1. Śpiewaczka

Sokka leżał na macie i bezceremonialnie patrzył się w sufit. Nie było w nim nic nadzwyczajnego, ale mimo wszystko, wciąż to robił. Był do tego przyzwyczajony, ponieważ przez ostatnie kilka miesięcy tak wyglądała jego rzeczywistość - leżąc na plecach i patrząc się w niebo. Mimo, że teraz nie widział chmur ani gwiazd, głowę miał przechyloną tak, jakby wpatrywał się w przestrzeń. 

Socce bardzo brakowało biwaków w lesie, zbierania patyków, a nawet ciągłego uciekania przed Zuko. To była jego szara codzienność, do której przywyknął i za którą tęsknił. W Ba Sing Se wszystko było poprzewracane do góry nogami, a przynajmniej jemu się tak wydawało. W pewnym sensie doskwierał mu brak Zuko (a raczej skopania mu tyłka, chociaż próbował wyrzucić tę myśl ze swojej głowy), a zwłaszcza Appy. Trafił za to na agentów Dai Li i zakazy, które czasami były wręcz absurdalne. Chłopak po prostu miał dosyć tego wszystkiego. Chciał, żeby coś się zmieniło.

Nastolatek nagle poderwał się z miejsca. Gwałtownie wstał, przez co pojawiły mu się mroczki przed oczami. Na szczęście, uczucie było chwilowe i po kilku sekundach ustąpiło.

Sokka nie mógł już wytrzymać natrętnych myśli, które dręczyły go podczas leżenia. Czuł się winny, zły i zmęczony. Nie wiedział, która z tych emocji była silniejsza. Z każdym spędzonym dniem w Ba Sing Se czuł się coraz gorzej. Zupełnie jakby miasto wydzierało z niego pozytywne emocje i zastępowało je negatywnymi.

Nastolatek szybko przemierzył cały pokój. Stawiał ciche kroki, ale chód, nie umknął uwadze jego przyjaciół.

Toph jadła cukierki niewiadomego pochodzenia, ale doskonale słyszała Sokkę. Katara czytała gazetę, ale w głębi duszy była ciekawa tego, co próbował zrobić jej brat. Aang jako jedyny oderwał się od swojego zajęcia. Przerwał swoją zabawę z Momo i z uniesioną brwią spojrzał na Sokkę.

Nikt się nie odezwał. Każde z nich było pogrążone we własnych myślach.

Po kilku sekundach chłopak znalazł się przy drzwiach wejściowych. Mimo że Sokka był odwrócony tyłem do swoich przyjaciół, czuł na sobie ich wyżerający wzrok. Nic im nie powiedział, ani nawet nie obdarzył ich swoim spojrzeniem. Ukucnął przy drzwiach i zaczął zakładać buty. Chodzenie boso po kamiennych drogach nie było szczytem jego marzeń. 

— Idę się przewietrzyć, niedługo wrócę. — Gdy Sokka mówił to zdanie, poprawiał swojego prawego buta. Kiedy skończył, wstał i chwycił klamkę od drzwi. Nastolatek chciał jak najszybciej oddalić się od tego domu. Potrzebował zaczerpnąć świeżego powietrza.

— Iść z tobą? — Zapytała nagle Katara widząc zaistniałą sytuację. — No wiesz, robi się ciemno...

Sokka po usłyszeniu jej słów, przewrócił oczami. W dni takie jak ten, wiele go męczyło, w tym jej ciągła troska.

Czy ona chce mnie uwięzić w domu? — Zapytał siebie w myślach. — Uważa, że w razie niebezpieczeństwa, nie dałbym sobie rady?

Sokka posłał jej krzywy uśmiech. Spędzanie czasu z siostrą, było dosyć ciekawym zajęciem, ale nie, gdy robiło się to od kilkunastu lat, dzień w dzień. Potrzebował od niej odpoczynku.

— Poradzę sobie sam. — Powiedział trochę szorstko, ale jedyne o czym marzył to móc na chwilę odejść od swoich przyjaciół. Spędzali prawie każdą sekundę razem, co w tym momencie było dla niego przytłaczające. Czuł się osaczony, więc chciał pobyć chwilę sam.

— W to nie wątpię, ale... — Katara nie zdążyła dokończyć zdania, ponieważ Sokka wyszedł trzaskając drzwiami. Dziewczyna spojrzała ze zdziwieniem na twarze przyjaciół. — Nigdy się tak nie zachowywał. — Skomentowała.

— Nie trzaskał drzwiami, bo nigdy ich nie było. — Zakpiła Toph i zaszeleściła papierkiem od cukierków.

— Mamy iść za nim? — Zapytał Aang patrząc się w twarz Katary. Liczył, że ona będzie wiedziała co należy zrobić, w końcu to był jej brat.

Katara chwilę wpatrywała się w Aanga, a następnie przeniosła wzrok na swoje buty. Była bezradna.

— Dajcie spokój. Przyda mu się trochę luzu. — Powiedziała ze znudzeniem Toph.

Sokka nie wiedział ile dokładnie minęło czasu, od jego wyjścia z domu, ale domyślał się, że niewiele. Szedł powoli i spokojnie. Ulica była dosyć szeroka i domyślał się, że dojdzie nią do jakiegoś większego placu. Na początku nie wiedział dokąd mógł się udać, ale stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem będzie pójście prosto. W ten sposób uniknie zbędnej plątaniny dróg i łatwo będzie mógł wrócić do domu. Nie chciał się zgubić, a błąkanie po ciemku, gdzie nikogo nie znał, na ten moment nie wydawało mu się dobrym pomysłem. 

