6. Jedna z prawd
— Dzięki, że przyszedłeś. — Solette uśmiechnęła się lekko, patrząc prosto w oczy Sokki.
— Nie ma sprawy, w końcu się umówiliśmy. Jakim byłbym facetem, gdybym cię wystawił? — odpowiedział z szerokim, niemal rozbrajającym uśmiechem.
— Żadnym. — Zaśmiała się cicho, rozluźniając się nieco. — Jak ci minął dzisiejszy dzień?
Sokka wzruszył ramionami, wciąż trzymając na twarzy ten swój charakterystyczny uśmiech.
— Właściwie to nijak. Wstałem, poszedłem do łazienki, później do kuchni, a jeszcze później do salonu. Jestem prostym chłopakiem mającym proste potrzeby.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— A ty? Co robiłaś?
Na ostatnie pytanie w oczach dziewczyny pojawił się błysk.
— Wstałam, poszłam do łazienki, następnie do kuchni, a na końcu do salonu. Jestem prostą dziewczyną. — Zachichotała.
Sokka nie mógł się powstrzymać i wybuchnął śmiechem. Dopiero gdy usłyszał swoją, skopiowaną wypowiedź mógł ją osądzić. Była powalająco prosta.
— No proszę, wygląda na to, że jesteśmy stworzeni dla siebie.
Solette roześmiała się jeszcze głośniej, zakrywając usta dłonią.
— Możliwe, ale mam nadzieję, że masz bardziej ambitne plany na resztę dnia.
— Cóż, w tej chwili polegają głównie na rozmowie z tobą. — Sokka odpowiedział z udawaną powagą, ale w jego oczach pojawił się figlarny błysk.
— W takim razie chyba powinnam czuć się wyjątkowo. — Solette odwzajemniła spojrzenie, próbując powstrzymać uśmiech, który mimowolnie wkradał się na jej twarz.
— Powinnaś. — Sokka rzucił to tak naturalnie, że na chwilę zapadła cisza.
Solette spojrzała na niego z nieco zaskoczonym wyrazem twarzy, a potem odwróciła wzrok, udając, że skupia się na czymś w oddali.
— No dobrze, panie prosty chłopaku, to co zamierzasz zrobić, żeby ten dzień był mniej... prosty? — zapytała, przenosząc spojrzenie z powrotem na niego.
Sokka uśmiechnął się tajemniczo.
— Jeszcze coś wymyślę. Ale gwarantuję, że ci się spodoba.
— W to nie wątpię — uśmiechnęła się miło, a między nimi zapadła chwila ciszy.
— Masz jakiś przyjaciół w tym ogromnym Ba Sing Se? — zapytał Sokka przerywając ciszę. Spojrzał się prosto w jej oczy.
— Mam jedną zaufaną przyjaciółkę - Althę. Reszta ludzi, to tylko znajomi. Niewiele znaczący.
— Ej a ja?! — Sokka poczuł jakby dostał kamieniem w czoło.
— Jesteś pomiędzy znajomym a przyjacielem. Czas pokaże. — Wzrusza ramionami i spojrzała się w niebo. — Lubisz może wróżbiarstwo?
Sokka niemal się udławił, gdy usłyszał to pytanie.
— Miałem do czynienia z jedną wróżbiarką. Uważała, że wulkan wygasł, a podczas mojej obecności w jej wiosce, wybuchł.
Sole zakryła usta próbując się głośno nie roześmiać.
— Nie mówiąc już o tym, że przepowiedziała to z chmur.
Solette wybuchnęła głośnym śmiechem i nie mogła się opanować. To było dla niej za mocne.
— Wiedziałam, że nie masz nudnego życia. — Powiedziała, gdy nieco się uspokoiła. — I ty próbowałeś się przed tym bronić. — Posłała mu znaczący uśmiech.
— Taa, trochę tego było. Opowiem ci w przyszłości, gdy będzie więcej czasu, ponieważ prawie jesteśmy na miejscu. — Sokka zrobił trzy kroki do przodu i stanął. — Jesteśmy na miejscu.
Solette zobaczyła domek jednorodzinny. Był ładny i zadbany. Niewiele się różnił od niej. W zasadzie to każdy wyglądał podobnie.
— Chodź, stoimy przed posesją, a nie na niej. — Nastolatek pociągnął ją za ramie i dopiero wtedy dziewczyna zaczęła iść.
— Czy to jest na pewno dobry pomysł? — Zapytała Solette stojąc przed drzwiami należących do domu Sokki i jego przyjaciół.
Nastolatka była pełna obaw. Miała wrażenie, że nie porozumie się z jego przyjaciółmi. Nie była pewna dlaczego tak myślała. Sokka twierdził, że przedstawił ją w dobrym świetle, ale nie miała pojęcia jak ostatecznie ją odbiorą. Solette najbardziej przerażały dziewczyny. Twierdziła, że osoby właśnie tej płci są najbardziej nieobliczalne. Nigdy nie było pewne do czego potrafią się posunąć. Często też miała problem z rozgryzieniem ich.
