Rozdział 4, cz. 1
Resztę wieczoru, noc i niemal cały następny dzień kotłowałam się w łóżku, uprawiając seks z Ezrą w krótkich przerwach, kiedy akurat nie musiał spędzać czasu przed laptopem, wykonując powierzone mu przez Russeau zadania. Wpatrywałam się długimi godzinami w jego profil, oświetlony niebieskim światłem monitora. Skupiony wzrok wodził po ekranie i co jakiś czas zerkał na mnie z ukosa. Wtedy na przystojną twarz wypływał ledwo widoczny uśmiech, poprzedzony odgarnięciem niesfornego kosmyka z mojej twarzy, który usilnie wracał na swoje miejsce, bez względu na to, jak często Ezra zakładał go za ucho.
W końcu zwykła ludzka fizjologia zmusiła mnie do podniesienia się z łóżka. Skierowałam kroki od razu do łazienki, ogarnęłam potrzeby i wskoczyłam pod prysznic, by zmyć z siebie pot i kurz poprzedniego dnia. Wciąż byłam poirytowana, ale byłam w stanie opanować swoje emocje na tyle, by nie wrzeć z wściekłości. Dostrzegłam na półce żel pod prysznic Ezry, który zwykle znajdował się w szafce pod umywalką. Musiał ogarnąć się, kiedy zasnęłam.
Moje myśli wciąż krążyły wokół Nicoli. Nachodziło mnie coraz więcej wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście jest trimisem, tak jak twierdzili Jean Luc i Ezra.
Przez dziesięć ostatnich lat poznałam ich wielu i żaden, nawet najstarszy z nich, nie miał tak rozwiniętych umiejętności. Trimisi mieli nadludzką siłę i szybkość, potrafili nagiąć czyjąś wolę, owinąć sobie zwykłego śmiertelnika wokół palca, wtapiać się w mrok. Wyczuwali niebezpieczeństwo z wielu kilometrów, bezbłędnie rozpoznawali demony nawet wtedy, gdy te ukrywały swoje moce.
W końcu te były jedynie kolejną mutacją ujawnioną po wielkim wybuchu, nijak miały się do biblijnych mieszkańców piekieł. Swoją nazwę zawdzięczały jedynie krwiście czerwonym tęczówkom. Potrafiliśmy rozpoznać potwory. Odpowiednio wyszkolone demony pomagały żołnierzom je wyeliminować.
Jednak żaden z moich pobratymców nie był na tyle zdolny, by oszukać któregokolwiek z nas. Czym więc był Nicola Dubois? Może Ezra miał rację i powinnam mieć kogoś do pomocy przy tym zadaniu, jednak co zmieni dodatkowa osoba, skoro facet jest całkowicie poza czyimkolwiek zasięgiem?
Jedno było natomiast pewne – ja nie byłam dla niego żadną niewiadomą. Skoro odszukanie go graniczyło z cudem, należało sprawić, by to on chciał przyjść do mnie. Zabawa w kotka i myszkę nie leżała w mojej naturze, jednak tym razem za bardzo nie miałam wyboru.
Owinęłam się pospiesznie ręcznikiem i wybiegłam z łazienki, pozostawiając na podłodze mokre plamy. Wpadłam do sypialni, ale Ezry w nim nie było. Dopiero w tamtym momencie dotarł do mnie cudowny zapach świeżo parzonej kawy. Wytarłam się niedokładnie i zgarnęłam z poręczy krzesła koszulkę, która wylądowała na nim poprzedniego wieczora. Naciągnęłam ją przez głowę, kierując się w stronę kuchni.
Ezra stał podparty ręką o blat wyspy kuchennej i wciąż wpatrywał się w ekran laptopa. W drugiej dłoni trzymał kubek z parującym naparem. Podniósł na mnie swoje śliczne oczy, podkreślone dodatkowo srebrnymi oprawkami. Uśmiechnął się, a na jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki.
– Dla ciebie też zrobiłem – powiedział, wskazując głową blat, znajdujący się po przeciwnej stronie.
