Rozdział 49


Kuroko był przerażony faktem, że jego życie toczyło się wciąż tą samą, pełną tragicznych wydarzeń ścieżką.

Przechadzając się nerwowo po szpitalnym korytarzu tuż przed salą operacyjną w myślach wymieniał rzeczy, których nienawidzi – pogrzeby, szpitale, gwałty, morderstwa, prostytucja, przestępstwa... wszystko to, co w jego popieprzonym życiu zdarzało się coraz częściej.

Minęła niecała godzina odkąd zjawił się w prywatnym szpitalu, w którym nie tak dawno gościł, by zdjąć szwy ze swojej rany. To była jedyna placówka, która tego dnia posiadała wolne miejsca, aby przyjąć jakiegokolwiek pacjenta. Kuroko z jednej strony cieszył się, że to właśnie tutaj trafił Mayuzumi, w końcu dobrze znał możliwości doktora Midorimy, który przystąpił do jego operacji, ale z drugiej strony podświadomie obawiał się spotkania z przyjacielem zielonowłosego, Reo Mibuchim.

W końcu najwyraźniej mężczyzna ten nie przepadał za Tetsuyą, i z pewnością nie byłby zadowolony jego kolejną wizytą, nieważne jaki cel by ona miała.

Krew Mayuzumiego, którą miał na dłoniach, zdążył już zmyć w szpitalnej łazience. Nie chciał patrzeć w swoje odbicie w lustrze, jednak ostatecznie zmusił się do tego, kiedy przemywał twarz zimną wodą. Był blady jak kreda, a w jego oczach widać było jedynie przerażenie. Sam Shintarou, mijając go w korytarzu gdy karetka przywiozła go wraz z Mayuzumim, kazał którejś z pielęgniarek zająć się Tetsuyą, jednak ten pospiesznie odmówił wszelkiej pomocy. Może i był oszołomiony i wciąż przestraszony, ale to nie on był ofiarą.

Po prawie czterdziestu minutach błąkania się po korytarzu i usilnego starania się, by opanować drżenie ciała, lampka nad wejściem do sali operacyjnej w końcu zgasła. Kuroko zatrzymał się raptownie, krzyżując ręce na klatce piersiowej, by nie okazać zdenerwowania. Czekał niecierpliwie, aż drzwi otworzą się i zobaczy zadowolony zespół medyczny.

Wyszedł tylko Midorima.

– Co z nim?- zapytał gorączkowo Tetsuya, podchodząc pospiesznie do doktora.

– Wyjdzie z tego – powiedział spokojnie Shintarou, poprawiając swoje okulary.- Kula trafiła w bok, sięgnęła do płuca i lekko je drasnęła, przez co trochę się krztusił, ale operacja przebiegła pomyślnie. Co się stało, Kuroko? Ktoś was napadł?

– Tak...- szepnął Kuroko, kiwając głową.- Nie wiem kto, nie widziałem. Zobaczyłem jedynie cień na końcu ulicy, nic poza tym.

– Będziesz musiał to zgłosić na policję, ale wstrzymaj się z tym do jutra.- Midorima znów poprawił swoje okulary.- Nie chcę, żeby policja przyjeżdżała do szpitala, póki pacjent się nie wybudzi, a zmuszeni byliśmy podać mu dużą dawkę leków przeciwbólowych, więc z pewnością będzie spał do jutra rana.

– Dobrze... I tak teraz nie mam do tego głowy – westchnął Kuroko.- Nie mogę w to uwierzyć... Och, cholera, to pewnie jego pieprzeni znajomi z yakuzy...! Założę się, że znowu coś narozrabiał i teraz się na nim mszczą.

– Mów to policji, a nie mnie.

– Przepraszam, Midorima-kun.- Tetsuya spojrzał na niego z wdzięcznością.- I dziękuję za wszystko. Dziękuję, że go uratowałeś...

– Kuroko!

