7. To "to" prowadzi grę, rozdaje karty.

- Obudziłam się na małej łódce... - są to pierwsze słowa jakie wychodzą z moich ust. - To tam wszystko się zaczęło, to moje pierwsze wspomnienia stąd... Moje jakiekolwiek wspomnienia - ostatnie zdanie dodaje szeptem.

Na chwile zamykam oczy, starając przypomnieć sobie tamten moment. Ten spokój, szum wody i delikatne kołysanie łodzi oraz ciepłe promienie słoneczne, dotykające mojej twarzy. Była to jedyna spokojna chwila w tym miejscu, jedyna którą mogłabym w pewnym sensie nazwać szczęśliwą, ale chyba tylko dlatego, że nie była ona przepełniona strachem tak jak reszta.

Nie pewnie zerkam na chłopaka, który siedzi na przeciwko mnie. W ręce trzyma jakiś zeszyt i coś w nim pisze. Oddycham z ulgom, gdy zauważam że nie przygląda mi się jak wariatce, dzięki czemu mogę spokojnie kontynuować swoją niezwykłą historię.

- Gdy otworzyłam oczy, zdałam sobie sprawę, że jestem na łodzi. Prócz mnie nie było na niej nikogo i praktycznie niczego, oprócz tego scyzoryka - przerywam na chwilę, biorąc głęboki oddech, po czym wyciągam go z kieszeni i kładę na stół.

Chłopak patrzy w jego stronę, przez dłuższą chwilę zatrzymując na nim wzrok. Gdy w końcu zwraca na mnie uwagę, wydaje się być trochę zdziwiony. Jednak nie tłumaczy tego ani słowem, zamiast tego pyta:

- To nóż, którym groziłaś Mirandzie?

Wyraz jego twarzy jest nieprzenikniony, a wspomnienie tamtej chwili uderza we mnie jak policzek. Wewnętrznie czuję, że nie potrafię sobie wybaczyć tego co zrobiłam i że zostanie to ze mną na długo. Przerażony oddech dziewczyny - Mirandy jak się okazuje - którą wykorzystałam do wydostania się stąd, to jak się trzęsła, gdy przyciskałam do jej szyi scyzoryk... Ale wiem, że musiałam to zrobić, przynajmniej wtedy to było dla mnie jedyne wyjście.

- Nie chciałam jej zrobić krzywdy - mówię, ponieważ czuję, że powinnam mu to powiedzieć. - Ja po prostu... - wyjaśniam, ale on mi przerywa.

- Chciałaś uciec, wiem. I Miranda też wie, ale ją przeraziłaś - tłumaczy, a w jego oczach widzę błysk współczucia, który pojawia się na wzmiankę o dziewczynie. Kręci głową po czym kącik jego ust wędruje w górę, gdy dodaje: - Pewnie wcale bym ci nie pomógł, po tym jak wybiegłaś. Stałaś się dla nas bezpośrednim zagrożeniem, grożąc Mirandzie. Tylko twoje słowa, tam na górze, które do niej powiedziałaś cię uratowały... Ale nie przy tej części historii teraz jesteśmy prawda? - pyta wstając i podchodząc do mnie.

Nie pewnie podnoszę oczy do góry, gdy staje obok mnie, czuję się jeszcze niższa pod jego wzrokiem.

- Spójrz - mówi i nachyla się nad stołem.

Podążam za jego wzrokiem i moim oczom ukazuje się coś na kształt mapy, którą widziałam tu wcześniej. Przejeżdżam po niej dłonią, równocześnie zachwycając się w ciszy tym w jaki sposób została stworzona. Jest ona zlepem wielu kartek z zeszytu, wyrwanych i złączonych, na ten jeden wielki obraz, jednak na tym nie kończy się jej niezwykłość, została ona narysowana tylko przy pomocy ołówka.
*

- Wow - szepczę, przesuwając po niej dłonią. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. - Czy to mapa tego miejsca? - pytam niepewnie, przyglądając się jej.

