Rozdział 10


Kiedy wszedł ostrożnie do apartamentu, starając się nie narobić hałasu trzymanym w dłoni wiadrem z wodą wymieszaną ze środkami czystości i dezynfekującymi, jego czujność nagle się wzmogła. Wokół panowała ciemność, tak jak być powinno, jednak jego intuicja podpowiadała mu, że coś było nie tak.

A on zawsze jej ufał.

Bezszelestnie odłożył wiadro i, poprawiając grube, gumowe rękawiczki, zaczął ostrożnie stąpać po miękkim dywanie, wyłożonym w korytarzu. Zatrzymał się przy niewielkiej szafce stojącej przy wieszaku i odsunął powoli szufladkę, dobrze wiedząc, że znajdzie tam ASG G17. W ciemności nie widział zbyt wiele, jednak sprawdził zawartość magazynku, przesuwając po nim kciukiem. Wyczuł wyraźnie sześć kul.

Ruszył przed siebie, nerwowo przełykając ślinę i ciesząc się, że ściany apartamentu były dźwiękoszczelne. Wolałby uniknąć starcia z policją, wezwaną przez wrednego sąsiada z piętra niżej.

Dotarł do salonu, jednak nie od razu do niego zajrzał. Wyczuwał, że właśnie to pomieszczenie jest źródłem jego niepewności. Przysunął się więc bliżej ściany, przylegając do niej plecami. Trzymając broń blisko siebie, ostrożnie wyjrzał zza rogu.

Od razu ją zobaczył. Siedzącą na podłodze w kącie ciemną sylwetkę, z ugiętym jednym kolanem. Po dźwięku, który chwilę później nastąpił, można było przypuszczać, że coś pije.

– Chcesz mnie zastrzelić, Shintarou?

Midorima sapnął głośno, ostatkiem woli powstrzymując się przed porządnym przeklęciem. Zacisnął mocno usta, opuszczając broń, a następnie ze złością uderzył ścianę w miejscu, w którym znajdował się kontakt. Jasne światło wiszącego na suficie żyrandolu rozbłysło nagle, oświetlając pomieszczenie.

– Co ty tu robisz?- zapytał twardo zielonowłosy, poprawiając okulary.

– Siedzę na podłodze – odparł Akashi, patrząc na niego jak na głupka.- I piję whisky. Poczęstujesz się?

– Nie o to pytam – warknął mężczyzna, znikając na moment w korytarzu, by po chwili wrócić z wiadrem.- Powinieneś być w pracy.

– Nie poszedłem.

– Bo?

Seijuurou bez słowa wskazał mu zaczerwieniony, nieco opuchnięty policzek – pamiątkę po bójce z blondwłosą prostytutką, którą później oboje pozbawili wnętrzności.

– Wolno ci tak po prostu nie przychodzić?- Midorima postawił wiadro obok kanapy, po czym podszedł bliżej Akashiego i kucnął przed nim.

– Jestem dyrektorem.- Seijuurou wzruszył lekko ramionami i upił solidny łyk alkoholu.

– A upijasz się, ponieważ...?

– Miałem na to ochotę – mruknął niezbyt przekonująco.

– Pozwól, że zadam ci jeszcze jedno pytanie: dlaczego akurat tutaj? Pod tymi drzwiami, pod tą ścianą?

Akashi odwrócił leniwie głowę i spojrzał na drzwi. Westchnął cicho, uśmiechając się jakby melancholijnie, a potem znów się napił, nim odpowiedział nieco bełkotliwie:

– Pilnuję go.

– Pilnujesz?

– Mhm. Chciałbym tam wejść, ale nie mogę mu się pokazać w takim stanie.

– Mu...? Ah.- Midorima wywrócił oczami, w porę przypominając sobie o pewnej szczególnej słabości czerwonowłosego.- Masz zamiar nie wychodzić z domu, dopóki to zaczerwienienie nie zniknie?

– A mam inne wyjście?- Akashi zmarszczył lekko brwi.- Możesz mi dać coś, co przyspieszy tę... regenerację?

Midorima prychnął cicho, podnosząc się. Podszedł do wiadra i uniósł je, pokazując przyjacielowi.

– Przyszedłem po tobie posprzątać.

– Też się bawiłeś.

