Rozdział 5
Kolorowe parasolki obijały się o siebie niczym w tańcu głupców, plącząc w nieładzie, ocierając się o siebie i zahaczając co niektóre o subtelne ozdóbki. Czerwone, niebieskie, czarne, a nawet przeźroczyste – wszystkie walczyły z niewinnym deszczem, brnąc do przodu i próbując wyswobodzić się z objęć tłumu.
Kuroko był niepocieszony. Tej nocy nie spał za dobrze, męczony dawnymi koszmarami i bólem lędźwi oraz najwrażliwszych części jego ciała. Na dodatek pogoda była fatalna, jeszcze bardziej psuła jego humor i pogrążała go w rozmyśleniach na tematy, o których wolał nie myśleć.
Fakt, że przez najbliższe dwa dni będzie wolny od swojego szefa, nie był dla niego dużym pocieszeniem. Szef upodobał sobie Tetsuyę nie tylko pod względem seks-zabawki, ale także jako kogoś na wzór wspólnika. Kiedy wyjeżdżał w sprawach biznesowych, albo po prostu nie miał ochoty przychodzić do pracy, pieczę nad wszystkim sprawami pozostawiał właśnie jemu. Kuroko był odpowiedzialny za całą restaurację i personel, rachunki, wynajęcia sali, transakcje z dostawcami.
A jego pensja wciąż była taka, jak dla przeciętnego kelnera.
– Już jesteś?- zdziwił się Kuroko, kiedy skręcił w boczną uliczkę przy restauracji, i dostrzegł przy drzwiach jej zaplecza szefa kuchni, Kagamiego Taigę.
Jeśli chodziło o Szefa, to Tetsuya szczerze go nienawidził, jednak musiał przyznać, że pracowników zatrudniał jak z marzeń. W obecnych czasach ciężko zadbać o dobrą atmosferę w pracy i sympatię kolegów, ale personel restauracji Yokozawa był niemal jak rodzina. Podobnie nieszczęśliwi, z całym asortymentem problemów, niektórzy nawet dzieląc ten sam los zabawek Szefa. Każdy był tutaj inny, a jednocześnie taki sam.
Kagami należał jednak do wyjątkowych "przypadków". Ze swoim wyglądem i gorącym temperamentem znalezienie pracy było dla niego jeszcze trudniejsze niż w przypadku Kuroko. Wysoki na całe sto dziewięćdziesiąt centymetrów, szeroki w ramionach i umięśniony, o dzikim spojrzeniu oraz ciemnoczerwonych włosach z czarnymi końcówkami, idealnie nadawał się na ochroniarza w jednym z licznych tokijskich klubów. Jednak, jak on sam tłumaczył, jego chłopak wymusił na nim obietnicę, że nigdy nim nie zostanie.
Kiedy jego ukochany zachorował na białaczkę, porzucił swoje marzenie zostania strażakiem i natychmiast zaczął szukać pracy. Był gotów chwycić się każdej roboty, nieważne jak ciężkiej czy śmiesznej. Nikt jednak nie chciał go przyjąć, do czasu kiedy otworzono restaurację Yokozawa, a jej właściciel wręcz polubił Taigę.
– Dziś przyjeżdża towar, a wiedziałem, że sam otwierasz restaurację – powiedział Kagami, podnosząc się z kucek.- Pomyślałem, że trochę ci pomogę. Na pewno nie uniesiesz takich ciężkich skrzyń. Yyy, bez urazy – dodał, krzywiąc się lekko.
– Jasne.- Tetsuya uśmiechnął się lekko, sięgając po klucze.- To bardzo miłe z twojej strony, Kagami-kun. Jestem wzruszony.
– Raczej sarkastyczny – burknął czerwonowłosy, przekraczając próg zaplecza zaraz za Kuroko.
– Dostawca do mnie dzwonił i mówił, że będzie za jakieś piętnaście minut – powiedział Tetsuya, kierując się do szatni.- Myślę, że w tym czasie zdążę przygotować salę.
– Jesteś głodny? Mogę coś na szybko przygotować, w końcu przez pierwsze trzy godziny będziemy tylko my dwaj.
– Dwie – poprawił go z uśmiechem Kuroko, otwierając swoją szafkę i wyciągając z niej swój kelnerski strój. Zaczął zdejmować kurtkę.- Szef wczoraj mi powiedział, że Mayuzumi-san wraca z urlopu już dzisiaj.
– „Urlopu"?- Kagami parsknął głośno śmiechem, ściągając spodnie.- Ale pięknie to nazwał.
