Wyblakłe strony || Akt I

"𝓐𝓻𝓮 𝔂𝓸𝓾, 𝓪𝓻𝓮 𝔂𝓸𝓾 𝓬𝓸𝓶𝓲𝓷' 𝓽𝓸 𝓽𝓱𝓮 𝓽𝓻𝓮𝓮?"

"Dla Moon
która dała mi inspirację do napisania tego fanfiction"

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

Ingrid nie była osobą działającą bez przyczyny. Zawsze dążyła do jakiegoś celu, ustalonego punktu- nie ważne, jak bardzo absurdalny lub głupi by się wydawał. I nigdy, przenigdy nie myślała o tym, żeby go porzucić. Każda jej sprawa musiała zostać doprowadzona do końca.

Nawet przybycie do Akademii Ransmoor dwa lata temu, elitarnej uczelni dla istot nadprzyrodzonych miało tutaj znaczenie.

Ona nigdy nie zostawiała spraw niewyjaśnionych. A już szczególnie nie takich.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

Wszyscy zebrali się w sali balowej aby uczestniczyć w balu inauguracyjnym. To był niezwykły wieczór dla wielu studentów. Dla części z nich był to pierwszy dzień a także rok w tej magicznej szkole. Rozpoznanie ich wśród tłumu nie było trudne- przybyli tu jako pierwsi, a większość z nich rozglądała się z zachwytem po sali nie mogąc się doczekać rozpoczęcia roku akademii. Wśród nich kręcili się już uczniowie starszych roczników, witając się ze starymi znajomymi i wymieniając się najnowszymi plotkami.

Tylko jedna studentka nie była teraz na przyjęciu z innymi.

Wertując kartki kolejnej książki rozłożonej na stole, Ingrid zapomniała o całym świecie. Czytanie od zawsze było zdecydowanie domeną domu Lorinoth, których często można było przyłapać na nocnych wypadach do biblioteki czy wracaniu do dormitoriów z torbami uginającymi się od książek. Bibliotekarka, Emma Firelinder, zawsze witała ich z uśmiechem na twarzy i oferowała pomoc o każdej porze. Była też druga strona. Studenci noszący niebieskie barwy jej własnego domu, Edare, to ludzie akcji. To ludzie będący zawsze w centrum wydarzeń, nie odrzucający żadnej okazji do rozwiązania zagadki czy zdobycia nowej plotki. Nie kłopotali się z częstym przychodzeniem do biblioteki- po co im to było, skoro jest tam tylko kurz i historie tak stare, że nie warto się nimi przejmować?

Cóż, jak się okazuje zakurzone księgi też kryły w sobie swoje tajemnice.

— Nic z tego nie rozumiem. — mruknęła pod nosem, sunąc palcami wzdłuż tekstu na pożółkłej kartce. „Psychologia zaginionych" była niezwykle wciągająca, jednak nie zawierała żadnych informacji, które mogłyby się jej przydać. Była w bibliotece już od paru godzin. A jeśli miała być szczera, to praktycznie odkąd przybyła tego roku do akademii. Wstąpiła jedynie na chwilę do pokoju aby zostawić rzeczy i wziąć coś do pisania z biurka. Nie minęła się tam z nikim znajomym. Nie widziała Adrika ani Primy. W tłumie nie wypatrzyła Mallory- co było dziwne, bo jej farbowane na różne nietypowe kolory włosy zdecydowanie wyróżniały się wśród studentów. Cała trójka bawiła się pewnie teraz na balu. A gdyby teraz- nie, elfka zdecydowanie odrzuciła tę myśl. Może spotkać się z przyjaciółmi po tym całym imprezowym cyrku.