– Kiedy ja się „bawię", nigdzie nie pozostaje nawet najmniejszy ślad krwi.- Midorima poprawił swoje okulary, z malującą się na twarzy powagą.- Przestań zachowywać się jak rozpieszczone dziecko, idź się wykąpać i spać. A jutro idziesz do pracy. W biurze nie spotkasz przecież swojego kochasia, prawda?

Akashi nie odpowiedział, wpatrując się w niego jedynie znudzonym wzrokiem. Shintarou pokręcił z dezaprobatą głową, po czym wszedł do sypialni czerwonowłosego, zapalając światło. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po podłodze. Dywan wyrzucił już tego rana, jednak mimo to zostało trochę krwi na panelach. Odłożył wiadro, kucając, wyjął z niego dużą gąbkę, po czym zaczął szorować zaschnięte plamy.

Czuł się zirytowany. Nie dlatego, że musiał sprzątać po Akashim, do tego zdążył się już przyzwyczaić – jakby nie patrzeć, Seijuurou był po części środkiem jego dochodów. To dzięki niemu Midorima mógł kupić cały apartamentowiec, jednocześnie zapewniając czerwonowłosemu i sobie prywatną, wyłączną przestrzeń. To, co go irytowało, to zachowanie Akashiego.

Shintarou znał go od dziecka. Wiedział na jakie lekcje chodził, za jakim jedzeniem przepadał, jak lubił się ubierać. Znał każdy centymetr jego ciała, znał wszystkie jego twarze, i wszystkie tajemnice, jakie w życiu skrywał. Wiedział, co jadał na śniadanie, o której kładł się spać, a nawet w jakich godzinach się załatwiał.

Wiedział o nim wszystko.

A jednak nigdy nie spodziewał się, że jego obsesja może przybrać charakter niemal romantyczny.

Kiedy Akashi pokazał mu zdjęcie błękitnowłosego mężczyzny, przedstawiając go jako Kuroko Tetsuya, Shintarou sądził, że chce go zabić. Opowiadał o nim z tak wielką pasją, jak zwykł mówić o swoich przyszłych ofiarach. Kiedy jednak zapytał go, kiedy chce go zabić, Akashi po raz pierwszy, odkąd się znali, zaskoczył go odpowiedzią.

„Nie zabiję go".

Midorima nie mógł w to uwierzyć. Nie rozumiał, dlaczego Seijuurou nie chciał tego zrobić. Dlaczego zaczął tak wiele mówić o mężczyźnie, z którym nie zamienił nawet słowa na gruncie prywatnym, którego obserwował jedynie zza filiżanki kawy.

Czy był w nim zakochany? Shintarou w to wątpił. Poza faktem, że z ust Akashiego nigdy nie padły słowa „kocham go", to mężczyzna szczerze wątpił, by Seijuurou był w stanie pokochać kogokolwiek. „Lubić", owszem. „Pożądać" także. Ale na pewno nie „kochać".

Dlaczego więc poświęcił cały pokój, by wypełnić go zdjęciami błękitnowłosego? Dlaczego rozmawiał z nimi, gotował im, opowiadał o swoim życiu? Skoro nie kochał tego całego Kuroko Tetsuyi, i skoro nie chciał go zabić... to czego chciał?

– Może pójdę z tobą do tej restauracji? Chciałbym się bliżej przyjrzeć temu Kuroko – powiedział kiedyś Shintarou.

– Nie – odparł natychmiast Akashi.

– Dlaczego?

– Bo jeśli zobaczy nas razem, może pomyśleć, że się umawiamy, czy coś.- Seijuurou zmarszczył lekko brwi.- Nie chcę, żeby myślał, iż kogoś mam. Nawet, jeśli nie interesują go mężczyźni.

– Chcesz się z nim przespać?

– Co?- Akashi uniósł spojrzenie znad gazety, którą czytał.

– Po prostu jestem ciekaw, co tak bardzo fascynuje cię w tym facecie. Ciągle o nim opowiadasz, ale nie chcesz go zabić.

– Oczywiście, że nie chcę go zabić.

– Więc czego chcesz? Czego od niego oczekujesz? Seksu? Miłości?

– A czego mogę oczekiwać od mężczyzny, który widzi we mnie tylko klienta?- Seijuurou uniósł jedną brew.

– To ja cię pytam.

– To skończ.

– Nie mogę wiedzieć, o co ci chodzi, czy może sam tego nie wiesz?

