~31: Gdy róże zapłoną~

Najlepszym rozwiązaniem z całej tej sytuacji było po prostu zniknięcie na jakiś czas. Przynajmniej na ten moment wydawało mu się to dobrym pomysłem, głównie z tego powodu, że na razie nie wpadł na nic lepszego. Dodatkowo miał zwyczajnie dość wszystkiego, tych problemów, które go otaczały i własnego życia. Sądził, że gdy na jakiś czas wyjedzie stąd, po prostu nagle zapadnie się pod ziemię, może Vasillas sobie go odpuści, zapomni i będzie żył z dala od problemów, których dostarczała mu znajomość z Willem. To chyba powinien być dla policjanta jasny sygnał, że Moore nie chce go w swoim życiu, więc powinien przestać go nachodzić. Zdawał sobie sprawę, że był przecież gliną i to wyjątkowo upartym, więc swoim zachowaniem może go tylko sprowokować do większych starań, poszukiwań. Wolałby, żeby tak nie było, ale również tę możliwość brał pod uwagę. Myślał nad wszystkim. Po kolei odrzucał każde kolejne rozwiązanie.

Początkowo chciał zamieszkać na jakiś czas w Bazie, mając nadzieję, że Vasillas nie zdobył żadnych informacji o tym miejscu albo przynajmniej nie przyjdzie mu do głowy szukać go tam. Powiadomił o tym Harper i Nathaniela podczas pracy, bo chciał, żeby ta dwójka dowiedziała się jak najszybciej o jego pomyśle. Zdziwili się i zaczęli zadawać mu pytania odnośnie powodów. Powiedział, że potrzebuje na trochę zniknąć, żeby ten glina o nim zapomniał i aby wszystko ucichło. Black kazał mu się nie przejmować Charlesem i ignorować go, jeśli tak bardzo nie chce mieć z nim nic wspólnego. Zapytał też Willa czy może ten policjant nie nachodzi go albo coś. Wolał mieć pewność, że wszystko jest pod kontrolą, a wiedział, że Moore był zbyt uparty, żeby poprosić o pomoc i zawsze wolał radzić sobie sam, więc lepiej było go zapytać. Chłopak zaprzeczył i dodał, że Vasillas może tak łatwo nie chcieć zrezygnować ze swoich głupich gierek, dlatego on postanowił na jakiś czas zamieszkać gdzieś indziej. Wtedy Nathaniel zaproponował mu, żeby na kilka dni przeprowadził się do niego, aby miał swojego szofera pod ręką. Zgodził się.

Już wiedzieli, że coś było nie tak. Moore niezaprzeczalnie potrzebował pomocy, choć nie chciał tego przyznać.

Niedługo potem Black znów poruszył tę kwestię, więc Will był zmuszony po raz kolejny rozmawiać o całej tej sprawie z przeprowadzką na jakiś czas. Nat kazał mu mówić o każdej chociaż trochę niepokojące sytuacji z Vasillasem, jaka będzie miała miejsce. Powiedział mu, że gdyby chłopak potrzebował jakiekolwiek pomocy z tym policjantem, ma bez wahania zwracać się do niego albo Harper. Nie sądził, że Will chętnie z tego skorzysta, więc miał zamiar go pilnować, gdyby jednak Charles naprawdę okazał się zbyt natrętny. Nie zamierzał zostawić brata Larissy samego z tym problemem.

Moore oczywiście powiedział, że na pewno go powiadomi, jeśli zajdzie taka potrzeba, chociaż tak naprawdę już podczas tych zapewnień doskonale wiedział, że nie zamierzał korzystać z tej opcji i wolał załatwić to sam, bez osób trzecich.

Black poprosił go również o to, żeby nie działał pochopnie i nawet nie próbował na własną rękę pozbyć się Vasillasa. Tego akurat Will nie planował, przynajmniej na razie.

Naprawdę starał się wyrzucił tego policjant z pamięci i spokojnie żyć dalej, ale nie do końca mu się udawało. Okazało się to o wiele trudniejsze niż sądził, więc chyba lubił go bardziej niż mu się wydawało. Nie dawał sobie już z tym wszystkim rady. Tak zwyczajnie, po ludzku miał już dość. Jak długo jeszcze musiał to znosić? Jego misja dobiegła już końca, a jemu pozostało tylko urwać z nim kontakt. Jak długo miał męczyć się z tym policjantem, który wciąż nachodził go, mając co do niego nie do końca jasne intencje? Miał mu naiwnie uwierzyć w jego zapewnienia i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze? Chciałby mu zaufać, naprawdę, ale obawy chyba nigdy go nie opuszczą. Vasillas mógłby nawet tysiąc razy powtórzyć, że mu na nim zależy, a on i tak miałby wątpliwości. Nie był w stanie tak po prostu wyrzec się wszelkich podejrzeń. Szczególnie w jego sytuacji i po tym wszystkim, co się stało. Przecież to był absurd. Charles równie dobrze mógł chcieć go tylko wykorzystać do własnych celów, omamić słodkimi słówkami, zmanipulować. Mógł chcieć jedynie uśpić jego czujność, mówiąc, że tak naprawdę stał po ich stronie. Może chodziło mu tylko o zyskanie ich zaufania, żeby być "szczurem" pośród nich.

Takie myślenie bolało jeszcze bardziej.

