*3*

"Sorry that I can't believe that anybody ever really starts to fall in love with me"~Halsey

Daniel nawet nie trudził się pukaniem do drzwi pokoju Maxa. Zupełnie nie zważał na to, że Holender może mieć gości lub co gorsza być zajęty czymś bardzo osobistym i intymnym. Australijczyk zwyczajnie i bez zbędnego hałasu otworzył sobie drzwi, wślizgując się do środka z torbą wypełnioną smakołykami takimi jak dwa słoiki nutelli(to wcale nie tak, że podkradł je z lodówki u Nicholasa Latifiego), trzy puszki RedBulla(zwinięte z kolei od Sergio z pokoju), dwie paczki żelków Haribo(te znalazł u Hulka) czy opakowanie ostrych chipsów paprykowych(te Carlos sam mu podarował: „To, że nazywają mnie Chili, nie znaczy, że lubię ostre jedzenie"). Oprócz tych pyszności dźwigał też pudełko z grą planszową Monopoly.

- O nie! - Zaprotestował natychmiast Max, wstając od biurka, przy którym siedział, analizując dane wysłane mu na maila przez jego inżyniera wyścigowego. Te informacje miały mu pomóc w wygraniu zbliżającego się wyścigu, co było dla niego zawsze szczególnie ważne. - Tylko nie to! Nie zgadzam się! Nie ma mowy!

- Nawet nie wiesz, co chcę zaproponować! - Bronił się Daniel, odstawiając pakunki na pobliską niezbyt wysoką ławę, przy której można było zająć miejsce siadając na podłodze lub raczej na miękkim, ciepłym, puchatym, siwym dywanie.

- Chcesz grać w Monopoly. Odradzam! Ostatnio, kiedy w to graliśmy, Charles przegrał po piętnastu minutach i pokłócił się z Pierre'em, a oni jak się pokłócą, to porządnie. Chcesz, żeby Charles znowu oskarżył nas o to, że robimy to specjalnie, żeby rozbić najlepsze przyjaźnie?

- Nie, nie chcę. Dlatego ich nie zaprosiłem. Poza tym nie jestem Netflixem.

- Nie? A kogo?

- Fernando i Estebana. Z nimi jeszcze nie graliśmy.

Max aż zaczerwienił się ze złości, gdy usłyszał, kogo zaprosił Daniel. Wydął zabawnie policzki nabierając powietrza, przez co przypominał chomika z pyszczkiem pełnym jedzenia.

- Zaprosiłeś ESTEBANA?!

- Tak, a co?

- Nie, nic, nic. Tak tylko... I co? Zgodził się?

- A i owszem.

- I poinformowałeś go, że ja też tu będę?

- To go właśnie przekonało.

- Super. Mam nadzieję, że chociaż tu nie będzie oszukiwał.

Max nie przepadał za Estebanem. Właściwie tylko Lance i kiedyś Nikita mieli mniej przyjaciół wśród kierowców niż Esteban. Lance głównie dlatego, że pomimo swojego bogactwa, był raczej dość nieśmiały, a przynajmniej na początku wszystkim tak się wydawało aż do czasu, kiedy to właśnie Lance urządził u siebie party tuż po jednym z wyścigów. Wtedy pokazał swoją prawdziwą twarz: młody Stroll właściwie umiał dobrze się bawić, lubił poszaleć, potańczyć, wyciąć komuś jakiś ogromnie zabawny kawał. Szybko wyszło na jaw, że jest nie tylko lekko zamkniętym w sobie kierowcą F1, któremu przydarzały się najdziwniejsze wypadki w miejscach, w których nikt inny ich nie miał, ale także całkiem dobrym kompanem zabaw. Z Estebanem było inaczej: Francuz właściwie od zawsze był nastawiony na wygrywanie i tylko to się dla niego liczyło. Zawsze chciał być najlepszy, najszybszy, mieć najlepsze wyniki, najlepszy gokart i bolid, często zadzierał nosa i uważał, że potrafi wiele rzeczy zrobić lepiej niż jego partner zespołowy, co drażniło wielu jego rywali. Esteban nie był lubiany i być może dlatego spędzał najwięcej czasu w towarzystwie Charlesa oraz czasem Fernando, który od samego początku miał do niego jakiś sentyment.

