4 - Wizyta, część pierwsza
Wspomnienie nagłej wizyty Dazaia przeplatało się wraz z telefonem od Itsumy Tachihary i jak jedno było całkiem przyjemne, to drugie już niekoniecznie.
Chuuya skorzystał z dnia wolnego i zakopał się w kołdrze, ale sen nie chciał nadejść. Nawiedzające jego głowę myśli skutecznie wypędzały senność, która, jak wcześniej nieustannie go ogarniała, teraz wzbraniała się przed otuleniem go swoim słodkim otumanieniem i podarowaniem mu możliwości solidnego odpoczynku, którego tak bardzo potrzebował.
Zamiast tego rozpamiętywał nagłe pojawienie się Osamu w miejscu swojej dorywczej pracy. Nie miał pojęcia, jakim cudem mężczyzna go znalazł, ale, nie spodziewając się go już nigdy więcej zobaczyć, nie mógł powiedzieć, że się nie ucieszył. Choć brunet krępował go i to bardzo, wzbudzając w nim przy okazji uczucie przesadnej ostrożności, Chuuya czuł się przy nim zaskakująco dobrze. Mimo to próbował go do siebie nie zrazić, wciąż dręczony wspomnieniem o Tachiharze, któremu odmówił pomocy, ale ten od razu go przejrzał. Jego zapewnienie o tym, że Nakahara może czuć się przy nim swobodnie sprawiło, że ciężar w jego sercu nieco zmalał, ale wcale nie powstrzymał pompującego krew organu od przyspieszonego bicia.
Tego dnia był wykończony równie mocno jak poprzedniego. Kilka godzin snu otumaniło go, zamiast pomóc mu się podładować. Nie chciał jednak leżeć i rozpamiętywać swoich błędów, toteż zaoferował Hirotsu pomoc. Nigdy by nie pomyślał, że ta decyzja poskutkuje tym, czym poskutkowała.
Wszystko szło dobrze, dopóki nie zadzwonił jego telefon. Rudowłosy odebrał go z niechęcią, doskonale wiedząc, czego będzie dotyczyła nadchodząca rozmowa. Miał zamiar podejść do warsztatu po pracy; zagrać, udając, że nie ma pojęcia o tym, co się wydarzyło, może jakoś pomóc. Liczył, że gdy do tego dojdzie, może poczuje się lepiej. Itsuma mu to jednak uniemożliwił, uprzedzając go. Z jednej strony było to na plus, bo nie musiał nigdzie iść ani przed nikim udawać, ale z drugiej, gdy zobaczył dziwnie wszechwiedzący wzrok przypatrującego mu się Dazaia, miał wrażenie, że mężczyzna wejrzał w głąb jego duszy. Pusta tęczówka o kolorze gorzkiej czekolady emanowała zrozumieniem, jakby Osamu wiedział o wszystkim, co stało się w przeciągu ostatnich dni. Chuuyę przeraziła ta myśl, ale usilnie starał się z tym nie zdradzać. Mógł tylko sobie wyobrazić, ile kłopotów by go czekało, gdyby cokolwiek z tego wyszło na światło dzienne.
Dazai jednak nic nie zrobił z posiadaną wiedzą, a w każdym razie, nic do tej pory. Jego uspokajający ton oraz uśmiech podnosił Nakaharę na duchu, do tego stopnia, że poczuł się dziwnie pusty, gdy ten opuścił przybytek. Z początku pomyślał, że może powiedział kilka słów za dużo, ale brunet nie wyglądał na kogoś, kto przejmowałby się takimi błahostkami. Ponadto sam powiedział, że wyczekuje kolejnego spotkania, więc nie mógł poczuć się urażony.
Niebieskooki pokręcił głową i ukrył ją w poduszce. Zdecydowanie za dużo o nim myślał. Sam nie do końca znał powodu, z którego tajemniczy urzędas nieustannie siedział mu w głowie, ale nie potrafił go z niej wyrzucić. Nigdy nie przywiązywał się do ludzi, więc dlaczego teraz? Czy to dlatego, że był jedną z nielicznych osób, która okazała mu dobroć? Czy Chuuya był na tak żałosnym poziomie, że teraz będzie zapamiętywał każdą tego typu sytuację? A może po prostu dziwna aura Dazaia była tak niecodzienna i niepokojąca, że zwyczajnie trudno było mu o niej zapomnieć?
