27. Pora poskromić to źródło.
Klara
Biegnę coraz to szybciej, aby na ostatniej prostej dogonić Evana. Robię wszystko co tylko mogę, aby wykorzystać resztę tej siły, jednak nie daję już rady. Jestem po prostu na skraju wyczerpania. Zauważam, że Alina i Christopher, nie wyprzedzają mnie, mimo tego, że dobrze wiem, że zrobili by to bez najmniejszego problemu. Chyba po prostu, nie chcą zostawić mnie w tyle samej, za co jestem im teraz cholernie wdzięczna. Gdy w końcu docieramy do schodów, widzę jak Evan przechodzi przez drzwi, wchodząc do bunkru.
W głębi ciała czuję olbrzymią ulgę, na myśl o tym że zaraz będziemy bezpieczni. Jest to niemal radość, po tym wszystkim przez co przeszliśmy. Udało nam się dotrzeć tutaj.
Jednak wszystko to ginie równie szybko, jak Kilian, który niedawno był, a sekundę później już go nie było. Robię krok wchodząc do bunkru, przypominającego mi teraz pokój w małym domku, który zobaczyłam, gdy błąkałam się szukając pomocy.
Duży stół leży na środku pomieszczenia, a jedna z jego wyrwanych nóg wala się koło drzwi wyjściowych. Kilka krzeseł, które tu mieliśmy, są zniszczone, a ich rożne części znajdują się w kontach pomieszczenia, zupełnie jakby ktoś nimi trzaskał po ścianach. Na ziemi znajdują się też podarte kartki. Zdezorientowana sięgam po kilka z nich. Rysunek Cristiny, został zniszczony, tak jak reszta prac Mirandy, zauważam, gdy przyglądam się reszcie kartek.
Podążam wzrokiem ku Evanowi i widzę, jak nieruchomo wpatruje się w to wszystko. Ostrożnie się podnoszę, a zaraz przy moim boku, staje Alina i Christopher.
- Zostańcie tu - mówię w końcu, podchodząc do Evana i biorąc jego broń.
Szybko sprawdzam pozostałe pokoje, w tym małą łazienkę i gdy nie znajduję nic więcej niepokojącego, wracam do głównego pokoju. Wygląda na to, że tylko on ucierpiał z wszystkich innych.
- Czysto - mówię, pochodząc niepewnie do Evana.
Nie wiem, co mogłabym mu powiedzieć... To był jego dom, jego rodzina... Jeśli ja czuję się tak zdruzgotana, widząc to wszystko, jak on musi się czuć?
Kątem oka, zauważam że Christopher zamyka za nami drzwi na wszystkie spusty, a Alina odwraca się w moją stronę, pytając:
- Co tu się stało?
- Nie wiem - odpowiadam, nic nie rozumiejąc.
Wygląda to tak, jakby ktoś czegoś tu szukał, ale dlaczego w takim razie reszta pokoi nie ucierpiała, a ten wygląda jak po przejściu huraganu? I dlaczego, nie ma tutaj Mirandy i Lucasa? Serce mi zamiera, na myśl o tej dwójce. Przecież Miranda, nie opuszczała bunkru. Nigdy. A Lucas...
Wyciągam dłoń w stronę Evana i dotykam jego ramienia. Czując mój dotyk, podskakuje zaskoczony, a ja zauważam, że trzyma coś w ręce.
- Co to? - pytam, podchodząc bliżej i wyciągając dłoń w stronę kartki.
- Nie mogę - mówi, a ja słyszę w jego głosie totalne załamanie, które odzwierciedla się na jego twarzy, gdy wciska mi w dłoń kartkę.
Nie patrząc już więcej na nikogo, odwraca się na pięcie i zatrzaskuje drzwi pokoju, który dzielił razem z Lucasem.
Kompletnie nic nie rozumiejąc, pogrążam się w lekturze kartki przede mną, ale już po pierwszych słowach, mam ochotę rzucić ją na ziemie i pobiec do Evana.
***
Drogi Lucasie, Evanie, Klaro... Czy kimkolwiek jesteś, czytelniku tego listu.
Żadne z was nie wróciło, nie mogę znieść myśli, że wydarzyło się najgorsze. Nie wróciliście z jedzeniem, a ja mam wrażenie, że zaczynam trawić sama siebie.
