Rozdział 33

Choć Kuroko tego wieczora nie wypił nawet małej lampki wina, miał wrażenie, że jest pijany.

Akashi upierał się, by odprowadzić błękitnowłosego, na szczęście Tetsuyi udało się odwieść go od tego pomysłu. Wolał, żeby Seijuurou nie widział nieschodzącego z jego ust uśmiechu – stanowczo zbyt długo widział go w mieszkaniu, zarówno podczas kolacji jak i po niej.

To był chyba najprzyjemniejszy wieczór w jego życiu. Pyszny posiłek, wspólne oglądanie filmu, cicha rozmowa i romantyczne całowanie na kanapie – wszystko to bez zbędnego pośpiechu i pochłaniającego pożądania, chwile słodkie niczym z bajki. Na ten moment właśnie tego mu było trzeba – spokoju, zwolnienia tempa życia, odpoczynku. Cieszył się, że Seijuurou miał to na uwadze, a nawet że podzielał jego zdanie. Kuroko nie mógł uwierzyć w to, że poznał kogoś tak fantastycznego.

A na dodatek właśnie się z nim związał.

Gdzieś w jego podświadomości krążyła nieprzyjemna myśl, że obecna sytuacja jest zbyt piękna, by mogła być prawdziwa. Ale ostatecznie postanowił to zignorować – miał zamiar cieszyć się tym, co ma teraz, korzystać z tej chwili wytchnienia. Zamartwianie się odłoży na później. O ile w ogóle będzie się o co zamartwiać – przecież było możliwe, że cudowny początek związku z Akashim wcale nie był stereotypem. Być może właśnie trafił na niezwykły skarb i naprawdę będzie układać im się tak dobrze, jak się zaczęło.

Cicho wspiął się po schodach bloku, w którym mieściło się mieszkanie Ogiwary i, tymczasowo, także jego. Mocnym uchwytem dłoni trzymał poręcz w obawie, że w tych egipskich ciemnościach potknie się o stopień i skończy się jego szczęście, gdy skręci kostkę albo, znając jego pecha, może nawet złamie nogę. Obiecał sobie, że następnego dnia znów pójdzie do administracji i ponownie poprosi o naprawienie świateł.

Wyciągnął z kieszeni klucze i świecąc sobie dla ułatwienia telefonem, ostrożnie wsunął jeden z nich do zamka. Przekręcił go powoli, by nie narobić hałasu, a następnie nacisnął klamkę i uchylił drzwi.

W mieszkaniu panowała cisza jak makiem zasiał, jedynie gdzieś za oknem raz po raz dało się słyszeć odgłos przejeżdżającego samochodu. Kuroko zdjął kurtkę i odwiesił ją na wieszak. Następnie zdjął buty i na palcach przeszedł do kuchni. Tam zapalił światło.

Natychmiast wyczuł, że coś jest nie tak.

W otoczeniu właściwie nic się nie zmieniło, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale coś sprawiło, że Kuroko znieruchomiał, jego serce zabiło mocniej, a po ciele przeszła nieprzyjemna fala gorąca.

Powoli odłożył klucze na stół, spoglądając na skąpany w półmroku salon. Przełykając nerwowo ślinę, ruszył w jego stronę. Patrzył, jak jego cień rośnie powoli na podłodze, aż w końcu sięgnął drzwi prowadzących do sypialni Ogiwary. Tetsuya dłonią namacał kontakt i zapalił światło.

Salon wyglądał niemal zupełnie tak samo, jak kiedy wychodził. Jedyną różnicę stanowił leżący na podłodze rozbity wazonik, oraz niedbale odsłonięta firanka, która zahaczyła o kaloryfer. Często tak się zdarzało, gdy Shigehiro wyglądał przez okno i zapominał ją poprawić.

Tetsuya był zaskoczony. Jego przyjaciel co prawda nie zawsze dbał o porządek, ale nie do tego stopnia, by nie sprzątnąć stłuczonego szkła.

Podszedł do drzwi jego sypialni i zapukał kilka razy.

– Ogiwara-kun?- zawołał cicho, po czym ponownie zapukał.