– Do czego dążysz?

– Nigdy się tak nie zachowywałeś.

– „Tak", to znaczy jak?

– Sam dobrze widzisz, co się z tobą dzieje – westchnął Midorima.- Dostałeś bzika na punkcie jakiegoś obcego faceta, robisz wywiady na jego temat, masz masę jego zdjęć, ale nie chcesz go zabić i nie twierdzisz, jakobyś coś do niego czuł.

– A co to za różnica?

Wielka, pomyślał zarówno wtedy, jak i teraz, przypominając sobie tamtą rozmowę. Ostatecznie temat został przerwany, Seijuurou nie miał dla niego odpowiedzi. Po prostu przestał się odzywać, a to oznaczało, że bardzo się zdenerwuje, jeśli Midorima nie przestanie zadawać pytań.

Toteż zaprzestał – ale tylko na głos. W jego myślach wciąż one pobrzmiewały, próbując znaleźć właściwą odpowiedź wśród tysięcy wątpliwości.

Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Westchnął ciężko, wracając do szorowania podłogi.

– To twoja sypialnia, jak chcesz, to wejdź - mruknął.

Akashi uchylił drzwi i wyjrzał zza nich, przez dłuższy moment przyglądając się zielonowłosemu.

– Kiedy jedziesz na tę delegację do Brukseli?- zapytał.

– Za dwa tygodnie – mruknął w odpowiedzi.- Nie będzie mnie łącznie przez dwanaście dni, więc powstrzymaj się na ten czas od paskudzenia mieszkania.

Seijuurou wszedł do sypialni, zamknął za sobą drzwi, po czym podszedł do łóżka i usiadł na nim, podpierając dłonie o miękki materac.

– Oglądałem dziś rano wiadomości – powiedział powoli, jakby ostrożnie dobierał słowa.- Znaleźli jakąś rozszarpaną blondynkę na skraju okolicznego lasu. Porzuciłeś tam Alex, czy to była inna dziewczyna?

– Alex?- Midorima poprawił swoje okulary przy pomocy nadgarstka, by nie pobrudzić ich pianą.- Tak miała na imię ta dziwka? Od kiedy pamiętasz ich imiona?

– Tę akurat zapamiętałem – odparł Akashi, przeczesując dłonią włosy i wzdychając lekko.- Mimo wszystko była inna. Trochę wyjątkowa. Przynajmniej w porównaniu do innych. Więc jak? To ty ją tam zostawiłeś?

– Nigdy nie zostawiam po nas śladów – powiedział Shintarou z powagą.- Przekazałem jej ciało Seto, żeby je spalił.

– Seto?- Akashi zmarszczył na moment brwi.- Ah, ten nekrofil... Pewnie nieźle się zabawił z pozostałościami Alex.

– Nie wnikam w jego upodobania, właściwie to gówno mnie one obchodzą, podobnie jak to, co zrobił z tamtą prostytutką. Grunt, że ją na koniec spalił.

– Jak możesz zadawać się z takim psychopatą?- Akashi spojrzał na niego niemal z niesmakiem. Midorima na długo wbił w niego wzrok, zastanawiając się, czy powinien po raz kolejny uświadomić Seijuurou, że on sam nie jest zbyt normalny, czy zostawić ten temat w spokoju.

Ostatecznie postanowił zrobić to drugie, dochodząc do wniosku, że czerwonowłosy będzie zasłaniał się tym, że „wyświadcza światu przysługę, pozbywając się kobiet" i „przynajmniej nie gwałci zwłok".

Zawsze miał usprawiedliwienie.

– Przyniosę ci maść na to zaczerwienienie – powiedział Midorima, wrzucając gąbkę do wiadra i podnosząc się z podłogi.- Do jutra powinno w większej części zejść, przynajmniej na tyle, żebyś mógł iść do pracy.

– No dobra – mruknął Akashi, leżąc na łóżku z głową zwisającą na jego krawędzi. Patrzył jak odwrócony do góry nogami zielonowłosy otwiera drzwi i zatrzymuje się w ich progu.

– Widziałem w salonie tę książkę, którą ci polecałem, „Nikt naprawdę" Herberta. Mówiłeś, że fabuła cię nie zaciekawiła i jej nie wypożyczysz. Zmieniłeś zdanie?

