13. Nowa szkoła

Pierwszy dzień szkoły nadszedł znacznie szybciej niż Solette przypuszczała. Nie zdążyła się zorientować kiedy jej wolne godziny szybko minęły odchodząc bezpowrotnie. Czy cieszyła się z powrotu do szkoły? Otóż nie. Nie cieszyła się wcale. Nie widziała ku temu żadnego powodu, ale starała się myśleć pozytywnie. Przecież każdy musi przez to przejść! Niestety Solette czuła się bezradna i bezsilna. Musiała zrobić coś, na co nie miała ochoty i uśmiechać się szeroko, aby nikt nie zauważył jej niezadowolenia.

Solette ze wstrętem spojrzała się we własne odbicie w lusterku należącym do Risy. Szatynka wyprostowała się, poprawiając swój nowy mundurek, który miała na sobie ubrany. Gdy uznała, że lepiej wyglądać nie będzie, ścisnęła mocniej swój starannie uczesany kucyk i popatrzyła na przyjaciółkę. Gdy zlustrowała ją wzrokiem, spojrzała się na uczniów znajdujących się w jej pobliżu. Na widok innych osób, które były tak samo ubrane jak ona, przeszły ją ciarki. Miała wrażenie, że mijała ludzi bez twarzy, osobowości. Zwykłe marionetki, od których wcale się nie różniła.

— Jestem gotowa. — Powiedziała do siebie Solette, przekraczając próg szkoły wraz z przyjaciółką.

W zasadzie to się okłamywała. Próbowała samą siebie przekonać, ale w głębi duszy wiedziała, że nigdy nie będzie gotowa na przesiadywanie w tym okropnym miejscu. Niestety musiała; dla rodziców i dla własnego "rozwoju".

Risa posłała jej pokrzepiający uśmiech. Sama dobrze wiedziała o co chodziło jej przyjaciółce. W ostatnim czasie zmienił się dyrektor a ona uprzedziła ją, że podczas ostatniego roku, ze szkoły odesłano dwunastu uczniów na pracę do kamieniołomu za niesubordynację. Risa mogła zataić ten fakt, ale wolała żeby dowiedziała się tego od niej, niż od jakiejś innej osoby.

Nastolatki podążały w kierunku gabinetu dyrektora. Co jakiś czas jakaś para oczu zatrzymywała się na Solette, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Wolała skupić się na tym co miała zrobić.

— Poczekam przed. — Czarnowłosa wsadziła dłonie do kieszeni i nerwowo zaczęła poruszać palcami.

Solette skinęła głową i zapukała do drzwi dyrektora. Po chwili przeszła przez ich próg zostawiając Risę samą.

— Usiądź. — Szorstki głos mężczyzny spowodował nieprzyjemny dreszcz, który rozszedł się po jej ciele.

Dyrektor miał około sześćdziesięciu lat i był łysy. Miał długą, siwą i zaniedbaną brodę. Nieprzyjemny wyraz twarzy od razu zniechęcił Solette do przebywania w tym miejscu, ale zmusiła się do delikatnego uśmiechu.

Po kilku minutach rozmowy i podpisywania dokumentów, Solette wyszła z gabinetu. W momencie, w którym zamknęła za sobą drzwi, głęboko odetchnęła i posłała Risie ciepły uśmiech.

— Mam taki plan, a ty? —  Szatynka pokazala jej papier z harmonogramem. Już po chwili twarz Risy się rozpromieniała.

— Ja też. — Uśmiechnęła się szeroko. — Jesteśmy razem w klasie. — Zaćwiergotała a jakaś nauczycielka ją upomniała. Mimo to dziewczyny spojrzały się na siebie radośnie. Były zbyt szczęśliwe, żeby się tym przejąć.

— W końcu wszystko schodzi na odpowiednie tory. — Pomyślała Solette i dała się prowadzić Risie.

🔥

— Risa! Chodź na chwilę! — Krzyknęła jakaś dziewczyna w długich czarnych włosach sięgających do pasa.

Solette wyszła z klasy i popatrzyła się na swoją przyjaciółkę, która stała obok niej.

— Spotkamy się na placu. — Powiedziała szybko przyjaciółka i odeszła w stronę swojej znajomej.

Super, zostałam sama. Nawet nie wiem gdzie jest ten "plac". — Pomyślała przewracając oczami.