Żadnej odpowiedzi. Przygryzł wargę, niepewien, czy powinien wejść. Możliwe, że kogoś do siebie zaprosił, w końcu teraz był wolnym mężczyzną i miał prawo się z kimś umówić. Ale troska oraz rozsądek wzięły górę nad taktem i błękitnowłosy postanowił zajrzeć do środka. Uchylił drzwi i zajrzał do pokoju.

Łóżko było posłane, z całą pewnością nikt na nim nie leżał. Kuroko przesunął spojrzeniem po podłodze, w obawie, że znajdzie gdzieś nieprzytomnego przyjaciela. Wszedł do sypialni, zapalił światło.

I zamarł w bezruchu.

W pokoju nie było nikogo. Ani niczego – niczego prócz mebli.

– Co jest...?- mruknął do siebie, marszcząc brwi i rozglądając się wokół.

Zarówno szafa jak i komoda były otwarte, ich półki i wysunięte szuflady zupełnie puste, zabrano z nich wszystkie ubrania oraz bieliznę, a także buty. Regały były pozbawione książek, ramek ze zdjęciami i wszelkich pamiątek, które Ogiwara na nich trzymał. Z biurka zniknął laptop i przybory do pisania, została tylko samotna lampka.

Kuroko przetarł dłońmi twarz, wzdychając ciężko. Wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer do swojego przyjaciela. Zupełnie nic z tego nie rozumiał, nie miał pojęcia, dlaczego nie zastał w mieszkaniu Ogiwary, a wszystkie jego rzeczy zniknęły z pokoju.

Czekając aż Shigehiro odbierze, błękitnowłosy wrócił do kuchni i zaczął sprawdzać zawartość ich szafek. Talerze, kubki, szklanki, miski, garnki... wszystko było na swoim miejscu, także te rzeczy, które upodobał sobie szatyn. Sytuacja w łazience malowała się podobnie, nikt nie zabrał ani ręczników Ogiwary, ani kosmetyków, została nawet szczoteczka do zębów.

Tetsuya nic z tego nie rozumiał, a przynajmniej czuł, że nie chce rozumieć. Wmawiał sobie, że to na pewno jakaś pomyłka, że być może Shigehiro – jego najlepszy przyjaciel, na którego zawsze mógł liczyć – robi sobie z niego głupi żart... a teraz specjalnie nie odbiera jego telefonu.

Przeszedł do salonu, wyjrzał przez okno, ponownie wybierając numer do Ogiwary. Tym razem nie usłyszał sygnału, a głos automatycznej sekretarki informującej go, że telefon jest wyłączony lub poza zasięgiem. Mężczyzna stał bezradnie w miejscu, starając się nie myśleć o najgorszym.

Oparł się ciężko o ścianę, spoglądając na drzwi do swojego pokoju. Nie miał ochoty się ruszyć, nie miał najmniejszej ochoty w ogóle tam zaglądać. Wiedział, że powinien, ale bardzo, bardzo tego nie chciał.

Z ociąganiem ruszył do sypialni.

W jego pokoju nic nie zostało ruszone, zastał go takim, jaki pozostawił go przed wyjściem. Pościelone łóżko, poukładane w szafie ubrania, kilka książek na biurku, złożona gazeta, w której rano przeglądał oferty pracy. Nic się zmieniło.

Tetsuya westchnął ciężko, znów przecierając dłońmi twarz. Zagryzał wargę, czując że jego szczęka zaczyna delikatnie drżeć. Zaklął cicho pod nosem i w końcu zebrał się w sobie, by podejść do biurka i wysunąć ostatnią szufladę, do której włożył wypłacone z banku pieniądze przeznaczone na trzymiesięczny czynsz za kawalerkę.

Koperty nie było.

Pieniądze zniknęły.

Nie mógł w to uwierzyć, dlatego pospiesznie zajrzał do pozostałych szuflad. Rzucił się ku regałom, przejrzał je pospiesznie, wyciągając wszystkie książki, następnie dopadł szafę i niemal wszystko z niej wyrzucił, szukając białej koperty, w której znajdowało się prawie czterysta pięćdziesiąt tysięcy jenów – wszystkie jego oszczędności. Zajrzał pod łóżko, pod wszystkie znajdujące się w pomieszczeniu meble, przejrzał każdy kąt i każdy zakamarek swojej sypialni.