Max o tym wszystkim wiedział i nie należał do kościoła zwolenników talentu Ocona, chociaż musiał przyznać, że umiejętności i zaangażowania Francuzowi nie brakowało. Max zawsze widział w nim swojego rywala, kogoś, kogo za wszelką cenę trzeba pokonać, lecz obaj starali się, żeby ta rywalizacja nie wychodziła poza nawierzchnię torów wyścigowych, co nie zawsze im się udawało. Bywało, że emocje brały górę i nie jeden raz dochodziło między nimi do ostrej wymiany zdań.

Nie musieli zbyt długo czekać. Zanim Daniel rozłożył się ze wszystkim, co przyniósł, rozległo się niezbyt głośne pukanie. Daniel poszedł otworzyć i wpuścić swoich gości. W duchu musiał przyznać, że lubił denerwować Maxa, grać mu na nerwach, podobnie jak lubił płatać mu figle, najczęściej takie, z których śmiali się wszyscy poza samym Holendrem. Pewnego razu wysmarował miodem jego telefon. Innym razem zabrał mu kask i postawił go na środku jedynej kępki pokrzyw w okolicy. Ricciardo był urodzonym psotnikiem i komikiem, który potrafił też kierować bolidem Formuły 1 oraz śpiewać.

- Jesteśmy - Oznajmił Fernando.

- Super was widzieć. Wchodźcie - Przesunął się w bok, aby zrobić im przejście. - Siadajcie, gdzie komu wygodnie.

- Dzięki - Uśmiechnął się do niego Esteban, po czym spojrzał na Maxa - Nie przeszkadzamy ci? Grasz z nami?

- Nie przeszkadzacie - Powiedział trochę wbrew sobie - I z chęcią z wami zagram. Tylko nie próbujcie oszukiwać, bo ja wszystko widzę - Pogroził im pacem.

Fernando i Esteban usiedli po dwóch przeciwnych stronach planszy z nogami skrzyżowanymi w kostkach. Nando syknął, jakby go coś zabolało. Na ich zaniepokojone spojrzenia odpowiedział tylko.

- No co? Starość nie radość, prawda? Trochę mnie plecy bolą po dzisiejszym treningu, Esti dał mi popalić! - Poskarżył się, masując dłonią dół pleców po prawej stronie.

- Przepraszam - Powiedział cicho i ze skruchą Francuz, lekko zawstydzony wbijając wzrok w pole z napisem „Start" na planszy. Max i Daniel spojrzeli po sobie, jakby nie rozumieli, co tu się właściwie wydarzyło, gdyż nieczęsto zdarzało się, żeby Esteban kogoś przepraszał, a o zrobieniu tego z jego własnej, nieprzymuszonej woli nie było nawet mowy. Esteban nie przepraszał. Nigdy i nikogo.

- Nando ma na niego zły wpływ - Szepnął Max wprost do ucha Danielowi, muskając przypadkiem ustami skórę tuż poniżej, na co przystojny Australijczyk wzdrygnął się lekko, dotykając dłonią tamtego miejsca. Obaj wciąż jeszcze stali. Max nie zwrócił na to uwagi. Zasiadł na podłodze, wybierając dla siebie pionek w kształcie psa.

Godzinę później...

Przechadzając się powoli korytarzem i podziwiając widoki za oknami, Esteban nagle usłyszał przyciszone głosy dochodzące zza uchylonych drzwi najbliższego pokoju. Zaciekawiony podszedł bliżej najciszej, jak potrafił i zaczął nasłuchiwać.

- ... możesz przerwać zakładu - Mówił Lewis Hamilton, bawiąc się złotą obrączką, która pojawiła się na jego palcu.

„Obrączka? To Lewis ma żonę?! I nikt o tym nie wie?!" - Zastanowił się Esteban, który miał dobry widok tylko na Hamiltona.

- Dlaczego nie? - Ku swojemu zdumieniu Esteban wyraźnie usłyszał charakterystyczny głos Fernando, którego nie dało się pomylić z nikim innym z powodu specyficznego, hiszpańskiego akcentu, którego brakowało nawet drugiemu Hiszpanowi w stawce, Carlosowi Sainzowi.

