*18*
„Insecurity is at the heart of every rivalry“
~Beth Moore
Tym razem Fernando uważnie obserwował Estebana za każdym razem, kiedy jedli razem posiłek. Kiedy coś mu nie wychodziło, czy to na treningu, czy w pracy na symulatorze, czy gdziekolwiek indziej, Nando zawsze miał dla niego coś miłego do powiedzenia. Musiał przyznać sam przed sobą, że dostrzegał to, jak bardzo zmienił go młodszy Francuz. Ten wysoki i dramatycznie szczupły ciemnowłosy chłopak podobał mu się od dawna, ale kiedy wcześniej przyglądał się jego zachowaniu, uwierzył, że nie ma u niego żadnych szans.
„Nie jestem śliczną, drobniutką brunetką" – Myślał smutno i szukał nowych sposobów na wywinięcie się od przyznania, że przegrał zakład. To była kwestia honoru. Nie chciał i tym razem przegrać z Lewisem. Tymczasem Lewis był wyjątkowo pewny siebie. Nando stwierdził, że przy najbliższej okazji muszą porozmawiać. Tego nie dało się dłużej ciągnąć. Nie był zachwycony tym, jak wyobrażał sobie triumfalny uśmiech Hamiltona. Wreszcie udało mu się go dorwać, gdy Hamilton wychodził ze stołówki z wzrokiem utkwionym w ekran telefonu. Marszczył brwi i wyglądał na zaniepokojonego. Alonso podszedł do niego i położył mu rękę na barku, sprawiając tym samym, że Lewis lekko podskoczył.
– Geeez, Nando, wystraszyłeś mnie! – Krzyknął na niego, przykładając sobie dłoń w okolicach serca. – Chcesz, żebym zszedł na zawał?
– Eeee? Przecież ty od tego nie umrzesz? Jesteś czarownikiem, oni nie umierają z takich powodów.
– Szszszszsz! – Lewis natychmiast uciszył Hiszpana – Co nie znaczy, że musisz ogłaszać to wszem i wobec. Najlepiej może wywieś transparent z okna swojego pokoju, na którym napiszesz, kim każdy z nas naprawdę jest.
– Lewis? Jesteś pewien, że dobrze się czujesz? Ilekroć cię spotykam, bardzo się denerwujesz.
– Nieeee, to nie tak. Po prostu te pieprzone regulaminy i cholerne zapisy w kontraktach już mnie wkurzają. Mam tyle pomysłów, co moglibyśmy zrobić, ale kiedy zgłaszam jakiś z nich, od razu zostaję zakrzyczany! Nikt mnie nawet nie chce słuchać! Zupełnie jakbym nie miał żadnego tytułu mistrzowskiego! W ogóle nie liczą się z moim zdaniem! To niedopuszczalne!
Fernando uśmiechnął się.
O tak, to zdecydowanie był Lewis we własnej osobie, nikt go nie podmienił, nie był to jego klon ani nic z tych rzeczy, bowiem tylko Sir Lewis Hamilton potrafił być tak wkurzony z tak błahego powodu. Tym bardziej, iż Nando wiedział, że późnym wieczorem Lewis zapewne opowie wszystko Sebastianowi, a ten na pewno coś wymyśli i pomoże mu znaleźć sposób na ominięcie regulaminu. Seb zawsze jawnie wspierał swojego męża, nawet jeśli nie mogli przyznać się oficjalnie, że są małżeństwem. Fernando trochę im współczuł z tego powodu. On sam nie miał z tym problemu, uważał, że jeśli tylko Es... to znaczy, jeśli tylko jego druga połówka okazałaby się mężczyzną, który chciałby dokonać publicznego coming outu, zrobiłby to, a jeśli ten ktoś wolałby pozostać w ukryciu, również potrafiłby to zrobić. To nie było dla niego najważniejsze, chciał, aby to jego partner czuł się dobrze i komfortowo. Z drugiej strony patrząc na Pierre'a i Yukiego, którzy w ogóle nawet nie próbowali kryć się ze swoimi uczuciami, czuł lekkie ukłucie żalu w sercu i nic nie mógł poradzić na to, że na ich miejscu wyobrażał sobie siebie i pewnego przystojnego, uroczego, zabawnego, aczkolwiek bardzo skrytego mężczyznę. Czasem zastanawiał się, jakby to było, gdyby nagle i nieoczekiwanie dla wszystkich przeszedł przed obiektywami aparatów dziennikarzy i fotoreporterów trzymając za rękę rzeczonego mężczyznę, z nutką satysfakcji wyobrażał sobie szok wymalowany na ich twarzach, ale przed oczami widział też te gorsze strony takiego wyczynu: nagłówki wiadomości w internecie i na wszelkich mediach społecznościowych pytające o to, czy słynny dwukrotny mistrz świata Formuły 1 jest gejem i czy chociaż jedna jego partnera była jego prawdziwą?