Ale pieniędzy nie znalazł.

Przytrzymując się ściany, powoli podniósł się z podłogi. Uparcie zaciskał usta i powstrzymywał łzy, wciąż nie dopuszczając do siebie myśli, że jego najlepszy przyjaciel okradł go i uciekł bez słowa pożegnania. Wciąż szukał w głowie innego rozwiązania, innego powodu, przez który Shigehiro mógł zniknąć. Włamanie? Porwanie? Może Ogiwara miał problemy, może wpadła tu yakuza, a on oddał im pieniądze Kuroko, a sam uciekł, bo było mu wstyd?

A może po prostu oszukał go, zabrał jego pieniądze i wyjechał za granicę – gorzka myśl wciąż przesłaniała inne.

Tetsuya wziął głęboki oddech, odchrząknął głośno i zamrugał kilka razy, by pozbyć się łez w oczach. Nic to jednak nie dało, wciąż czuł zdenerwowanie i bezradność, było mu słabo i niedobrze. Przeszedł powoli do salonu i opadł ciężko na kanapę. Załkał krótko, a potem zagryzł pięść, by nie poddać się negatywnym uczuciom. Drżącą dłonią wybrał numer do Akashiego, nacisnął zieloną słuchawkę. Ponownie odchrząknął, by jego głos nabrał mocy.

Jednak nie musiał nic mówić, ponieważ Seijuurou również nie odbierał. Po piątej próbie Kuroko dał sobie spokój uznawszy, że czerwonowłosy poszedł już spać. Było już przecież kilka minut po północy, a on szedł rano do pracy.

Załamany, ukrył twarz w dłoniach, próbując pomyśleć, co powinien zrobić. Ogiwara nie odbierał, zniknęły jego rzeczy i pieniądze Tetsuyi... gdzie mógł pójść?

Wszędzie.

Jeżeli naprawdę go zdradził, to mógł już od prawie dwóch godzin siedzieć wygodnie w samolocie lecącym do... dokądkolwiek. Do Europy, do Ameryki, może nawet do Anglii, albo na Alaskę – świat był ogromny, a z pieniędzmi swoimi i Kuroko mógł rozpocząć nowe życie gdzie tylko by zechciał. Może nie byłoby ono zbyt luksusowe, ale poradziłby sobie. Ogiwara zawsze sobie radził.

Kuroko przetarł oczy dłońmi, zacisnął pięści, wbijając puste spojrzenie w podłogę. Co powinien zrobić? Nie miał żadnego pomysłu, jego głowę wypełniała tylko myśl, że najprawdopodobniej Ogiwara oszukał go. Nie mógł uwierzyć, że dziesięć lat ich przyjaźni poszło w piach, wszystkie chwile, kiedy wspierali się wzajemnie, kiedy przychodzili do siebie choćby i o drugiej w nocy, kiedy jeden wzywał drugiego, nieważne z jakiego powodu – czy złamanego serca, czy nowej gry, która wkrótce miała wyjść. Shigehiro znał Tetsuyę na wylot, błękitnowłosy nie miał przed nim żadnych sekretów, nie licząc tego, że sypiał z Gentą w zamian za mieszkanie i pracę. Kuroko myślał, że Ogiwara to odwzajemnia, i że również zwierza mu się ze wszystkiego, że Tetsuya wie o nim wszystko...

Teraz nie był już tego pewien.

Znów spróbował zadzwonić do przyjaciela, ale ten wciąż miał wyłączony telefon. Akashi również nie odbierał. Kuroko w ostateczności przejrzał listę kontaktów, zastanawiając się, czy ktoś jeszcze mógłby udzielić mu pomocy.

Miał drugiego przyjaciela, z dzieciństwa, ale już od jakiegoś czasu nie kontaktowali się ze sobą, poza tym dzieliły ich setki kilometrów. Kagami odpadał, nie był typem osoby, która potrafiłaby doradzić, Mayuzumi wciąż boczył się na Tetsuyę przez zerwanie, Momoi prędzej zaczęłaby panikować, niż go pocieszać...