– Kuroko mi ją polecił – powiedział Akashi.- Przeczytałem ją dziś rano. Rzeczywiście, całkiem interesująca.

– Kuroko ci ją polecił?- powtórzył Midorima, odwracając ku niemu głowę.

– Tak – odparł Akashi.

Shintarou mimowolnie zacisnął mocno usta. Nigdy jakoś nie kierowała nim zazdrość, ale tym razem trochę się zdenerwował. Jego stan pogarszał w dodatku fakt, iż denerwowało go samo to, że denerwuje się o taką błahostkę.

– Więc wypożyczyłeś ją tylko dlatego, że on ci ją polecił?- Nie zdołał powstrzymać nieco zbyt jadowitego tonu.

– Tak – odpowiedział spokojnie Seijuurou.- Lubię czytać to, co on. Przyniesiesz mi tę maść? Policzek mnie szczypie.

– Straszne – mruknął Shintarou, po czym wyszedł z sypialni, zamykając za sobą drzwi.

Akashi został sam. Westchnął cicho, odwracając głowę i wbijając spojrzenie w odwróconą szafę. Nie przepadał za siedzeniem w mieszkaniu, lubił swoją pracę, lubił posiłki w restauracji Yokozuna, lubił wychodzić gdziekolwiek, albo jeździć na wieś. Teraz jednak czuł się jak więzień własnego domu. Do tej pory nikomu nie udało mu się chociaż go drasnąć, ale teraz, gdy miał opuchnięty policzek, nie chciał wychodzić na zewnątrz. Nie tylko dlatego, że ludzie głupio by się na niego gapili, ale też z powodu Kuroko – mógłby przecież gdzieś wpaść na niego, zupełnie przypadkowo. Nie miał zamiaru pozwolić na to, by Tetsuya zobaczył go w tym stanie. Czuł się brzydki, niemal odrażający. Z całą pewnością by mu się nie spodobał.

Nie pozostawało mu więc nic innego, jak czekać.

Czekać, aż znów będzie mógł go zobaczyć.

***

Kuroko wiedział, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Kiedy wieczorem oddawał Hanamiyi zapasowe klucze do restauracji, które dostał od Genty, był pewien, że już nic go nie uratuje.

Tego dnia zupełnie stracił humor, nawet klienci mogli dostrzec to przez słaby i wyjątkowo sztuczny uśmiech, jakim błękitnowłosy starał się ich mimo wszystko obdarzać. Zrezygnował z wyjścia na miasto z Mayuzumim, choć nie musiał mu tego nawet mówić – Chihiro sam dobrze wiedział, że na chwilę obecną Kuroko nie bardzo nadaje się na dobrego towarzysza. Tetsuya wrócił więc samotnie do swojego małego mieszkania, wiedząc, że czeka go długie rozmyślanie i planowanie najbliższej przyszłości, malującej się raczej w szarych barwach.

Po gorącym prysznicu, ubrany w ciepłą piżamę, usiadł na kanapie w salonie i sięgnął po komórkę oraz wizytówkę, którą dał mu Akashi. Nie miał ani chwili do stracenia, musiał jak najszybciej podnieść swoją pensję i wyprowadzić się, nim właściciel bloku, Kakuchi, dowie się o zniknięciu Takeuchiego.

Wystukał numer podany na odwrocie wizytówki, po czym, wzdychając i przecierając dłonią twarz, wybrał połączenie.

– Tak, słucham?- odezwał się łagodny, męski głos.

– Dobry wieczór, czy dodzwoniłem się do pana Kise Ryouty?

– Mhm, zgadza się. Z kim mam przyjemność?

– Mówi Kuroko Tetsuya, dostałem pańską wizytówkę od...

– Akashicchiego Seijuurou, już kojarzę.- Mężczyzna zaśmiał się lekko.- Czekałem na pański telefon. Cieszę się ogromnie, że zdecydował się pan na moje kursy. Bo, jak rozumiem, to właśnie w tej sprawie pan dzwoni.

– Tak, dokładnie.- Kuroko uśmiechnął się smętnie.- Chciałem uzgodnić z panem kilka szczegółów, o ile nie jest pan w tej chwili zajęty.

– Nie, nie, absolutnie.- Kuroko zmarszczył lekko brwi, słysząc w słuchawce plusk wody. Czyżby ów Kise brał właśnie kąpiel? I mimo to chciał rozmawiać?