— Ingrid.
Zignorowała głos dochodzący zza jej pleców, wyjmując kolejny grubo oprawiony tom z półki.
— Ingriiiid...
Przewróciła parę kartek, szukając czegoś w spisie treści.
— Ingrid. Hej, Inga!
Obróciła się gwałtownie, omal nie nokautując stojącej za nią kotołaczki lekturą.
— Mal, nie widzisz, że jestem zajęta?— spytała elfka unosząc lekko brwi.
— Ciebie też dobrze widzieć, moja droga pani detektyw.— Mallory uśmiechnęła się promiennie i nie czekając na odpowiedź objęła przyjaciółkę. Ingrid na samym początku wzdrygnęła się, zaskoczona nagłym dotykiem, jednak nie potrzebowała wiele czasu aby odwzajemnić uścisk kotołaczki. Spojrzała ukradkiem na jej włosy, które w tym roku wbrew jej oczekiwaniom nie przybrały równie dziwacznych kolorów co poprzednio. Teraz długą, kasztanową czuprynę zdobiły tylko błękitne i fioletowe pasemka na końcówkach.
— Czemu nie było cię na balu?— dziewczyna wypuściła elfkę z objęć i oparła się na stojącym za nią biurku. — Czekaliśmy na ciebie.
— Wiesz, że nie jestem fanką takich imprez. — Inga zaczęła zbierać porozrzucane książki i odkładać je na właściwe miejsca. — Pierwszy rok, było okej. Drugi, w sumie to nic się nie zmieniło. Po co iść tam trzeci raz? — wzruszyła ramionami. Nagle jednak zatrzymała się w połowie wsuwania książki na półkę, przypominając sobie o czymś. — Chwila, a ty czemu nie jesteś na balu?
— Ingrid... bal skończył się dwie godziny temu.
Elfka spojrzała z wytrzeszczonymi oczami na przyjaciółkę, a następnie na stary zegarek na nadgarstku. Zasiedziała się.
— Oh.
— No właśnie. Więc może ci z tym pomogę, a potem wrócimy do dormitorium, co? — Mallory uśmiechnęła się do niej z politowaniem.

Ingrid nic nie odpowiedziała, a jedynie odwzajemniła uśmiech kotołaczki.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

Rok szkolny zdecydowanie zaczął się z przytupem. Ingrid była w końcu studentką trzeciego roku- i choć nie byli najstarszym rocznikiem, byli już dobrze znani profesorom, którzy nie zamierzali traktować ich ulgowo. Akademia nie była przecież uczelnią dla byle kogo. Pomimo ogromu nauki, już w pierwszym tygodniu zajęć zaczęły się pojawiać pewne niedogodności. Najwyraźniej niektórzy mieli zbyt dużo niezagospodarowanego czasu, bo czwartkowego poranka każdy uczeń Edare obudził się z dziwnym uczuciem w ustach. Jak się szybko okazało, ktoś zadał sobie trud i nałożył na cały dom klątwę prawdomówstwa, przez którą aż do piątkowego popołudnia mogli mówić wyłącznie prawdę. Na rozwiązanie zagadki nie trzeba było długo czekać. Pewna wiedźma z Colbrath miała podejrzenia co do lojalności swojego partnera, więc chciała go przekląć- a przez jej nieuwagę, oberwał przy okazji cały jego dom. Nawet teraz, gdy po zakończonych wykładach studenci w błękitnych mundurkach siedzieli przy stołach sącząc wieczorną herbatę, nie mogli pozbyć się tego nietypowego uczucia.
— Mam nadzieję, że przynajmniej spotkały ją konsekwencje. — stwierdziła oburzona dziewczyna o srebrnych włosach, stawiącej kubek na stole. Wzdrygnęła się, gdy na dworze rozległ się trzask pioruna a burzowe niebo się rozświetliło.
— Słyszałem, że rektor nie był zadowolony. — siedzący obok niej czarnowłosy chłopak wzruszył ramionami. — Szczególnie po tym, jak jakiś pierwszak przez przypadek wypaplał mu co o nim naprawdę myśli... a to wilkołak, więc raczej wiecie o co mi chodzi.
— Cóż, nie to żebym jakoś bardzo rektora nienawidziłan ale... o, hej Mal! — W ułamku sekundy studentka zerwała się z miejsca i pobiegła w stronę koleżanki stojącej w drzwiach. Gdy już się spotkały, poprowadziła ją w stronę ich stołu— Słuchaj, nie uwierzysz co Adrik odwalił na czaromedycynie...