Przedstawia ona teren wokół jeziora, po którym przemykam dłonią, aż mój wzrok pada na krzyżyk, między drzewami które mają symbolizować las. Został on podpisany po prostu "Bunkier". Przesuwam wzrokiem wyżej i po chwili pada on na zatokę. Nad nią znajduje się parę domków, jeszcze wyżej widnieje kropka, która symbolizuje bar "Nad zatoką", na której zatrzymuję dłoń chwilę dłużej.

- Jesteś w stanie określić mniej więcej, w którym miejscu się obudziłaś? - pyta zerkając na mnie, w jego wzroku widzę ciekawość, z którą wcale się nie kryje.

Znów patrzę w stronę mapy na miejsce w którym się obudziłam, jest ono zaledwie małą częścią ogromnego jeziora. Wzrokiem przebiegam szybko po całej mapie, automatycznie biegnąc na jej drugi koniec. Widzę tam kropkę, która oznakowana jest jako "apteka". Jest to najbardziej oddalony punkt od miejsca, w którym się teraz znajdujemy. Jadąc palcem dalej w lewą stronę u góry, mój wzrok łapie taką nazwę jak "opuszczony hotel", "ścieżka zapomnienia" oraz "krwawy las". Ciarki przechodzą mi po plecach, gdy to czytam. Dlatego od razu odwracam wzrok i znów skupiam się na części mapy, na której my się znajdujemy. Chyba nie chcę wiedzieć, co dokładnie kryje się pod dwiema ostatnimi nazwami. Łapie się też na tym, że po części odczuwam ulgę, na myśl o tym, że te miejsca znajdują daleko od nas.

- Dasz radę? - pyta znów, a ja przypominam sobie o pytaniu, na które nie odpowiedziałam. Znajduję zatokę i kładę na niej dłoń.

- Gdzieś tutaj - wskazuję mniejszą część jeziora. - Nie jestem pewna dokładnie, jak daleko byłam od brzegu, ale to w tej zatoce się obudziłam.

- Chłopak przygląda się chwilę miejscu, które wskazałam, po czym wybiera przypadkowy punkt na zatoce, niedaleko brzegu i kreśli małe koło, a w nim krzyżyk i podpisuje "Przebudzenie...", ale nagle przerywa.

- Jak ty masz w ogóle na imię? - pyta, odwracając się w moją stronę. To pytanie wydaje się takie zwyczajne, jak na wszystko, co się wydarzyło w ciągu tego dnia.

- Ja... właściwie nie pamiętam nic innego, prócz imienia "Klara", ale nie jestem pewna czy to moje imię.

- Klara - szepcze pod nosem, zupełnie jakby testował smak tego imienia. Kiwa lekko głową po czym kończy pisać na mapie. "Przebudzenie Klary".

- A ty? - pytam automatycznie, mimo iż znam odpowiedź.

- Ja co? - odpowiada, patrząc dalej na mapę.

- Jak masz na imię?

Chłopak zerka na mnie i widzę, że czuję się równie dziwnie, słysząc tak proste pytanie.

- Evan - odpowiada. Między nami zalega cisza, przez chwilę mam wrażenie, że rzuca mi wyzwanie i prowokuje do zadania kolejnych pytań, na które na pewno by nie odpowiedział.

Gdy niezręczna cisza się przedłuża, rzucam pierwszą myśl jaka przychodzi mi do głowy.

- Co to znaczy? - pytam. Słowa które napisał, są równocześnie jasne, co niezrozumiałe.

- Spokojnie, wszystko ci wyjaśnię. Mów dalej - zachęca mnie, równocześnie wracając na swoje poprzednie miejsce.

Znów chwyta stary notatnik i zaczyna w nim pisać.

- Gdy dostałam się w końcu na brzeg, wyruszyłam szukać jakiejś pomocy - pogrążam się dalej w mojej historii, specjalnie omijając część o tym jak praktycznie utonęłam w jeziorze. - Wszystko, wokół mnie już wtedy wydawało się takie dziwne... takie nienaturalne.