Niełatwo było mu wierzyć w jego słowa, ale nie powinien mieć również zbyt wielkich ku temu oporów. W końcu nie widział powodu, dla którego brązowooki miałby mu kłamać, ale wszystko, co go dotyczyło, począwszy od nadzwyczaj łagodnych uśmiechów, na dziwnym zachowaniu z każdym kontaktem kończywszy, mówiło mu, że powinien mieć się na baczności. Było miło, ale powszechnie wiadomo, że to, co dobre, może się nagle nieoczekiwanie skończyć. Chuuya doskonale o tym wiedział i nie chciał wyobrażać sobie nie wiadomo czego, by potem nie musieć stawiać czoła gorzkiemu rozczarowaniu. Był zbyt dobrze obeznany z tym uczuciem i nie potrzebował go więcej.
Gdy usłyszał dźwięk dzwonka telefonu, z zaskoczeniem stwierdził, że został wyrwany ze snu. Nie miał pojęcia, kiedy udało mu się zasnąć, niemniej jednak był tym usatysfakcjonowany. Nie mógł tego powiedzieć o drażniącej nagle bolącą głowę piosence, którą miał ustawioną jako obwieszczający połączenie dzwonek. Mrużąc atakowane przez wpadające przez niezasłonięte okno słońce oczy, zerknął na ekran i rozszerzył je lekko, zaskoczony tożsamością przerywającej mu błogi sen osoby.
– Ane-san? – zapytał, odbierając i przewracając się na plecy. Gdyby nie nagła pobudka, w jego tonie zdziwienie byłoby bardziej niż wyraźne. – Rzadko dostaję od ciebie telefon, coś się stało?
– To było niemiłe, Chuuya – starsza siostra odpowiedziała niemal natychmiast, udając obrażoną. Jej przesadnie naznaczony dojrzałością głos rozległ się w słuchawce, jasno dając mu do zrozumienia, że wcale nie ma porannych omamów. – Muszę czasem zadzwonić i sprawdzić, czy mój brat w ogóle żyje, bo ty się nie meldujesz.
– A czy ja jestem w wojsku, że mam się meldować? – rzucił, ziewając przeciągle, co uczyniło jego pytanie jeszcze bardziej lekceważącym.
Kouyou Ozaki prychnęła głośno, wyrażając swoją dezaprobatę. Była córką jego macochy, co czyniło ją tak zwaną przyszywaną siostrą. Ich rodzice zeszli się, gdy byli dziećmi, toteż dzielili ze sobą wiele wspomnień. Choć z początku za nią nie przepadał, różowowłosa o szczególnym zamiłowaniu do eleganckich strojów okazała się być dobrą osobą o troskliwym usposobieniu. Choć często wykorzystywała swój wiek i przejawiała cechę nadmiernej władczości, Chuuya lubił ją i szanował. Po tragicznej śmierci rodziców zostali tylko we dwoje i kobieta opiekowała się nim, dopóki nie osiągnął odpowiedniego wieku. Wtedy zdecydował się od niej wyprowadzić i rozpocząć samodzielne życie, uwalniając ją od, jak się postrzegał, niepotrzebnej troski. Kouyou zapewniała go, że nie musi tego robić, ale on nie chciał być dla niej ciężarem. Poza tym postanowił zrobić miejsce dla jej narzeczonego, z którym niedługo po tym zamieszkała. Po tym ich kontakt nieco osłabł, ale Ozaki raz na jakiś czas do niego dzwoniła, a Nakahara zawsze bił się w pierś, że on tego nie zrobił. Mimo wszystko siostra była dla niego ważna, ale czasem gubił się we własnym życiu, nie będąc pewnym już niczego.
– Dobra, wiem – ubiegł ją, wzdychając ciężko i potarł skronie w bezradnym geście, czego ona nie mogła zobaczyć. – Przepraszam, jakoś ostatnio nie miałem głowy się odezwać.
– Wszystko u ciebie w porządku? – zatroskane pytanie zakuło go w serce.
Chciałby powiedzieć, że tak, ale takie kłamstwo nie było mu w stanie przejść przez gardło. W pewnej chwili miał ochotę wyrzucić z siebie cały swój żal, opowiedzieć jej, przez co przeszedł, o Dazaiu, który go zafascynował i o swoim chorym marazmie, z którego nijak nie może się wydostać. Pomyślał jednak, że wszystko to brzmiałoby jak idiotyczna plątanina niezrozumiałych dla przeciętnego człowieka słów i zmartwiłoby ją jeszcze bardziej, a tego nie chciał. Nie mogła na to nic poradzić, nie było więc sensu, żeby się tym przejmowała.
– Jest okej – powiedział. – Jestem tylko trochę przemęczony.
– Ciągle pracujesz w warsztacie na przemian z zabawą w kelnera, mylę się? – cisza, podczas której mężczyzna się przeciągał, posłużyła jej za odpowiedź. – Robisz za dużo rzeczy naraz, Chuuya. Wiesz, że możesz się do mnie zwrócić, jeśli masz kłopoty z...