– Dobrze, w takim razie...- Tetsuya na chwilę zagubił się we własnych myślach.- Może mi pan powiedzieć jak długo trwają takie kursy? Nie ukrywam, że zależy mi na czasie...

– Oh, spokojna głowa, jeśli spodziewa się pan kilku tygodni nauki, to nic bardziej mylnego. Kursy, które prowadzone są w mojej szkole, trwają łącznie trzydzieści godzin dydaktycznych, czyli tych po pięćdziesiąt minut*.- Kuroko znów usłyszał plusk wody, tym razem nieco głośniejszy.- Szczerze mówiąc, mamy kilka „trybów" prowadzenia zajęć, ale skoro, jak pan mówi, zależy panu na czasie, proponuję ten najszybszy i jednocześnie najbardziej intensywny, to znaczy: lekcje teoretyczne w piątek popołudniu, oraz praktyka w sobotę i niedzielę, między ósmą a dwudziestą.

– Rozumiem, że ten tryb jest droższy?- mruknął Kuroko, drapiąc się w głowę.

– Niestety. Normalnie zapłaciłby pan st...ekhe ekhe!- Kise nagle zakaszlał gwałtownie, pluskając głośniej wodą.- P-proszę wybaczyć – mruknął po chwili.- Akashicchi wspominał, że jest pan naprawdę uzdolniony, a ja zwykłem wierzyć mu na słowo. Dlatego proponuję panu osiemnaście tysięcy jenów** za cały kurs.

– Uhm... jest pan pewien, że może pan zjechać z ceny aż do tego stopnia?

– Tak jak mówiłem, ufam Akashicchiemu, on zawsze wie, co mówi. Czy cena wciąż jest dla pana za wysoka...?

– Nie, nie, nie.- Kuroko pokręcił pospiesznie głową.- Po prostu... wciąż nie czuję się najlepiej z myślą, że daje mi pan taką zniżkę tylko ze względu na zasłyszaną od Akashiego-san pochwałę...

– Hmm...- W słuchawce rozległ się kolejny plusk.- Wszystko okaże się podczas kursu. Jeśli będzie pan uważnym słuchaczem i pilnym „uczniem", to z całą pewnością zostanie pan doskonałym baristą.

– Ja... z największą przyjemnością skorzystam z pana oferty – powiedział Tetsuya z cichym westchnieniem.- Czy ten „tryb" odbywa się już w ten weekend?

– Tak, zgadza się. Prowadzę je osobiście, więc zapewniam, że zdobędzie pan wiedzę i doświadczenie na wysokim poziomie.

Kuroko uśmiechnął się lekko, słysząc to. Uwielbiał skromnych ludzi.

– Będę musiał jeszcze zadzwonić do szefa i poprosić o wolne... W jaki sposób mogę się zapisać?

– Jeśli to panu nie przeszkadza, prosiłbym, by po prostu się pan u nas zjawił, ponieważ zapisy są tylko internetowe, a w formularzu należy zaznaczyć tryb, a po zapisie wpłacić całą kwotę na nasze konto, nie ma tam do zaznaczenia opcji zniżki. Sam pan rozumie, automatyczne odbieranie kwoty, nowa technologia.- Kise westchnął ciężko.- Z komputerami ciężko się dogadać. Dlatego lepiej, jeśli przyjdzie pan osobiście i na miejscu pana zapiszę.

– Dobrze, nie ma problemu. Płatne z góry, tak?

– Mhm. Chyba, że to dla pana problem, to możemy rozłożyć na raty...

– Nie, nie ma takiej potrzeby – powiedział Tetsuya.- Chciałem się tylko upewnić, czy mam zapłacić w piątek, czy w niedzielę. Ah, właśnie... czy powinienem coś ze sobą przynieść? Jakiś, uhm... zeszyt, czy coś?

– Tak, może się panu przydać w piątek podczas omawiania teorii, chociaż przyznam szczerze, że to tylko zwykłe przynudzanie o historii kawy, początków zawodu baristy i takich tam. Z ważnych punktów piątkowej nauki jest tylko budowa ekspresu i młynka.

– Rozumiem. Wezmę, tak na w razie czego. Uhm... to chyba wszystko, o co chciałem zapytać.

– Jeśli będzie pan miał jeszcze jakieś pytania, to proszę się nie wahać i dzwonić.

