~21: A Śmierć kroczy za nami~
Przekonał się, że przynajmniej w jednej kwestii Vasillas nie kłamał – miejsce, do którego go zabrał, znajdowało się kilkanaście minut od miasta i była to niewielka wieś. Na jednym końcu domostwa zaczynały się już pojawiać pośród drzew kończącego się lasu, na drugim końcu znajdowała się pusta przestrzeń z samymi polami, a jakiś kilometr dalej zaczynała się kolejna wieś. Obiekt ich obserwacji miał swoją lokalizację jeszcze w lesie, a najbliższy dom znajdował się kilkanaście metrów od niego. Budynek przez nich obserwowany nie był wyróżniający się. Ot, zwykły dom na wsi, jednopiętrowy i szary jakich w pobliżu było wiele.
– To na pewno tu? – zapytał Will. Wciąż nie wierzył w jego dobre intencje.
– Tak.
Vasillas zaparkował samochód po drugiej stronie ulicy, ukrywając go chociaż trochę między drzewami. Nie chciał stać na widoku, bo to mogłoby ich zdradzić. Raczej nie sądził, żeby budynek był zabezpieczony jakoś wybitnie albo przynajmniej posiadał kamery. Dlatego też wjechał na polną ścieżkę i w pewnym momencie zjechał z niej, na pewno rozjeżdżając przy tym mniejsze roślinki.
Nie żeby coś, Will nie był fanem roślin ani wielkim ich obrońcą. Sądząc po tym, że u niego w mieszkaniu jedynymi roślinami jakie mogły przetrwać były kaktusy, które nie potrzebowały pielęgnacji ani nawet dużej ilości wody, można śmiało stwierdził, że z roślinami mu było nie po drodze. Zwrócił uwagę na to, że prawdopodobnie rozjechali jakieś krzewy czy małe drzewka tylko dlatego, że to Vasillas kierował. Nie było nic ciekawszego i sprawiającego większą radość niż wytykanie błędów swojego wroga.
Miał dodatkowo pewne wątpliwości co do całej tej sprawy. Być może to tylko jego umysł źle mu podpowiadał, ale warto było zachować ostrożność. Chociażby z powodu samego faktu kto mu towarzyszył. Chyba mniej stresujące byłoby realne spotkanie z tymi porywaczami i próba odbicia uprowadzonego dziecka niż spędzenie nocy w jednym samochodzie z Vasillasem, który przecież mógł to wszystko dokładnie zaplanować tylko po to, żeby zastawić pułapkę na niego albo, co gorsza, na Nathaniela. W tych podejrzeniach nie chodziło mu o to, że glina pomagał w porwaniu czy coś w tym stylu, a jedynie Will miał wątpliwości czy ten na pewno wpadł na jakiś trop czy to było tylko kłamstwo, żeby odciągnąć go jak najdalej od Szefa i reszty.
Biorąc to tak na zdrowy rozsądek – jakim cudem sam jeden Vasillas zdołał wpaść na jakąkolwiek wskazówkę? Podczas gdy cała grupa osób nie mogła niczego znaleźć, a kierowała się jedynie jakimiś podejrzeniami, które do niczego jak na razie ich nie doprowadziły. Coś tu było nie tak albo najzwyczajniej w świecie sprawdziło się, że głupi zawsze miał szczęście. Ewentualnie ten pies naprawdę był zamieszany w porwanie. Albo... ktoś sabotażował wszystko od środka, żeby tamci nie mogli niczego znaleźć. Pytanie tylko: kto? Vasillas? Tylko dlaczego? Typ raczej nie miał problemów we wspięciu się na wyższe stanowisko ze względu na swoich rodziców, którzy z łatwością mogliby go obsadzić na stanowisku prezydenta tego miasta albo nawet wyżej, gdyby się postarali. No właśnie. Idąc tym tropem – może chciał się pozbyć poprzednika?