Szatynka spojrzała się na uczniów, którzy szli w jednym kierunku. Stwierdziła, że pójdzie za nimi, a gdy do niczego jej nie doprowadzą, to dopiero zapyta się o drogę. Ostatecznie dziewczyna szła kilka minut, czasami kręciła się po korytarzach, ale w końcu wyszła na plac.

Solette otworzyła szeroko oczy. Znajdowało się na nim kilkadziesiąt stolików, a przy każdym z nich, ktoś siedział. Oprócz nich była też wolna przestrzeń, na której siadali lub stali uczniowie. Szatynka spojrzała się na tych wszystkich ludzi. Gdzie wśród nich znajdzie jedną osobę?

Solette zaczęła niepewnie iść między stolikami. Co jakiś czas niektórzy się na nią patrzyli. Niektórzy uśmiechali się do niej miło, a inni posyłali jej ostrzegające spojrzenie.

— Solette! — Szatynka usłyszała krzyk należący do swojej przyjaciółki, więc od razu ruszyła w jej stronę. Odetchnęła z ulgą i niepewność na twarzy przykryła szerokim uśmiechem. — Poznaj moich przyjaciół. — To Sana, Ren i Yuto. — Risa otwartą dłonią wskazywała na każdego po kolei.

— Witajcie, jestem Solette. — Uśmiechnęła się do osób siedzących przy stoliku. W tym czasie Risa poklepała wolne miejsce obok siebie.

— Tajemnicza dziewczyna z listów? — Zapytał Yuto uważnie patrząc się na twarz nowo poznanej dziewczyny.

Solette spojrzała się na niego wyraźnie zbita z tropu.

— Chyba tak? — Podrapała się po karku i przybrała niewinny uśmiech.

— Uznajmy to za tak. Miło cię poznać Solette. — Uśmiechnęła się miło Sana. Szatynka przyjrzała się jej. Nastolatka miała ciemne oczy i czarne włosy spięte w wysokiego kucyka. Tak jak każdy uczeń miała ubrany mundurek, który składał się z białej koszuli z kołnierzem i czarnej spódnicy do kolan. Cały strój miał wiele złotych i czerwonych elementów, m.in. symbol Narodu Ognia na lewej kieszonce.

— Hej — Ren podał jej swoją dłoń. — Możesz z nami siadać kiedy chcesz. Przyjaciele Risy są moimi przyjaciółmi.

Solette uśmiechnęła się do niego szczerze.

— Zapisałaś się na jakieś dodatkowe przedmioty? — Zapytała z ciekawością Sana.

— Dodatkowe przedmioty? — Zapytała szatynka nie wiedząc o co chodzi.

— Malarstwo, kaligrafia, granie na instrumentach? — Zapytała Sana, a widząc zdziwione spojrzenie szatynki zaczęła wymieniać dalej. — Garncarstwo, gra w pai sho?

— Nie, jeszcze na nic nie jestem zapisana. — Powiedziała wydychając powietrze Solette.

— Szkoda. Zapraszam do siebie na garncarstwo i grę w pai sho. — Powiedziała z uśmiechem dziewczyna i wyciągnęła z torby swoje śniadanie.

— Jeśli chcesz zostać kujonem to to jest idealne miejsce. —  Wyszeptał Yuto do ucha Solette i zaczął się śmiać. Przez to kilka jego brązowych włosów opadło na jego czoło.

— Ej! Słyszałam to! — Krzyczała z obrażeniem czarnowłosa. — Tak czy inaczej powinnaś się na coś zapisać. — Sana chwyciła swoją kanapkę do rąk i zaczęła ją jeść.

— Granie na instrumentach brzmi dobrze. — Powiedziała po namyśle Solette. — Ale chyba się nie nadaję. — Próbowała się wykręcić, mimo że zdawała sobie sprawę, że poradziłaby sobie.

— Nadawałabyś się tam. — Powiedziała z uśmiechem Risa. — Chodź się zapisać. Mogę iść z tobą jeśli chcesz.

— Teraz? — Zapytała nieco zaskoczona szatynka.

Yuto kiwnął twierdząco głową przeżuwając swoje śniadanie.

— Czym szybciej tym lepiej. — Odrzekł chłopak przeczesując swoje przydługawe włosy.

— No dobrze. — Powiedziała z uśmiechem Solette podnosząc się ze swojego miejsca. Nawet nie zdążyła odpakować swojego śniadania. — Risa, możesz zostać. Trafię do gabinetu dyrektora.