– Dziękuję panu bardzo, Kise-san. Przedzwonię do szefa i zapytam o wolny weekend. Czy ten tryb odbywa się w każdym tygodniu?

– Tak, zgadza się, i każdy jest prowadzony przeze mnie.

– W takim razie, jeśli to panu nie przeszkadza, zadzwonię do pana jutro z informacją, czy zjawię się w ten piątek.

– Nie ma problemu, będę czekał za telefonem.

– Jeszcze raz bardzo panu dziękuję. Do usłyszenia.

– Do usłyszenia!

Kuroko rozłączył się i westchnął ciężko, przygotowując się psychicznie na wykonanie kolejnego telefonu – tym razem do swojego nowego szefa. Zgodnie z jego obserwacją, oraz zdaniem innych pracowników Yokozuny, był to raczej twardy facet z zasadami, w dodatku uparty i wymagający. Kuroko modlił się w duchu, by przystał na jego prośbę.

– Hanamiya przy telefonie – rzucił do słuchawki.

– Hanamiya-san, z tej strony Kuroko Tetsuya – powiedział błękitnowłosy z nieco ściśniętym gardłem.

– Kto?

– Ehm... pana pracownik.

– Ah, to ty. O co chodzi?

– Proszę mi wybacz, że dzwonię o tej porze, ale mam do pana pewne zapytanie.

– Po prostu się streszczaj, Kuroko...

– Dał pan wszystkim pracownikom dwa dni wolnego, żeby wyremontować Yokozunę, ale... potrzebuję jeszcze sobotę i niedzielę wolne, ponieważ chciałbym iść na ten kurs baristy, o którym panu wspominałem.

– Ile on trwa?

– Od piątku popołudniu przez całą sobotę i niedzielę. Łącznie trzydzieści godzin dydaktycznych.

– A potem?

– To specjalny tryb, trwa tylko te trzy dni.

– Czyli w poniedziałek widzę cię z dyplomem, czy innym gównem, tak?

– Uhm... nie wiem, czy wyrabiają to tak od razu, ale jeśli się uda, to tak.

– Normalnie bym cię za drzwi wyjebał za takie coś, no ale niech ci będzie. Shougo mówił, że masz zostać. Idź na te kursy i nie wracaj bez dyplomu.

– Dzię...- Kuroko urwał, słysząc w słuchawce sygnał zakończonego połączenia. Znowu westchnął, odkładając komórkę na stolik, a potem opadł ciężko na kanapę, przecierając dłońmi twarz.

Osiemnaście tysięcy jenów, dwa dni od ósmej do dwudziestej przed ekspresem do kawy, a do tego subtelna groźba wyrzucenia z pracy, jeśli nie ukończy pozytywnie kursów. A jeśli tak się rzeczywiście stanie, czeka go również bezrobocie, a potem bezdomność. Wyglądało na to, że w jego życiu pojawiało się coraz więcej „bezów"...

Wgapił się bezmyślnie w sufit, nasłuchując przejeżdżających za oknem samochodów. Było tyle rzeczy, których pragnął: przytulne, niewielkie mieszkanko, jakiś tani samochód, porządny facet przy boku, dobrze płatna praca... i może jeszcze laptop. Oh, tak – przydałby mu się laptop, z racji tego, że poprzedni zostawił w Okayamie.

Jego życie nieustannie się sypało, a on nie miał nawet możliwości z kimkolwiek o tym porozmawiać. Nie miał nikogo, kto mógłby go wesprzeć czy pocieszyć dobrym słowem. Pozostali pracownicy Yokozuny mieli własne problemy. Kagamiemu powoli umierał ukochany chłopak, Momoi spłacała niekończące się długi zmarłych rodziców, Takao prawie wszystkie pieniądze oddawał niepełnosprawnej siostrze, a Chihiro zbyt wiele łączyło ze światem przestępczym, by mógł wrócić do normalności.

Życie coraz bardziej dawało im wszystkim w kość, oplątywało ciasno ich ciała jak ciernie, bezlitośnie wbijając swe kolce mocniej i mocniej, nasilając uścisk za każdym razem, gdy próbowali się oswobodzić. Kuroko zastanawiał się, jak wiele kolców zostanie w jego ciele, nim się uwolni.

Oczywiście, o ile w ogóle mu się to uda.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top