Im dalej w takie myśli brnął, tym bardziej niekomfortowo się czuł w jego towarzystwie. Typ mógł go przecież bez problemu zabić w tym lesie, a potem zwalić winę na kogoś innego. Mógł go tu zakopać, żeby zżarły go robaki! Przerażała go ta wizja. Już chyba wolał siedzieć w samochodzie razem z tym psem niż mieć spotkanie z robactwem...
Spojrzał w stronę policjanta, który przez lornetkę obserwował dom, w którym rzekomo miał być Boyle albo nawet i porwana. Pierwsze co mu przyszło na myśl, to że Vasillas nie był jakoś wybitnie wyposażony na tę misję. Coraz bardziej podejrzewał, że to wszystko tylko kłamstwo.
Było już po północy, a oni wciąż siedzieli w samochodzie, znajdującym się nadal w tym samym miejscu. Silnik był wyłączony, wszelkie światła również, żeby nie zdradzać ich lokalizacji. W środku było już chłodno ze względu na ujemną wartość temperatury na zewnątrz, ale o dziwo glina posiadał z tyłu grzejnik przenośny, dzięki któremu dało się wytrzymać. Przynajmniej nie było opcji, że zamarzną tutaj obaj. Ponadto Vasillas był na tyle mądry, żeby zabrać ze sobą rękawiczki, dzięki czemu dłonie mu nie marzły i mógł spokojnie siedzieć z tą swoją lornetką i obserwować dom. W gorszym położeniu znajdował się Will, który siedział opatulony jedynie kurtką i z kapturem założonym na głowę.
Najśmieszniejsze było to, że Vasillas był zaopatrzony w dużo większą ilość rzeczy niż można się było spodziewać. To było aż zadziwiające. Czy on się szykował na jakąś apokalipsę zombie? Albo wojnę?
Z niechęcią musiał przyznać (ale nie na głos, oczywiście!), że ten dupek jednak był dobrze wyposażony i pomyślał chyba o wszystkim.
W pewnym momencie zauważył, że Moore trzęsie się z zimna, mimo że grzejnik nadal był włączony. Oczywistością było (choć nie według Willa), że nie zostawi chłopaka tak po prostu samemu sobie, żeby zmarzł i rozchorował się z jego winy, dlatego oddał mu swoją lornetkę i kazał mu obserwować budynek, a sam sięgnął na tylne siedzenie.
Moore bardziej niż na powierzonym zadaniu, skupił się na obserwowaniu kątem oka co robi jego towarzysz. Tak, aż tak bardzo mu nie ufał. Wolał widzieć co dokładnie robi ten wariat.
A Vasillas naprawdę nie miał żadnych złych zamiarów wobec niego... On tylko dał mu koc, żeby chłopakowi nie było zimno, a potem wziął od niego lornetkę. Same dobre intencje, nic więcej!
Jednak nawet takie zachowanie nie było powodem, żeby obdarzyć go choć odrobiną zaufania, uspokoić czujność i podejrzliwość Willa.
Jeśli chodzi o budynek, który był przez nich obserwowany – w środku wciąż świeciło się światło, a czasem było widać jak ktoś przechodzi w pobliżu okien. Zdarzyło się też, że ktoś podszedł do okna i zaczął się rozglądać, obserwując czy nikogo nie było w pobliżu. Poza tym, nic szczególnego ani wzbudzającego podejrzenia.
– Chcesz się przekimać? – zapytał w pewnym momencie Vasillas.
Przed udzieleniem jakiejkolwiek odpowiedzi, sprawdził na telefonie która była godzina. Dochodziła właśnie 2 w nocy.
– Nie – odpowiedział. – Nie jestem zmęczony.
W gruncie rzeczy nie kłamał. Chyba po raz pierwszy w życiu jego problemy z zaśnięciem miały jakiś pozytywny skutek. Cokolwiek by nie robił, nie dałby rady zapaść w sen w tym momencie. Z pewnością nie zrobiłby tego przy kimś, komu nie ufał, bo był zbyt czujny, żeby móc spokojnie spać w takich warunkach. Do diabła, on miał problemy z zaśnięciem w swoim własnym łóżku, a co dopiero tutaj.
