2. Nowa znajoma
Solette zaczęła intensywnie myśleć. Była zdziwiona jego propozycją. Czasami jacyś chłopcy się jej pytali, ale bezskutecznie.
Nastolatka w głębi duszy trochę obawiała się Sokki. Nie znała go i nie wiedziała do czego był zdolny. W dodatku chłopak miał wysportowaną sylwetkę. Był od niej wyższy i prawdopodobnie starszy. Bumerang na jego plecach wskazywał, że potrafił walczyć. Mimo tych wszystkich fizycznych czynników, miał w swoim spojrzeniu coś innego niż wszyscy - i to był główny czynnik, który wpłynął na jej decyzję.
Sokka zobaczył zawahanie na jej twarzy, dlatego stwierdził, że pewnie mu odmówi. Chciał się oddalić, ale przerwały mu słowa dziewczyny.
— Z miłą chęcią, oczywiście jeśli nie jest to dla ciebie problem. — Solette zobaczyła w cieniu stojących agentów Dai Li. Mimo wszystko odpowiadali oni za porządek w mieście, przez co teraz czuła się odrobinę bezpieczniej. Wiedziała, że jakby chłopak coś chciał jej zrobić, oni obroniliby ją.
— Nie jest. — Pomyślał Sokka, ale się nie odezwał. Po prostu zaczął iść obok niej. Przez chwilę zapomniał o królu, do którego nie potrafił dotrzeć, o Katarze, która za bardzo się wszystkim martwiła, Aangu, który był załamany stratą Appy i o Toph, która była dla wszystkich szorstka. Nawet zdawał się zapomnieć o mieście, jego murach i tajemnicach zawartych pomiędzy nimi, a było ich naprawdę wiele.
— Długo jesteś już w mieście? — Zapytała dziewczyna, gdy zobaczyła, że chłopak przyglądał się agentom Dai Li z zainteresowaniem.
— Nie. Dopiero dwa dni. — Powiedział nie odrywając od nich wzroku, a dziewczynę przeszył strach. Sama nie była pewna dlaczego.
— W takim razie uważaj. Ludzie tutaj nie są tacy na jakich wyglądają. — Powiedziała mając nadzieję, że chłopak zrozumie aluzje i nie będzie musiała mu tłumaczyć. Zresztą, nie mogła.
Sokka zmarszczył brwi.
— A ty? Długo już tu jesteś? Nie wyglądasz na nową. — Nastolatek podrapał się po karku. Wiedział, że zbłaźniłby się jeśli okazałoby się nieco inaczej.
— Niestety jakieś sześć lat. Nie znoszę tego miasta. — Powiedziała szczerze, niemal wypluwając te słowa. — Same mury i podziały. Współczuję tym, którzy mieszkają w dolnym pierścieniu. Krąży tam znacznie więcej bandytów niż tutaj i nigdy nie wiadomo na kogo się trafi. — Szatynka poprawiła rękaw od swojej sukienki i spojrzała się prosto w oczy nastolatka.
— Sugerujesz, że nie jest tam bezpiecznie? — Zapytał ze zdziwieniem.
— Sugeruję, że nigdzie nie jest bezpiecznie. — Powiedziała i zamilkła. Twarz jej skamieniała. Rozpaczliwie myślała nad zmianą tematu, ponieważ szpiedzy mogli być wszędzie. Lubili czaić się w mroku. — Należysz do jakiejś elity? — Zapytała o pierwsze co jej przyszło do głowy.
— Elity? — Zapytał marszcząc brwi. Spojrzał się na jej poszerzający się uśmiech na twarzy.
— Nie znalazłeś się w górnym pierścieniu od tak. Daj mi poznać swoją historię. — Odrzuciła swoje brązowe warkocze do tyłu i posłała chłopakowi oczko.
Sokka po raz kolejny poczuł ciepło i uśmiechnął się pod nosem.
— Akurat ona jest długa i myślę, że niezbyt ciekawa. — Powiedział chcąc zataić fakt, że przyjaźni się z avatarem. Niestety powiedział to tak nienaturalnie, że dziewczyna zachichotała.