Zatrzymał się przy numerze do Takao, zawahał się. Nie byli może najlepszymi przyjaciółmi, w końcu znali się ledwie pół roku, ale wydawało mu się, że może na niego liczyć. Kazunari był otwartą osobą, wyjątkowo towarzyską i zabawną – trzymał ze wszystkimi, i chociaż czasem śmiał się z czyichś problemów, to jednak nie robił tego ze złośliwością, a raczej sympatyczną życzliwością, by podkreślić jak nieważne one są, że można sobie z nimi poradzić. Dużo ze sobą rozmawiali, Kuroko wiedział o jego sytuacji w domu i ciężko chorej siostrze, dla której czarnowłosy się poświęcał... Czy znajdzie odrobinę czasu i chęci, by wesprzeć go?

Kuroko czuł się naprawdę bezradny. Nie miał pojęcia, co powinien zrobić, dlatego, westchnąwszy drżąco, wybrał numer do przyjaciela.

Takao odebrał już po drugim sygnale, dźwięki dochodzące z telewizora przekonały Kuroko, że mężczyzna nie spał.

– Cześć, Tetsuya! Co tam, nie możesz zasnąć?- rozległ się nieco rozbawiony głos w słuchawce.

– Takao-kun...- wychrypiał Tetsuya słabo. Odchrząknął pospiesznie, jednak niewiele mu to dało.- Czy możesz... bo właśnie...

– Ej, ej, stop, poczekaj, bo coś słabo cię słyszę.- Ton jego głosu zmienił się raptownie, w słuchawce nie można już było słyszeć rozmów w telewizji.- Okay, uspokój się, chłopie, weź głęboki oddech i powiedz, co się stało.

– Kiedy ja nie mogę...- jęknął Kuroko, zasłaniając dłonią oczy. Pociągnął nosem, sapnął głośno i wstrzymał powietrze, próbując tym samym powstrzymać łkanie.

– Coś z Akashim?- zapytał łagodnie Kazunari.- Zrobił ci coś?

– Nie, nie... to nie on...

– W porządku, Tetsu. Powiedz mi, gdzie jesteś, zaraz do ciebie przyjdę.

– W domu...- wyszeptał błękitnowłosy.- Przepraszam...

– Nie przepraszaj, bo zaczynam myśleć, że chcesz sobie coś zrobić – powiedział wyraźnie zaniepokojony Takao. Kuroko usłyszał, że zakłada kurtkę.- Mogę się rozłączyć? Nie zrobisz nic głupiego?

– Nie zrobię... i przepraszam za kłopot... Ja naprawdę...

– Będę niedługo, Tetsuya. Zadzwonię do ciebie, gdy dotrę pod blok, to otworzysz mi drzwi.

Kuroko pokiwał tylko głową, choć przecież Kazunari nie mógł tego zobaczyć. Czarnowłosy jednak już się rozłączył, w słuchawce rozległy się trzy krótkie sygnały, po czym zapadła cisza. Tetsuya czuł się głupio, że o tej porze ściąga go z ciepłego mieszkania do siebie, w dodatku o tak późnej porze. Wiedział jednak, że jeśli czegoś nie zrobi, to oszaleje – a że nie potrafił czegokolwiek wymyślić, postanowił poprosić o pomoc...

Było mu naprawdę głupio. Dorosły mężczyzna, który nie potrafi sobie z niczym poradzić, którego wciąż dręczą pech i nieszczęścia, który wciąż potrzebuje czyjejś pomocy – oto idealny opis jego osoby.

Spędził na kanapie ponad dwadzieścia minut, nie poruszając się nawet o centymetr. Ukrywszy twarz w dłoniach, po prostu trwał w bezruchu, starając się oddychać powoli i spokojnie. Przestał już płakać, ale uczucia rozpaczy i zawodu nie zniknęły.

Kiedy usłyszał dźwięk telefonu, wzdrygnął się, jakby wyrwany z transu. Na wyświetlaczu zobaczył numer Takao, przeszedł więc do korytarza, by nacisnąć na domofonie przycisk otwierania drzwi wejściowych budynku. Komórka przestała dzwonić. Kuroko otworzył także drzwi mieszkania, zapalając przy okazji światło, by ułatwić drogę Kazunariemu.

