~39: Nie wódź mnie na pokuszenie~

Nie wyrażał już ani trochę więcej sprzeciwu, gdy Vasillas zabrał go do siebie. Przestał nawet udawać, że jest na niego obrażony, wyzbył się urazy o niesienie go jak worek ziemniaków. Nie zapomni o tym upokorzeniu, ale postanowił nie gniewać się za bardzo, bo nie widział sensu w ciągnięciu tego w nieskończoność. Wciąż był odrobinę oburzony takim traktowaniem, ale nie zamierzał wyjść na obrażone dziecko, więc wolał choć raz odpuścić. W końcu sam też trochę (a nawet więcej niż trochę) zawinił. Przecież to jego decyzje doprowadziły do tych zdarzeń. Dlatego nie widział sensu w dalszym roztrząsaniu tego. Skoro Charles był w stanie wybaczyć mu jego zachowanie i odrzucić to w zapomnienie, on też mógł to zrobić.

Jednak w trakcie drogi do mieszkania policjanta w jego głowie pojawił się cień wątpliwości. Przez umysł przemknęła nagle obawa, którą od razu starał się zabić, zdusić w zarodku. Trzeba było to stłamsić, zanim zmieni się w panikę albo pojawi się więcej zupełnie niepotrzebnych i do tego okropnie pesymistycznych scenariuszy.

Nie mógł ciągle myśleć o tym, że niemożliwością było go kochać, że był kompletnie bezwartościowy i nie zasługiwał na czyjąś miłość. Nie mógł powtarzać sobie, że tym związkiem popsuje jedynie życie Charlesowi. Nie mógł nadal podejrzewać, że ten chciał go tylko wykorzystać. Czas w końcu wziąć się w garść, o ile kiedykolwiek mu się to uda...

Zdecydowanie już za długo bał się swoich własnych uczuć i trzymał go na dystans, snując swoje bezpodstawne podejrzenia i mało optymistyczne wizje. Zbyt dużo czasu starał się być z dala od niego, próbując go chronić, choć tak bardzo chciał zostać otoczony jego ramionami, poczuć bijące od niego ciepło i zasnąć u jego boku. Nie był nawet w stanie zaprzeczyć, że pragnął jedynie mieć go jak najbliżej siebie i oznajmić całemu światu, że jest z nim w związku. Wciąż trochę się obawiał i ten niepokój zalegał na dnie jego serca, nie dając normalnie funkcjonować. Martwiło go wszystko – sprawa z Riverą; tak spokojna reakcja Blacka na ich związek; sama ich relacja, którą on bał się popsuć. Było tego oczywiście o wiele więcej, ale w tym momencie to wzbudzało największy niepokój. Nie mógł jednak dać temu wszystkiemu wygrać. Nie było opcji, żeby strach pokonał go po raz kolejny.

Nie chciał unikać Charlesa, wystawiać jego cierpliwość na kolejną próbę i udawać, że jest mu on obojętny. Naprawdę tego nie chciał, ale czasem myślał, że może tak byłoby lepiej.

Prawda była jednak taka, że strasznie cierpiał przez ostatnie dni, gdy starał się go unikać i znów trzymać na dystans. Nie potrafił być z dala od niego na dłużej i bardzo go potrzebował.

Dlatego teraz ślepo mu zaufał i starał się nie myśleć o niczym nieprzyjemnym. Wszystkie te obawy i lęki spychał w bezdenną otchłań z prośbą, aby już więcej nie wracały i po prostu zostawiły go w spokoju. Ciągła podejrzliwość i strach do niczego go nie doprowadzą.

– Jesteś głodny? – zapytał Charles zaraz po tym, jak weszli do jego mieszkania. Klucze od samochodu odłożył na półścianek.

– Nie – odpowiedział mu Will bez większego namysłu. Być może przydałoby się, żeby coś zjadł, ale czuł, że nie da rady nic przełknąć. Jeszcze nie czuł głodu, choć od dobrych kilku godzin nie miał nic w ustach.

Vasillas popatrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się czy powinien jednak zrobić większą porcję. Podejrzewał, że jego chłopak w pracy nie miał zbyt wiele czasu na jedzenie.

– Możesz jeszcze zmienić zdanie. Ja idę zrobić jajecznicę, bo umieram z głodu.

