24. Etapy pierwszy - rozgrywka start.

Klara

Cisza, która nastała po wyjściu Aliny i Christophera, jest tylko zapowiedzią burzy i huraganu, który rozegra się tutaj za parę minut. Plan Evana jest niewyobrażalny i cholernie ryzykowny, ale mam już dość takiego życia, zresztą to nie życie, to wegetacja.

Życie w bunkrze, czy nawet Osadzie, każdy dzień ogranicza się po prostu do oddychania i bycia - jakkolwiek głupio to brzmi. 

Życie takie nie powinno być. Pełne strachu, niepewności, w zamknięciu, to nie życie, to jak więzienie, w którym sami zamykamy się bez końca. Odpowiedzi są na zewnątrz, ale nigdy ich nie uzyskamy, póki nie pozbędziemy się naszego największego przeciwnika.

Moje rozmyślania, przerywa dotyk dłoni Evana na mojej. Od razu odwracam wzrok, od czarnych znaków, którymi są pokryte. To co powiedziała Alina, jest ziszczeniem moich najgorszych obaw, odkąd tylko zobaczyłam swoje dłonie tam na łodzi. Okazuje się, że śmierć nie tylko dopada nas na zewnątrz, ale może nas dopaść w zaciszu bezpiecznego miejsca. Nieustannie nam towarzyszy, czekając na dzień, w który w końcu powie, że nadszedł nasz czas. Możemy się przygotowywać, żyć z myślą o śmierci, ale gdy w końcu nadejdzie i tak nas zaskoczy. I brutalnie wyrwie z naszych rąk, to co dla nas najważniejsze. 

Gdy ściska moją dłoń mocniej, odwracam się w jego stronę. Leży na łóżku, pod kocem z oczami przymkniętymi, dokładnie tak jak mu kazaliśmy. I mimo, że wiem, że to wszystko odbywa się tylko na potrzeby przedstawienia, które zaraz się tutaj odegra, nie mogę znieść myśli, że jeszcze kilka godzin temu, mógł faktycznie znaleźć się już po drugiej stronie.

- Myślałam, że umrzesz - szepcze w ciszę, swą największą obawę.

- Codziennie jestem gotowy, aż ten dzień nadejdzie - odpowiada, nie otwierając wzroku.

Może i tak, choć czuję, że kłamie. Ja nie jestem gotowa, ani na swoją śmierć, ani tym bardziej na jego. Czym bym tu była bez niego? Gdzie bym poszła?

Czuję jak uginam się, pod nadmiarem tych myśli, ponieważ nie znam na nie odpowiedzi. Nie chce ich znać. Czasami mam wrażenie, że jestem jak ściana, twarda, mocna, zimna i niepokonana. Trwam tutaj mimo wszystko. Lecz gdy się kruszę i upadam, zupełnie jak teraz, nie ma nikogo, kto byłby w stanie podtrzymać mnie w miejscu. Tak abym znów, nie stała się ruiną.

Z korytarza słyszę, nadciągające kroki i mimo całego bólu i lęku jaki czuję, myśląc o naszej przyszłości, również ściskam dłoń Evana, próbując w ten sposób, przekazać nam choć trochę tej siły, która jeszcze we mnie pozostała. Cokolwiek się teraz wydarzy, będzie niczym, w porównaniu do tego, co przeżyjemy i zobaczymy, gdy tylko wydostaniemy się na zewnątrz. Tam czeka na nas potwór, tu musimy zmierzyć się z ludźmi. Miejmy nadzieje, że te postacie nie różnią się tylko nazwą.

Drzwi otwierają się z tak głośnym hukiem, że nawet nie muszę udawać zaskoczonej ich przybyciem.

Pierwszy wchodzi Kilian, z pustym wzrokiem i zaciśniętymi pięściami. Wygląda na opanowanego, jednak łatwo się domyślić, że po prostu wolałby aby Evan umarł, a problem sam się rozwiązał. Jak widać plany, nie poszły po jego myśli.

Zaraz po nim do pokoju wchodzi Erika, twarz ma wykrzywioną w grymasie wściekłości, który przecina bliznę na jej twarzy. Instynktownie kulę się, gdy tylko jej wzrok pada na mnie, a mój policzek, mam wrażenie znów zaczyna piec w miejscu, w które uderzyła jej dłoń.

