Prolog

Ba Sing Se to piękne miasto. Wolne od wojny, walk i bitew. Król był dobrym władcą, a miasto funkcjonowało na pozór idealnie. Ludziom niczego w nim nie brakowało. Było wolne od magów ognia, a wszyscy mieszkańcy żyjący w nim, zapomnieli o panującej wojnie. Agenci Dai Li znajdowali się na każdym kroku i pilnowali porządku w mieście, dzięki czemu ludzie czuli się bezpiecznie. Ba Sing Se było złotym miejscem, w którym panował ład i umiar. Nikt nie mógł narzekać na warunki i poziom życia, ponieważ w odróżnieniu od innych miast, tutaj był bardzo wysoki. Niestety, nie każdy uważał, że w Ba Sing Se było cudownie. Oczywiście, zdarzały się wyjątki.

Sokka był rozdrażniony odkąd pojawił się w tym cudownym mieście. Miał wrażenie, że w nim nie było niczego, z wyjątkiem murów. Wielkie, kamienne ściany, które miały na celu obronić mieszkańców od niebezpieczeństwa, tylko oddzielały ich od siebie, a tajemnice i niewypowiedziane słowa, błąkały się pomiędzy nimi. Według Sokki, górny i dolny pierścień był ułudą. Ludzie byli podzieleni na biednych i bogatych, co bardzo zarysowywały mury miasta. W górnej części wydawało się, że jest bezpiecznie, natomiast w dolnym pierścieniu, mieszkańcy czasami czuli strach związany z wyjściem na ulice. Niestety, Joo Dee wszystko opowiadała nowo przybyłym tak, aby przekonać ich, że w Ba Sing Se jest wspaniale i nic złego się nie działo. Sokka miał swój instynkt i dobrze znał realia życia. Zasady, które panowały w tym mieście, nie odpowiadały mu, dlatego chciał stąd jak najszybciej zniknąć.

Nastolatek zdawał sobie sprawę, że fizyczne mury nie były jeszcze tymi najgorszymi. Na pozór wydawały się niezniszczalne, ale wiedział, że gdyby ktoś się postarał, to mógłby je zburzyć. Drugim murem były zakazy i nakazy panujące w mieście. One zdawały się być natomiast nie do zniszczenia. Ustanowił je król, wraz z mniej ważnymi rządzącymi w mieście. Ich nie mogli "przeskoczyć".

Przyjaciele, gdy wychodzili na ulice miasta, czuli się obserwowani przez agentów Dai Li na każdym kroku. Joo Dee często ich odwiedzała tylko po to, aby powiedzieć, że złamali prawo.

Odkąd Sokka i jego przyjaciele dotarli do Ba Sing Se, mieli wrażenie, że nic nie szło po ich myśli. Od dnia przyjazdu, po dziś dzień szukali Appy i próbowali rozmówić się z królem. Nic im się nie udawało, nawet nie widzieli postępu w swoich działaniach. W znacznym stopniu przeszkadzały im w tym regulaminy. Joo Dee kazała im czekać na audiencję u króla. Niestety, nie było wiadomo, kiedy dokładnie miała się odbyć, a przyjaciele nie mieli czasu. Mimo wszystko, jednak musieli go znaleźć. O ile drużyna avatara mogła okazać swoją cierpliwość, tak nie wiedzieli, czy Władca Ognia Ozaii im ją okaże.

Sokka jako że był najstarszy w grupie, czuł się odpowiedzialny za spotkanie z królem. Przez to, że nie mogli do niego dotrzeć, był podminowany. Za każdym razem, gdy odwiedzała ich Joo Dee, czuł, że jego krew zaczynała wrzeć. Nie raz zamknął jej drzwi przed nosem, nawet gdy nie skończyła mówić. Jej opanowanie doprowadzało go do szału, a Joo Dee zdawała się nie rozpoznawać jego emocji.

Syn Hakody, mimo wszystkiego co czuł, miał świadomość tego, że nigdy nie był w tak wielkim mieście. Była to dla niego nowa sytuacja. Prawie całe swoje życie spędził w Południowym Plemieniu Wody, które było małą wioską. Zachwycał się nawet Oma-Shu - miastem, które w porównaniu do Ba Sing Se było niczym. Między innymi to właśnie dlatego, Soka nie mógł się przyzwyczaić do tego miejsca. Było ogromne, a jego wielkość pokrywała się z ilością praw.

Nastolatek wiedział, że jeśli będzie tu zbyt długo, stanie się jak pozostali mieszkańcy - a to nie mogło się wydarzyć.

Nie mógł mieć wypranego mózgu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top