*15*
"Lies and secrets, they are like a cancer in the soul.
They eat away what is good and leave only destruction behind"
~Cassandra Clare
Kilka tygodni później, Węgry...
Alarm zarządzony w Instytucie we Włoszech okazał się tylko fałszywym alarmem. Nie chodziło o Yukiego ani nawet o nic związanego z wojną. Znaleziono co prawda kolejne ciała młodych dziewczyn z głowami ogolonymi na łyso i ubranymi w białe, proste sukienki do kolan, z tym samym znakiem na szyi, świeżą raną w kształcie błyskawicy. Szybko jednak okazało się, że to tylko jeden z czarowników odsuniętych od Formuły 1, próbował się zemścić, mordując młode kobiety(trzy z nich nie miały nawet dwudziestu lat) i pozorując udział Mazepinów, jednak Nocnym Łowcom bardzo łatwo udało się ustalić, kto to taki. Carlos i Fernando udali się sami na tą misję, podczas gdy Pierre został w Instytucie, nadzorując układanie grafików na kolejne kilka tygodni.
Później nie działo się już nic niezwykłego. Może poza faktem, że po słabym początku sezonu, Gasly nieoczekiwanie przebudził się, a jego samochód zdawał się prowadzić znacznie łatwiej, co pozwoliło mu regularnie zajmować nie tylko punktowane miejsca, ale wręcz miejsca w pierwszej piątce, co bardzo się nie podobało Christianowi Hornerowi, porównującemu rywalizację Maxa, Pierre'a i Sergio. Po początkowo dobrych wynikach u Sergio nie pozostało nawet śladu. Meksykanin coraz częściej kłócił się też z Helmutem Marko, a często również nie słuchał wydawanych mu poleceń.
– W tym roku obiecaliście, że to mi dacie szansę, a tymczasem ciągle słyszę: „Przepuść Maxa", „Nie wstrzymuj Maxa", „Max jest szybszy niż ty". Ile można tego słuchać? – Żalił się.
– A mam ci przypomnieć, jak wyglądała twoja pomoc dla Maxa? Mam pokazać ci nagranie z wyścigu, w którym plątałeś się gdzieś na końcu stawki i nie umiałeś wyprzedzić znacznie wolniejszych kierowców? – Odgryzał mu się Christian, spoglądając na niego z rosnącą niechęcią. Zdawało się, że Perez dba tylko o siebie, uważał siebie samego za pokrzywdzonego i prawie nie zauważał, że jego słabe miejsca wynikają także z jego własnej formy oraz nastawienia. Checo nie przyznawał tego oficjalnie, ale miał ochotę wiele razy podjeść do Alexa i pogratulować mu tego, jak długo wytrzymał w jednym zespole z „dwoma największymi chamami, jakich spotkał w życiu" i nie chodziło tu już nawet o ich podejście do kwestii rywalizacji pomiędzy Meksykaninem a Holendrem. Relacje pomiędzy poszczególnymi członkami zespołu zaczęły się psuć, co odczuwał też Max, który od tej pory musiał brać na siebie podwójną ilość obowiązków, co często doprowadzało do sytuacji, w których krzyki Verstappena i Pereza niosły się po całym hotelu. Sergio oskarżał zespół o to, że wyraźnie faworyzuje Maxa i że nie pozwalają mu wygrać nawet jednego wyścigu, przez co część tak zwanych hejterów i trolli internetowych wyśmiewała go, twierdząc, że przyjmując ofertę RedBulla, stracił cały szacunek kibiców, gdyż nie potrafił z honorem pogodzić się z porażką i był na tyle naiwny, by zaakceptować propozycję od drużyny, która już miała swojego przyszłego mistrza i to w nim upatrywała swoich największych szans. Te zaś nieporozumienia chciał wykorzystać Gasly, który przy pomocy Pyry'ego jeszcze bardziej podsycał konflikt pomiędzy szefami Czerwonych Byków, a Checo. Pierre potrafił grać ostro, nawet trochę nieczysto, byle tylko dostać miejsce w ekipie z wyższej półki. W międzyczasie sam ze zdwojoną energią pracował w symulatorze, wnosił swoje wnioski co do poprawy aerodynamiki bolidu, a nawet decydował o strategii na wyścig. Szansa na powrót do RedBulla kusiła go i nie chciał wypuścić z rąk takiej okazji. Nawet jeśli Lewis zapewniał go, że jeśli wytrzyma jeszcze rok, to dostanie miejsce w Mercedesie, gdy on sam odejdzie na zasłużoną emeryturę, lecz Pierre jakoś mu nie wierzył. Lubił go i szanował, w ich sporcie Lewis był legendą, ale Pierre wychował się w rodzinie Nocnych Łowców, a ci nie przepadali za czarownikami, wilkołakami i wampirami. Pech chciał, że Hamilton był jednym z lepszych czarowników i to z jego pomocy często musiał korzystać.
Magnus i Alec wnieśli bardzo wiele do ich świata, lecz trudno było zmienić nawyki wpojone Nocnym przez pokolenia ich poprzedników. Nie wszyscy czarownicy darzyli zaufaniem i szacunkiem Nocnych Łowców i vice versa. Tym, co pomogło im nawiązać stosunkowo dobry kontakt, była wspólna pasja, zamiłowanie do wyścigów i do mody, chociaż to drugie zostało raczej narzucone Pierre'owi przez jego zespół, markę odzieżową, dla której posiadanie zespołu Formuły 1 było szansą na wielką promocję i doskonałą reklamą.
Dni mijały bardzo szybko na wytężonej pracy. Zakochane pary: Pierre i Yuki oraz Carlos i Lando, zostali rozdzieleni i teraz widywali się już tylko podczas weekendów wyścigowych. Oficjalnie dlatego, że kolidowały ze sobą ich grafiki, lecz poza kamerami plotkowało się o tym, że Domenicalli'iemu nie spodobało się to, co jego zdaniem reprezentowały obie pary. Yuki częściej brał udział w sesjach zdjęciowych, więcej czasu spędzał na siłowni, podczas gdy prawie cały czas Pierre'a opierał się o sesje w symulatorze i pracę nad bolidem. Rzekomo dlatego, że Japończyk nie miał aż takiej wiedzy technicznej, chociaż obaj zdawali sobie sprawę z tego, że to kłamstwo.