– Pomóc ci? – zaproponował Will, gdy szli do kuchni.

Czuł się zaszczycony, skoro sam Cień oferował mu pomóc w robieniu jedzenia. Czym taki zwykły śmiertelnik, jak on zasłużył sobie na takie wyróżnienie otrzymane od Ósmego Cudu Świata? Czy powinien składać mu hołdy i okazać wdzięczność za tę propozycję?

– Wątpisz we mnie? – zapytał, zerkając na niego przez ramię. Nie mówił ani trochę poważnie, chciał się tylko z nim trochę podroczyć.

– Ani przez chwilę – oznajmił całkiem szczerze, wpatrując się w niego.

Potem między nich wkradła się cisza. Vasillas krzątał się po kuchni, przygotowując posiłek, a Will siedział na krześle przy stole. Obserwował go w milczeniu, jakby próbował zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Być może starał się nauczyć każdego ruchu Charlesa, wszystkich cech, które go wyróżniały oraz każdego detalu, który będzie mógł potem przywoływać w pamięci. A może po prostu chciał nacieszyć oczy widokiem swojego partnera. W jego przypadku nigdy nie można być pewnym, co siedziało mu w głowie. Szczególnie, gdy z powagą na twarzy wpatrywał się intensywnie w kogoś, śledził wzrokiem każdy ruch tej osoby jak drapieżnik.

W końcu ta cisza zaczęła go odrobinę irytować. Miał wrażenie, że zrobiło się nieco niezręcznie, ale bardzo możliwe, że tylko jemu to przeszkadzało, bo Charles uparcie milczał zajęty przygotowywaniem jajecznicy. On w tym czasie nie mógł usiedzieć spokojnie po tym wszystkim, co wcześniej zaszło między nimi. Gdzieś z tyłu głowy wciąż pozostały obawy, że glina jednak się na niego gniewa.

– Dlaczego zachowujesz się, jakby nic się nie wydarzyło? – Ciekawość i nieodparta potrzeba odezwania się, zapytania o to zwyciężyły w nim. Nie był w stanie dłużej wytrzymać i po prostu musiał się upewnić.

Policjant odwrócił się do niego i oparł się łokciami o blat wyspy kuchennej. Uśmiechnął się lekko, żeby nie dawać Willowi powodów do niepokoju. Ten chłopak już zdecydowanie i tak za bardzo się zamartwiał o wszystko.

– Bo nie umiem się na ciebie zbyt długo gniewać – powiedział, patrząc wprost na niego i w tej chwili Will stwierdził, że lepiej było milczeć niż mieć na sobie jego przeszywające spojrzenie. Znoszenie na sobie czyjegoś wzroku dłużej niż przez moment było nie do końca komfortowe, ale Vasillas nie zamierzał na razie przestawać.

– Nie boisz się, że przeze mnie coś ci się stanie? – zapytał, opuszczając głowę, aby wbić wzrok w swoje dłonie. Potrzebował poruszyć tę kwestię i poznać jego spojrzenie na to.

– Nie, ale ty ewidentnie martwisz się tym za nas obu.

Był wdzięczny, gdy w końcu Charles odwrócił się od niego. Wiedział, że to nie potrwa długo, ale może przez tą chwilę uda mu się zapanować nad sobą i przybrać maskę obojętności, za którą ukryje swoje prawdziwe emocje.

Obserwował jak policjant wykłada jajecznicę na talerz, a potem siada naprzeciwko niego. Z jakiegoś powodu przypomniał mu się dzień, w którym był po raz pierwszy w jego mieszkaniu i...

– Charles – zwrócił na siebie jego uwagę. Po raz kolejny mu przeszkadzał, ale to było silniejsze od niego. Musiał zapytać o coś jeszcze i miał nadzieję, że nie był za bardzo irytujący w tej chwili.

– Słucham? – Podniósł na niego wzrok i wyczekiwał na to, co chłopak chciał mu powiedzieć. Zwykle był dość oszczędny w słowach, a on lubił słuchać jego głosu, więc wszelkie wypowiedzi Willa były mile widziane.

– Pamiętasz ten dzień, gdy się upiłem i przyprowadziłeś mnie tutaj?