Mężczyźni odwrócili się w kierunku, z którego dobiegło ich nawoływanie. Akashi Seijuurou kroczył ku nim pospiesznie z zaniepokojoną miną, wbijając wzrok w Tetsuyę. Midorima, widząc swojego przyjaciela, wyprostował się nieco spięty.

– Zadzwoniłeś po niego?- zapytał sztywno.

– Tak, poprosiłem go, żeby przyjechał.

– Ja pierdolę...

– Kuroko, nic ci się nie stało?- zapytał Seijuurou, zbliżając się do błękitnowłosego.

– Tak, ja jestem cały, ale Mayuzumi-kun został postrzelony – powiedział Kuroko, patrząc bezradnie na swojego chłopaka.- Dziękuję, że przyjechałeś, Akashi-kun...

– Mayuzumi?- powtórzył czerwonowłosy, potrząsając głową.- W takim razie co ty tutaj robisz, Kuroko?

– Byłem z nim, kiedy to się stało, to ja zadzwoniłem po karetkę – wyjaśnił Tetsuya.

– Byłeś z nim?- Akashi uniósł lekko brwi.

– Tak, umówiliśmy się na spotkanie – westchnął Kuroko, przecierając dłonią czoło.

– Co, proszę?- Seijuurou spojrzał na niego z niedowierzaniem.- Umówiłeś się z nim? I nic mi o tym nie powiedziałeś?

– Nie było okazji, no... Poza tym, czy to jest teraz ważne?- jęknął Tetsuya.- On został postrzelony, może umrzeć!

– Jego stan jest stabilny, nanodayo, choć stracił bardzo dużo krwi – odezwał się spokojnie Midorima, poprawiając swoje okulary.

– Kto go zastrzelił?- zapytał Akashi, zwracając się jednak do swojego chłopaka.

– Przecież mówię, że żyje...- warknął z irytacją Shintarou.

– Nie wiem, było ciemno, nic nie widziałem...- mruknął Kuroko.

– To gdzie wy byliście, skoro było tak ciemno?- Akashi wbił w niego uważne spojrzenie.

– Poszliśmy skrótem do kawiarni – odparł Tetsuya.

Jednak z odpowiedzią zwlekał o sekundę zbyt długo. Twarz Akashiego w jednej chwili stężała, mężczyzna chwycił nadgarstek Kuroko i szarpnął nim, zmuszając by Tetsuya spojrzał czerwonowłosemu w oczy.

– Kłamiesz – wycedził.

– N-nie...

– W tej chwili przestań, Kuroko, albo nie ręczę za siebie!- warknął Akashi.- Nie zniosę takiego łgania, więc lepiej powiedz mi, co robiliście i gdzie byliście!

– My naprawdę...!

– Przestań, Kuroko!- Akashi znów uniósł głos, szarpiąc dłonią ukochanego.

– Akashi-kun, to boli!

– Odpowiedz mi!

– Dobrze, tylko puść mnie, proszę!

– Przestańcie oboje tak krzyczeć, to jest szpital!- wtrącił się Midorima, wytrącony z równowagi.

– Nie puszczę, dopóki nie usłyszę prawdy!

– Zaciągnął mnie do uliczki i próbował zgwałcić, w porządku?!- Kuroko spojrzał na swojego chłopaka, ledwie powstrzymując łzy.- Teraz jesteś zadowolony?!

Akashi wiadomość tę odebrał jak uderzenie w twarz. Otworzył szerzej oczy, wpatrując się w Tetsuyę z niedowierzaniem, puścił jego nadgarstek i zrobił powolny krok do tyłu. Kuroko tymczasem oddychał głęboko, uspokajając się i masując obolałą rękę, Midorima zaś spoglądał to na jednego, to na drugiego, gotów rzucić się na tego, który jako pierwszy znów zacznie krzyczeć.

Seijuurou spuścił wzrok na podłogę i przez chwilę wpatrywał się w białe płytki, powoli opanowując zdenerwowanie. Następnie spojrzał na zielonowłosego i odezwał się spokojnym tonem:

– Co ty powiedziałeś?