– Prawda?- Tetsuya odwrócił lekko głowę, nie chcąc nawet przypadkiem zerknąć na jego umięśnione pośladki i sporych rozmiarów wypukłość w bokserkach.- Myślisz, że atmosfera bardzo się zmieni, kiedy wróci do nas Mayuzumi-san?
– Nie wiem.- Kagami wzruszył ramionami, ubierając kucharski fartuch.- Momoi od początku za nim nie przepadała. Teraz pewnie będzie unikać go jak ognia. Nie zdziwię się, jeśli z chęcią da szefowi dupy, byle jej nie wpisywał z nim na zmianę.
– A jakie ty masz o nim zdanie?- zapytał z ciekawości Tetsuya, przewiązując w pasie zapaskę.
– Znam go trochę. Zaczął tu pracować krótko po mnie.- Kagami spojrzał na niego z powagą.- Wiem, że Mayuzumi miał powód, żeby to zrobić.
– Też mi się tak wydaje – mruknął błękitnowłosy, chowając swoje rzeczy do szafki i zamykając ją powoli.- Lubię go. Chociaż jest małomówny i czasem wygląda, jakby na wszystkich patrzył z góry, to jednak uważam, że jest sympatyczny. Nie tak jak ty, oczywiście – dodał pospiesznie.
– Ta, jasne, skończ już z tym dogryzaniem – westchnął ciężko Taiga, ruszając z powrotem do kuchni.- Za karę dostaniesz przesolone śniadanko!- rzucił, będąc już na miejscu.
– Szef kuchni przesolił potrawę? Przez ciebie nasza restauracja straci kilka gwiazdek!- odkrzyknął w odpowiedzi Kuroko. Udając się korytarzem do głównej sali, usłyszał jeszcze cichy śmiech Taigi.
Ponieważ poprzedniego wieczora wraz z Satsuki, Tetsuya posprzątał salę, jedyne co mu teraz pozostało, to zestawić krzesła ze stolików i położyć na nich drobne wazoniki z pojedynczą różyczką. Kiedy się z tym uporał, sprawdził kasę fiskalną i uzupełnił ją rolką paragonu, następnie upewnił się, że Momoi napełniła ekspres ziarnami kawy, a na koniec uruchomił kasę.
– Wszystko gotowe do otwarcia – powiedział Kuroko, wchodząc do kuchni, gdzie Taiga podsmażał właśnie porcję pierożków gyoza.- Ładnie to tak marnować jeden z droższych towarów?
– Gdyby właściciel chociaż trochę interesował się zapasami w kuchni, z pewnością bym je szanował – prychnął Kagami, wyłączając kuchenkę gazową i szykując dwa talerze.- Ten grubas mógłby w końcu znaleźć menadżera, a nie zwalać na mnie obowiązek zamawiania dostawy produktów.
– W dodatku za pensję zwykłego szefa kuchni – dodał z westchnieniem Kuroko, opierając się o wydawkę*.
– Powiedzmy.- Taiga skrzywił się.- Takiego dość słabego.
– A szkoda. Klienci zawsze zachwalają twoje dania.- Kuroko sięgnął po pałeczki i odebrał talerz, który podał mu czerwonowłosy.
– I widzisz, że gówno z tego mam – westchnął Kagami, pakując do ust dwa pierożki naraz.- Raz po raz trafi się jakiś napiwek, który mi przynosicie, ale co dalej? Przydałaby mi się jakaś podwyżka...
– Wspominałeś, że szukasz jeszcze drugiej pracy.- Kuroko spróbował pierożka i westchnął cicho, kiedy ten niemal rozpłynął się w jego ustach. Doskonale doprawiony mięsny farsz był jak lekarstwo na jego nerwy.
– Nawet mi nie wspominaj – mruknął smętnie.- Próbowałem już chyba wszędzie, łącznie z budowlanką i firmą produkcyjną, ale nawet jeśli udowadniałem potencjalnym pracodawcom, że znam się na rzeczy i mam siłę, to i tak ostatecznie mówili tylko „przepraszam"... Rzygam już tym pieprzonym magicznym słowem. Może jednak powinienem spróbować jako ochroniarz.
– Twój chłopak nie będzie z tego zadowolony – powiedział łagodnie Tetsuya.
– A co on może?- burknął czerwonowłosy.- I tak jest w szpitalu. A ja potrzebuję kasy na jego leczenie. Z taką pensją to...- Umilkł, wbijając ze złością pałeczki w pierożka.
