*21*
"Walking the rest of the path of friendship alone is heartbreaking."
* * *
W ten sposób Pierre powrócił do zespołu, o którym myślał, że na zawsze zamknęły się dla niego jego drzwi. Christian Horner powitał go smutno, przytulając go przelotnie, jakby nagle polubił Pierre'a, chociaż nie było tajemnicą, że panowie, delikatnie mówiąc, nie przepadali za sobą. Jednak po oskarżeniach płynących od kibiców i innych kierowców Formuły 1 o to, jakoby rzekomo Christian nakładał zbyt dużą presję na swoich zawodników zamiast po prostu zbudować dla nich miejsce, gdzie będą czuli się swobodnie i bezpiecznie, zdecydował się powściągnąć trochę swoje często czysto dyktatorskie zapędy i tym razem naprawdę pomóc swoim kierowcom w osiągnięciu wielkości.
„Sensacja: Gasly wraca do RedBulla!" – Krzyczały nagłówki gazet i tytuły wpisów na stronach internetowych. „Czy Gasly tym razem wykorzysta swoją szansę?" „Oscar Piastri z nieoczekiwanym debiutem! Jak sobie poradzi?" „Dyskusje na temat bezpieczeństwa w F1: FIA prowadzi dochodzenie w sprawie śmierci mistrza świata". „Wyścig w Holandii niezagrożony nawet pomimo tragedii? Wiele osób sugeruje, że powinien zostać odwołany". „Leclerc unika rozmów z mediami, czy to oznacza, że czuje się winny? Kto tak naprawdę ponosi odpowiedzialność za wypadek w Belgii i czy można było go uniknąć?" – Te i inne zdania atakowały Gasly'iego z każdej strony, niezależnie od tego, czy otwierał aplikację F1 na telefonie, czy Instagrama lub Twittera, pojawiały się wszędzie, kuły w oczy, sprawiały ból. Nie w taki sposób chciał wrócić, nie o to mu chodziło. Zgodził się na powrót tylko dlatego, że Max zawsze powtarzał, że sport jest sportem, a przedstawienie musi trwać, nawet przerwane czyjąś śmiercią. Wiele osób od dawna wspominało o tym, że dla FIA oraz dla szefostwa F1 najważniejsze były pieniądze. A na czyjejś tragedii dało się dobrze zarobić, taki wypadek przyciągał jeszcze więcej uwagi, więc trzeba było to wykorzystać. Dlatego nie tylko nie odwołano wyścigu w Holandii, w kraju, który reprezentował Max, ale też zaproponowano jego miejsce Pierre'owi, który wiedział, że będzie musiał zmierzyć się z falą krytyki ze strony fanów Maxa, którzy nie będą zadowoleni z takiego rozwoju wydarzeń.
– Może lepiej, żeby w ten weekend nikt nie jechał za Maxa? – Zaproponował na porannym briefingu, patrząc, jak Christian spokojnie popija kawę, jakby go to wcale nie ruszało, jakby to nie jego kierowca zginął na torze zaledwie pięć dni wcześniej.
– Nie ma takiej opcji. Już podaliśmy do wiadomości kibiców i dziennikarzy, że ty pojedziesz. Nie będziemy się teraz z tego wycofywać. Jak to by wyglądało? Jakbyśmy się przestraszyli paru krytykantów, którym zawsze coś będzie nie pasować?
– Nie o to mi chodziło. Chodzi o uczczenie pamięci Maxa. Po wypadku Julesa jego miejsce pozostało puste w następnym weekendzie wyścigowym.
– Taaaak, ale Bianchi jeździł w słabym zespole, który ledwo wiązał koniec z końcem, Marussia była słaba. My jesteśmy jednymi z najlepszych, walczymy o tytuł mistrzowski w klasie konstruktorów. Nie możemy pozwolić sobie na stratę nawet kilku punktów.
Na to Gasly nic nie odpowiedział, zmrożony lodowatym spojrzeniem Hornera i jego słowami, całkowicie pozbawionymi emocji, uczuć, a przede wszystkim empatii i zrozumienia.