Niby mógłby zostać, jakoś ciągnąć to dalej, ale uciekał z obawy. Nie chciał tego przyznać, ale wiedział, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo może w końcu stać się prawdą. Obawiał się tego, że w końcu zacznie ufać policjantowi, zapomni się przy nim. Bał się, że jednak pozwoli mu się zmanipulować. Dodatkowo, za każdym razem, gdyby się teraz widzieli, podczas każdego spotkania, z tyłu głowy pojawiałaby się myśl, że może jednak to mogło się udać... Wiedział, że kierowały nim silne emocje, a chęć przetrwania i trzymaniu tego dupka z dala od niebezpieczeństwa, mógłby go skłonić do zrobienia czegoś, czego nie powinien. Każdy pochopny, nieprzemyślany ruch mógł go słono kosztować, mógłby okazać się gwoździem do trumny. Zdawał sobie z tego sprawę. Strach przed tym zaprowadził go w kozi róg i teraz zamierzał wyjechać, ukryć się, zniknąć dla Vasillasa i przeczekać to wszystko, a potem wrócić, żeby dokończyć tę robotę w ten czy inny sposób. Potrzebował trochę czasu na przemyślenie tego, zaplanowanie co dalej, naradzenie się w spokoju z Szefem.

Niby ten plan był bardzo łatwy. Co trudnego było w wyjechaniu poza miasto na jakiś czas? Otóż, trudno mu było rozstać się z siostrą, zostawić ją tu samą. Oczywiście pożegnał się, oznajmił, że musi na jakiś czas zniknąć, odpocząć.

- To ma związek z nim, prawda? - zapytała, uważnie obserwując jego reakcję. Sądząc po jego spojrzeniu, oczach, w których kryła się nuta irytacji i strachu, miała rację. Czuła się temu winna. W końcu pomagała Charlesowi, chciała ich ze sobą spiknąć. Przyczyniła się do tej sytuacji.

- Tak - potwierdził, chociaż zdawał sobie sprawę, że to było już zbędne. Zdradził się z tym i ona już wiedziała.

- Czego się boisz? - Chciała znać prawdę, dowiedzieć się pewnej rzeczy, potwierdzić swoje przypuszczenia. Coś tutaj jej się nie zgadzało. Przecież, gdyby jej brata rzeczywiście nie obchodził tamten facet, miałby po prostu na niego wywalone i zacząłby go traktować w taki sposób, że tamten po kilkunastu minutach zostawiłby go w spokoju i nigdy więcej by go nie zobaczyli.

- Niczego - powiedział, ale ona widziała cień kłamstwa.

Skrzyżowała ramiona na piersi. Mógł okłamywać innych, wmawiać to nawet samemu sobie, ale nie jej. Ona znała go doskonale, wiedziała kiedy nie był szczery.

- Will - oznajmiła spokojnie. - Pamiętaj, że nie jesteś z tym sam. Możesz mi powiedzieć o wszystkim.

- Wiem.

- Boisz się poczuć coś do niego, tak?

Odwrócił od niej wzrok. Nie chciał, aby wiedziała o pewnych rzeczach. Zdawał sobie jednak sprawę, że dla niej był jak otwarta książka, mogła czytać wszystko z jego twarzy, mimiki, oczu. Zbyt dobrze go znała. Gdyby teraz naprawdę tego chciała, wyciągnęłaby z niego całą prawdę, ale nie zamierzała tego robić, bo wolała, żeby sam, z własnej woli jej o wszystkim powiedział.

Jego aktualne zachowanie było dla niej jasnym znakiem, niepodważalnym dowodem na to, że jej braciszek obawiał się uczuć, które mógłby żywić (lub już żywił) do Vasillasa. Z jednej strony chciałaby, żeby Will poznał w końcu smak miłości, ale zarazem obawiała się tego już w momencie, gdy knuła z tamtym. Wiedziała o jego traumach i lękach, znała jego demony przeszłości, bo dzieliła z nim te minione lata, a nawet problemy wywołane tym wszystkim.

- Odpocznij - poleciła mu. - Przemyśl sobie wszystko na spokojnie. Widzę, że coś cię gryzie. Wiem, że ci ciężko, ale pamiętaj, że ja jestem z tobą.

Przytuliła go, żeby dodać mu trochę otuchy. Wiedziała, że nie chciał jej zostawiać. Widziała niechęć, wahanie przed wyjazdem i jakby oczekiwanie w napięciu na coś, co pozwoliłoby mu zostać. Jakakolwiek wymówka, dobry powód. Cokolwiek...

Nic się nie zdarzyło. Żadne wybawienie nie nadeszło i nie uwolniło go. Musiał wyjechać, starając się zostawić za sobą problemy, które nijak nie dały się porzucić i podążyły za nim tak cicho jak skrada się śmierć i tylko czekały na najgorszy moment, żeby o sobie przypomnieć. Ucieczka nie pomogła mu zbyt wiele, ale przynajmniej był z dala od źródła problemu, którym był bez wątpienia Vasillas. Sam ten fakt czynił go o wiele spokojniejszym, a jego myśli mniej chaotyczne, w końcu był w stanie się skupić na czymś.

Nathaniel przygarnął go pod swój dach, żeby mieć go na razie na oku. Wolał nie zostawiać go teraz samego, bez żadnego nadzoru. To nie tak, że mu nie ufał. On po prostu obawiał się, że Willowi mogłoby coś odwalić, a przez to ściągnąłby na siebie jeszcze więcej problemów. Zamierzał mu pomóc wydostać się z całego tego bagna, w którym był wraz z tamtym gliną, a nie mu zaszkodzić. Zauważył obsesyjność Vasillasa na punkcie Moore'a, jego zawziętość w całej tej sprawie. Początkowo sądził, że tak naprawdę temu psu chodziło nie o Willa, a o niego samego, że tamten chciał dostać się po nitce do kłębka, wykorzystując do tego jego podwładnego. To wydawało mu się być logiczne, jednak od momentu, w którym chłopak z nim zamieszkał, zaczął mieć wątpliwości co do swojej teorii. Może jednak jedno ze stwierdzeń Riley w tej sprawie miało się potwierdzić? Może jej plan pod tytułem "Koń Trojański" się sprawdził?

