9. Polecenie

Solette dawno nie czuła się tak podle, jak dziś. Nie wiedziała co miała ze sobą zrobić. Czuła wielką, wyżerającą bezsilność i smutek. Zyskała przyjaciół, a teraz ich straciła i nic nie zwiastowało na to, żeby ich odzyskała.

Jeśli Long Feng chciał ją złamać, to udało mu się to.

Szatynka czuła się rozdarta. Skrajne emocje nią szargały. Chciała krzyczeć z całych sił i podpalić całe miasto za to, co zrobił jej mężczyzna. Czuła, że nie zasłużyła na takie traktowanie. Gdyby o wszystkim dowiedzieliby się jej rodzice, to wiedziała, że na pewno Long Fengowi nic by się nie stało. To był właśnie ten powód, dla którego zachowywała milczenie.

Solette miała ochotę płakać. Jeden, ważny dla kraju, mężczyzna zniszczył jej szczęście. Całe życie marzyła o prawdziwych przyjaciołach. Mimo to, Solette wiedziała, że niedługo jej przejdzie, ale dopiero co straciła przyjaciół i musiała się do tego przyzwyczaić. Potrzebowała czasu.

Solette starała się myśleć, że dobrze postąpiła wybierając odtrącenie drużyny avatara. Cały czas się o to obwiniała, ale poniekąd, nie miała innego wyboru. Musiała podjąć taką decyzję. Zrobiła co mogła i nic nie można z tym zmienić.

Odkąd dziewczyna wyjawiła przyjaciołom "prawdę", to godziny ciągnęły się jej niemiłosiernie. Niepotrzebnie się zadręczała, ale nie mogła znaleźć innego zajęcia. Wszystko co robiła wydawało się jej że jest bezcelowe i nie mające sensu.

Wieczorem, gdy zbliżała się godzina występu, Solette przyszykowała się i wyszła z domu. Z jednej strony cieszyła się, że będzie musiała zająć się czymś konkretnym, a z drugiej strony bała się, że Sokka będzie chciał wyjaśnień. Wyjaśnień, których ona nie będzie mogła mu dać.

Dokładnie o godzinie dwudziestej, dziewczyna zaczęła śpiewać na placu. Wkładała w to więcej emocji niż zwykle. Miała wrażenie jakby "popłynęła" chociaż to nie było do końca dobre słowo.

Ta jedna godzina zdawała się jej minąć w zawrotnym tempie. Nie skupiła się na niczym innym niż na swoim głosie i tekstach piosenek wywodzących się z Królestwa Ziemi.

Solette tym razem nie skupiła się na widowni. Wiedziała, że nie musiała uważać, ponieważ agenci Dai Li byli w pobliżu. W dodatku, sam Long Feng chciał poznać jej odpowiedź, dlatego dziewczyna musiała być żywa. Dzięki temu w stu procentach wiedziała, że nic jej nie zagrażało.

Gdy dziewczyna skończyła śpiewać, poczuła się wolna. Miała wrażenie jakby uwolniła się od negatywnej energii. Po chwili ludzie zaczęli się rozchodzić, a ona stała dalej na swoim miejscu. Niektórzy wrzucali jej pieniądze do puszki, a inni bez słowa odwracali się i ruszali w tylko im znanym kierunku.

Po chwili Solette ujrzała Momo. Dziewczyna zmarszczyła czoło i wpatrywała się w zwierzaka należącego do avatara.

- Co on tu robił?

Momo stanął przy nogach dziewczyny i zaczął ciągnąć jej sukienkę. Solette schyliła się, aby odciągnąć od siebie zwierzaka. Gdy to robiła, zauważyła, że miał przyczepiony rulonik papieru na wstążce. Solette z niepewnością wyciągnęła go. Nie wiedziała czy mogła.

- Jeśli masz problemy, spójrz w niebo na pięć sekund.

Nastolatce poczuła się zbita z tropu. Zależało im. Solette poczuła ciepło, które pochodziło z jej wnętrza. Zrobiło się bardzo miło i nie mogła tego zaprzeczyć. Bez wahania wykonała polecenie. W końcu poczuła się ważna dla kogoś. Przyjaciele zrozumieli ją.