Takie myślenie powodowało jego wątpliwości.
Dawniej pewnie by się tym nie przejął i zrobił wszystko po swojemu. Dawniej pewnie nie obchodziłoby go zdanie innych ani ich uczucia, miałby w nosie to, że może kogoś zranić, lecz teraz, szczególnie teraz, po opowieści Estebana, stał się o wiele wrażliwszy. Sam sobie zarzucał, że się starzeje, mimo że wcale tak się nie czuł. Wręcz przeciwnie: zdawało mu się, że sił i energii wręcz mu przybyło. Teraz jeszcze bardziej pragnął pozostać w Formule 1, ale już nie z tego samego powodu co kiedyś, ponieważ kiedyś pragnął stać się jeszcze lepszy, pragnął zdobyć jeszcze chociaż jedno mistrzostwo. A teraz było zupełnie inaczej: chciał zostać dla Estebana, by go chronić, by się nim opiekować, by pilnować, aby posłusznie jadł swoje posiłki i stać przy nim, by już nikt go nie skrzywdził.
Pomimo wieku zaczął trenować ze zdwojoną energią. W symulatorze także spędzał więcej czasu. Stał się nawet bardziej ugodowy w stosunku do ich szefa, a nawet jeszcze chętniej brał udział we wszystkich kampaniach nie tylko reklamowych, we wszystkich akcjach charytatywnych, jakby chciał przekonać wszystkich szefów zespołów w F1, że zasługuje na to, aby tam pozostać. Za nic w świecie nie chciał rozstawać się ze światem tego sportu, który nagle na nowo pokochał. A może raczej po raz pierwszy od bardzo dawna pokochał nie sport, ale kogoś, kto był jego częścią. Może Formuła 1 była tylko wymówką, aby nadal być blisko.
Tak czy inaczej chciał zostać i pomimo tego, jak bardzo zmęczony był chwilami, nie zamierzał się poddawać, dopóki nie osiągnie swojego celu, którym był przynajmniej dwuletni kontrakt. Twardo stąpał po ziemi i rozumiał, że na swój debiut czeka wielu młodych, zdolnych kierowców i że jego szanse przy nich są bardzo małe, ale nie były przecież zerowe, a jego dwa tytuły powinny coś znaczyć. Chociaż... Skoro Lewis z siedmioma tytułami nie zdołał ich do czegoś przekonać... No tak, ale Lewis mógł wymyślić coś naprawdę głupiego... A przynajmniej Nando tak przekonywał sam siebie.
– Oj, jestem pewien, że na pewno coś wymyślisz. A jak nie ty, to Seb. Kto jak kto, ale ty zawsze potrafiłeś postawić na swoim.
– Oby, bo to, co chcę zrobić, może zrewolucjonizować nasz sport i nie tylko. Jeśli tylko mi się to uda, to uwierz mi, to będzie wielkie!
– O, tego jestem pewien!
Lewis zmierzył go przeciągłym spojrzeniem, jakby zarzucał mu to, że Nando się z niego naśmiewa, ale po chwili wzruszył tylko ramionami i zapytał.
– A co u ciebie?
– Właściwie to chciałem porozmawiać.
– Tak? A o czym?
– O naszym zakładzie. Prosiłem cię już raz i mam nadzieję, że tym razem wobec zaistniałych okoliczności, pozwolisz mi go unieważnić.
– Dlaczego? Czyżbyś czuł, że próbując uwieść Estebana, sam się w nim zakochałeś? – Zadał podchwytliwe pytanie Lewis. Fernando wbił wzrok w podłogę. Tak trudno było trzymać język za zębami, tak trudno było o tym nie mówić, że słowa same wypłynęły z jego ust, nim zdążył je powstrzymać.
