*11*
"There is only one happiness in this life: to love and to be loved"
~George Sand
* * *
– Najpierw zamieniasz mnie w geja, a teraz próbujesz zrobić ze mnie świra? Nie, Fernando, ja w to nie wchodzę. Znajdź sobie innego frajera.
Esteban nie dbał o to, że tymi słowami może zranić osobę, na której jeszcze przed godziną tak bardzo mu zależało. Czuł się oszukany i wykorzystany, jakby był zabawką pozbawioną uczuć i nierozumiejącą, co się wokół niej dzieje.
– Esti...
– Nie. Daj mi spokój. Myślałem, że jesteś inny. Wiesz co? Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj. Nie chcę cię znać.
– Esti, proszę...
– Nie. Ty i Lewis jesteście siebie warci, obaj tak samo pokręceni. Ja stąd idę.
Jak powiedział, tak zrobił. Wyszedł z budynku, prawie trzaskając drzwiami. Nie przyjmował do wiadomości tego, co właśnie mu powiedziano. Carlos i Pierre nocnymi łowcami, którzy na co dzień polują na demony, a w wolnym czasie ścigają się w Formule 1? Nie, to niemożliwe. Na pewno próbują sobie z niego zażartować. I to w bardzo głupi sposób. Przypomniał sobie, że razem z Fernando oglądali „Shadowhunters". To na pewno stąd wziął się pomysł Hiszpana. Francuz nie wierzył w ani jedno słowo wypowiedziane przez Fernando.
Wziął głęboki oddech, rozejrzał się po okolicy i ruszył w drogę powrotną do hotelu.
Tymczasem Fernando, który wciąż pozostawał w Instytucie, dokąd przyprowadził Estebana, żeby mu pokazać, że to wszystko istnieje naprawdę, że istnieją Nocni Łowcy, anioły, demony, czarownicy i inne magiczne istoty, sięgnął po telefon i wybrał numer Lewisa. Brytyjski mistrz odebrał prawie od razu. Wierzył, że jeśli pokaże to wszystko chłopakowi, ten mu uwierzy i zaufa. Był gotów na bardzo wiele dla tego francuskiego przystojniaka.
– Hej Nando. Co tam? Wyjaśniłeś już wszystko Estebanowi?
– Hej Lewis. No właśnie... eeee... Bo z tym będzie problem.
– Tak? Jaki?
– Esteban mi w ogóle nie wierzy, uważa, że próbuję zrobić z niego świra, tak się wyraził.
– A zaprowadziłeś go do Instytutu?
– Właśnie w tym rzecz, chciałem mu pokazać wszystko, ale on nawet nie chciał wejść do środka. Generalnie wszystko poszło źle. Weszliśmy tylko do przedsionka, który dla przyziemnych wygląda jak zwykłe przejście do zwyczajnego, starego bloku, pewnie dlatego mi nie uwierzył.
– Ok, nie martw się, zaraz tam będę, porozmawiamy.
– Dziękuję.
– Drobiazg. Jesteście miłą odmianą od kłótni pomiędzy moimi podwładnymi.
– No tak, zapomniałem, że zostałeś głównym magiem. Tak, czy inaczej, dzięki.
– Spoko.
Rzeczywiście zaledwie kilkadziesiąt sekund później, najwyżej minutę, tuż po jego prawej stronie niemal znikąd zmaterializował się nie kto inny jak Lewis Hamilton. Jak zwykle miał na sobie coś ze swojej wymyślnej kolekcji ubrań, którą współtworzył razem z Magnusem Bane. Czarna, nieco zbyt luźna bluza z kapturem, na przedzie miała wyszywane czerwone i fioletowe róże, a szwy na rękawach były koloru złotego. Prawa nogawka spodni była koloru ciemnofioletowego w jaśniejsze paski, podczas gdy lewa była całkowicie czarna. Spodnie również były dość luźne, lecz wydawały się idealnie pasować do osobowości Lewisa. Nando tylko pokręcił głową na ten widok. On sam preferował bardziej stonowane i mniej krzykliwe ubrania.