Piszę ten list, ponieważ muszę stąd wyjść i ponieważ wiem, że najpewniej nie wrócę. Ale muszę spróbować. Zawsze byłam kiepska w słowach, a myśl, że te są najpewniej moimi ostatnimi, dodatkowo mnie stresuje, więc pozwólcie, że powiem wprost.
Dziękuję, za cząstkę normalności, którą mi tu podarowaliście. Za troskę, którą mnie obdarzyliście. Mam nadzieje, że moje rysunki przydadzą się wam lub komuś innemu, w dążeniu do prawdy. Mam nadzieje, że jakkolwiek się to skończy, poznam prawdę o tym miejscu i że wy też tego doczekacie.
Miranda
***
Czuję się jakby minęła wieczność, gdy w końcu uchylam drzwi od jego pokoju. Do moich uszu, dociera dźwięk, płynącej wody z małej łazienki na końcu pomieszczenia.
Wiem, że on tam jest, pogrążony w rozpaczy i smutku, który sama teraz odczuwam. Boję się, że nie będę w stanie dać mu pocieszenia, gdy sama czuję się jak pusta skorupa.
Zaciskam usta i biorę się w garść. On by się nie zastanawiał, już by był przy mnie i trwał tam, czy bym tego chciała czy nie. Po cichu podchodzę do drzwi i zaglądam do środka. Byłam tu zaledwie kilka razy, podczas mojego pobytu w bunkrze. Prowizoryczna łazienka, nie jest tak naprawdę, niczym więcej, jak zaledwie malutkim pomieszczeniem z toaletą i umywalką.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy, to Evan, odwrócony do mnie tyłem. Ale to inny widok, zapiera mi dech w piersi. A mianowicie jego nagie plecy, pokryte czarnym wzorem, zupełnie jak moje dłonie.
Myślami wracam do rozmowy, którą przeprowadziłyśmy z Mirandą. Jej noga, również była w tych wzorach, tak jak i twarz Lucasa. Wspomniała o plecach Evana, jednak aż do teraz, nie widziałam tego na własne oczy.
Czarne wzory, kontrastują z licznymi sińcami i zadrapaniami, tworząc plątaninę wzorów, która nigdy nie powinna powstać, na ciele żadnego człowieka.
- Evan - szepczę, nie chcąc go wystraszyć.
On jednak nie odzywa się do mnie, a jedynym dowodem tego, że słyszał mój głos, są ramiona, które całe się napinają.
Robię krok w jego stronę, ale ten krok zdecydowanie wystarcza, łazienka jest tak mała, że już znajduję się przy nim. Czuję ciepło jego skóry, gdy robię coś, czego sama potrzebuję. Obejmuję go od tyłu w pasie i przyciskam głowę do jego pleców, tuląc go, tak jakbym już nigdy, miała nie zostać od niego oddzielona. Czuję jego oddech, gdy w końcu napięcie, opuszcza jego płuca.
Nasze ciała są ciepłe, mimo że nasze duchy zamarzły, już chyba na zawsze, po tym wszystkim, co dziś się wydarzyło.
- Oni nie żyją - mówi cicho, jednocześnie dotykając moich dłoni i ściskając je.
- Wiem - szepcze z żalem, nie powstrzymując już łez.
Lucas nie wrócił z wyprawy, którą rozpoczęliśmy razem, a z której ledwo we dwoje, wyszliśmy z życiem. Miranda natomiast opuściła bunkier, wiedząc, że tego nie przeżyje. Dwie śmierci i każda z nich, wiąże się z tym, że to my przeżyliśmy. Nie oni.
Evan odwraca się w moich ramionach, a ja zauważam, że już doprowadził się do porządku. Z jego twarzy i dłoni, zniknęła zaschnięta krew Kiliana.
Na myśl o tym, znów mam ochotę wymiotować. Ten widok wciąż mnie prześladuje, to jak Zjawa podszyła się za Alinę... Nawet teraz, gdy Evan opuścił główny pokój i na chwilę zostaliśmy sami, cały czas, nie mogłam na nią spojrzeć, chcąc zapomnieć o tam się wydarzyło. Teraz dostrzegam różnice, widzę że to jest prawdziwa Alina, ale wtedy nie wiedziałam. Nikt z nas, nie wiedział.