Zerkam na niego spod rzęs, ale on tylko kiwa głową, nie przerywając mi żadnym gestem, słowem.

- Trochę pochodziłam po domach, ale tu kompletnie nikogo nie było. Czy to możliwe, aby w takim miejscu nie znaleźć, ani jednej żywej duszy? W środku sezonu?

W głowie przewijają mi się wszystkie obrazy, uczucia i myśli jakich wtedy doświadczyłam. Czuję się jakbym obserwowała to wszystko z perspektywy innej osoby. To jak weszłam do jednego z domów, rudera jaką tam zastałam, moja przerażona twarz i dzikie oczy w lustrze i ta kartka z tym dziwnym tekstem...

- W końcu udało mi się dotrzeć do tego baru. Pewnie bym do niego nawet nie weszła, bo z zewnątrz wyglądał na równie opuszczony, co cała reszta domów. Jednak wszędzie indziej, było tak bardzo nienaturalnie cicho, miałam wrażenie, że drzewa też wstrzymały wdech, zamarły nie wydając już żadnego szumu. A tam usłyszałam muzykę, tak bardzo się ucieszyłam. Muzyka znaczyła, że są tam jacyś ludzie...

Ostatnie zdanie wypowiadam szeptem. Wiem, że zbliżam się do jednej z gorszych części tej historii, do zamordowania kucharza.

- I spotkałaś tam kogoś? - pyta, podnosząc głowę znad swoich notatek. Z jego miny wyczytuję, że dobrze zna odpowiedź, na swoje pytanie.

- Tak - mówię, patrząc mu prosto w oczy. Przypominam sobie, krzyk blondyna, który przytykał mi pistolet do głowy, przypominam sobie huk i upadające zaledwie metr ode mnie, ciało kucharza, mojej jedynej deski ratunku.

Dłonie zaczynają mi się trząść i czuje jak po policzku spływa mi gorąca łza.

- Kogo? - naciska znów, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Mam wrażenie, że wzrokiem przyciska mnie do mojego miejsca, a jego brązowe gałki oczne, wymuszają na mnie odpowiedź.

- Kucharza, pracującego w tym barze - mówię drżącym głosem. Wciągam głośno powietrze i dodaje. - On miał mi pomóc się stąd wydostać. A... a twój towarzysz go zamordował, potem mnie zaatakował i porwał.

Ostatnie zdanie wypowiadam bardzo cicho, nie interesuje mnie już to czy on to słyszy czy nie. Nie dodaje nic więcej. Resztę historii, przecież już zna.

- Rozmawiałaś z nim? - pyta niespodziewanie. Jestem tak zdziwiona tym pytaniem, że przez chwile nie wiem, co mam na nie odpowiedzieć.

- Z tym zabójcom? Prócz momentu w którym na mnie nawrzeszczał i przyłożył spluwę do głowy, nie zamieniłam z nim ani słowa! - odpowiadam wzburzona. - Rzucił się na mnie i całkiem mu odbiło!

Chłopak wzdycha ciężko i kręci zrezygnowany głową.

- Kucharz - odpowiada rzeczowo. - Pytałem o kucharza. Zamieniłaś z nim choć jedno słowo?

- Ale o co ci chodzi? Co to ma do rzeczy?

- Odpowiedz. Czy rozmawiałaś z nim.

- No tak - odpowiadam, zdezorientowana. - Prosiłam go o pomoc, a on kazał mi czekać.

Chłopak przez chwilę się zastanawia i zdecydowanie kręci głową.

- Jesteś tego pewna? Musiałaś coś pomylić... O czym rozmawialiście? - pyta zdesperowany, na co czuję się coraz bardziej zirytowana. Ja mam mu mówić wszystko, a on nie powiedział mi nic. Nic nie wyjaśnił, kim było to coś co zaatakowało nas w lesie?

- Co tu się dzieje? - w końcu odważam się wypowiedzieć na głos słowa, które nie dają mi spokoju. Czuję, że zaczyna mnie ogarniać coraz większy strach, a panika przejmuję nade mną kontrolę.