– Ja?- Midorima spojrzał na niego z zaskoczeniem.- Teraz nic. To wy się wydzieracie na cały szpital.

– Wcześniej.

– Nie pamiętam, nanodayo.- Shintarou poprawił swoje okulary i wzruszył lekko ramionami.

– Powiedziałeś, że on żyje.

– Bo żyje. Nabój trafił z boku i drasnął płuco. Pacjent stracił sporo krwi, ale przeprowadziliśmy transfuzję i jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

– To na co jeszcze czekasz?- zapytał cicho Akashi. Wskazał palcem drzwi sali operacyjnej.- Wracaj tam i go dobij.

– Dopiero co go uratowałem!

– Akashi-kun...- zaczął z westchnieniem Kuroko.

– Myślisz, że mnie to obchodzi?- Seijuurou zupełnie ignorował błękitnowłosego.- To twoja sprawa na co tracisz krew zebraną przez szpital oraz swój własny czas. Masz tam wrócić i go zabić, zrozumiałeś?

– Akashi-kun, proszę cię...!- zaczął cicho Kuroko, podchodząc do niego i dyskretnie chwytając jego dłoń.- Nic mi nie jest, on nie zdążył mi nic zrobić...

– Dotknął cię?

– C-co...?

– Pytam, czy cię dotknął?- Akashi spojrzał na niego uważnie.- Chcę wiedzieć dokładnie, co zdążył zrobić.

Tetsuya otworzył bezradnie usta, jednak nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć. To, że w ogóle nie chciał mówić na ten temat to jedno, ale tak poza tym jak mógłby opowiadać o czymś takim swojemu chłopakowi? Ostatecznie westchnął jedynie ciężko, zagryzając drżącą wargę i kręcąc głową.

– Spójrz na mnie, Tetsuya.- Akashi chwycił delikatnie jego podbródek, kierując go w swoją stronę. Przesunął dłoń na jego policzek, gładząc go powoli.

– Akashi-kun, to jest miejsce publiczne...

– Nie dbam o to.- Seijuurou wzruszył ramionami.

– Dobrze... dobrze, powiem ci, ale w domu...

– Bez ukrywania czegokolwiek – ostrzegł czerwonowłosy.

– Tak – szepnął Kuroko.- Obiecuję.

Akashi skinął powoli głową, zadowolony z jego odpowiedzi. Odsunął się nieznacznie od ukochanego, odwracając twarz ku Midorimie.

– Jeśli pojawią się jakieś komplikacje, nie ingeruj, Shintarou. Po prostu odłącz aparaturę, czy cokolwiek.

– Seijuurou...

– Albo nie.- Akashi ruszył już korytarzem w stronę wyjścia.- Sam się nim zajmę, kiedy tylko go wypiszecie.

– Akashi-kun, proszę cię, przestań – westchnął Kuroko.

– Idziesz?- Czerwonowłosy zatrzymał się i odwrócił do niego.

– Nie wiem...- Tetsuya spojrzał na niego bezradnie.

– Kuroko.- Akashi spojrzał na niego chłodno.- Zaczynam odnosić wrażenie, że zależy ci na tym śmieciu.

– Nie chcę, żeby umarł, nie zasłużył na to...

– Owszem, zasłużył – odparł sucho Seijuurou.- Odwiozę cię do domu, musisz odpocząć. Chciałbym też zostać na kilka dni, żeby mieć cię na oku, przynajmniej do wyjaśnienia całej sprawy. Nie wiemy, czy to przypadkiem nie ty miałeś być celem.

Akashi ruszył dalej korytarzem, nie czekając na odpowiedź. Kuroko znów westchnął ciężko, patrząc niepewnie na Midorimę. Shintarou skrzywił się lekko, poprawiając swoje okulary.

– Idź – polecił.- Tutaj i tak do niczego się nie przydasz.