— Jako południowiec pojawiasz się w mieście, w dodatku w górnym pierścieniu i próbujesz mi wmówić, że masz nudne życie? Coś ci nie wierzę. — Wbiła mu łokieć między żebra.
— Południowiec. — Mimo że to nie było zbyt miłe określenie, to chłopak uśmiechnął się pod nosem.
— Masz rację, może obecnie nie mam nudnego życia, ale miałem. Przez ostatnie 15 lat łowiłem ryby i broniłem wioski. Wiesz, walczyłem z wrogami. Głównie polowałem, ale również byłem wojownikiem. — Powiedział z dumą.
— Broniłeś swojej wioski? A co z innymi mężczyznami? — Zapytała z szerokimi oczami.
— Wypłynęli w świat chcąc go uratować. — Powiedział po krótce przypatrując się jednemu z agentów Dai Li.
— Niech zgadnę, byłeś za młody, żeby płynąć z nimi? — Zapytała wzdychając.
— Tak, skąd wiedziałaś? — Zapytał ożywiając się.
— Słyszałam o takich przypadkach. Na mojej rodzinnej wyspie był podobny problem. — Nie chciała ciągnąć tego tematu.
Sokka widząc, że dziewczyna lekko posmutniała nie chciał nic drążyć.
— Twoi rodzice są jakimiś grajkami? — Zapytał mijając jakiegoś mężczyznę z gitarą i przypominając sobie o talencie Solette.
Szatynka roześmiała się.
— Nie, skąd ten pomysł? — Zachichotała.
— Dzięki bogu. — Odetchnął z ulgą i przetarł czoło. Przypomniał sobie o hipisach, z którymi był uwięziony w jaskini pełnej tajnych tuneli. — Skoro nie są śpiewakami to czym się zajmują?
Szatynka lekko się spięła. Szczerze mówiąc nie wiedziała czym dokładnie się zajmowali, ani jak ich praca wyglądała.
— Pracują z Long Fengiem. — Powiedziała. — Nie wiem czy go poznałeś, ale to taki trochę buc. Nie lubię go.
— Jeszcze nie miałem z nim styczności. — Wyjawił.
— I dobrze. Jeśli go poznasz to prawdopodobnie złamałeś prawo. — Uśmiechnęła się niezręcznie.
— Czyli niedługo. — Posłał jej rozbawiony uśmiech, a szatynka spojrzała się na niego z powątpieniem.
— Masz jakiś plan na pobyt w mieście? Nie bez powodu przemierzyłeś pół globu. — Zauważyła.
W tej jednej chwili Sokka przypomniał sobie o wszystkim, o czym zapomniał przez jej towarzystwo.
— Wiesz jak mógłbym dostać się do króla? — Zapytał Sokka bez ogródek, olewając jej pytanie. Jeśli ona mogła mu pomóc to chciał jak najwięcej wyciągnąć z niej informacji. Joo Dee prawie wcale jemu i drużynie nie pomagała.
Solette została zbita z tropu, ale odpowiedziała mu.
— Niestety, tylko kiedy on sam znajdzie czas. Może to nawet potrwać do trzech miesięcy. — Solette bardzo zmartwiła tymi słowami Sokkę. Nie mógł tyle czekać. Musiał powiadomić go o panującej wojnie.
— A ci agenci? Tu się coś dzieje, nie widzisz tego? — Zapytał z lekką irytacją. Ludzie uważali go za wariata, podczas kiedy oni, zachowywali się jak idioci.
Solette spięła się. Chłopak uniósł się na nią, ale nie tak mocno jak na Joo Dee. Niestety ona o tym nie wiedziała. Nie lubiła takiego zachowania i zastanawiała się czy dobrze zrobiła, zgadzając się na rozmowę z chłopakiem.
— Nie, każdy żyje swoim życiem. W górnym pierścieniu, tak samo jak w dolnym, ludzie pilnują swoich interesów. Nigdy nie wiadomo, kiedy władzom się coś nie spodoba.
Solette powiedziała szczerze, uważając przy okazji na słowa. Nie chciała powiedzieć za dużo, ale też nie chciała nie mówić nic. Wiedziała, że chłopak się domyśli. Problem polegał w tym, że nie wiedziała jak wiele zrozumie z jej słów.