– Nie pracuję już w warsztacie – przerwał jej, nie chcąc słuchać o żadnych pożyczkach. Nie potrzebował ich, Hirotsu dawał mu zniżki za pomoc w kawiarni. – To znaczy, na razie nie.
Niemal poczuł jak siostra kręci głową.
– Przynajmniej tyle. Skoro źle się czujesz, powinieneś wziąć sobie wolne na jakiś czas.
– Odpoczywam, Kouyou – zirytował się. – Nie przejmuj się mną, radzę sobie doskonale. Opowiadaj lepiej, co u ciebie, skoro już zadzwoniłaś.
Tym razem jej prychnięcie go rozbawiło.
– Dziękuję, łaskawco – rzuciła zgryźliwie. – Prawdę mówiąc, niedługo przyjeżdżam do Yokohamy.
Ta informacja sprawiła, że podniósł się do pozycji siedzącej. Denerwujące włosy opadły mu na twarz, a on odgarnął je zniecierpliwionym gestem. Nagle poczuwszy chłodny podmuch wiatru ze strony uchylonego, znajdującego się tuż naprzeciw łóżka okna, okrył się szczelniej kołdrą, podkurczając okryte materiałem dresów nogi.
– Poważnie? Kiedy?
– Jutro po południu.
– Po co, tak właściwie? – mówiąc to, wstał z materaca i zamknął okno, postanawiając się jednak ruszyć. Ruszając do kuchni w celu zrobienia sobie ożywczej kawy, zaczynał rozumieć, z jakiego powodu otrzymał od niej telefon.
– Jeśli mam być szczera, to zastanawiam się nad przeprowadzką.
Ozaki zamieszkiwała jedną z okolicznych, nieco biedniejszych, choć wciąż rozwiniętych na poziomie wiosek porozrzucanych wokół portowego miasta. Kobieta zawsze lubiła ciszę, spokój oraz kojące widoki, w swoim nastawieniu nieco stroniąc od większych skupisk ludzi, toteż jej oświadczenie zaskoczyło Chuuyę. On sam przeniósł się do Yokohamy w celu pobudzenia swojego życia, ale czy ona faktycznie tego potrzebowała?
– A u was ci niedobrze?
– Nie jest źle, ale pomyśleliśmy z Ougaiem, że miasto daje większe pole do popisu.
Niemal przewrócił oczami. I wszystko jasne. Jej narzeczony, Ougai Mori, był początkującym lekarzem. Co prawda, jego umiejętności były obiecujące i miał spore szanse na szybkie awanse, co za tym szło, konkretne zarobki, ale był przy tym może nie tyle co przesadnie zarozumiały, co nieco arogancki. Jego ton zawsze był ubarwiony jakąś nutą wyższości, a wiśniowym tęczówkom zdarzało się patrzeć na swojego rozmówcę jak na nierozumnego robaka. Nakahara nieszczególnie przepadał za tym człowiekiem. Na jego nieszczęście, był on jednak całkiem inteligentny i wprawiony w tym, co robił, co sprawiało, że mimo wszystko czuł przed nim pewien respekt.
– Chcesz się przeprowadzić tylko dlatego, żeby Mori miał lepszy dojazd do roboty? – zapytał, przytrzymując słuchawkę policzkiem, by zalać wsypaną do kubka kawę wrzątkiem.
– Nie o to chodzi, Chuuya – jej ton był zirytowany, jakby została wytrącona z równowagi. Najwidoczniej pytanie rudzielca było bardziej niż trafne. – Ja też myślałam nad zmianą otoczenia. Nie chcę ciągle stać w miejscu, a tutaj nie mam za dużo do zrobienia. To miejsce mnie ogranicza.
– Miejsce czy osoba?
– Jesteś okropny – prychnęła. – Masz ty w ogóle w sobie jakąś cząstkę ludzkiej dobroci?
Zatrzymał kubek w połowie drogi do ust i po usilnie tłumionym westchnieniu, zacisnął je w wąską kreskę. Też się zastanawiam, chciał odpowiedzieć, ale ostatecznie ugryzł się w język, nie chcąc swoim możliwie nie do końca skontrolowanym tonem zdradzić choćby namiastki tego, co ostatnio wiodło nieprzyjemny prym w jego wnętrzu. Wszystkie ostatnie wydarzenia tylko utwierdzały go w przekonaniu, że nie ma wspomnianej cząstki za grosz, przez co dobijały go ze zdwojoną siłą, odbierając mu jakiekolwiek chęci do zmiany czegokolwiek. Zdawało się, że już dawno został pozbawiony prawdziwej natury człowieka, tylko nie wiedział przez kogo i dlaczego.
– Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć – odezwała się nagle Ozaki, zmartwiona brakiem odpowiedzi.