– Och, ładnie mnie witasz, drogi Nando. Widzę, że ci się nie podoba moja nowa kolekcja.
– Eeeeee... – Wybąkał tylko Fernando, nie chcąc wyrazić kłamstwa, które cisnęło mu się na usta.
– W porządku, jeszcze nie dopracowałem tej części. W sumie przyda mi się obiektywna opinia. Co o tym myślisz? Co byś zmienił?
– Bluza jest super, ale te spodnie? Wybacz szczerość, ale one całkiem tu nie pasują. Poza tym... Wciąż jesteś szczupły, masz dobrą figurę, po co to ukrywać pod tak szerokimi ubraniami?
– O, prawda, prawda. Zmienię to.
Lewis pstryknął palcami, a bluza natychmiast nieco się zmniejszyła, by idealnie układać się na szczupłej i umięśnionej sylwetce mistrza. Spodnie zamieniły się w zwyczajne, czarne dresy z fioletowym i żółtym paskiem po obu bokach.
– Ha, teraz lepiej, prawda?
– Tak, tak, lepiej. – Odpowiedział z roztargnieniem Fernando. Lubił Lewisa, ale ten czasem działał mu na nerwy. Zastanawiał się, czy poproszenie go o pomoc w ogóle było dobrym pomysłem. Może powinien był poradzić się Sebastiana? Problem polegał na tym, że Lewis znacznie lepiej znał świat cieni, którego obaj byli częścią, Seb zaś dostąpił zaszczytu poznania tego świata dzięki uczuciu, jakie połączyło go z Lewisem Hamiltonem, czarownikiem, który piętnaście lat wcześniej zapragnął zapoznać się lepiej z życiem Przyziemnych, o którym tak często opowiadali niektórzy z jego znajomych. Jako czarownik mógł tak wszystko poukładać, aby nie kolidowało z jego innymi planami i zadaniami. Jak na czarownika był jeszcze bardzo młody, miał zaledwie 98 lat, chociaż jego wygląd zewnętrzny pozwalał myśleć, że jest zwyczajnym człowiekiem, który dopiero co przekroczył trzydziestkę.
– Oj Nando, Nando... Nie obrażaj się. – Położył mu na ramieniu swoją dłoń, chcąc go trochę uspokoić. – Wiem, po co tu jestem. Mam ci pomóc z twoim Przyziemnym. Masz szczęście, że mam w tym pewne doświadczenie.
Lewis mrugnął do niego okiem, a ten nieznacznie się uśmiechnął. Wiedział, do czego pije Brytyjczyk, który sam od wielu lat był zakochany w Przyziemnym i dopiero ostatnio jego długie rozmowy z Magnusem i czasem z Alexandrem pozwoliły mu na przemyślenie wszystkiego i wykonanie pierwszego kroku, którego tak bardzo się obawiał. Przecież nie chciał stracić Sebastiana, którego przyjaźń i szczere opinie cenił sobie ponad wszystko. Przypomniał sobie swoją pogawędkę z Magnusem przy szklaneczce czegoś mocniejszego.
– Jeśli tak bardzo go kochasz, to czemu mu tego nie powiesz?
– Zrobiłbym to, ale się boję.
– Czego? Przecież znacie się od dawna, z tego, co wiem, przyjaźnicie się.
– Tak i właśnie tego się obawiam: że jeśli mu powiem, to go stracę.
– Więc wolisz przyglądać mu się z daleka i patrzyć, jak jego czas ucieka, kończy się, podczas gdy twoje serce pęka z tęsknoty za nim? Wolisz stać z boku? Nie będziesz żałował, że nie spróbowałeś? A co, jeśli on odwzajemnia twoje uczucia?
– A jeśli nie?