Nie wiem kto jest moim sojusznikiem, gdzie szukać ucieczki. Nic już nie wiem. Z jednej strony głos w mojej głowie krzyczy i błaga mnie, abym stąd uciekała, ale z drugiej strony przypominam sobie tą czarną postać, która zaatakowała mnie w lesie. Czy to działo się naprawdę? Czy taki ból można sobie wyobrazić?

Zerkam na ranę na moim ramieniu i opatrunek, myślę o trzech długich kreskach biegnących od ramienia, aż do łokcia. One przecież są prawdziwe. Nie wiem, już co mam o tym myśleć, powoli mylę fikcje z prawdą, rzeczywistość z wytworem wyobraźni. Prawda jest taka, że człowiek może nie ufać wielu osobą. A nawet nie musi nikomu. Ale sobie zawsze powinien wierzyć i ufać. Nie powinien, poddawać swojego zdania w zwątpienie. Bo skoro nie ufamy samemu sobie, jak możemy zaufać innym?

- Uspokój się - mówi spokojnym głosem, jednak ja mu przerywam.

- Jak mam się uspokoić?! - krzyczę do niego, po czym wstaje z miejsca.

Łzy ciekną mi już po całej twarzy strumieniem. - Ja już nie wiem co jest prawdą! Nie wiem w co mam wierzyć! Jak to jest w ogóle możliwe, że nikogo tu nie ma? I czym jest to coś co zaatakowało mnie w lesie?! - ostatnie zdanie wydobywające się z moich ust, brzmi jednocześnie jak krzyk i jęk. - Ja oszalałam - szepczę. - To wszystko nie może dziać się naprawdę. Proszę powiedz coś. Zwariowałam?

- Uspokój się i siadaj - odpowiada ze stoickim spokojem. Jego twarz jest jak maska, nie widać spod niej ani grama emocji. - Jak mam ci odpowiedzieć na te wszystkie pytania? Jak mam powiedzieć komuś, kto nawet nie pamięta swojego poprzedniego życia, że obecne właśnie się skończyło?

- Skończyło? - pytam zdezorientowana. Ręką przytrzymuję się stołu, po czym siadam ostrożnie na swoje poprzednie miejsce. - Co masz na myśli?

Chłopak nerwowym gestem przeciąga dłonią po włosach.

- Posłuchaj mnie uważnie. Po pierwsze nie zwariowałaś, wszystko co się dzisiaj wydarzyło, wszystko co widziałaś, było prawdziwe i musisz wbić to sobie do głowy. Rozumiesz?

Automatycznie kiwam głową zgadzając się z nim, jednak gdy dociera do mnie sens słów wiem, że to nie będzie takie proste.

Chłopak jakby czytając w moich myślach mówi:

- Nie kiwaj głową. Musisz uwierzyć w wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Bo inaczej nie będę mógł ci nic powiedzieć. Inaczej to ty, nie uwierzysz mi.

Analizuję w głowie wszystko, co się wydarzyło od obudzenia na łodzi. Ta cisza dookoła, ten brak jakichkolwiek ludzi, ta postać Zjawy.

- Ja... Ja spróbuję - mówię drżącym głosem. - Wiem co widziałam, wiem co się wydarzyło i wiem, że działo się to naprawdę.

Mówiąc to odruchowo dotykam bandaża na moim ramieniu. Szorstki materiał pod moimi palcami jest równie prawdziwy, jak rana pod nim.

- Tylko, czuję się tak jakby nie było nikogo, kto mógłby potwierdzić, co tak właściwie widziałam.

- Widziałaś prawdę - odpowiada. Na dźwięk jego słów, podnoszę wzrok w górę.