- Wszystko w porządku? - pyta.
- Nie - odpowiadam, szczerze.
Bo jak mogłoby być? Czuję jak dolna warga, zaczyna mi drżeć, gdy bezskutecznie próbuję opanować łzy.
- Przykro mi - szepczę, a gdy próbuję dodać coś jeszcze, usta opuszcza już tylko szloch.
Bez dalszych słów obejmuje mnie i ściska. Może po wieczności, a może po minucie, bierze mnie w ramiona jak małe dziecko i zanosi do swojego pokoju. Widzę, że jego oczy też opuszczają łzy, gdy siada na materacu, wciąż trzymając mnie w ramionach. Moja kołyska, moja opoka. Wszystko, co mi jeszcze pozostało.
A gdy łzy się kończą, a żadne słowa, nie układają się już w sensowne zdania, zasypiam, wiedząc że już nic nigdy nie sprawi, abym uwierzyła, że mamy szanse na jakiekolwiek szczęśliwe zakończenie tutaj.
***
Gdy po jakimś czasie otwieram znów oczy, czuje się jakbym wyparła wszystko, czego światkiem byłam dzisiejszego dnia. Widok śmierci Kiliana, świadomość że Lucas i Miranda, nie wrócą... Czy kiedykolwiek pozbieramy się z tego syfu, w którym jesteśmy?
Ku mojemu zaskoczeniu, zauważam że nie jestem na materacu sama. Tuż obok mnie śpi Evan, podparty na ramieniu, spokojny i cichy. Zupełnie inny niż wtedy, gdy widziałam go rzucającego się po łóżku w Osadzie. Jego klatka piersiowa unosi się, a ciepły oddech, dotyka mojej twarzy. Cieszę się, że został, cieszę się, że nie zostawił mnie samej.
Wyciągając przed siebie dłoń, odgarniam pukiel włosów, który zasłania jego twarz. Czuję wewnątrz siebie dziwne ukłucie, tak jakby ktoś ukłuł moja duszę szpilką. I tak kuł i kuł bezlitośnie, aż moje uczucia wylały się ze mnie i w końcu zrozumiałam co one tak naprawdę oznaczają.
Wiem że właśnie w tej sekundzie, oddałam swoje serce temu chłopakowi. Mojemu wybawcy z tyłu opresji, mojemu towarzyszowi w trudnych chwilach. Oddaje mu je, ponieważ wierzę że oboje zasługujemy na miłość. Oddaje mu je, ponieważ chcę kochać. Nawet jeśli ta miłość, nie miałaby trwać wiecznie, świadomość że był ktoś, kogo pokochałam z całego serca, wystarczy.
Gdy Evan czując przez sen mój dotyk, przewraca się na drugą stronę, wstaje po cichu z materaca, starając się go nie obudzić. Niech odpocznie, jeszcze przyjdzie czas na myśli, które niewątpliwie pojawią się w jego głowie, tak jak w mojej teraz.
Na palcach podchodzę do drzwi, które otwieram i zamieram gdy wydają z siebie głośne skrzypnięcie. Dźwięk ten przypomina niemal krzyk, w tak głuchej ciszy. W końcu wychodzę z pokoju, a widok przede mną sprawia, że otwieram oczy szerzej z zdziwienia.
Cały główny pokój wrócił do normy, duży stół stał tak jak zawsze na swym miejscu, a tuż przy nim, stały krzesła, które jeszcze kilka godzin temu, były roztrzaskane w kawałki. Cały bałagan wynikający z tych zniszczeń, również zniknął, zupełnie jakby to wszystko było tylko koszmarem, który się rozpłynął.
- Jeśli ty tak wyglądasz, to nawet nie chcę wiedzieć, jak wyglądałam ja, gdy tutaj weszłam - mówi Alina, posyłając mi krzywy uśmieszek z nad stołu.
- Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję - tłumaczę, idąc w jej stronę.
W tym samym czasie, wyciągam mały scyzoryk z kieszeni spodni, który rzucam na stół, siadając na krześle naprzeciw niej. Dziewczyna zerka w jego kierunku, ale nie komentuje tego.