Sokka co jakiś czas mijał różne osoby, ale nie zwracał na nie uwagi. Starał się poukładać wszystko w swojej głowie, ponieważ miał w niej ogromny chaos. Miał nadzieję, że podczas spaceru delikatnie się wyciszy i dobrze przemyśli pewne kwestie. W domu przez przyjaciół nie mógł się skupić, więc liczył, że tutaj będzie mógł to zrobić.

Po jakimś dłuższym czasie, do uszu chłopaka dotarł piękny dźwięk. Wyrwał go z letargu. Zapomniał o czym dotychczas myślał i nie potrafił sobie przypomnieć. Sokka bez większego zastanowienia, natychmiast ruszył w kierunku głosu. Zapomniał o swoim postanowieniu, żeby iść ciągle prosto. Teraz wydawało mu się to nieistotne. Może to było trochę nieodpowiedzialne, ale czuł, że musiał to zrobić. Przez jakiś czas chłopak błądził między budynkami szukając posiadaczki pięknego głosu.

W pewnym momencie Sokka znalazł się na odpowiedniej ulicy, ponieważ natężenie dźwięku było największe, a duży tłum ludzi utwierdził go w swojej racji. Nastolatek zaczął się przeciskać między ludźmi. Czym był bliżej śpiewającej dziewczyny, to oprócz jej pięknego głosu, słyszał odbijający się dźwięk metalu.

Po chwili Sokka przedostał się przez tłum ludzi i stanął w pierwszym rzędzie. Gdy ujrzał młodą dziewczynę, był w wielkim szoku. Gdyby swoją ręką nie przytrzymał szczęki, najpewniej opadłaby mu do ziemi. 

Mijały sekundy, a chłopak nie potrafił odciągnąć wzroku od posiadaczki pięknego głosu. Kompletnie go zamurowało. Nie potrafił się poruszyć ani zebrać swoich myśli. Ocknął się dopiero wtedy, kiedy jakiś mężczyzna wyszedł z tłumu i wrzucił do puszki monetę. Dźwięk metalu doszczętnie wyrwał go z zamyślenia.

Sokka zobaczył, że szatynka uśmiechnęła się do mężczyzny, który dał jej napiwek i skinęła swoją głową, nie przerywając śpiewania.

Gdy dziewczyna spojrzała się na Sokkę swoimi piwnymi oczami, chłopak starał się utrzymać na nogach. Wzrok miała tak ciepły, że jego natychmiast oblała fala gorąca.

Nastolatka była uczesana w dwa nienagannie wyglądające warkocze. Czyste, biały zęby i zadbana cera dodawały jej piękna. Dziewczyna była ubrana w długą turkusową sukienkę ze złotymi naszyciami. Po dłuższym czasie wpatrywania się w nią, Sokka zauważył też tego samego koloru nici. Już po ubraniach wiedział, że jest kimś ważnym.

Syn Hakody był oczarowany zarówno wyglądem dziewczyny jak i jej głosem. Dawno nie słyszał żeby ktoś wydawał z siebie taki czysty dźwięk.

Po jakiś dziesięciu minutach dziewczyna skończyła śpiewać i odezwała się do publiczności.

— Bardzo dziękuję za wysłuchanie. Do zobaczenia jutro. — Śpiewaczka starała się na każdego spojrzeć, co było niemałym wyzwaniem. Gdy ludzie zaczęli odchodzić, a tłum wydawał się niknąć, nastolatka schyliła się, ponieważ chciała sięgnąć po puszkę. Sekundę po tym jak ją chwyciła, dostrzegła męską dłoń, która wrzuciła kilka monet.

Solette z zaciśniętą dłonią na puszce, zaczęła się podnosić. Gdy to zrobiła, spojrzała się na twarz młodzieńca. Miał jasnoniebieskie oczy, które przypominały jej ocean. Przez chwilę nie była w stanie oderwać od nich wzroku. Bardzo przypominały nastolatce wodę, która otaczała jej rodzinną wyspę. Gdy do niej dotarło, że długo i bez słowa wpatrywała się w niego, lekko się zarumieniła.

— Będziesz tu jutro? — Zapytał nastolatek jakby nie usłyszał jej wcześniejszych słów.

Sokka dopiero po chwili skarcił się w myślach. Mógł powiedzieć najzwyklejsze "cześć", a nie od razu przechodzić do sedna. Niestety był nią tak oczarowany, że zapomniał o tak ważnych zasadach.

— Tak, dokładnie o godzinie dwudziestej. — Posłała chłopakowi ciepły uśmiech, który również na niego zadziałał. Znów poczuł ciepło, które rozchodziło się po jego ciele.

— Jestem Sokka. — Starał się nie brać pod uwagę gorąca, które odczuwał i podał jej rękę. Miał nadzieję, że nie trzęsła mu się. Nie chciał ujść w jej oczach za dziwaka.

— Solette. — Odwzajemniła jego gest i spojrzała się na niego z nadzieją w oczach. — Przykro mi, ale muszę już iść. Jeśli spóźnię się o kilka minut, to moja mama zacznie się martwić. Chętnie dłużej bym z tobą porozmawiała, naprawdę. Mam nadzieję, że jutro przyjdziesz. — Nastolatka odwróciła się i chciała odejść. Zdążyła zrobić zaledwie krok, ponieważ chłopak chwycił jej dłoń.

— Zaczekaj.

Zadziałało to na nią w błyskawicznym tempie. Szybko się odwróciła i spojrzała na twarz chłopaka, zupełnie jakby chciała się w niej czegoś doszukać.

— Mogę cię odprowadzić? — Zapytał drapiąc się po karku. Nie wiedział czy to był dobry pomysł, ale z drugiej strony nie wiedział, czy jeszcze będą mieli dane się spotkać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top