– To nic, zamyśliłem się – odłożył kubek, nie kosztując napoju, uświadamiając sobie, że zapomniał go posłodzić. – W każdym razie, macie gdzie przenocować? Bo jeśli nie, mogę udostępnić wam mój pokój – zaoferował.
Po prawdzie nie bardzo widziało mu się goszczenie ich w swoim domu, ale pomyślał, że niewielki ruch, który utworzy się w tym wypełnionym tykaniem zegara mieszkaniu, może być swego rodzaju miłą odmianą. Wizja spania na kanapie wcale nie przerażała go aż tak bardzo, jeśli dzięki temu choć przez chwilę miało się coś dziać.
– Nie chcę ci się narzucać. Poszukamy jakiegoś hotelu albo...
– Daj spokój – przerwał jej. Kłamanie nie było jej dobrą stroną. Choć wiedział, że zadzwoniła głównie po to, by poinformować go o swoim zamiarze, z pewnością uwzględniła w tym czynie nadzieję na to, iż Chuuya wykaże wspaniałomyślną inicjatywę przenocowania ich. Nie miał jej w żadnym wypadku za złe, sprytne wykorzystywanie nadarzających się okazji uważał za korzystne posunięcie. – Hotele tutaj są drogie jak cholera. Poza tym, przyda mi się trochę towarzystwa – zawarł w swoim tonie uśmiech, który również ubarwił jego twarz. Nie był on duży, ale jednak nieco go ucieszył, bo ostatnimi czasy rzadko u niego gościł. Pomyślał, że może ich wizyta faktycznie nie będzie aż taka zła.
– Jesteś pewien?
– Tak, nie martw się. Wykorzystałem ostatnio swój zapas trucizny, więc Mori wróci do domu cały i zdrowy, chyba.
Gdy usłyszał śmiech siostry, jego uśmiech się poszerzył.
– Dzięki. Powinniśmy być około szesnastej, jeszcze puszczę ci sygnał.
Kiwnął głową, po chwili zdając sobie sprawę z tego, że Kouyou nie może tego zobaczyć, więc przytaknął. Po tym porozmawiali jeszcze chwilę, dopóki gospodarz nie wykręcił się sprzątaniem i uwolnił od udawania zaradnego młodego dorosłego.
Z westchnieniem oparł się blat, odkładając telefon i przejechał dłonią po jeszcze nieco zaspanej twarzy, chcąc pozbyć się resztek utrudniającego funkcjonowania, porannego otumanienia. Nie był do końca pewien, czy podjął dobrą decyzję, ale co by się nie stało, z niczego już nie mógł się wycofać. Sprzątanie okazało się dość trafną wymówką, bo jeśli chciał ugościć ich w godny sposób, musiał ogarnąć mieszkanie. Nie żeby było jakoś specjalnie brudne, bo Chuuya nie lubił nieporządku jak mało czego, ale czuł się w obowiązku chociaż zamieść podłogę.
To właśnie zajęło mu większość dnia. Obudzony około południa, sprzątał do wczesnego wieczora. Zajęło mu to tyle czasu, bo przy okazji robił czystkę w swoich rzeczach, segregując je na potrzebne i chciane oraz na te, których mógł się pozbyć. Mówiąc pozbyć, miał na myśli sprzedać, nawet jeśli po taniości. W jednym Kouyou miała słuszność, by się martwić – krucho było u niego z pieniędzmi. Skoro teraz najprawdopodobniej Tachihara zamyka działalność na jakiś czas, jego jedynym źródłem dochodowym było kelnerowanie. Nie czerpał z tego za wiele, bo, prawdę mówiąc, nie był oficjalnym pracownikiem, a jedynie oferującym pomoc mieszkańcem kamienicy z nadmiarem czasu, który dostawał wynagrodzenie dzięki widzimisię sympatycznego właściciela. Chyba przyszła jednak pora, by porozmawiał z Hirotsu na temat faktycznego zatrudnienia.
Ciepłe, pomarańczowe światło zachodzącego słońca omiotło jego opartą o materac sylwetkę, gdy układał nadające się do sprzedania rzeczy w znalezionym kartonowym pudle. Jeszcze tego samego dnia miał zamiar pochodzić po okolicznych sklepikach, które chętnie nabyłyby od niego zbędne mu przedmioty i choć trochę poratowały jego marną sytuację finansową.