- Bo o to w tym właśnie chodzi. Co, pewnie czujesz, że przegrasz, co?

- Wcale nie, ale... ale nie chcę go ranić. Ty go nie znasz, to dobry, porządny, uczciwy i pracowity chłopak, nie zasłużył, żeby ktokolwiek tak się bawił jego uczuciami.

- Nie wycofasz się, nie teraz. Nie i koniec. - Lewis brzmiał stanowczo i pewnie, Wszyscy w padoku wiedzieli, że jak Hamilton się na coś uprze, to nie ma zmiłuj. - Czy to takie trudne rozkochać w sobie Estebana? Chcesz, żebym ja spróbował?

Esteban mógł spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że padnie jego imię. Poczuł się dotknięty i zraniony, zdradzony i odarty z godności. A więc nawet jego własny partner zespołowy go nie szanował i się nim bawił. Nie mógł w to uwierzyć! Zawsze traktował Fernando jak przyjaciela i idola, jak kogoś, od kogo wiele można się nauczyć i kogo można zapytać o radę. Poczuł się tak, jakby ktoś uderzył go w brzuch. Tak bardzo lubił Fernando, szanował go i ufał mu! A teraz okazało się, że to była tylko piękna iluzja, że Nando nigdy go nawet nie lubił. A Esteban chciał, żeby właśnie Fernando go lubił. Nie zależało mu na dobrej opinii o sobie wśród innych kierowców, ważne było jedynie to, co Alonso o nim myślał.

„Zdrajca, kłamca! Nienawidzę go, nienawidzę!" - Myślał Esteban, wyobrażając sobie, jak dopada go w jakimś ciemnym, odległym od siedzib ludzkich lesie i atakuje go, chwytając go za szyję i każąc mu błagać siebie o wybaczenie. Było w tej wizji coś tak przerażającego, że na jego ciele pojawiła się gęsia skórka, a on sam zatrząsł się niekontrolowanie, zachwiał i byłby upadł, gdyby w porę nie otrzeźwiał i nie złapał równowagi. Był jednak na tyle arogancki i pewny siebie, że stwierdził, iż skoro już wie o zakładzie, to zrobi wszystko, aby Alonso się poddał.

„Nie zakocham się w nim, nie jestem jakimś świrniętym i pokręconym gejem! Ich niedoczekanie! Już ja im pokażę, kto ma rację! Niech sobie Fernando próbuje, jestem odporny na takie rzeczy".

Następnego dnia...

Pierre wraz z Carlosem stali nieopodal Fernando i Estebana, czekając na swoją kolej udzielenia wywiadów podczas parady kierowców, która jak zwykle przyciągnęła sporą uwagę, głównie z powodu zaciętej rywalizacji na torze pomiędzy Charlesem a Maxem. Francuz uśmiechnął się do Monakijczyka pociągając spory łyk RedBulla ze swojej ulubionej butelki z rurką do picia, po czym ni to stwierdził, ni zapytał.

- A Fernando to chyba nie wie, że Esteban to największy homofob w całej stawce - Szepnął mu do ucha, na co Carlos już ubrany w swoje czerwone barwy Ferrari, odpowiedział, kręcąc lekko głową.

- Coś mi się zdaje, że nie ma pojęcia. Ale czy ty właśnie zasugerowałeś to, co myślę, że zasugerowałeś?

- Raczej tak. Przecież widać z daleka, że Nando go podrywa, tylko ślepy by nie zauważył. Będzie dobrze, jak nie będzie z tego jakiejś większej awantury. Przecież Esteban nienawidzi LGBT!

- Czyli nienawidzi też mnie, Lando, Lewisa i Sebastiana?

- I mnie, chociaż byliśmy kiedyś bliskimi przyjaciółmi... W ogólnie nie wiem, co Nando w nim widzi! Przecież Ocon nawet nie jest przystojny! Wysoki, chudy jak tyczka, wygląd przeciętny, z zachowania bardzo zarozumiały...

- Poważnie? Nie uważasz, że on jest atrakcyjny?

- A w życiu! Nie!

- I nigdy tak nie myślałeś? Ani nawet przez chwilę nie byłeś w nim zakochany?

