4.Taniec śmierci
Gdy drzwi stają otworem, słyszę ich głośne skrzypnięcie oraz równie głośne biecie mego serca. Jest to dziwna melodia połączona głębokim oddechem dziewczyny, do szyi której przyciskam scyzoryk.
Decyzja jaką podjęłam dosłownie przed chwilą, była równie spontaniczna co przemyślana. Przez cały pobyt w tym pokoju, obmyślałam plan wydostania sie z niego. Problem stanowił brak jakiejkolwiek broni, czegoś czym mogłabym przede wszystkim siebie obronić lub im zagrozić.
Nadal nawet stojąc tu i teraz, przyciskając ten scyzoryk do szyi dziewczyny nie mogę uwierzyć, że nikt mnie nie przeszukał i nie upewnił się, że nie mam przy sobie żadnej broni, ale prawda jest taka, że nawet ja o niej zapomniałam i gdyby nie ta sytuacja sprzed paru minut, pewnie długo bym sobie o niej nie przypomniała.
Gdy tylko zdałam sobie sprawę, że rozwiązałam jeden problem w postaci broni, odrazu zrozmiałam, że przed sobą mam drugie rozwiązanie. W starciu z mężczyzną nie miałam najmniejszych szans, ale z dziewczyną i to posturą drobniejszą odemnie... Wszystko to wydarzyło się w przeciągu dziesięciu sekund w mojej głowie, to niesamowite że człowiek w chwilach największego strachu, potrafi myśleć najszybciej.
Jednak, gdy drzwi zaczeły się otwierać zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy, której nie wziełam pod uwagę. Dziewczyna powiedziała, że nie wie gdzie jesteśmy i nie może mi pomóc. Czy to znaczyło, że nie współpracuje z nimi? A może sama też jest tu przetrzymywana i dlatego przysłali ją do mnie?
Cały plan jaki w pośpiechu ułożyłam w głowie opierajacy się na, grożeniu im jej śmiercią, nagle zachwiał się jak za sprawą trzęsienia ziemi. Ale na szukanie odpowiedzi na te pytania, było dawno za późno. Rozpoczęłam już mój taniec śmierci, melodia zagrała, a ja muszę teraz ostrożnie stawiać kroki, uważnie i pewnie, nie mogę się wahać. Oby tylko ta pewność siebie mnie nie zawiodła.
Gdy zza drzwi wychodzi postać, z każdym kolejnym uderzeniem serca widzę, jak jego brązowe źrenice się zmieniają. Najpierw w zaskoczenie, później szok, a na końcu wściekłość, która odmalowuję się na całej twarzy. Raz tylko widzę jak jego twarz zerka na dziewczynę, którą trzymam, a ta szepcze przerażona, jedno słowo:
- Evan...
Ale zaraz milknie, gdy jego wzrok pada na mnie.
- Co ty wyprawiasz? - pyta, a wściekłość w jego głosie mogłaby dorównać wściekłości, którą widziałam wcześniej na twarzy jego towarzysza.
Serce wali mi jak szalone, w głowie mam tylko jedno: "Jedna szansa. To jest jedna, jedyna szansa". Dlatego przełykam ślinę i stawiam pierwszy, krok w tym tańcu, pierwszy i nie ostatni.
- Odsuń się od drzwi - warczę, jednocześnie opanowuje mnie duma, bo mój głos ani trochę nie zadrżał.
Mężczyzna wpatruje się we mnie w osłupieniu, a dziewczyna dostaję powoli tak dużych drgawek, że utrzymanie jej w jednej pozycji zaczyna być trudne, mam tylko nadzieje, że nie zemdleje w moich ramionach.
- Odsuń się - powtarzam, a on wykonuję moje polecenie, cofając się pięć kroków w tył. Za drzwiami widzę pomieszczenie, w jego centrum stoi duży drewniany stół wyłożony jakimiś papierami, a przy nim siedzi odwrócony tyłem do nas drugi z mężczyzn. Po chwili się odwraca jakby dobrze wiedział, że o nim pomyślałam, a szok na jego twarzy jest po prostu nie do opisania. Wstaje powoli, jakby bał się, że każdy niekontrolowany ruch, może doprowadzić do najgorszego. Może ma racje.
- Spokojnie - mówi cicho, tak jak całkiem niedawno tamta dziewczyna. - Uspokój się. To tylko nieporozumienie, nie zrobimy ci nic złego.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz - mówię wściekła, przywołując wszystkie przerażające chwile z jego udziałem, broń wymierzoną w moja stronę, zabicie kucharza... Serio, chyba sobie teraz ze mnie żartuje. - Ty - kiwam głową w stronę chłopaka bliżej drzwi. - Podejdź koło niego i oboje ręce na widoku.
