21. Uroczystość

Znalazłem ją. — Ta myśl była pierwsza, która przyszła Socce do głowy po przebudzeniu.

Jego serce biło szybciej, jakby wciąż odczuwał emocje minionego dnia. Wszystko, co do tej pory przeżył, nabrało nowego, trudniejszego znaczenia. Spełnił się jego najgorszy koszmar — dziewczyna, na której mu zależało, pochodziła z Narodu Ognia i co gorsza, była magiem.

Nastolatek podniósł się powoli, siadając na macie. Przetarł twarz dłońmi, próbując zebrać myśli. Rozejrzał się po obozowisku i dostrzegł Aanga, który bawił się z Momo. Mały lemur zeskakiwał z gałęzi, a Avatar śmiał się głośno, próbując go złapać.

Sokka westchnął, uśmiechając się pod nosem. Wstał z maty, przeciągnął się leniwie i ruszył w stronę Avatara.

— Hej, Aang — zaczął, gdy zbliżył się do chłopaka.

— O, Sokka! — odpowiedział Aang z szerokim uśmiechem, łapiąc w końcu Momo, który pisnął z zadowoleniem. — I...

— Znalazłem ją. — Sokka przerwał, jego głos był poważny, co od razu zwróciło uwagę Aanga.

— Serio? To super! — odpowiedział entuzjastycznie młody Avatar, zadowolony, że coś w końcu poszło po myśli jego przyjaciela. Nim zdążył dodać coś więcej, Sokka uniósł rękę, przerywając mu.

— Jest magiem ognia, Aang. — Jego słowa zawisły w powietrzu jak ciężar, którego trudno było zignorować. — W tej sprawie też mnie okłamała.

Aang spojrzał na niego zaskoczony, jego uśmiech zniknął.

— Magiem ognia? — powtórzył cicho, jakby chciał upewnić się, że dobrze usłyszał.

— Tak — Sokka przytaknął, krzyżując ramiona na piersi. Widać było, że ta myśl go męczyła. — Nie wiem, co robić. Próbuję to wszystko zrozumieć, ale... czuję się zdradzony.

Aang przez chwilę milczał, wpatrując się w ziemię. Analizował sytuację, starając się dobrać odpowiednie słowa. Jakby nie było, on również zmagał się z trudnymi emocjami wobec magów ognia. Mimo to nauczył się widzieć więcej niż tylko ich umiejętności.

— Wiesz, Sokka... — zaczął ostrożnie. — To nie definiuje, kim jest jako osoba. Nie wszyscy magowie ognia są źli. Ty sam to wiesz. — dodał po chwili, próbując przekonać przyjaciela.

Sokka westchnął, przeczesując dłonią włosy.

— Mimo wszystko nie wiem, czy mogę jej zaufać. — Sokka spuścił wzrok, dłonie zacisnął w pięści. — Obawiam się, że z momentem opuszczenia tej wyspy, nastąpi koniec naszej znajomości.

— Sokka... — Aang spojrzał na przyjaciela z troską. Czuł się rozdarty. Solette wydawała mu się dobrą osobą, ale wiedział, jak wiele emocji i bólu kryło się w Socce. — Wiem, że to wszystko jest trudne... i że masz prawo czuć się zraniony — zaczął ostrożnie, ważąc każde słowo. — Ale jeśli kiedykolwiek miałeś poczucie, że Solette cię wspierała, że była dla ciebie kimś ważnym, może warto dać jej szansę wyjaśnienia?

Sokka wzruszył ramionami, jego wyraz twarzy zdradzał mieszankę frustracji i smutku.

— Nie wiem, Aang. Czuję, jakby cała ta relacja była jednym wielkim kłamstwem. Ukrywała przede mną coś tak ważnego... Jak mam to przetrawić? Jak mam jej zaufać?

Aang spoglądał w oczy przyjaciela z powagą.

— To zależy od ciebie, Sokka. Wiem, że nie jest łatwo. Czasami ludzie ukrywają prawdę nie dlatego, że chcą nas zranić, ale dlatego, że boją się tego, jak zareagujemy. Może ona po prostu bała się, że ją odrzucisz, gdy się dowiesz?