- Proszę najwyższa pora. Wygląda na to, że chwastów faktycznie nie da się wyplenić - syczy w stronę Evana, który podniósł się już do pozycji siedzącej. 

Po jego twarzy przebiega ból, gdy chwyta się za bok w miejscu żeber. Na moment wstrzymuję oddech, niepewna czy to było na pokaz, czy może faktycznie wszystko jeszcze go boli.

Zaciska usta na myśl o tym, że nie udało mi się ich przekonać, aby wstrzymać się z tym wszystkim, choć kilka dni. Nikt nie musiałby wiedzieć, że się przebudził, ale wszyscy trzej stwierdzili, że przez kilka dni, może pojawić się tyle zmiennych sytuacji, a cały nasz plan po prostu legł w gruzach. Dlatego to musi zdarzyć się dzisiaj, jak najszybciej, aby nikt nie zdołał, pokrzyżować naszych planów.

Nie mogłam ich przekonać, a tym bardziej Evana. Mam wrażenie, że odkąd się obudził, ktoś dosłownie wszczepił w niego przekonanie o ucieczce stąd. I niepodziewanie, przez myśl przebiega mi przypadek innej dziewczyny - Cristiny, która dosłownie zwariowała, gdy tylko w jej głowie zaszczepiła się myśl o ucieczce z miasteczka Bosk. Nie pozwolę, aby Evan też przypłacił życiem za te idee.

- Wstawaj - warczy Erika, przepychając się koło mnie i dosłownie wyszarpując go z łóżka.

W tej samej chwili widzę jakieś zamieszanie przy drzwiach i dostrzegam Fabiana, który stoi tuż przy Kilianie i coś do niego mówi. Brwi tego drugiego, marszczą się, gdy kiwa głową, przyjmując słowa chłopaka, który wygląda na zaniepokojonego.

- Mieszkańcy Osady już o nich wiedzą - mówi, a w jego postawie dostrzegam niezadowolenie, gdy tylko dodaje: - U góry wybuchły zamieszki. Chcą żebyśmy pozbyli się zabójców, a raczej sami chcą to zrobić.

- Zabójców? - pytam wściekła. - Pozwolicie im tak myśleć?

- Maks i Jack nie żyją. Wszyscy twierdzą, że to wasza wina - syczy w moim kierunku Erika. - Węszyłaś tutaj, a z mojego biura, zniknęło wiele ważnych notatek - warczy, po czym otwiera z trzaskiem szafę i przeszukuje ją.

Jest praktycznie pusta, jedyne co na chwile zajmuje jej uwagę, to pojedyncze gazety i wycinki, które udało mi się odnaleźć Nad Zatoką. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma tu nic, co należało by do niej. Bo jak by mogło? Przecież nic jej nie zabrałam. Kiedy miałabym to zrobić?

Gdy tylko kończy poszukiwania, jak burza rusza w moim kierunku, na co robię dwa kroki w tył.

- Gdzie one są?! - warczy znów, szarpiąc mnie za ramiona. Jej czarne białka oczu, takie jak u Aliny, wpatrują się we mnie z nienawiścią i furią, a blizna przecinająca twarz, przerażająco współgra z grymasem wściekłości na jej twarzy. Przez sekundę mam wrażenie, że może jednak ludzi, nie różni wiele od potworów.

- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiadam cicho.

Moje ciało się trzęsie, a usta drżą, gdy zamieram, czekając na jej reakcje.

Słyszałam, że wybuch bomby, potrafi w pewien sposób wstrzymać czas. Na moment przed wybuchem, serce zwalnia, a nasze zmysły wyostrzają się na wszystko wokół. Tak też dzieje się właśnie teraz, sekundę przed tym, zanim jej krzyk rozdziera powietrze.

- Ty kłamliwy śmieciu! - krzyczy, a ja od razu robię unik, gdy tylko jej dłoń pędzi w moim kierunku. 

Spodziewałam się, że może próbować mnie uderzyć, jednak jej plany okazują się zupełnie inne. Chwyta mnie za włosy i zaczyna szarpać w stronę drzwi.

Mój jęk bólu, od razu miesza się z krzykiem Evana. Gdy na wyjściu, wykręcam głowę w jego stronę, widzę jak próbuję się wyszarpać z uścisku Kiliana, jednak pięść jego oprawcy, kompletnie odbiera mu dech w piersi.