U Carlosa i Lando nie potrzeba było szukać aż takich wybiegów, gdyż zadbano o to już prawie dwa lata wcześniej, przenosząc Sainza do Ferrari, a Norrisa pozostawiając w McLarenie. Nikt nie mówił publicznie o tym, ile razy Daniel musiał pocieszać Lando, ile razy młody Brytyjczyk zamykał się w swoim pokoju i godzinami oglądał zdjęcia i filmiki, na których znajdował się on i Carlos, a potem płakał, nie wierząc, by to jeszcze kiedykolwiek miało wrócić, tym bardziej, że Luiza nalegała na to, aby jeszcze częściej pokazywali się razem publicznie. Dla niej to też była szansa, którą zamierzała wykorzystać. Nie winił jej za to. Myślał, że gdyby sam był w takim samym położeniu, pewnie starałby się wyciągnąć z tego jak najwięcej pozytywów dla siebie.
Fernando i Esteban nie zwracali na siebie niczyjej uwagi i tylko kierowcy między sobą czasem plotkowali na ten temat, gdy widziano ich gdzieś razem. Estebanowi wydawało się, że Nando zupełnie zapomniał o swoim zakładzie, gdyż zachowywał się zupełnie zwyczajnie w stosunku do niego. Nie przeszkadzało mu to, wmawiał sobie z uporem maniaka, że to dobrze, ale jednak gdzieś z tyłu głowy miał tą niepokojącą i nieco smutną myśl, że może Fernando już się nim znudził tak, jak dziecko nudzi się zabawką. Może według Hiszpana Francuz nie był wart większych wysiłków i może dlatego zrezygnował?
W wyścigach niewiele się działo.
Żaden zespół nie ustrzegł się awarii, które wykluczały ich kierowcę z rywalizacji, a najbardziej spektakularną był pożar hamulców u George'a Russella podczas przejazdu przez prostą startową z włączonym DRS-em w chwili wyprzedzania Charlesa Leclerca, co sprawiło, że oba bolidy zderzyły się ze sobą w zakręcie, powodując zakończenie wyścigu nie tylko dla nich, ale też dla jadącego zaledwie pół sekundy za nimi zdublowanego chwilę wcześniej Pereza. Sędziowie nieco opieszale pokazali czerwoną flagę dopiero wtedy, gdy w bok stojącego w poprzek toru pustego już bolidu Ferrari wbił się rozpędzony Mick Schumacher. To nie był pierwszy taki wypadek ze strony Micka i coraz częściej mówiło się o tym, że młody Schumacher nie utrzyma miejsca w Formule 1. Niektórzy kpili nawet, że jest gorszy od Maldonado, Mazepina i Latifiego, co wydawało się niemożliwe. Mick czuł się tym bardzo dotknięty i to doprowadzało do jeszcze większej ilości czeskich błędów. W ten sposób nieoczekiwanie na prowadzeniu znalazł się Sebastian Vettel, drugi był Pierre Gasly, a trzeci, co już zakrawało na sensację stulecia, Nicholas Latifi. Za nimi podążał jak cień Kevin Magnussen próbując uciec Valtteriemu Bottasowi. To wtedy los słabszych na początku roku zawodników się odwrócił. Lewis Hamilton ze stoickim spokojem podróżował na szóstym miejscu, za swoimi plecami mając zażarcie walczących ze sobą Albona i Strolla. Tsunoda tracił do nich już bardzo dużo, ale czerwona flaga wymazała wszelkie straty i pozwoliła Yukiemu odrobić dwie pozycje, gdy Alex i Lance byli zajęci sobą. Na ostatnim okrążeniu Lando dublował Daniela, gdy ten nieoczekiwanie wykonał delikatny ruch kierownicą w lewą stronę, pakując się wprost pod koła wyprzedzającego go kolegi zespołowego. Tłumaczył się później, że to był wypadek, ale nikt mu nie wierzył. Na telemetrii wyraźnie widać było, że zrobił to celowo, prawdopodobnie nie mogąc znieść tego upokorzenia, jakim był fakt, że Lando już po raz kolejny w tym sezonie jechał przed nim z przewagą całego okrążenia, mimo że mieli podobne bolidy i podobne strategie.
Przed wyścigiem na Węgrzech zanosiło się na sensację. Pierre i Yuki w sesjach treningowych regularnie bili wyniki swoich kolegów z RedBulla, którzy zaczęli publicznie obrzucać się oskarżeniami. Po dobrej chemii pomiędzy nimi z początku sezonu nie było już nawet śladu. Tymczasem Christian Horner o wszystko oskarżał... Lewisa Hamiltona! Twierdził, że to on buntuje Checo i namawia go do sabotowania wyników. Był dość daleki od prawdy, jako że to właśnie Gasly i Salmela byli tymi, którzy buntowali Checo przeciwko jego własnemu zespołowi. Salmela, za namową Rosberga, starał się zniszczyć psychicznie Pereza, doprowadzić do tego, że on sam będzie chciał zrezygnować z Formuły 1. Pierre, gdy dowiedział się o tym, nie był zachwycony. Chciał odzyskać swoje miejsce, ale to wydawało się dla niego zbyt brutalne, mimo to uległ namowom Pyry'ego. „Pozwól mi to zrobić jak należy".
– Checo to twoja ostatnia szansa. Albo się poprawisz, albo w następnym wyścigu Pierre pojedzie za ciebie, a my dopilnujemy, żeby nikt więcej nie przyjął cię do teamu – Ostrzegał swojego kierowcę Horner, grożąc mu palcem – Wyświadczyliśmy ci wielką przysługę, przyjmując cię do nas, daliśmy ci szansę, a ty jak nam się odpłacasz?
– Cokolwiek. I tak mnie to już nie obchodzi, mogę już teraz oddać miejsce Gasly'iemu. Róbcie sobie co chcecie. Tylko pamiętajcie, że Gasly to gej, on jeszcze narobi wam problemów.
– Tak, tak, pamiętamy. Ale on nigdy by nie zrobił z nas takiego pośmiewiska jak ty. – Christianowi puściły nerwy. Naprawdę chciał już mieć to za sobą, uwolnić się od Meksykanina, który od samego początku był przyczyną wielu problemów. Teraz dopiero zaczynał doceniać to, jak ugodowy mimo wszystko był Pierre. – Dajemy ci ostatnią szansę, przemyśl to.
* * *
Fernando, pomimo usilnych starań, nie potrafił zasnąć. Kręcił się z boku na bok, łapał za telefon, by sprawdzić godzinę, zupełnie, jakby na coś czekał, lecz sam nie wiedział na co czeka. Minuty mijały nieubłaganie, oczy piekły od wpatrywania się w ekran, ale tak upragniony sen nie nadchodził. I to nie tak, że Nando nie był zmęczony, gdyż był bardzo zmęczony. Niestety kiedy tylko zamykał oczy, senność znikała, ustępując miejsca dziwnemu rozdrażnieniu.
W końcu poddał się i przestał próbować zasnąć.
