Rozdział 24

Biegłam przed siebie aż w końcu bez silna opadłam na leśną ściółkę, schowałam twarz w dłoniach i dalej płakałam, chciałam porozmawiać z Katrin ale nie wiedziałam jak miałam wezwać ją trzymając różdżkę w reku, ale ja byłam w samym środku lasu i nie miałam jej przy sobie, oparłam się o drzewo i zamknęłam oczy. Rozmyślałam co mam dalej robić z rozmyślań wyrwał mnie męski głos, nie znałam tego glosy ale wystarczyło ze go usłyszałam, a dreszcz rozkoszy przeszedł przez cale moje ciało. Nie zareagowałam dopiero gdy drugi raz usłyszałam ten głos, otworzyłam nie chętnie oczy. To był błąd, gdy zobaczyłam stojącego przede mną chłopaka, odebrało mi mowę, zaschło w ustach, a ciarki nie przestawały biegać po mym ciele, był wysoki, przystojny, szczupły, o brązowych włosach w nieładzie, a jego oczy były duże i błękitne bardziej od nieba i morza. W oczach miał te same chochliki co Katrin.

- hej czemu siedzisz tu sama zapłakana, ktoś zrobił ci krzywdę? Ej mowie do ciebie, twoja siostra jest bardziej rozgarnięta

- Co? Ty znasz moją siostrę?

- tak to moja była - zaśmiał się - długo kazałaś na siebie czekać, Gilbertowie cie więzili czy co?

- Ale... skąd ty...

- dobra, dobra to od początku. Hej jestem Damon Salvatore i mieszkam nie daleko ciebie, ty to pewnie Elena Gilbert co?

- nie wiem do tej pory myślałam że jestem Iga Larsson, dopiero wczoraj wieczorem poznałam prawdę i siostrę bliźniaczkę

- to gdzie ty byłaś przez te lata?

- w Polsce, niby z rodzicami i bratem 

- no nieźle, a Kati cie szukała wszędzie, aż znalazła proszę jakie to piękne

- ty zawsze też taki sarkastyczny hm...

- zdarza się - usiadł obok mnie i wpatrywał się w niebo, nagle zapytał - a ty nie boisz się tak sama po lesie biegać

- a co może mi się stać w lesie? Jedynie nogę mogę skręcić albo mi kleszcz wejdzie 

- ha ha ha ha zabawna jesteś, to ty nie wiesz że w lasach są inne gorsze istoty od kleszczy?

- no niby jakie? No może zapomniałam dodać o żmijach, one faktycznie są niebezpieczne 

- żmije, dobre sobie

- o co ci chodzi?

-  mi? no wiesz,  nie wiem 

- coo?

- to siostrzyczka ci nie powiedziała, kim a raczej czym jest?

- przecież podobno umarła

- co? nie, a jednak jest bo sama z nią gadałaś i ją widziałaś

- jak to możliwe?

- prawda? Nie wiem jak i nie wiem kim czy czym jest ale wiem kim ty jesteś - chłopak otworzył szeroko oczy, a uśmieszek zszedł mu z ust

- skąd wiesz?  ona ci powiedziała? - zapytał lodowatym głosem

- nie, nic mi o tobie nie mówiła, wiem tyle ze jesteś ironicznym dupkiem, nie wiem skąd się wziąłeś, ale możesz spadać na drzewo i nie strasz mnie bo już nigdy nie wejdę do lasu - popatrzył na mnie przez chwile po czym wstał odwrócił się i zaczął iść w głąb lasu po chwili odwrócił się na pięcie i cicho wyszeptał

- lepiej dla ciebie jak nie będziesz łazić po lesie - po czym odszedł, byłam zszokowana 

Kto to u licha jest? Wstałam i wybiegłam z lasu bo po tym co on powiedział zrobiło mi się zimno i naprawdę się przestraszyłam, gdy doszłam do domu już zmierzchało, weszłam na ganek. Już miałam otwierać drzwi, gdy usłyszałam za sobą jakiś szelest, weszłam szybko do domu i zamknęłam drzwi na klucz, a serce waliło mi jak oszalałe. Pewnie ten dupek mnie śledził i chciał jeszcze bardziej nastraszyć.

- Iga, Elena - usłyszałam łamiący się głos Violetty

 O boże, a jak on tu był i komuś coś zrobił? Pobiegłam do salonu, stanęłam jak wryta. Na kanapie siedzieli wszyscy domownicy, a obok na dywaniku siedziała uśmiechnięta Katrin, na mój widok poderwała się na nogi i mnie przytuliła.

- hej siostrzyczko, dowiedziałam się że nikt ci nie uwierzył, więc postanowiłam ci pomóc i ich przekonać i się udało, czy to nie wspaniale? - odsunęłam się od niej i zapytałam

- czym jesteś Katrino? I czym jest twój były chłopak Damon Salvatore? 

- SKĄD go... Skąd go znasz? - wysyczała

- przyszedł do mnie, gdy byłam w lesie i twierdził że w lesie są niebezpieczne istoty i lepiej żebym nie chodziła po lesie, a może miał na myśli was, może to wy jesteście tymi istotami

- zamknij się, nie masz o niczym pojęcia, dojdę prawdy, w końcu jestem potężną czarownicom, córkom Katij

- a ja jestem wampirzycą i mogę zaraz sprawić że umrzesz 

- dziewczynki przestańcie, co wy opowiadacie? jakim wampirem?

- córeczko? nie mów tak do mnie? nie jesteś moją matką, ty ojcem, a ty bratem, jej też nie 

- uspokój się, jak możesz? Oni cie wychowali i kochali najmocniej jak umieli, byłaś ich skarbem i dam się założyć że nadal tak jest

- i co z tego, ja ich nie kocham byli i są dla mnie nikim, tak samo jak ty

- coo? Tak kochana siostro, nienawidzę cię i pamiętaj przyjdzie dzień w którym zabije każdego kogo kochasz, a potem załatwię ciebie, mama umarła przez ciebie, wykończyłaś ją bo byłaś potężniejszą czarownica od niej, twoja magia ja zabiła, ale ja nie dam za wygraną i cie zabije, wtedy będzie dopiero sprawiedliwie, a teraz życzę dobrej nocy- zaśmiała się szyderczo i znikła, przez chwile panowała głucha cisza, po której wszyscy wybuchnęliśmy płaczem. Przytuliłam się do nich.

- nie martwcie się, nie pozwolę was skrzywdzić. Po 3 godzinach, poszłam w końcu do swojego pokoju postanowiłam ze będę sukom i ja pierwsza załatwię ją, podeszłam do okna i zrobiło mi się zimno. Skrajem lasu szedł Cedrik. Nie nie nie mam już omamy. Położyłam się, różdżkę trzymałam w ręku przy sobie, odmówiłam pacierz za Cedrika i mamę po czym poszłam spać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top