- Ja ci kurwa pokaże - krzyczy dalej Erika, ciągnąc mnie za sobą, ale ja skupiam się już tylko i wyłącznie na bólu, który próbuję choć trochę zminimalizować, próbą nadążenia za nią. Nic z tego.

Z ust wyrywa mi się kolejny jęk zawodzenia, a oczy zapełniają się łzami, gdy tylko drzwi przed nami się otwierają, a ona przyspiesza tępo, zaczynając szarpać mnie ku górze. Nie wiem nawet, kiedy przeszliśmy przez najniższe z pięter, myślę, gdy drzwi na piętro zero, stają przed nami otworem.

Do moich uszu dociera szarpanina, za nami i wiem, że Evan jest tuż za mną.

- Klara! - słyszę jego głos, lecz zaraz zagłuszają go odgłosy zza otwartych drzwi. Naglę Erika odwraca się w moją stronę i obwiązuje moją głowę chusta w taki sposób, abym nie mogła nic powiedzieć. Wyrywam się, ale to nic nie daje, gdy znów szarpie mnie za włosy i prowadzi ku wyjściu i wrzawie, za nimi. Na początku są to zaledwie krzyki i donośne głosy, które zlewają się z sobą w niezrozumiały dźwięk.

Gdy tylko przekraczam próg, zdaje sobie sprawę, że wolałabym nigdy nie zrozumieć tego, co znaczą te dźwięki.

- Zabójcy! - krzyczy ktoś.

- Dajcie mi go! Ja się z nim policzę! - krzyczy ktoś inny.

Krzyczę jakieś niezrozumiałe słowa, przez chustę w moich ustach, gdy ktoś szarpie mnie za ramię w swoją stronę, jednak cały czas jestem pod żelaznym uściskiem Eriki. Czuję się jakby już wyrwała mi kłębek włosów, gdy nawet nie odwracając się za siebie, ciągnie mnie do przodu.

Nagle uścisk na ramieniu znika, gdy tylko Evan, wyrywa się z uścisku Kiliana i wpada na mężczyznę z rozpędu, waląc go przy tym pięścią w szczękę, a on upada na ziemie. Po chwili jednak się podnosi i z uniesionymi pięściami, wyrywa się w stronę chłopaka. Tłum znów wznosi wściekły okrzyk, gdy Evan zostaje odciągnięty od mężczyzny i niemal to jego trzeba teraz ochraniać, gdy rządni krwi mieszkańcy, ruszają ku niemu.

- Spokój - wrzeszczy Kilian, popychając Evana do przodu ku nam. Widzę, że w ustach chłopaka również znajduje się chusta. Uniemożliwili nam możliwość obrony, nie możemy nic powiedzieć.

- Zabić ich! - krzyczy jeden z głosów wśród tłumu. Był to głos, który jak efekt motyla wywołał fale, nie do powstrzymania.

- Zabić! - krzyczy kolejny głos. Zaraz po tym cała reszta, idzie w jego ślad.

Łzy ciekną po moich policzkach, gdy w końcu Erika staje pod drzwiami na końcu korytarza.

- Patrz co narobiłaś - warczy, puszczając mnie w końcu.

Nawet gdybym mogła, nie usprawiedliwiałabym się, nawet bym nie próbowała. Od początku byłam dla niej tylko nic nieznaczącym pionkiem, słowa Aliny tylko mnie w tym utwierdziły. To że nas obwiniają o śmierć Maksa i Jack'a, próbując ukryć chorobę, która trawi każdego z nas. Ci ludzie powinni o tym wiedzieć, nie powinno się tego tuszować, tylko po to, aby na jakiś czas uspokoić nastroje.

Patrzę na tłum, który niemal jak zwierzęta, przy nadarzającej się okazji, rozszarpałyby nas na strzępy. "Zabić ich" tak łatwo przechodzi im to przez usta, tak prosto jest wydać wyrok. W tych ludziach, nie ma ani krzty człowieczeństwa, jak bez tego można zbudować jakąkolwiek cywilizacje, skoro wystarczy jedno oskarżenie, a już rzucamy się sobie do gardeł? Człowiek człowiekowi? Nikt nie chce wysłuchiwać. Każdy chce wydać wyrok.