Ingrid nie mogła powstrzymać uśmiechu. Prima wciskała tą historię dosłownie każdej osobie spotkanej po drodze do sali jadalnej, nie wyłączając kucharza, który próbował jedynie w spokoju załatwić coś u rektora. Spojrzała ukradkiem na Mallory, kiedy ta zajmowała miejsce obok niej. Pomimo tego, że dopiero co wróciła z wyczerpującego, nieobowiązkowego wykładu wyglądała tak dobrze jak zwykle. To dziwne uczucie, które zawsze ostatnimi czasy często jej towarzyszyło znowu się pojawiło. Mal śmiała się z czegoś, co powiedziała do niej Prima- Ingrid nie słuchała dokładnie co to było, była zbyt skupiona na kotołaczce. Nawet szalejąca za oknem burza nie była się już taka głośna. Wydawało jej się to pię...

— Inga, weź ty coś zrób!— zawodził Adrik, chowając głowę w rękach. — One mnie niedługo zamęczą!
— No, już przestajemy. W końcu każda z nas wysadza codziennie salę wykładową. — powiedziała Mallory, a następnie znowu zachichotała. Chłopak jedynie wydał z siebie parę niezrozumiałych dźwięków. Ingrid postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce:
— Może i nie było to najprzyjemniejsze przeżycie ale... — zawahała się, ostrożnie dobierając słowa. — cóż, nie mogę powiedzieć, że nie było zabawne.
— I ty, Brutusie, przeciwko mnie? — żachnął się chłopak, patrząc jej prosto w oczy. Gdy ta jedynie wzruszyła przepraszająco ramionami, wyraźnie rozczarowany burknął coś pod nosem. Prima przybiła jej zwycięską piątkę.

— W każdym razie, rozmawialiśmy o rektorze. — przypomniał Adrik, próbując odwrócić od siebie uwagę.
— Rektor? Zakładam, że chodzi o tą całą sprawę z mówieniem prawdy. — zainteresowała się kotołaczka.
— Aha. — przytaknęła jej Prima. — Właśnie miałam mówić, że przydał mu się mały powrót na ziemię. Żeby przypadkiem nie odleciał za daleko. A ty co sądzisz Mal?
Dziewczyna po zadanym pytaniu wyraźnie zesztywniała, zakładając kosmyk kolorowych włosów za ucho:
— To nie tak, że jakoś bardzo go nie lubię. Jako osobie na tej pozycji naprawdę nie można mu wiele zarzucić. Bardziej chodzi mi o samego Albina de Vertrinair niżeli o stanowisko.  Może to dlatego, że za dużo czasu spędzam z wilkołakami, ale mój brat Reggie trzyma się z paczką tego całego Jasona Flintera. Czasami opowiada mi, co tam się dzieje. I choć samego Flinta nie lubię i raczej lubić nie będę, to chłopak ma sensowne argumenty. Mówię wam, coś tu się święci. To tylko kwestia czasu.
— Wątpię, żeby cokolwiek mogło nam się tu stać. — zaoponował Adrik. — Tak z logicznego punktu widzenia. Ransmoor na niezwykle silne bariery magiczne, sam sprawdzałem.
— Niekoniecznie coś musi się włamywać do szkoły. Niebezpieczeństwo może stanowić coś, co już tutaj jest.
— Za dużo kryminałów się naczytałaś, Inga. — chłopak przewrócił oczami. — Takie rzeczy dzieją się tylko w książkach. Nie ma szans, żeby-

Wypowiedź Adrika przerwał głośny trzask. Do pomieszczenia wdarł się mroźny podmuch wiatru otwierając jedno z wielkich okien na oścież. Burza szalejąca na dworze nagle stała się dużo głośniejsza, wywołując duży chaos w sali. Zewsząd zaczęły krzyki uczniów próbujących komunikować się ze sobą i profesorów próbujących uspokoić sytuację. Ingrid, której słuch był bardziej wrażliwe na dźwięki niż ludzki, zacisnęła oczy i instynktownie zakryła uszy rękami próbując stłumić hałas. Była pewna, że oprócz tego słyszy też stłumione głosy. Nie te należące do innych. Głosy wołające jej imię, przyzywające ją do siebie...
Próbowała wstać, ale czyjś silny uścisk zatrzymał ją na miejscu. Mallory. Zatrzymałą ją przy rzeczywistości.

