18. Cel podróży
— Ty mi powiedz — jeden z osiłków skrzyżował ręce na piersi, mierząc chłopaka groźnym wzrokiem. — Czy nie powinieneś być teraz w szkole?
Mężczyzna nachylił się bliżej twarzy Sokki. Jego spojrzenie było ostre i przenikliwe. Szukał oznak kłamstwa, próbując wyłowić prawdę z nerwowego wyrazu twarzy chłopaka.
— Ym... nie? — Sokka odpowiedział z wahaniem, unosząc brwi w niepewnym geście. Czuł, jak krew pulsuje w jego żyłach, jakby zaraz miała eksplodować. Serce biło mu jak oszalałe, a gardło zaciskało się z nerwów.
Starał się przybrać obojętny wyraz twarzy, choć wiedział, że mu to nie wychodzi.
Mężczyzna spojrzał się na niego, a następnie na swojego kolegę.
— Wyglądasz na takiego, który lubi pakować się w kłopoty — stwierdził drugi mężczyzna, co jakiś czas spoglądając na przyjaciela. — No już! Wracaj do domu i się ucz! Albo przynajmniej się przebierz!
Sokka natychmiast poderwał się z miejsca. Dziewczyny również to uczyniły i niemal biegnąc zmierzali w stronę swojego obozu.
— Wiedziałem, że wyglądam zbyt poważnie! — Krzyknął Sokka w stronę nastolatek. Czuł jak adrenalina krążyła w jego ciele. Nie spodziewał się, że coś takiego może się wydarzyć.
— No co ty?! Musimy skołować ci nowe ciuchy! Znowu!
Katara skrzywiła się nieznacznie na krzyki Toph. Nie chciała już się wtrącać, ponieważ to właśnie ona ukradła ten zestaw ubrań, który Sokka miał ma sobie. Wolała, żeby jej brat nie wypominał jej tego.
🔥
— Jesteśmy! — zawołała Katara, wchodząc do obozu i rzucając się z ulgą na swoją matę.
— Jak było? — zapytał Aang, podnosząc się z ziemi, gdzie bawił się z Momo. Latający lemur popiskując skoczył mu na ramię, z zainteresowaniem spoglądając na nowych przybyszy.
Sokka, zdyszany i cały spocony, padł na kolana obok torby ze swoimi rzeczami. Jego dłonie nerwowo zaczęły przeszukiwać wnętrze, jakby od tego zależało jego życie.
— Mamy jeszcze jakieś inne ubrania, prawda? — rzucił desperacko, wyciągając na wierzch kilka części garderoby, które nijak do siebie nie pasowały.
Katara zaśmiała się, widząc swojego brata w takim stanie. Dawno nie widziała go jednocześnie tak zawziętego i tak spanikowanego.
— Coś się znajdzie. Wzięliśmy zapas na wypadek, jakbyś znowu się ubrudził. — Katara z uśmiechem podeszła do torby, w której znajdowały się różne ubrania.
— To nie był wypadek! Appa mnie osmarkał! Zrobił to specjalnie! — Sokka krzyczał i wymachiwał rękami, jakby chciał przegonić muchy. — Nie mogłem tego drugi raz ubrać! Nie dało się tego sprać! — Krzyczał podirytowany nastolatek.
Toph starała się nie roześmiać. Aang nie wytrzymał, ponieważ padł na ziemię. Nie mógł pohamować śmiechu. Obraz Sokki w zielonym glucie Appy rozbawił go do łez i wiedział, że jeszcze przez dłuzszy czas będzie to robił.
— Już spokojnie, czyścioszku. Najwyżej wyślemy cię do szkoły. Aang już w niej był, to ty nie możesz? — Zażartowała Toph, po czym się roześmiała. Nie wyobrażała sobie chłopaka w ławce piszącego jakiś durny test na temat Narodu Ognia.
— Nie będę się uczył! To upokarzające i niebezpieczne! — Krzyknął zirytowany Sokka.
— Ej! — Aang włączył się do rozmowy. — Dobrze spędzało mi się czas z rówieśnikami. Czegoś się nauczyłem i nie uważam to za upokorzenie. Poza tym, może spotkasz Solette. Na pewno musi się uczyć.