Odrzucił kołdrę, która wydawała mu się niesamowicie ciężka i piekielnie gorąca, mimo że według pokojowego termometru wcale nie było tak gorąco, tylko 21°C, a więc ani za zimno, ani za gorąco. Podszedł do okna, zabierając po drodze butelkę wody z szafki nocnej, po czym ostrożnie wyjrzał.
Wszędzie dookoła panowała głęboka cisza, jedynie raz na jakiś czas przerywana niezbyt odległym szczekaniem jakiegoś dużego psa oraz nieco bardziej odległym pohukiwaniem sowy. Przypomniał sobie, że sowa nie wszędzie dobrze się kojarzy, są miejsca na Ziemi, w których sowa to symbol śmierci, może dlatego, że dawniej często spotykano ją właśnie na cmentarzach. Ponadto jej głos brzmiał jak upiorne, a jednocześnie kuszące nawoływanie, by pójść za nią w mrok.
Pobliską drogą nie przejeżdżał żaden samochód, nikt też nie spacerował chodnikiem wzdłuż drogi. Ciemność nocy rozświetlały dziesiątki ustawionych blisko siebie latarni ulicznych, oblewających wszystko wokół pomarańczowym, piekielnym blaskiem. Z jakiegoś nieznanego mu powodu tej nocy wszystko wydawało się bardziej piekielne i upiorne niż zwykle. I chociaż Fernando miał za sobą już dziesiątki bardziej lub mniej udanych misji, to jednak coś wzbudzało jego niepokój. Niczego nie poprawiał fakt, że tęsknił za rozmowami z Lewisem i Estebanem, ale jeden z nich musiał na jakiś czas opuścić swoje stanowisko, żeby wykonać powierzone mu zadanie, a drugi wciąż posądzał go o kłamstwo, manipulację i nie chciał z nim rozmawiać. Ocon uważał, że stał się świadkiem świetnie wyreżyserowanego przedstawienia i nadal uparcie odmawiał choćby próby uwierzenia w to, że to, czego był świadkiem, było prawdziwe.
Patrząc przed siebie na delikatnie drgające pod wpływem lekkiego wiaterku gałęzie pobliskiego wielkiego i starego dębu, Nando cofnął się myślami do przeszłości.
On i Lewis nie zawsze się lubili i ze sobą zgadzali. Był moment, kiedy okazało się, że muszą jeździć dla jednego zespołu, co wynikało ze znajomości poprzedniego kanclerza z szefem właśnie McLarena w tamtych latach. Obaj, Nando i Ham byli niesamowicie dumni i uparci, obaj byli materiałami na mistrzów i żaden nie zamierzał grać roli skrzydłowego i tylko pomagać temu drugiemu w osiągnięciu sukcesu. Obaj chcieli wygrywać, być najlepszymi i obaj czuli, że jeśli tylko dostaną odpowiedni samochód, będą w stanie udowodnić, że faktycznie są najlepsi. A to prowadziło do spięć i kłótni, które zakończyły się wraz z chwilą, kiedy Michael zdradził Fernando, że Lewis też należy do „ich świata", tylko że jest czarownikiem. Nando nie mógł pojąć, jak ktoś tak bardzo zadufany w sobie, arogancki i cwaniacki, może być czarownikiem w ich świecie. Nando mógłby przysiąc, że Lewis zbyt wiele złych nawyków przejmował od Przyziemnych. Wydawał się próżny i zapatrzony w siebie, nie budził jego sympatii.
Michael miał dosyć ich sporów, więc pewnego wieczoru zebrał ich w swoim pokoju, powiedział, co mu się nie podoba i co muszą zmienić i od tamtej pory pomiędzy Brytyjczykiem i Hiszpanem zaczęła nawiązywać się cienka nitka porozumienia, która z biegiem czasu i kolejnymi wydarzeniami wzmacniała się, a najsilniejsza stała się tuż po tym, jak Fernando przyznał, że podoba mu się pewien bardzo młody kierowca, lecz ze względu na szacunek do jego ojca zamierza trzymać się z dala od chłopaka. Lewis wtedy przyznał, że i on potrafi patrzyć „w ten sposób" na innych mężczyzn i wyraził swoje wsparcie dla Hiszpana, który od tej pory znalazł w nim swojego przyjaciela i powiernika. To Lewis wprowadził Nando w świat LGBT, to on opowiedział mu najważniejsze historie, to on spędzał długie godziny na tłumaczeniu Hiszpanowi znaczenia wszystkich flag i symboli, a wreszcie to on oglądał razem z nim najważniejsze produkcje filmowe dotyczące LGBT, zaczynając od „Tajemnicy Brokeback Mountain", a kończąc na młodzieżowym filmie „Love, Simon", gdyż Lewis w sekrecie zdradził mu, że przy tym filmie pracował jeden z jego przyjaciół. Nie podał nazwiska, informując jedynie, że to ktoś taki jak oni.
Chwile spędzone na wspólnym oglądaniu filmów często w towarzystwie Sebastiana, wydawały mu się najlepszymi i najspokojniejszymi, jakie przeżył w ciągu ostatnich pięciu lat.
„Na następny wieczór filmowy musimy zaprosić Estebana – Stwierdził Lewis, który ani na moment nie zapomniał o zakładzie pomiędzy nim i Fernando. – Może jak obejrzy to z nami, to coś zrozumie."
* * *
„Nie zakocham się w nim – Powtarzał sobie w myślach Esteban, przeglądając zdjęcia na Instagramie. – Nie jestem gejem, nie mogę się w nim zakochać!"
Wmawiał sobie to z nadzwyczajnym uporem, lecz czuł, że przegrywa, że nie jest w stanie pomimo całej swojej zawziętości wykonać planu. Włączył filmik, na którym widać było, jak Fernando udziela wywiadu. Ubrany był w typową dla ich zespołu niebieską koszulkę na krótki rękaw z naszywkami z logami sponsorów i kombinezon, którego górną część zdjął, przez co teraz długie rękawy opadały luźno wokół jego nóg. Jasnobrązowe włosy ukryte zostały pod niebieską czapką z daszkiem. Esteban wsłuchał się w spokojny ton głosu Fernando, wyraźnie słyszał jego charakterystyczny, hiszpański akcent i zdał sobie sprawę, że już nie wyobraża sobie żadnego dnia, który miałby spędzić nie słysząc tego. Lecz nie tylko o to chodziło.