Od dobrych kilkunastu minut nic się nie działo i to bardziej niż przez ostatnie kilka godzin ich obserwacji. Wcześniej chociaż światło było zaświecone w budynku, a teraz zapanowała tam kompletna ciemność. To było jak cisza przed burzą. Wiesz, że zaraz mogą pojawić się pioruny i grzmoty, ale nie możesz nic zrobić, pozostaje tylko czekać i niecierpliwić się.
– Masz – odezwał się znów Vasillas, podając mu swoją lornetkę.
Moore patrzył przez chwilę zdezorientowany na niego. Zastanawiało go dlaczego mu to po raz kolejny oddawał, ale przyjął przedmiot.
– Gdyby coś się działo – dodał – obudź mnie.
Zamiast patrzeć czy coś nowego działo się w budynku lub jego pobliżu, obserwował jak Vasillas opuszcza swoje siedzenie tak, że ostatecznie praktycznie znajdował się w pozycji leżącej.
– Co tak patrzysz? – zapytał, kładąc się i zastygając w bezruchu. Wzrok skierowany miał na Willa. – Chcesz się położyć ze mną i przytulić, żeby ci było cieplej?
– Chyba śnisz – zakpił Moore.
– Jak chcesz – oznajmił obojętnie. Nie przejął się odmową, bo nie liczył na to, że chłopak się zgodzi. – Gdybyś potrzebował jedzenia albo picia, masz w torbie.
Wiedział o tym. Niedawno Vasillas częstował go herbatą z termosu, pytał też czy Will nie jest głodny, ale ten nie chciał niczego. Zdania nie zmienił nawet, gdy policjant stwierdził, że przecież go nie otruje. Był tak uparty i trwał przy swoim, nawet kiedy glina napił się pierwszy, po czym zaproponował mu znów.
Początkowo nie wierzył, że Vasillas naprawdę zaśnie. Jak można było tak po prostu pójść spać, będąc w jednym samochodzie z kimś, kto jest twoim wrogiem? To było dla niego niewyobrażalne, ale chyba ten pies był z tych, którzy potrafią zasnąć w każdym miejscu bez względu na wszystko.
Przez kilkanaście pierwszych minut jego uwaga wirowała gdzieś pomiędzy obserwowanym przez nich obiektem a Vasillasem. Ciężko mu było uwierzyć, że on serio spał, ale gdy usłyszał jego spokojny, równomierny oddech, podejrzenia osłabły nieco.
Nadal zachowując ostrożność, napisał do Nathaniela wiadomość, że wciąż obserwując budynek, choć nie mają dowodów. Zawiadomił go, że wszystko było jak na razie w porządku, ale na wszelki wypadek wysłał mu swoją dokładną lokalizację. W odpowiedzi dostał zapewnienie, że niedługo ktoś zjawi się gdzieś w pobliżu, żeby nadzorować sytuację i wesprzeć go, gdyby zaszła taka potrzeba.
~🔥~
Wszystko zaczęło się jeszcze przed 7 rano, a więc przed wschodem słońca. Niebo już zaczęło się rozjaśniać, ale wciąż nie było widać słońca i raczej miało się ono dziś nie pokazać ze względu na zachmurzenie.
Niedługo po 6 światło w budynku ponownie zostało zapalone i z tego powodu Moore obudził policjanta, który niemal natychmiast wziął się za obserwacje.
– Spałeś chociaż przez chwilę? – zapytał wtedy, przecierając zaspane oczy.
– Nie – odparł zgodnie z prawdą Moore.
Glina obdarzył go krótkim spojrzeniem, sprawdzając jak bardzo źle i na ledwo żywego wyglądał właśnie chłopak, ale trzeba mu było przyznać, że się dobrze trzymał. Albo przynajmniej jego gra aktorka była na wysokim poziomie. Biorąc pod uwagę profesję jego siostry, wszystko było możliwe.
