~11: Relacje tylko przyjacielskie?~

– Słuchasz mnie? – zapytała, machając mu dłonią przed twarzą, żeby jakoś zwrócić na siebie jego uwagę.

Podniósł na nią wzrok i kiwnął głową. Nie wyglądał jakby słuchał, a właściwie raczej nie był zainteresowany tym, co dziewczyna miała mu do powiedzenia. Cały czas wpatrywał się w ekran telefonu, czasem stukał coś palcami o wyświetlacz. Przez większość czasu prowadził ożywioną wymianę wiadomości z siostrą, dlatego trochę olewał Riley.

Siedzieli tu już dobre kilkanaście minut. Z powodu tego spotkania Moore po raz pierwszy od dłuższego czasu wrócił do swojego własnego mieszkania. Wszystko, żeby tylko odbyć rozmowę z Afrodytą. Kobieta miała mu przekazać pewne tajniki w kwestii zbliżenia się do osoby obserwowanej (bo on się nie nadawał do tej i nic o tym nie wiedział), ale ewidentnie miał lepszy plan na spędzanie czasu. Nie był wcale chętny do rozmowy z nią i nie potrzebował jej rad.

Zrezygnowana opadła na fotel i wzrokiem zaczęła wiercić w nim dziurę. Nie odzywała się, czekając na moment, w którym on sam zauważy, że zamilkła. Obserwowała ze spokojem jak Will uśmiecha się, a po chwili zaczyna znów coś pisać. Wiedziała, że jest dość specyficzną osobą, ale bardziej spodziewała się, że będzie chciał załatwić to jak najszybciej. Nigdy wcześniej nie pracowali tylko we dwoje, a nawet nie znali się zbyt dobrze. Ona zwykle była jako przyjnęta albo szpieg, a do niego należała bardziej 'brudna' robota.

Wyłączył telefon i odłożył go na swoje kolana, żeby następnie spojrzeć na nią.

– Też wolałabym, żeby nikt nie wtrącał się do moich zadań – powiedziała ze spokojem. Chyba trudno było wyprowadzić ją z równowagi. – Chciałabym zrobić to sama i nie kazać nikomu babrać się w tym. Wiem, że takie udawanie i jawne manipulowanie kimś nie jest zadaniem, które chcesz wykonywać.

– Sam jestem sobie winny – stwierdził. Fakt, nikt go przecież nie zmuszał, on sam się na to zgodził. Tak, żałował tego teraz, ale nie chciał się przyznać.

– Dobra. – Pochyliła się w jego stronę i popatrzyła na niego odrobinę spod byka. Chyba jednak była zła. – Tak naprawdę nie musisz go kokietować czy coś. Twoim zadaniem jest po prostu się do niego zbliżyć na tyle, na ile jest to możliwe.

– Możesz mi powiedzieć dlaczego ja mam to robić? Jaki dokładnie jest plan?

Westchnęła, zastanawiając się czy powinna mu powiedzieć o wszystkim wprost czy może lepiej pewne szczegóły było na razie zataić.

– Pewnie sam zauważyłeś – zaczęła – że ten pies obrał sobie za cel ciebie. Nie jest tylko pewne dlaczego, a przynajmniej na razie.

– Podejrzewacie, że on po prostu chce mnie wykorzystać, żeby dostać się do Szefa, prawda?

Skoro zaczęli w końcu rozmawiać na poważnie, nie było sensu owiać w bawełnę. Wyraz jego twarzy stał się tak typowo poważny, prawie obojętny.

– Tak – potwierdziła szczerze. – To nie jest pewne, ale to najbardziej logiczne rozwiązanie. Dlatego musisz się pilnować. Wciąż zbieramy informacje o nim i go obserwujemy, ale nie wiele na razie to daje. Nasze wtyki nie wiedzą nic o żadnej akcji pod przykrywką ani niczym takim.

– Albo działa sam – domyślił się do czego zmierzała – albo jest to tajna akcja.

– Właśnie.