Wstając z klęczek i podnosząc pudło, zerknął przelotnie na zawalone kartkami biurko, odnotowując sobie, że musi pochować swoje poematy przed wścibskimi oczami przyszłych gości. Przez cały ten bałagan w domu i w głowie nie miał czasu ani chęci nawet nic napisać. Wiersze były jego sposobem na wyrażenie siebie i pozbycie się nieprzyjemnego ucisku w klatce piersiowej, ale ostatnio nie miał do tego głowy. Przez moment przeraził się, że jeszcze chwila i to też stanie się elementem jego marazmu, który przestanie sprawiać mu radość, ale pokręcił energicznie głową. Przez cały dzień miał dość czasu, by pomyśleć i postanowił nie martwić się wszystkim za bardzo. Chciał znaleźć coś, co osłodzi mu codzienność, a nie będzie go bardziej dobijało, nie powinien więc myśleć o tym, co mogłoby się stać. O tym chyba chodzi w chwytaniu chwili, prawda? O czerpanie z teraźniejszości i zbytnie niemartwienie się konsekwencjami. Chuuya właśnie to zamierzał czynić, choć miał zamiar utrzymać się na rozsądnym poziomie. Nie był pewien, czy mu się to uda, ale przynajmniej postanowił spróbować.
Wychodząc z kamienicy, natknął się na zamykającego kawiarnię Ryuurou.
– Och, Chuuya-kun? – zauważył go. Bystre, nadszarpnięte zębem czasu i doświadczeniem życiowym, fioletowe oczęta omiotły jego sylwetkę, zatrzymując się dłużej na niesionym przez niego pudle. – Co robisz?
– Pozbywam się niepotrzebnych rzeczy – odparł, poprawiając uchwyt kartonu, jakby na potwierdzenie swoich słów, przez co materiał znaleźnych rękawiczek nieco zsunął mu się ze zmarzniętych dłoni. – Hirotsu-san – zaczepił niepewnie, gdy mężczyzna wrócił do oporządzania zamka. – Właściwie to chciałbym z panem porozmawiać.
– O czym?
– O zatrudnieniu... u pana, tak na stałe.
Staruszek spojrzał na niego uważnie, przedtem wyjmując papierosy z kieszeni długiego płaszcza. Gdy przymierzał się do zapalenia używki z zamyśloną miną, wyglądał jak poważny mafiozo, który z chęcią obciąłby nogi dzieciakom, które wbiegały na jego trawnik, a nie jak nadzwyczaj spokojny i sympatyczny właściciel kawiarni. Wiele osób odnosiło to mylne wrażenie, ale ich niezbyt przychylne nastawienie pryskało wraz z pierwszym uśmiechem, jakim Ryuurou obdarzał każdego nowego klienta. Nakahara pomyślał, że gdyby miał dziadka, chciałby, by był taki jak jego kandydat na pracodawcę.
– Nie wydaje mi się, byśmy mieli o czym rozmawiać – odrzekł nagle, zapalając papierosa i powodując u rudowłosego gwałtowny przewrót wszystkich możliwych narządów wewnętrznych. – Zatrudnię cię od zaraz. Prawdę mówiąc, sam chciałem cię o to zapytać już od dłuższego czasu, ale zawsze jesteś taki zabiegany, że stwierdziłem, że nie będę zawracał ci głowy – uśmiechnął się lekko, mrugając do niego znacząco.
Chuuya odetchnął z widoczną ulgą, może w nieco niegrzeczny sposób. Przez moment bał się, że zaciągający się używką Hirotsu go odrzucił i to w wybitnie nieprzyjemny sposób, ale czasami zapominał jak zawadiacki był ten staruszek. Uzyskując zapewnienie, iż porozmawiają na ten temat następnego dnia, odwzajemnił uśmiech i już miał zamiar odejść uradowany, że pozbył się choć jednego problemu i prawie o połowę lżejszy, gdy Ryuurou nagle go zaczepił:
– Nie spotykasz się dzisiaj z Dazaiem?
Zatrzymał się w półkroku, usłyszawszy własne serce. Na jego policzkach pojawiły się nieznaczne rumieńce. Czy jego zafascynowanie jego osobą było tak widoczne, że nawet barista je dostrzegł? Jaki był powód tego nagłego pytania? Mężczyzna nie był nigdy wścibski, toteż musiał on leżeć gdzieś indziej, niemniej jednak niezależnie od swojego charakteru, nie podobał się on niższemu mężczyźnie.
– Nie, dlaczego?
– Widziałem go dzisiaj około południa – wyjaśnił, wskazując dłonią, w której trzymał papierosa, w kierunku obrzeży miasta. – Szedł razem z jakimś mężczyzną w okularach. Nie zaszedł do nas, ale przyglądał się, jakby sprawdzał, czy pracujesz. Pomyślałem, że może cię to zainteresuje.
Rudowłosy przekrzywił głowę. No tak, nie wymienili się numerami telefonów ani niczym takim, więc jedynym miejscem, w którym mogli na siebie wpaść, była kawiarnia. Dazai nie mógł wiedzieć, że Chuuya aż do teraz tak naprawdę tam nie pracował, więc przyglądał się, by sprawdzić, czy to była pora na jego zmianę. Niestety na siebie nie trafili i ta świadomość spowodowała u Nakahary ukłucie gorzkiego rozczarowania.