Patrzę to na jednego, to na drugiego próbując się upewnić, czy nie mają jeszcze czegoś w zanadrzu, jakiegoś planu, ale obaj wyglądają na równie zaskoczonych co zaszokowanych. Tak jak myślałam, nikt tutaj nie uważał mnie za niebezpieczeństwo, sama siebie teraz nie poznaje. Nigdy, ale to przenigdy nie uwierzyłabym, że znajdę się w miejscu, którym jestem teraz. Jednak stres, strach i adrenalina robią swoje.
Gdy mężczyźni stają koło siebie, a ich dłonie znajdują się na widoku, rozglądam się czy koło nich nie ma nigdzie broni. Takowej nie widzę więc, postanawiam wyjść.
- Idź - mówię do dziewczyny. Ona rusza dopiero po chwili, zupełnie jakby moje słowa dotarły do niej z opóźnieniem, może też tak właśnie było. Zatrzymuję ją przy drzwiach prowadzących do pokoju, w którym byłam przetrzymywana.
Nowy pokój jest o wiele większy od tego w którym ja byłam. Tak jak mówiłam na środku stoi wielki drewniany stół, z góry zwisa lampa, która jest jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu, tak jak w moim pokoju nie ma tu żadnych okien. Po lewej stronie od stołu znajduje się stara kuchenka elektryczna i kilka szafek, jest to chyba coś na kształt kuchni. Natomiast na przeciwko moim oczom ukazuje się coś co jest moim celem, ale już po chwili orientuje się, że nie są to jedyne drzwi w tym pomieszczeniu. Po mojej lewej stronie znajdują się jeszcze dwie pary identycznych.
Łącznie jest ich trzy. Jedno wyjście oraz dwa pomieszczania, najpewniej bez drzwi i okien.
Kurwa. Nie mogę przecież sprawdzać, każdego po kolei.
- Które prowadzą na dwór? - pytam, nie zwracając się do nikogo konkretnego.
Mężczyźni zerkają na siebie nerwowo, a gdy żadne z nich mi nie odpowiada, mówię jeszcze raz:
- Które?
Ku mojemu zdziwieniu odpowiada mi dziewczyna, a raczej pokazuje bo z jej ust nie wydobywa się żaden dźwięk. Wskazuje drżącą ręką na drzwi, które od początku uważałam za wyjściowe, te które są na przeciwko nas. Przyglądam im się przez chwile po czym kieruje słowa do mężczyzny z brązowymi oczyma.
- Otwórz je.
- Nie mogę. Nic nie rozumiesz... - tłumaczy, bez składu, ale ja nie chce wysłuchiwać jego wyjaśnień. Nie chce niczego, prócz wydostania się z tej cholernej piwnicy i ucieczki, gdziekolwiek byle by jak najdalej od tego miejsca.
- Otwieraj - warczę, głośniej chwytając dziewczynę jeszcze mocniej, a ta wydaje szloch przerażenia. Zielonooki mężczyzna, patrzy przez chwilę na przerażoną dziewczynę, potem na mnie, aż ku mojemu zdziwieniu mówi:
- Otwórz je.
- Co? Przecież nie mogę... - zaczyna znów tamten, ale jego towarzysz mu przerywa.
- Otwieraj te cholerne drzwi! - wrzeszczy na niego, po czym odwraca się w moją stronę. - Otworzy je, ale ty masz ją zostawić. Zrozumiano?
- Najpierw ma je otworzyć - mówię znów. Muszę mieć pewność, że to na sto procent drzwi na zewnątrz.
Przez chwilę zalega cisza i jedynym dźwiękiem w pokoju jest urywany oddech dziewczyny. Po momencie dołącza do niego głos kroków i dźwięk metalowych kluczy uderzających o siebie, połączony z zgrzytem otwieranych drzwi. Moim oczom ukazują się schody biegnące w górę.
- Idź - słyszę głos zielonookiego. Spoglądam na niego, a potem na drugiego mężczyznę, który stanął już na swoim wcześniejszym miejscu. Oboje nerwowo zerkają w stronę, drzwi i mają takie miny jakby nad czymś intensywnie myśleli.
To nie może być takie proste, myślę pchając dziewczynę w stronę drzwi. Obchodzę stół z drugiej strony, a gdy już się przy nich znajduję, odwracam się przodem do mężczyzn, tak aby nie zaatakowali mnie od tyłu. Gdy zaczynam wchodzić po schodach razem z dziewczyną, odzywa się brązowooki.