Sokka westchnął głęboko, patrząc w dal, jakby szukał odpowiedzi w bezchmurnym niebie. Było dokładnie tak jak mówił Aang.

— Może... ale nie wiem, czy jestem gotowy, żeby jej to wybaczyć.

— Co się dzieje? — nagle dobiegł ich zaspany głos Katary.

Sokka i Aang odwrócili się w jej stronę. Katara właśnie podnosiła się z maty, przecierając oczy. Jej włosy były w lekkim nieładzie, a spojrzenie wciąż nieco zamglone.

— Nic wielkiego, po prostu rozmawiamy — odparł szybko Sokka, starając się brzmieć naturalnie.

— Rozmawiamy? — Katara uniosła brew, widząc wyraz twarzy brata. Niemrawo usiadła na macie, opierając łokcie na kolanach. — Raczej wyglądacie, jakbyście właśnie rozważali losy świata.

Aang zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po karku.

— Może trochę. Sokka ma na głowie... sporo.

Katara westchnęła, przyglądając się bratu uważnie.

— Czy to znowu chodzi o Solette? — zapytała bez ogródek, widząc, jak jej brat od razu spiął ramiona.

— Może. — Sokka spojrzał na nią kątem oka.

— Więc co się stało? — Katara wyprostowała się, jej głos nabrał nieco bardziej troskliwego tonu. — Skoro ją znalazłeś, to powinieneś być szczęśliwy.

— To nie takie proste, Katara — mruknął Sokka, patrząc na ziemię.

— W takim razie mi to wyjaśnij — powiedziała spokojnie, choć w jej głosie wyczuwało się stanowczość.

Sokka westchnął ciężko, a Aang spojrzał na Katarę, zastanawiając się, jak wiele powinien jej powiedzieć.

🔥

— Dzisiaj jest wielkie wydarzenie! — drzwi do pokoju Solette otworzyły się z impetem, wpuszczając haust świeżego powietrza. Chwilę później wparowała do niego Risa, cała rozpromieniona, z szerokim uśmiechem na ustach.

— Wydarzenie? — zapytała, podnosząc się z krzesła i podchodząc do przyjaciółki, zaintrygowana jej entuzjazmem. — Czy my byłyśmy w ogóle umówione?

— Wielka uroczystość z okazji... — dziewczyna przerwała na chwilę, jakby zastanawiając się, jak to najlepiej ująć. — Z okazji pięćsetnej rocznicy powstania miasta. Będą tańce, muzyka a nawet pokazy magii! No po prostu wielki bal! 

Jej oczy błyszczały ekscytacją, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

— Brzmi niesamowicie! — odpowiedziała przyjaciółka, nie mogąc powstrzymać swojej radości.

— Myślałam, że to nie będzie nic wielkiego, ale z okazji pełnej rocznicy to będzie naprawdę dobra uroczystość. — dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, rozbawiona własnym niedocenieniem sytuacji. — To będzie coś, czego nie zapomnimy!

— Będziesz miała na sobie coś specjalnego? — zapytała Solette, zerkając na przyjaciółkę z ciekawością.

— Chciałam, żeby to było coś wyjątkowego, ale nie mam jeszcze pomysłu. — odpowiedziała z lekką niepewnością, jednocześnie zastanawiając się, co mogłoby być odpowiednie na taką okazję.

— W takim razie, musimy to koniecznie zaplanować. Musisz wyglądać olśniewająco! — podsumowała szatynka, uśmiechając się z błyskiem w oczach.

— A ty co ubierasz? — zapytała Risa, podchodząc do szafy przyjaciółki i otwierając ją na oścież, ciekawa, co Solette wybierze na nadchodzącą uroczystość.

Szatynka szybko przemierzyła pokój, aż w końcu sięgnęła po sukienkę, którą miała na myśli. Z szafy wyciągnęła bordową sukienkę ze złotymi elementami. Była luźna, sięgająca do kolan, z krótkim, lekko rozszerzającym się rękawem, który dodawał jej subtelnego charakteru.