Kuroko postanowił nie ciągnąć dalej tematu. Chociaż nie był w stanie poczuć się jak Taiga, to jednak był świadom tego, że jest mu ciężko. Kiedy zarówno od ciebie jak i od osoby, którą kochasz, odwraca się cała rodzina i przyjaciele, a ty możesz liczyć jedynie na siebie... Tetsuya podziwiał niezłomność Taigi.
A także jego szczere uczucie, którym darzył swojego chłopaka.
Już chciał powiedzieć coś, by przerwać nieprzyjemną ciszę, kiedy niespodziewanie rozległo się głośne pukanie do drzwi zaplecza. Mężczyźni drgnęli, obaj wyrwani z zamyślenia, spojrzeli po sobie znacząco i równocześnie odłożyli talerze, po czym udali się do drzwi.
– Uszanowanie, panowie, dostawa truskawek – zawołał radośnie blondwłosy mężczyzna, poprawiając swoją czapkę z daszkiem, na której tkwiło logo firmy, w której pracował.- Który z panów podpisze papierki?
– Ja – powiedział Kuroko, ocierając usta wierzchem dłoni.
– Dobra.- Blondyn uśmiechnął się do nich, a następnie podszedł do transita, by otworzyć tylne drzwi. Na pace znajdowało się około piętnastu drewnianych i plastikowych skrzyń z towarem. Dostawca sięgnął po leżący na jednej z nich stosik kartek i, zerknąwszy na nią, podał Tetsuyi, wskazując palcem rubryczkę.- Tu proszę podpisać.- Wyjął z kieszonki na piersi długopis.
– Które zabrać?- zapytał Kagami, podwijając rękawy.
– Hmm...- Mężczyzna odrzucił na bok podpisane dokumenty i wszedł na pakę.- To będą te dwie duże i trzy małe – powiedział.
Taiga skinął głową, po czym odebrał od niego jedną ze skrzyń, dostawca zaś zabrał drugą. Kuroko, nie chcąc stać bezczynnie w miejscu, chwycił za tę mniejszą. Zignorował uśmieszek Kagamiego, kiedy ten wracał po kolejne skrzynki – oczywiście, wziął dwie naraz.
– To wszystko dla panów – westchnął dostawca, zatrzaskując drzwi.- Informacyjnie tylko powiem, że w przyszłym tygodniu zakład nieczynny, od wtorku do czwartku, i dopiero od piątku przyjmujemy kolejne zamówienia.
– Co, jeżeli będziemy czegoś potrzebować?- zapytał Kagami.- Nie macie jakiejś zaprzyjaźnionej firmy, do której posyłacie klientów?
– No cóż...- Mężczyzna zawahał się jakby, spoglądając na nich niepewnie.- Wie pan, nie twierdzę, że pracuję w nieodpowiednim miejscu, ale takie zakłady jak mój.. cóż, przykładem raczej nie świecą. Nie współpracujemy z nikim, mamy tylko konkurencję.- Blondyn wzruszył ramionami.- Ja tylko robię, co mi każą.
– Skądś to znam.- Kagami skrzywił się, odwracając i wchodząc do budynku.
– Zamawiali państwo fakturę?- zapytał dostawca.
– Tak.- Kuroko skinął głową.
– Momencik, już szukam – powiedział mężczyzna, pospiesznie wsiadając do samochodu. Tetsuya stanął przy otwartych drzwiach i zaczekał, aż blondyn poda mu dokument.- Proszę uprzejmie!
– Dziękuję.- Kuroko uśmiechnął się oszczędnie, po czym odsunął się i wrócił do kuchni.
– Dziwny ten koleś – mruknął Kagami, zajęty wykładaniem różnego rodzaju sałat i kapust.- „Dostawa truskawek"... Przecież ich nie zamawiałem.
– Może to takie jego zawołanie – powiedział Tetsuya, zabierając z wydawki ich talerze.- No wiesz, coś jak „Dzień dobry, ulotki".
– W sumie nie myślałem o firmie dostawczej.- Kagami spojrzał przed siebie w zamyśleniu.- Koleś mówił, że przykładem nie świecą, ale parę jenów zawsze wpadnie, nie?
– I tak rzadko kiedy masz wolne – zauważył Kuroko.- Nie wspominając o tym, że grafik jest ustalany co tydzień. A chyba nie chcesz zostawić nas tu samych?
