15. Kłamczucha
Minęły dwie godziny odkąd Drużyna Avatara znalazła się na wyspie. Przez ten czas zwiedzili okoliczne tereny, nie wchodząc w głąb dżungli, a przynajmniej do zielonej gęstwiny. Przyjaciele byli znudzeni i zmęczeni wielogodzinną podróżą, a stres jaki wiązał się z inwazją był ogromny. Sokka cały czas o tym myślał, ponieważ miał wrażenie, że zapomniał o czymś istotnym. Mimo to, w głowie miał pustkę. Wiedział, że tak naprawdę wszystko mogło pójść nie tak. Wystarczył jeden błąd, jedno niedociągnięcie, a wszystko mogło się zepsuć, lecz było za późno żeby się wycofać. Wszyscy o tym wiedzieli. Musieli zdać się na szczęście i zaufać własnym umiejętnościom.
— Te rośliny są piękne. Nigdy takich nie widziałam. — Katara była oczarowana czerwono-fioletowymi kwiatami. — Na pewno jest ich więcej, ale nie mam już siły iść i ich szukać. — Powiedziała wyczerpana i schyliła się, trzymając dłonie na kolanach.
-— Widziałam piękniejsze. — Toph zgasiła entuzjazm przyjaciółki i wrzuciła garść malin do swojego gardła.
— Ej!
Czarnowłosa nie zwróciła uwagi na zbulwersowaną przyjaciółkę i w spokoju żuła swoje owoce, rozkoszując się ich smakiem.
Po chwili Katara wróciła do Aanga i Sokki. Ciemnowłosa położyła się na swojej macie, która była rozłożona przy ognisku, obok chłopaków. Po jej lewej stronie leżał Sokka z Momo, którzy patrzyli się w sunące na niebie chmury, a obok nich medytował Aang. Chłopak nie wszedł do świata duchów, ponieważ jego tatuaże się nie świeciły. Po prostu starał się skupić na swoich potrzebach.
Minęło kilkanaście minut. Między przyjaciółmi wciąż panowała cisza, która powoli stawała się niezręczna. Żaden z nich nie wiedział o czym mógł porozmawiać. W głowach mieli wiele koncepcji, ale być może to właśnie strach przed tym, jak rozwinie się konwersacja ich powstrzymywał.
Katara spojrzała się na Toph, która leżała na łapie Appy. Tej dziewczynie cisza zdawała się wcale nie przeszkadzać.
—Pewnie cieszy się, że nie mówię do niej bzdetów. — Pomyślała z przekąsem dziewczyna z Południowego Plemienia Wody przewracając oczami.
Czas mijał. Niedługo miało zajść słońce. Mimo to, przyjaciele nie robili nic, ponieważ już byli nastawieni na podróż z samego rana. Nie chcieli tracić sił na zbędne zwiedzanie okolicy, w której nic ciekawego nie było.
— Skoro Zuko wrócił do domu, to nikt nas nie ściga. — Powiedział nagle Sokka patrząc się w bezchmurne niebo. Po chwili jednak rzekł melancholijnie. — Dziwnie tak bez pchły na ogonie.
Jego siostra spojrzała się na niego krzywo.
— Myślicie, że nawet teraz szukałby Aanga? — Zapytała po chwili Katara patrząc się na twarze swoich przyjaciół.
— Miał obsesje, więc być może? —Toph wzruszyła ramionami.
— Wydaje mi się, że gdyby nie wrócił do roli Księcia, szukałby nas i z łatwością znalazł. Z niechęcią muszę przyznać, że był w tym dobry. — Sokka spojrzał się na swoich przyjaciół. Jego wzrok najdłużej zatrzymał się na Avatarze. — A ty co myślisz, Aang?
— Ciekawe, czy w końcu jest szczęśliwy. — Powiedział młody Avatar, a wszyscy się na niego z szokiem spojrzeli. — Jego nieszczęściem było czuć na kilometr. — Wyznał obejmując ramionami swoje zgięte nogi.
Sokka spojrzał się na Aanga. W tym akurat się z nim zgadzał. Mimo to, był ich wrogiem, więc nie zamierzał mu współczuć.
— Nie ważne czy jest szczęśliwy, czy nie. Ważne, że dał nam spokój. — Sokka nawet nie starał się ukryć swojej zimnej natury.
— Wiecie co? Idę pozbierać patyki. Może nam ich zabraknąć. — Powiedział Aang patrząc się na ich kopiec. — Idziecie?
— Ja idę. — Katara z uśmiechem podniosła się i spojrzała się na Toph. Niewidoma najwyraźniej musiała to wyczuć, ponieważ też wstała.
— Idźcie, idźcie, ja poczekam. — Sokka położył się na ziemi i wpatrywał się w niebo. Robił to przez dwie minuty, gdy do jego wpadł lepszy pomysł.
Nastolatek podniósł się z ziemi i ruszył do swojego plecaka. Wyciągnął z niego dwie mapy. Najpierw wyciągnął tę, która obejmowała cały świat, a później tą, na której znajdowało się terytorium Narodu Ognia. Musiał jeszcze sporo rzeczy przeanalizować, a skoro jego przyjaciele poszli, mógł to robić w ciszy.