– Pojedziesz i zrobisz wszystko, żeby zdobyć chociaż kilka punktów. Nasi mechanicy zbudowali dla ciebie taki sam bolid, jak miał Verstappen. Nie oczekuję, że będziesz równie dobry jak on, ale przynajmniej postaraj się nie przynieść nam wstydu.
– Tak jest szefie – Odrzekł bez cienia entuzjazmu Pierre, główkując nad tym, jakim cudem on w ogóle się na to zgodził. Pewnie dlatego, że jeszcze przez ponad rok nie miał innego wyjścia. Jego kontrakt z RedBullem wygasał dopiero z końcem sezonu 2023... Tak długo!
* * *
W ten weekend wszystko było inaczej. Nikt się nie śmiał, nie opowiadali sobie zabawnych historyjek, nie dyskutowali z przejęciem o strategiach na wyścig, wszyscy kierowcy jak jeden mąż zdecydowali, że tym razem nie pojawią się nawet na spotkaniu z fanami. Kochali ich, uwielbiali ich zaangażowanie i wsparcie, jakie od nich dostawali, ale po tym, co pokazał im Lewis na Twitterze i Instagramie, postanowili, że to będzie ich forma protestu przeciwko mowie nienawiści, jaka zalewała falami niczym tsunami fora internetowe. Okrutne słowa pojawiały się wszędzie, raziły w oczy, denerwowały i ukazywały prawdziwe oblicza osób nazywanych potocznie fanami. Jedynie Tifosi, ci najszczersi fani, okazywali swoje współczucie i swój żal w sposób kulturalny. Lewis był zawzięty, nie podobało mu się to, co zobaczył i uznał, że trzeba jakoś uświadomić wszystkich o problemie, jaki powstał w erze powszechnie dostępnego internetu. Ponadto kierowcy chcieli, aby cały weekend był poświęcony jednemu z nich, który zginął tragicznie, a który miał przed sobą szansę na zostanie jedną z legend tego sportu.
– Niech ten weekend będzie weekendem Maxa. Pożegnajmy go tak, jak na to zasługuje – Mówili i odmawiali rozmów z dziennikarzami, podpisywania autografów i pozowania do zdjęć. Każdy z nich bardzo dobrze znał Maxa i każdy odczuwał jego brak, lecz najbardziej Daniel i Lewis. Ten pierwszy ponieważ był jego najbliższym przyjacielem, niezależnie od tego, jak bardzo starano się przedstawić ich w oczach opinii publicznej jako rywali, a ten drugi gdyż lubił i szanował Maxa nie tylko jako przeciwnika na torze, ale także jako człowieka, w którym widział kogoś podobnego do dawnego siebie: tak samo zadziornego i nieustępliwego jak młody Hamilton. Sir Lewis nie wspomniał nikomu ani słowem o tym, że udawanie niechęci do Verstappena miał zapisane jako jeden z punktów w kontrakcie. Teraz żałował, że kiedyś się na to zgodził. Wydawało mu się, że znajdą z Maxem jakiś sposób, żeby to obejść. Lewis tłumaczył Maxowi, że to tylko chwilowe, że w rzeczywistości wcale nie ma nic przeciwko niemu, gdyż wie, że to jest właśnie branża rozrywkowa, Formuła 1 nie była już tylko sportem, teraz stała się też polityką i rozrywką, stała się przemysłem, a oni musieli nauczyć się, jak być nie tylko świetnymi kierowcami, ale także doskonałymi aktorami, którym każdy uwierzy, że mówią prawdę nawet wtedy, gdy powtarzają wyuczony na pamięć scenariusz.
Nawet podczas parady kierowców każdy z nich ograniczył się tylko do krótkich i treściwych odpowiedzi na zadawane pytania.