– Tak, Lewis, zakochałem się w nim. To twoja wina i podejrzewam, że wiedziałeś o tym od samego początku. To dobry, wrażliwy chłopak, zakładam, że sam już zdążyłeś to zauważyć. Teraz, kiedy znam jego historię, łatwiej mi go zrozumieć. W tej sytuacji zakład chyba jest nieważny?
– Mówisz tak, bo go przegrałeś. – Po tych słowach Lewisa, Fernando podniósł wzrok i spojrzał w te ciemne, niemal czarne oczy. Po tonie głosu Hamiltona zrozumiał, że Brytyjczyk go nie ocenia ani nie wyśmiewa, stwierdził po prostu oczywisty fakt.
– Tak, przegrałem. – Westchnął Nando, nadal uparcie i odważnie patrząc w oczy Lewisa, na którego twarzy pojawił się szczery, wesoły uśmiech kogoś, kto właśnie dowiedział się, że wakacje w tym roku nadeszły po raz drugi i będą bardzo długie. Alonso nawet nie był już pewien, czego dokładnie dotyczył ich zakład, minęło tyle czasu! Czy to on mówił, że nie da rady poderwać Estebana? Czy może Lewis mu to zarzucał? Jednak to, kto przegrał zakład i czego naprawdę dotyczył, schodziło całkowicie na drugi plan, przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie.
– Oj, Nando, stary, dobry, poczciwy Nando! – Roześmiał się Hamilton, obejmując lekko zdezorientowanego Hiszpana ramieniem. – Długo kazałeś nam czekać, oj długo! Ale cieszę się, że to zrobiłeś. Chyba jesteśmy już najlepszymi przyjaciółmi, co? Jak myślisz? Jesteśmy?
– Zważywszy na to, że jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, to chyba tak – Zgodził się Fernando, odwzajemniając uścisk.
– Yeeey! Wyobrażasz to sobie? My dwaj najlepszymi przyjaciółmi! Ciekaw jestem, co Lewis i Fernando z 2007 roku by na to powiedzieli!
– Oj, nie byliby zachwyceni! Być może uznaliby, że oszaleli i mają zwidy, gdyby tylko nas teraz zobaczyli! Wtedy, w 2007, w życiu bym nie uwierzył, że nasze losy tak się potoczą, nie lubiłem cię i czułem, że ty mnie też nie lubisz.
– To akurat nieprawda. Lubiłem cię i szanowałem, tylko byłem całkiem nieświadomy głupoty moich zachowań. Chciałem koniecznie cię pokonać, chciałem udowodnić wszystkim, że czarnoskóry też może zostać mistrzem. To nie było wymierzone przeciwko tobie i przepraszam, jeśli tak to wyglądało...
– Och, gdybym tylko wiedział to wtedy...! Być może nawet pomógłbym ci wygrać?
– Nie, nie pomógłbyś. – Stwierdził z rozbrajającą pewnością i szczerością Lewis, nadal się uśmiechając – Za dobrze cię znam, zawsze chciałeś być najlepszy.
– No tak, chyba masz rację...
Nikt z nich nie zauważył Sergio Pereza filmującego ich telefonem zza rogu ściany, byli zbyt zajęci rozmową i skupieni tylko na sobie. W tych godzinach nie oczekiwali, żeby ktokolwiek jeszcze pozostawał w hotelu, gdyż wszyscy już wyruszyli w drogę na tor, aby wykonać tak zwany „track walk". Tylko oni dwaj się spóźnili. Meksykanin od razu wiedział, co zrobi z tym nagraniem. Więcej nie potrzebował. Zakończył nagrywanie i wycofał się, wracając najciszej, jak potrafił, do swojego pokoju, by zabrać swoje rzeczy i jak gdyby nigdy nic udać się na tor. Lewis nawet nie wybierał się na tor, który już dość dobrze znał i na którym wygrywał już kilkukrotnie. Zaś Fernando czuł, że potrzebuje odpoczynku. Przeprosił Lewisa i pobiegł do siebie, by już stamtąd zadzwonić do szefa i poprosić o możliwość pozostania w hotelu. O dziwo nikt mu się nie sprzeciwiał. Pozwolono mu zostać, a nawet nie rozmawiać z dziennikarzami, co wydawało się podejrzane, lecz zaraz przypomniał sobie o tym, że miał ten podpunkt w swoim kontrakcie: jeśli potrzebował odpoczynku, musiał go zawsze dostać, to był warunek związany głównie z tym, że postrzegano go jako nieco zbyt starego, co trochę go denerwowało, ale przynajmniej pozwalało mu na dyktowanie własnych warunków.