Poważnie zaczął podejrzewał Charlesa o jakieś uczucia względem Willa, ale nie miał pewności, że zachowanie tego policjanta nie wynika z desperacji w próbie dostania się do nich jak najbliżej albo nawet z szaleństwa. Rozmawiał o tym z samym Moore'em, ale ten stwierdził, że to wszystko tylko głupia gra i odrzucił kwestię uczuć. Jedno nie dawało mu spokoju - wahanie u Willa i jego niepewność, gdy o tym mówili. Wtedy zaczął obawiać się nie tyle Vasillasa i wszystkiego, co ten może zrobić, a faktu, że jego szofer może poczuć coś do tego policjanta. Osoba związana z półświatkiem przestępczym zakochana w glinie - to nie wróżyło nic dobrego, a właściwie mogłoby być najgorszym koszmarem ich wszystkich. A jeśli... jeśli Will już coś do niego czuł, trzeba było pozbyć się tego problemu raz na zawsze, ale odsuwając od tego Moore'a... Nie kazałby mu przecież zabić kogoś, kogo darzył uczuciem pokroju miłości czy chociażby zauroczenia lub nawet zwykłą przyjaźnią. Zaczął też podejrzewać, że może między Charlesem i Willem już coś było, a Moore odszedł, twierdząc, że nie ma żadnego problemu z tym gliną, bo chciał go jedynie chronić i trzymać z dala od tego wszystkiego...

~🔥~

Z dala od tego wszystkiego, od miejsca, które uważał za ''dom'', a przede wszystkim o wiele dalej od Vasillasa niż zwykle, czuł się trochę bezpieczniej. Może nie było to całkowite poczucie bezpieczeństwa, ale tutaj czuł się nieco lepiej. Nie miał bezpośredniego kontaktu z nim, więc było dobrze. Przynajmniej nie musiał go widywać, patrzeć na jego idealne rysy twarzy, słyszeć jego przyjemnego głosu ani żadnych głupich zapewnień, które robiły papkę z jego mózgu.

Jeśli miał być szczery, od samego początku uważał Charlesa za buca, który pod każdy względem musi być idealny i we wszystkim najlepszy. Dlaczego jego osoba wywoływała u niego negatywne emocje? Bo to przypominało mu o tych wszystkich fałszywych przyjaciołach jego rodziny, o ludziach z wyższych sfer, uważających siebie za doskonałych, choć tak naprawdę byli zepsuci moralnie. Nienawidził tamtego czasu, a jeszcze większą nienawiścią darzył fakt, że matka kazała mu udawać, że on jest taki sam i chciała, aby taki się stał...

Był spokojniejszy bez widoku tego policjanta, choć zarazem odrobinkę się martwił o niego. Charles miał chyba jakąś niezwykłą umiejętność pakowania się w kłopoty, a teraz Willa, który mógłby mu pomóc, nie było przy nim.

No dobra. Brzmi pięknie. Moore pozbył się problemu, co nie? Otóż... tak jakby! To, że dzieliła ich dość długa droga, nie znaczyło, że Vasillas w żaden sposób, w choć najmniejszym stopniu nie mógł go irytować. Ten glina chyba był jak plaga, klątwa, której nie dało się w żaden sposób pozbyć. Terroryzował go każdego dnia, dzwoniąc do niego - tak co najmniej kilka razy w ciągu doby, o różnych porach. Raz nawet próbował się z nim skontaktować w środku nocy! Nie było dziwne, że Will nawet nie rozważał odebrania od niego. Nie było takiej opcji. Nie po to wyjechał, całkowicie odizolował się od niego, żeby teraz jak gdyby nigdy nic porozmawiać z nim. Czy Vasillas myślał, że tym ciągłym wydzwanianiem do niego, jakoś go złamie? Że Will w końcu nie wytrzyma i z jakiegoś powodu odbierze? Jeśli tak myślał, mylił gwiazdy na niebie z tymi odbitymi na powierzchni wody.

Gdy go nie widział, łatwiej mu było kontrolować swój gniew, irytację i żal, że musi trzymać się od niego z daleka, żeby go chronić. Po prostu wyciszył telefon, bez trudu ignorował jego połączenia i wiadomości, którymi ten zaczął go później zasypywać. Prawda, mógł go zablokować i w pewnym momencie to zrobił - co było najlepszą decyzją w ostatnim czasie. Ale przedtem, dostał wiele wiadomości z propozycją spotkania; prośbami, żeby w końcu dał jakikolwiek znak, że nic mu się nie stało, żeby go nie martwił; przysięgami, że on nie jest dla niego zagrożeniem, że nie chodzi mu o sprawę związaną z Nathanielem ani tym wszystkim, że jest po ich stronie. W końcu napisał coś, co wstrząsnęło Willem, chociaż podejrzewał, że może się tak stać. Nie zmieniło to jednak faktu, że przez chwilę miał wrażenie jakby serce mu się zatrzymało, a potem poczuł lęk.

''Jestem szaleńcem, chociaż wolałbym nie być, żeby tylko dać Ci spokój. Naprawdę mi na tobie zależy. Proszę, daj mi szansę.''