– Nie dowiesz się, jeśli nie spróbujesz. Lewis, przecież ja widzę, jak bardzo cierpisz. Powiedz mu to, uwierz mi, poczujesz się lepiej. Gdybym ja nie walczył o Aleca, dziś pewnie cierpiałbym tak samo jak ty albo bym oszalał, a tak mam za męża najwspanialszego mężczyznę, jakiego tylko można sobie wyobrazić.
– Tak, ale ty i Alec to co innego, wy jesteście dla siebie stworzeni.
– O, a ty i Sebastian to niby nie?
– Nie. Ty i Alec pochodzicie z tego samego świata, tymczasem Seb to Przyziemny! On nigdy nie będzie należał do naszego świata, nigdy nie będzie tu pasował, nigdy nie będzie jednym z nas. Poza tym... Nie zaakceptują nas. A ja bardzo lubię swoją rolę, nie chcę, by mi ją odebrano.
– A więc przyznajesz, że lubisz być odpowiedzialny za Formułę 1? Jesteś w końcu ich naczelnym czarownikiem.
– Bardzo to lubię, świetnie się w tym odnajduję, a wyścigi to coś wspaniałego. Powinieneś sam spróbować.
– Jaaaaasneeee. Bo podczas takiego wyścigu wcale nie ryzykuje się życiem.
– Przecież my jesteśmy nieśmiertelni.
– O mój drogi Lewisie, jak dużo masz jeszcze do nauki! Jesteśmy nieśmiertelni. Teoretycznie i z przyczyn naturalnych, bo nasze ciała się nie starzeją w tak szybkim tempie, jak ciała Przyziemnych lub nocnych łowców. Jednak wciąż możemy zginąć na przykład w wypadku na torze podczas wyścigu. Przecież pamiętasz historię Anthoine.
– Tak, pamiętam.
Tej historii nie dało się zapomnieć. Antoine Hubert był szkolony wraz z Pierre'em Gaslym i Carlosem Sainzem na nowego Nocnego Łowcę. Anthoine i Pierre byli niemal nierozłączni od samego początku. Pierre był parabatai Anthoine'a. To dlatego jego śmierć tak bardzo nim wstrząsnęła i go zmieniła. Obaj byli bardzo dobrze zapowiadającymi się młodymi talentami, którzy dla niepoznaki ukrywali się pod postaciami kierowców wyścigowych. Zadaniem Fernando była opieka nad nimi, szkolenie ich i przekazywanie im wszelkiej wiedzy, która mogła im się przydać w przyszłości. Anthoine nie był czarownikiem, nie miał w sobie krwi demona, był tylko Nocnym Łowcą. A oni są śmiertelni. Lewisowi wydawało się, że czarowników to nie dotyczy. Powiedział na głos to, o czym myślał.
– Chyba masz rację, może taki wypadek by mnie nie zabił, a runa uzdrawiająca mogłaby mnie natychmiast uleczyć, ale co pomyśleliby o tym ludzie?
– To samo, co pomyśleli po kraksie Romaina. – Hamilton wzruszył ramionami, bezwstydnie i bez pytania sięgając po leżącą na biurku przed nimi niezbyt grubą, ale wyraźnie starą i często używaną księgę, która kiedyś na pewno była biała, lecz teraz jej stronice pożółkły, a okładka zmieniła kolor na szarawy.
– No tak. Każdy normalny człowiek by zginął, ale Romain nie jest taki zwyczajny. W sumie dobrze, że się stało to, co się stało, bo dzięki temu mogliśmy sprawdzić reakcje ludzi.
– A czy to prawda, że Romain został oddelegowany do innej serii?
– Tak, tak, przeszedł do Indycar po tym, jak ich czarownik całkowicie się stoczył i przestał wykonywać swoje obowiązki.
– Lewis, wiesz, że cię lubię, ale czy mógłbyś łaskawie nie dotykać moich prywatnych i bardzo ważnych rzeczy?
– Ojej. Przepraszam. Coś ty taki drażliwy?