– Potrzebuję pół kilograma czystego, organicznego fentanylu i litr soli fizjologicznej – oświadczyłam, zanim zaczęło docierać do mnie, jak głupio to musiało zabrzmieć.
Ezra wyprostował się, odstawił kawę na blat, zdjął okulary i przetarł oczy, by na końcu ścisnąć dwoma palcami grzbiet nosa. Milczał, a ja przestępowałam z nogi na nogę, czekając na jego odpowiedź.
– Chcesz pozbawić życia połowę populacji tego miasta? – zapytał w końcu.
– Chcę ukołysać do snu tylko jednego człowieka – odpowiedziałam poważnym tonem.
Jedna brew Cohena poszybowała ku górze.
– Chyba do snu wiecznego.
Nie skomentowałam tego. Ezra parsknął i pokręcił głową w niedowierzaniu. Jednak moja zacięta mina musiała uświadomić mu, że ja wcale nie żartuję, bo natychmiast spoważniał. Usiadł i wskazał drugie krzesło. Bez gadania zajęłam miejsce. Przysunął mi kubek z gorącym jeszcze napojem.
– Organiczne opioidy są bardzo ciężkie do zdobycia. I bardzo drogie – podsumował prawdopodobnie swoje własne procesy myślowe, jakie zaszły w jego mózgu przez tę krótką chwilę, w której delektowałam się kawą.
– Wiem.
– Po co ci aż pół kilo?
– Nie wiemy, czym jest Nicola Dubois. Nie wiem, ile będę potrzebowała, żeby go obezwładnić. – Wzruszyłam ramionami.
– Potrzeba niecałe trzy miligramy, żeby uśmiercić człowieka mojej postury.
– Ale on nie jest twojej postury. I prawdopodobnie nie jest człowiekiem. Skoro mnie śmiertelna dawka fentanylu jedynie nieznacznie otumania , to ile będzie potrzebował ktoś taki, jak on?
Ezra wydął usta. Niemal widziałam, jak trybiki w jego głowie przesuwają się, pracują na najwyższych obrotach, żeby tylko odkopać z czeluści umysłu jakiekolwiek dane, które pozwolą odwieść mnie od tego pomysłu.
– Na kiedy? – Wziął do ręki telefon i przesunął palcem po ekranie, zapewne wybierając numer do Jean Luca.
– Na... – Spojrzałam na cyfrowy zegarek, znajdujący się przy piekarniku. – Na za cztery godziny.
Palec Ezry zamarł nad ekranem. Mężczyzna spojrzał na mnie jak na wariatkę. Otworzył usta, by coś odpowiedzieć, ale natychmiast je zamknął. Chyba zabrakło mu słów.
– No dobra. Zacznijmy od początku. – Wstał, obszedł wyspę i oparł się o jej blat jednym ramieniem, równając twarz z moją. – Co się urodziło w tej twojej ślicznej główce?
***
Mimo wszystko Ezra zadzwonił do Jean Luca i złożył zamówienie na pół kilo fentanylu, zanim cokolwiek mu wyjaśniłam. Nasz szef nie był zbytnio zadowolony z tego pomysłu, a szczególnie z tego, w jakim czasie trzeba było zorganizować towar, jednak obiecał, że postara się zrobić wszystko, co w jego mocy, by dostarczyć narkotyk na czas.
Kiedy mówił, że mam dorwać Duboisa za wszelką cenę i przyprowadzić go żywego, to chyba rzeczywiście nie kłamał.
Ezra siedział na kanapie w salonie i uważnie wsłuchiwał się w każde moje słowo. Na ścianę ze zdjęciami i mapą trafiły kolejne wydruki, te z mojego starcia z potworem i dwa dodatkowe z przerzutów eteru w porcie, na których Cohen rzeczywiście odnalazł Nicole. Powoli tłumaczyłam całą skomplikowaną siatkę moich podejrzeń.