– Dziękuję za informację – odpowiedział jednak uprzejmie i pożegnawszy się, ruszył w swoją stronę.
Wycieczka po chętnych na jego bibeloty sklepach trwała aż do późnego wieczora. Chuuya nie zyskał na tym za wiele, ale pocieszał się, że każdy grosz więcej to już coś. Właściwie nie było to czymś, co zajmowało jego głowę, mimo wcześniejszego zamartwiania się o swoje fundusze. Mimowolnie zastanawiał się, co Dazai mógł robić z tym kimś, z kim szedł i dlaczego kierował się akurat w stronę portu. Sama ta kamienica znajdowała się niemal na obrzeżach większej yokohamskiej cywilizacji, potem już było tylko gorzej. Ta świadomość nie dawała kapelusznikowi spokoju, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że może po prostu Osamu mieszkał gdzieś w tamtych okolicach lub po prostu miał ochotę się tamtędy przejść. Po raz kolejny uświadomił sobie, że myśli o nim zdecydowanie za dużo. On pewnie nawet nie zajmował sobie nim głowy, a ten marnował czas na bezcelowe rozważania na temat jego osoby. Czuł się z tym trochę żałośnie.
Nie mógł się jednak pozbyć ukłucia zawodu, że nie udało im się spotkać. Teraz, gdy zjawi się Kouyou wraz z narzeczonym i sam Nakahara zajmie się tym razem pełnoetatową pracą, nie będzie miał za wiele czasu do schadzek. Mimo że na początku cieszył się z takiego obrotu spraw, teraz ta wizja napawała go jawnym niezadowoleniem, które jednak umiejętnie ukrył następnego dnia, by nie zniechęcać potencjalnych klientów i z powodzeniem namówić ich na wydanie większej ilości pieniędzy, które zapewnią mu słuszną pensję.
Poświęcał się swojej pracy od rana i szło mu całkiem dobrze. Co jakiś czas jednak ukradkowo zerkał w stronę ulicy z nadzieją, że ujrzy na niej odzianą w czerń sylwetkę Osamu. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a on nawet nie zauważył, jak zleciała mu prawie połowa roboczego dnia. Nim się obejrzał, w drzwiach przybytku stanęła jak zwykle elegancka Kouyou wraz z narzeczonym oraz niewielką ilością bagaży.
– Hej, Chuuya! – zawołała lekko uśmiechnięta i podeszła do niego, by go przytulić, nie robiąc sobie zupełnie nic z otaczających ich, przyglądających im się klientów i dusząc go swoim pokaźnym biustem, który był na wysokości jego głowy.
Trzymający pustą tackę kelner zarumienił się na ten nagły publiczny akt bliskości i starał ją od siebie odsunąć, chcąc pozbyć się ciekawskich spojrzeń niemających nic innego do roboty ludzi. Był trochę zaskoczony jej bezprecedensowym zachowaniem, bowiem kobieta zwykle zachowywała się w sposób powściągliwy i poukładany.
– Weź, siora, puszczaj – syknął, odpychając ją delikatnie i poprawiając zmierzwione włosy. – Obciach mi robisz!
– To niemiłe, Chuuya-kun – odezwał się również uśmiechnięty Ougai, podchodząc do nich.
Trzymał ręce w kieszeni białego płaszcza, który aż do bólu przypominał szpitalny kitel, a przez szyję miał przewieszony cienki, ciemnoczerwony szal. Brakuje mu jeszcze tylko stetoskopu, niemal prychnął. Mori aż do przesady afiszował się ze swoją posadą czy zwyczajnie miał taki gust?
Ja dopiero zaraz zacznę być niemiły, pomyślał, ale zauważając zmieniające się na ostrzegawcze spojrzenie różowowłosej, ugryzł się w język, siląc się na wykrzywienie kącików ust, co przypominało bardziej sprawiający mu fizyczny ból grymas, aniżeli przyjazny uśmiech.
– Miło by było, jakbyście przy okazji coś zamówili – powiedział, wskazując wolny stolik zaraz obok wejścia. Skoro już mieli zamiar zająć mu głowę, mogli się dorzucić do ratującej mu życie wypłaty.
– Przedsiębiorczy, jak zawsze – parsknął Ougai, przeczesując przydługie czarne włosy. Niebieskooki zmierzył go spojrzeniem. Czasami zastanawiał się, jak to możliwe, że ten człowiek był niewiele starszy od niego. Wyglądał i brzmiał, jakby powoli dobijał do czterdziestki.
– Za to mi płacą.