Esteban patrzył na mężczyznę na nagraniu wzrokiem, w którym kryło się coś więcej niż tylko delikatne zainteresowanie człowieka, który odkrywa, że darzy kogoś uczuciem. W tym spojrzeniu uważny obserwator dostrzegłby żądzę, której ten właśnie człowiek tak bardzo nienawidził, żądzę, która pchała ludzi do czynów iście szaleńczych, byle tylko dostać to, czego pragnęli. A pragnęli ciała, pragnęli dotyku skóry tej drugiej osoby. Pragnęli słyszeć jęki przyjemności i być dla kogoś spełnieniem. Pragnęli ust i języka oraz dłoni błądzących po ich nagich ciałach, szukających wrażliwszych miejsc. Młody Francuz przyglądał się Fernando i czuł się tak, jakby się czegoś naćpał. Obserwował płynne, naturalne ruchy dłoni Hiszpana, kiedy ten chciał podkreślić znaczenie czegoś, o czym właśnie powiedział. To znaczenie, które w tym oszołomieniu umykało Estebanowi. Spoglądał na owe dłonie i zastanawiał się, jak to jest czuć ich dotyk na swojej skórze?
„On jest... idealny!"
Już miał schować swoją dumę głęboko do kieszeni, już miał wyjść z pokoju, przejść kilka kroków i w desperackim błaganiu zapukać do drzwi swojego sąsiada, licząc na to, że ten przyniesie mu ulgę i ukojenie, że da spełnienie, którego tak bardzo domagało się jego własne ciało, gdy nagle zobaczył u góry ekranu w telefonie powiadomienie o wiadomości.
Elena: „Dobranoc Skarbie, śpij dobrze, buziaczki :*"
Była to wiadomość od jego dziewczyny. To go otrzeźwiło. Złapał się za głowę zrozpaczony i zawstydzony.
„Boże Święty! Co ja chciałem zrobić?! Przecież ja mam dziewczynę! Nie mogę! Nie... Nie mogę. Co ja właśnie chciałem zrobić?"
Zakrył usta dłonią, zaciskając nos między kciukiem a palcem wskazującym, żeby powstrzymać się od krzyku, który już cisnął mu się na usta. Wyskoczył z łóżka i pobiegł do łazienki. Spojrzał na swoje oblicze w lustrze. Ujrzał jakąś czerwoną ciecz na swojej dłoni. Krew. Nigdy nie lubił widoku krwi. Zawsze wtedy odwracał wzrok lub mdlał. Resztkami sił, czując, że pomieszczenie wiruje, wrócił do pokoju, sięgnął po telefon i wybrał na nim numer do Fernando. Ten odebrał niemal od razu.
– Pomóż mi... – Poprosił tylko, a potem wypuścił telefon z ręki, upadając na podłogę. Ciemność i cisza oraz spokój otoczyły go, zanim przyjaciel dotarł do niego.
Fernando zastał obraz, którego wolałby nigdy nie widzieć. Esteban leżał na podłodze, z głową zaledwie kilka centymetrów od nocnej szafki tuż obok łóżka. Skórę miał bladą, usta sine, jakby brakowało mu tlenu, oczy zamknięte, a z nosa bardzo powoli wydobywała się cieniutka stróżka krwi. Natychmiast kucnął przy nim, klepiąc go lekko po policzku, chociaż na tyle mocno, żeby ten poczuł uderzenie. Nie pomogło. Przewrócił go na bok, układając w pozycji bocznej bezpieczniej. Spojrzał na klatkę piersiową, która unosiła się bardzo powoli, ale regularnie. Znów zaczął klepać go po policzku.
– Esteban. Esti, no już, odpowiadaj, halo! Obudź się!
Wydawało mu się, że czas zwolnił, a nawet zatrzymał się. Sekundy dłużyły się jak godziny, trwały wieczność, a każde uderzenie jego własnego serca dudniło niczym uderzenie w potężny dzwon gdzieś na wieży kościelnej. Minęło całe tysiąclecie, zanim powieki młodego Francuza powoli uniosły się, a on sam wymamrotał tylko.
– Nando... Przyszedłeś...
A potem znowu zamknął oczy.
– Nie. Nie zamykaj oczu! Esteban, bo cię...
– Pocałuj mnie... – Wyszeptał, wciąż zamroczony. Nie miał pojęcia, czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy tylko mu się śni. Wyraźnie czuł słaby zapach olejku arganowego, którego obaj używali jako odżywki do włosów, nutkę czegoś cytrusowego, zapewne żelu pod prysznic i przyjemne ciepło dłoni Hiszpana na swoim policzku. Jego oddech, gdy się nad nim pochylał, pachniał kawą.
„Kawa? O tej porze? – Pomyślał niezbyt rozsądnie – A nie powinieneś spać?"
– Co? Ok, nie jesteś sobą. Chyba wezwiemy lekarza – Zaniepokoił się Fernando. Jeszcze nigdy nie słyszał z ust tego chłopaka czegoś, co tak bardzo stałoby w sprzeczności z jego poglądami. To pozwoliło mu przypuszczać, że być może ciemnowłosy, wysoki i przystojny Francuz mógł przy upadku uderzyć się w głowę i doznać na przykład wstrząśnienia mózgu. Wszystko było możliwe.
– Nie! – Zaprotestował gwałtownie Esteban, próbując podnieść się i usiąść, lecz wtedy znowu to poczuł i ciemność znów pochłonęła całe otoczenie.
– Esti, to nie jest śmieszne – Nando naprawdę się martwił. Stan przyjaciela sprawiał, że zaczęły go gryźć wyrzuty sumienia. Sprawa pogorszyła się jeszcze bardziej, gdy pomagając mu wstać i usiąść na łóżku, objął go i wtedy przez koszulkę wyczuł żebra chłopaka. Uniósł materiał i jego zaniepokojenie przemieniło się w przerażenie. Esteban był bardzo chudy, wręcz żałośnie wychudzony. To pozwoliło mu przypuszczać, że młodzieniec się odchudzał być może po to, aby osiągnąć lepsze wyniki w wyścigach. – Kiedy ostatnio jadłeś?
Esteban nie miał odwagi spojrzeć mu w oczy. Spuścił wzrok, wbijając go w swoje złączone między kolanami ręce. Było mu na przemian zimno i gorąco, bolała go głowa, a cały świat zdawał się wirować. Żołądek ściskała mu jakaś niewidzialna ręka, powodując ból, jakiego nigdy dotąd nie odczuwał.
–Poczekaj tu, przyniosę coś. Musisz jeść.
– Nie chcę – Zaprotestował słabo, lecz Fernando udał, że go nie słyszy. Wybiegł z pokoju najszybciej, jak tylko potrafił. Pomimo późnej pory na korytarzu udało mu się zderzyć z idącym spokojnie z naprzeciwka Lewisem, który wracał nie wiadomo skąd. Obaj upadli, a Lewis obrzucił go pełnym pogardy spojrzeniem, zanim się otrząsnął i przywołał na twarz maskę niewzruszonego niczym pokerzysty.