Duża część studentów wstała, kilku nawet wybiegło z wrzaskiem z sali. Wśród ich grona najszybszym refleksem wykazał się Adrik. Jako czarodziej, w ciągły paru sekund postawił dookoła nich i siedzących nieopodal studentów ochronną tarczę. Osłoniła ich ona od wyjącego wiatru i niesionych wraz z nim liści., nie zmniejszając jednak potęgi rozszalałego żywiołu.

— CISZA!
Wszyscy obecni na sali zamarli. To sam rektor krzyknął ze swojego miejsca na podwyższeniu. Na parę sekund wszystko wydawało się ucichnąć, pozostawiając tylko rytmiczne stukanie kropel deszczu o dach akademii.
— Proszę wszystkich o spokój. Panie Sokolovsky, panno Coletti.— rektor zwrócił się do studentów znajdujących najbliżej miejsca incydentu.— Proszę zamknąć to okno. Resztę zaś proszę o udanie się do swoich salonów. Uważam przerwę za zakończoną.

Podczas gdy pozostała dwójka trudziła się z kapryśnymi i starymi zawiasami, Mallory objęła Ingrid ramieniem i wyprowadziła ją z sali. Delikatny dotyk kotołaczki szybko przywrócił jej spokój, odwracając uwagę od wydarzeń sprzed chwili. Wychodząc jednak ze stołówki obróciła jeszcze raz wzrok, spoglądając na rektora.
Szare oczy wampira wydawały się wpatrywać prosto w nią.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

— Somnologia. — zapisała szybkim ruchem na tablicy profesor Ruthven, kładąc nacisk na każdą sylabę tego słowa.
Rozejrzała się po sali wykładowej, gdzie znajdowało się parunastu studentów z różnych roczników. Ingrid długo czekała na te zajęcia - na drugim roku była zbyt zajęta, żeby się na nie zapisać, a przez pierwsze miesiące nie miał ich kto nauczać z powodu poważnej choroby wykładowcy.
— Nauka zajmująca się snami, ich fizjologią, zachowaniami z nimi związanymi a także ich zaburzeniami. Na tych zajęciach dowiedzą się państwo wszystkiego, co kiedykolwiek zastanawiało państwa w tajemnicach ludzkich snów. Mogą nie tylko odzwierciedlać myśli lub emocje, ale także stwarzać przestrzeń dla rozwoju wszelkich zdolności magicznych.

Elfka skupiła całą swoją uwagę na wykładzie, nie odpowiadając na szturchanie siedzącego obok studenta, który pytał ją, czy ma coś zapasowego do pisania. Profesorka z pasją opowiadała o początkach nauki, sięgających już starożytności. Nie koniecznie po to tu przyszła, ale to był dobry start.
— Jeśli nie ma pytań, to przejdziemy do głównej części zajęć. Dzisiaj zajmiemy się rodzajami snów. Najczęściej spotykany jest sen symboliczny. Przedstawia codzienne sytuacje, miejsca, postacie znane z życia codziennego. Mogą jednak one często przybierać niespodziewany obrót- jestem pewna, że każde z państwa pamięta jakieś abstrakcyjne rzeczy ze swoich snów.