Dorzuciliśmy dodatkowe pinezki do mapy. Zgodnie z moimi przypuszczeniami okazało się, że Nicola bardzo często kręcił się przy jednym z klubów w części miasta, oddalonej od Hold Street o jakieś dwadzieścia pięć minut jazdy samochodem. Tam zamierzałam go złapać. A raczej się z nim spotkać.
– Jak daleko sięgają te dane? – zapytałam Ezrę, kiedy mój wzrok przesuwał się powoli po mapie domniemanych wizyt Nicoli w mieście.
– Ostatni tydzień – odparł, stukając w klawiaturę. Ciąg liczb przesuwał się po szkłach jego okularów. – Dane z monitoringu są co siedem dni zrzucane na dyski zewnętrzne i przechowywane w archiwach ratusza.
– I zdołałeś zdobyć tego aż tyle? – Byłam w szoku. Ezra kiwnął głową.
– Jeśli dobrze poszperam, to pewnie znajdę tego więcej. Dubois beztrosko przechadza się po mieście, pewny, że nikt nie będzie w stanie go odnaleźć.
Zastanowiłam się nad tym. Skoro do tej pory był taki nieuchwytny to dlaczego nagle tak łatwo można było go namierzyć na kamerach?
– Jak długo Jean Luc próbuje go złapać? – Spojrzałam na niego znad kartek.
– Od lat. Jesteś ósmym zleceniobiorcą. Wszyscy inni albo się poddali, albo zniknęli.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Stanęłam naprzeciw zdjęcia z przejścia dla pieszych, na którym Nicola wpatrywał się wprost w oko kamery i uśmiechał złowieszczo. Miałam poczucie, że patrzy wprost na mnie i kpi z moich poczynań. Było w nim coś znajomego, a równocześnie tak odległego, że nie byłam w stanie tego nazwać w żaden sposób. Czy już się kiedyś spotkaliśmy? Wydawało mi się, że doskonale znam ten twór, który patrzył na mnie z kartki, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd. Być może to tylko złudzenie wywołane wieloma godzinami wpatrywania się w te zdjęcia.
Wiedziałam, jak wygląda, gdzie bywa i czym się zajmuje. Powoli stawaliśmy się kompanami w tej chorej grze, mimo że nie było mi dane stanąć z nim twarzą w twarz. Jednak sam Nicola nie miał problemu z tym, aby odnaleźć mnie. Nagranie z uliczki było na to ewidentnym dowodem. Wiedział, że go szukam. Co, jeśli wiedział o każdym ruchu, jaki wykonywałam? Nie pamiętałam nic sprzed pobudki w szpitalu. Co, jeśli już kiedyś rzeczywiście się spotkaliśmy?
Próbowałam odnaleźć, chociaż strzępki wspomnień sprzed wypadku, lecz jedyne, co dostałam to ćmiący ból w potylicy. Skoro według lekarzy byłam trimisem od urodzenia, dlaczego nie posiadałam żadnych wspomnień? Mimowolnie sięgnęłam ręką do blizny na skroni. Po tylu latach nie była już tak widoczna, jak kiedyś, ale pod palcami wciąż mogłam wyczuć wypukłość, jaką pozostawiło uderzenie o... właśnie, o co?
– Myślę, że mogłam znać Nicole Duboisa – powiedziałam w końcu bardziej do siebie niż do mojego towarzysza. Dotarł do mnie świst wciąganego w płuca powietrza. Odwróciłam się ku mężczyźnie. Ezra przyglądał mi się uważnie znad srebrnych oprawek. – Może zabrzmi to tak, jakbym miała ego wyjebane w kosmos, ale tak właśnie uważam. On czekał, aż ja dostanę to zlecenie.
Haker odłożył laptop na ławę i splótł ręce, opierając łokcie o uda. Jeżeli moje wyznanie w jakikolwiek sposób nim wstrząsnęło, nie dał po sobie tego zbytnio poznać. Jego twarz wciąż pozostawała niewzruszona, a oczy patrzyły na mnie przenikliwie.