Vasillas wepchnął sobie porcję jedzenia do ust, gdy Will formułował pytanie i teraz nie mógł odpowiedzieć od razu. Moore przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze robił, ale naprawdę chciał się czegoś dowiedzieć, w końcu poznać całą prawdę na temat tej konkretnej nocy.

– Tak – potwierdził glina. Doskonale pamiętał tamten dzień. Uśmiechnął się na to wspomnienie. Tak bardzo cieszył się w tamtej chwili, że obiekt jego zainteresowania był na wyciągnięcie ręki.

– Pocałowałeś mnie wtedy?

Rozchylił wargi, zbyt zaskoczony, aby móc udzielić odpowiedzi w tym momencie. Sądził, że młodszy chłopak był zbyt pijany tamtej nocy, żeby pamiętać coś takiego. Minęło już tyle czasu, a on ani słowem nie wspomniał o tym, więc naprawdę podejrzewał, że Will nie miał świadomości, że to się stało. Nie podejrzewał, że zapyta o to tak nagle! Chyba wolał naiwnie wierzyć, że to wspomnienie było żywe tylko w jego własnym umyśle.

– Pamiętasz to? – wymamrotał. Część twarzy zakrył dłonią z zażenowania. Tamten pocałunek nie stawiał go w zbyt dobrym świetle. Musiał w oczach swojego chłopaka wyglądać jak desperat, który nie waha się przed wykorzystaniem sytuacji, gdy ktoś w jego obecności jest pod wpływem alkoholu.

– Inaczej bym nie pytał. – Nie spuszczał wzroku z policjanta, chcąc wyjaśnień. Oparł łokcie o stół, a brodę położył na dłoniach.

– Um. Dlaczego... dopiero teraz?

– Początkowo uważałem to za głupi wymysł człowieka, będącego pod wpływem alkoholu. Teraz sobie przypomniałem o tym.

Wciąż patrzył na policjanta, wyczekując jaśniejszej odpowiedzi. Już wiedział, że coś takiego rzeczywiście miało miejsce – reakcja Vasillasa na to wskazywała – ale chciał poznać resztę faktów. Co dokładnie wtedy zaszło między nimi?

– Tak – przyznał glina. Wyglądał na odrobinę speszonego. Kłaniajcie się narody! On jednak potrafił się choć trochę zawstydzić!

Will musiał przyznać, że to był bardzo satysfakcjonujący widok. Naprawdę. Był w stanie zrobić dużo, żeby tylko częściej widzieć go takiego – uciekającego wzrokiem, zmieszanego i nie wiedzącego co powiedzieć. Było w tym trochę uroku. Dodatkowo nie on jedyny z nich dwóch mógł być wpędzony w zawstydzenie i już o tym wiedział.

– Pocałowałem cię wtedy – kontynuował, ale jego głos był pozbawiony typowej dla niego pewności siebie. – Też nie byłem do końca trzeźwy i... nie mogłem się powstrzymać. Wiem, że nie powinien był tego robić. Egoistycznie wykorzystałem sytuację... i zachowałem się jak skończony kretyn.

– Nie mam ci tego za złe. Chciałem tylko wiedzieć.

– Nic więcej nie zaszło – dodał szybko. – Nie pozwoliłem sobie na nic poza tym. Przyniosłem ci koc i poszedłem do siebie, żeby... — zawahał się, ale chyba odrobinę za późno ugryzł się w język. Kontynuował, gdy zobaczył ciekawskie spojrzenie Willa, które zmusiło go do mówienia. – Żeby ogarnąć się i przestać myśleć o tym, jak bardzo chcę wrócić do ciebie, zaczął cię znów całować i spać razem z tobą – wyznał.

– Już nie musisz się powstrzymywać. – Obdarzył go nieśmiałym uśmiechem. – Jestem tu z tobą, ale najpierw zjedz.

– Chcesz trochę? – zapytał, grzebiąc widelcem w jajecznicy.

– Daj spróbować.

Gdy mu to proponował, sądził, że chłopak po raz kolejny mu odmówi i nawet nie zakładał innej opcji. Ale skoro jednak chciał, to on jako dobry partner musiał się podzielić. Nabrał trochę na widelec i podsunął go w stronę Willa, drugą dłoń trzymając zaraz pod widelcem, aby asekurować jedzenie.