Gdyby to naprawdę była jakaś akcja prowadzona przez policję i jeszcze byłyby w nią zamieszane inne służby, byliby poważnie udupieni. To zdecydowanie utrudniłoby im pozbycie się Vasillasa. Jeśli ten naprawdę próbował zbliżyć się do Willa, żeby pozyskać informacje o Nathanielu i nagle coś by mu się stało, byliby pierwszymi podejrzanymi.

– A jakie są inne możliwości? – zapytał. Sam też rozważał inne opcje, ale pewne z nich go nie przekonywały i wolał o nich nie wspominać.

– Może Vasillas jest psychopatą, który ma obsesję na twoim punkcie? – Wzruszyła ramionami. Tym potwierdziła, że inne możliwości nie były zbyt wiarygodne nawet dla nich.

– Lepiej zostańmy przy próbie wykorzystania mnie.

To było o wiele lepsze wyjście. Wolał nawet nie myśleć o tym, że Vasillas mógłby być nim w jakiś sposób zainteresowany w innych celach niż chęć dostania się do Nathaniela i zdobycia informacji na jego temat. A już na pewno nie podejrzewał tego psa o jakiekolwiek uczucia względem niego...

– Ja próbowałam się do niego zbliżyć – przyznała, nie patrząc na Willa. Jej wzrok zatrzymał się na oknie. – Nie udało się. Facet nie złapał przynęty i nawet nie udawał zainteresowania mną. Próbowaliśmy mu podsunąć kogoś innego, bardziej znanego w półświatku, ale też się nie udało. Było to samo, co ze mną.

Jeszcze wczoraj całkiem przypadkiem na Vasillasa wpadła pewna kolejna piękna kobieta, która pracowała z Nathanielem. Oficjalnie była tylko znajomą Szefa, a w weekendy pracowała jako zwykła barmanka i czasem miała akcje z Riley. Znana jako Czerwony Kapturek z powodu jej zamiłowania do odcieni czerwieniu, kilka razy już wylądowała na komisariacie, skąd była natychmiast wyciągana. Fakt, ściągała na siebie uwagę, ale jakoś nikt nie miał jej tego za złe. Istniały nawet plotki, że ona i Black romansują ze sobą, ale ten kto znał Szefa lepiej, doskonale wiedział, że to nieprawda. Kapturek była impulsywną kobietą, która często miała kastety przy sobie i potrafiła przywalić, gdy ją zdenerwowano, a to potrafiło zdarzać się dość często. Powstało nawet powiedzenie, że za każdy seksistowski tekst w jej stronę, trzeba było zapłacić własną krwią, ewentualnie zębami. Prawdopodobieństwo, że znano ją wśród psiarni było wysokie, a już na pewno o wiele wyższe niż że znano tam Willa i wiązano go z nie do końca legalną działalnością Nathaniela.

– Co, jeśli mi również nie uda się nic osiągnąć? – zapytał zaciekawiony czy ustalili wszystkie szczegóły.

– Wtedy pewnie Vasillas nagle popełni samobójstwo albo po prostu zniknie.

Zauważył, że podczas mówienia o tym uważnie go obserwowała, starając się wychwycić jego reakcję. Nie rozumiał tylko dlaczego. Czy to była sugestia, że również to zadanie będzie należało do niego? Sprawdzała czy będzie chętny do zrobienia tego?

– Will – odezwała się po chwili. – Chcę wiedzieć jak daleko jesteś w stanie się posunąć podczas tej akcji.

– Pytasz czy jestem w stanie go zabić?

– Nie do końca. Ty nie odpowiadasz za takie misje. Chodzi mi o rozwijanie relacji z Vasillasem.

Domyślał się do czego to zmierzało, ale ten kierunek mu się nie podobał. Wiedział jak działała Riley i co robiła. Już chyba wolałby go po prostu zabić, bo to było o wiele łatwiejsze. Dla niego wszystko było łatwiejsze niż jakiekolwiek relacje międzyludzkie!