- A ja, co mam powiedzieć? Byłam w osadzie praktycznie rok, słyszałam że rzeczy wracają na swoje miejsce, ale nigdy nie widziałam aż takich zniszczeń, które zniknęłyby w ciągu kilku godzin - mówi, a ja z zaskoczeniem, słyszę w jej głosie lęk.
Gdyby nie to, znów zamarłabym z strachu na widok jej czarnych oczu i na myśl o tym, co działo się niedawno w lesie.
- To ty postrzeliłaś Erikę prawda? - pytam, nie odwracając od niej wzroku.
Dziewczyna zamyka oczy i milknie na chwilę. Boję się, że mi nie odpowie, jednak gdy znów je otwiera, jej głos jest silniejszy, niż wyraża to wyraz jej twarzy.
- Widziałam coś... Widziałam Kiliana i Erikę i... I poczułam taką nienawiść, nawet nie wiem, kiedy to się stało. W jednaj chwili stałam, a w następnej, usłyszałam wystrzał z broni. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ja to zrobiłam. Że to ja strzeliłam.
- Co widziałaś? Miałaś wizje prawda? Zjawa, pokazała ci coś? - pytam, wyrzucając z siebie jedno pytanie za drugim. Cokolwiek zobaczyła... Musiało być straszne, skoro pchnęło ją do takich rzeczy.
Jej usta zaciskają się w grymasie, a dłonie ściskają kartki, których wcześniej nie zauważyłam. Chcę o nie zapytać, gdy ona nagle, wyrzuca z siebie dwa słowa:
- Sprzedali mnie.
- Co?! - pytam zaskoczona, znów odwracając się w jej stronę.
- Sprzedali mnie - powtarza, a gdy w szoku, nie znajduję żadnych słów, ona dodaje ciszej: - Przed tym wszystkim, przed tym miejscem. Wróciłam do jakieś nory, którą dzieliłam z nią... Mówiłam o jakimś pożarze, ale z tego co pamiętam, nie byłam nim zdziwiona. Myślę że... Myślę że byłam złodziejką, kradłam jedzenie, abyśmy mogły przeżyć. Bo tylko to mogło sprawić, że nie wywaliłaby mnie na zbity pysk... Ktoś zakradł się do mnie od tyłu, przyłożył szmatkę do buzi, a to wszystko działo się na jej oczach. Ona nic nie zrobiła.
- Alina... - szepczę cicho, przerażona jej wyznaniem.
- Gdy się ocknęłam - przerywa mi, kontynuując swoją opowieść. - Zobaczyłam Kiliana. On handlował ludźmi, a to nie była jego pierwsza akcja. Sprzedałby mnie jak zwykłą dziwkę, gdyby nie to, że uszykował dla mnie coś innego. COŚ INNEGO! - krzyczy, a ja przestraszona jej nagłą zmianą tonu, podskakuję. - I naglę budzę się tutaj! W tym miejscu... Z tą która mnie sprzedała i tym który mnie porwał, zamknięta w jednym miejscu. Nie wiedząca, co takiego mi zrobili... Jak można kogoś sprzedać? Jak można sprzedać swoją córkę?
Nie odpowiadam na to pytanie, bo jak bym mogła? Sama nie mam dzieci, ale w życiu nie mogłabym zrobić czegoś takiego... Prędzej sprzedałabym sama siebie, niż własne dziecko.
- Ja też miałam wizje, kilka razy - mówię, na głos w końcu to, co od dawna nie daje mi spokoju. - Widziałam siebie, w jakimś dziwnym miejscu. Tam było dużo ludzi, ktoś kazał nam zająć miejsca i czekać. To wyglądało jak jakieś biuro, czy coś takiego...
- Byliście zamknięci? - przerywa mi. - Bo ja byłam.
- Nie... - mówię niepewnie i przerywam, przypominając sobie tamto miejsce, tamtą chwilę. - Chyba przyszliśmy tam, z własnej woli...
- Nic z tego nie rozumiem - mówi Alina, marszcząc brwi. - Ja zostałam sprzedana, a ty poszłaś gdzieś z własnej woli. Jak to się niby z sobą łączy?