Pierre tuż przed samym zajęciem miejsca w kokpicie poprosił o podanie mu jego telefonu. Zalogował się na swój profil na Instagramie, gdzie dodał post ze zdjęciem, na którym stał tuż obok Maxa. Fotografia została wykonana w 2019 roku w czasach, gdy byli partnerami zespołowymi. Dr Marko i Horner byli wtedy bardzo rozczarowani jego wynikami, mimo że dawał z siebie wszystko i walczył, jak mógł. Nikt mu nie powiedział, że mechanicy specjalnie przykładali mniejszą uwagę do prac nad jego bolidem, nikt nie musiał tego mówić, on to wiedział i wiedzieli to wszyscy w padoku, chociaż nie wolno było mówić o tym głośno.
„Dzisiaj wszyscy jedziemy dla Maxa. – Napisał pod zdjęciem – Nie słuchano nas, gdy prosiliśmy o odwołanie tego wyścigu, myślę, że wiecie, dlaczego(tu wstawił emotkę przedstawiającą plik banknotów), więc dziś cały wyścig każdy z nas dedykuje właśnie jemu i właśnie tutaj. Jak widzicie, startuję w barwach RedBulla, lecz nie martwcie się, nie chcę zająć miejsca Maxa, ono na zawsze będzie należało do niego, ja tylko go zastępuję do końca sezonu. Dziś moje myśli są z jego rodziną i przyjaciółmi, z kibicami, którzy zawsze tak wiernie go wspierali. Kochani, jestem pewien, że Max jest z Was dumny! My, kierowcy F1, zgodnie ustaliliśmy, że na trzydziestym trzecim okrążeniu oddamy Maxowi hołd, kończąc wyścig właśnie wtedy, a każdego zaś, kto będzie na trybunach, prosimy o gromkie brawa w podziękowaniu za jego życie i karierę na tym właśnie okrążeniu".
Na każdym bolidzie widniało teraz nazwisko Holendra wraz ze słowami „Rest In Peace, Champion", a nieco poniżej „Max, Max, Max super Max" i mała ikonka flagi Holandii oraz gwiazdka symbolizująca jeden tytuł mistrzowski zdobyty przez niego.
* * *
Do Charlesa nie docierało zupełnie to, co mówili jego przyjaciele. A oni starali się wytłumaczyć mu, że to nie była jego wina, a tylko wypadek na torze, tak zwany incydent wyścigowy. Monakijczyk wciąż miał przebłyski wspomnień z tamtego wyścigu, przez co bał się nawet spać, gdyż podczas snu śnił mu się wciąż ten sam widok: jak on sam stoi nieco z boku i patrzy na czerwony bolid Ferrari z numerem 16 uderzający z ogromną prędkością w nieco bardziej kolorowy bolid RedBulla z numerem 1. Charles Leclerc, ten sam, który jeszcze na początku roku bił się z Maxem o tytuł mistrzowski, teraz po mistrzowsku wyeliminował go z gry na zawsze.
Charles nienawidził siebie samego za te myśli. Był zły na siebie za to, że tak bardzo skupił się na wygraniu wyścigu, że zapomniał o zdrowym rozsądku. Mimo, że wszyscy wokół mówili, że go za to nie winią, on uważał inaczej. Powtarzał sobie w myślach, że to on odpowiada za śmierć Verstappena, a ku jego jeszcze większej rozpaczy Jos Verstappen, niezwykle porywczy i agresywny, i tym razem obciążał winą Leclerca. Wieczorami Charles długo siedział w całkowitych ciemnościach w swoim pokoju, rozmyślał i płakał. Odsunął się od Charlotte, nakrzyczał na Pierre'a, a Estebana, który przyniósł mu pewnego razu pizzę widząc, że ten nic nie jadł na obiad i kolację, wyrzucił brutalnie ze swojego pokoju, zarzucając mu, że się wtrąca.
– Nie wtrącam się, tylko się martwię o ciebie – Esteban odpowiedział mu wtedy stojąc już na korytarzu, zanim Charles zamknął mu drzwi przed nosem. – Ja też się głodziłem i uwierz mi, to nie jest dobre wyjście.