Krzyki nie cichną, ani trochę, gdy w końcu i Evan, staje przy mym boku. Usta ma zaciśnięte, ale na jego twarzy dostrzegam ból, który stara się zamaskować. Żadne z nas nie spodziewało się tego, że sprawy przybiorą aż taki obrót. Ku mojemu zdziwieniu, to Kilian zabiera głos:

- Cisza!

Tłum po chwili faktycznie się uspokaja, a w tle przebijają się jedynie niezadowolone pomruki. Gdy zamieszanie w końcu milknie ostatecznie, mogę się w końcu przyjrzeć ludziom przede mną. Jest może z dwadzieścia osób, które w większości, widzę tak na prawdę po raz pierwszy. Po plecach przebiegają mi ciarki, gdy myślę o tym, że osoby, których w ogóle nie znam, od tak bez mrugnięcia okiem, zakończyły by mój żywot.

- Chcecie ich śmierci!? - krzyczy Erika w tłum, a ten jak z bicza strzelił odpowiada:

- Zabić! Zabić!

- A kto najlepiej zabija?! - krzyczy dalej w tłum, zerkając przy tym na nas. Na jej ustach pojawia się chytry uśmiech, gdy tylko tłum odpowiada:

- Żniwiarz!

Zerkam zaszokowana na Evana, jednak on wpatruję się tylko w podłogę. Nie potrafię z niego wyczytać, czy tego właśnie się spodziewał? Bo ja na pewno nie. Za nic w świecie nie powiedziałabym, że można cieszyć się z skazania kogoś na śmierć.

Gdy tłum milknie na chwilę, głos znów zabiera Kilian:

- Winowajcy zostali skazani na postrzelenie w nogi. Później ich życie, pozostaje w rękach Żniwiarza! Ja i Erika osobiście wykonamy wyrok! - informuje, na co tłum rycz zadowolony.

Czuję, że ledwo oddycham przez szmatkę na ustach, a serce bije mnie w pierś niemal jak za karę. Za karę, na którą zasługuję za uwierzenie, że to wszystko mogło się udać.

Nie, nie, nie.

Przerażona odwracam się w stronę Evana, jednak on już wpatruje się w tłum szukając ich. Aliny i Christophera. To nie tak miało być. To oni mieli wykonać wyrok, taki był plan. Tak twierdziła Alina, mówiąc, że matka to właśnie ją do tego zmusi, chcąc ją ukarać, za przyprowadzenie nas tutaj. Również odwracam się w stronę tłumu, ale po nich nie ma ani śladu.

To nie tak miało być. Mieli wyjść razem z nami! Czuję jak ktoś zaczyna szarpać mnie w stronę drzwi wyjściowych, tłum dalej wrzeszczy w ekscytacji, zupełnie jakby ktoś właśnie ogłosił, że znalazł wyjście z tego cholernego miejsca. Evan cały czas się wyrywa i chyba na moment, udaje mu się ściągnąć chustę, bo słyszę jak coś krzyczy:

- Nie dasz rady ich wszystkich kontrolować!

Gdy zostaję wciągnięta do małego korytarzyka, oddzielającego nas od dworu jeszcze jednymi drzwiami, głosy zostają za nami przytłumione.

Chwilę później mrużę oczy, gdy na twarz pada ciepły powiew wiatru. Stawiam niepewny krok na zewnątrz, a drzwi za nami, zamykają się z trzaskiem. Na chwilę zamieram, gdy nad moją głową, znajduje się już tylko bezkresne niebo. Podnoszę wzrok ku górze, wpatrując się w piękny błękit, na moment zapominając o wszystkim wokół. Zapominając, że dla nas ten błękit nie jest symbolem wolności. Skupiam się na tym, co niesie ze sobą świat zewnętrzny. Szum drzew, ćwierkanie ptaków, wiatr...

Przez chwile jest mi dobrze, po prostu dobrze, tak jak jest. Chciałabym aby ten spokój pozostał ze mną na zawsze. Odczuwam rozdzierający ból w klatce piersiowej, ból nie fizyczny, a duchowy. Pragnienie wolności, pragnienie czegoś więcej, rozdziera mnie. Mam ochotę krzyczeć, płakać, wrzeszczeć, na tę cholerną niesprawiedliwość. Lecz nie robię, żadnej z tych rzeczy, gdy Erika szturcha mnie lufą pistoletu i warczy:

- Ruszysz się wreszcie?