Sergio, gdy tylko dotarł do padoku, poczekał chwilę, aż Esteban wróci ze spaceru po torze, po czym poprosił go o chwilę rozmowy na osobności. Zaskoczony Francuz zgodził się, proponując, aby przeszli na tyły garażu Alpine, gdzie nikt nie mógł im przeszkodzić. Sergio nie owijał w bawełnę, tylko od razu pokazał mu to, co udało mu się nagrać, w tym bardzo wyraźne wyznanie Fernando. Gdy Esteban to oglądał, na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. O zakładzie wiedział od dawna i już przestał się tym przejmować, natomiast same słowa Fernando ucieszyły go. Prawdę mówiąc, poczuł ulgę, słysząc to. Po zobaczeniu tego było mu znacznie łatwiej dopuścić do siebie myśl, że być może i on sam właśnie zakochiwał się w kimś, kto nie był kobietą i że to nic złego. Nie przewidział tylko tego, że Sergio wcale nie ma dobrych zamiarów.
– No ok, cieszę się, że mi to pokazałeś, ale nadal nie rozumiem, czego ode mnie oczekujesz w związku z tym.
– Nie przeszkadza ci to?
– Nie. Dlaczego miałoby mi przeszkadzać?
Perez tylko uniósł brwi w górę, a wtedy Esteban zrozumiał, że mówiąc to, popełnił ogromny błąd. Wszyscy w padoku uważali go za homofoba, co nawet trochę mu odpowiadało i miał nadzieję, że będzie mógł wykorzystać ten swój wizerunek, gdyby ktoś coś mu zarzucał. Sam nie był jeszcze pewien, czy wie, kim jest ani czy jest gotów, aby opowiadać o tym innym ludziom. Chciał najpierw sam to jakoś poukładać w swojej głowie. Potrzebował czasu i chociaż wyznanie Fernando bardzo mu się spodobało, to jednak czuł, że to nie będzie łatwe, że bardzo trudno będzie pokonać złe wspomnienia, które teraz nawiedzały go częściej, odkąd otworzył te drzwi w swojej pamięci, drzwi, które tak długo pozostawały zamknięte, że teraz skrzypiały i raniły go za każdym razem, kiedy próbował o tym nie myśleć. A teraz właśnie rujnował swój wizerunek, którego mógł użyć jako tarczy ochronnej. Zrozumiał, że znalazł się w pułapce.
– Ok, nieważne. W każdym razie, jeśli nie chcesz, żebym to opublikował choćby na Instagramie, to musisz mi pomóc pokonać Maxa.
– Dlaczego myślisz, że to zrobię?
– Bo masz wiele do stracenia, jeśli to upublicznię.
– Nie ja, tylko Fernando, to nie ja się w nim zakochałem, więc w zasadzie to nie do mnie powinieneś z tym przychodzić. – Wybrnął całkiem pomysłowo Esteban, sądząc, że już wygrał to starcie. Niestety.
– Tak? To chyba nie usłyszałeś tej części o zakładzie. Nie jest ci wstyd, że oni założyli się o ciebie?
– Nie, widocznie uznali, że jestem przystojny. Nie widzę w tym nic złego.
– Ale twoi kibice na pewno zobaczą. O sponsorach i FIA nie wspominając. Ty i twój mistrzunio stracicie wszystko. Tego chcesz? Chcesz zostać wyrzucony z F1? A Fernando? Pomyśl o nim. Chcesz, żeby płacił za twoje błędy? Za to, że ty nie potrafisz zgodzić się na prosty układ?
– Dobra, gadaj, czego chcesz i zjeżdżaj – Estebanowi, który dotąd starał się być cierpliwy i nie pokazywać żadnych emocji ani żadnej słabości, powoli zaczynały puszczać nerwy. Najchętniej wyrwałby telefon z ręki tego pieprzonego Meksykanina, który uważa się za nie wiadomo kogo, kto może rozstawiać ludzi po kątach, jak mu się rzewnie podoba. Ocon i Perez nigdy szczególnie za sobą nie przepadali, nawet w czasach, gdy obaj jeździli w jednym zespole. Perez zawsze narzekał, że Ocon jest nieodpowiedzialny i szalony i że jest bardzo trudnym partnerem zespołowym, który nie chce współpracować. Esteban przez cały ten czas uważał Sergio za czarny charakter, który potrafi świetnie się maskować. Okazało się, że miał rację.