– Ał, człowieku, chciałeś mnie zabić i wyeliminować z walki o tytuł?
– Przecież ty się już i tak sam wyeliminowałeś. – Przypomniał spostrzegawczo, mając na myśli odległe miejsce w klasyfikacji generalnej mistrzostw.
– Uch, nieważne. Ale w ogóle to gdzie tak pędzisz? – Zatrzymał go, łapiąc za rękę, gdy obaj już wstali i Fernando odwrócił się, by kontynuować marsz do swojego pokoju.
– Muszę przynieść Estebanowi coś do jedzenia.
– Do jedzenia? – Zapytał głupio. – O tej porze?
– Tak, o tej porze. Ten idiota nie pamięta, kiedy ostatnio coś jadł, przed chwilą zemdlał.
– To faktycznie idiota.
– Lewis? A ty na pewno dobrze się czujesz? Brzmisz jak nie ty? – Zaniepokoił się znowu dziwnym doborem słów przez siedmiokrotnego mistrza świata. Ciemnoskóry machnął tylko lekceważąco ręką.
– To przez Sebastiana!
– Niech zgadnę: typowo małżeńskie sprawy, pokłóciliście się?
– Mhm.
– Ok, powiesz mi, jak będziesz chciał, a teraz naprawdę czas mnie goni, muszę lecieć.
– Czekaj, pójdę z tobą. W sumie to chyba mam w pokoju coś, co go może postawić na nogi. Chodźmy do niego, przywołam to zaklęciem.
– Okay, dzięki. Jesteś niezastąpiony.
– No przecież. Co wy byście beze mnie zrobili? – Zapytał retorycznie z nutką wyższości w głosie. Fernando zignorował to, prowadząc Lewisa do pokoju Estebana. Młodzieniec wciąż siedział posłusznie na łóżku, opierając się o zagłówek tam, gdzie go zostawił. Lewis pstryknął palcami, szepcząc coś, a niemal w tym samym czasie na biurku pod wielkim telewizorem pojawiły się przeróżne smakołyki, poczynając od owoców takich jak jabłka czy winogrona, poprzez ciemny chleb, ser żółty i dwa rodzaje szynki, aż po batoniki i wafelki w czekoladzie. Lewis wziął do ręki kromkę chleba, podając ją Francuzowi, który mierzył go nieufnym spojrzeniem.
– Zjedz to, dobrze ci to zrobi – Polecił Lewis. Esteban próbował się bronić, ale pod krytycznym spojrzeniem Fernando poddał się i grzecznie ugryzł podaną mu kromkę. – To na początek. Nie wiem, od jak dawna nie jesz, więc na wszelki wypadek zaczniemy od małej porcji czegoś skromnego.
– Ale ja... Ja jadłem obiad, przysięgam!
– Jadłeś obiad – Przedrzeźnił go Alonso, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Ja jakoś tego nie widziałem, a siedziałem przy tym samym stoliku.
– Właściwie to ja też nie widziałem, żebyś coś jadł – Dodał od siebie Lewis, przyglądając się, jak Francuz powoli i z ociąganiem przeżuwa chleb. – Zjadłeś chyba tylko śniadanie. Na obiad chyba wypiłeś tylko szklankę soku. Człowieku, wykończysz się!
Słowa Lewisa przeraziły Fernando nie na żarty. Ledwo się powstrzymał przed objęciem dwudziestosześciolatka ramieniem w opiekuńczym geście. Hamilton zauważył jego ruch i zawahanie, ale skwitował to jedynie zaciśnięciem ust w wąską kreskę. Fernando przestał przyglądać się swojemu koledze zespołowemu i wtedy jego wzrok padł na ekran telefonu, który wciąż był podświetlony. Zobaczył na nim nagranie z wywiadu, którego udzielił kilka godzin wcześniej. Po co Esteban miałby oglądać ten wywiad? Przecież jeśli chciał się czegoś dowiedzieć, mógł po prostu zapytać.
– Esti, posłuchaj mnie uważnie. Żeby mieć siłę, musisz więcej jeść. Samo śniadanie nie wystarczy.
– Ale Nico powiedział, że tylko w taki sposób był w stanie pokonać Lewisa! Zapewniał mnie, że to bezpieczne. Spisał mi listę tego, co powinienem jeść. To nie tak, że nie jem wcale, bo jem, tylko że nie to samo co wy!
– Nico? Zaraz... Mówisz o Rosbergu? – Hamilton nagle stał się czujny. W padoku nikt nie rozmawiał przy Brytyjczyku o Niemcu, gdyż wiedziano o tym, że ci dwaj nie darzą się zbytnią sympatią. Chociaż mówiło się, że pożarli się podczas ich walki przeciwko sobie o tytuł mistrzowski, nikt tak naprawdę nie znał prawdziwej przyczyny dramatycznego pogorszenia się ich wzajemnych relacji.
Esteban spojrzał na niego, by po chwili skinąć powoli głową.
– Opowiedz mi o tym – Rozkazał Brytyjczyk. – Jak to się zaczęło? Czego chciał w zamian?
– Spotkaliśmy się po Grand Prix Emillia Romagna w poprzednim roku, początkowo rozmawialiśmy zupełnie o wszystkim. Pytał mnie, jak się czuję mając Fernando za teammate'a, jakie jest moje największe marzenie związane z Formułą 1 i takie inne. Potem opowiedział mi o tym, jak pokonał ciebie. Twierdził, że wygrał, bo zniszczył cię psychicznie, ale nie tylko. Mówił, jak ważny podczas wyścigu jest każdy kilogram wagi.
– Ten debil o mało cię nie zabił, Esti! Nie powinieneś go słuchać – Wytknął mu Fernando, jednocześnie ściskając go za rękę w pocieszającym geście. – Jeszcze wygrasz mistrzostwo, może nawet niejedno, ale nie w taki sposób. Nico zachował się obrzydliwie w stosunku do Lewisa i jeszcze gorzej w stosunku do ciebie.
– I na pewno nie zrobił tego za darmo. – Uzupełnił jego wypowiedź Hamilton – Co chciał w zamian?
– No właśnie nic! Twierdził, że poczuje satysfakcję, kiedy zobaczy, jak przegrywasz ze mną. Mówił, że ty nigdy nie widziałeś we mnie kogoś, kto ma talent, że to ty zaproponowałeś George'a na miejsce Valtteriego.
– JA?! Esteban, proszę cię, nie słuchaj zazdrosnych zakłamanych kup mięsa z toną żelu na włosach. Rosberg nie ma o niczym pojęcia! Ja zaproponowałem ciebie, to Toto uparł się na George'a! Russell jest mistrzem we włażeniu ludziom do tyłka! Już nawet ja się nie liczę w zespole, dla którego przez tyle lat z wielkim poświęceniem i zaangażowaniem pracowałem! Toto zapomniał już i o mnie i o tobie.