Te słowa były dla niego największym koszmarem. Wiedział doskonale o co mu chodziło, teraz w końcu zrozumiał pewne rzeczy, niektóre jego słowa, ale nie zmieniało to faktu, że wolałby, aby to nie była prawda. Jak w takiej sytuacji miał się go pozbyć ze swojego życia? Przecież on tak łatwo nie odpuści.

Szaleństwem było kochać kogoś, kogo się nie powinno. Kogoś, kto dawał ci jedynie ból i prowadził cię do upadku. A Will zdecydowanie nie był ani trochę odpowiednią osobą dla niego.

Potem znów powróciła myśl, że to wszystko były tylko kłamstwa, mającym na celu zmuszenie go do powrotu albo chociaż do odezwania się do niego.

Wybacz, ale nie jest pisane nam być blisko siebie...

I zablokował go.

Stały kontakt utrzymywał jedynie z siostrą. Regularnie wymieniał z nią wiadomości, czasem rozmawiali, żeby Larissa się nie martwiła. Bywały dni, gdy przejeżdżał do niej na trochę. Nie chciał niepokoić dziewczyny, dlatego informował ją o tym, co robił, jak się czuł. Nie do końca mówił jej prawdę, ale robił to w dobrej wierze. Kto nigdy w życiu nie okłamał bliskiej osoby w kwestii swojego samopoczucia tylko po to, żeby nie martwić tej osoby? On też to robił, nie był idealny, ale naprawdę nie chciał dokładać jej problemów. Już i tak był wystarczającym wrzodem na dupie dla nich wszystkich.

Podczas pobytu w domu Blacka, nie robił zbyt wiele. Nathaniel odrobinę traktował go ulgowo, po prostu odbierając mu część obowiązków i pozwalając, aby ten miał czas na namyślenie się w sprawie ''vasillasowej'', a także po prostu na odpoczynek. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Will może być rozkojarzony, pochłonięty przez swoje problemy, więc wolał nie powierzać mu żadnych ważnych zadań. Miał do niego zaufanie, ale po prostu niepokoił się o niego i chciał mu dać czas. Widział co się dzieje. Widział jak Moore chodził całe dnie zamyślony, wydawał się być nieobecny i kompletnie przygnębiony. Początkowo sądził, że ma po prostu gorsze dni, ale to wyglądało poważniej niż tylko to.

~🔥~

09.01.2021r.

- Musimy porozmawiać - oznajmił Nat.

Moore został przez niego wezwany do jego gabinetu, gdzie pojawił się przed chwilą. Domyślał się, że Szef miał już dość tej sytuacji i pewnie będzie chciał, żeby to zakończyć. Podejrzewał, że dostanie misję, zapewne ostatnią w sprawie pewnej osoby...

- Wiem - zaczął mówić, gdy usiadł naprzeciwko Blacka. Miał wrażenie, że serce jest gotowe uciec z jego klatki piersiowej i pobiec w pewne miejsce, do kogoś, wcale nie tak daleko stąd... - Załatwię to. Znajdę sposób, żeby się go pozbyć.

- Spokojnie. Mamy czas. Chciałem rozmawiać o czymś trochę innym.

Will spojrzał na niego nie do końca rozumiejąc o co mogłoby chodzić. W końcu to było najważniejsze w tym momencie, bo tak naprawdę od tego mogła zależeć przyszłość ich wszystkich. O czym innym mieliby rozmawiać? Coraz bardziej niepokoiło go do czego to zmierza.

- Jesteś jednym z moich najbardziej zaufanych ludzi - podjął Black. - Nie mam ku temu wątpliwości i dlatego oczekuję, że będziesz ze mną szczery.

Milczał, wciąż nie rozumiejąc do czego zmierzał Szef. Brzmiał bardzo poważnie i wyglądało na to, że ta rozmowa jest ważna. Bał się teraz odezwać. W głowie miał wiele różnych scenariuszy i każdy z nich kończył się niekorzystnie dla niego.

- Czy ty czujesz coś do Vasillasa? - zapytał, wprawiając Willa w osłupienie. Po jego reakcji wnioskował, że ten wcale się tego nie spodziewał. Sam nie podejrzewał nigdy, że zapyta brata Larissy o coś takiego.

Moore dosłownie nie wiedział w tym momencie jak się mówi, a jedynie otworzył szeroko oczy i wpatrywał się w Szefa. Nie był w stanie nic odpowiedzieć na to pytanie, ale za to myślał bardzo intensywnie. Przez jego głowę pędziło tornado myśli, którego nijak nie mógł zatrzymać. Zaczynał podejrzewać, że to jakiś podstęp. Może...

- Sugerujesz coś? - dopytał, marszcząc przy tym brwi i uważnie obserwując Nathaniela, który zareagował na to krótkim śmiechem.

- Nie. Chcę tylko znać prawdę, żeby móc podjąć odpowiednie kroki.

- Skąd pomysł, że... - zawahał się, głośno przełykając ślinę - że ja mógłbym coś do niego poczuć?

- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Ja tylko próbuję rozwiązać tę sprawę. Zaraz po tym jak pojechałeś do siostry, on pojawił się w firmie.

Dziś Nathaniel był tam przez kilka godzin. Will odwiózł go na miejsce, a potem pojechał spotkać się z Larissą. Po załatwieniu swoich spraw, Black zadzwonił do niego i wrócili tutaj. Do tej pory nie powiedział mu nic o tym, że Vasillas przyszedł do firmy, więc oczywiste było, że go tym zaskoczył (ale nie bardziej niż swoim pytaniem!). Teraz Will wpatrywał się w niego z lekko rozchylonymi wargami, nie wiedząc co na to powiedzieć i zarazem oczekując dalszego ciągu tego zdarzenia. Chciał wiedzieć co dokładnie się stało.