Charles nie chciał słyszeć żadnych dobrych rad od nikogo. Uważał, że zna własne ciało, wie, do czego jest zdolne oraz jak długo jest w stanie wytrzymać bez jedzenia. Nie chciał jeść, niewiele spał, a jedyne kalorie, jakie sobie dostarczał, pochodziły z napoi energetyzujących. Pierre i Esteban szybko dostrzegli dramatyczną zmianę: zapadnięte policzki, szarą cerę, spękane usta i podkrążone oczy. Długo naradzali się między sobą, jak z nim porozmawiać, ale Charles stale ich odpychał. Od czasu wypadku zmienił się bardzo. A tego wieczoru, który poprzedzał wyścig na torze Zandvoort, zerwał z Charlotte, informując ją jedynie o tym, że uważa iż nie byli zbyt udaną parą. Zmartwiona, a jednocześnie lekko zawstydzona kobieta nie zwierzyła się nikomu ani słowem, bo wierzyła, że to chwilowe, że ona na pewno znajdzie sposób na to, aby znowu być blisko swojego ukochanego. Zdarzały im się już kłótnie w przeszłości, nie byli przecież idealną parą, ale...
Ale nigdy nie rozdzieliło ich coś takiego.
Nikt z przyjaciół Charlesa nie miał pojęcia, jak mu pomóc, więc odłożyli to na później.
Tylko że...
* * *
Tylko że żadne „później" nie nastąpiło.
To miał być zwyczajny wyścig. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to będzie ciepły, słoneczny dzień na torze Zandvoort. Kwalifikacje tym razem przebiegły po myśli Lewisa Hamiltona, który już nie łudził się, że George mu pomoże, po połowie roku George już nie był tylko jego uczniem, stał się jego rywalem i to jednym z najgroźniejszych. Na szczęście po wymianie skrzyni biegów musiał startować z końca stawki. Była to zagrywka taktyczna, spowodowana kłótnią pomiędzy Toto Wolffem a George'em(„Jeśli naprawdę uważasz, że coś umiesz, pokaż to. Wymienimy ci skrzynię biegów, wystartujesz z końca i zobaczymy, czy będziesz dalej tak cwaniakował"). To ułatwiało zadanie Hamiltonowi, który z radością przyjął informację o zdobyciu Pole Position. Jeszcze tuż przed samym wyścigiem omówił wszystkie możliwe strategie ze swoim inżynierem prowadzącym, wprowadził jedną, niewielką zmianę do taktyki opierającej się o pit stop po 20 okrążeniach, po czym przygotował się do wysłuchania hymnu.
W końcu jednak nadszedł oczekiwany moment. Po okrążeniu rozgrzewkowym ustawili się na odpowiednich polach startowych i czekali, aż czerwone światła pojawią się i zgasną, dając im tym samym sygnał do startu.
Już pierwsze okrążenie przyniosło chaos. Oprócz okrzyków fanów, głosu spikera oraz ryku silników, pojawiły się i inne dźwięki: huk zderzenia było słychać z daleka. Jęk przerażenia i zaskoczenia przetoczył się przez trybuny, gdy pomarańczowo-niebieski McLaren przeleciał tuż nad pędzącym z ogromną prędkością białym Haasem. Mick nawet nie zdążył się przestraszyć. Instynkt kierowcy wziął górę. Skręcił kierownicą mocno w lewo, zjeżdżając tym samym poza obręb toru i umożliwiając przejazd tym, którzy wciąż znajdowali się za nim. Świetny start z trzeciego pola poszedł w niepamięć. Mick wyraźnie czuł, że jego samochód jest poważnie uszkodzony.
– Mick, wszystko w porządku? – Został zapytany.
– Tak, ze mną wszystko w porządku. – Odpowiedział pełnym rozczarowania i smutku głosem. A to mógł być taki dobry wynik! Mogło być podium albo nawet zwycięstwo! Przecież mógł powalczyć, ustawienia miał dobre, opony nie zużywały się zbyt szybko, lekki wiatr nie przeszkadzał, warunki na torze były idealne na dobry wyścig!