Karmienie go było dość ciekawe. Rozpraszał go jedynie widok ust tego uparciucha. Musiał walczyć z pragnieniem pocałowania go, bo jedzenie było aktualnie wyżej na liście priorytetów. Żałował też, że na jego wargach nie obstała się żadna resztka jedzenia, którą on mógłby wytrzeć palcem albo najlepiej zlizać...

Niestety nie trwało to zbyt długo i nie zdążył się nacieszyć tym cudownym widokiem. Po dwóch porcyjkach Moore stwierdził, że już więcej nie chce.

– Więc idź na górę – zaproponował Vasillas. – Znajdź sobie jakieś ubrania i idź się myć.

Przez chwilę korciło go, żeby zaproponować mu wspólną kąpiel, ale uznał to za mało stosowne. Zdawał sobie sprawę, że Will wolał pokazywać jak najmniejszą część swojego ciała, a szczególnie zakrywał swoje ręce, więc odrzucił ten pomysł. Dodatkowo jego chłopak ewidentnie nie był fanem nadmiernego dotyku, więc lepiej było zamilknąć, zanim palnie przy nim coś głupiego. Nie musiał nawet pytać, bo od razu wiedział, że usłyszy odmowę, a nie chciał, aby jego partner poczuł się niekomfortowo.

– Możesz zająć górną łazienkę – dorzucił, gdy Moore już podnosił się z miejsca.

Zaskoczyło go to, że chłopak przed odejściem skradł mu jeszcze jeden krótki pocałunek. Nawet nie był w stanie tego odwzajemnić, a bardzo by chciał! Will zaledwie musnął jego usta w drażniącym pocałunku – zbyt krótkim, aby się nim nacieszyć, ale zarazem przyjemnym i powodującym potrzebę otrzymania kolejnych. Zdziwił się, bo ten złośnik raczej nie lubił wychodzić z inicjatywą. Czyżby zaczynał się przy nim czuć troszkę swobodniej?

Nie spieszył się z jedzeniem, wiedząc, że to mu nic nie da, bo i tak będzie musiał czekać aż jego chłopak skończy. Powoli i na spokojnie dojadł jajecznicę, a potem pozmywał naczynia. Zmywarka była na razie pusta, więc postanowił to zrobić ręcznie dla zabicia czasu. Przez chwilę siedział jeszcze z telefonem w ręku i sprawdzał nowości z ostatnich godzin. Mało go to interesowało, ale chciał czymś się zająć, żeby nie siedzieć bezczynnie. Dopiero potem zdecydował się wejść w końcu do swojej sypialni.

Zastał tam bardzo ciekawy i całkowicie przyjemny dla jego oczu widok. Otóż pewien uroczy diabełek leżał sobie właśnie na brzuchu w poprzek łóżka i to na dodatek w jego ubraniach. O dziwo tym razem nie opatulił się bluzą. Chyba uznał to za niepotrzebne, skoro Charles już widział blizny na jego rękach i kompletnie nie miał nic przeciwko nim. Zamiast bluzy założył na siebie jedynie czarną koszulkę i do tego szorty w tym samym kolorze. Nawet na noc nie zrezygnował ze swojego ulubionego, jakże optymistycznego koloru... A w dłoniach trzymał swoją komórkę i wystukiwał palcami coś na ekranie.

– Harper i Nathaniel są bardzo ciekawi czy obaj wciąż żyjemy – rzucił Will, nie odrywając wzrok od telefonu.

Vasillas podszedł do łóżka, żeby swój własny telefon odłożyć na szafkę nocną, a potem położył się przy Willu w podobnej pozycji jak on. Teraz miał widok na to, co robił jego chłopak – pisał właśnie z kimś, kogo numer miał zapisany jako ''Czarna''. Zastanawiało go, czy chodziło o Harper – zważywszy na żeńską formę – czy może jednak o Nathaniela – wtedy byłaby to prześmiewcza wersja jego nazwiska. Nie sądził jednak, aby Moore zapisał tak Blacka.

– Nie ufają mi – bardziej stwierdził niż zapytał. Był prawie pewien, że tak było i nie potrzebował potwierdzenia.

