... co zrobiłeś... z kim jest...

– Martwisz się o niego?- warknął Seijuurou.- Teraz? Kiedy Kuroko w końcu jest bezpieczny? Kiedy mam szansę uwolnić go od bolesnych wspomnień i sprawić, by ci, którzy go zranili, nigdy już nie postawili nogi w jego życiu?

– Jesteś mordercą! Zabiłeś Chiyo!

– Zabiłem dziwkę – wycedził Akashi.- Taką samą, jak każda inna. Dziwkę, która zostawiła cię po to, żeby dawać dupy bogatszemu od ciebie. Wszystkim kobietom zależy tylko na pieniądzach i bawieniu się uczuciami mężczyzn. Porzucają nas, mieszają z błotem, odbierają wszystko i twierdzą, że to one są ofiarami.

– Chiyo taka nie była! Kochałem Chiyo, i ona też mnie kochała!

– Brednie!

– Ogiwara, uciekaj!- stęknął Kiyoshi, upadając na podłogę i znów wymiotując krwią.- Musisz... uratować Tetsuyę...

– Nawet o tym nie myśl – ostrzegł do Akashi.- To, że nie mam przy sobie broni, nie znaczy, że możesz mnie pokonać. Twoja siekierka nie robi na mnie żadnego wrażenia, a zwłaszcza cios, który nie tak dawno próbowałeś wyprowadzić. Zabiję cię gołymi rękoma. Ty też jesteś na mojej liście, Ogiwara. Zraniłeś Tetsuyę. Zapłacisz za to.

– Ki... Kiyoshi, możesz się ru-ruszać?- wyjąkał Shigehiro, nie spuszczając oczu z Akashiego.

– Zostaw mnie tu – stęknął Teppei.- Kupię ci... trochę czasu...

Seijuurou prychnął z rozbawieniem na jego słowa, zupełnie się odprężając. Z początku zdenerwował się, zakiełkowała w nim obawa, że to jego koniec. Jednak wyglądało na to, że ten głupiec, Ogiwara, nie wezwał nawet policji. Po prostu zakradł się samotnie do magazynu, przekonany, że poradzi sobie na własną rękę.

Roztrzęsiony Shigehiro z zaburzeniami psychicznymi i otruty rozcieńczonym talem Teppei... Dla Akashiego to była iście dziecinna gierka.

– Nie mogę cię tu zostawić!- jęknął Ogiwara.

– Już za późno... Nie dasz mu rady! U-uciekaj!- Kiyoshi znów jęknął przeciągle, chwytając się za brzuch. Kurczowo przytrzymywał się stołu, gniewnie wpatrując się w Akashiego.- Uciekaj... Ratuj... Tetsuyę...

Akashi uśmiechnął się, tym razem z rozczuleniem. Skrzyżował ręce na piersiach, przyglądając się Ogiwarze, gdy ten powoli cofał się do wyjścia, ściskając w dłoniach swoją siekierę. Nagle ruszył biegiem, w tym samym momencie gdy Kiyoshi z donośnym krzykiem rzucił się na Akashiego. Seijuurou uchylił się przed ciosem, sam wyprowadzając własny i skuteczny, mocno uderzając w brzuch Teppeia. Mężczyzna ze stękiem osunął się na podłogę, Akashi zaś ruszył biegiem za uciekinierem.

Nie mógł uwierzyć w to, jakim głupcem był Ogiwara, kiedy ujrzał go biegnącego ścieżką w kierunku wyjścia z lasu. Odsłonięty, widoczny nawet w tych ciemnościach, był wyjątkowo łatwym celem.

A Seijuurou zawsze szybko biegał.

Ruszył za nim, oddalając się od magazynu. Drogę oświetlał mu jedynie księżyc, jednak Akashi w ciągu ostatnich lat zdążył przyzwyczaić się do otoczenia lasu.

Kiedy zobaczył przewracającego się Shigehiro, parsknął śmiechem, dopadając go niecałe trzy sekundy później.

– Głupia niezdara!- krzyknął z rozbawieniem, obracając go na plecy i uderzając pięścią w twarz. Usiadł mu na biodrach, odsuwając od niego siekierę.- No i co teraz zrobisz, dupku?! Złapałem cię!

– Nieee! Powiem!- jęknął Ogiwara, próbując go uderzyć.- Wszystko powiem Tetsuyi, uratuję go przed tobą!

– Co ty możesz o nim wiedzieć?!- wrzasnął wściekle Akashi, wyprowadzając kolejny cios w twarz.- Wszyscy próbujecie nas rozdzielić! Robię dla Tetsuyi wszystko, oddałem mu całego siebie! Jestem jedynym, który naprawdę go kocha i zabiję wszystkich, którzy mi się sprzeciwią! Jesteście niczym!- Seijuurou chwycił go za kołnierz, szarpnął nim silnie, by następnie przycisnąć go do ziemi.- Nie jesteście warci nawet psiego gówna, potraficie tylko skomleć i błagać o pomoc, odbieracie Tetsuyi jego radość! Ale wiesz co...?- zapytał Akashi, nachylając się nad nim i cedząc ze złością słowa.- Jestem ci wdzięczny, ty nędzna gnido... Dzięki Tobie Tetsuya jest bliżej mnie, on mnie kocha! I wkrótce będę jedynym, którego będzie kochał, zabiję wszystkich, którzy uważają, że cokolwiek dla niego znaczą! Jego rodzice, Kagami, Takao, Momoi... Kiyoshiego już prawie się pozbyłem, a teraz przyszła pora na ciebie...

– Nieee... - jęknął z płaczem Ogiwara.- Nieee, Tetsuya... Tetsuya, uciekaj...

– Zamknij się, ty parszywy skurwysynie!- wrzasnął Akashi, zrywając się na nogi i podnosząc siekierę.- Giń, ty pieprzony dupku! Aaaagh!

Seijuurou zamachnął się, wbijając ostrze siekiery w klatkę piersiową Shigehiro. Mężczyzna wrzasnął, zachłysnął się krwią, zaczął charczeć donośnie, lecz to nie powstrzymało Akashiego przed wyprowadzaniem kolejnych ciosów – nic nie mogło. Czerwonowłosy raz za razem, z krzykiem pełnym wściekłości, uderzał siekierą w tors Ogiwary, w jego twarz, ręce i nogi, dziurawiąc całe jego ciało, rozłupując jego czaszkę i roztrzaskując kości. Robił to tak długo, póki poczuł satysfakcję, póki Shigehiro przestał wydawać z siebie charczące i bulgoczące dźwięki.

Póki na jego ciele nie znalazł miejsca, które nie byłoby skąpane we krwi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top