Sokka zmarszczył brwi. Teraz już wiedział, że w tym mieście działo się coś niepokojącego. Dziewczyna mu to nawet potwierdziła.
— Proszę, bądź czujny i uważny. Ja muszę już iść. — Wskazała dłonią na dom, który wyglądał bardzo podobnie do jego przyjaciół. Jedynie w ogrodzie znajdowało się więcej kwiatów.
— Spotkamy się jutro przed twoim występem? Albo po nim? — Zapytał z nadzieją Sokka. Chciał jak najwięcej dowiedzieć się o mieście, póki mógł rozmawiać z dziewczyną. Nie był pewny, kiedy wypiorą jej mózg, albo kiedy znajdą Appę i opuszczą to miasto.
— Możemy po nim. — Posłała mu szczery uśmiech. W głębi duszy cieszyła się, że chłopak zainicjował spotkanie. Był inny od wszystkich chłopaków żyjących w Ba Sing Se.
— W takim razie do jutra! — Krzyknął na pożegnanie a dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
W końcu znalazł się ktoś, kto miał oczy szeroko otwarte.
•
— Sokka się zbliża. — Powiedziała z ożywieniem Toph, widząc, że chłopak zmierzał do drzwi ich tymczasowego domu.
Katara niemal od razu podbiegła do drzwi i otworzyła je. Przed nią stał jej brat, którego od razu przytuliła. Trwało to zaledwie kilka sekund. Gdy odsunęła się od niego, uderzyła go w jego klatkę piersiową. Nastolatek lekko się zgiął.
— Ała, a to za co? — Zapytał prostując się.
— Za co? Za co?! — Katara się wkurzyła na niego. Wiedział, że nie uspokoi się, dopóki się nie wykrzyczy. — Wyszedłeś, nie powiedziałeś dokąd i wróciłeś po dwóch godzinach! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam!
Chłopak westchnął. Przez te dwie godziny zdążył zapomnieć o tym jaka była przewrażliwiona. Teraz, gdy wrócił, znowu poczuł się zmęczony.
— Ale już wróciłem. — Sokka rzucił się na pufę, a obok niego pojawił się Momo. Bez najmniejszej chwili namysłu zaczął głaskać zwierzaka.
Nastolatek starał się odtwarzać głos śpiewaczki w swojej głowie. Nawet nie zauważył kiedy zaczął szeroko się uśmiechać. To działo się niezależnie od jego woli.
— Wyglądasz jakoś... inaczej. — Zwrócił mu uwagę Aang. Twarz Sokki była rozpromieniona i niemal był pewny, że coś podczas jego wyjścia się wydarzyło. — Stało się coś?
Sokka po słowach avatara rozpromienił się jeszcze bardziej.
— Poznałem pewną dziewczynę. — Powiedział i niemal się rozpłynął na pufie. Po chwili Momo wszedł nastolatkowi na twarz. Sokka chwycił zwierzaka i przez chwilę się w niego wpatrywał. Następnie przytulił go mocno do siebie. Momo chciał się wyrwać z jego uścisku, ale nie potrafił i po chwili się poddał.
— Pewnie nie taką zwykłą dziewczynę. — Powiedziała z radością Toph i stanęła nad nim. — Dawno nie byłeś taki szczęśliwy.
— Ona ma taki cudowny głos. — Sokka znowu chwycił Momo i wpatrywał się przez chwilę w niego. Zwierzak skorzystał z okazji - wyszarpał się i uciekł. — Idź szukać swojej Momy, Momo.
W głowie Aanga pojawiła się myśl, że Sokka zwariował, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Nastolatek po prostu był szczęśliwy.
— Jest twardzielką taką jak ja? Albo chociaż w małym stopniu twardzielką? — Dopytywała Toph z radością. W końcu coś ciekawego się działo. Nowa znajoma Sokki mogła okazać się miłym przerywnikiem od natrętnych myśli od Ba Sing Se.
— Nie wyglądała, ale mam nadzieję, że w głębi duszy jest. — Powiedział szczerze Sokka. Katara miała minę jakby zobaczyła ducha, a Aang się cicho podśmiechiwał.
Sokka po raz pierwszy poczuł się szczęśliwy w Ba Sing Se.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top