Mógł się w sumie spodziewać, że Charles w końcu to zrobi. Ten kretyn musiał być naprawdę zdesperowany... Ostatnio również Rissa widziała się z nim, gdy ten glina specjalnie przyszedł pod jej mieszkanie, aby zapytać dziewczynę o jej brata. Powiedziała mu wtedy, że może lepiej będzie, jeśli zostawi Willa w spokoju, skoro on nie chce się z nim spotkać. Zapewniła go również, że jej bratu nic nie jest, więc nie było żadnych powodów do obaw.

Sądził, że może w końcu glina sobie odpuści, ale on chyba nie zamierzał...

- Rozmawiałem z nim - kontynuował Nathaniel. - Zapytał czy wiem co się z tobą dzieje. Powiedziałem, że wszystko z tobą w porządku, ale chyba nie do końca mi uwierzył. Mówił, że koniecznie musi się z tobą spotkać, więc mu uświadomiłem, że przecież cię do tego nie zmuszę. Wtedy stwierdził, że urwałeś z nim kontakt i nawet nie wie co się z tobą stało.

Słuchał tego uważnie, mając jedynie nadzieję, że ten wariat nie palnął nic o tym, że mu na nim zależy albo czuje do niego coś więcej. Gdyby powiedział o tym Nathanielowi, ten mógłby to wykorzystać albo przyśpieszyć decyzje o tym, żeby się jednak go pozbyć.

- Nie wiem co się między wami stało i nie wnikam w to - oznajmił, opierając się o biurko i pochylając w stronę Willa. Obserwował uważnie każdą jego reakcję, żeby mieć pewność, w tym momencie bardzo jej potrzebował. - Gdyby jednak coś między wami było, możesz mi o tym powiedzieć. Ja nie oceniam, chcę tylko wiedzieć jaka jest prawda.

Podejrzewał, że Black dowiedział się czegoś albo chociaż domyślał się, że coś może być na rzeczy. Pewnie to przez tę rozmowę z Vasillasem. Ten przeklęty glina pewnie coś powiedział i teraz przez niego obaj będą mieli problemy. W ich przypadku przyznanie się do jakichkolwiek uczuć względem drugiego było jak podpisanie wyroku śmierci na nich obu.

- Will? - odezwał się, żeby wyrwać go z zamyślenia. - Jesteś w stanie całkiem szczerze powiedzieć mi, że nie lubisz go ani trochę?

- Ja... - Potwierdzenie braku jakiejkolwiek sympatii do Charlesa nie chciało mu przejść przez gardło.

No to już po nim. Teraz Nathaniel ma prawo sądził, że między nim i Vasillasem coś wcześniej było albo nawet nadal trwało.

- Will, spotkaj się z nim - poprosił spokojnym tonem. - Wyjaśnijcie sobie to wszystko, a potem zdecydujemy co dalej.

Zdecydujemy? My? To znaczy kto? Czy on miał jakiekolwiek prawo głosu w tej sprawie?

~🔥~

Wciąż nie wiedział czy postąpił słusznie, czy może jednak były to jego ostatnie chwile na tym podole. Przecież to wszystko mogło być tylko podstępem. Black równie dobrze mógł wiedzieć już o wszystkim od Vasillasa i celowo kazał mu teraz do niego pojechać, bo wtedy będą obaj w jednym miejscu i łatwiej będzie się ich pozbyć. Nie mógł mieć pewności, że to nie jest próba, test dla Willa, który miał udowodnić lub wykluczyć jego zaangażowanie w relacje z policjantem.

Mimo wszystko chciał to zakończyć raz na zawsze. Jeśli będzie trzeba, użyje wszelkich umiejętności złośliwości, jakie posiada, żeby tylko Vasillas się od niego odczepił i w końcu znalazł się z dala od Nathaniela.

Gdy dzwonił do drzwi jego mieszkania, miał nadzieję, że może go nie zastanie i nie dojdzie jednak do żadnej konfrontacji. Spodziewał się, że Vasillas może być na niego wściekły za to wszystko, a może nawet zatrzaśnie mu drzwi przed nosem. Pewna jego część cieszyłaby się, gdyby rzeczywiście tak było, bo wtedy łatwiej byłoby mu przekonać Nathaniela, że policjant już nie jest nimi zainteresowany i nie będzie zagrożeniem. To byłoby wielkim ułatwieniem, musiał jednak przyznać, że z drugiej strony wolałby, aby Charles tam był, żeby mogli choć raz spokojnie porozmawiać. Fakt, nie zadzwonił do niego, nie powiadomił o tym, że zamierza przyjechać, a on mógł być zajęty...

W momencie, gdy policjant otworzył mu drzwi, a ich spojrzenia odnalazły się po kilku dniach, które spędzili z dala od siebie, zaczął uważać pomysł z przyjechaniem tu za zły. Wiedział już, że to nie będzie ani trochę łatwa rozmowa.

Spojrzał na podłogę, żeby chociaż trochę uciec przed wzrokiem Charlesa. Błękit jego tęczówek był niezwykle uspokajający, koił nerwy i pozwalał na chwilę zatracić się w tym widoku, zapominając o wszystkim innym. Gdyby pozwolił sobie na patrzenie mu w oczy, wtedy na pewno nie byłby w stanie czegokolwiek udawać.