– Zwykle dążę do tego, żeby uwieść nasz obiekt – kontynuowała. – Potem, gdy już zostajemy sami, zwykle trzeba dosypać coś do picia. Kolejnym krokiem jest wydobycie informacji, czasem kradzież jakiegoś sprzętu z danymi.

– Więc wszystko sprowadza się do tego, żebym spróbował zaciągnąć go do łóżka? – zapytał niezadowolony. Miał szacunek do siebie i zdecydowanie nie był męską dziwką. Czy oni serio chcieli, żeby upadł aż tak nisko?

– Nie. Na razie masz go obserwować. Jeśli uda ci się wejść w relacje przyjacielską, to wystarczy. – Spojrzała na niego poważnie. – Will, moja praca nie polega w gruncie rzeczy na sypianiu z nimi. Nie robię tego. Chodzi po prostu o sprawienie, żeby uwierzyli w to, że chcę to zrobić, aby uśpić ich czujność.

Relacja przyjacielska? Z policjantem? Świetny żart. Co oni sobie myśleli? Że Vasillas da się zmanipulować i podejść im tak łatwo? Jeśli naprawdę próbował rozpracować ich grupę, właśnie pójdą mu na rękę i sami się pogrążą. W ten sposób mogli postępować z innymi, bo zwykle byli to faceci, którzy mieli żony i skandale mogły zniszczyć im reputację. Ich ofiary nie zgłaszały tego na policję, bo dostawały pewne piękne zdjęcia z inną kobietą, które zostałyby opublikowane, gdyby jednak poszliby na współpracę z psami. Zwykle rzadko kiedy posuwali się do takich metod, potrafili się także dogadać, ale w przypadku Vasillasa porozmumienie stron na razie nie wchodziło w grę. Przecież on sam był z policji, dodatkowo z wszelkich informacji o nim wynikało, że nie był w związku. Ujawnienie jakichkolwiek zdjęć byłoby bez sensu.

– Ale jeśli będzie taka konieczność – podjęła znowu, a jego zaczynało to już nudzić i irytować zarazem – czy będziesz w stanie go uwieść albo coś mu dosypać?

~🔥~

Niepokoił go fakt, że Vasillas rzeczywiście odwalił się od niego po tym zdarzeniu w klubie. Czyżby po prostu rozwiązanie sprawy z atakiem na Larissę pomogło? Może tak naprawdę nie chodziło o jego powiązanie z Nathanielem, a jedynie ten pies chciał dokończyć śledztwo? Z jednej strony, cieszyło go nagłe zniknięcie Charlesa z jego życia, ale zarazem odczuwał ogromny niepokój, który z każdym dniem rósł jeszcze bardziej. To mogła być tylko cisza przed burzą. Wciąż czuł się obserwowany, śledzony na każdym kroku, przez co nie mógł skupić się na niczym i żył w stresie, oglądając się wciąż za siebie i patrząc czy w pobliżu nie ma nikogo podejrzanego.

Jedynie Larissa nie czuła się już wcale zagrożona i swobodnie wychodziła z mieszkania, nie odczuwając już tak wielkiego strachu. Zaufała policji, że ci złapali i zajęli się sprawcami. Nadal wolała, żeby brat mieszkał z nią, ale teraz już nie przerażała jej wizja zostania w domu przez cały dzień bez niego. Na zakupy zwykle chodzili razem, gdyż Will wolał nie zostawiać jej całkiem samej. To była wciąż świeża sprawa, więc potrzebowała wsparcia i obecności kogoś bliskiego.

On miał wrócić do swojej pracy dopiero w następnym tygodniu, gdy już mniej więcej powróci do pełnej sprawności. Nie uważał, aby jego obrażenia były na tyle poważne, żeby nie mógł robić kompletnie nic przez dłuższy czas niż dwa tygodnie. Już i tak zaczynało mu brakować roboty, a nawet jakiegokolwiek zajęcia. To było tylko draśnięcie i nic więcej, już nawet teraz był w stanie normalnie ruszać ręką, ale Nathaniel stwierdził, że lepiej będzie, gdy ten wróci do całkowitej sprawności niż żeby potem mieli żałować jego zbyt wczesnego powrotu do roboty. Mimo to on potrzebował zajęcia, żeby odwrócić swoją uwagę od problemów.