- Miałaś ją zostawić.
Chwilę się zawaham. To prawda miałam, ale nie mogę pozbyć się myśli, że może i ona jest tu przetrzymywana. Co prawda znała imię jednego z nich, ale to o niczym nie świadczy, też mogli trzymać ją tu siłą.
- Zostawię ją u góry - odpowiadam ruszając dalej. Gdy jestem już na szczycie, orientuję się, że znajduję się w lesie, a to pomieszczenie to musiał być jakiś stary bunkier. Nie zastanawiam się ani chwili dłużej, wiem co muszę teraz zrobić.
- Przepraszam za wszystko - mówię do dziewczyny, po czym puszczam ją i rzucam się do biegu w pierwszą lepszą stronę. Nie oglądam się już za siebie, w głębi serca licząc na to, że jeżeli dziewczyna była tam przetrzymywana tak jak ja, to wykorzysta swoją szanse i weźmie nogi za pas.
***
Uderzenie nogi, głęboki oddech i bicie serca. Uderzenie nogi, głęboki oddech i bicie serca. I tak w kółko, bez końca. Biegnę, przedzierając się przez krzaki i zarośla, nie dbając o to, że ranią moje nogi oraz dłonie. Gałęzie, których w porę nie daje rady odgarnąć, uderzają w moją twarz, ale nie czuję bólu. Czuję tylko adrenalinę, która dodaje mi siły i każe biec. Biec przed siebie jak najdalej tylko poniosą mnie nogi.
Nie słyszę czy prześladowcy ruszyli za mną w pościg, nie wiem też co stało się z tamtą dziewczyną, wiem tylko tyle, że do końca moich dni będę pamiętać jej przerażony głos i drżące ciało, do którego przykładałam scyzoryk. To co zrobiłam, było złe, nigdy bym nie podejrzewała, że jestem do tego w ogóle zdolna, ale chciałam uciec. Po prostu się wydostać. Jedyna moja pociecha jest taka, że dałam jej szanse, nie wiem czy ją wykorzystała, ale ja mojej na pewno nie zamierzam zmarnować.
Las zdaje się ciągnąć i ciągnąc. Nigdzie nie widzę końca, żadnych domów, żadnej ścieżki. Gdyby nie to, że cały czas biegnę prosto przed siebie, pewnie pomyślałabym, że biegam w kółko.
Serce wali mi jak szalone, ale nie poddaje się, nie mogę, muszę biec przed siebie. Muszę...
Jest! Jasne światło! Ruszam w tamtą stronę, po chwili drzewa zaczynają się przerzedzać, a ja zatrzymuję się jak wryta, widząc dokąd poniosły mnie nogi. Zupełnie jakby wiedziały, gdzie biec, jakby wiedziały jak doprowadzić mnie do miejsca w którym to wszystko się zaczęło. Plaża.
Rozglądam się po niej, ale jest pusta, tak jak wcześniej leży tam porzucony ręcznik. Zupełnie jakby jego właściciel całkiem o nim zapomniał, albo po prostu go tu zostawił.
Jak szalona nabieram głębokich oddechów, w głowie zaczyna mi się kręcić od nagłego wysiłku. Wiem, że muszę biec, ale do wyboru mam tylko drogę z której przybiegłam, lub tą prowadzącą do baru w którym zginął kucharz. Po swojej prawej mam dalszą część lasu, a po lewej wodę. Wybór jest prosty, ruszam przed siebie i robię zaledwie dwa kroki, gdy kątem oka zauważam jakiś szybki ruch.
Od razu sztywnieje i odwracam się w stronę lasu. Przyglądam się uważnie każdemu z drzew, ale nie widzę nic co mogło by zwrócić moją uwagę, nastawiam uszu, ale wokół nie słychać nic. Na prawdę nic. Zero szumu drzew, wiatru, ptaków... zupełnie jakbym straciła słuch, ale gdy pytam drżącym głosem:
- Jest tu ktoś? - słyszę siebie, więc jak to możliwe, że wszystko wokół mnie zamilkło? Analizuję dokładnie, każde z drzew, w poszukiwaniu wysokich sylwetek, któregoś z mężczyzn, którzy jednak postanowili mnie ścigać. Jeśli mnie znaleźli to któryś z nich, pewnie ma ze sobą broń...
Mój mózg automatycznie reaguje na słowo "broń" i już odwracam się do dalszego biegu, gdy mój wzrok pada na osobę znajdującą się około dziesięć metrów dalej. Postać ta jest w długich czarnych szatach, dotykających samej ziemi, długie czarne włosy opadają na twarz i zasłaniają ją niemal całkowicie.