— Miała nauczanie domowe — rzekł z grymasem na twarzy Sokka.
— Nie znaczy, że wciąż je ma!
— I tak tam nie wejdę. To siedlisko węży, bakterii i wrogów. — Powiedział ze skrzyżowanymi ramionami Sokka. — Co najwyżej mogę stać, przed budynkiem.
— Nawet lepiej. — Rzekła Toph. — Nie wiadomo jak na nią zareagujesz. Jakbyś zrobił jej awanturę, ludzie dziwnie by się na ciebie patrzyli. Może nawet zawiadomili te osiłki.
— No dobra, to fakt — powiedział chłopak, przybierając pozę myśliciela. Jedną rękę uniósł do brody, jakby próbował dodać sobie powagi, a drugą oparł na biodrze.
🔥
Mimo upływu czasu, nastolatka nie mogła pogodzić się ze śmiercią Aanga. Było to dla niej czymś absurdalnym i niesprawiedliwym. Jak to możliwe, że ktoś tak pełen życia, energii i nadziei mógł po prostu... odejść? Gdzie go pochowano? Co z jego misją, jego marzeniami?
Nie mogła nawet się z nim pożegnać. Nie zdążyła powiedzieć mu ostatniego słowa. Nigdy nie wyznała mu prawdy — kim naprawdę była.
Solette zacisnęła szczękę. Jej dłonie drżały, gdy unosiła je przed sobą. Łokcie miała zgięte, palce lekko rozstawione, a z wnętrza dłoni już po chwili wydobył się płomień. Ciepłe, pomarańczowe światło oświetliło jej zaciętą twarz.
— Przepraszam — wyszeptała, niemal niesłyszalnie. Jej głos zadrżał, a ogień w jej dłoniach zgasł równie szybko, jak się pojawił. Zacisnęła pięści tak mocno, że paznokcie niemal wbiły się w skórę.
Łzy zaczęły spływać po jej policzkach, gorące i szczere, jakby paliły drogę po jej twarzy. Starała się powstrzymać szloch, ale jej ramiona lekko drgnęły, zdradzając wewnętrzny ból.
Straciła kolejnego przyjaciela. Kolejną osobę, która mogła rozumieć jej serce. Kolejną osobę, której nie była w stanie ochronić.
Poczuła, jak gniew i żal ścierają się w niej jak dwa żywioły. Ogień i woda. Siła i słabość. A ona stała między nimi, zagubiona, zbyt wyczerpana, by walczyć, zbyt złamana, by ruszyć dalej.
— Solette! Za chwilę masz naukę magii ognia! Pośpiesz się! — krzyk matki oderwał ją od myśli.
Dziewczyna z niechęcią podniosła głowę z rąk opartych na blacie biurka. Jej twarz wyrażała niemrawą rezygnację. Nie miała ochoty ruszać się z miejsca, a perspektywa spotkania z egoistycznymi chłopakami jedynie pogłębiała jej niechęć. W głowie od razu pojawiły się obrazy ich zachowania — głośni, zadufani, zbyt pewni siebie. Westchnęła ciężko, jakby już sam ten obraz odbierał jej energię.
Po chwili, niechętnie, zwlekła się z krzesła. Sięgnęła po wcześniej przygotowaną torbę, w której znajdowało się jedzenie i butelka napoju. Wiedziała, że po treningu przyda jej się coś na zaspokojenie głodu, choć miała nadzieję, że uda jej się szybko załatwić sprawę i wrócić.
Rzuciła torbę na ramię i stanęła na chwilę w bezruchu, zastanawiając się czy wszystko wzięła.
— No dobra, do roboty — mruknęła do siebie, po czym skierowała się ku drzwiom. Każdy krok wydawał się jej ociężały, jakby jej ciało buntowało się przeciwko temu, co miała zrobić. — Po treningu pójdę na plażę. Pa — powiedziała dziewczyna ze sztucznym uśmiechem i nie czekając na reakcję jej matki, wyszła z domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top