Ingrid zaśmiała się pod nosem. Pamięta jak śniła o tym, że Mallory gonił pies, który potem okazał się być jej bratem, następnie wszyscy toczyli wojnę o borówki a Octavian ogłosił się dyktatorem Jagodowego Królestwa. Zaraz jednak przeklęła samą siebie, bo przez to wspomnienie przegapiła parę minut wykładu. Profesorka przechadzała się po przodzie sali wykładowej, nieustannie opowiadając:

— Jednym z ciekawszych rodzajów snów jest sen świadomy. Jak sama nazwa wskazuje to stan, w którym śniący jest świadomy tego, że śni i jest w stanie kontrolować swoje działania. Niewielu udaje się to osiągnąć, ale wszyscy opisują to wydarzenie jako pozytywne... tak, panie...?— spojrzała w stronę studenta, siedzącego parę rzędów za Ingrid, który podniósł niepewnie rękę.
— Lehto. — odezwał się chłopak. — Od pewnego czasu wielu z nas doświadcza... dziwnych snów. Nie jestem w stanie powiedzieć, co dokładnie w nich jest, ale są niczym koszmary. Dręczą nas po nocach. Czy wie pani, czym mogą być?

Profesor Ruthven zmarszczyła brwi, uważnie słuchając wypowiedzi studenta. Po krótkim namyśle westchnęła i podeszła bliżej słuchaczy.
— Fenomen, który próbuje pan opisać, to tak zwany sen nadprzyrodzony. Doświadczają go najczęściej rasy wrażliwsze na wszelkie zachwiania energii, jak chociażby elfy lub wiedźmy. Charakteryzuje się niejasną tematyką i wydarzeniami, których pochodzenia nie można doszukiwać się w ludzkiej psychologii. — wyjaśniła profesjonalnie. — Doskonale wiem, co ma pan na myśli, ponieważ od wielu dni sama ich doświadczam.
— W takim razie skoro nie z naszych umysłów, to skąd się biorą? — drążył zdesperowany student.

Kobieta pokręciła głową. W jej następnych słowach Ingrid wyczuła nie tylko desperację, lecz także ogromny...smutek.
— Tego, panie Lehto, nawet ja nie jestem w stanie wyjaśnić.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

W Akademii Ransmoor zaczęła się zima. Choć chodzące do niej istoty już dawno przekroczyły zdecydowanie wiek dziecięcy, radość z okazji pierwszego śniegu zawsze pozostawała niezmienna. W pierwszy „biały" weekend można było zauważyć tłumy studentów wylewających się na szkolne błonia, aby skorzystać ze słonecznej, ale nadal zimowej pogody. Ingrid również nie miała zamiaru przegapić tej okazji, więc korzystając z propozycji Octaviana wybrała się z nim na spacer dookoła jeziora.

— Nareszcie trochę spokoju. — odetchnęła z ulgą Inga, wkładając ręce do kieszeni kurtki.
— Za niedługo sesja, pamiętasz?— przypomniał jej boleśnie Octavian.
— Błagam. Powiedział pan książkara, który i tak zda wszystko na najwyższą ocenę z zamkniętymi oczami. — zażartowała. — Ja tam chcę się po prostu wyspać, za dużo rzeczy się działo.
Octavian podłapał temat, przelotnie nawiązując z nią kontakt wzrokowy.
— Też ostatnio nie śpisz za dobrze? — zapytał, od niechcenia kopiąc śnieg butem.
— Tak wyszło. — wzruszyła ramionami. — Tu wykłady, tu gazeta... zwyczajnie nie ma czasu. A poza tym jeszcze te dziwne sny, Ruthven mówiła o nich na somnologii.

Ten niespodziewany temat poruszony na listopadowym wykładzie na długo stał się tematem przelotnych rozmów między studentami. Nie było chyba osoby, która by o tym nie słyszała.
— Uważam to za bardzo ciekawy fenomen. Coś, czego nie można wyjaśnić...
Przerwało mu głośne, niekontrolowane ziewnięcie przyjaciółki, które wywołało u chłopaka atak niespodziewanego chichotu. Zakończył się on jednak równie szybko jak się zaczął, zaraz po tym jak dhampir otrzymał mordercze spojrzenie od swojej przyjaciółki.
— Inga, serio, idź się połóż. Lepiej ci to zrobi niż siedzenie tutaj. — powiedział z troską.
— Próbujesz się mnie pozbyć, tak?
Zanim chłopak zdążył się wytłumaczyć ze swoich słów, elfka ze śmiechem wepchnęła ich w śnieg.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