– Przepraszam, Midorima-kun – mruknął Tetsuya, kłaniając się przed nim nisko.- Proszę, zaopiekuj się Mayuzumim-kun.

To powiedziawszy, mężczyzna odwrócił się i, skrzyżowawszy ramiona na klatce piersiowej, w milczeniu podążył za swoim chłopakiem.

***

Przez jedną krótką chwilę Kuroko zastanawiał się, czy by nie lepiej było zanurzyć głowę w wodzie i po prostu się utopić. Zniknęłyby wszystkie jego problemy, wszystkie jego myśli, wszyscy bliscy i wszyscy wrogowie, zniknęłoby wszystko. Może i swoim samobójstwem zasmuciłby nieliczne grono osób, ale co by go to obchodziło?

Byłby martwy.

Byłby wolny.

Drzwi łazienki otworzyły się cicho i do środka wszedł Akashi. Tetsuya, obejmujący ramionami kolana, uniósł powoli głowę i spojrzał na swojego chłopaka nieco tępo. W jednej dłoni trzymał on szklankę wody, w drugiej zaś jakąś tabletkę.

– Na ból głowy – wyjaśnił, dostrzegając pytające spojrzenie ukochanego. Przysiadł na brzegu wanny, podając błękitnowłosemu szklankę. Kuroko spojrzał na swoje mokre dłonie, a następnie rozchylił lekko wargi, pozwalając, by to Akashi włożył mu do ust medykament. Popił go kilkoma łykami chłodnego napoju.

– Dziękuję – mruknął słabo.

– Trochę lepiej?- zapytał łagodnie Seijuurou, odgarniając błękitne włosy i delikatnie całując czoło Tetsuyi.

– Mhm.- Odpowiedź Kuroko nie brzmiała zbyt przekonująco, jednak Akashi nie miał zamiaru tego komentować. Odstawił szklankę na umywalkę, po czym przyjrzał się z uwagą swojemu chłopakowi.

Wciąż był blady, jednak już nie tak przerażony, jak wcześniej. Właściwie to poprzednie obawy najwyraźniej już zniknęły, jego wzrok stał się bardziej spokojny, choć i odrobinę otumaniony.

Najważniejsze jednak, że najgorsze minęło i Kuroko nie groziło żadne niebezpieczeństwo.

– Mogę się do ciebie przyłączyć?- zapytał Akashi.

– Jasne – mruknął Kuroko.

Akashi wstał bez pośpiechu i zaczął powoli ściągać z siebie ubrania. Nie kłopotał się ze złożeniem ich w schludną kostkę, jak to miał w zwyczaju, po prostu odłożył je na bok i, nagi, wszedł do wanny, sadowiąc się za plecami Tetsuyi. Otoczył go ramionami, przytulając się do niego i opierając policzek o jego plecy.

Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu, przerywanym jedynie przez cichy plusk wody, gdy któryś z nich poruszył się w wannie. Seijuurou wiedział, że sytuacja była zbyt poważna, by zbliżyć się do Kuroko, przez co starał się opanować własne podniecenie, jednak ostatecznie nie był w stanie go ukryć.

– Przepraszam – powiedział cicho, odrobinę zawstydzony.- Musisz teraz się mnie brzydzić.

Kuroko w odpowiedzi chwycił jego dłonie, ściskając delikatnie w swoich. Westchnął cicho, ostrożnie opierając się o klatkę piersiową Akashiego.

– Nic z tych rzeczy – odparł.- Jesteś moim chłopakiem, Akashi-kun, a ja nie jestem wrażliwą kobietą, która przechodzi traumę, bo prawie została zgwałcona. Oczywiście, byłem wówczas przerażony... Ale wiem, że przy tobie jestem bezpieczny. Nie ma mowy, żebym się ciebie brzydził.

– Rozumiem – szepnął Seijuurou, uśmiechając się delikatnie i całując ramię błękitnowłosego.- Cieszę się, Kuroko. Dziękuję, że pozwoliłeś mi zostać.