- Miałam jeszcze jedną wizję - mówię, przypominając sobie ją. Serce zaczyna mi bić szybciej, gdy zaczynam o tym mówić. - Gdziekolwiek poszłam i do czegokolwiek się zgłosiłam, później chciałam z tego zrezygnować. Wiem że byłam w jakimś pokoju, uderzałam w lustro weneckie i wołałam, że się nie zgadzam. Wiem, że chciałam, aby ktoś się odezwał, ktoś ważny dla mnie, ale nie potrafię sobie przypomnieć, kogo nawoływałam...
Gdy kończę mówić, na chwilę zapada cisza i gdy już myślę, że żadna z nas się nie odezwie, naglę Alina zrywa się z swojego miejsca.
- Co ty robisz? - pytam, gdy pędzi przez pokój, w stronę drzwi za którymi znajduje się Evan. Słyszę jak coś mówi, po czym wynurza się z pomieszczenia i nadal nie odpowiadając na moje pytanie, wchodzi do pokoju, w którym umieściłam ją i Christophera.
Nic nie rozumiejąc, wpatruję się w miejsce, w którym zniknęła. W tym samym czasie, Evan wychodzi z pokoju, przecierając zaspane oczy. Jego czarne włosy są w nieładzie, po śnie z którego został właśnie, a on sam wygląda, jakby kompletnie nie wiedział, o co chodzi, zresztą tak jak ja.
- Hej - mówi, podchodząc w moją stronę i siadając na krześle obok. - Czujesz się już lepiej?
- A ty? - odpowiadam pytaniem na pytanie, odwracając się w jego stronę.
- Nie - mówi, a w jego głosie wychwytuję zmęczenie. Przez moment wpatrujemy się w siebie, a milczenie między nami, zaczyna być niezręczne. - Muszę ci coś powiedzieć... - mówi, ale przerywa mu głos Christophera, wchodzącego za Aliną do pokoju.
- Czy ktoś mi powie, o co tej kobiecie chodzi?
Dziewczyna słysząc jego pytanie, odwraca się w jego stronę, unosząc ręce do góry i mówiąc:
- I tak mnie właśnie słuchasz!
Evan słysząc ich wymianę zdań, uśmiecha się pod nosem, a ja zdaję sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy tak naprawdę, widzę jak ktoś się tutaj uśmiecha, nawet jeśli jest to tylko delikatny uśmieszek.
- Ja też nie wiem, o co chodzi! - mówi Evan, gdy pozostała dwójka siada naprzeciw nas.
- O matko - mruczy pod nosem dziewczyna, a ja unikam jej czarnych źrenic, które najwidoczniej szukają mojej pomocy. Problem w tym, że i ja nie wiem, co chodzi po jej głowie.
- Więc - mówi, wpatrując się w naszą trójkę, teraz już całkiem poważnie. - Z wizji Klary wynika, że gdzieś się zgłosiła, ja zostałam sprzedana, a co wy widzieliście? - pyta prosto z mostu, wpatrując się w naszych nowych towarzyszy.
Słysząc jednak jej słowa, oboje są zszokowani.
- Sprzedana?! - pyta Christopher przerażony, odwracając się w jej stronę.
- Miałam wizje, w której widziałam Kiliana. Moja matka mnie sprzedała, a on "przygotował coś specjalnego" dla mnie. Nie wiem w jaki sposób, ale przez niego tu trafiłam. To dlatego, ją postrzeliłam. Żniwiarz mi to pokazał, a ja po prostu dałam się ponieść i strzeliłam do niej. Natomiast Klara mówi, że widziała siebie w jakimś miejscu - dodaje, wpatrując się we mnie.
- Nie wiem, co to było za miejsce... - tłumaczę, wracając tam wspomnieniami. - W jednej wizji, wyglądało to tak, jakbym się do czegoś zgłaszała, a w kolejnej krzyczałam, że się na to nie zgadzam... Nie wiem, czy to się z sobą jakoś łączy. Ale na ten moment, tak to wygląda.
- Sądzicie, że to wszystko, łączy się jakoś z tym, że jesteśmy w tym miejscu? - pyta Christopher.
- To tylko przypuszczenie, zależy co wy widzieliście - mówię, zerkając w stronę Evana.