Na niebie nie było żadnych znaków, że wszechświat znów coś planuje, jednak coś się zbliżało. Niezapowiedziana sytuacja robiła małe kroczki, zbliżała się z każdą kolejną chwilą i czaiła w mroku niczym drapieżnik na swoją ofiarę.

Nie spodziewał się niczego, gdy wychodził razem z Larissą do galerii handlowej na zakupy. Jedyne czego oczekiwał, to że zmarnuje całe swoje poniedziałkowe popołudnie na chodzenie z osobą, która najchętniej wykupiłaby pół zawartości sklepów z ubraniami i biżuterią. Zapewne będzie go ciągała wszędzie tam, gdzie zobaczy coś ciekawego, potem będzie to przymierzała i pytała go o zdanie. Już współczuł jej przyszłemu partnerowi. Podczas zakupów jej energia wydawała się nie mieć końca i żadnych ograniczeń. Larissa była wtedy po prostu niezniszczalna.

Już nawet nie liczył do którego sklepu teraz wchodzili, bo odwiedzili ich zdecydowanie za wiele tego dnia. Plusem było jedynie to, że tym razem znajdowały się tutaj też ubrania w jego, zdecydowanie mroczniszym stylu. Każdy sklep oferujący dużą ilość czarnych ciuchów był dla niego dobry i w takim mógł przetrwać, nawet jeśli Larissa zechciałaby siedzieć tu kilka godzin. Rozdzielili się na chwilę, bo ona udała się w miejsce, gdzie znajdowały się bardziej eleganckie rzeczy typu kiecki, ubrania z dużą ilością koronek i bluzki z bufiastymi rękawami. Moore po prostu poszedł się rozejrzeć po dziale męskim, żeby nie umrzeć z nudów.

– Znów ty – usłyszał tuż za sobą głos, który przyprawił go o gęsią skórkę.

Nie raczył się odwrócić i zaszczycić go swoim spojrzeniem, zamiast tego przeglądał ubrania, przesuwając kolejne wieszaki. Wolał udawać, że ważniejsze jest znalezienie dla siebie odpowiednich ciuchów niż rozmowa z nim albo chociażby obdarzenie go swoją uwagą.

– Ktoś tam z góry się na nas uwziął – rzucił tylko.

– Zdecydowanie.

– Albo mnie śledzisz – dodał, zerkając na niego i na chwilę zawiesił na nim chłodne spojrzenie.

Vasillas z nie idealnie ułożonymi włosami stał zaraz przy nim. Niektóre kosmyki sterczały mu na boki, jakby bojąc się zbliżyć do reszty. Lekko zaróżowione policzki jasno mówiły, że dopiero wszedł do budynku po pobycie na zewnątrz, gdzie panowało nieprzyjemne zimno. Błękitny szaliku dość luźno zarzucony na jego szyi w sumie pasował mu do jego niebieskich oczu, kontrastując zarazem z jasno-brązowym płaszczem, którego guziki pozostały niezapięte. Do tego szara bluza i tego samego koloru dres dodawały komizmu i sprawiały wrażenie chaosu. Larissa pewnie dostałaby zawału, gdyby zobaczyła takie połączenie. Stwierdziłaby, że jest zbyt pstrokato i to w nieodpowiedni sposób.

Tymczasem stojący obok Will, pomocnik kostuchy, ubrany cały na czarno. Bojówki znikały w glanach sięgających do połowy łydki i będących na wyższych podeszwach. Rozsunięta bluza z kapturem ukazywała pod spodem koszulkę. W rękach trzymał swoją kurtkę.

Tak, byli kompletnymi przeciwieństwami. Niczym yin i yang, ale oni nie uzupełniali się, nie współgrali ze sobą.

– Gdybym naprawdę cię śledził, musiałbym przyznać, że byłoby to dość przyjemne zajęcie – przyznał z uśmieszkiem na ustach. – Niestety muszę wykonywać dużo gorszą robotę.