Ingrid widziała wszystko jakby przez mgłę.
Choć obraz był niewyraźny, jej nogi wiedziały, gdzie ma iść. Stąpała powoli, po części mając wrażenie kontroli nad swoimi ruchami, a z drugiej strony czując się jakby obserwowała te wydarzenia z perspektywy kogoś innego. Czuła zimno bijące od kamiennej posadzki na jej bosych stopach. Nie wiedziała, gdzie zawędrowała, lecz z pewnością nie była tu nigdy wcześniej. To musiał być jeden z korytarzy dostępnych tylko dla personelu - jednak jak w ogóle się tutaj znalazła? Nie pamiętała wychodzenia z łóżka ani jakichkolwiek innych szczegółów z nocnej przechadzki. Jej wspomnienia rozmywały się w księżycowej poświacie wpadającej przez niezasłonięte do końca miejsca okna.

Nie wiedziała ile czasu wędrowała. Może to była tylko chwila? A może wiele godzin? Musiała być już w najstarszych zakamarkach akademii. Liczne pajęczyny wskazywały na to, że nieczęsto się tu zagląda. W korytarzu brakowało jakichkolwiek okien, a jedynym znakiem życia były płonące co paręnaście metrów świeczniki. Oświetlały one coś, co znajdowało się na samym jego końcu, w niewielkiej wnęce. Drewniany pulpit przykryty ciemnofioletowym materiałem, podtrzymywał grubą, zakurzoną księgę. Inga nie wiedziała, co kazało jej podnieść opadły tom i otrzepać okładkę z warstwy brudu. Nigdzie nie dostrzegła tytułu, a jedynie pięknie wyrzeźbione w okładce drzewo. Jej palce same ostrożnie chwyciły za twardą osłonę, przewracając ją na bok aby odkryć tajemnice znajdujące się na jej kartach.

Jednak strony były zupełnie puste.

W tym momencie się wybudziła.
Elfce momentalnie zakręciło się w głowie. Mimowolnie wypuściła z rąk książkę, która głośno uderzyła o kamienną posadzkę, a następnie oparła się o ścianę aby nie upaść. Ktoś szybko złapał ją pod ramionami i zaczął asekurować w pozycji stojącej.
— Spokojnie, panno Lehmmer. — powiedział znajomy głos dobiegający zza jej pleców. — Wszystko w porządku? Potrzebuje pani pomocy medyków?

Cholerny de Vertrinair. Co on tu w ogóle robił? I to w środku nocy. W sumie głupie pytanie, jest przecież wampirem. O tej godzinie musi czuć się jak ryba w wodzie.

— Nic mi nie jest — wymamrotała, wyswobadzając się z uścisku rektora. Od jak dawna ją śledził? Nie zwracając na niego uwagi dziewczyna kucnęła i podniosła księgę z ziemi. Na szczęście nic jej się nie stało. Dopiero gdy już ją trzymała, obróciła się do wampira. Patrzył na nią nie zaniepokojony.
— Czy wie pani, co tu się wydarzyło? Lub w jakiś inny sposób potrafi pani wytłumaczyć swoją obecność tutaj? — zapytał, nadal lekko zmartwiony, choć wypowiedział te słowa surowym tonem.
— Nie mam pojęcia, co się stało. — mruknęła wymijająco elfka, mimowolnie zaciskając palce na książce. — Najpierw byłam w swoim pokoju, a potem.. obudziłam się tutaj.

Napięcie zdawało się nagle opuścić rektora, który zdecydowanie rozluźnił ramiona.
— Czyli, jeśli dobrze rozumiem, nie pamięta pani nic od momentu położenia się do snu? Nawet tego, jak ta księga znalazła się w pani posiadaniu?
Kiwnęła głową na potwierdzenie.
Zamiast zadać kolejne pytanie, wampir wyciągnął rękę w jej stronę, spoglądając znacząco na przedmiot, który trzymała w ręku. Niestety wiedziała, że nie wygra tej walki. Niechętnie bo niechętnie, ale oddała mu książkę.
Bez zbędnego przedłużania rektor odprowadził ją do głównego hallu, skąd wiedziała już jak trafić do swojego dormitorium. Kiedy jednak zaczął się oddalać, jeszcze jednak myśl przemknęła jej przez głowę.