Jego usta są zaciśnięte w wąską kreskę, gdy wpatruję się przed siebie niewidzącym wzrokiem. Tak jakby, nie było go już tutaj. Layla, myślę i dokładnie umiem, wyczytać to z jego twarzy jeszcze zanim, o tym mówi.
- Gdy tu trafiłem, słyszałem krzyk, później Alina znalazła mnie z swoją matką. Kolejny raz, słyszałem ten sam krzyk w dniu, w którym drzwi do Osady zostały otwarte. Ale to była tylko zmyłka Żniwiarza, aby wywabić mnie stamtąd. Miałem też wizje o tym, że coś podpisuję. Obiecano mi opiekę nad kimś, w zamian za podpisanie jakiejś umowy... Chyba chodziło o nią. O moją siostrę, o Layle. To dla niej, to podpisałem - przerywa na chwilę, po czym zastanawia się nad czymś, gorączkowo kiwając głową. - Ostatni raz słyszałem jej głos, wtedy w Osadzie. Powiedziała: "Musisz się stąd wydostać"... Myślałem, że chodzi o Osadę, ale może tak naprawdę, chodziło o to miejsce? O ile w ogóle ten sen, miał jakiekolwiek znaczenie.
- Wychodzi na to, że sny mają tutaj większe znaczenie, niż jawa - mówię, kręcąc głową w niedowierzaniu. - Nie mamy swoich wspomnień, z poprzedniego życia, tylko wizje i sny, z których nie wiemy czy to wszystko, to tak naprawdę prawda.
- Ja nie mam żadnych wizji - mówi Christopher, a cała nasza pozostała trójka, zdziwiona, odwraca się ku niemu. On zaskoczony naszą reakcją, wzrusza tylko ramionami i powtarza. - Nie mam i nigdy nie miałem. Słyszałem o tym czasem, od innych osób z Osady, ale nigdy tego nie doświadczyłem...
- Hm... - mruczy pod nosem Alina. - Czyli nie każdy miewa te przebłyski...
- A więc załóżmy, czysto hipotetycznie, że ja i Klara zgłosiliśmy się do czegoś, a ty... - mówi Evan, w stronę Aliny. - Zostałaś tam wysłana, wbrew swojej woli. O co, w tym wszystkim chodzi? I dlaczego, to miejsce jest tak dziwne?
- Nie idzie się stąd wydostać - szepczę pod nosem. - Chyba tak naprawdę nikt nigdy, nie mógł się stąd wydostać prawda? Ponieważ Zjawa, zawsze to uniemożliwiała. Nie można przebywać na dworze wystarczająco długo, aby to wszystko zbadać. Aby tak naprawdę, spróbować się wydostać z tego miasteczka.
- To brzmi jak jakaś gra. Jakby ktoś się nami bawił - mówi Alina, rozglądając się wokół, po czym zaskakując nas wszystkich, krzyczy na całe gardło: - To nie jest kurde śmieszne! Zjebaliście po całości! Cokolwiek to wszystko kurwa znaczy!
- Co to było? - pyta zdziwiony Christopher, wybuchając śmiechem w jej stronę.
- Chyba odreagowanie sytuacji - odpowiada jak gdyby nigdy nic, znów siadając spokojnie na swoim miejscu.
Ku zdziwieniu samej siebie, na moje usta też wypełza delikatny uśmieszek. Tylko ona ma tyle charakteru, aby zwyzywać kogoś, kogo tu nawet nie ma.
- Czyli wszystko sprowadza się do tego, że nie mamy nawet co marzyć, o wydostaniu się stąd, póki nasz główny wróg, nie zniknie z planszy - mówi Evan.
- Ale jak to zrobić? Wydaję się, że on zawsze pojawia się, gdy tylko ktoś wyjdzie na zewnątrz. Tak jakby to po prostu wiedział, a przecież to miejsce jest ogromne. Nie zawsze też atakuje od razu, czasem czeka... - tłumaczę, ale wtrąca się Alina.
