Żółta, porcelanowa słodycz nieistnienia

Był ciepły majowy dzień. Zebryna wstała, przeszła kilka kroków, a jej spojrzenie automatycznie powędrowało do stojącego metr dalej czajnika. Był to piękny, żółty, błyszczący czajnik, leżący bezpiecznie na eleganckiej poduszce i przykryty serwetą. Zebryna odetchnęła z ulgą – zawsze podświadomie obawiała się, że w nocy przypadkowo strąci bezcenny przedmiot. To byłby koniec ich miłości, nawet gdyby nic mu się nie stało. Potrząsnęła głową, odpychając złowrogie myśli, i podeszła ostrożnie do legowiska czajnika.

– Dzień dobry, pora wstawać!

Czajnik nie odpowiedział, a Zebryna zaczęła się martwić. Czyżby czymś go uraziła? Po chwili jednak pokrywka lekko zadrżała, a wszelkie wątpliwości uleciały niczym krzesła, które kiedyś wyrzucała z okna sypialni.

– Mam nadzieję, że dobrze ci się spało, Kettly. Śniło mi się, że kupiłam cukierniczkę, wiesz? Była śliczna, choć oczywiście nie tak jak ty. Też żółta, rzecz jasna trzeba się bronić przed biskupami, ale aż mam ochotę taką nabyć. Będzie pięknie wyglądała na stoliku wraz z tobą, skarbie.

Zebryna ciągnęła wywód o cukierniczce, przenosząc delikatnie czajnik na stolik kawowy. Zadowolona z jego estetyki, poszła, by zrobić sobie śniadanie, oczywiście w żółtej zastawie. Ten dzień zapowiadał się wspaniale.

‡‡‡‡‡‡

– Zgadnij, kogo ci przyprowadziłam, Kettly! No popatrz, spójrz na nią! – wykrzyknęła Zebryna, wchodząc do domu z cukierniczką w ręce. Naczynie było dokładnie takie, jakie rano opisywała czajnikowi.

Pokrywka Kettly'ego zachybotała się delikatnie, co Zebryna postanowiła uznać za aprobatę cukierniczki. Pospiesznie opłukała ją, wysuszyła i wypełniła cukrem.

Idealnie, przemknęło jej przez myśl, gdy stawiała śliczne naczynie obok czajnika. Teraz mój Kettly ma towarzystwo. Może nie będzie taki samotny, biedaczek.

‡‡‡‡‡‡


Zebryna jak zwykle wstała i od razu zajęła się czajnikiem. Od dwóch dni musiała również dbać o cukierniczkę, ale zawsze pamiętała, by odpowiednio docenić Kettly'ego. Robiło się coraz cieplej, więc przed wyjściem z domu otworzyła mu okno. Czajnik zareagował energicznym brzęknięciem, a twarz Zebryny przyozdobił szczery uśmiech. Tak, tak właśnie mogła żyć, ciesząc się z miłości okazywanej najbliższym jej naczyniom.

Przed wyjściem z mieszkania zawahała się. Cukierniczka, którą postanowiła nazwać Bowlie, leżała odrobinę bliżej jej czajnika niż przedtem. Ktoś obcy zapewne by tego nie zauważył, jednak Zebryna przyzwyczajona do opieki nad Kettlym odnotowała ten fakt od razu. Wzruszyła ramionami. Może zaczynają się dogadywać, pomyślała wychodząc.

Jednak gdy po powrocie do domu dziewczyna zastała cukierniczkę jeszcze bliżej czajnika niż kilka godzin temu, zaczęła nabierać podejrzeń. Znajomości znajomościami, ale przecież nie pozwoli jakiejś dopiero co kupionej cukiernicy naruszać prywatność Kettly'ego.

– O co to, to nie – burknęła, przestawiając Bowlie z powrotem na jej miejsce. Tego wieczoru cukierniczka otrzymała wyjątkowo skromne i szorstkie czyszczenie.