— Myślę, że to będzie odpowiednie. — powiedziała z lekkim uśmiechem, trzymając sukienkę przed sobą. — Jest wygodna, a te złote akcenty świetnie komponują się z całą atmosferą.

Risa spojrzała na nią z aprobatą.

— Wow, jak ty to robisz, że wyciągniesz pierwszą lepszą rzecz i już wiesz, że to będzie ta? — zapytała Risa, patrząc na przyjaciółkę z niedowierzaniem. — To prawie jak magiczna umiejętność!

Solette zaśmiała się lekko, przekładając sukienkę przez ramię, jakby to było najnormalniejsze na świecie.

— Przeczucie — wzruszyła ramionami Solette, a chwilę później sięgnęła po inną sukienkę. Była średniej długości, luźna, beżowa z subtelnymi czerwonymi naszyciami. — Ta będzie dla ciebie idealna — powiedziała, prezentując sukienkę przyjaciółce.

Risa przez chwilę wpatrywała się w materiał, a potem zamyśliła się, delikatnie przechylając głowę.

— Możesz przymierzyć — stwierdziła z uśmiechem Solette, dostrzegając niepewność w oczach przyjaciółki.

— Na serio mogę? — zapytała Risa, nie mogąc oderwać wzroku od elegancko wykończonych rękawów sukienki. Na pewno była droga.

Solette pokiwała głową z entuzjazmem.

— Dziękuję — odpowiedziała Risa, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Z emocji od razu przytuliła przyjaciółkę, czując się naprawdę szczęśliwa.

— Cieszę się, że ci się podoba — powiedziała Solette, przytulając ją z powrotem.

Risa przez chwilę milczała, wciąż trzymając Solette w objęciach, a potem odsunęła się nieco, by spojrzeć na sukienkę jeszcze raz.

— Skoro wiemy, co ubieramy, potrzebujemy jeszcze dodatków — stwierdziła Solette z uśmiechem, patrząc na przyjaciółkę. Obydwie spojrzały na siebie z entuzjazmem, czując, jak energia wydarzenia zaczyna je pochłaniać.

Risa szybko podeszła do szafy, zaczynając szukać czegoś, co mogłoby dopełnić jej stylizację.

— Myślę, że coś z biżuterii byłoby idealne. Może naszyjnik? — zapytała, zastanawiając się nad możliwościami.

Solette przyglądała się jej przez chwilę, po czym pokazała na swoją komodę, gdzie trzymała kilka eleganckich akcesoriów.

— Mam kilka rzeczy, które mogą pasować do twojej sukienki. Co powiesz na te kolczyki? — zapytała, wyciągając z pudełka delikatne, złote kolczyki w kształcie liści.

Risa spojrzała na nie, a jej oczy rozbłysły.

— Tak! To będzie idealne! A do tego bransoletka? — dodała, sięgając po kilka ozdób, które mogłyby pasować.

— Jasne, bransoletka i naszyjnik, wszystko razem — odpowiedziała Solette, z uśmiechem przyglądając się, jak Risa przygotowuje się do ostatecznego wyglądu.

— A w ogóle jak było wczoraj na treningu? — zapytała czarnowłosa, nie odwracając wzroku od świecidełek, które rozkładała na stole.

— Dobrze, przyjemnie — odpowiedziała Solette, szczerość widoczna w jej głosie. — Robiliśmy ćwiczenia oddechowe.

Risa spojrzała na nią zaintrygowana, lekko uniosła brwi.

— Oddechowe, powiadasz? — zapytała, z ciekawością w głosie. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

— Tak. To bardzo pomocne, by kontrolować ogień — wyjaśniła Solette, poprawiając bransoletkę na nadgarstku. — Wiesz, nie zawsze jest łatwo go opanować, szczególnie kiedy się jest zestresowanym.

Risa zachichotała, a Solette poczuła nagłe olśnienie.