– Nie o to chodzi – powiedział stanowczo Will, wygaszając ekran, żeby następnie przenieść wzrok na Charlesa. Podparł brodę na dłoni. – Fakt, że ja jestem z kimś w związku jest dla nich fenomenem i chyba aż za bardzo ich to interesuje.

– Mnie to nie dziwi. Znają cię, przyjaźnicie się, więc wiedzą jaki masz stosunek do ludzi. Poza tym wszyscy dobrze wiemy, jaka jest sytuacja. Jestem z policji, więc w ich oczach zawsze będę zagrożeniem.

– Szefa chyba bardziej niepokoi to, co mogę powiedzieć i jak może to zostać wykorzystane.

– Mało mnie obchodzi, co jego niepokoi, bo prawie cała moje uwaga jest skupiona na tobie.

Uśmiechnął się do Willa, a on to odwzajemnił. Wciąż czymś niezwykłym było widzieć tego ponurego chłopaka z uśmiechem na ustach. Kolejną rzeczą, na jaką zwrócił uwagę było...

– Nie masz już soczewek.

To było oczywiste, że przecież nie będzie z nimi spał, ale teraz w końcu mógł popatrzeć w jego prawdziwe tęczówki, zobaczyć oczy, w których tak bardzo się zakochał.

– Zdjąłem je – potwierdził oczywistość, żeby nie pozostawić ciszy między nimi.

– To dobrze, bo kocham twoje oczy i chyba uzależniłem się od patrzenia w nie.

Mówił całkiem poważnie, co tylko bardziej rozśmieszyło Willa. Ten głupkowaty uśmieszek połączony z poważnym tonem wywołał u niego śmiech, którego nawet nie próbował ani nie chciał powstrzymywać.

– No co? – zapytał glina zaskoczony taką reakcją. Zaczynał podejrzewać, że Will mu nie wierzył albo myślał, że to tylko żart.

– Nic, Charles, nic. Uwielbiam twoją szczerość, wiesz?

– Bardzo mi miło, ale muszę cię na chwilę zostawić, żeby się umyć.

– Jasne. Może nie umrę z tęsknoty za tobą.

Chyba właśnie wrócił dawny Will, a wraz z nim kpina i sarkazm. Vasillas oczywiście nie narzekał, bo w gruncie rzeczy lubił w pewien sposób te jego wredne odzywki. W końcu to nimi był karmiony od początku ich znajomości. Uwielbiał ten jego charakterek, ciągłe stawianie na swoim. Bardzo cenił upór i nieuległość, które chłopak wykazywał. Chyba nawet za bardzo podobała mu się możliwość bycia zdominowanym przez Moore'a... Trzeba było na razie odrzucić te myśli.

– Mam nadzieję – stwierdził, podnosząc się z ociąganiem. – A jeśli coś się jednak stanie, może pocałunek prawdziwej miłości cię uratuje.

– Na pewno. A teraz idź już, mój książę. Im szybciej pójdziesz, tym szybciej wrócisz.

Nie sprzeciwiał się mu i pokornie udał się do łazienki. Will miał rację – im szybciej tam pójdzie i zrobi wszystko, co miał zrobić, tym prędzej do niego wróci. A on chciał szybko znaleźć się z powrotem w sypialni i znów położyć się obok swojego chłopaka. Dlatego posłuchał i ogarnął się możliwie w jak najkrótszym czasie.

Gdy wrócił, Will leżał prawie w tym samym miejscu, ale tym razem ułożył się na boku, podpierając głowę na zgiętym przedramieniu. Początkowo Charles myślał, że chłopak śpi, bo jego oczy uparcie pozostawały ukryte za powiekami, ale po chwili je otworzył i zatrzymał na nim wzrok.

– Obudziłem cię? – zapytał glina.

– Nie – odparł nieco zachrypniętym głosem. Odchrząknął. – Nie spałem.

– Czekałeś na mnie? – dopytał, zbliżając się do łóżka.

– Być może. – Uśmiechnął się figlarnie. – Może nawet tęskniłem...

Podczas gdy Vasillas wchodził na łóżko, aby ostatecznie znaleźć się nad Willem, z kolanami opartymi po obu stronach bioder chłopaka i dłońmi przy jego głowie, sam Moore obrócił się na plecy i oparł na łokciach, aby być bliżej niego.