– Gdyby coś się działo – kontynuował, wracając do obserwowania – dasz radę?
– Tak.
– Jeśli jesteś zmęczony, po prostu powiedz.
– Nie jestem – powiedział z irytacją. Nie lubił się powtarzać. Skoro powiedział, że da radę, nie kłamał. – Czemu jesteś taki upierdliwy i potrafisz zadawać jedno pytanie w kółko?
– Bo nie chcę cię narażać, okej? – wyrzucił z siebie, choć wcale nie planował tego mówić.
Na tym skończyła się ich rozmowa, a potem między nimi była już tylko cisza, której żaden z nich nie chciał przerwać, bo ona była zdecydowanie bardziej komfortowa.
Mniej więcej wpół do 7 na poboczu zaraz przy obserwowany przez nich domu, zatrzymał się samochód, a facet, który z niego wysiadł, wszedł do środka, wyciągając przedtem coś zawiniętego w materiał z bagażnika i biorąc to ze sobą. Wtedy też Vasillas zadzwonił do kogoś, kogo nazwał ''Rosa'' i powiadomił ją, że coś zaczyna się dziać. Moore domyślał się, iż była to jego partnerka z pracy, zapewne ta sama, która raz z nim rozmawiała, ale jego niezbyt dobra pamięć do imion nie pozwalała mu być pewnym.
Przez kolejnych kilka minut nic się nie działo, jednak teraz rzeczywiście była to tylko cisza przed burzą. Zbyt nagle zrobiło się spokojnie, żeby mogło być naprawdę dobrze. Oni w napięciu obserwowali budynek, starając się dostrzec cokolwiek, ale wydawało się, że w środku nikogo nie było. Nie widzieli ruchu, ale światło się paliło.
Od obserwacji oderwało ich ciche brzęczenie. Moore omal nie podskoczył, gdy coś zaczęło wibrować w jego kieszeni. Wiedział, że to tylko jego telefon, ale mimo wszystko i tak się przestraszył. Vasillas o wiele lepiej ukrył swoje emocje w tamtym momencie i udawał, że wciąż wykonuje swoje zadanie, jednak kątem oka zerkał chłopaka, który wyjął swoją komórkę i odebrał.
– Will, ona tam jest – usłyszał szept z telefonu.
Nie dość, że nie spodziewał się, że nagle Harper do niego zadzwoni, to jeszcze zaskoczyła go taką wiedzą i swoim szeptaniem do telefonu.
– Wezmę cię na głośnik – powiedział, przerywając jej.
– OK. Musicie działać szybko, bo oni ją wyprowadzają.
– Skąd...?
– Nieważne. Idźcie pod budynek. Tylko szybko! Ja zaraz do was dotrę.
Rozłączył się, a zaraz potem rzucił się do wyjścia, uprzednio zostawiając telefon na siedzeniu. Gdy biegł w stronę tego domu, zauważył, że Vasillas podąża za nim. Wcale go to nie dziwiło i pewnie własnymi rękami by go zamordował, gdyby ten został.
Kiedy już dotarli do samochodu, znajdującego się przy budynku, schowali się za nim, bo ktoś otwierał drzwi do tego domu. Wymienili się spojrzeniami, obaj zastanawiając się czy ten drugi ma jakiś plan. Właściwie to żaden z nich go nie posiadał, ale w każdym razie priorytetem było zatrzymanie porywaczy i uwolnienie dziecka.
Charles podał mu pistolet, który zabrał ze schowka. Był prawie pewny, że Moore miał też swoją broń, ale wolał dmuchać na zimne i dać mu coś do obrony. Inaczej chyba musiałby zamknąć go w swoim samochodzie, żeby tylko go nie narażać.
Potem wszystko działo się już na tyle szybko, że nie było czasu, żeby nad czymkolwiek rozmyślać.