- A czasem obserwuje lub tak jak mnie, kusi żebyśmy coś zrobili. Tak było w przypadku postrzelenia Eriki. Stał kawałek dalej ode mnie i obserwował. Pokazał mi to dokładnie wtedy, a nie wcześniej czy później. Tak jakby chciał, aby wszystko potoczyło się właśnie w taki, a nie inny sposób. Ja byłam jak w transie... Nie mogłam tego powstrzymać, nawet gdybym chciała. Ale nie chciałam i on o tym wiedział. Ale... Jest coś jeszcze, co chciałam wam pokazać, zanim w ogóle rozwinęła się ta rozmowa.
Mówiąc to wyciąga w końcu przed siebie kartki, które trzymała w momencie, w którym weszłam do pokoju.
- Nie tylko my, myśleliśmy o tym wszystkim. Erika także. A tak się składa, że mam tu jej notatki, przynajmniej te, które wydawały mi się coś warte.
Rzuca na stół stary zeszyt, który od razu w ręce bierze Evan i zaczyna kartkować. Wychylam się ku niemu, mówiąc:
- A więc to są te dokumenty, o których mówiła. Myślała, że ja je mam - dodaje niezadowolona. - Porządnie mi się przez to oberwało.
- Miałam w planach to zabrać, jeszcze zanim wy pojawiliście się w naszym planie - odpowiada, jak zwykle szczerze do bólu. - A to że udało nam się to wynieść, to tylko nasz wspólny sukces. Najważniejsze jest jednak to, że planowali złapać Żniwiarza.
- Złapać? To w ogóle możliwie? - pytam, wątpiąc w ten pomysł. - Zjawa nie jest ani trochę człowiekiem. Czy to coś, w ogóle da się złapać?
- To były tylko plany, jak na razie, nie przystąpiono do ich realizacji - tłumaczy Alina.
- Ale dużo nad tym myślano - mówi Evan, który przez tą chwilę, zdążył przestudiować kawał tekstu. - Żeby go złapać, ale przede wszystkim, spróbować uciec, poza granice tego miasteczka. Zobaczyć, co jest tam "gdzie jeszcze nikt się nie zapuścił" - mówi dramatycznym głosem.
- Myślicie, że to wszystko jest możliwe? Złapanie Zjawy? - pytam, spoglądając na całą trójkę.
- Gdyby było, moglibyśmy poszukać wyjścia z tego miasta. Wydostać się stąd i zobaczyć co jest poza jego granicami, poszukać pomocy. Bez łowcy, polującego na nas - mówi Christopher, kiwając głową, jakby naprawdę się z tym zgadzał.
Spoglądam w stronę Evana i widzę, że trybiki w jego głowie, chodzą pełną parą. Już rozmyśla o tym, w jaki sposób moglibyśmy, spróbować tego dokonać.
- Piszecie się na to? - pytam, patrząc na Alinę i Christophera.
- Na dokonanie niemożliwego i złapanie łowcy, ryzykując własne życie? Oczywiście, że się piszę - mówi sarkastycznie dziewczyna. Ale zaraz dodaje, całkiem poważnie. - On jest źródłem, wszystkich problemów tu. Pora poskromić to źródło. Tym bardziej, że mamy z Christopherem coś jeszcze w zanadrzu - mówi, uśmiechając się pod nosem, i sięgając do torby, z której wcześniej wyciągnęła dokumenty.
3!
Zapamiętajcie tą liczbę, ponieważ pozostały tylko trzy rozdziały, które muszę jeszcze trochę dopracować i nasza historia dobiegnie końca!
Trochę mi przykro, z tego powodu, ale wszystko się kiedyś kończy, a mam nadzieje, że ta historia skończy się szokiem dla was! (Oczywiście pozytywnym ;D )
Jeśli mi się uda, dziś może wpłynie kolejny rozdział, a na dniach reszta :D
Ten rozdział w końcu zebrał do kupy, wszystkie pytania bohaterów, ale na pewno też sprawił, że w ich głowach, tak jak i w waszych pojawiły się teorie...
Jeśli ktoś z was ma jakąś teorię, odnośnie tego, co tu się tak naprawdę wyprawia w miasteczku Bosk, dajcie znać w komentarzu! ( Po cichu mam jednak nadzieje, że nikt się nie domyśli o co chodzi. Bardzo chcę was zaskoczyć :) )
Miłego dnia wszystkim! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top