– To ja dziękuję tobie, że zostajesz – powiedział Tetsuya.- Gdybyś chciał wrócić do firmy, albo do własnego mieszkania, przywiązałbym cię do krzesła i nie wypuszczał stąd.

– Miło mi to słyszeć.- Akashi roześmiał się lekko. Sięgnął po gąbkę, pływającą leniwie obok kolana Kuroko, po czym zaczął nią obmywać jego klatkę piersiową.- Rozluźnij się, kochanie. Kiedy stąd wyjdziemy, zrobię ci masaż, co ty na to?

– Dobrze – mruknął Tetsuya.

– Co się stało?- Seijuurou wyczuł w nim brak nastroju. Spiął się nieco, szykując na najgorsze.- Chcesz mi coś powiedzieć?

– Jest wiele rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć – westchnął Kuroko.

– Cóż... teraz masz okazję.- Akashi przełknął nerwowo ślinę. Starał się opanować narastające zdenerwowanie, ale wiedział dobrze, że jeżeli Kuroko powie mu teraz, iż Mayuzumi jednak zdążył go skrzywdzić, nie zawaha się przed niczym.

– To dla mnie trudne – wymamrotał Tetsuya.- Zdążyłem już zaangażować się i nie chcę, żebyś mnie zostawił przez to, co robiłem...

– Co robiłeś?- powtórzył Seijuurou, przesuwając gąbką po jego udzie. Dostrzegł narastające podniecenie błękitnowłosego, jednak zignorował je, gdy zdał sobie sprawę z tego, że Kuroko płacze.- Co się stało?- zapytał, przytulając go.

– Och...- Tetsuya westchnął drżąco, kręcąc głową. Zacisnął powieki, by zatrzymać pod nimi łzy.- Chciałbym to zabrać ze sobą do grobu, ale wiem, że jeżeli później dowiesz się od kogoś innego, będziesz jeszcze bardziej zły niż teraz...

– Do rzeczy, Kuroko.- Akashi zaczynał się odrobinę irytować.- Nie mamy mieć przed sobą tajemnic, pamiętasz?

– Tak, ale... Ale to jest naprawdę odrzucające...

– Nie dowiem się, póki nie usłyszę, prawda?- Seijuurou odrzucił gąbkę i przytulił swojego ukochanego.- No, nie krępuj się. Jestem tutaj po to, by cię wysłuchać i zrozumieć. Tego samego będę oczekiwał od ciebie.

Tetsuya zagryzł mocno wargę, jeszcze przez dłuższą chwilę wahając się. Szukał w myślach odpowiednich słów, w jakie mógłby ubrać to, do czego miał zamiar przyznać się przed Akashim.

– Chodzi o... mojego szefa – wyszeptał.

– Hanamiye?- Akashi natychmiast spiął się.

– Nie, o... o mojego poprzedniego szefa.

Seijuurou w myślach odetchnął z ulgą, na zewnątrz pozostając spokojnym i cierpliwie czekając, co dalej powie Kuroko. Więc o to chodziło? O sypianie z Gentą? Cóż, akurat o tym już wiedział i tego kłopotu się pozbył.