– Już mówiłem, pomożesz mi udowodnić, że jestem lepszy od Verstappena.
– Co? Myślałem, że go lubisz?
– Tego rozpieszczonego bachora? Nigdy! Zgodziłem się na współpracę z nim z moich własnych powodów, tobie nic do tego, ważne jest, żeby go pokonać.
– Dobra, ale nie wiem, jak sobie to wyobrażasz.
– Zwyczajnie. W obecnym sezonie Alpine raczej nie jest zbyt silnym zespołem, prawda? Nie macie zbyt dobrego bolidu, co sprawia, że pałętacie się na końcu stawki. A to z kolei oznacza, że Max często was dubluje. Moja propozycja jest taka, żebyś go powstrzymywał, jak długo się da podczas najbliższego wyścigu.
– Nie! Nie ma mowy! Dostanę za to karę, Otmar będzie wkurwiony, nie. Sorry, ale ja odpadam. Poza tym, skąd wiesz, że będę na końcu a Max na początku? A co, jeśli będzie odwrotnie?
– ODWROTNIE?! – Sergio ryknął śmiechem, jakby Esteban powiedział coś wyjątkowo śmiesznego. Chwilę mu to zajęło, nim wreszcie przestał się śmiać. – Ty chyba nie znasz Maxa, on w kwali zawsze stara się być najlepszy, nie pokonasz go, choćbyś pękł.
– Ty jakoś też tego nie potrafisz – Odgryzł się Ocon, układając swój ekwipunek na półkach w przydzielonym mu pomieszczeniu służącym jako szatnia.
– Zamknij się, bo pożałujesz! – Wysyczał, zaciskając zęby Sergio. Podszedł bliżej do Estebana i popchnął go na ścianę. – Zrobisz, o co cię proszę, albo wszyscy się dowiedzą, że Ocon to tak naprawdę zwykła, tchórzliwa ciota.
Perez z satysfakcją patrzył na przestrach malujący się na twarzy Ocona, widział jego lekko drżące usta i to, że Francuz mrugał szybko powiekami, starając się powstrzymać łzy. Widząc go tak słabego i przestraszonego, miał ochotę go uderzyć, skrzywdzić, zadać jeszcze więcej bólu, żeby zobaczyć, czy się popłacze i czy jak zbity pies, skuli się, chowając się w najciemniejszym kącie pomieszczenia.
Sergio Perez nigdy nie był dobrym człowiekiem, za to posiadał zdolności aktorskie, o które nikt go nie posądzał. W ten sposób umiał zdobyć wszystko, czego chciał, umiał przekonywać ludzi, bywał milutki, uprzejmy i uroczy oraz zabawny, był przy tym także przebiegły i chytry, chętnie wykorzystywał błędy i porażki przeciwników. I nigdy nie wzbudził niczyich podejrzeń.
– D-dobra! Postaram się przyblokować Maxa.
– Nie masz się starać. Masz to zrobić. Koniec i kropka, bo jeśli nie, to... – Nie dokończył, a zamiast tego potrząsnął tuż przed twarzą Francuza swoim telefonem. Esteban zrozumiał i przełknął głośno ślinę. Nie zamierzał pozwolić, żeby Sergio to wygrał. Tylko pozornie się z nim zgodził, byle tylko ten dał mu już spokój. W jego głowie już rodził się plan, by powiedzieć o tym Fernando. Przy okazji mógłby tak mimochodem napomknąć, że przecież on też czuje to samo i całkowicie odwzajemnia uczucia Hiszpana, chociaż na początku tego nie chciał i bronił się przed tym, jak tylko potrafił.
– Ok, zrobię to.
– No, to jesteśmy umówieni. Dzięki za rozmowę.
Sergio z triumfalnym uśmiechem na ustach wreszcie sobie poszedł, a Esteban od razu chwycił za telefon i wybrał numer do Fernando. Poprosił, aby się spotkali, gdy tylko dotrze do hotelu. Nando zaproponował, żeby Esteban przyszedł do niego do pokoju, co zostało przyjęte z aprobatą. Esteban szybciutko wyszedł z szatni, podszedł do Otmara, poinformował go o tym, gdzie się wybiera, po czym ruszył w drogę powrotną do hotelu. W międzyczasie układał sobie w myślach możliwe scenariusze ich rozmowy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top