‡‡‡‡‡‡

Dni mijały, a niepokój Zebryny nie ustawał. Wręcz się pogłębiał. Praktycznie co godzinę musiała odsuwać cukierniczkę od czajnika, bowiem on sam nie czynił żadnych ruchów w przeciwną stronę. Zebryna coraz rzadziej mogła usłyszeć to cudowne, wesołe brzęczenie, które wydawało jej się symfonią bezpieczeństwa i spokojnej pewności. Gorzej nawet, Kettly zaczynał sam przesuwać się w stronę Bowlie.

Zebryna płakała w samotności, tęskniąc za uwagą czajnika, i przeklinając dzień, w którym kupiła nieszczęsną cukierniczkę. Kiedy jednak wychodziła z łazienki do pokoju, gdzie stał Kettly, zawsze witała go uśmiechem. Nie odpowiadał.

‡‡‡‡‡‡

Punkt kulminacyjny nastąpił, kiedy pewnego razu po przyjściu do domu Zebryna ujrzała czajnik wraz z cukierniczką na stole. Tym razem nie były zwyczajnie blisko siebie.

Kettly i Bowlie dotykali się brzegiem porcelanowych ścian.

Dziewczyna wpatrywała się w stolik kawowy, nie wierząc własnym oczom. Oto czajnik Kettly, jej najwierniejszy towarzysz, jej miłość i główna przyczyna życia – razem z tą przeklętą cukiernicą. Łzy nie wiadomo kiedy zebrały się w jej oczach i spłynęły po policzkach. Zebryna zachwiała się, przytrzymała ściany i poczuła, że musi jak najszybciej opuścić to miejsce. Nie, nie mogła patrzeć na ten stolik zdrady i rozpusty. Wybiegła na zewnątrz.

Pędziła cała zapłakana, zupełnie ignorując wpatrujących się w nią ludzi. Wreszcie zobaczyła swoją oddaną przyjaciółkę i oparcie – panią Jadzię. Kobieta zatrzymała się ze wstrząsem wymalowanym na twarzy.

– Zebrynka? Dziecko, co ci się stało? No już, uspokój się, proszę…

Dziewczyna wyhamowała z impetem i opadła na ziemię, nie patrząc, co było pod nią. Pani Jadzia uklękła przy niej, przytykając chłodną dłoń do jej czoła.

Po długiej chwili Zebryna zdołała wydusić:

— Kettly… mój czajnik… On mnie zdradził! Zdradził z tą podłą, fałszywą, impertynecką cukiernicą! Nie…

Pani Jadzia spojrzała na nią ze współczuciem, choć Zebryna zauważyła błysk dezorientacji w oczach kobiety.

– Tak, te czajniki już takie są. Wiem, co mówię… Musisz–

Ale dziewczyna już nie słuchała. Czajniki takie są, głos pani Jadzi rezonował jej w głowie. Czajniki już takie są.

A więc Jagoda – ta uprzejma, kochająca porcelanę kobieta – także doświadczyła tego bólu.

Nie, nie, nie.

Zebryna wstała, nie ocierając spływających łez, i pobiegła przed siebie, nie patrząc na drogę, byle dalej, byle pozbyć się tego okropnego uczucia pustki. Już zaczynała tracić siły, gdy nagle usłyszała huk i straciła równowagę. Po długiej, jak jej się zdawało, chwili nieważkości zorientowała się, że leży na ulicy. Co więcej, nie czuje nóg. Zabawne, pomyślała. Dopiero po chwili Zebryna skojarzyła docierające do niej bodźce z wypadkiem samochodowym. Dookoła niej zgromadzili się krzyczący ludzie.

Widziała niebo, nieco pokryte chmurami, i czuła ciepły wietrzyk majowego dnia. Może to i lepiej, zdążyła pomyśleć, zanim zasnęła.


‡‡‡‡‡‡

Nie, nie wiem co tu się stało
Geneza:

Narnia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top