- JA?! Odbiło ci?! - Wrzasnął Pierre, mając ochotę uderzyć Carlosa prosto w twarz za tak niedorzeczne pomysły. Kiedyś lubił Estebana, przyjaźnił się z nim, lecz potem ich drogi się rozeszły. Być może obaj zbyt mocno byli nastawieni na rywalizację. A może były i inne powody, o których nigdy sobie nie powiedzieli...

Stojący najbliżej nich Lando i Daniel, którzy dyskutowali o czymś zawzięcie z Nico, spojrzeli na nich z ciekawością, przerywając na moment swoją pogawędkę.

- Wszystko ok? - Zapytał z zaciekawieniem Hulk.

- Tak, tak - Odparł niedbale Pierre, machając lekceważąco ręką. - To nic takiego. Po prostu Carlos powiedział mi coś szalonego.

- O, naprawdę? Carlos, co mu powiedziałeś?

Carlos nie udzielił odpowiedzi. Nie był pewien, czy Francuz byłby zadowolony z takiego obrotu spraw, więc tylko uspokoił ich, że to nic wielkiego, chwilę potem Martin wywołał Hulkenberga do udzielenia wywiadu, a Lando i Daniel powrócili do przerwanej rozmowy. Pierre upewnił się, że nikt ich nie podsłuchuje, ale wiwaty na cześć Nico zagłuszały wiele, a pozostali kierowcy poustawiali się w grupkach i również o czymś rozmawiali.

- Co to miało być?

- Nic. Po prostu Esteban mówił, że zakończył przyjaźń z tobą, bo wydawało mu się, że się w nim zakochałeś...

- Tak powiedział? Idiota. Nigdy, nawet przez krótki ułamek sekundy nie byłem zakochany w nim! To homofob i egoista! W dodatku jest brzydki!

- Nooooo, polemizowałbym.

Na to stwierdzenie Gasly tylko uniósł jedną brew w górę, uśmiechając się krzywo z niedowierzaniem.

- Co?

- Nic.

- Nie mów! On ci się podoba, prawda?

-Yyyyyy... Nie?

- OMG! Powiem Lando - Pierre już markował wychylenie się do przodu, żeby przyciągnąć uwagę Norrisa, gdy Sainz chwycił go za koszulkę, przyciągnął do siebie i groźnym głosem wyszeptał.

- Tylko.Spróbuj.Powiedzieć.Coś.Lando, a inaczej będziemy rozmawiać, rozumiesz? To jest ostatnie ostrzeżenie.

- W porządku. Nie rozumiem tylko, co wy, Hiszpanie widzicie w Estebanie. - Odpowiedział również szeptem Gasly. - A teraz, czy mógłbyś mnie tak łaskawie puścić?

- Jasne. Sorka - Sainz wypuścił fragment koszulki Francuza z zaciśniętej pięści, wygładził go i poklepał w okolicach serca. - Tylko pamiętaj - Zagroził mu jeszcze pokazując palec wskazujący.

Ich drobna przepychanka oczywiście przyciągnęła uwagę wszystkich. Podszedł do nich Martin Brundle z nieodłącznym mikrofonem w dłoni. Martin jeszcze całkiem niedawno sam był kierowcą Formuły 1 i nie potrafił rozstać się z tym światem, a że uwielbiał rozmawiać, to znalazł sobie zajęcie jako ten, który rozmawia z kierowcami podczas parady kierowców czy po wyścigu.

- Widzę, że macie chłopcy dużo energii. Zechcecie się z nami podzielić powodem waszej szarpaniny?

- Oj tam zaraz szarpaniny. Nie wyolbrzymiaj. Tak tylko sobie musieliśmy coś wyjaśnić, ale to nie dotyczy wyścigu, więc wolałbym o tym nie mówić - Wycofał się dyplomatycznie Pierre. Carlos natychmiast gorąco mu przytaknął.

- Rozumiem. Jeśli przełożycie tą energię na tor, to chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że czeka nas emocjonujący wyścig w waszym wykonaniu?

- Och, to na pewno. Jak zwykle damy z siebie wszystko, będziemy szukać limitów i próbować przesuwać kolejne granice.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top