Ubrana w idealnie dopasowany, szaro-różowy komplet Kouyou spojrzała na tablicę za ladą, zakładając kosmyk spiętych w kok włosów za ucho. Chuuya nie mógł się nadziwić temu, że każdy, nawet najmniejszy gest z jej strony wydawał się być wykonywany z największą precyzją. Świadomość tego, że przychodziło jej to z taką łatwością, była zatrważająca. Ta kobieta była po prostu zbyt porządna, a w porównaniu z nim samym, była istnym chodzącym ideałem.
Zamówiwszy wymyślne ciepłe napoje, usiedli we wskazanym przez niego miejscu, stawiając bagaże nieopodal. Nakahara przyglądał im się znad lady, chcąc ocenić ich wielkość. Wyglądało na to, że nie zamierzali zabawić długo, mając ze sobą jedynie plecak i średnich rozmiarów torbę. Nie znał szczegółów celu ich przyjazdu, ale podejrzewał, że chcą obejrzeć okolicę i rozejrzeć się za jakimś korzystnym cenowo mieszkaniem. Skoro Mori był tak obiecującym lekarzem, kwotę na nie powinni mieć raczej uzbieraną.
Wgapiał się niezbyt przyjaźnie w zdejmującego czerwonawy szalik mężczyznę. Nie był w stanie do końca go ocenić. Niby zachowywał się zupełnie normalnie, a jednak miał w sobie coś odpychającego. Chuuya nie potrafił znaleźć konkretnego powodu, z którego nie mógł się do niego w pełni przekonać. Miał jedynie nadzieję, że nie miał zamiaru zranić jego siostry, bo inaczej będzie zmuszony przygotować się na bliskie spotkanie z jego pięścią.
Ludzie zwykle nie postrzegali rudzielca jako kogoś, z kim należy się liczyć, zważywszy na jego niski wzrost i pozornie wątłą posturę. Zakładali od razu, że nie był nikim specjalnie niebezpiecznym, jednak przy bliższym poznaniu szybko przekonywali się o jego ostrym temperamencie. Niebieskooki nie słynął z cierpliwości ani sympatyczności, pomimo usilnie utrzymywanej aparycji uprzejmego. Chęci na udawanie kończyły mu się jednak szybciej, niżby chciał i miał nadzieję, że, dla dobra Kouyou, Ougai nie będzie miał szansy się o tym przekonać na własnej skórze.
Po krótkiej chwili przyniósł im zamówienie.
– Cudnie pachnie – skomentowała Ozaki z uśmiechem.
– To normalna kawa, nie przesadzaj – odparł znużonym tonem, nie rozumiejąc jej entuzjastycznego zachowania.
Gdy długo się nie widzieli, kobieta zawsze starała się zacząć rozmowę w jakiś zachwalający go sposób, jakby był dzikim zwierzem, do którego trzeba podchodzić z najwyższą ostrożnością i wcześniej dokładnie przemyślaną strategią. Może i po części tak było, ale takie zachowanie jedynie podnosiło mu ciśnienie. Przypominając sobie o tym, zaczynał dokładniej rozumieć, co Dazai miał na myśli, gdy mówił o sztuczności.
Podskoczył, gdy ostry paznokieć kobiety wbił mu się w brzuch.
– Z tak skwaszoną miną nigdy nie znajdziesz sobie panny – zrugała go, zupełnie ignorując jego uwagę.
– Co ty robisz?! – warknął lekko zarumieniony, kątem oka widząc znów przyglądających im się ludzi. Siedzące nieopodal dziewczyny zaśmiały się idiotycznie. – Miej trochę wstydu, kobieto! – dodał już ściszonym tonem, nie chcąc skupiać wokół siebie zbędnej uwagi.
Zanim zdążył się porządniej uruchomić i zrugać chichoczącą pod nosem siostrę, Ougai wtrącił się do ich rozmowy:
– Wybacz, Chuuya-kun, jest tu toaleta?
Wzdrygnął się zabawnie, obrzucony wrogim spojrzeniem.
– Tam – wskazał palcem na drzwi po prawej stronie lady. Wcale nie ma napisu „WC" jak byk, zdenerwował się, zostawiając jednak tą uwagę samą sobie.
Gdy Mori ich opuścił, Ozaki przestała chichotać.
– Jesteś najprawdziwszym aktorem – powiedziała, zawierając w swoim tonie nutkę dezaprobaty.
– Jak to dobrze, że jestem taki świetny – warknął, ale pokręcił głową z westchnieniem, próbując się uspokoić. Kouyou widocznie była w dobrej formie; można było powiedzieć, że aż promieniała. Musiała być naprawdę szczęśliwa z Morim i Nakahara nie miał w tej kwestii nic do gadania. Jedyne, co mógł zrobić, to cieszyć się jej szczęściem i wspierać ją w podejmowanych decyzjach, nawet jeśli nie do końca je popierał. Robienie jej przykrości nie było w jego zamiarze, nie kiedy tak dobrze jej się układało. – Nie mówiłaś mi właściwie, po co konkretnie tu przyjechaliście – zmienił temat. – Chcecie poszukać mieszkania?