Gdy Solette skończyła wpatrywać się w niebo, spojrzała przed siebie. Kilka metrów przed nią stała Katara. Solette spojrzała się prosto w jej oczy. Dziewczyna wydawała się jej być z jednej strony obojętna, a z drugiej zatroskana.

Solette przez kilka sekund biła się z myślami. Ostatecznie na jej oczach podarła kartkę i przegoniła Momo. Zwierzak był zdziwiony jej zachowaniem. Początkowo nie chciał od niej odchodzić, ale koniec końców, poszedł do Katary i wspiął się na jej ramię.

Solette już po chwili zaczęła odchodzić. Wiedziała, że zbyt długie przebywanie w tym miejscu mogło skutkować zainteresowaniem Dai Li.

Dziewczyna z Południowego Plemienia Wody nie zamierzała jej odpuścić.

- Jak mogłaś! Zaufaliśmy ci! - Krzykneła Katara, na co Solette się odwróciła. Musiała przyznać, że zachowanie Katary bardzo ją zdziwiło. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Solette ujrzała wodę, która zmierzała w jej stronę. Już po chwili została przyciśnięta lodem do ściany budynku.

- Ludzie nie są tacy na jakich wyglądają. - Powiedziała Solette nie za bardzo wiedząc co Katara chciała usłyszeć. Nie rozumiała jej, ani jej zachowania.

- Może inni się nabrali, ale ja nie. - Powiedziała dziewczyna z Południowego Plemienia Wody.

Ostry ton głosu zdziwił jeszcze bardziej Solette niż wcześniej.

- Co się właśnie działo?

- Zostaw mnie w spokoju! - Krzyknęła Solette zapominając o radości, którą wcześniej czuła. Jednak nie miała przyjaciół. Rozczarowanie jeszcze bardziej bolało niż strata.

Katara spojrzała się prosto w oczy Solette. Były puste i nie wyrażały żadnej emocji. Przez chwilę nawet zrobiło jej się żal. Po chwili wygoniła tę myśl z głowy. Katara schowała wodę z powrotem do bukłaka. Przez to, Solette runęła prosto na ziemię.

- Jesteś żałosna.

Solette nie skomentowała tego w żaden sposób. Otrzepała się z niewidzialnego kurzu i odeszła w stronę pałacu.

- Jestem zdumiony twoją postawą. Nie myślałem, że podołasz. - Powiedział Long Feng.

- Musiałam. - Zimny ton głosu nastolatki opuścił jej gardło. - Już więcej się z nimi nie zobaczę.

Long Feng stanął i podrapał się po brodzie. Wymownie spojrzał się na Solette.

- Dobrze. - Stanął przed nią i wpatrywał się prosto w jej oczy. - Sekret twojej rodziny jest bezpieczny. Nikomu nie powiem. Zresztą, pewnie jesteście tylko żałosnymi magami ognia. Bez ćwiczeń, to nawet zapałki nie potraficie podpalić.

Ogień w sercu Solette buchnął. Czuła ciepło w swoim ciele i miała wrażenie, że za chwilę stanie się chodzącą pochodnią. Long Feng nie miał prawa tak mówić. On sam dopuszczał się niemoralnych czynów i była niemal pewna, że pracował z innymi magami ognia. Ukrywał więcej niż ktokolwiek inny.

- Opanuj się, nie wybuchaj. To tylko człowiek. Jak go podpalisz będziesz miała problemy, a tego on właśnie chce. - Starała się przemówić sobie w myślach.

Long Feng spojrzał się na nią w oczekiwaniu. Podły uśmiech widniał na jego twarzy i nic nie wskazywało na to, żeby miał zejść.

- Czy to już wszystko? - Szeroki sztuczny uśmiech pojawił się na jej twarzy.

- Przysięgam, że zaraz nie wytrzymam.

- Tak, możesz już iść.

Nastolatka oddaliła się biorąc głębokie oddechy. Mało brakowało a by go zabiła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top