Nie wiedział co zrobić, jak zacząć i najchętniej w tym momencie zapadłby się pod ziemię i pewnie już nigdy by nie wrócił, żeby nie musieć po raz kolejny mierzyć się z taką sytuacją. Gdy Vasillas złapał go za rękę i wciągnął do środka, zamykając za nimi drzwi, nie był pewny czy być mu wdzięcznym, że ten postanowił sam zrobić pierwszy krok, czy może lepiej byłoby uciec, zanim policjant zdołał to zrobić.

Oczekiwał krzyku z jego strony, pretensji albo jakąkolwiek, chociaż minimalną złość. Nie spotkał się z niczym takim.

Prędzej spodziewał się, że Vasillas serio zamknie mu drzwi przed nosem, nie będzie chciał go znać, a zamiast tego dostał coś zupełnie innego. Coś, co wywołało niemały szok. Charles jedynie zbliżył się do niego, aby go objąć. Najzwyczajniej na świecie przytulił chłopaka, jakby witał właśnie jakąś bliską osobę po dość długim czasie rozłąki.

- Martwiłem się - powiedział cicho. Głos mu drżał chyba w obawie, że to okaże się być tylko snem.

Spiął się, nie wiedząc jak reagować na takie traktowanie. Nie zasługiwał na to, policjant po tym wszystkim powinien na niego nawrzeszczeć, a potem jak najszybciej go stąd wyrzucić i starać się żyć z daleko od Willa, Blacka i całej reszty.

Trudno mu było zachowywać się normalnie, mając świadomość swojego położenia i uczuć Vasillasa względem niego. Jak miał go odtrącić, zranić umyślnie? To nie było takie łatwe...

- Wybacz - oznajmił Charles, odsuwając się od niego. Nie chciał, aby Will poczuł się niekomfortowo w jego towarzystwie, ale nie mógł się powstrzymać przed przytuleniem go. Nie chciał być nachalny czy coś, ale to było silniejsze od niego. Widział, że chłopak się bał, stojąc pod jego drzwiami i nie mógł przejść obok tego obojętnie.

Odwrócił wzrok od Willa, nie chcąc widzieć niechęci, którą spodziewał się zobaczyć na jego twarzy. Prawdopodobnie była tam również irytacja spowodowana tym, że odważył się go w ogóle dotknąć i przekroczył granice.

- Ja... - odezwał się Moore. - Chcę porozmawiać.

- W porządku. - Spojrzał na niego na moment, ale zamiast irytacji czy niechęci, ujrzał tylko lęk i odrobinę stresu. - Usiądź i poczekaj na mnie, okej? Ja za chwilę wrócę.

Nie pytał dokąd ani po co Vasillas zamierzał pójść, zamiast tego zdjął zbędne ubrania i po prostu usiadł. Nie poszedł na kanapę, bo to miejsce już zawsze będzie mu się kojarzyć tylko z tym pocałunkiem... dlatego udał się do kuchni, gdzie zajął miejsce na jednym z krzeseł. Zaraz obok znajdował się kubek z herbatą, który przykuł jego uwagę. O czymś sobie przypomniał...

W tym czasie Charles udał się na górę, aby wziąć stamtąd swój telefon. Zostawił urządzenie w sypialni, gdy wcześniej zszedł do kuchni, żeby zrobić sobie picie. Miał to zrobić wcześniej, aby sprawdzić powiadomienia, ale usłyszał dzwonek do drzwi. Zaczął podejrzewać, że może Will dzwonił do niego albo napisał o tym, że ma zamiar przyjechać, więc wolał sprawdzić swój telefon i przeprosić chłopaka, gdyby naprawdę przegapił jego połączenia czy wiadomości.

Nie miał jednak żadnych powiadomień, więc po prostu wrócił do Willa. Usiadł zaraz obok niego i sięgnął po kubek, na który patrzył właśnie jego gość.

- Chcesz coś do picia? - zapytał.

- Nie - odezwał się Moore nieco zachrypniętym głosem. Odchrząknął, żeby brzmieć bardziej pewnie. - Dzięki.

Żaden z nich nie wiedział w tym momencie od czego zacząć, więc milczeli na razie. Vasillas podniósł kubek, ale zatrzymał go tuż przy swoich ustach, widząc jak wzrok Willa nadal podąża za naczyniem z jego herbatą. Wydało mu się to nieco podejrzane, więc dla pewności na razie odstawił kubek na stół.

- To podstęp prawda? - zapytał, patrząc wprost na Moore'a. - Jest tam trucizna? Nie przybyłeś tutaj, żeby rozmawiać, ale żeby mnie wykończyć.

- Nie ufasz mi? - odpowiedział mu pytaniem. - Gdzie teraz są twoje zapewnienia, że ci zależy i mi ufasz?

Westchnął. Will miał rację - przecież sam mówił mu o zaufaniu i powtarzał, że zależało mu na chłopaku, a teraz wątpił.

- Uczucia to jedno, rozsądek to drugie. Obaj dobrze wiemy, jaka jest sytuacja.

- W porządku. Skoro ty nie chcesz - sięgnął ze spokojem po kubek, aby się z niego napić - ja to zrobię.

Zdołał wypić zaledwie łyka, zanim Vasillas zabrał mu naczynie z ręki i wypił resztę jego zawartości na oczach zaskoczonego Willa. Zadziwiające było to, jak często Charles potrafił wywoływać u niego szok swoim zachowaniem. Ten policjant był nieprzewidywalny. Chyba właśnie jego zaufanie wróciło, skoro to zrobił. Wyrwał mu z rąk kubek, w którym mogła być trucizna i wypił wszystko zamiast Willa.