– Uprosiłbym szefa chociaż o trzy dni co dwa tygodnie.- Wzruszył ramionami.- Powinien się zgodzić, jeśli znajdziemy jakiegoś kozła na kucharza.
– Albo kolejną ofiarę życia – westchnął Tetsuya. Spojrzał na zegar wiszący na ścianie.- Już prawie dziewiąta. Pójdę otworzyć.
– Jasne.
Kuroko pozostawił go samego, sam zaś udał się korytarzykiem do głównej sali. Wyciągnął z kieszeni spodni klucze, otworzył drzwi i odwrócił wywieszkę z informacją o otwarciu. Wzdychając lekko i poprawiając koszulę, stanął za barem.
Rozpoczynał się kolejny dzień jego pracy.
****
Do samego południa w restauracji było spokojnie i niemal zupełnie cicho. Dopiero kiedy wybiła czternasta, w sali zaczął zbierać się coraz większy tłum. Kuroko robił co mógł, by nadążać z zamówieniami, jednak będąc jedynym kelnerem na stanowisku pracy, był podwójnie obciążony obowiązkami.
Pierwszy raz od tak dawna przeklinał w myślach kolegę z pracy. Mayuzumi nie dał o sobie znaku życia, nie zadzwonił, ani nie napisał choć najkrótszej wiadomości z informacją, że nie zjawi się w pracy. A ponieważ drugi kelner, Takao, wyjechał na kilka dni do swoich rodziców, Tetsuya nie miał innego wyboru i musiał poprosić o przyjście Momoi, która tego dnia miała cieszyć się kolejną rocznicą swojego związku z ukochaną.
– Nie przejmuj się tak, Kuroko, ty na pewno też byś przyszedł, gdybym miała na głowie całą salę do ogarnięcia – powiedziała z uśmiechem Satsuki, kiedy najgorsza fala klientów już minęła, a w restauracji pozostała tylko jedna rodzina, dwie starsze pary i kilku biznesmenów.
– Zależało mi, żebyś cieszyła się dniem wolnym z Aidą-san – westchnął ciężko Kuroko, polerując sztućce.- Zwłaszcza, że to wasza rocznica! Obiecuję, że zabiję Mayzumiego-san, kiedy tylko się tutaj zjawi.
– Nie musisz posuwać się do aż tak drastycznych środków – zaśmiała się różowowłosa.- Riko prawie w ogóle się nie gniewała, jest bardzo wyrozumiała.
– Może chcesz wolne na jutro?- zapytał Kuroko.- Szef się nie dowie.
– Dziękuję, ale nie trzeba.- Momoi uśmiechnęła się do niego.- Klientów coraz mniej, więc za jakąś godzinkę będę się zmywać.
– W porządku, możesz iść już teraz, poradzę sobie – powiedział Kuroko.
– Poradzisz?- Satsuki uśmiechnęła się, patrząc znacząco w stronę drzwi. Do restauracji weszła właśnie grupa pięciu mężczyzn. Rozejrzeli się ciekawsko po wnętrzu, po czym ruszyli do jedynego sześcioosobowego stolika.
– No dobrze – westchnął Kuroko, biorąc do ręki odpowiednią ilość kart menu.- W takim razie będę wdzięczny.
Momoi skinęła głową z uśmiechem, chwytając za ręczniczek i zastępując przyjaciela w polerowaniu.
Kuroko podszedł do grupy mężczyzn, uśmiechając się lekko. Nie bardzo podobał mu się ich wygląd, szczególnie jednego z nich – siedzącego w niedbałej pozie, o nieciekawym wyrazie twarzy, z czarnymi dredami na głowie i nieprzyjemnym spojrzeniu.
– Życzą sobie panowie coś do picia?- zapytał, podając jednemu z nich menu.
– Zawołaj szefa – warknął ten w dredach.
Tetsuya przełknął ślinę, spinając się nieco. Naprawdę bardzo, ale to bardzo nie chciał kłopotów podczas nieobecności właściciela, ale ton tego mężczyzny świadczył tylko o jednym.
– Przykro mi, ale Genta-san wyjechał w sprawach biznesowych – powiedział spokojnie błękitnowłosy.- Wróci dopiero pojutrze. Czy mam przekazać jakąś wiadomość?
– Nie wróci, bo nigdzie nie wyjechał – powiedział tamten, opierając przedramiona o blat stolika i zerkając w stronę baru.- Mów, gdzie ten pierdolony grubas się ukrywa?
Kuroko zacisnął lekko usta. Słyszał za sobą ciche szuranie krzeseł, prawdopodobnie reszta gości również zrozumiała, że atmosfera w restauracji lada moment znacznie się pogorszy.