Mężczyzna zjawił się po kilku sekundach, zdyszany i poczochrany. Widać było, że wyszedł z domu w zupełnym pośpiechu – świadczyły o tym niedbale zawiązane adidasy, rozpięta kurtka oraz fakt, że nawet się nie przebrał, miał na sobie granatową piżamę.

– Jestem – oznajmił, wchodząc do środka i zamykając za sobą drzwi. Patrzył z niepokojem na Kuroko, chwycił jego nadgarstki, obejrzał je i odetchnął z ulgą. Wywrócił oczami, ściągając kurtkę i przewieszając ją na wieszaku.- Bałem się, że jednak coś ci odstrzeli, zważywszy na to, jak kiepsko mówiłeś przez telefon. Mów co się stało, Tetsu, spokojnie i od samego początku... oh, rany, płakałeś?

Tetsuya wzruszył ramionami, odwracając się i ruszając z powrotem do salonu. Takao poszedł za nim, zrzuciwszy wcześniej ze stóp buty – nie miał na nich nawet skarpetek. Usiadł obok Kuroko, podciągając pod siebie nogi.

– No?- ponaglał go, machnąwszy dłonią.- W ogóle, to gdzie jest Ogiwara?

– Właśnie – prychnął Kuroko, przecierając dłońmi oczy.- To jest dobre pytanie, Takao-kun. Gdzie jest Ogiwara-kun? I gdzie są moje oszczędności, które wczoraj wypłaciłem z banku?

– Co?- Takao spojrzał na niego, marszcząc brwi.- O czym ty mówisz? Jakie pieniądze?

– No bo...- Tetsuya zacisnął usta, milczał przez chwilę. Potem odetchnął głęboko i zebrał się w sobie, by dokończyć. Wyjaśnił Kazunariemu w skrócie, że znalazł przytulną kawalerkę, którą zdecydował się wynajmować, że właściciel chciał pieniędzy za trzy miesiące z góry, i że Kuroko wypłacił swoje oszczędności, by spełnić ten wymóg. Powiedział o jego nieobecności, gdy był u Akashiego na kolacji, i o powrocie do domu, gdzie zastał pustą sypialnię Ogiwary i brak koperty w szufladzie biurka błękitnowłosego. Takao słuchał go z przejęciem wymalowanym na twarzy, zasłonił usta dłonią, kręcąc co chwila głową z niedowierzaniem.

– Nie rozumiem, przecież przyjaźnicie się od dziesięciu lat!- wykrzyknął. Kuroko wzruszył bezradnie ramionami, nie będąc w stanie na to odpowiedzieć. Takao zastanowił się przez chwilę.- To się porobiło... Trzeba z tym iść na policję, Tetsuya.

– Mam oskarżać własnego przyjaciela?

– Wiesz no, jeżeli masz jakieś wątpliwości, to nie musimy tego nazywać „oskarżeniem".- Kazunari spojrzał na niego wymownie.- Ale dla mnie to jest jasne jak wschód słońca. Wracasz do domu, a tu się okazuje, że zniknęły twoje pieniądze, rzeczy Ogiwary i on sam. Nie trzeba być Sherlockiem, żeby wywęszyć, że koleś uciekł z twoją kasą. Powód może być każdy i żaden, jaki przyjdzie nam do głowy, ale jedno jest pewne – Ogiwara zniknął i trzeba go znaleźć. A tym zajmie się policja.

– A może to moja wina?- mruknął słabo Kuroko.- Może po prostu wydaje mi się, że włożyłem kopertę do szuflady w biurku, a tak naprawdę odłożyłem ją gdzie indziej?

– Jesteś rozsądny, Tetsu, i masz dobrą pamięć. A jedyną twoją wadą jest to, że szukasz usprawiedliwienia dla przyjaciela, który cię zdradził. No, może rzeczywiście stało się coś gorszego, może ktoś zwyczajnie go porwał... ale musimy to zgłosić na policję. Tetsu, cholera, to jest prawie pięćset tysięcy jenów! No i twój rzekomy przyjaciel. I tak go trzeba znaleźć. Chodź, idziemy – westchnął, wstając z kanapy.