Sokka z uśmiechem wrócił na swoją matę, która leżała obok tej należącej do Katary. Miał nadzieję, że skoro jego przyjaciele poszli, to tak szybko nie wrócą. Chciał, aby zbierali te patyki przez dłuższy czas, ponieważ zawsze mu przeszkadzali. Nawet głośne tupanie Toph mogło wyrwać go z myśli i doprowadzić do irytacji.
Nastolatek położył na ziemi mapę całego świata i jeszcze raz zaczął ją studiować. Tym razem rodzinnej wyspy Solette szukał tuż przy granicy Królestwa Ziemi i Narodu Ognia. Niby robił to już wcześniej, ale od jego ostatniej próby minęło kilka dni. Chciał znowu spróbować, aż mistyczny napis "Czerwona Wyspa", w końcu pojawi się na tej mapie. Sokka miał nadzieję, że coś znajdzie, lecz po pięciu minutach się poddał. Mapa była zbyt ogólna i nie zawierała nazw należących do małych wysp, co doprowadzało go do frustracji.
Sokka z lekkim rozdrażnieniem przykrył papier inną mapą. Musiał wziąć się w garść, ponieważ w ostatnim czasie miał wrażenie, że prowadził swoich przyjaciół na oślep. Za mało czasu poświęcał misji, która była obecnie najważniejsza. Nie mieli pewności, czy wrócą z niej żywi, dlatego Sokka musiał zrobić wszytko, aby tak było.
— Jesteśmy. — Rozbrzmiał radosny głos Katary. Po chwili dziewczyna wyłoniła się zza krzaków, a za nią Toph i Aang, którzy trzymali ogromne ilości patyków.
Sokka spojrzał się na nią w szoku. Zresztą nie tylko na nią, ale też na Aanga i Toph.
— Wy to zebraliście? — Zapytał wciąż zszokowany, a jego oczy omal mu nie wypadły. — Czasami ledwo znajdziecie garść patyków, a teraz? Opłacało się was wysyłać na zbiory. Widzicie, praktyka czyni mistrza. — Pochwalił swoich przyjaciół, ponieważ każdy z nich niósł wielki stos patyków.
Po chwili Katara, Aang i Toph rzucili swoje stosy patyków przy ognisku i spojrzeli się na Sokkę. Chłopak spojrzał się na nich pytająco, ale nie dostał żadnej wiadomości na ten temat.
— Niedługo będzie zachód. — Powiedział Aang. — Rozpalamy ognisko?
Avatar nie musiał dwa razy powtarzać, ponieważ Sokka od razu wziął się za rozpalanie. Gdy nastolatek skończył, ruszył w stronę wciąż leżących map.
— Czego szukasz? — Zapytała po chwili Katara widząc, że jej brat leży przed mapą i intensywnie nad czymś rozmyśla.
— Alternatywnej trasy. Na wypadek jakby spotkały nas jakieś przeszkody na drodze. — Wyznał i zawołał ją gestem dłoni. — Zobacz. Ta jest najszybsza, ale później będziemy lecieć kilka lub kilkanaście godzin bez przerwy. — Katara uważnie patrzyła i starała się coś zrozumieć z bełkotu Sokki. — Ta jest dłuższa, ale bezpieczniejsza i z częstymi miejscami na postój.
— A ta? Co z tą? — Zapytała widząc kilka kresek ołówkiem, który ciągnął się przez archipelag wysp.
— Tą lecimy. — Rzekł cały czas patrząc się na mapę.
— Ciekawe. — Dziewczyna nie wiedziała co więcej mogła powiedzieć, toteż po chwili odeszła.
Spokój Sokki nie potrwał długo, ponieważ do niego dosiadł się Aang.
— Co tam? — Zapytał syn Hakody, a Avatar położył się na brzuchu obok niego i wpatrywał się w mapę Narodu Ognia.
— Jak ci idzie szukanie Solette? — Zapytał Avatar patrząc się uważnie na Katarę, która rozmawiała z Toph. Nie chciał by go usłyszała, ponieważ w ostatnim czasie już wystarczająco nasłuchał się kłótni rodzeństwa.
Sokka spiął się, ponieważ nikt od wielu dni nie poruszał tematu tej dziewczyny.
— Kiepsko. Na mapie całego świata małe wyspy są bez nazwy. Mogliśmy kupić jakąś nową, gdy byliśmy w Ba Sing Se. Dlaczego wtedy nie pomyślałem, żeby jej szukać? — Sokka zapytał niby Aanga niby siebie. Bardzo chciał cofnąć czas.
— Byliśmy zajęci, pamiętasz? — Zapytał Avatar odciągając swój wzrok od mapy i spojrzał na swojego przyjaciela.
— Pamiętam, ale... — Chłopak sam nie wiedział co chciał powiedzieć.
— Ej, z jakiej wyspy pochodziła Solette? — Zapytał ożywiając się Aang. — Morskiej wyspy? — Avatar przeczytał nazwę jednego z terenów. Miał wrażenie, że już w życiu usłyszał coś podobnego.