– Naprawdę mi przykro – zaczął Kuroko.- Ale nic mi o tym nie wiadomo. Genta-san poinformował mnie, że udaje się w krótką podróż biznesową. Miał wypłynąć wczoraj statkiem...
– Ale nie wypłynął, kurwa, głuchy jesteś?- Mężczyzna wbił w niego gniewne spojrzenie.- Nie wsiadł na ten jebany statek, tylko rozpłynął się w pieprzonym powietrzu. Myśli pewnie, że jakoś uda mu się przeciągnąć spłacenie długu...
– Jeśli zechce pan poczekać, spróbuję do niego zadzwonić... – mruknął nerwowo Tetsuya.
– Niech mnie obsłuży ta dziunia – powiedział twardo czarnowłosy, wskazując ruchem głowy na Momoi.
– Przykro mi, ale siedzą panowie w mojej sekcji.
– Widzisz kolesia po mojej prawej?- Tetsuya zerknął na rosłego mężczyznę o czole i oczach zakrytych długą prostą grzywką.- W jednej kieszeni ma spluwę, w drugiej dwa noże. Niech mnie obsłuży ta dziunia, albo zaraz nie zostanie tu nikt, kto mógłby to ewentualnie zrobić.
– Z całym szacunkiem...
– Tetsu-kun, w porządku.- Momoi stanęła nieoczekiwanie za nim, kładąc mu dłoń na ramieniu.- Ja się tym zajmę. Klienci czekają za rachunkiem, obsłuż ich, proszę.
Kuroko spojrzał na nią z lekką paniką, jednak widząc zdecydowanie i pewność w jej oczach, skinął głową i pozostawił ją przy stoliku, sam udając się za bar. Klienci tłoczyli się w kolejce, potupując niecierpliwie nogami i zerkając nerwowo w kierunku mężczyzn.
Tetsuya nie miał czasu na grzeczności. Wystukując rachunki na kasie i odbierając należności, które znacznie przekraczały odpowiednią sumę, jednocześnie sięgnął po telefon i wybrał numer do szefa. Co chwila spoglądał na Momoi, która uśmiechała się fałszywie, ignorując sunącą po jej prawym udzie i pośladku dłoń.
No tak. Ta dziewczyna w swoim życiu przeszła już o wiele gorsze chwile.
Kuroko był zirytowany. Szef w ogóle nie odbierał telefonu, sygnały pozostawały głuche, kończąc się dopiero głosem automatycznej sekretarki. Pierwszy raz w życiu, kiedy naprawdę był potrzebny, musiał go ignorować... To jak nieodpowiedzialnym był właścicielem i jak beznadziejnym człowiekiem, przekraczało wszelkie wyobrażenia Tetsuyi.
– No dalej – mruczał pod nosem, kiedy ostatni klient zapłacił należność i pospiesznie opuścił restaurację.- Dam ci nawet dupy, tylko odbierz ten pieprzony telefon... Kur...!
Błękitnowłosy zacisnął wargi, ze złością odrzucając telefon na ladę barową. Westchnął ciężko, patrząc w stronę śmiejących się gromko mężczyzn, a następnie skierował wzrok na przejście dla personelu.
Czy powinien zawołać Kagamiego...?
Ale jeśli oni naprawdę mają broń, a Taiga im się postawi, może mu się stać krzywda. Kuroko nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby przez niego komuś coś się stało.
– Dobra, dosyć tego dobrego!- krzyknął nagle czarnowłosy mężczyzna w dredach, klaszcząc głośno w dłonie. Usiadł wygodniej na krześle, wbijając wzrok w Tetsuyę.- Wygląda na to, że jesteś tu kimś w rodzaju zastępcy szefa. No to mamy do pogadania, chłoptasiu.
Kuroko westchnął z cichym jękiem, po raz ostatni błagalnie patrząc na swoją komórkę. Błagał w myślach Gentę, by zadzwonił w tym momencie i zapewnił go, że nikomu nic się nie stanie, że już jest w drodze, razem z tym, co winien był temu mężczyźnie.
Zamknął na krótko oczy, odliczając do czterech sekund. Jeśli w ciągu nich jego komórka zadzwoni...
Cztery... trzy... dwa... jeden...
Ruszył powolnym krokiem w kierunku ich stolika, wiedząc, że ta rozmowa nie będzie ani krótka, ani tym bardziej przyjemna.
Szykował się na najgorsze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top