Moje serce staje, a ja wydaje najgłośniejszy krzyk w moim życiu, gdy to coś podnosi rękę i wskazuje w moją stronę. Mam wrażenie, że w naszych głowach w tej samej chwili rodzą się dwie zupełnie odmienne myśli.
W jego: Złap.
W mojej: Uciekaj.
Oboje w tej samej chwili rzucamy się do biegu. Co to jest? Posturą wygląda jak człowiek, ale jakiś głos w głowie mówi mi, że jestem w błędzie. Jednak jeśli to nie człowiek to co?
Niespodziewanie w mojej głowie pojawia się myśl, a raczej wspomnienie brązowookiego.
- Nie mogę. Nic nie rozumiesz...
Co to miało znaczyć? O co mu chodziło? Czy dlatego nie chciał otworzyć drzwi? Czy to możliwe... Nie, na pewno nie.
Przez moje ciało przetacza się dreszcz, ale nogi nie hamują, nie pozwalam im na to pod żadnym pozorem.
- Klara - przez ciało przetacza się kolejny dreszcz, a z moich ust wydobywa się szloch rozpaczy, gdy słyszę swoje imię wypowiedziane, wprost do ucha, gdy czuję chłodny oddech na mojej szyji. To niemożliwe, przecież biegnę jak szalona. To nie może dziać się naprawdę! - Klara! - wrzeszczy znów wprost do mojego ucha, do mojej głowy. Dźwięk ten jest jak połączenie zwierzęcego warkotu z drapaniem po tablicy.
- Zostaw mnie! - wrzeszczę przerażona.
Oszalałam, od tego, że dostałam w głowę, od tego że widziałam śmierć tego kucharza, od tego że mnie porwali, od tego że nic nie mogę sobie przypomnieć. Oszalałam, a teraz... teraz wariuję.
Po prawej stronie widzę bar i nie zwalniając prędkości, przebiegam przez bramę i niemal mdleje, nie wiem który to raz tego dnia. Na werandzie stoi ta czarna postać, nie rusza się, ale twarz pod zasłoną czarnych włosów jest skierowana prosto na mnie, i mimo tego, że nie widzę jego oczu, to wiem i czuje, że przewiercają się przeze mnie na wylot.
Ogarnia mnie kolejny dreszcz gdy zdaje sobie sprawę, że to coś roztacza wokół siebie aurę grozy i... śmierci. Czuję to, zupełnie jakby śmierć lub cierpienie, nagle stało się zapachem. Widze, jakby stały się ciałem.
Stoję jak sparaliżowana, a jedna pojedyncza łza rozpaczy, spływa po moim policzku. Nie mogę się ruszyć, podczas gdy odrażająca postać robi krok w moją stronę. Zachowuje się jak tygrys w czasie polowania, stawia kroki ostrożnie, ale równocześnie dokładnie jakby wiedział jak się poruszyć, jakby to wszystko miał już przećwiczone z tysiąc razy. Przechyla głowę w prawo i znów wyciąga dłoń w moją stronę, a raczej coś co powinno być dłonią. Skóra tego czegoś jest czarna jak smoła, a w miejscu gdzie powinny być palce, od połowy zaczynają się długie ostre pazury.
Wyciąga jeden nich w moją stronę, jakby chciał mnie przywołać lub wskazać na mnie. Moje serce wali jak szalone, mój umysł krzyczy i błaga nogi o to aby się ruszyły, uciekały, ale nie mogę nic zrobić, nie kontroluję ich. Gdy mimo woli robię krok w stronę tego czegoś, czuję że nie mam już kontroli nad niczym, nad ciałem, ani umysłem. Nie rozumiem dlaczego chce uciekać, skąd ten strach i dzikie myśli w mojej głowie.
Nie kontroluję...
Nie kontroluję już nic.
Nie czuję nic.
Ja... umieram.
Dobra. To już czwarty rozdział tej chorej histori 😂 nie mam pojęcia skąd pomysł na nią, ale z każdym skończonym rozdziałem, w głowie mam ciąg dalszy xd ( chyba za dużo naoglądałam się horrorów). Mam nadzieję, że historia jest w miarę ciekawa, opisy sensowne, a akcja i "sceny grozy" chociaż trochę udane 😅 nigdy nie pisałam tego typu opowiadań, więc jestem w tym całkiem nowa, mam nadzieję że jakoś mi idzie 😊 Komentujcie, dawajcie gwiazdki jeśli wam się podoba 😁 A ja postaram się poprowadzić tą historię dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top