— Czerwonej. Aang, to mapa Narodu Ognia, nie znajdziesz...
— Znalazłem! — Krzyknął uradowany Avatar, a Socce uśmiech zszedł z twarzy.
— Tutaj. Myślisz że to ta? — Zapytał radośnie Aang na co Sokka zmarszczył brwi.
— No nie wiem, być może. — Powiedział widząc mały, starty napis. Sokka kilka razy go czytał, ale nigdy jako "czerwona" tylko "Żarliwa Wyspa". Nastolatek przybliżył się do napisu i jeszcze raz spojrzał się na niego. Litery układały się w to słowo, którego bardzo nie chciał zobaczyć.
Sokka spojrzał się na swojego przyjaciela jakby zobaczył ducha. Aang patrzył się na niego z uśmiechem; zupełnie, jakby nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Syn Hakody poczuł się jakby miał nóż w gardle. Nie mógł nic z siebie wydusić, nawet najmniejszego dźwięku. Kompletnie go zamurowało.
— Na pewno da się to jakoś wyjaśnić. — Wyznał po chwili ciszy, przyjmując do wiadomości, to że Solette mieszkała na jednej z wysp należących do Narodu Ognia.
Sokka chciał podważyć to co widział, ale wzrok miał bardzo dobry. Bardzo blisko tej wyspy znajduje się mały zielony punkcik, który również był starty. Wcześniej nie zwracał na niego uwagi, ponieważ nie była to nowa mapa. Miała wiele skaz i myślał, że to była jedna z nich.
To była Czerwona Wyspa. Znajdowała się w pobliżu "wysepki" należącej do Królestwa Ziemi.
— Czekaj. — Aang dostał olśnienia. — Jeśli Solette pochodzi i mieszka na wyspie należącej do Narodu Ognia to...
— Kłamała w sprawie swojego pochodzenia. — Sokka niemal wypluł te słowa. Jak mógł być taki ślepy?
Katara spojrzała się na swoich przyjaciół, którzy mieli dziwne miny. Bez zawahania zaczęła iść w ich kierunku.
— Świetnie, jeszcze jej tu brakowało.
— Co jest? — Zapytała widząc smutną minę Aanga i wkurzonego Sokkę.
— Znaleźliśmy wyspę Solette. — Powiedział Aang tak delikatnie jak się dało. Nie wiedział jak Sokka zareaguje.
— Ta, znaleźliśmy. — Wymamrotał pod nosem Sokka. Czując ból w sercu, a gniew rozchodził się po całym jego ciele. Poczuł się jakby został zdradzony.
I słusznie.
Chłopak był zły na Aanga, siebie czy dziewczynę?
— I? Daleko? — Zapytała z uśmiechem Katara. W głębi duszy miała nadzieję, że jej brat odpuści sobie szatynkę. Odkąd ją zobaczyła, czuła, że z tej znajomości będą wynikać same komplikacje.
— Blisko. — Powiedział wkurzony Sokka widząc, radość w oczach siostry.
— To o co chodzi? — Zapytała marszcząc brwi.
— Jej wyspa należy do Narodu Ognia! — Powiedział trochę za głośno Sokka, podnosząc się.
— Kłamała? — Zapytała Toph.
— W sprawie wszystkiego. — Sokka zaśmiał się drwiąco. Dał się jej omamić.
— To... co teraz? — Toph podeszła do swoich przyjaciół.
— Nie wiem. — Powiedział spokojnie Sokka przypominając sobie wszystkie chwile z dziewczyną. — Muszę to przemyśleć.
Nastolatek ruszył w stronę swojego plecaka i wyciągnął swój bumerang. Przez chwilę się na niego wpatrywał. Chłopak ujrzał w nim odbijającą się jego twarz pełną żalu, gniewy i tęsknoty. Gdy zrozumiał co widział, wstał i zaczął oddalać się od przyjaciół. Chciał pobyć sam.
— Ej! Dokąd idziesz? — Zapytała ze zmartwieniem Katara.
— Do lasu! — Krzyknął przedzierając się przez liście krzaków.
— Powinniśmy iść za nim? — Zapytał Aang nie wiedząc co zrobić. Co chwilę przenosił wzrok z Toph na Katarę.
— Nie. — Powiedziała twardo Toph.
— A jeśli się zgubi, albo ktoś na niego napadnie? — Zapytała spanikowana i chciała pobiec w jego kierunku, ale silny uścisk Toph ją powstrzymał.
— Jesteśmy sami. Nikogo oprócz nas tu nie ma.
— To duża wyspa. Nie widz...
— Ci... choć przez chwilę nie bądź panią mądralińską. — Powiedziała ze zmęczeniem Toph.
Katara spojrzała się na swoją przyjaciółkę z gniewem.
— Dziewczyny, spokojnie. Siądźmy i pilnujmy ogniska, żeby przypadkiem nam nie zgasło. — Aang chwycił obie dziewczyny za ramiona i siłą zaciągnął w pobliżu ognia.
Jak mogli dać się tak omamić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top