– Jak mi przykro. – Udawał, a dla wzmocnienia efektu rozchylił wargi i przyłożył sobie dłoń do policzka. Może jednak nadawał się na aktora i powinien iść tą ścieżką razem z Rissą?

– Jesteś taki okrutny, a ja nawet nie mogę ci nic zrobić. – Mówiąc to, pokręcił lekko głową. – Obrażanie policjanta na służbie nie wchodzi w grę, bo aktualnie nie jestem tu służbowo. Dodatkowo jesteś ranny, a nad słabszym nie będę się pastwił.

Czyżby glina stosował teraz jego taktykę? O nie... Tak być nie może. Jego zajęciem było rzucanie chamskimi tekstami i obrażanie innych, więc niech lepiej, z łaski swojej, odwali się i nie zabiera mu roli. Zdecydowanie nie było tu miejsca dla nich dwóch!

– Więc teraz oddal się, skoro jesteś tak łaskawy i nie zamierzasz się nade mną pastwić.

Misja swoją drogą, ale teraz nie był odpowiedni moment na jej realizację (I chyba nigdy nie będzie). Że też Vasillas zawsze musiał pojawiać się w złym momencie, gdy on nie był na to ani trochę przygotowany. Aktualnie nie miał nawet nastroju na żadną rozmowę, a już szczególnie nie z nim. Był po prostu zmęczony.

– Ty naprawdę musisz nienawidzić ludzi, co? – zapytał Charles.

Nie do końca rozumiał o co mu chodziło. Miał wiele powód do niechęci względem niektórych, więc nie miał pewności o którym z nich mówił.

– Dla wszystkich jesteś wredny – uzupełnił swoją wypowiedź, widząc minę Willa – czy tylko ja mam ten zaszczyt?

– Gdybym cię nienawidził, nie rozmawiałbym z tobą. Nie czuj się wybrany, bo czasem rozmawiam z kimś tylko po to, żeby podnieść level swojej złośliwości.

– Ja jestem przykładem tego 'czasem'?

– Może – odparł z cwanym uśmieszkiem na twarzy i dodatkowo wzruszając ramionami.

– Czyli jestem – odpowiedział sobie sam na to pytanie. Był prawie pewny, że Moore się nim tylko bawi.

– Tak łatwo się poddajesz? – mówił z udawanym przejęciem, gestykulując, żeby dodać dramatyzmu.

– Nigdy, Moore. – Trochę zaniepokoił go uśmieszek gliny, gdy wypowiadał te słowa i sposób akcentowania jego nazwiska. Obserwował go uważnie, jakby Vasillas miał zaraz zaatakować. – Zapamiętaj te słowa.

– To groźba? – zapytał, marszcząc, tak typowo dla siebie, brwi.

– Nie. Bardziej obietnica. Potrafię walczyć, nawet jeśli wszystko jest przeciwko mnie.

– Obudził się w tobie poeta? – Próbował żartować, choć tak naprawdę zachowanie i słowa policjanta nie były mu wcale takie obojętne i szczerze zaczynały go niepokoić. Czyżby ten właśnie sugerował, że za wszelką cenę dowie się prawdy i zniszczy wszystkich powiązanych z Nathanielem?

– Dla pewnych osób mogę być nawet poetą.

Czy tylko mu się wydawało, czy też może Vasillas właśnie puścił do niego oczko? Nie miał pewności, ale szaleństwa u siebie również nie podejrzewał, choć wszystko było możliwe...

– Muszę już iść – odezwał się, żeby przerwać ten cyrk. W tym momencie chciał już tylko uciec, więc zrobił to. Po prostu odszedł.

~🔥~

Fun fact: dokładnie 31 maja 2023 w mojej głowie zaczął rodzić się pomysł na fabułę tego 'dzieła', a więc minął już ponad rok. Co prawda, zaczęłam to pisać dopiero w lipcu, ale jednak ta historia żyje ze mną już rok.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top