— Jesteś pewny, że Toph mnie polubi? — Zapytała z zawahaniem. Aanga już poznała i wydawało jej się, że wzbudziła w nim swoją sympatię. Miała nadzieję, że jej odczucia były właściwe.
— Jasne, że tak. — Sokka szarpnął za klamkę od drzwi. Gdy otworzył je szeroko, lekko popchnął dziewczynę do przodu, aby weszła do środka.
Gdy Solette znalazła się we wnętrzu domu, bardzo się zdziwiła. Nie spodziewała się takiego wyglądu. W pomieszczeniu nie było zbyt wielu mebli, mogłaby powiedzieć, że nie było ich wcale. Kilka pospolitych obrazów wisiało na ścianach, a na podłodze znajdował się duży zielony dywan. Obok niego leżały porozrzucane maty. Gdzie nie gdzie ujrzała jakąś roślinę i to było wszystko. Ta "bieda" była dla niej jak zderzenie się ze ścianą ‐ rzeczywistością.
— Hej Solette. — Dziewczyna otworzyła szeroko oczy widząc poznanego chłopaka wczoraj. Siedział na kuli powietrza. W ciągu kilku sekund przemierzył na niej cały pokój. Dziewczyna oprzytomniała dopiero, gdy chłopak stanął przed nią i podał jej dłoń. Solette szybko się zreflektowała i ukłoniła się.
— Avatarze, to wielki zaszczyt. — Powiedziała ze stoickim spokojem. Dokładnie tak, jak nauczyli ją rodzice witać się z ważnymi gośćmi.
Aang posłał jej krzywy uśmiech. Nigdy nie lubił tego określenia.
— Proszę, mów mi Aang. Wybacz, że wczoraj nie powiedziałem ci kim jestem. — Chłopak posłał jej krzywy uśmiech.
— Rozumiem, nie musisz mi się przed niczym tłumaczyć. — Powiedziała z ciepłym uśmiechem Solette. Aang nie był pewny czy rozumiała jego pobudki, ale z uśmiechem skinął głową.
— Wczoraj na balu się ujawnił. Nie rozpoznałaś go? — Zapytał Sokka uważnie się jej przyglądając. Po raz pierwszy spojrzał się na nią swoim czujnym okiem. Miał wrażenie, że coś w jej zachowaniu było niepokojącego. Jej zachowanie wydało mu się dziwne.
— Wczoraj? — zapytała z szokiem nie przypominając sobie podobnej sytuacji. Jedynie słyszała, ze młody Avatar był na spotkaniu. Nic poza tym.
— Tak wczoraj, jak się pożegnałaś — powiedział bacznie obserwując ją.
— Poszłam do toalety? — zapytała starając przypomnieć sobie co takiego robiła, że przegapiła tak spektakularne wydarzenie. — W każdym razie, jak już musiałam zacząć śpiewać, szukałam was. Przepadliście jak kamień w wodzie. Gdzie byliście? — Solette posłała im pytające spojrzenie.
Chłopacy milczeli i byli zakłopotani.
— Nie pracowaliście jako tragarze, ani kelnerzy, prawda? Po prostu się wkręciliście? — Zapytała mając nadzieję, że nie miała racji.
— No... — Aang podrapał się po karku.
— Tak było — powiedział Sokka, a serce Solette niespokojnie zabiło. Chłopak zauważył jej reakcję.
— Mogło się wam coś stać, a mimo wszystko zaryzykowaliście. — Solette starała się przybrać spokojny ton głosu, co kiepsko jej wyszło. — Było to chociaż warte zachodu? — Dziewczyna nie skrytykowała ich tylko zapytała jak im poszło. Stwierdziła, że nie będzie ich karcić za złe zachowanie. Tak nie wypadało, szczególnie, że mogli mieć bardzo ważne pobudki. W końcu to był avatar.
— Właściwie to nic się nie zmieniło. Jedynie agenci są ciągle za naszymi plecami. — Powiedział całkiem spokojnie Aang, a dziewczyna omal nie zemdlała. Czuła jak zaczęło się jej robić słabo.
— To niedobrze. — Powiedziała Solette cicho. Mimo to, chłopacy ją doskonale usłyszeli.
— Wróciłyśmy. — Nagle do uszu nastolatki doszedł obcy głos.
Solette odwróciła się w tym kierunku i zobaczyła dwie, młode dziewczyny. Jedna z nich mogła być w jej wieku, lub rok młodsza. Miała ciemne włosy, które związała w długi warkocz. Na sobie miała niebieską sukienkę z krótkim rękawem.