— Na pewno? — Zapytała Sana ze zmartwieniem. — Możemy iść z tobą jeśli chcesz.

— Poradzę sobie.

🔥

Po zapisaniu się na dodatkowe zajęcia, Solette zrozumiała co takiego zrobiła. Dwie dodatkowe godziny spędzi w ciągu tygodnia w szkole. Niby nie dużo, ale jednak. Mogła ten czas inaczej spożytkować, ale na zmiany było już za późno. Szatynka lubiła się rozwijać, ale nie wiedziała co ją podkusiło, żeby to zrobić. Przecież nie wiedziała jak wyglądają te zajęcia. Nikt też jej nie powiedział czy warto na nie tracić czas.

Nagle ktoś z impetem uderzył w Solette. Siła była na tyle duża, że zarówno szatynka jak i ta osoba się przewróciła. Solette upadła na pupę. Dziewczyna wyłoniła się zza zakrętu korytarza i zamiast uważać, biegła na ślepo. Szatynce chwilę zajęło podniesienie się z podłogi. Gdy wstała chciała zapytać, czy coś się stało, ale uprzedził ją damski głos.

— Uważaj jak chodzisz. — Wysyczała ciemnowłosa dziewczyna. Miała brązowe oczy, z których wypływał jad. Solette spojrzała się na nią z szokiem.

— Przecież to ty na mnie wpadłaś. — Zauważyła Solette i skrzyżowała ręce na piersi.

Kilka osób na korytarzu spojrzało się na dwie dziewczyny z szeroko otwartymi oczami. Rzadko ktoś postawiał się Manami - starszej siostrze Keiko.

— Ty jesteś tą nową tak? — Zapytała z pogardą, mimo że doskonale znała odpowiedź.

— Tak, to ja. — Powiedziała dumnie Solette.

— Posłuchaj nowa, radzę ci uważać z kim zadzierasz. — Wysyczała pokazując na nią palcem wskazującym.

— Ty również powinnaś. — Powiedziała Solette odrzucając swoje włosy do tyłu i odwracając się od niej.

Manami spojrzała się na nią w szoku. Nie pamiętała kiedy ostatni raz ktoś jej się postawił. Chciała pociągnąć ją za ramię, ale szatynka zdążyła zrobić już kilkanaście kroków.

🔥

— To był... specyficzny dzień. — Powiedziała Solette siedząc przy stole w domu. Nie wiedziała jak go opisać, a to określenie wydawało się jej być idealne.

Mama spojrzała się na nią ze martwieniem. Wiedziała, że Solette było ciężko się odnaleźć i robiła wszystko co potrafiła.

— Czemu tak uważasz? — Zapytała jedząc swoją porcję.

— Poznałam nowych ludzi, przyjaciół Risy i zapisałam się na dodatkowe zajęcia. — Powiedziała dłubiąc w swojej porcji. Cały czas była na siebie zła, że zapisała się na dodatkowe zajęcia, a to że były już jutro, wcale jej się nie podobało.

— Sympatyczni są? — Zapytała patrząc na swoją córkę.

Solette spojrzała się na swoją mamę.

— Dosyć. — Powiedziała krótko i ugryzła kawałek kurczaka. — A u was w pracy? Jak idzie?

— Nie jest źle. Całkiem dobrze. Inaczej niż w Ba Sing Se. — Powiedziała niezgrabnie mama. — O której jutro wrócisz?

— Nie wiem, umówiłam się z Risą i Saną na naukę u jednej z nich po zajeciach. — Odrzekła z lekkim uśmiechem. To była ta lepsza część dnia.

— Dobrze. — Powiedziała i lekko posmutniała. — Mam dla ciebie smutną wiadomość Sole. — Nastolatka spojrzała się na nią ze zdziwieniem. — Avatar nie żyje.

Cisza zapanowała między nimi. Solette wręcz słyszała dźwięk swojego łamanego serca. Oczy jej się zaszkliły i starała się nie rozpłakać.

Avatar nie żyje.

Aanga już nie ma.

— K-kiedy to się stało? — Zapytała nabierając dużą łyżkę ryżu, po to żeby zapełnić swoje usta jedzeniem, a nie goryczą.

— Wieści o śmierci Avatara bardzo szybko rozniosły się po świecie. Ponoć stało się to kilkanaście dni temu. — Powiedziała mama. — Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe, ale musisz wytrwać.

Nie ma już żadnej nadziei na zakończenie wojny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top