– Zatrzymaj samochód – Usłyszał głos swojego inżyniera w słuchawce. – Procedura pełnego wyłączenia silnika.
– Zrozumiałem. – Mick przystąpił do wciskania odpowiednich przycisków na swojej kierownicy, po czym, gdy tego dokonał, wysiadł z bolidu. Był sfrustrowany i smutny. Tak blisko wymarzonego podium! Zarówno dla niego, jak i dla Haasa byłoby to wyjątkowo ważne wydarzenie, na które czekali od dawna. W poprzednim roku byli jedynym zespołem, który nie zdobył nawet jednego punktu, w tym mieli już za sobą kilka naprawdę świetnych występów, większość zakończonych z punktami, a tu tymczasem, w chwili, kiedy istniały największe szanse na historyczny wynik, kiedy mieli Magnussena na szóstym miejscu, wydawało się, że to niemożliwe, żeby coś im to odebrało. Mick wierzył, że gdyby każdy wykonał swoją robotę jak należy, to mieliby wreszcie to upragnione podium.
– Aaaaaaaaaaghhhhhh! – Krzyknął tylko, uderzając pięścią w system halo. Chwilę później podszedł do niego jeden z marshalli i poprosił go o opuszczenie toru, co uczynił bardzo niechętnie, kierując się powoli w stronę garaży. Zwiesił głowę, nawet nie zdejmując kasku. Zastanawiał się, czy sam nie popełnił jakiegoś błędu. Być może mógł bardziej uważać? Może powinien był zjechać bardziej do środka? Tylko że środkiem toru już ktoś jechał i był to nie kto inny jak Charles Leclerc, który od rana zachowywał się bardzo dziwnie, co wzbudziło czujność Niemca. Monakijczyk z każdym zamienił przynajmniej kilka słów, chociaż zwykle poprzestawał na rozmowach z Pierre'em, Carlosem i ewentualnie Alexem. Mick jednak szybko o tym zapomniał, koncentrując się na swoich zadaniach.
Tymczasem Charles jeździł wyjątkowo ostro, niemal szaleńczo. Nie unikał pojedynków koło w koło z nikim.
– Przekażcie innym kierowcom, żeby uważali na Leclerca. On dzisiaj jeździ jak jakiś szaleniec! – Poinformował swój zespół Lewis, którego Charles wyprzedził w najbardziej niebezpiecznym miejscu i przy dużej prędkości, wywożąc go poza tor, co tylko dzięki wyjątkowemu szczęściu Lewisa nie skończyło się dla niego zderzeniem z barierami.
Charles nigdy nie pogodził się z tym, co wydarzyło się na torze Spa-Francorchamps. Poczucie winy za tamten wypadek przygniatało go, męczyło i wydzierało z jego duszy ostatnie fragmenty chęci do życia. Zdawało mu się, że jest przeklęty. Zderzenie z Maxem śniło mu się noc w noc, jeśli tylko udawało mu się zasnąć. W towarzystwie innych osób nie przyznawał się do tego, udawał, że go to nie rusza, że spływa to po nim jak woda po kaczce. Nawet pomimo tak tragicznego wydarzenia FIA nie zdecydowała się na odwołanie następnego wyścigu. Charles potraktował to jak szansę dla siebie na odejście z godnością. Doskonale znał świat tego sportu, wiedział, że nikt go nie będzie winił. Tuż przed samym startem wślizgnął się niemal niepostrzeżenie do garażu zajmowanego przez AlphaTauri, przedostał się do szatni Pierre'a, gdzie szybko odnalazł jego plecak i wcisnął tam ukryte w kopercie kartki papieru zapisane jego pismem.