— Rektorze.— odezwała się elfka, zwracając na siebie uwagę odchodzącego wampira. Ten powoli odwrócił się w jej stronę, patrząc na nią wyczekująco. Kiedy tylko jego spojrzenie spoczęło na niej, wzięła głęboki oddech i wypaliła:
— Nie sądzę, żeby coś pan tam znalazł. Musi być bardzo stara, bo wszystkie strony wyblakły.
Choć nauczyciel bardzo dobrze to ukrywał, Ingrid natychmiast wyczuła zmianę w jego zachowaniu. Mężczyzna od razu zesztywniał, i starał się nie patrzeć jej w oczy, spoglądając ukradkiem na uchylone okno. Widziała, jak zmarszczył lekko brwi, zaciskając palce na księdze. Dobrze znała to nieobecne spojrzenie- on coś wiedział, i najwyraźniej nie miał zamiaru się tym z nią podzielić.
— Dobrze by było, gdyby udała się pani z powrotem do swojego pokoju, panno Lehmmer. Zostało jeszcze parę godzin do świtu, a niedobrze byłoby zmarnować ten cenny czas. — odczekał chwilę, aż uczennica skinie głową na potwierdzenie i nie uczyni pierwszych kroków we właściwą stronę. — Spokojnej nocy.
Nie oglądając się za siebie, przez dłuższą chwilę słyszała jeszcze nerwowe i niezwykle szybkie kroki rektora.

₊ ⊹★🔭๋࣭ ⭑⋆。˚

— Jesteś pewna, że nigdy nie lunatykowałaś?
Ingrid popatrzyła na Mallory litościwie.
— W moim domu wszyscy mają dość niezły słuch. Myślę, że gdyby ktoś im tuptał w nocy po korytarzach to by się zorientowali.
— Wiesz, mój brat kiedyś lunatykował, podobno to też może się brać ze stresu...
— Mallory.
— Albo z bezsenności, śpisz ostatnio dobrze?
— Mallory...
— Wiem, leki! Nie przedawkowałaś nic?
— Mallory!

Kotołaczka zatrzymała się gwałtownie na schodach powyżej i spojrzała na elfkę z góry. Ingrid tylko pokręciła głową i dogoniła przyjaciółkę na schodach.
— Hej, nie musisz się martwić. — zapewniła, uśmiechając się do niej szeroko. — Na pewno istnieje jakieś logiczne wyjaśnienie, ale nie zamierzam się do tego zabierać zaraz przed świętami.
— Aha. Mówi ta, która pakuje się w każde możliwe śledztwo jakie napatoczy się na horyzoncie. — Mallory zmarszczyła brwi.
— Jeśli dawaliby mi za to pieniądze, to chyba byłabym milionerką. — elfka wzruszyła ramionami, przeskakując na schodach co dwa stopnie. — A teraz chodź i bierz książki, bo w życiu nie zdążymy na zajęcia.

Mallory była wspaniała. Naprawdę. Ale Ingrid nie chciała, żeby się nią przejmowała. Choć udawała spokojną, rzeczywistości lęk i niepewność zżerały ją od środka. To, co wydarzyło się wczoraj w nocy z pewnością nie było normalnie. Jakby tego było mało, dochodzi jeszcze przecież sprawa rektora i tej cholernej księgi. Widziała jego emocje - coś było z nią nie tak, a ona zdecydowanie nie miała jej znaleźć. Może to było głupie, ale nie powiedziała Mal o spotkaniu z rektorem. Zmyśliła, że po prostu zostawiła ją na miejscu, bo i tak puste kartki do niczego by jej się nie przydały. Nie chciała jeszcze bardziej podburzać dziewczyny, która już i tak miała wystarczająco powodów żeby mieć coś przeciwko wampirowi.