– Ja...- Kuroko odchrząknął cicho.- Kiedy ponad pół roku temu przyjechałem do Tokio, zamieszkałem u Ogiwary-kun i jego narzeczonej. Nie miałem wystarczającej ilości pieniędzy, żeby wynająć coś na własną rękę, a Ogiwara-kun sam zaproponował mi, żebym u nich zamieszkał. Oboje się na to zgadzali, ale po jakimś czasie Hisato-san zaczęła przeszkadzać moja obecność. Ogiwara-kun o niczym mi nie mówił, bo się przyjaźnimy, ale sam widziałem, że z czasem jego dziewczyna zaczęła spoglądać na mnie krzywo, urywała ich rozmowę, kiedy tylko się zjawiałem, często nawet wychodziła z mieszkania... Nie chciałem być powodem ich kłótni, dlatego z desperacją szukałem czegoś taniego do wynajęcia... Aż pewnego dnia Genta zaprosił mnie do swojego biura.- Tetsuya znów odchrząknął, pociągając nosem.- Powiedział, że słyszał moją rozmowę z Takao-kun, kiedy mówiłem mu, że szukam czegoś taniego, i że ma dla mnie propozycję... Obiecał załatwić mi całkiem spore mieszkanie, za które sam będzie opłacał czynsz, pod warunkiem, że... że będę z nim uprawiał seks.- Kuroko umilkł na chwilę, czekając na jakąś reakcję Akashiego. Sądził, że mężczyzna odsunie się od niego, albo zacznie wykrzykiwać obelgi, ale ponieważ nic takiego nie nastąpiło, błękitnowłosy ciągnął dalej.- Zgodziłem się na to – szepnął.- Genta potrafił każdego swojego pracownika owinąć sobie wokół palca, wiedział, jakie są nasze słabości... Ja dostałem mieszkanie i możliwość niepłacenia czynszu, Momoi-san wyższą od pozostałych kelnerów pensję, a Sakurai-kun po prostu pracę... Nie chciałem być ciężarem dla Ogiwary-kun i Hisato-san, dlatego się na to zdecydowałem... Nie sądziłem, że w gruncie rzeczy stanę się „ulubieńcem" Genty. W swoim kalendarzu zawsze zapisywał nasze nazwisko, w który dzień które z nas chciał mieć... Większość dni wypełnione jest moim...- Tetsuya znów pociągnął głośno nosem.- Wtedy nie myślałem o tym, że pewnego dnia znów zechcę być w poważnym związku i będę musiał przyznać się do tego, że byłem dziwką Genty – wyszeptał.- Przepraszam, Akashi-kun...

– Nie przepraszaj – powiedział cicho Seijuurou po chwili milczenia. Właściwie to już w trakcie, gdy Kuroko mówił o tym co robił z Gentą, chciał mu przerwać i uspokoić go, ale uznał, że w takiej sytuacji powinien poczekać, aż ten skończy, pomilczeć odrobinę, udając, że przyswaja do wiadomości jego słowa, i dopiero potem się odezwać.- Rozumiem twoje intencje, Kuroko. Nie pochwalam twojego zachowania, ale też nie gardzę nim, ponieważ było ono uzasadnione. I nie obawiaj się, ani przez moment nie przeszło mi przez myśl, że mógłbym się ciebie za to brzydzić. To, z kim sypiałeś i w jakich „układach" to robiłeś zanim zostaliśmy parą, nie ma dla mnie większego znaczenia. Liczy się dla mnie to, że teraz jesteś tylko mój.

– Przestań, na pewno tak nie myślisz – jęknął Kuroko.

– Gdybym myślał inaczej, moje podniecenie by mi przeszło, nie uważasz?- zapytał Akashi.

– Jak możesz być dla mnie taki wyrozumiały? Naprawdę uważasz, że to nie ma znaczenia?

– Skoro teraz należysz tylko do mnie, to nic innego się dla mnie nie liczy. A co? Wolisz, żebym cię uderzył, zbluzgał i wrócił do swojego mieszkania?

– Nie...

– A czego chcesz?- zapytał łagodnie Seijuurou, całując ukochanego w policzek.- Hm?

Tetsuya westchnął przeciągle, odsuwając się od czerwonowłosego tylko po to, by przekręcić się nieco na bok i spojrzeć mu w twarz.

– Chcę... się z tobą kochać, Akashi-kun...- wymamrotał, rumieniąc się delikatnie.- Masz coś przeciwko?

Seijuurou popatrzył na niego ze spokojem, uśmiechając się do niego łagodnie. Cieszył się, że Kuroko przestał już zamartwiać się o Mayuzumiego i w końcu skupił się na nim Akashim.

– Oczywiście, że nie mam nic przeciwko – powiedział, chwytając dłoń błękitnowłosego.- Jak mógłbym ci odmówić, Kuroko?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top