„Proszę, nie pokazuj tego nikomu, no chyba że będziesz musiał. Nie chcę, by ktoś poza Tobą wiedział, że to zaplanowałem, znienawidziliby mnie. Piszę do Ciebie, gdyż chcę, żebyś znał prawdę, zasługujesz na to. Cierpiałem bardzo, gdy zginął Jules, serce mi pękało, gdy żegnałem mojego ojca, a po śmierci Anthoine'a brakowało mi już sił, by mieć uczucia. Jak wiesz, stałem się oschły i zarozumiały, próbowałem odpychać od siebie ludzi swoim zachowaniem, bo widziałem, że ci, na których najbardziej mi zależy, umierają. Chciałem odepchnąć i ciebie, ale się nie dałeś. Cały czas mnie wspierałeś. Lecz Ty straciłeś tylko Anthoine'a, a ja...
Proszę, Pierre, proszę, nie bądź na mnie zły za to, co zrobiłem(jeśli mi się nie uda, przyjdę i postaram się odzyskać ten list, dlatego ukryłem go w takim miejscu, żebyś nie znalazł go od razu). Wiem, że to ja jestem winny śmierci Maxa. Myślisz, że ja nie potrafię nienawidzić. Nieprawda. Jest jedna osoba, której nienawidzę.
To ja sam.
Kocham moją rodzinę i dlatego chcę, aby to, co tu piszę, nigdy nie wyszło na jaw. Za bardzo by ich to bolało, poczuliby się rozczarowani.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której bałem się powiedzieć. Gdybyście się dowiedzieli za życia, odsunęlibyście się ode mnie, ale to ode mnie Putin miał informacje o miejscu pobytu Lewisa i Sebastiana. To przeze mnie musieli uciekać. Nie chciałem mu tego zdradzić, nie wiedziałem, że to on, wyglądał jak Carlos. Dopiero, gdy dostał informacje, przemienił się i powiedział, że na drugi raz powinienem bardziej uważać, komu ufam.
Obawiam się, że zaczynam popadać w obłęd. Przecież nie istnieje coś takiego jak ludzie zmieniający wygląd w ułamku sekundy. Nie istnieją żadne demony ani anioły. I nie ma czegoś takiego jak Edom. To wymysł pisarzy scenariuszy filmowych i książek, to fikcja! Więc czemu ja to widzę tak, jakby to było rzeczywistością?
Boję się, Pierre.
Boję się, a tylko Tobie ufam. Nienawidzę siebie i nienawidzę tego, co się ze mną dzieje. Mój mózg szaleje, miewam halucynacje. Śniło mi się, że to przeze mnie Lando został zaatakowany przez wampira i teraz sam jest jednym z nich. Boże, odbija mi! Muszę przed tym uciec, muszę uciec, zanim wciągnie mnie ten mrok. To coś czyha tuż za rogiem, wystarczy jeden mój zły krok, a mnie dorwie. Nie mogę na to pozwolić, muszę uciec. Miewam jeszcze „chwile jasności", jak sam to nazywam, kiedy wiem, co się ze mną dzieje. Teraz, kiedy to piszę, jest jedna z takich chwil, dlatego staram się opisać wszystko bardzo obrazowo, żebyś zrozumiał.
Być może to jakiś problem z moim mózgiem? Trenujemy bardzo ciężko, pracujemy pod ogromną presją, może moja psychika po prostu tego nie wytrzymała?
Tak, wiem, co Seb by powiedział. Starałby się namówić mnie na terapię, wmawiałby mi, że to nic złego, że wiele osób chodzi na terapie, ale ja wiem, że kibice by się ode mnie odwrócili, że rodzina by się mnie wyrzekła. Zostałbym sam. Ewentualnie Ty byś przy mnie był, bo Ty zawsze przy mnie byłeś.
Kocham Cię, Pierre.
Kocham Cię, bracie.
Do zobaczenia!"