– Nie jestem drażliwy, tylko akurat ta księga ma prywatnie bardzo duże znaczenie dla mnie i wolałbym, żebyś akurat jej nie dotykał.
– Dobrze, już nie będę. A co w niej takiego jest? – Lewis z niechęcią, ale posłusznie odłożył księgę na jej miejsce, chociaż kusiło go, żeby zajrzeć do środka.
– To... To mój pamiętnik... – Wyznał lekko zawstydzony Magnus. – Zapisuję tam wszystko, co jest dla mnie ważne na wypadek, gdybym kiedyś stracił wspomnienia. Poza tym chcę pamiętać te dobre chwile, chcę je uwiecznić i zatrzymać na zawsze. Mój czas z Alec'iem jest bardzo krótki i pewnego dnia się skończy. Liczę, że wtedy wrócę do tych wspomnień i będę wiedział, że przeżyliśmy razem coś wspaniałego.
– O, widzisz, i tu masz kolejny powód, dla którego nie chcę nic mówić Sebastianowi. Jego czas też jest ograniczony. Pewnego dnia on się zestarzeje i umrze, a mi pęknie serce. Nie chcę tego, nie chcę patrzyć, jak ktoś, kogo kocham, umiera, podczas gdy ja muszę zostać i nauczyć się żyć bez niego. Nie potrafię podchodzić do tego tak samo spokojnie jak ty.
– Uwierz mi, na początku ja także nie potrafiłem. Cierpiałem z powodu tego, jak krótki jest mój czas z Aleciem. Ale potem wiele się wydarzyło i zrozumiałem, że musimy cieszyć się tym, co mamy, że przecież jesteśmy szczęściarzami, a to, co dostaliśmy, jest niezwykłe i warte każdego poświęcenia i każdego cierpienia.
– Nie rozumiem.
– Kiedyś zrozumiesz – Odparł Magnus, dopijając swojego drinka. – Powiedz mu. Nie musisz od razu mówić o tym, kim jesteś. Zaczekaj z tym, aż wasza relacja się wzmocni, a jednocześnie stopniowo podsuwaj mu kolejne wskazówki.
– A jeśli będzie myślał, że go oszukałem i okłamałem, nie mówiąc mu od razu o tym, kim jestem?
– Jeśli ma dość oleju w głowie, zrozumie, że nie mogłeś postąpić inaczej, jeśli nie chciałeś go wystraszyć i do siebie zniechęcić. Jeśli będziesz z nim w pełni szczery, to nic nie powinno pójść źle.
I tak się stało.
Lewis zaczął walczyć o Sebastiana, flirtował z nim, zapraszał go na randki, chociaż nie nazywał tego randkami, starał się spędzać z nim jak najwięcej czasu i w końcu udało mu się zdobyć serce Niemca. A kiedy opowiedział mu swoją historię, Seb miał mnóstwo pytań i chciał wszystko wiedzieć od razu, był bardzo ciekawski, a nowy świat, jaki nagle stanął przed nim otworem, wabił go i nęcił tak bardzo, że nie potrafił opanować swojej ekscytacji, gdy Lewis pierwszy raz zabrał go do Instytutu. Obaj z Fernando wiedzieli, że z Estebanem będzie inaczej. Młody Francuz sprzeciwiał się wszystkiemu, co choćby troszeczkę wydawało mu się nienaturalne. Nie wierzył w duchy ani w magię czy demony. W anioły też nie. Wierzył za to w naukę. Starał się na wszystko znaleźć logiczne wytłumaczenie. Był całkowitym przeciwieństwem Sebastiana.
– Och, czemu ja nie mogłem wybrać sobie kogoś z bardziej otwartym umysłem? – Westchnął żałośnie Nando, wyrywając Lewisa z przyjemnego zanurzenia w falach wspomnień.
– Przecież o to chodziło w naszym zakładzie i coś czuję, że go przegrywasz.
– Zdaje mi się, że już przegrałem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top