– Właściwie to Jean Luc zaskoczył mnie, kiedy kazał podrzucić ci dokumenty. Już przy trzeciej próbie zaproponowałem mu, żebyś to ty odnalazła Duboisa, ale bardzo mocno się przed tym wzbraniał. A teraz, kiedy już się poznaliśmy wystarczająco dobrze, wolałbym, żebyś tego nie robiła.
Zmarszczyłam brwi.
– Dlaczego?
– Bo widziałem, co robił z demonami. – Poprawił się na kanapie. – Wiesz, że zakres moich obowiązków jest dużo szerszy, niż wyszukiwanie informacji.
Nie wiedziałam, choć się domyślałam.
– Po co Jean Luc dzwonił do ciebie wtedy, w nocy? – Mimowolnie wstrzymałam powietrze, choć po tym wyznaniu domyślałam się, jaka będzie odpowiedź.
– Kolejna dostawa eteru została splądrowana, a demony rozsmarowane po całym hangarze. Trudno mi było określić, kto zginął. Ustalaliśmy to po zebranych włosach i badaniach genetycznych, by władze mogły wykreślić te demony z rejestru obywateli, a i tak część z nich nie została zidentyfikowana. Trochę się obawiam, że możesz skończyć tak samo.
Szczęka opadła mi chyba na samą podłogę. Nie spodziewałam się, że Ezra okaże się taki wylewny w kwestii pracy. Nie miał problemu z opowiadaniem o tym, czym się zajmuje jako haker, ale pełny zakres jego obowiązków do tej pory był dla mnie jedną wielką niewiadomą. Tak samo, jak wiedza na temat tego, czym dokładnie zajmuję się ja, nie leżała w obrębie jego zainteresowań.
Zastanawiałam się nad tym. Po co komuś tak potężnemu, jak Nicola, eter? Przecież na trimisy w ogóle nie oddziaływał. Może w dużych dawkach działał podobnie jak alkohol, ale ten przecież był ogólnodostępny. Drugą sprawą było likwidowanie demonów. Nie były dla trimisów żadnym zagrożeniem ani dla ludzi, właściwie dla kogokolwiek. Trochę mniej udana mutacja po promieniotwórczym wybuchu, nic więcej.
Skoro miał jakieś porachunki z Jean Lucem i wiedział, że jego sprawa została przydzielona mnie, dlaczego nie pozbył się mnie w tej ciemnej uliczce? Może liczył na to, że ten potwór załatwi sprawę za niego?
– O co mu chodzi? – zastanawiałam się na głos.
– Nie wiem, ale mam złe przeczucia. – Ezra wyciągną rękę w moją stronę. Podeszłam do kanapy i opadłam obok, zatapiając się między poduszkami. Nie na długo jednak. Mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i objął mocno w pasie. – Olej to, Jean Luc nie wyciągnie żadnych konsekwencji. Jesteś dla niego zbyt cennym towarem, by ryzykował twoją śmiercią.
– Przecież śmierć jest wpisana w zawód tropicieli – mruknęłam, wyczuwając w jego słowach nutę hipokryzji. – Wcześniejszym zleceniobiorcom też to odradzałeś?
– Nie sypiałem z wcześniejszymi zleceniobiorcami – odbił piłeczkę i posłał mi złośliwy uśmiech. – Nie byli tacy seksowni jak ty.
Zaśmiałam się pod nosem i ukryłam twarz w dłoniach. Ezra potrafił być niesamowicie przekonujący, ale nie tym razem. Im bardziej on namawiał mnie do zrezygnowania z tego zlecenia, tym bardziej ja chciałam je wykonać. Od dekady nie porzuciłam żadnego zadania i tym razem też nie zamierzałam tego robić.
Szczególnie że facet mnie zwyczajnie zagotował. Perfidnie stał i mnie obserwował, a mi nawet przez myśl nie przeszło, że mógł być w tamtym miejscu ktoś jeszcze. Zastanawiałam się, czy alarm, który rozwył się w mojej głowie w tamtym momencie, dotyczył Nicoli Duboisa, czy tego potwora, którym użyźniłam ziemię.
Cóż. Miałam nadzieję, że niebawem się tego dowiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top