Obudź się Klara, mówię sama sobie w myślach. Tu i teraz. Pamiętasz?

Przez chwilę zapomniałam.

Odwracam się do Evana i widzę, moment w którym upewnia się, że Zjawy na razie tu nie ma.

"Jeszcze nie dziś", rozbrzmiewają w mojej głowie jej słowa.

"Ale już w krótce", kończę myśl i szybko ją odganiam, ruszając przed siebie.

Gruz pod moimi nogami chrupie, z każdym krokiem, gdy ruszamy w stronę lasu. Gdzie jest Alina i Christopher? Co się z nimi stało? Czy to możliwe, że Erika dowiedziała się o naszych planach? Ale jak? Najgorsza z wizji mówi o tym, że nas oszukali, że tak naprawdę nigdy nie zamierzali uciekać... Ciężko mi w to uwierzyć. 

Wiem, że cokolwiek się wydarzyło, ani ja ani Evan, nie mogliśmy zrobić nic. Maszyna ruszyła, a my zgodnie z planem wydostaliśmy się na zewnątrz, tylko że całą resztę trafił szlak.

Długo brniemy przed siebie w lesie, którego końca nie widać. Cały czas, czujnie rozglądam się dookoła, ale wiem, że to nic nie da. Jeśli pojawi się Zjawa, to my jesteśmy bezbronni, to my się nie obronimy.

W końcu docieramy do miejsca, w którym na naszej drodze leży przewrócone drzewo. Wyciągam dłonie, aby się podeprzeć i przeskoczyć przez nie, gdy zza pleców słyszę głos Kiliana:

- Stójcie i nie odwracajcie się.

Widzę kątem oka, że Evan odwraca twarz w moją stronę, ja jednak cały czas wpatruję się przed siebie. Nie chcę patrzeć w jego oczy, nie chcę aby widział mój strach. Nie chcę widzieć w jego twarzy smutku i poczucia winy, za to że wszystko wydarzyło się właśnie tak, jakby to była jego wina. Nie jest. Oboje zgodziliśmy się na ten plan, właściwie wszystko w nim, było niemożliwe do wykonania, coś musiało pójść nie tak. A wchodząc do tego lasu, wiedzieliśmy że nie ma dla nas szans w starciu z Eriką i Kilianem.

A więc to już, myślę. Tu nas postrzelą i zostawią na pastwę Zjawy.

Słyszę dźwięk odbezpieczanej broni i mimo że staram się całą sobą, to nie mogę przestać się trząść. Chcę żyć.

Zamykam oczy i mimowolnie wracam do momentu, w którym to Lucas we mnie celował. Czułam się tak, jakby to nie działo się na prawdę. Od tamtego momentu, już zawsze wszystko było dla mnie jak koszmar.

Może w końcu się obudzę.

Huk strzału, pada tak nagle, że nawet nie jestem w stanie krzyknąć. Gotowa na uderzenie bólu, który ma się pojawić, padam na ziemie, zasłaniając głowę. Evan tuż obok mnie robi to samo. Serce wali mi jak szalone, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że ból nie nadchodzi. To nie ja dostałam.

Przerażona odwracam się w stronę Evana, jednak on jest już odwrócony ku mnie i przygląda się mi uważnie, swoimi brązowymi oczami, pełnymi strachu. On boi się o mnie.

Gdy w końcu dociera do niego, że kula nie dosięgła żadnego z nas, powoli odwraca się ku naszym oprawcą. Widzę zaskoczenie na jego twarzy i nie rozumiejąc co się dzieje, też się odwracam. Jednak nim jakikolwiek obraz pojawia się przed moimi oczami, słyszę głos, który całkowicie obraca szale rozgrywki na drugą stronę. 

Jest i on! Obiecany rozdział! Hm... Sama jestem ciekawa, jak potoczę dalej te małą rozgryweczkę ;D Jak sądzicie, co się wydarzy? Kogo się spodziewać? Mam pewien pomysł i podpowiem wam, że będzie chyba krwawo... Wypatrujcie kolejnego rozdziału, który pojawi się już niedługo ;) 

A tym czasem piszcie komentarze lub gwiazdkujcie, abym wiedziała, że rozdział wam się podobał :D Pozdrowienia dla wszystkich :) 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top