— Plemienna. — Pomyślała Solette.
— O Sokka! W końcu kogoś przyprowadziłeś! — Krzyknęła druga dziewczyna. Była niska, w zielonej sukience. Luźne kosmyki opadały na jej twarz. Na stopach nie miała butów. Gdy Solette to spostrzegła, od razu wiedziała z kim miała do czynienia.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Toph leżałaby martwa. Chłopak był czerwony na twarzy na co Solette zachichotała. Podała każdej z przyjaciółek avatara rękę na przywitanie, wypowiadając swoje imię. Powiedziała im coś jeszcze, że miło je poznać.
Katara zlustrowała dziewczynę od góry do dołu. Sokka inaczej przedstawił jej wygląd, przez co delikatnie się zdziwiła.
— Jesteś jedną z tych rozkapryszonych księżniczek? — Zapytała Toph bez ogródek widząc jej zachowanie. Była wyuczona dobrych manier tak samo jak ona. Chciała wiedzieć czego się spodziewać.
— Nie wiem jak mnie ludzie odbierają, aczkolwiek wolałabym nie. — Zachichotała Solette.
— Chodź, pokażę ci nasze mieszkanie. — Powiedział Aang i zaczął prowadzić nowo poznaną dziewczynę.
— Jest w niej coś... niepokojącego. — Powiedziała Toph i krzywo się spojrzała na śmiejącą się wraz z Aangiem dziewczynę.
— Zgadzam się. — Powiedziała Katara i odwróciła się w stronę Sokki. — Gdzie ją poznałeś?
— Na placu. Śpiewa tam codziennie. To jej praca, którą załatwił jej tata.
— Ciekawe. — Powiedziała Katara. — Hej Solette, mogę z tobą chwilę porozmawiać?
— Jasne. — Powiedziała ciemnowłosa i ruszyła w stronę Katary. — O czym?
Córka Hakody nie odpowiedziała. Chwyciła Solette za przedramię i zaczęła prowadzić ją do pokoju.
— Jak długo jesteś w mieście? — Zapytała Katara marszcząc brwi.
— Dobre pięć, sześć lat. — Powiedziała Solette z przymrużonymi powiekami. — Sześć.
— Wiesz o tym, że panuje wojna? — Zapytała Katara marszcząc brwi.
Solette niemal od razu zaczęła ją uciszać.
— Nie możesz o tym mówić na głos. — Solette krzyczała szeptem, o ile było to możliwe. Była bardzo poddenerwowana.
— Dlaczego? Coś ukrywasz? — Zapytała Katara uważnie patrząc się na dziewczynę. Dobrze wiedziała, że oczarowała Sokkę, tak jak ją Jet kiedyś. Nie mogła pozwolić, aby przypadkowa znajomość znowu coś istotnego zepsuła.
— Nie! — Tym razem krzyknęła.
Sokka, Aang i Toph zaciekawieni podeszli pod drzwi. Podsłuchiwali ich rozmowę, mimo że każdy z nich wiedział, że nie powinien.
— Dai Li są niebezpieczni. Moja ciocia kiedyś im się sprzeciwiła i wiesz jak skończyła? Jako Joo Dee! — Solette mówiła szeptem. Dopiero ostatnie zdanie prawie jej się wyrwało i głośno krzyknęła. Na szczęście, ostatecznie się powstrzymała.
Toph szeroko otworzyła oczy.
— Wczoraj zostaliście przyłapani. Nie macie pewności jak wiele agenci Dai Li o was wiedzą; ale wierzcie mi, śledzą każdy wasz ruch. — Na chwilę zatrzymała się, ale po chwili kontynuowała. — Błagam oni są niebezpieczni, uważajcie na siebie.
— Zrobili ci coś? — Zapytała Katara, a widząc rzednącą minę Solette zaniepokoiła się. Po chwili nastolatka zaczęła kręcić głową.
— Mi nie — powiedziała, a Katara odetchnęła z ulgi.
Toph zaczęła wszystko rozumieć. Dziewczyna nie była wcale taka zwyczajna. Ukrywała coś przed światem i za nic nie chciała, żeby to się wydało. Solette nie jest zwykłą obywatelką za jaką się podawała. Dużo wiedziała i nie ma wypranego mózgu.
Sokka nie wytrzymał i otworzył drzwi. Przeszedł przez nie i szybko otworzył drzwi.
— Jeśli będziecie mówić o wojnie, staniecie się wrogami miasta. Zostaniecie wygnani lub wtrąceni do lochu. Musicie działać po cichu, tak jak ja. Od jakiegoś czasu zbieram informacje o agentach Dai Li. Już na starcie wiedziałam, że są niebezpieczni, ale oni knują z Narodem Ognia.
Dziewczyna mówiła szeptem, ale przyjaciołom wydawało się, że krzyczała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top