– Toto? Ale... Ale przecież on mi pomagał! I... och... A więc to tak... – Nagle wszystko zrozumiał, dotarło do niego to, że przez cały ten czas był zabawką w rękach Nico, jego marionetką, którą chciał wykorzystać, by zranić Lewisa. – Ale żałosne i dziecinne zachowanie! A ja dałem się nabrać! Oh! Shit! Jak bardzo źle to o mnie teraz świadczy?
– O tobie? Wcale nie świadczy. Każdy z nas chce wygrywać, każdy z nas jedzie po swoje maksimum, każdy chce być mistrzem, zapisać się na kartach historii, w tym nie ma nic złego. Dałeś się omamić pięknym obietnicom bez pokrycia. To nie twoja wina tylko Nico. Ale on za to odpowie, masz na to moje słowo – Zapewnił go.
Esteban wcale tego nie chciał. Nie obchodziło go to, czy Nico rzeczywiście pożałuje tego, co zrobił. Chciał wierzyć, że miał dobre zamiary. Tak, jak Fernando wiele razy mu powtarzał: „Musisz się trochę bardziej otworzyć wobec innych. Większość z nich nie chce niczego złego, czasem postępują głupio, ale zazwyczaj mają dobre intencje". Teraz Esteban przypomniał Fernando jego własne słowa, sprawiając, że mężczyzna ukrył twarz w dłoniach, opierając łokcie o kolana. Siedzieli obok siebie na łóżku, Lewis naprzeciwko nich. W dodatku Hamilton wciąż miał na sobie czarne, zupełnie zwyczajne dresy i równie czarną bluzę z kapturem. Fernando domyślił się, że Bryt również cierpiał na bezsenność tej nocy, sam zresztą przyznał, że chodziło o Sebastiana. Pewnie wyszedł się przewietrzyć albo pobiegać, w końcu był znany z tego, że trudno było nadążyć za tym, co robił lub planował zrobić.
Lewis przyglądał im się trochę z boku i uśmiechał się leciutko mimo tego, jak zły był dla niego cały poprzedni dzień, wystarczy wspomnieć, że Seb wyszedł na spacer z Roscoe, a wrócił sam i nie miał pojęcia, gdzie zniknął ulubieniec domu; w końcu go znaleźli... razem z Angelą w stołówce, Lewis zdenerwowany stwierdził, że nigdy więcej nie powierzy Sebastianowi niczego tak ważnego jak Roscoe, po czym zabrał psa i odszedł wyraźnie urażony tym, jak mało uwagi Seb poświęcał jego ukochanemu zwierzakowi. Nie zamierzał długo się gniewać, chciał jedynie, żeby jego własny mąż trochę bardziej uważał na to, co robi. Myśl o stracie Roscoe przerażała go do tego stopnia, że specjalnie dla niego pewnego razu wybrał się do Magnusa po radę, jak chociaż trochę przedłużyć mu życie.
I kiedy tak patrzył na Fernando i Estebana, pomyślał, że może różnica wieku i poglądów wcale nie będzie taka zła. Przy Nando Esteban był bardzo spokojny, potrafił powiedzieć o wszystkim i być może właśnie to było powodem, dla którego młody Francuz zebrał się na odwagę i opowiedział im o czymś, czego się nie spodziewali.
– Dziękuję, że tu ze mną jesteście, że mnie wspieracie, pomimo tego, jaki wredny dla was byłem. Fernando... Przepraszam za to, co powiedziałem o tobie i Oscarze. Ja po prostu naprawdę go lubię i uważam, że zasługuje na miejsce w Formule 1, ale nie twoim kosztem. Przepraszam.
– Nie szkodzi, Esti, ja to rozumiem i niestety muszę przyznać ci rację. Wróciłem, bo to kochałem, bo to było moje uzależnienie, nie potrafiłem żyć bez ścigania się, bez tej znajomej rutyny, bez tego pośpiechu i dni wypełnionych zadaniami po brzegi. Tęskniłem za zapachem paliwa i dźwiękiem silnika. Wróciłem jak narkoman po kolejną porcję amfy. Ale Sebastian i Kimi mają rację, starzejemy się i nic na to nie poradzimy. Nie jestem Lewisem, nie jestem czarownikiem tylko Nocnym Łowcą, a oni też się starzeją. Może nieco wolniej niż zwykli Przyziemni, ale nadal. Powinienem wycofać się na dobre. Masz rację, zajmuję miejsce, podczas gdy ktoś inny traci przez to być może szansę na spełnienie swojego największego marzenia. Dałeś mi do myślenia. Zabolało mnie to, nie powiem, ale zrozumiałem, że taka jest prawda. Muszę się wycofać.
– N-nie... – Zająknął się Esteban, ściskając Nando mocniej za rękę – Nie chciałem tego powiedzieć... Zdenerwowałeś mnie, ale nie o to chodzi... Wiesz? To nie tak, że ja nienawidzę osób LGBT. Wiem, że tak to wygląda i przykro mi z tego powodu. To nie jest wina żadnego z was, tylko mojej przeszłości...
– Twojej przeszłości? – Zapytał Fernando, nie bardzo rozumiejąc, do czego zmierza jego partner zespołowy. Esti potrząsnął głową, jakby chciał odpędzić jakąś natrętną myśl. Pośród panującej dookoła ciszy nocy w pełni jego głos brzmiał czysto i spokojnie, zupełnie, jakby miesiącami ćwiczył przed lustrem tą wypowiedź. Tylko on sam wiedział, że tak było w rzeczywistości, że wielokrotnie chował się w łazience, spoglądał na swoje odbicie w lustrze i przesuwając powoli palcami po swojej nagiej skórze, przypominał sobie wszystkie wydarzenia sprzed kilku lat. Był wtedy zaledwie dziewiętnastolatkiem z głową wypełnioną marzeniami i planami na przyszłość, z wyraźnie naznaczonym celem: tytuł mistrza świata. Oprócz tego marzył też o czymś jeszcze: o posiadaniu rodziny.