Zauważam, że kręci głową zrezygnowany. Nagle wydaje mi się o wiele starszy, niż jest w rzeczywistości. Widzę pod jego oczami sińce, które najpewniej są oznaką niewyspania, jego czoło zmarszczone jest praktycznie przez cały czas, jakby nieustannie nad czymś myślał, w efekcie czego, nie może się już pozbyć tego wyrazu twarzy. Spoglądam na jego ramiona i dłonie, mimo iż są umięśnione, to nie brakuje na nich siniaków, czy różnego rodzaju zadrapań. Całkiem jakby cały czas brał udział w jakiś bójkach. Przez chwilę wydaje się taki bezradny, ale widzę to tylko przez moment. Sekundę później do jego oczu znów napływa determinacja, którą widziałam już wcześniej, jednak wtedy nie potrafiłam jej nazwać.

- Widziałaś prawdę - powtarza znów, wpatrując się przy tym w stół. Dopiero po chwili orientuję się, że jego wzrok nie jest wbity w stół, lecz w to co na nim leży. Mapa. - Całą prawdę o tym miejscu.

- Opowiedz mi - prośba ta wyrywa się z moich ust, zanim mózg w ogóle daje radę o tym pomyśleć. Wyrzucam z siebie wszystkie pytanie, jakie przyniesie mi ślina. - Chcę wiedzieć wszystko. Co się tu dzieje? Kim jest to coś z lasu? Dlaczego stąd nie uciekliście, tylko kryjecie się w tym bunkrze? Gdzie są wszyscy ludzie? I czym są te dziwne wzory pod moją skórą?

Delikatnie przecieram palcami swoje dłonie. Przy tym całym strach o moje życie, całkiem już zapomniałam czego szukałam na początku, po co szukałam ludzi i dlaczego chciałam się stąd wydostać. Wszystko zaczęło się od tych wzorów. Czym one są? Mogę pytać sama siebie do woli.

- Wow. Nie ograniczasz się. Niestety, aby odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania myślę, że powinnaś najpierw chociaż po części poznać osobę, która prowadzi tą całą rozgrywkę - tłumaczy po czym wstaje i zaczyna szukać czegoś w jednej z teczek leżącej na stole.

- Rozgrywce? O czym ty mówisz? - pytam zagubiona. Mam wrażenie, że dowiaduję się czegoś, lecz są to zaledwie okruchy, z całości, którą chciała bym dostać tu i teraz.

Chłopak jednak nie odpowiada na moje pytanie. Dalej przeszukuje w skupieniu teczkę, chaotycznie wertując całą jej zawartość. Od razu wiem, kiedy udaje mu się znaleźć, to czego szukał, ponieważ na chwilę zamiera w bezruchu. Przygląda sie kartce, którą trzyma w dłoni, po czym kładzie ją na stole, skierowaną w moim kierunku.

To co widzę sprawia, że przez moje ciało przechodzi dreszcz, a oddech zamiera gdzieś w moich płucach. Przed sobą mam szkic Zjawy jak żywej. Wygląda identycznie, jak wtedy, gdy ujrzałam ją koło baru. Długie czarne włosy spływają w niełaczie na ramiona, czarna peleryna ciągnąca się aż do ziemi. Tutaj stoi ona pomiędzy drzewami, jednak nie wyglada tak, jaby chciała pozostać niezauważona. Wręcz przeciwnie. Przypomina zwierzę na polowaniu. Długa nienaturalnie wychudzona dłoń, z ostrymi pazurami na końcu, wyciągnięta jest w moją stronę. Wyglada, jakby wabiła do siebie osobe, która narysowała ten obraz, zupełnie jak mnie jeszcze kilka godzin wcześniej.

Przypominam sobie to dziwne uczucie, któremu nie mogłam sie oprzeć, które ciągnęło mnie w jej strone, kazało podejść bliżej, mimo że w głowie dosłownie krzyczałam i błagałam nogi o to aby w końcu się poruszyły i zaczęły uciekać. To było jak hipnoza, jak jakiś urok spod którego nie mogłam sie wyrwać. Serce biło jak szalone, płuca natarczywie łapały oddech, cała ociekałam strachem, ale ciało nie reagowało. To była najgorsza chwila w moim życiu, jednak patrząc na ten szkic wiem, że jego autor, przeżył równie wielką chwilę grozy.