Skręciły w prawo w wąski korytarz, będący ostatnią prostą do salonu Edare. Mallory, nie zwracając uwagi na chwilowe rozkojarzenie drugiej studentki, zaczęła opowiadać o czymś błahym. Zamyślona Ingrid z początku nie zwracała na nią uwagi, póki nie znalazły się zaraz przed wejściem do swojego domu. Jednak coś niepokojącego od razu rzuciło im się w oczy. Fragment ściany, który dotykiem otworzyć mogli jedynie studenci w błękitnych mundurkach, był teraz otwarty na oścież, a z wąskiego korytarza było słychać ożywione rozmowy. Obie dziewczyny zatrzymały się niemal równocześnie, nie odzywając się do siebie ani słowem.
Elfka poczuła, jak Mallory chwyta ją delikatnie za rękę. Od dziewczyny wręcz bił niepokój. Tym niby nic nieznaczącym gestem chciała nie tylko dodać otuchy sobie, lecz także przyjaciółce. Zdecydowanie pomogło im obu. Nagle zesztywniała dłoń kotołaczki rozluźniła się w jej uścisku pozwalając, aby splotły ze sobą palce. Uczucie przyjemnego ciepła pojawiło się w sercu Ingi, gdy druga studentka delikatnie pociągnęła ją do przodu w stronę zamieszania.

Ich salon znajdował się w ruinie.

Wszystko wyglądało jak po przejściu tornada. Fotele i kanapy poprzewracano, półki opróżniono z wszelkiej zawartości, która teraz walała się po ziemi. Tłum zaniepokojonych studentów kotłował się na zbyt małej dla nich wszystkich przestrzeni, a Rektor, stojący na stołku pośrodku zamieszania, próbował zapanować nad sytuacją. Gdy tylko jednak wypatrzył w tłumie dopiero co przybyłe dziewczyny, natychmiast zeskoczył ze swojego prowizorycznego podestu i skierował się w ich stronę. Na ich szczęście, pierwszy dopadł ich Reginald, rzucając się w ramiona Mallory.
Choć cieszyła się, że chłopcu nic nie jest, żałowała, że kotołaczka puściła jej rękę.
— Już dobrze, młody.— uspokoiła wilkołaka. — Co tu się do diaska wydarzyło?
— Ktoś się włamał, tak słyszałem. — mruknął, gdy tylko wyswobodził się z objęć starszej siostry. — Ale po sprawdzeniu wiadomo że nic nie skradziono ani nie zniszczono, oprócz salonu i... — zawahał się, dopiero teraz zauważając stojącą obok elfkę. — Inga, tak mi przykro...

Dziewczyna momentalnie zaniepokoiła się. Zignorowała prośby Mallory, przedzierając się przez studentów a następnie biegnąc wgłąb korytarza prowadzącego do pokojów studenckich. Już z daleka widziała profesora al-Samira, zarówno jak paru gapiów stojących przed drzwiami do jej dormitorium... a raczej miejsca, gdzie się kiedyś one znajdowały. Zostały brutalnie wywarzone, jak w paru innych pokojach, jednak tamte znajdowały się w nienaruszonym stanie. Tymczasem jej pokój znajdował się w jeszcze gorszym stanie niż salon.
Wszystko leżało na ziemi. Poczynając od pościeli, przez ubrania, rzeczy szkolne i na brutalnie zerwanych zasłonach kończąc. Biurko stojące po lewej stronie drzwi zostało kompletnie pozbawione szuflad, a jej ukochana tablica korkowa wisząca zaraz nad nim - złamana w pół. Wiszące na nim kartki i zdjęcia zostały porwane, zmięte i wyrzucone do śmietnika. Jedynie jedna fotografia ostała z chaosu - ktoś umyślnie położył ją na środku pokoju tak, aby służyła za znak. Z obrazka uśmiechała się do niej młoda, jasnowłosa nastolatka trzymająca na rękach swoją młodszą siostrzyczkę. Z prawej strony wystawał jeszcze kawałek dłoni, w domniemaniu mogący należeć do trzeciej postaci, która się tam znajdowała.

Jednak ten kawałek został oderwany.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top