– Tak, mojej przeszłości. Tak naprawdę nie mam nic przeciwko LGBT... Ani nawet przeciwko Pierre'owi. Wiem, że nasze relacje są w fatalnym stanie i wiem, że muszę zrobić wszystko, aby je naprawić. Ale to on poznał mnie z Xavierem... Winiłem Pierre'a za wszystko, uważałem, że powinien lepiej dobierać sobie przyjaciół. Gasly zawsze był tym najbardziej lubiącym rozrywkę i ryzyko z nas wszystkich. Ja i Anthoine byliśmy tymi spokojniejszymi, często nazywano nas kujonami. To Pierre ciągle pakował się w jakieś kłopoty, z których musieliśmy go wyciągać, ale nie przeszkadzało nam to, poniekąd świetnie się bawiliśmy, kryjąc go i wymyślając najróżniejsze wymówki. Zdawało mi się, że więzi między nami nic nie będzie w stanie zniszczyć.
Esteban przerwał opowiadanie. Wstał z łóżka i podszedł do biurka po nową butelkę wody. Odkorkował ją i napił się. Ani Lewis, ani Fernando go nie poganiali. Cierpliwie czekali na to, co miał do powiedzenia. Nando jakimś szóstym zmysłem wyczuwał, że to będzie coś strasznego i niepokojącego. Zdążył już poznać Francuza na tyle dobrze, by wiedzieć, że Ocon nie nienawidzi ludzi tak po prostu, gdyż do kibiców zawsze odnosił się z szacunkiem, podobnie jak do większości innych osób. Jedynymi osobami, których zdawał się całkowicie nie tolerować, byli: Pierre, Carlos i Max. Dopiero teraz wyjaśniło się, dlaczego.
Esteban wrócił na miejsce obok Nando i kontynuował swoją opowieść.
– Lubiłem Pierre'a, traktowałem go jak swojego brata. Wiedziałem o świecie cieni, ale mu nie wierzyłem, kiedy mi o tym opowiadał. Gasly zawsze lubił prankować innych, robić im głupie żarty, wkręcać ich, z czego później sam bardzo się śmiał, dlatego kładłem to między bajki. Aż pewnego dnia Pierre przedstawił nam swojego pierwszego chłopaka. Udawaliśmy z Anthoine'em, że jesteśmy w szoku, chociaż nie byliśmy, bo spodziewaliśmy się tego. To była tylko kwestia czasu. Od początku coś mi się nie podobało w Xavierze. Źle mu patrzyło z oczu, a Pierre'a traktował jak swoją przepustkę do wielkiego świata. Za namową Pierre'a któregoś wieczoru całą czwórką poszliśmy na imprezę. Nie było z nami tylko Charlesa. Początkowo bawiliśmy się doskonale. Ale potem Pierre musiał wracać do siebie, zabierając przy okazji Anthoine'a, a ja zostałem na imprezie i, jak się okazało, został też Xavier. Sprawiał wrażenie miłego, podał mi drinka, poszliśmy do jednego z pokoi, rzekomo po to, żeby porozmawiać. Tylko że... tylko że jemu nigdy nie chodziło o rozmowę... – Esteban ściszał głos coraz bardziej, aż ostatnie słowo stało się ledwo słyszalne. Zsunął się z łóżka i usiadł na podłodze, kryjąc twarz w ramionach.
Wspomnienia wróciły.
I wróciło też uczucie poniżenia i upokorzenia, uczucie wstydu, które przez tak długi czas dzielnie zwalczał i zamykał w najdalszych zakamarkach pamięci. Znów znajdował się w tamtym pokoju, lekko pijany i całkowicie bezwładny, a jednocześnie boleśnie świadomy tego, co wokół niego się działo. Był taki bezbronny...! Znów było ciemno, a pomieszczenie pachniało dymem papierosowym. Zza ściany dochodziła głośna muzyka, słychać było pokrzykiwania i śmiechy innych młodych ludzi świętujących nadejście Nowego Roku. Pamiętał, jak został popchnięty na łóżko, jak chłodne dłonie Xaviera ściągnęły z niego spodnie... Pamiętał wszystko, a tak bardzo nie chciał tego pamiętać. Nie pamiętał za to, jak dostał się do pokoju w domu Pierre'a, u którego spędzali wolny czas, ale zakładał, że to Xavier w jakimś dziwnym odruchu litości zaprowadził go tam.
Trzęsąc się cały i czując ponownie obrzydzenie takie samo jak wtedy, próbował się uspokoić, lecz marnie mu to szło. Kiedy poczuł, że Fernando obejmuje go ramionami, tuli do siebie i głaszcze po plecach, całkowicie się rozkleił. Słone łzy zaczęły spływać po jego policzkach, gdy zdobył się na odwagę i podniósł wzrok na Fernando.
– On mnie zgwałcił – Wyszeptał, patrząc prosto w oczy Hiszpana. – Nie mogłem nawet zaprotestować... Przepraszam... Przepraszam, że jestem i zawsze byłem taki słaby i beznadziejny... Niby jestem facetem, a nie umiałem się nawet obronić...
– Zabiję skurwiela – Obiecał z pełną lodowatego spokoju pewnością Fernando. – To nie twoja wina, słyszysz? Nie zrobiłeś nic złego. Nie jesteś słaby. Jesteś bardzo silny, skoro nam to powiedziałeś. Domyślam się, że to wymagało od ciebie wiele odwagi i jestem z ciebie dumny.
– Teraz to wiem – Odpowiedział już pewniejszym głosem, ocierając dłońmi słone krople, z których kilka przypadkowo połknął. – Ale nadal jest mi wstyd... Gdybym komukolwiek o tym powiedział, straciłbym jeszcze więcej. Zerwałem kontakt z Pierre'em bez uprzedzenia, winiłem go za to, że wybrał właśnie Xaviera na swojego chłopaka i uważałem, że to wszystko przez niego. Wiem, myliłem się, ale kiedy to zrozumiałem, było już za późno, Pierre zdążył odciąć się ode mnie całkowicie, a ja spędzałem długie bezsenne noce na wyobrażaniu sobie tego, co Xavier mógł mu powiedzieć na mój temat.
– Jesteś bardzo dzielny, Esteban. Jestem z ciebie dumny – Zapewniał go Fernando, w głowie już układając plan dorwania Xaviera. Już dawno nie czuł takiej furii, już dawno tak bardzo nie pragnął, by ktoś inny cierpiał, lecz tym razem chciał, żeby Xavier zrozumiał to, co zrobił, pragnął, aby ten skurwiel poczuł to samo co Esti, chciał mu sprawić ten sam ból, jakiego on był powodem u Estebana.
– Jest coś, czego nikomu nie mówiłem, ale ponieważ ty mi zaufałeś, mówiąc o tym, przez co przeszedłeś, więc teraz moja kolej. – Powiedział Lewis, w myślach szybko rozważając to, czy dobrym pomysłem będzie opowiedzenie w zamian swojego najbardziej skrywanego sekretu.