Odstawił puste już naczynie na stół, a potem otarł usta rękawem bluzy. Ze spokojnym wyrazem twarzy patrzył na Moore'a, który aktualnie odwrócił od niego wzrok. Nie wiedział, że chłopak przed chwilą bezkarnie obserwował jak on wyciera wargi z resztek herbaty...

- Jak długo to potrwa? - zapytał, a Will po raz kolejny na niego spojrzał. Podwładny Blacka ewidentnie wciąż był zaskoczony działaniem policjanta.

- Ale co? - odezwał się nieco zdezorientowany.

- Kiedy zacznie działać ta trucizna?

- Nic tam nie było - przyznał. - Aż tak bardzo chcesz umrzeć?

Teraz z kolei to Vasillas był w szoku. Myślał, że Will dodał tam coś, żeby go zabić. Sądził, że chłopak nie bez powodu aż tak bardzo wpatrywał się w jego kubek. Podejrzewał, że to spotkanie nie było przypadkowe, a już prędzej uwierzyłby, że to tylko doskonale zaplanowane działanie, gdyż Moore po prostu dostał od Blacka rozkaz wyeliminowania go. Sądził, że Will chciał to wypić tylko dlatego, żeby wzbudzić jego zaufanie, a tak naprawdę nawet nie dotknął naczynia swoimi wargami. Może miała to być tylko demonstracja? Ewentualnie skoro Charles nie chciał tego wypić, on musiał to zrobić, bo inaczej nie mógłby wrócić, a gdyby to zrobił, zostałby od razu zabity. Istniała jeszcze możliwość, że w jakiś sposób zmuszono go do wypicia trucizny, żeby potem to Vasillas został oskarżony o morderstwo.

A może po prostu za dużo myślał o tym i snuł całkiem bezsensowne teorie? Nie mógł wykluczyć, że Will chciał jedynie popatrzeć jak naczynie dotyka do ust policjanta, bo wolałby, żeby to jego wargi były na miejscu tego kubka...

- Więc po co tak naprawdę się ze mną spotkałeś? - zapytał, gubiąc się już w swoich własnych domysłach. Potrzebował poznać prawdę, żeby uciąć swoje teorie.

Obserwował jak wyraz twarzy Willa się zmienia. Powoli znikał szelmowski uśmieszek, a zastępował go niepokój. Dlaczego? Czego tak naprawdę bał się ten chłopak o heterochromatycznych oczach? Dlaczego akurat to konkretne pytanie wywołało w nim strach?

Przyczyną jego reakcji był fakt, że on sam nie wiedział dlaczego się zgodził, z jakiego powodu tutaj przyjechał i teraz siedział z nim, rozmawiał tak spokojnie, jakby byli przyjaciółmi. Nie rozumiał dlaczego to zrobił, a wszystkie wyjaśnienia tego zjawiska, jakie pojawiły się w jego głowie, były po prostu głupie i nie miały nawet odrobiny sensu.

- Sam tego chciałeś - odparł, jakby od niechcenia. Tylko te słowa wydawały mu się odpowiednie, choć wiedział, że nic nimi nie wyjaśnił.

- Ale dlaczego przyjechałeś? - dopytywał. Zamierzał drążyć to, póki nie dowie się prawdy. Skoro Will twierdził, że nie zamierzał go zabić, po co przyjechał? Czyżby...?

- Nie wiem! - odpowiedział nieco podniesionym głosem. Miał jedynie ochotę jak najszybciej stąd uciec. Chyba potrzebował jeszcze trochę czasu, żeby sobie to wszystko przemyśleć. - To był błąd.

Nim Vasillas zdołał cokolwiek odpowiedzieć albo chociażby otworzyć usta z zamiarem wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa, Will poderwał się z krzesła i ruszył w stronę wyjścia. Charles pobiegł za nim i złapał za jego chłodną dłoń w momencie, kiedy on sięgał po kurtkę, żeby zdjąć ją z wieszaka. Moore obdarzył go niezbyt przychylnym spojrzeniem, bo pokrzyżowano mu jego plan.

- Przestań uciekać - poprosił go Charles, patrząc prosto w te piękne oczy barwione dwoma kolorami. Nie zwracał uwagi na jego zimne spojrzenie, przywykł do tego i już nie robiło to na nim wrażenia.

- Nie mogę - wyznał, a jego głos brzmiał, jakby miał dość wszystkiego. Prawda była taka, że już nie chciał uciekać, ukrywać prawdy, ale jeśli by to zrobił, mógłby ściągnął niebezpieczeństwo nie tylko na siebie, a tego nie chciał jeszcze bardziej...

- Zostań ze mną, William.

Nie odpowiedział nic. Co miał mu powiedzieć? Że boi się to zrobić, obawia się mu zaufać i wciąż ma wątpliwości? On nawet nie był pewny swoich własnych uczuć, więc jak mógł uwierzyć w miłość Vasillasa? Mógł jedynie przyznać się do tego, że naprawdę go lubił i był przerażony tym, że mogło to przerodzić się w coś więcej.

Nawet nie zwrócił uwagi na to, że Vasillas nie zdrobnił jego imienia, a zamiast tego użył znienawidzonej przez niego formy. Nie miał ochoty nawet złościć się na niego za to.

Mógł sobie wmawiać, że nie potrzebował tak naprawdę nikogo, oprócz siostry, nie pragnął niczyjej obecności, ciepła drugiej osoby, ale gdy Charles przyciągnął go do siebie i po raz kolejny tego dnia zamknął w ramionach, nie wzbraniał się przed tym, pozwolił mu, a nawet objął go w pasie i oparł brodę o jego ramię. Podświadomie tego właśnie potrzebował, a wręcz było to pożądane przez pewną część jego serca. Dostał dzięki temu namiastkę bezpieczeństwa, poczuł się ukryty przed całym światem.