Tamci raczej nie spodziewali się ataku, ale nie zmienia to faktu, że Will i Charles nie mieli żadnego planu, a dodatkowo byli na nieznanym terenie i nie wiedzieli z iloma osobami przyjdzie in się zmierzyć, a nawet nie mogli być pewni czy ktokolwiek im pomoże. Do diabła, oni nawet nie mieli pewności czy ta dziewczynka jest w tym budynku! Byli od razu na straconej pozycji, ale mimo wszystko podjęli próbę, tym samym ryzykując własnym życiem. Co z tego wyjdzie mieli się niebawem przekonać...
Nie wiedzieli tego, ale swoje ciche kroki stawiała za nimi Śmierć.
Najpierw jeden wyszedł z budynku z zamiarem dostania się do auta. Taka sytuacja była dla nich akurat korzystna, bo mogli go zaatakować z zaskoczenia i powalić. Tak też zrobił Vasillas, który nie chciał dopuścić Willa do bójki, mimo że od postrzału minęło już sporo czasu i chłopaka był całkowicie sprawny fizycznie. Tak więc za samochodem już nie ukrywali się sami, bo teraz był z nimi nieprzytomny facet. Jak to mówią – lepszy rydz niż nic.
Dalej już nie było tak łatwo, bo pozostali skapnęli się, że coś było nie tak, gdy jeden z nich wyszedł na zewnątrz i nagle zniknął. Lepszego pomysłu nie mieli, więc kiedy tamci zbliżyli się do samochodu, musieli wyjść z ukrycia i zaatakować jako pierwsi.
Tamtych było też tylko dwóch, ale nie było pewne czy w środku nie mieli większego zasobu ludzi z pistoletami. Jednego z nich bez najmniejszego problemu Vasillas postrzelił w prawą rękę, dzięki czemu ten upuścił swoją broń i nagle zaczął uciekać w stronę lasu, chyba sądząc, że nie mają już żadnych szans. Stchórzył? Stwierdził, że rzuca tę robotę?
O wiele gorszy był przeciwnik Willa, który schował się za gratami, znajdującymi się na podwórku i czekał na odpowiedni moment, żeby ich zaatakować.
Vasillas zbliżył się do Moore'a, żeby ustalić dalszy plan działania. Zaczęli szeptać między sobą w pośpiechu, co jakiś czas wyglądając zza auta czy tamten nie wyszedł z kryjówki.
Chwila nieuwagi, a ich przeciwnik zaszedł ich od drugiej strony, żeby skryć się od strony bagażnika, podczas gdy oni poszli w stronę podwórka i próbowali zajść go od dwóch stron, aby im nie uciekł. Ich genialny plan nie uwzględniał takiej sytuacji, więc zdziwili się trochę, gdy go tam nie zastali. Zaczęli rozglądać się w celu ustalenia jego pozycji, jednak nie dostrzegli go, dopóki on się podniósł.
Kula wystrzeliła z pistoletu jednego z porywaczy prosto w stronę niczego jeszcze nieświadomowego Willa. Chłopak stał zaraz obok policjanta i był odwrócony w innym kierunku niż ten, z którego do niego wystrzelono. Jedynym, co uratowało go przed postrzałem był Vasillas, który zlokalizował tamtego o wiele szybciej i popchnął Willa, tym samym przyjmując na siebie pocisk, który wcale nie miał być dla niego.
Moore mógł tylko obserwować jak kula leci prosto w brzuch policjanta, a potem jak ten upada po spotkaniu z nią.
~🔥~
Rozdział miał być wcześniej, ale trochę mi się umarło lol. Jakoś jednak udało mi się wrócić na trochę do żywych i go mniej więcej sprawdzić. Proszę docenić moje poświęcenie, żeby ten rozdział w ogóle dziś był.
I memem o mnie pozwolę sobie zakończyć (tak, to trochę spoiler). Dziękuję za uwagę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top