Na szkicu widzę, jak Zjawa, której twarz zakrywają włosy, odchyla głowę w bok, jakby przyglądajac się swojej przyszłej zdobyczy. Jej twarz wykrzywiona jest w nie naturalnym wyrazie radości. Jakby cieszyła się okrucieństwem, jakie zaraz się przed nią rozegra.

Czuje, że ciarki przechodzą mi po plecach, gdy odsuwam kartkę jak najdalej ode mnie.

- Ona naprawdę istniene - szepcze zaszokowana. Mimo wszystkich jego słów i zapewnień, nie mogłam w to do końca uwierzyć. Ale on ma jej obraz! To znaczy, że jest prawdziwa. - Zjawa - szepcze.

- Zjawa? - pyta. Odwraca kartkę z szkicem i zapisuje coś po drugiej stronie. - Ciekawe. My nazywamy ją, czy może "to": żniwiarzem, widmem, zmorom. Różnie. Cristina... - mówi, ale nagle przerywa.

Cristina? To imie słyszam tylko raz, gdy po raz pierwszy obudziłam sie w bunkrze. Nie spotkałam tu nikogo innego, prócz jego, Lucasa i Mirandy, ale może jest tu ktoś jeszczę?

Odruchowo rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie ma tu nic co mogło by świadczyć o tym że przebywa tu ktoś jeszcze.

- ...Cristina, nazywała "to" Czyścicielem. Właściwie nie wiemy czemu... - szepcze, i marszczy brwi patrząc w stronę kartki na stole. Powoli wstaję i również kieruje na nią wzrok.

Znajdują się tam różne nazwy tej postaci, zarówno te które wymienił Evan, każde napisane odmiennym charakterem pisma. Żniwiarz, widmo, zmora.

Oraz nowy napis, który musiał zostać przed chwilą przez niego dopisany. Zjawa. Większymi literami, zaraz obok Czyściciela.

Czytam wszystkie te nazwy, parę razy po czym znów odwracam kartkę szkicem na wierzch. Jeśli na początku nie wiedziałam jak to coś mam nazywać, to teraz poznałam odpowiedź. Każda z tych nazw, pasuje do niego idealnie. I mimo, że są do niej dopasowanie, to nie wyjaśniają nic a nic.

- Czym to coś jest? - pytam, nie odrywajac wzroku od szkicu. Mam wrażenie, że czarne oczy, świdrują mnie na wylot, mimo tego, że nie są prawdziwe.

Słyszę, że chłopak wzdycha ciężko, po czym odpowiada.

- To "to" coś prowadzi rozgrywkę, rozdaje karty. My gramy tylko tym co nam daje, próbujemy przetrwać i się stąd wydostać. Czym on jest? Co to za miejsce? Co tu się dzieje? Nie na wszystkie pytania, jestem w stanie odpowiedzieć, bo sam nie znam odpowiedzi. Ale jestem w stu procentach pewny, że to on je posiada. A najlepszych kart się nie rozdaje. I on ich nam nie da.

No to mamy siódmy rozdział ;D Nie wiem dlaczego, ale ta historia pochłania mnie coraz bardziej. Nawet stworzyłam do niej prowizoryczną mapkę, aby łatwiej mi się ją pisało oraz aby może i wam pomogła trochę rozeznać się w terenie :D Nie było to w sumie trudne, miejsce jakim się inspiruje istnieje naprawdę, tylko kilka rzeczy pozmieniałam no i oczywiście nazwę tego miejsca 🤣

Jak pewnie też widzicie po tych gryzmołach, wraz z fabułą, poprawiam ją, ulepszam i dodaje nowe rzeczy, więc ta mapka nie jest ostateczną wersja tego świata, wraz z kolejnymi rozdziałami może ona ulec zmianie, pewnie kiedyś dodam jakąś aktualizacje czy coś 😅 ale na ten moment nie planuje nic zmieniać, chociaż kto to tam wie co będzie za rozdział lub dwa? 🤣

Miłej nocy życzę wszystkim :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top