- Will. - Sposób w jaki Vasillas wymówił jego imię wywołał u niego ciarki. Efekt był jeszcze bardziej wzmocniony faktem, że wyszeptał mu to do ucha, a on mógł poczuć ciepły oddech policjanta na swojej szyi. - Ze mną jesteś bezpieczny. Zaufaj mi, ja cię ochronię.

- Nie ma przed czym.

- Nie kłam. Obaj dobrze wiemy kim jest Black i co może zrobić. - Umilkł na chwilę, zbierając myśli. Tak wiele chciał mu powiedzieć, ale nie wiedział co było najważniejsze w tym momencie i na ile mógł sobie pozwolić, zanim Will postanowi znów uciec. Starał się ostrożnie dobierać słowa. - Cieszę się, że wróciłeś - powiedział, a potem dotknął wargami do szyi chłopaka, składając tam delikatny pocałunek.

- Charles... - próbował stawiać opór.

Odrobinę zdziwiło go, że Moore nie uciekał od niego, a nawet nie starał się go odepchnął, a zamiast tego usiłował przekonać go do zaprzestania jedynie za pomocą słów, które nie brzmiały nawet zbyt pewnie. To jednak nie przekonało ani nie powstrzymało Vasillasa, dlatego powtórzył czynność, ale tym razem cmoknął go nieco wyżej.

- Przestań, proszę... - odezwał się znów, odwracając głowę w bok, żeby uciec wzrokiem.

Policjant posłuchał, chociaż wolałby dalej składać pocałunki na jego szyi, potem przenieść się na policzki chłopaka i skończyć na ustach, ale skoro Will nie chciał, był w stanie to uszanować. Zamiast tego odsunął się nieco od niego i odwrócił jego twarz w swoją stronę, żeby móc spojrzeć w te hipnotyzujące tęczówki. Mógł śmiało przyznać, że zakochał się w jego oczach, chociaż jeśli chodzi o precyzyjność - nie tylko w nich.

- Wiesz, że nie możemy być razem? - przypomniał Moore, starając się nie patrzeć na niego. Wolałby powiedzieć coś zupełnie przeciwnego, dać mu nadzieję, że może w przyszłości mogłoby wyjść z tego coś więcej, ale nie miał prawa tego robić.

- Dlaczego?

- Bo to byłoby samobójstwo.

- Więc dlaczego dajesz mi nadzieję?

- Bo chcę się pożegnać.

- O czym ty mówisz? - zaniepokoił się.

Zamiast odpowiedzi, usłyszał jedynie jak Will przełyka głośno ślinę.

- Co ty zamierzasz zrobić? - próbował dalej. W tym momencie był bardziej zdesperowany niż kiedykolwiek do tej pory. W głosie nie było słychać ani odrobiny pewności siebie, tylko strach. Jego wzrok biegał po twarzy chłopaka. - Will? Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz? Cokolwiek zamierzasz, nie dopuszczę do tego.

- Tak będzie lepiej.

- Dla kogo?

- Dla wszystkich. To ja tu jestem problemem, więc ja muszę zniknąć...

- Błagam, nie mów tak. Ty nie jesteś wcale problemem. Nie waż się nawet uciekać i nie próbuj zrobić sobie czegoś. Słyszysz, Will? - zapytał, obejmując dłońmi jego twarz. Moore zamknął na chwilę oczy i starał się cieszyć tym dotykiem. - Nie zostawię cię. Cokolwiek się stanie, będę z tobą. Zaufaj mi, Will.

- Charles, ja... - zaczął, ale nie dane mu było skończyć.

Gdyby tylko jego telefon nie zadzwonił w tym momencie, na pewno dokończyłby swoją wypowiedź. Chciał w końcu coś wyznać i nie musieć dalej dusić tego w sobie, ale chyba to nie był odpowiedni moment.

Vasillas odsunął się od niego, żeby mógł spokojnie sprawdzić kto dzwonił i obserwował jak jego dłonie się trzęsą podczas wyjmowania telefonu z kieszeni spodni. Widział strach w oczach chłopaka, gdy ten już wiedział kto próbował się z nim skontaktować. Zauważył, że jego klatka piersiowa zaczęła unosić się i opadać znacznie szybciej.

- To Nathaniel - oznajmił Will, zerkając na policjanta. Miał ochotę wyrzucić urządzenie, a potem uciec jak najdalej stąd razem z Charlesem, ukryć się przed wszystkimi.

- Spokojnie - powiedział, łapiąc za jedną z jego dłoni. - Jestem z tobą. Po prostu odbierz.

Tak zrobił. Nacisnął zieloną słuchawkę i przyłożył urządzenie do ucha. Wzrok skupił na palcach Charlesa oplatających jego dłoń, która wciąż trzęsła się ze strachu. Czuł się żałośnie w tym momencie, ale miał wsparcie Vasillasa i policjant starał się choć trochę uspokoić jego nerwy.

- Tak? - odezwał się.

- Przyjedź do B1 - usłyszał od Szefa.

~~🔥~~

A w następnym rozdziale Black i jego GENIALNY pomysł, który w teorii ma rozwiązać problem...

[Można już się bać 😁]

Fun fact: Charles już kilka razy przyznał się do uczuć względem pewnego uparciucha.

(Rozdział 26)

To też w sumie ja sprawdzająca coś, co podczas pisania wydawało się być genialne lol

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top