16. Plany się zmieniły

Minęła jedna godzina. Później kolejna, a z nią ciągnęło się pasmo niepewności, ponieważ po Socce nie było żadnego śladu.

 — Może powinniśmy go poszukać? — Zapytała Katara patrząc się w księżyc w nowiu.

— Nie trzeba. Widzę go. — Powiedziała Toph, nawet się nie wysilając. Tak naprawdę to nie wiedziała gdzie był. Chciała uspokoić Katarę, a nie chciała zmieniać wygodnej pozycji.

— Mówił ci ktoś, że masz boskie stopy? — Zapytał Aang z uśmiechem na co dziewczyny się roześmiały.

— Nie, ale możesz to robić częściej. — Zaśmiała się Toph uderzając go kamieniem w żebra.

Na wspólnej rozmowie przyjaciołom minęło kolejnych kilkanaście minut, a później pół godziny. Niestety czym dłużej Sokka nie wracał, czas płynął wolniej.

Katara postanowiła się położyć. Aang również to zrobił, ale tylko dlatego, żeby oszczędzić sobie zbędnych pytań. Nie chciało mu się spać, ale nie chciał by przyjaciółka wypytywała go o Solette i jego samopoczucie. Gdy Katara się martwiła, zadawała bardzo dużo pytań, a on wolał ich uniknąć.

Katara zasypiała, lecz gdy usłyszała ciężkie kroki dochodzące za gęstych krzaków od razu szeroko otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej.

— No proszę, kto wrócił z wyprawy? — Toph posłała mu uśmiech, który było widać delikatnie w blasku gasnących płomieni z ogniska.

— Zmiana planów. — Powiedział Sokka patrząc się po kolei na swoich przyjaciół. Katara przetarła oczy i spojrzała się na niego ze zdziwieniem. — Polecimy inną trasą. 

— Dlaczego? — Zapytał Aang. Z zaciekawienia podniósł się ze swojego miejsca.

—Muszę się zobaczyć z Solette. Muszę wiedzieć, dlaczego mnie okłamała. — Sokka powiedział to z taką lekkością jakby już decyzja zapadła, a przecież nikogo nie zapytał się o zdanie.

To był szalony plan. Bardzo szalony.

— Chwila. — Katara przymrużyła oczy a jej serce zaczęło szybko bić. — My mamy zrobić co? Lecąc tam możesz spowodować niepowodzenie inwazji!

— Przemyślałem to. Wszystko się uda, a ja zrobię jej krótką wizytę.

— To jest... nie wiem czy to dobry pomysł. — Toph wstała z ziemi. — Od tygodni planujemy inwazję, a teraz nagle zmieniasz plan. Nawet go w pełni nie przemyślałeś. Chyba nie chcesz porażki z powodu jednej kłamczuchy?

Sokka wziął głęboki oddech. Jedyne co powstrzymywało go przed wdrążeniem planu w życie byli przyjaciele. Mimo wszystko musieli się zgodzić, ponieważ Appa należał do Aanga, więc wraz z nim lecą wszyscy. Sokka nie mógł ani wykraść bizona, ani polecieć na nim bez przyjaciół. Musieli to zrobić wspólnie.

— Według mnie warto spróbować. — Powiedział Aang. Jako jedyny trzymał stronę Sokki. — Nie wiemy jak się potoczy inwazja i czy będzie coś po niej. Być może ostatni raz zobaczy dziewczynę. — Starał się przemówić Katarze do rozumu, ponieważ wiedział, że Toph po tym argumencie się zgodzi, a przynajmniej powinna.

— Ile dni będziemy przed inwazją na wyspie? — Zapytała Katara z westchnieniem, zgadzając się na plan.

— Jeden. — Powiedział grobowym głosem Sokka.

— Co?! Sokka?! Ogarnij się! — Krzyczała Katara na swojego brata. Powiedzieć, że była rozdrażniona to mało powiedziane.

— Możliwe, że nawet cztery. Wszystko zależy od długości przerw jakie będziemy robić po drodze. — Starał się bronić.

— No dobra. Polecimy do twojej ukochanej. — Powiedziała Toph intensywnie myśląc. — Ale iskrzące paluszki, nie wychylasz się na tamtej wyspie. — Czarnowłosa spojrzała się na Avatara. — Może i potrafisz ukrywać się przed światem, ale tylko dlatego, że ludzie cię znają. Ona bez problemu cię rozpozna, choćby po głosie.

— Mam udawać niemego starca? — Zapytał ze zdziwieniem Aang, nie wiedząc co o tym myśleć.

Toph kiwała przecząco głową.

— Nie. Ona wcale nie może cię zobaczyć. Wydasz się jej znajomy, a w towarzystwie moim czy Katary szybko się zorientuje. — Powiedziała czarnowłosa usiłując sobie wyobrazić Aanga w przebraniu starego, zgrzybiałego starca, którego przez bełkot nie można zrozumieć.

Avatar zacisnął usta w wąską kreskę. Czym dłużej się zastanawiał nad nowym planem Sokki, tym bardziej się zniechęcał do tego pomysłu. Może jednak to nie było dobre rozwiązanie?