Nie wódź mnie na pokuszenie – pomyślał wpatrzony w młodszego, który wciąż uśmiechał się do niego zadziornie. Jeśli dalej tak pójdzie, będzie musiał zejść do drugiej łazienki, żeby tam zamknąć się na jakiś czas i zająć się pewną częścią ciała, która mogła obudzić się przez Willa... – Co ty ze mną robisz, skarbie?

– Flirtujesz ze mną? – zapytał na głos.

– Ty zacząłeś.

– A ty kończysz?

– Zawsze.

Nie mogąc dłużej powstrzymywać się przed tym, pochylił się, aby w końcu poczuć usta Willa na swoich wargach. Przez ostatnie dni nie mógł sobie na to pozwalać, nie było mu nawet dane widywać chłopaka, więc teraz chciał to nadrobić.

– Jesteś okrutny – stwierdził pomiędzy pocałunkami. – Uzależniłem się od ciebie... a ty pojawiasz się i potem znikasz nagle.

Chciał go znów pocałować, ale Will go powstrzymał. Skoro już zaczął temat, chciał odpowiedzieć na jego oskarżenia i zażalenia.

– Jestem Cieniem – oznajmił z lekkim uśmieszkiem na twarzy.

– Wiem. – Złożył kolejny delikatny pocałunek na jego ustach. – Will, proszę, nie znikaj więcej.

– Postaram się, ale wiesz, że to nie jest takie łatwe.

Kiedyś sądził, że oczy Blacka i Vasillasa mają prawie identyczny kolor, ale im więcej czasu spędzał z policjantem, tym bardziej widział różnicę. Będąc kilka centymetrów od niego, mógł bez skrupułów podziwiać błękit jego tęczówek. Wiedział już, że były one jaśniejsze i promieniujące większym szczęściem niż te Nathaniela. Może nie przyglądał się oczom Szefa zbyt dokładnie, ale nawet z daleka było widać bijący od nich chłód i bardziej szary odcień. Za to w oczach Charlesa było coś przyciągającego, wręcz hipnotyzującego, coś, w czym on się zatracał za każdym razem, gdy je widział.

Oczekiwał kolejnego pocałunku, ale Vasillas jedynie cmoknął go delikatnie i położył się obok, przyciągając go do siebie. Odrobinę niezadowolony wtulił się w niego, gdy ten go objął. Leżeli teraz przodem do siebie.

– Mam pytanie – oznajmił nagle glina.

Will spodziewał się wszystkiego, bo zakres pytań, które ten facet mógł mu zadać był dość szeroki.

– Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.

– Zadaj pytanie – zachęcił go. Położył jedną dłoń na jego klatce piersiowej, która unosiła się i opadała powoli.

– Jakie stosunki łączą was i Riverę?

Milczenie i towarzyszące temu zmarszczenie brwi, jakby coś podejrzewał. W jego głowie zrodziło się pytanie...

– Czemu tak nagle cię to interesuje?

– Jestem ciekaw – wyjaśnił. – Nie musisz mówić.

Chwila namysłu i rozważania czy powinien z nim rozmawiać na takie tematy. Z jednej strony przecież Vasillas teoretycznie z nimi współpracował, ale jednak wciąż był z policji i teraz niespodziewanie pytał o Riverę...

– Stosunki? Chyba raczej uśpiona wojna – odparł w końcu, bo nie chciał, aby Charles błędnie to zrozumiał. Milczeniem mógł mu dać powód do myślenia, że coś ukrywał przed nim. – Rivera jest gorszym i bardziej nieprzewidywalnym wrogiem niż policja. Oni i my to dwa różne bieguny. Naprawdę, już chyba bliżej nam do policji niż do nich.

– W porządku.