Esteban uśmiechnął się nieco wymuszonym uśmiechem, po czym sięgnął po szklankę z sokiem. Zrobił to nie dlatego, że chciało mu się pić, ale bardziej dlatego, że chciał czymś zająć ręce. Lewis przyjął jego uśmiech jako pozytywny sygnał i zaczął swoją opowieść.
– Zapewne pamiętasz moją walkę z Nico Rosbergiem?
– Oczywiście, trudno zapomnieć. Wywołaliście swoją rywalizacją niekończące się rozmowy. Zdaje się, że chyba nie bardzo się lubiliście?
– No właśnie w tym rzecz... Dzisiaj ze sobą nie rozmawiamy, a Nico nie przepuści żadnej okazji, żeby wbić mi szpilę albo mnie obrazić. Nie potrafię już nawet na niego spojrzeć normalnie, to za bardzo boli, ale nie zawsze tak było. Kiedyś, teraz mam wrażenie, jakby to było bardzo dawno a może nawet w innym świecie, byliśmy przyjaciółmi i to naprawdę bliskimi. Nasze relacje wcale nie pogorszyły się przez Formułę 1.
– Nie? To przez co w takim razie?
– Powiedziałem mu o czymś, czego nigdy nie chciał usłyszeć, a ja nie zdawałem sobie z tego sprawy. Długo próbowałem go przekonać, lecz nie potrafiłem.
– No dobra, ale co mu powiedziałeś? Co jest takiego strasznego, co mogłoby zakończyć tak wielką przyjaźń w przeciągu zaledwie chwili?
Lewis popatrzył na niego przeciągle, pozwalając na to, aby w głowie Francuza uformowały się jakieś teorie, był ich nawet trochę ciekaw, lecz pamiętał, że Esteban jest osobą bardzo zamkniętą w sobie i niechętnie rozmawia o tym, co czuje, co myśli i co widzi. Dawał mu czas na zastanowienie. Bawił się w tym czasie swoim pierścionkiem. Bransoletkę z tej samej kolekcji wręczył Maxowi, żeby przypominała mu o tym, że poza torem nie są wrogami i opinia ich bliskich oraz walka o mistrzostwo nie powinna nic zmienić między nimi. Może się nie przyjaźnili, ale za to na pewno szanowali siebie wzajemnie i Lewis miał nadzieję, że ich kibice to zauważą i również będą siebie wzajemnie szanować.
– Nadal nie rozumiem – Poskarżył się Esteban, gdy zaczęło mu się wydawać, że ta cisza pomiędzy nimi trwa już zbyt długo.
– Powiedziałem mu, że coś do niego czuję. Wkurzył się. Wyrzucił mnie ze swojego pokoju, mimo że do tamtej pory często dzieliliśmy razem jeden apartament, tamtego wieczoru spałem u Sebastiana, który mnie pocieszał. Nico okazał się homofobem, nienawidził gejów, lesbijek, nazywał nas chorymi psychicznie, uważał, że należy nas pozamykać w szpitalach z oknami bez klamek. A ja żałowałem, że się odezwałem. Jednego dnia straciłem kogoś, kogo uważałem za miłość swojego życia i jednocześnie straciłem też najbliższego przyjaciela, a za to zyskałem największego wroga. Wiele razy słyszałem od niego, że jestem słaby, że nie zasługuję na miejsce w Formule 1, że „takie pedałki jak ty powinny zostać zamknięte, żeby nie zagrażać normalnym ludziom i nie sprowadzać ich na złą drogę". Często powtarzał, że on nie jest taki jak ja, nazywał samego siebie normalnym, a mnie wyzywał od ciot, beks, męskich dziwek... Nasłuchałem się tego po wsze czasy. Poniżał mnie za każdym razem, kiedy tylko złapał taką okazję, naśmiewał się ze mnie i próbował zmusić mnie do publicznego coming outu, ale ja nie byłem na to jeszcze gotowy. I gdyby nie Sebastian i Fernando, którego dawnej też nie lubiłem, to dziś być może i ja już bym nie żył.
– Co? Jak? Dlaczego?
– Chciałem się zabić. Czarownicy mogą umrzeć, jednym ze sposobów jest popełnienie samobójstwa. Myślałem, że nie wygrzebię się z tego dołka. Chciałem rzucić Formułę 1 w cholerę, wrócić do domu i tam w samotności zakopać się w pościel na moim łóżku i nigdy więcej już z niego nie wstawać. Fernando dostrzegł, że coś jest nie tak. Razem z Sebastianem odwiedzili mnie w moim własnym domu w chwili, kiedy pisałem list pożegnalny. Zaopiekowali się mną. Coraz więcej czasu spędzałem z Sebastianem. Wtedy zacząłem dostrzegać, jak bardzo atrakcyjnym mężczyzną jest Seb. A resztę historii pewnie znasz...
– Tak, znam – Odpowiedział Esteban i zamyślił się.
Wstał i wyszedł na balkon, rozglądając się niewiele widzącym wzrokiem po okolicy. Był w szoku. Nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Oparł się o metalową balustradę i rozmyślał. Lewis podszedł do niego i delikatnie, żeby go nie wystraszyć, położył dłoń na jego plecach.
– Nie martw się tym, co dzieje się między tobą i Fernando, wszystko się ułoży.
– C-co? O... O czym ty mówisz? – Zaniepokoił się Esteban.
– Widzę, jak na siebie patrzycie, widzę, jak Nando się o ciebie troszczy i wiem, że zrobiłby wszystko, żeby cię ochronić. Jest twardzielem, ale ma dość romantyczną duszę. On też kiedyś został zraniony, tak samo jak ty i jak ja. Każdy z nas na inny sposób, ale...
Nie dokończył swojej wypowiedzi. Ciemne chmury, które od rana gromadziły się nad okolicą, teraz wreszcie otworzyły swoje upusty i z nieba lunął deszcz. Obaj natychmiast umknęli z powrotem do pokoju, zamykając dokładnie przeszklone drzwi balkonowe. Ta ulewa była tylko kwestią czasu i mogli jedynie się cieszyć, że nie wydarzyło się to podczas wyścigu.
– Wracając do tematu – Zaczął szeptem już w środku Lewis, zanim usiadł z powrotem na kanapie – Spędź z nim trochę czasu, porozmawiaj z nim szczerze, postaraj się go lepiej poznać. To naprawdę miły gość, nie będziesz zawiedziony. Albo zabierz go na randkę.
Lewisowi zdarzało się udzielać innym rad, których oni w rzeczywistości nie potrzebowali, ale Esteban musiał przyznać, że szanował go i nie potrafił mu odmówić pewnej dozy racji. Przez dłuższą chwilę przebywali w milczeniu, słuchając kropli deszczu uderzających z pluskiem o wszystko na zewnątrz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top