— Ej, mogłabyś mnie nauczyć tworzenia motyli z ognia? One są takie piękne! — zachwyciła się Solette, jej oczy błyszczały z ekscytacji.

Risa uśmiechnęła się szeroko, widząc entuzjazm przyjaciółki.

— No dobrze — rzekła Risa ściągając z siebie wszystkie dodatki, które przed chwilą ubrała. Po chwili usiadła na podłodze, co Solette od razu uczyniła. — Gotowa? — zapytała uważnie spoglądając na szatynkę.

— Tak — powiedziała z entuzjazmem Solette.

Risa uśmiechnęła się lekko, zamknęła oczy i zaczęła koncentrować się na swoim oddechu. Solette siedziała w ciszy, obserwując jej ruchy.

— Pamiętaj, kluczowe jest, by poczuć ogień w sobie. Nie myśleć o nim jak o czymś zewnętrznym, ale jako części ciebie. Musisz poczuć, jak przepływa przez ciebie. Weź głęboki wdech i poczuj, jak twoje ciało łączy się z tym żywiołem.

Solette wzięła głęboki wdech, starając się skupić, ale wciąż miała w głowie pytania.

— Pamiętaj, nie chodzi o siłę, ale o kontrolę — dodała Risa, czując, że Solette może mieć wątpliwości. — Zacznij od małego płomienia. Po prostu poczuj go w swoich dłoniach, w wydechu.

Solette zamknęła oczy i spróbowała skupić się na oddechu, czując, jak energia przepływa przez jej ciało. Przez chwilę czuła się niepewnie, ale starała się nie poddawać. Na początku pojawiły się tylko lekkie iskierki, ale z każdą chwilą zaczynała czuć się bardziej pewnie.

— Wyobraź sobie kształt — powiedziała Risa z uśmiechem, widząc, jak ogień zaczyna się formować w dłoniach Solette. — Czym ma być ten płomień?

Ogniste iskry zamieniały się w delikatne, powoli unoszące się motyle, które zaczęły krążyć wokół nich, tańcząc w powietrzu. Solette otworzyła oczy i spojrzała na nie z zachwytem.

— Udało się! — powiedziała z radością, patrząc na swoje stworzenie w dłoniach.

Risa kiwnęła głową, zadowolona z efektów. To ona stworzyła resztę motyli, lecz jeden w przypadku początkującego to i tak dużo.

— Wiedziałam, że dasz radę. Chodź, zbierajmy się, cała uroczystość niedługo się zaczyna.

— Już? — zapytała Solette z niedowierzaniem, uniosła lekko brwi. Niedawno jadła obiad, więc nie spodziewała się, że impreza zacznie się tak wcześnie.

— Tak, dokładnie. — Risa wyciągnęła ulotkę, na której widniały szczegóły wydarzenia i szybko zaczęła przeglądać informacje. Po chwili spojrzała na Solette z zaskoczoną miną. — O nie! Zapomniałyśmy o maskach!

Solette spojrzała na nią z przerażeniem.

— Maskach? — zapytała, starając się pojąć, o co chodzi. — Myślałam, że to tylko zwykła impreza.

— Bo tak jest, tyle że... tym razem to specjalne wydarzenie, w którym motywem przewodnim są maski — wyjaśniła Risa, patrząc na Solette z powagą. — Właściwie, maski są obowiązkowe, to część całej zabawy.

Solette wciąż nie do końca rozumiała, dlaczego to takie ważne, ale widząc, jak zmartwiona jest przyjaciółka, poczuła się równie zaniepokojona.

— W porządku, rozumiem — odpowiedziała, starając się zachować spokój. — Musimy więc zdobyć maski.

Risa szybko pokiwała głową, a ich oczy spotkały się w geście wzajemnego zrozumienia.

— Tak! Chodźmy, nie mamy czasu do stracenia! — powiedziała. Chwyciła Solette za rękę i razem ruszyły w stronę centrum, gotowe do zdobycia odpowiednich masek przed rozpoczęciem balu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top