Przez chwilę bił się z myślami, patrząc wprost w oczy Willa. Zastanawiał się czy powinien go o pewnym fakcie poinformować, czy może lepiej zostawić to dla siebie. Nie chciał niczego przed nim zatajać, a szczególnie jeśli to mogło go dotyczyć w pewien sposób

Sięgnął po jego lewą dłoń, która opierała się o jego pierś, aby móc wodzić po niej palcami i poznawać każdą jej nierówność. Nie ominął miejsc, gdzie skóra przybierała jaśniejszy odcień i odznaczała się na jego nadgarstku. Był miło zaskoczony tym, że jego chłopak nie ukrywał już aż tak bardzo swoich blizn. Chyba jasno dał mu do zrozumienia, że wcale nie brzydzi się jego szramami i ewidentnie go przekonał. Odrobinę zmartwienia powodował jednak ślad po tej głębszej, nieco większej ranie. Miał świadomość tego, że Will ciął się w przeszłości, ale zaczęło go nurtować pytanie czy próbował się zabić... Czy było aż tak źle, że chciał targnąć się na swoje życie?

Nie chciał jednak na razie o to pytać, bo wiedział, że dla Moore'a to był raczej drażliwy temat. Może kiedyś zdobędzie jego pełne zaufanie i chłopak sam mu o tym opowie. Zamiast tego po prostu ucałował jego dłoń.

– Od jakiegoś czasu pomagam przy sprawie Rivery – wyznał glina, zdobywając się na szczerość. – Nie wiem czy powinienem ci o tym mówić, ale chcę, żebyś wiedział. Próbujemy ich rozpracować, ale pewnie wiesz, że to nie jest takie łatwe.

Moore podniósł na niego wzrok, a w jego oczach Vasillas dostrzegł lęk.

– Will? – zapytał, delikatnie dotykając do jego twarzy, przesuwając palcami po policzku chłopaka.

– Myślałeś, że my i Rivera jakoś współpracujemy ze sobą? Myślałeś, że dzięki nam dostaniesz się do nich, prawda?

– To nie tak – usprawiedliwił się szybko, żeby nie dać mu czasu na wyciągnięcie nieodpowiednich wniosków. – Sprawa z Riverą zaczęła się kilka dni temu. Spytałem cię o powiązania z nimi, bo chcę cię chronić przed tymi ludźmi.

– Nie pakuj się w to – poprosił. – Zostaw to komuś innemu. Lepiej, żebyś trzymał się jak najdalej od Rivery i... i od grupy Blacka. Uwierz mi, Rivera nie jest łatwa do wyeliminowania ani nawet do znalezienia. Oni mogą być wszędzie.

– To jest operacja, o której wie tylko kilkanaście osób – przyznał. – Lepiej, żeby tak zostało.

Zrozumiał przesłanie tej wypowiedzi – siedź cicho i ani się waż komukolwiek o tym powiedzieć.

– Więc po co mi mówisz? – zapytał, nie potrafiąc tego pojąć.

– Gdybyście mieli z nimi coś wspólnego, chciałem cię ostrzec – mówił, głaszcząc skórę jego policzka kciukiem.

– Charles, obiecaj mi, że postarasz się trzymać z dala od Rivery – zażądał, wbijając w niego intensywne spojrzenie.

– Będę uważał i zrobię wszystko, żeby cię chronić.

Nie czekając na odpowiedź ze strony Willa, przyciągnął chłopaka bliżej siebie i zamknął go w swoich ramionach, składając pocałunek na czubku jego głowy. Nie chciał, aby Moore udzielał mu odpowiedzi. Chciał uniknąć obiecywania mu, że zrezygnuje z pomocy przy tej sprawie i będzie się trzymał od tego z dala. Wiedząc, że Rivera stanowi potencjalne zagrożenie dla jego chłopaka, był jeszcze bardziej zdeterminowany brnąć w to i próbować wytropić członków tej grupy przestępczej.

~~🔥~~

Od razu informuję, że jutro mogę się spóźnić z rozdziałem, a nawet wcale go nie wstawić. Miejmy nadzieję, że się wyrobię, ale jak nie, to żeby nikt nie był zaskoczony.

Co do kolejnych rysunków – one się tworzyły cały ten tydzień i trochę już ich mam, ale głównie rysowałam nieco trudniejsze i bardziej czasochłonne prace (stworzyłam ich aż 6 do tej pory), oprócz tego zaczęłam dziś kolejną stronę z czarnym kotem i goldenem. W następnym tygodniu powinnam skończyć to i wstawić! Jeśli nie, to można na mnie krzyczeć, żeby mnie zmotywować. 😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top