— Ruszamy o świcie, a teraz dobranoc. — Sokka padł na matę, a Momo położył się na jego głowie.

— Sokka. — Ostry ton głosu sprawił, że otworzył oczy i położył się na plecach. Patrzył się prosto na wściekłą twarz siostry. Czasami miał wrażenie, że miała więcej gniewu niż ludzie pochodzący z Narodu Ognia. 

— Co? Próbuję spać. — Wymamrotał.

— Nie możemy tego zrobić. Inwazja...

— Poprowadzę inwazję, a my będziemy na miejscu kilka dni przed czasem. Chce z nią tylko porozmawiać, kiedy jeszcze mam okazję. — Powiedział przytulając się do lemura.

— Dobra, niech będzie. Ale nie będziemy długo na wyspie. Słowo?

— Słowo. — Powiedział cicho zasypiając.

Aang spojrzał się na Katarę. W głębi duszy ciemnowłosa wiedziała, że jej brat cierpiał. Dowodził temu kilkugodzinny spacer w ciemnościach, po gęstym lesie przypominającym dżunglę.

— Musimy to zrobić. — Powiedział Aang kładąc swoją dłoń na jej ramieniu.

— Wiem. — Powiedziała cicho i lekko się zarumieniła, ponieważ chłopak wciąż nie wziął swojej dłoni. 

— Inaczej ciągle będzie o niej myślał. — Powiedział Avatar zabierając swoją dłoń z ramienia przyjaciółki.

— Solette była... jest niezwykłą osobą. — Wyznała Katara z przekąsem. — Byłam dla niej niemiła, ponieważ w głębi duszy jej zazdrościłam. — Wyznała, burząc mury w swojej głowie, które sama wybudowała.

— Wow. Serio? Czego? — Zapytał Aang z szerokimi oczami. 

— Nie wiem. — Powiedziała szatynka patrząc się w niebo. — Trochę głosu, może urody i delikatności? Sam widziałeś jakie tłumy ludzi przychodziły na jej występy w Ba Sing Se. Była na swój sposób podziwiana.

Aang w milczeniu patrzył się na Katarę.

— Ty też masz wszystkie te rzeczy. — Powiedział delikatnie się rumieniąc.

— Na-naprawdę tak myślisz? — Zapytała jąkając się.

— Oczywiście, że tak, ale chodźmy już spać. Musimy wypocząć przed jutrem. 

🔥

— Zaczynam mieć lekkie obawy co do twojego pomysłu Sokka. — Powiedziała Toph leżąc na plecach. — Kiedy najbliższa przerwa? 

— Za niecałą godzinę. Wytrzymacie. 

Jęk dziewczyny rozniósł się po niebie.

— Tak w ogóle Sokka, jak chcesz znaleźć Solette? — Zapytał Aang myśląc nad tą sprawą. Sama wiedza, gdzie mieszka to jedno, a gdzie ją znaleźć to drugie.

— Jeszcze nie przemyślałem tego. — Katara i Aang spojrzeli się na niego jakby urwał się z kosmosu. — No co? Miałem nadzieję, że samo się wyjaśni. — Wyznał widząc rosnące oburzenie na twarzach przyjaciół.

— To Naród Ognia! — Krzyknęła niespodziewanie Katara. — Narażasz nas na duże ryzyko.

— Bla bla bla cały czas jesteśmy w Narodzie Ognia i jakoś żyjemy. — Chłopak przykrył swoją twarz Momo, aby nie widzieć siostry.

— To że ostatnio mamy szczęście to nie znaczy, że nas nie opuści. — Powiedziała Katara patrząc się intensywnie na Sokkę. Wciąż miała nadzieję, że chłopak zmieni swoją decyzję. Jeszcze nie było za późno, żeby się wycofać.

Nastolatek spojrzał się na nią ostentacyjnie, co można było zauważyć, ponieważ Momo zmienił swoją pozycję.

— Och, po prostu się przyznaj, że zależy ci Solette. — Powiedziała z uśmiechem Toph doskonale wiedząc, że podjudza tym swoją przyjaciółkę. — I chcesz wszystko wyjaśnić, aby z nią być!

Katara zacisnęła pięści ze złości.

— Zależy?! Nie możesz od tak rzucić całego świata i pobiec do niej, bo ci zależy. Sokka, ona cię okłamała! Zresztą nie tylko ciebie nas wszystkich.

W tym akurat Katara miała rację. Poczuł to nie tylko Aang, ale też i Toph. Może Solette nie była tą dziewczyną za jaką się podawała? Może lepiej było zostawić ją w spokoju?

— To akurat prawda. — Sokka przyznał jej rację. — Ale muszę usłyszeć od niej dlaczego nas okłamała. Mnie. — Chłopak zrobił krótką pauzę. — Jeśli od niej to usłyszę to dam jej spokój. Przestanę o jej myśleć i nigdy więcej nie wrócimy na jej wyspę.

— Oby nie skłamała ponownie. — Powiedziała wrogo Katara i spojrzała się w niebo, aby nie widzieć denerwującego ją brata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top