– Na razie się rozglądamy – przyznała i pomieszała cappuccino z dodatkiem cynamonu, nabierając na łyżeczkę trochę bitej śmietany. – Nie jesteśmy pewni, czy chcemy w centrum, czy raczej na obrzeżach. Na razie trzeba rozeznać się w cenach, potem się pomyśli.
To oczywiste, że te bliżej centrum będą droższe, chciał powiedzieć, choć był pewien, że różowowłosa doskonale zdawała sobie z tej oczywistości sprawę. Podarował sobie więc tą uwagę i począł przyglądać się temu, jak wsuwa pełną słodkiego dodatku łyżeczkę do ust, brudząc sobie przy tym starannie umalowaną twarz. Ten widok wywołał na jego twarzy lekki uśmiech, bo przypomniał mu, że mimo wszystko wciąż była normalnym człowiekiem, któremu zdarzały się takie przyziemne, nieeleganckie rzeczy. Czasami w obliczu jej wszechobecnej perfekcji o tym zapominał.
– Uwaliłaś się – zauważył niegrzecznie i podał jej wziętą ze spodku nieco większej szklanki serwetkę, na co ona popatrzyła na niego, mrużąc nieprzyjaźnie oczy, jakby dziwiąc się, że w ogóle śmiał zwrócić jej uwagę.
Choć było to powszechne w jej przypadku, z jakiegoś powodu go rozbawiło. Zaśmiał się krótko, zasłaniając usta wierzchem dłoni, czemu ona po chwili zawtórowała. Przyjemnie było poczuć się beztrosko chociaż przez moment, nawet z tak błahego powodu jak nieuwaga rodzeństwa i bezpodstawna wesołość. Ten krótki moment podniósł Chuuyę na duchu i przyspieszył bicie serca, tym razem nie w ten nieprzyjemny sposób.
Zostało ono jedynie wzmocnione, gdy uniósł wzrok. Niespodziewanie za szybą dostrzegł przyglądającego mu się Dazaia. Pojawiający się znikąd mężczyzna stał w nieznacznej odległości od wejścia z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zauważając jego spojrzenie, uśmiechnął się w jego stronę, a Nakahara momentalnie poczuł jak przez jego ciało przebiega prąd. Ściskając tackę tak, że aż pobielały mu kostki, odwzajemnił gest niepewnie i pomachał mu, zwracając tym samym na siebie uwagę Kouyou, która podążyła za jego spojrzeniem. Osamu uczynił dokładnie to samo, ale nie wszedł do środka. Zauważywszy jego pytający wzrok, uniósł rękę w górę i postukał w znajdujący się na oplecionym w bandaże nadgarstku zegarek. Ten gest oznaczał jedynie, że spotkają się później, choć Chuuya nie był co do tego pewien.
Potem odszedł, znikając gdzieś za rogiem i znów zostawiając go z dziwnym ukłuciem zawodu. Ognistowłosy nie mógł pojąć, dlaczego nagle po tak długim odseparowaniu się od jakichkolwiek znajomości aż tak bardzo zależało mu na spotkaniu z nim i tak bardzo jak nie chciał się nad tym zastanawiać, tak chciał z nim znów zamienić chociaż parę słów. Doznawanie jego towarzystwa było iście osobliwie, a ta osobliwość mu się podobała.
Ozaki również zdawała się zauważyć tą zależność, bo uśmiechnęła się szeroko, by po chwili ponownie dźgnąć go paznokciem w brzuch, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
– Wracamy na ziemię, braciszku – zanuciła zaczepnie. – Twój dziwaczny aniołek odleciał.
Twarz Nakahary natychmiast przybrała kolor jego włosów.
– O-O czym ty mówisz? – zająknął się niekontrolowanie, marszcząc groźnie brwi. Nie podobała mu się ta dziwna aluzja.
Kobieta roześmiała się w odpowiedzi i spojrzała gdzieś za niego, zgrabnie unikając jej udzielenia.
– No proszę, a mój aniołek wraca.
Mijający zdębiałego Chuuyę, magicznie pojawiający się po swojej długiej podróży tam i z powrotem Mori podszedł do kobiety i ucałował ją krótko w usta.
– Aniołem nie jestem, ale przylecę kiedy tylko będziesz chciała – zapewnił, siadając z powrotem na swoje miejsce i chwytając przygotowaną filiżankę.
Niziołek przewrócił oczami.
– Jesteście tacy słodcy, rzygać się chce – rzucił i odszedł na swoje stanowisko, w celu obsłużenia nowo przybyłego klienta, którym nie był Dazai.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top