– Chcesz iść tak ubrany?- bąknął Kuroko, mierząc go spojrzeniem.

– Cholera – syknął Kazunari.- Pożyczę od ciebie ciuchy, dobra? A tak w ogóle, dzwoniłeś do Akashiego?

– Tak, ale nie odbiera.- Tetsuya westchnął cicho.- Na pewno śpi, obaj jutro idziemy do pracy. Przepraszam, że cię tu ściągnąłem, Takao-kun, ale... nie mam pojęcia, co robić.

– Nie przejmuj się, ja mam jutro wolne.- Mężczyzna wzruszył lekko ramionami.- Załatwimy tę sprawę raz dwa, zobaczysz, że wszystko się ułoży. Im szybciej, tym lepiej. Nie rób takiej miny, Tetsuya!- Takao ukucnął przed nim, opierając dłonie o jego kolano i spoglądając w jego twarz. Pierwszy raz widział, by błękitnowłosy był taki zrozpaczony.- Wiem, że nie przepadasz za policją, ale oni wszystkim się zajmą. Znajdą Ogiwarę i będziesz mógł zapytać go osobiście, dlaczego to zrobił.

– Ale co ja mam teraz zrobić?- szepnął Kuroko.- Zostałem bez pieniędzy, Takao-kun. To były wszystkie moje oszczędności, a termin zapłaty czynszu za to mieszkanie jest za trzy dni. Za trzy dni właściciel mnie stąd wyrzuci, gdzie ja mam niby pójść? Straciłem mieszkanie u Furuichiego, stracę to... na kawalerkę mnie nie stać, ba, nie stać mnie nawet na pokój w hotelu...

– No to zatrzymasz się u mnie! Mieszkam sam. Co prawda łóżko jest tylko jedno, a właściwie to rozkładany narożnik w salonie, ale jakoś się pomieścimy.

– Doceniam twoje dobre serce, Takao-kun, ale mowy nie ma – westchnął Kuroko.

– Wiesz, masz też swojego chłopaka.

– Tak, rzeczywiście, od niecałego tygodnia. Jutro się do niego wprowadzę, wieczorem poprosi mnie o rękę, a pojutrze weźmiemy ślub i zaadoptujemy dwójkę dzieci...

– Dobra, mam dosyć twojego marudzenia i pieprzonego zamartwiania się!- warknął ostro Takao.- Tetsuya, weź głęboki oddech, zepnij dupę i ogarnij się! Zajmijmy się najpierw jednym problemem, potem będziemy myśleli o następnych, bo inaczej padniesz już u samego startu! Sam sobie wezmę od ciebie ciuchy, a ty lepiej idź już zakładać kurtkę i buty. Idziemy na policję, potem wrócimy i zaczniemy zastanawiać się nad pozostałymi przeciwnościami losu. Może już jutro dostarczą ci Ogiwarę pod drzwi, razem z twoimi pieniędzmi. Nie zakładaj najgorszych scenariuszy! Zasuwaj się ubierać, zaraz do ciebie dołączę.

Kuroko mógł jedynie skinąć nieznacznie głową. Nie zgadzał się z Takao, nawet jeśli czuł podświadomie, że przyjaciel ma trochę racji, a przede wszystkim stara się przecież pomóc mu w ciężkiej sytuacji. Zamiast docenić to jak należy i słuchać jego porad, zaczyna marudzić mu bez sensu... to zdecydowanie nie było na miejscu.

Problem w tym, że Kuroko był już zwyczajnie nastawiony na najgorsze. Przyzwyczaił się do pecha i wiedział dobrze, że nie odzyska tych pieniędzy, a kolejne problemy zaczną spadać na jego już i tak uginające się od ciężaru pozostałych barki, aż pewnego dnia załamie się zupełnie i skończy ze sobą. Nie będzie musiał się martwić ani o mieszkanie, ani o jedzenie, ani o pracę... ani o bycie kłopotem dla wszystkich swoich bliskich.

Tetsuya nie miał już na nic nadziei.

Ponieważ wiedział, że najzwyczajniej w świecie nie warto jej mieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top