List był krótki, ale treściwy. Charles zostawił go w bocznej kieszonce torby, w której Pierre przyniósł na tor swoje rzeczy, po czym ulotnił się, wracając do swojego garażu i szykując się do wyścigu. Nikt nie miał pojęcia, co dzieje się w jego głowie. Gdyby wiedzieli, pewnie by go powstrzymali, pewnie nie pozwoliliby mu wsiąść do bolidu. Stało się inaczej. Charles tuż przed samym zderzeniem wmawiał sobie, że wcale się nie boi, że tego chce, przekonywał samego siebie, że to najlepsze wyjście, ale nie udało mu się całkowicie usunąć przerażenia i chęci chronienia własnego życia za wszelką cenę. Bał się, jego serce biło w szalonym tempie, gdy przy hamowaniu do zakrętu odpinał pasy. Ręce mu się trzęsły, a czoło pokryły kropelki zimnego potu. W chwili zderzenia z barierą, wysunął instynktownie ręce do przodu, krzyżując je tuż przed twarzą, jakby próbował w ostatniej chwili bronić się przed impaktem uderzenia. Ostatnią myślą było tylko krótkie „A więc to tyle".
A potem nie było już nic.
* * *
Kilkadziesiąt minut później Toto Wolff odpowiadał na pytania dziennikarzy. Jedno z nich dotyczyło poinformowania kierowców o tym, co się wydarzyło.
– Nie mówiliśmy im zbyt wiele. Oni wciąż znajdowali się na torze, wciąż mogli się rozkojarzyć i jeden drobny błąd mógł doprowadzić do kolejnej tragedii. Dlatego nie powiedzieliśmy im wszystkiego. Lewis był z przodu, nie mógł tego widzieć, ale George jechał tuż za Charlesem, nie mogliśmy ich oszukiwać, dlatego odpowiedzieliśmy to, co słyszeliście: że wciąż nie mamy informacji, chociaż prawda była taka, że nie oczekiwaliśmy niczego dobrego. Gdy dzieje się coś takiego, masz w głowie same czarne scenariusze. Tu, na torze Zandvoort, niektóre zespoły postanowiły wprowadzić małą nowinkę techniczną w postaci pierścionków, które przesyłają dane biometryczne do zespołów. Inżynierowie Ferrari od razu poinformowali o stracie sygnału u Leclerca, wtedy już wiedzieliśmy. Nie było szans, żeby zgubił ten pierścionek, bo na wierzchu miał jeszcze rękawice. To było straszne.
Kilka kroków dalej odpowiedzi udzielał George.
– Byłem już świadkiem wielu groźnych wypadków, ale większość z nich dobrze się kończyła. Chyba wszyscy wciąż pamiętamy wypadek Romaina na torze Sakhir w Bahrajnie kilka lat temu, mogliśmy przypuszczać, że i tym razem będzie podobnie.
Inaczej odpowiedział Sebastian.
– To wyglądało bardzo źle. Czuliśmy, że coś jest nie tak. Zapytałem o to mojego inżyniera. Powiedział, że powie mi, jak już dojadę na miejsce postoju. To źle wróżyło. Przy niegroźnych wypadkach słyszymy, że z kierowcą wszystko ok. Widzimy zniszczony doszczętnie bolid, ale kierowca chodzi wkurzony dookoła i kopie, co tylko znajdzie w zasięgu wzroku. Tym razem tak nie było. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale wyglądało to okropnie.
Wszyscy wydawali się zdruzgotani i załamani. Lando nawet nie usiłował ukrywać łez, mimo że to Charles był tym, który mu najczęściej dokuczał. Łączyła ich bardzo twarda, czasem szorstka, przyjaźń, ale jednak przyjaźń. To Lando nauczył Charlesa używania sarkazmu i ironii, a Charles Lando nazywania samego siebie głupim. Ich przyjaźń została przerwana na kilka tygodni, gdy Lando pod wpływem demona myślał, że widział, jak Carlos zdradza go właśnie z Charlesem. To były tylko zwidy, lecz dla Lando były tak prawdopodobne, że kiedy ujrzał w swoim umyśle tą dwójkę całującą się, załamał się i popadł w skrajną rozpacz, upijając się i dając się zaatakować przez wampirzycę.
Lecz gdy sprawa się wyjaśniła, Lando przeprosił Charlesa za to, że winił go za coś, co nigdy nie miało miejsca, jednak od tamtej pory nie ufali sobie już tak bardzo. Mimo to wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła Brytyjczykiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top